Czy ludzie sukcesu są szaleni?! | worldmaster.pl
#

Zauważyliście, że ludzie sukcesu nie są do końca normalni? Ich sposób działania oraz całe życie nierzadko zakrawa na czyste szaleństwo! To, co robią, wykracza bardzo często poza racjonalne myślenie ludzi, którzy stanowią przytłaczająca większość. Jednak, czy to oznacza, że to właśnie oni powinni się zmienić, czy wręcz przeciwnie? Może to my powinniśmy zmienić swój sposób myślenia i zacząć rozumować na trochę większą skalę? Kto ma tutaj rację? Światowy szaleniec jak Elon Musk, czy nikomu szerszej nieznany Pan Kowalski?


Temat ludzi sukcesu fascynuje mnie już od dłuższego czasu. Choć nie mogę powiedzieć, że drewniane regały w moim pokoju uginają się od biografii osób, postrzeganych za wielkich tego świata, to myślę, że przynajmniej w swoich własnych oczach, mogę się uznać za pasjonata studiowania ich historii oraz życia. Mechanizmy, dzięki którym osiągnęli swój sukces i droga do niego prowadząca jest niesamowicie interesująca i niezwykle pouczająca. Jednak rzecz, dzięki której pokochałem czytać o innych ludziach, to możliwość zgłębiania ich osobowości, charakteru i zachowania.

To właśnie ta niespotykana okazja, do wnikliwego dotarcia do wnętrza wszystkich osób postrzeganych za ludzi sukcesu, spowodowała moją wielką fascynację tym tematem. Sukces, jaki osiągnęli i ścieżka, którą wytyczyli, są naprawdę nieziemskie, jednak od zawsze – nawet w sposób podświadomy – mój umysł bardziej skupiał się na tym, jacy oni byli, jak się zachowywali i co czuli w konkretnych momentach. Zjawisko radzenia sobie z porażkami, a także ze zwycięstwami czy ich dzieciństwo, są dla mnie czynnikiem bardziej interesującym niż ich kolejne wielkie dzieła. Nie uznajcie, że dyskredytuje to, co uczynili, stawiając na piedestale to, jacy wtedy byli. Chciałbym tylko ukazać Wam, że to historia ludzi sukcesu i ich wnętrza, wielce fascynuje mnie bardziej, niż historia ich sukcesu. Nie zmienia to jednak faktu, że jakikolwiek rozdział biografii, poświęcony czemukolwiek, znika w moim przypadku w zastraszającym tempie, czytelniczego transu.

Dodając jeden z postów na moim prywatnym koncie na Instagramie całkiem przypadkiem wysunąłem tezę, która stała się gruntownym fundamentem, na którym opiera się ten tekst. Trzymając się w ostatnich tygodniach kurczowo biografii Elona Muska, wystosowałem pewną hipotezę, jakoby każdy człowiek sukcesu, postrzegany za „wielkiego” tego świata, miał coś z szaleńca.

Elon Musk – szaleniec w ludzkiej skórze.

elon musk

Źródło: www.whatnext.pl

Trudno o lepszy przykład argumentujący moją tezę niż Musk. Facet, który już zrewolucjonizował świat i który ma zamiar czynić to nadal, na większą – niespotykaną dotąd skalę. Jest to mężczyzna, który ma tak wielkie plany i ambicje, że wielu postrzega go w roli cyrkowego błazna lub prawdziwego szaleńca. Jego zamiary kolonizacji Marsa i szukania miejsca we wszechświecie dla ludzi, wydają się istnymi mrzonkami, jednak warto zdać sobie sprawę, że mówiono o nim to samo, w przypadku projektów dotyczących jego firm SpaceX oraz Tesla, które od kilku lat robią istną furorę na rynku kosmicznym, jak i samochodowym.

Musk jest osobą szaloną nie tylko pod kątem swoich niewybrednych ambicji, ale także z perspektywy własnej osobowości. Niesamowicie wymagający w stosunku do ludzi, którzy go otaczają i od siebie samego. Piekielnie mądry, kierujący się w życiu momentami tak chorymi zasadami, że dla zwykłego śmiertelnika są one nie do przyjęcia, a co dopiero do wdrożenia w życie. Dziwny i różniący się od innych ludzi oraz myślący w kompletnie innych kategoriach. Przez wielu postrzegany za szaleńca. Z jednej strony, trudno się temu dziwić, ale jednak od lat skrupulatnie realizuje swoje cele, wprowadzając swoje niecodzienne ambicje do życia nas wszystkich.

Szaleństwo wśród wielkich ludzi to normalność.

Przykładów szaleństw ludzi sukcesu jest o wiele więcej i myślę, że w każdej biografii, każdego człowieka reprezentującego to zaszczytne grono, znalazłby się niemały fragment, potwierdzający moje słowa. W przypadku wielu z nich byłaby to zapewne i cała książka. Choćby sam Richard Branson, wielki przedsiębiorca i właściciel całej marki Virgin, wielokrotnie ryzykował nie tylko własne zdrowie, ale także i życie, żeby spełnić swoje sportowe ambicje. Sami przyznacie,  że już sama próba przepłynięcia Pacyfiku łodzią czy przelecenia całego świata balonem nie jest do końca normalna, prawda? Nie wspominając już o jego rzuceniu szkoły w wieku 16 lat.

Micheal Jordan i jego tzw. „trash-talking” (forma agresji słownej, mająca za zadanie „złamać” przeciwnika i obniżyć jego pewność siebie, a tym samym prezentowany poziom umiejętności) przeszedł niemalże do historii, przylepiając mu łatkę szaleńca. Również Mike Tyson i jego… Cóż. W jego przypadku nie ma konkretnej rzeczy. Cała jego kariera profesjonalnego boksera była jednym, istnym szaleństwem. Obłędem, który dał mu miejsce na samym szczycie nie tylko boksu, ale i całego świata.

Być szalonym, znaczy być innym.

W tym momencie zapewne wielu z Was głowi się, czy to właśnie szaleństwo jest czynnikiem predysponującym do osiągania sukcesów? To jest trudne pytanie i nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Jestem jednak pewien, że sam czynnik szaleństwa nie dyktuje tego, kto realizuje swoje marzenia, a kto nie. Gdyby tak było, to większość ludzi byłaby postrzegana za ludzi sukcesu, a tak przecież nie jest. Myślę, że szaleństwo wielkich tego świata nie jest czymś w rodzaju opętania, czy dzikiego obłędu.

myślenie

Moim zdaniem ich szaleństwo zawsze sprowadza się do tego, że potrafią oni myśleć, marzyć i w końcu realizować to, o czym nikomu innemu się nawet nie śniło. Właśnie dlatego, oni wszyscy postrzegani są za szalonych i zdecydowanie odbiegających od norm zdrowego rozsądku. Są oplątani własnymi wizjami oraz ambicjami do tego stopnia, że potrafią dostrzec to, co znajduje się za horyzontem pozostałych ludzi. To wizjonerzy. Ludzie jak Elon Musk, zmieniający świat, jego postrzeganie oraz możliwości.

Rodzi się tutaj jednak pewne pytanie. Bardzo fundamentalne i podstawowe w tym momencie mojego tekstu.

Czy to szaleństwo i inność ludzi sukcesu predysponuje ich do sukcesu, czy to nasze postrzeganie ich za szaleńców, uniemożliwia nam stanięcie tuż obok nich w szeregu?

To nie jest łatwe pytanie i zdecydowanie nie ma na nie łatwej odpowiedzi. Jestem daleki od twierdzenia, że wystarczy być szalonym, aby spełniać swoje marzenia. Niemniej jednak ta inność wielkich ludzi oraz ich dar dostrzegania tego, co niedostrzegalne dla innych, pozwala im realizować swoje najskrytsze projekty, znajdujące się w ciemnych zakamarkach ich umysłów. Wielkie dzieła, które realizują, są przez nas – zwykłych ludzi, postrzegane za dziwne, odmienne i zdecydowanie niepojęte oraz szalone. Uświadomić sobie warto, że dla nich jest to całkiem normalne. Po prostu spełniają swoje kolejne ambicje, które powstały w ich głowie. Nie postrzegają tego w kategoriach szaleństwa i opętania rządzą sukcesu. Jest to coś normalnego i dość codziennego. Tylko dla nas – tych, którym daleko do sukcesu Muska, Gatesa czy Jobsa, zdawać się może, że to, co stworzyli lub tworzą, jest szalone.

W gruncie rzeczy narzucamy na siebie ograniczenia i wstawiamy swój umysł w ciasne pudełko, które uniemożliwia nam kreatywne myślenie, odbiegające od schematów. Umieszczamy go tam na siłę przez lata edukacji i nieefektywnego życia, słuchając nie tych, których słuchać powinniśmy. W efekcie to, co czynią ludzie sukcesu, wydaje nam się być czymś kuriozalnie dziwnym. Niepojętym dla naszego ciasnego umysłu.

Kto tu naprawdę jest obłąkany?

Prawdą jest, że istotnym czynnikiem, który determinuje sukces, jest nie tyle szaleństwo, ile brak własnych ograniczeń i negatywnych myśli. Zapewne, gdyby Musk zadręczał się destrukcyjnymi myślami, nigdy nie doprowadziłby Tesli do punktu, w którym się znajduje obecnie. Widmo bankructwa zjadłoby go od środka, wypluwając z obrzydzeniem po jakimś czasie. W rzeczywistości Elon Musk nigdy nie stracił swojej hardości ducha i zawsze podążał wytyczoną ścieżką. Robił to, bo był wystarczająco szalony, aby nie narzucać na siebie żadnych ograniczeń i wierzyć w swoją własną wizję samochodu przyszłości.

tesla

Źródło: www.electrek.co

Uważam, że jedynym szaleństwem w całym tym zestawieniu jest nie zachowanie ludzi sukcesu, ale nas wszystkich – tych pozostałych. Szalone, że potrafimy tak bardzo ograniczać swoje myślenie i postrzeganie świata. Nasz światopogląd sprowadza się do siedzenia za biurkiem, wypełniania dokumentów, oglądania filmów i powtarzania oświeconych mądrości z serwisów informacyjnych i plotkarskich, które notabene niewiele się od siebie różnią. Jesteśmy pełnosprawni fizycznie, ale zdecydowanie ograniczeni umysłowo z powodu własnych poglądów oraz zasad. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że na świecie są ludzie oraz miejsca, które są niezwykłe i wystarczająco piękne, aby można było zrobić z nich coś nieziemskiego. Coś, co nie mieści się w poznanych dotychczas kanonach.

To my jesteśmy obłąkani. Opętani normalnością i brakiem perspektyw. Nasze myślenie ogranicza się do tak trywialnych rzeczy, jak jedzenie czy sen, podczas gdy Elon Musk i jego zespół, który skrupulatnie stworzył, potrafił i potrafi pracować nadal po 16, a nawet 20 godzin dziennie, urzeczywistniając to, co my uważamy za szalone.

Bądź wizjonerem i wytyczaj szlaki.

Zastanówmy się nad tym wszystkim dogłębnie. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy mamy takie same możliwości fizyczne, ale tylko garstka potrafi coś z tym zrobić i wywindować się na prawdziwe szczyty tego świata. Czy to nie dziwne, że pomimo tych samych cech, jedni w życiu tylko przegrywają, a inni na końcu wygrywają?  Wszystko sprowadza się do umysłu i osobowości. To dlatego właśnie tak bardzo fascynuje mnie to zagadnienie oraz cały temat i historie ludzi sukcesu. Ich wnętrze, charakter i zachowanie determinuje sukces, który osiągają. To właśnie te czynniki stoją murem za chwiejnymi pomysłami i chorymi ambicjami, które wprowadzają w życie.

Odmienność, z jaką spoglądają na świat. Ich inność oraz kreatywność, za którą nieraz byli prześladowani i mieszani z błotem. Niesłychana i niepojęta etyka pracy oraz chęć urzeczywistniania własnych ogromnych ambicji, predysponuje ich do miana ludzi sukcesu. Na pewno mają w sobie wystarczającą nutkę szaleństwa. W końcu nie da się ukryć, że należy być odrobinę szalonym, aby wyjść poza utarte schematy i dążyć do czegoś, czego nikt inny dotychczas nie zrobił. Życie pioniera jest szalone, bo wytycza niepojętą i niemożliwą do przejścia wcześniej ścieżkę. Jednak warto to robić, bo możliwość oglądania jak dotąd nieprzejednana droga, zamienia się w uczęszczany szlak, jest niezwykłym zjawiskiem.

Ludzie sukcesu to pasjonujący temat. Mógłbym o nich nie tylko pisać i mówić godzinami, ale także i czytać. Ich droga do sukcesu jest zawsze kręta i wyboista, ale zawsze znajdują odpowiednią trasę. Historia, którą sobą reprezentują, potrafi unieść na skrzydłach motywacji niejedną osobę, chcącą podążać ich drogą…

Jednak to właśnie w tym tkwi cały sęk…

Nie możesz być pionierem, jeśli będziesz czyjąś kopią.

Jeśli chcesz być drugim Muskiem to wiedz, że nigdy nie będziesz pierwszy. Zawsze będziesz w cieniu tego, który ten szlak wytyczył i był na tyle szalony, aby to zrobić. Ludzi sukcesu cechuje szaleństwo robienia tego, czego nikt inny wcześniej nie dokonał – przynajmniej na tak wielką skalę. Chcąc należeć do tego grona, musisz być na tyle opętany własną wizją przyszłości, aby także stworzyć coś niespotykanego. Zadowalając się drugim miejscem, od razu stawiasz się w szeregu nie ludzi sukcesu, ale aspirujących do tego miana. Nawet jeżeli jesteś bliżej swojego marzenia, niż ktokolwiek inny.

Dlatego właśnie, to zgłębianie ich wnętrza oraz osobowości, może dać lepsze oraz ciekawsze rezultaty. Obserwowanie i odnotowywanie ich zachowań w określonych sytuacjach życiowych, możemy w pewnym stopniu przenieść na własne życie i stopniowo z nich korzystać, dopasowując do własnych realiów. W ten sposób nie stworzymy drugiego PayPala, ale pamiętając o jakże trudnej osobowości Muska i jego zachowaniach, możemy wytyczyć własny szlak, tworząc tym samym coś zupełnie innego – dotąd niezrobionego.

Żyjmy i myślmy na wielką skalę jak ludzie sukcesu.

szaleństwo

Nie da się ukryć, że ludzie sukcesu są inni i szaleni w naszych oczach. To właśnie ten czynnik powoduje, że nie potrafimy zrobić tego, co oni. Ich wizje, oceniamy jako wyimaginowane senne mary. Kiedy my postrzegamy ich jako niepoprawnych wizjonerów i obłąkanych przedsiębiorców, oni w tym czasie pracują i wprowadzają w życie swoje nieograniczone ambicje. To jest granica dzieląca Nas – śmiertelników, od Nich – istnych bogów chodzących po ziemi i zmieniających świat. Zmieńmy swoje myślenie i wyrzućmy z głowy wszelkie ograniczenia. Zacznijmy myśleć i samemu kreować własny światopogląd. Wytyczajmy osobiste ścieżki i obserwujmy, jak radzili sobie z tym zadaniem, wielcy tego świata. Bądźmy inni, odrzućmy wszelkie schematy. Myślmy bezpardonowo, nie zważając na ograniczenia i zasady. Dopóki żyjemy, możemy wszystko i w momencie, gdy sobie to uświadomimy oraz zaczniemy realizować własne ambicje, cały świat może okazać się wcale nie szalony i nie niepojęty, ale pełen barw możliwych do eksploracji.

Nie możemy robić tego, co większość, oczekując życia, jakie ma mniejszość.

Jestem dumny z bycia autorem powyższych słów, bo jest to żelazna zasada, którą powinniśmy się kierować. Słuchając i podążając za ludźmi bez ambicji i wizji, sami tacy będziemy. Nie możemy żyć w ograniczonym środowisku i robić nieograniczone rzeczy. Zawsze ktoś sprowadzi nas do swojego poziomu.

Żyjmy bez ograniczeń. Myślmy, jak ludzie sukcesu i podążajmy nie za ich drogą, ale za nimi, bo to oni tę drogę utorowali. Uczmy się od nich, ale wytyczajmy własne szlaki. Bądźmy inni, bądźmy wspaniali…

Bądźmy szaleni!

Kim są ludzie sukcesu? Ich poprawne zdefiniowanie potrafi nastręczać nie lada trudności. W końcu samo słowo „sukces” także nie jest do końca jasne. Co ono tak naprawdę znaczy? Co możemy określać, jako wielkie osiągnięcie? I w końcu najważniejsze pytanie – co determinuje, że możemy mówić o sobie „człowiek sukcesu”? Ambicja? Czy może zupełnie coś innego? Wiele pytań, ale jeszcze więcej odpowiedzi. Tutaj! W tym tekście!

Czy kiedykolwiek zadawałeś sobie nieśmiałe pytanie, brzmiące: „Czy jestem człowiekiem sukcesu?”. Zapewne Twoja odpowiedź nie była wcale tak jednoznaczna, a Ty nie potrafiłeś znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły i wiedzy, aby móc na nie pewnie odpowiedzieć. Możliwe, że podświadomie z wielkim utęsknieniem oczekiwałeś, że zostaniesz tak określony przez kogokolwiek, a tym samym Twój wewnętrzny spór zostanie rozwiązany. Jeśli cały czas toczysz ze sobą debatę dotyczącą postrzegania samego siebie we własnych oczach, to znalazłeś się w idealnym miejscu. Przeczytaj kolejne linijki słów i już dziś przekonaj się, czy możesz nazwać siebie pełnoprawnym członkiem, elitarnego klubu sukcesu.

Przede wszystkim, należy uświadomić sobie, że każdy z nas ma inne postrzeganie znaczenia słowa „sukces”. Determinuje je nie tylko nasze doświadczenie życiowe, ale także wartości, zasady oraz głównie ambicje, jakimi się kierujemy. Sukces Pana Kowalskiego może być codziennością Pani Jadzi z warzywniaka. Nasze własne postrzeganie siebie, swoich osiągnięć oraz przede wszystkim stawiane sobie cele, warunkują, jak się oceniamy.

ambicja

Sukces jest zawsze warunkowany przez czynności, osobiście przez nas wybrane.

Twoja własna, wewnętrzna definicja sukcesu, może zakładać przebiegnięcie 5 kilometrów każdego dnia. Wykonywanie tej czynności codziennie, stawia Cię w Twoich własnych oczach w panteonie ludzi sukcesu. Czujesz się spełniony oraz szczęśliwy, bo każdego dnia osiągasz sukces, poprzez skrupulatne realizowanie swoich celów. Jednak dla Pana Marka sukcesem może być wygranie szachowego turnieju. Dla osoby z zewnątrz, drugi przypadek definiuje sukces na płaszczyźnie bardziej złożonej, a tym samym ambitniejszej, bo rodzi to jednak większe trudności w jego realizacji i wydłuża drogę do jego osiągnięcia.

Rozpatrywanie zjawiska sukcesu jest bardzo złożoną sprawą. Kiedy to robimy, warto pamiętać o dwóch, ważnych rzeczach.

  • Po pierwsze, umieścić definicję sukcesu w określonym kontekście.
  • Po drugie, zwrócić uwagę na własne postrzeganie sukcesu.

Pierwszy przypadek dotyczy uwzględniania w swoich rozważaniach predyspozycji oraz uwarunkowań osób, których ewentualny sukces może dotyczyć. Chodzenie będzie codziennością dla dorosłego, zdrowego człowieka, ale będzie niewiarygodnym sukcesem dla małego, dopiero raczkującego dziecka. Posługując się wcześniejszym przykładem – przebiegnięcie 5 kilometrów dla osoby otyłej i nieaktywnej, może być większym sukcesem, niż wygranie turnieju szachowego przez Pana Marka, który jest profesjonalnym szachistą. Nawet jeśli z pozoru, wydawać nam się by mogło, że to ta druga czynność jest ambitniejsza i bardziej problematyczna.

Tutaj także objawia się drugi przypadek rozpatrywania zjawiska sukcesu – nasze własne postrzeganie go i reguły, którymi kierujemy się w życiu. Zazwyczaj to osoba trzecia kreuje opinie na temat tego, czy można uznać kogoś za człowieka sukcesu, czy też nie. Niestety zapominamy, że opiniotwórca, także ma własne zasady, którymi się kieruje. Dlatego wracając do przykładu biegu oraz szachów, inny werdykt w kwestii większego osiągnięcia wyda zwolennik biegania, a inny – zwolennik szachów. Również sposób myślenia, umiejętność empatii i wejścia w skórę drugiego człowieka, będzie implikowała nasze postrzeganie ludzi sukcesu.

Ludzie sukcesu. Jak definiuje ich życie?

Aby tekst ten nie przypominał wykładu ze starożytnej filozofii z istną dżunglą wiadomości, powiązań, zależności i wszystkiego, co filozofowie zapewne kochają, warto pochylić się nad zjawiskiem sukcesu w sposób życiowy.

Conor McGregor - człowiek sukcesu

Źródło: www.mmarocks.pl

Często w swoich tekstach używałem i zapewne nadal będę używał stwierdzenia – „ludzie sukcesu”. Nie da się ukryć, że te dwa słowa wywołują w nasz wszystkich określoną i bliźniaczo podobną reakcję. Czytając je, nasz umysł podsuwa nam obrazy najpopularniejszych gwiazd sportu, wpływowych ludzi i najbogatszych tego świata. Przewijają nam się twarze Elona Muska, Billa Gates’a czy Cristiano Ronaldo. Naturalne jest, że możemy dysponować inną definicją sukcesu, jednak pewne jest, że ludzie sukcesu dla każdego z nas oznaczają znanych i podziwianych tego świata. Ludzi, którzy dokonali wyczynów światowego formatu i stali się zapamiętani na zawsze.

Myślę, że to całkiem sprawiedliwy osąd i odpowiedni werdykt.

A co jeśli…

…stając teraz niejako w opozycji do swoich słów – zaskoczę Cię!? Siedzisz? Świetnie! W takim razie posłuchaj!

Ja i Ty drogi czytelniku, także możemy należeć do tej grupy! Nie jest to zuchwałe gadanie bez żadnych podstaw. Wracając do naszej filozoficznej części tekstu pamiętajmy, że każdy z nas definiuje sukces na podstawie własnych ambicji, celów oraz uwarunkowań. Wcale nie musimy mieć majątku liczonego w miliardach, aby być ludźmi sukcesu. Nie potrzebujemy być bożyszczem setek milionów młodych chłopców, marzących o karierze piłkarza. Oczywiście, że i dla nas byłby to ogromny sukces, jednak możemy zdobyć takowe określenie również w inny sposób, który sami sobie zdefiniujemy.

Jeśli naszym celem jest awans w pracy, to w momencie jego osiągnięcia, sami będziemy postrzegali siebie jako człowieka sukcesu. Zrealizowaliśmy swój cel, podążamy do przodu i wspinamy się po szczeblach życia. Spełniamy swoje własne warunki, odpowiadające za definicję sukcesu, więc mamy wszystko, co jest nam potrzebne, do patrzenia na siebie przez pryzmat tryumfu i wygranej.

ludzie sukcesu

Każdy z nas może być człowiekiem sukcesu. Różnica polega tylko na skali jego natężenia i posiadania własnych ambicji. Zwróćmy uwagę, że szeroko znani ludzie sukcesu są tak postrzegani nie tylko przez siebie, ale przez dużą część społeczeństwa. To właśnie owa popularność oraz zgodność, co do ich określania przez wielu ludzi, czyni z nich zwycięskie jednostki.

Sprzeczność.

Porównując osiągnięcia Elona Muska do zdobyczy Pana Kowalskiego, możemy zaobserwować pewien paradoks. Pan Kowalski sam może się uznać za człowieka sukcesu, bo takie ma ambicje i kieruje się określonymi przez siebie zasadami. Nie jest jednak uznany za zwycięskiego człowieka przez społeczeństwo, gdyż ono kieruje się zupełnie innymi wartościami. W ich opinii „człowiek sukcesu” musi dokonać czegoś wręcz spektakularnego. Natomiast w przypadku Elona Muska, sytuacja może być zgoła odwrotna. Przez świat jest postrzegany za jednostkę, która osiągnęła i dokonała niebotycznych dzieł, ale on sam może siebie tak nie widzieć. Dlaczego?

Bo ma wobec siebie większe wymagania niż społeczność i jego ambicja wykracza poza ambicje większości.

Ambicja.

To właśnie ona determinuje sukces i jego postrzeganie. Także nasze własne zasady oraz wartości, którymi określamy prawdziwe zwycięstwo, wpływa na jego definicję oraz rejestrowanie ludzi sukcesu. Nie ma nic złego w postrzeganiu własnych osiągnięć w kategoriach tryumfu. To może być świetna gratyfikacja za wcześniejszy trud lub docenienie siebie za to, czego dokonaliśmy. Nie wzbraniam przed takim działaniem i jestem głęboko przekonany, że posiadanie odpowiednio wysokiej samooceny oraz bycie wdzięcznym za czynniki nas otaczające, prowadzi do zdrowej sytuacji życiowej. Dzięki temu potrafimy spojrzeć na siebie i swoje dokonania przychylnym okiem i dostrzec w nich prawdziwą wspaniałość, mogącą zaowocować przyszłymi sukcesami. W końcu wieczne niezadowolenie z siebie nie może zaprowadzić nas do niczego dobrego. Szczególnie jeśli rodzi to problemy z natury braku pewności siebie i wiecznego karania się za własne niedoskonałości.

sukces

Niemniej jednak pragnę zwrócić uwagę, że wszyscy ludzie sukcesu są postrzegani tak przez społeczeństwo, dlatego że prawdopodobnie mają od nich większe ambicje. To one zaprowadziły ich do obecnego miejsca i to one determinują, jak ich widzimy. Choć same ambicje będą niczym, jeśli nie połączymy ich z ciężką pracą i odpowiednim poświęceniem, to jednak dzięki nim, możemy zmienić swój sposób myślenia na „większy”, „mocniejszy” i zdecydowane bardziej zuchwały.

Przestrzegałbym jednak przed zbyt mocno wygórowanymi ambicjami. Warto mieć je duże, ale lepiej, aby były one realne oraz dostosowane do naszego życia. Gdyby moją własną ambicją było zbudowanie rakiety i podążanie śladami Muska, to całe moje życie byłoby wieczną frustracją. Nie tylko dlatego, że nie mam pojęcia na ten temat, ale także dlatego, że nie jest to dziedzina życia, którą bym się pasjonował.

Walcz, bo warto!

Człowiekiem sukcesu może być każdy z nas. Bez względu na to, co robimy i kim jesteśmy. Jedyną różnicą jest skala natężenia tego zjawiska i postrzegania go przez innych oraz głównie nas samych. Czynnikiem, który go determinuje, nie jest tylko ambicja, ale także własne zasady oraz indywidualne predyspozycje. Nie da się jednak ukryć, że ci, którzy są powszechnie znani i podziwiani, rzeczywiście należą do tego grona. Swoją pozycję zawdzięczają nie tylko wygórowanym celom, ale także ciężkiej pracy i poświęceniu. Dlatego pomimo tego, że w każdej chwili możemy nazwać się człowiekiem sukcesu, to stanie się nim w odniesieniu do całego świata, wymaga od nas nie lada pracy i nieziemskich wyrzeczeń. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy o to walczyć.

Być może za parę lat, to właśnie My – dzisiejsi ludzie sukcesu własnych oczu, będziemy stanowili definicję tego zjawiska w skali światowej. Przekonajmy się! 

Witaj drogi czytelniku. Jak się miewa Twoja ukochana mama? Przeprosiłeś ją, za swoje bezpodstawne zdenerwowanie? Kiedy ostatni raz, bliska osoba usłyszała Twój głos? Kiedy ostatni raz powiedziałeś im, że ich kochasz? Nie pamiętasz? Szkoda… Twoi bliscy nie są wieczni, a czas nieubłaganie zmierza ku końcowi…

Dziś chciałbym zabrać Cię w niesamowitą podróż po Twojej własnej wyobraźni. Chcę opowiedzieć Ci pewną, wyimaginowaną przeze mnie historię, która w każdej chwili może stać się rzeczywistością i dotknąć Ciebie, mnie lub każdego na tym świecie. Czy jesteś gotowy ją usłyszeć? Czy ofiarujesz mi swój wartościowy czas na wysłuchanie jej i tego, co mam Ci do przekazania?

Zapewne jak każdy, masz w swoim życiu kogoś bliskiego. Z kimś, z kim dzielisz swoje życie, sukcesy, porażki, marzenia oraz czas. Osobę, która zna Cię lepiej niż ktokolwiek inny. Zazwyczaj mówimy na nią mama, żona, siostra lub tata, mąż, brat czy przyjaciel. Jednak pomimo bliskości, jaka Was łączy i zażyłych relacji, zdarzają się dni, a nawet całe tygodnie lub miesiące, gdzie dotąd ta bliska osoba denerwuje Cię.  Doprowadza do prawdziwego, istnego szału. Zupełnie bez powodu.

Bliska osoba. Ostoja życia czy przeszkoda?

bliska osoba

Nie bez znaczenia pozostaje odpowiedzenie sobie na pytanie, skąd bierze się Twoja niechęć do osoby w Twoim otoczeniu i co ją powoduje. Może jest to różnica poglądów wynikająca z rozbieżności wieku, innej płci lub sposobu wychowania? A może Twoja złość, to tylko frustracja wynikająca z niezrealizowanego projektu w pracy, odrzucenia przez adorowaną osobę albo zwyczajnie, gorszego okresu w życiu?

Niestety, prawdopodobnie nie próbujesz znaleźć źródła. Sam nie wiesz, co się dzieje, ale nie potrafisz odnaleźć przyczyny swojego bezczelnego i dziwnego zachowania. Przecież ten człowiek, ta ukochana bliska osoba, która ciągle przyjmuje Twoje ciosy, nie robi nic innego niż do tej pory. Nadal jest taka sama, jaka była wcześniej, a mimo to Ty zachowujesz się w stosunku do niej inaczej. Gorzej i oschlej. Irytuje Cię każdy jej ruch. Każda niedoskonałość, na którą wcześniej nie zwracałeś uwagi. Każde niepoprawnie wypowiedziane słowo lub zdanie, w którym Ty doszukujesz się ukrytego podtekstu, rzekomo uderzającego w Twoją osobę oraz godność.

Wszystko krytykujesz, wszystko bierzesz do siebie zbyt dosłownie, wytykasz błędy podniesionym głosem, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że Ty robisz dokładnie to samo. Stajesz się hipokrytą bez skrupułów. Nie liczysz się z uczuciami drugiego człowieka. Mama, tata, przyjaciel – jakakolwiek bliska osoba, staje się dla Ciebie nic nieznaczącym pyłkiem, unoszącym się na wietrze.

Tkwisz w takim stanie, dopóki nie znajdziesz rozwiązania swoich problemów, a następnie nie przeprosisz osoby, z którą łączy Cię tak szczególnie silna więź. Przebłagasz u niej wybaczenie za to, co musiała wysłuchiwać i przez co musiała przejść. Kiedy złość i rozdrażnienie panuje nad nami, my przestajemy panować nad sobą. Często wypowiadamy słowa, których potem żałujemy.

Historia, która może stać się rzeczywistością.

Ty również mogłeś niejednokrotnie powiedzieć w amoku szaleńczego zdenerwowania coś, co doszczętnie dotknęło Twoją bratnią duszę. Być może była to Twoja własna, ukochana i wspaniała mama. Mogłeś wypowiedzieć słowa, które ugodziły ją prosto w serce. Spowodowały prawdziwy ból w takim stopniu, że musiała ochłonąć, wychodząc z mieszkania na zewnątrz.

Kiedy emocje już opadły, a w powietrzu bitewny kurz, wywołany Twoją niezrozumiałą tyradą, jeszcze się unosi, zaczynasz żałować tego, co rzekłeś. Uświadamiasz sobie, jak wielkim głupcem byłeś i stawiasz sobie jedno, bardzo ważne pytanie, na które nie potrafisz znaleźć odpowiedzi:

„Jak mogłem zrobić to własnej mamie, która zawsze jest dla mnie taka dobra?”.

Doskonale zdajesz sobie sprawę, że czas nieubłaganie kroczy przed siebie i nie da się go cofnąć. Wiesz także, że przeszłości nie można zbyt długo rozpamiętywać, bo można się w niej zatracić i stracić kontakt z rzeczywistością. Dlatego więc, z wyrzutami sumienia i łzami w oczach, układasz sobie w głowie formułę swoich szczerych przeprosin, które wyrzekniesz wprost do ucha ukochanej rodzicielki. Wiesz doskonale, że może tak szybko nie zapomni o Twoim zachowaniu, ale na pewno Ci wybaczy.

Mija jednak pół godziny, godzina, a potem kolejna, a Twoja mama nie wraca. Jesteś sam w domu, zbliża się wieczór i zaczynasz się martwić, czy aby na pewno Twoje słowa nie wywołały w niej większego spustoszenia, niż mógłbyś przypuszczać. W końcu przełamujesz się i postanawiasz do niej zadzwonić z szybko bijącym sercem. Czujesz strach zmieszany z wielką skruchą rozlewającą się po całym Twoim ciele. Nogi Ci miękną, ale…

Mama nie odbiera.

Na samą myśl, że zapewne nie słyszy dźwięku swojego telefonu, siedząc samotnie w pobliskiej kawiarni, pośród gwaru szczęśliwych rozmów otaczających ją obcych ludzi, czujesz dojmujące ukłucie żalu w sercu. To Ty jesteś sprawcą tego całego zdarzenia. Jeszcze raz powtarzasz słowa przeprosin i przed samym sobą przysięgasz solenną poprawę, że nigdy więcej nie dopuścisz do zaistnienia podobnej sytuacji.

„Halo? Mama?”

W końcu po parunastu minutach od Twojego telefonu, widzisz na wyświetlaczu swojego białego smartfona uśmiechniętą, tak dobrze znaną Ci twarz, pod którą widnieje podpis: „Mama”. Przez głowę, przelatuje Ci szybka i ulotna myśl, która pojawiła się po zobaczeniu jej fotografii:

„Od dziś dążę do tego, aby moja mama zawsze wyglądała tak, jak na tym zdjęciu”.

Odbierasz telefon i z niepewnością w głosie, mówisz cicho: „Mamo?”, ale w słuchawce nie słyszysz tak dobrze znanego i kochanego głosu, który uspokajał Twoje zszargane nerwy, gdy jeszcze byłeś dzieckiem. Głosu, który tak wiele razy pocieszał Twoją zranioną duszę i wypowiadał szczere słowa: „Kocham Cię”.

Słowa wypowiada mężczyzna, którego nie znasz. Przedstawia się, a Ty słyszysz w jego barwie głosu skruchę, dojmujący smutek i skrępowanie. Mówi ciszej niż powinien. Myślisz, że to tylko zabawny żart ze strony Twojej mamy, chcącej się na Tobie zrewanżować, jednak po chwili uświadamiasz sobie, że…

Jej głosu, już nigdy więcej w życiu nie usłyszysz.

Mężczyzna, okazuje się policjantem, jednak dla Ciebie na zawsze zostanie zapamiętany jako istny posłaniec śmierci. Informuje Cię, że kobieta, którą kochałeś ponad życie, zginęła na przejściu dla pieszych, wpadając pod rozpędzony samochód, kierowany przez pijanego mężczyznę.

Już więcej nie powiesz jej, jak bardzo ją kochasz. Nie wyznasz jej tego, co do niej czujesz i nie przeprosisz ją za to, co jej chwilę wcześniej uczyniłeś… Wszystko przepadło. Zostały już tylko niewypowiedziane słowa, łzy spływające delikatną kaskadą po Twoich policzkach, słony smak w ustach i ogromny żal w sercu…

Czas nieustannie przelatuje nam przez palce…

czas

To tylko wymyślona przeze mnie historia, która może stać się realną w każdym momencie naszego życia. Proszę, nie traćmy czasu danego nam z bliskimi na denerwowanie się na nich. Wykorzystajmy te wspólne chwile, najlepiej jak potrafimy. Nigdy nie wiemy, czy słowa, które wypowiemy do ukochanej osoby, nie będą ostatnimi, które ona od nas usłyszy.

Spotkajmy się z tymi, z którymi jesteśmy skłóceni. Powiedzmy magiczne „przepraszam”. Przyznajmy się do winy, jeśli to my jesteśmy winowajcami. Porozmawiajmy, zakopmy wojenny topór, dojdźmy do porozumienia. Schowajmy swoją dumę i pierwsi wyciągnijmy dłoń na przebaczenie. Dłoń, która jest początkiem ku lepszemu. Nie denerwujmy się, ale kochajmy siebie nawzajem. Nie czekajmy z okazywaniem uczuć! Czas, który został nam dany, nie jest przez nikogo poznany. Może dobiec końca w każdej chwili, a po jego zakończeniu nie będzie już miejsca na to, aby naprawić krzywdy wyrządzone innym.

Gdy bliska osoba sprawi, że ponownie zawrze Wam krew w żyłach, przywołajcie sobie do głowy historię, którą Wam opowiedziałem i odpowiedzcie sobie we własnych myślach na pytanie:

„Jak się będę czuł i jak wyglądać będzie moje życie, gdy tej osoby zabraknie?”.

Czy ten tekst jest cudownie niecodziennym przepisem na sukces? Trudno powiedzieć. Jednak, kiedy dokładnie go zgłębicie, może i Wy także dostrzeżecie, że ludzie sukcesu i ich sylwetka, to wcale nie tak abstrakcyjne połączenie, jakby mogło się wydawać. Być może to jest właśnie ten pierwszy krok, na drodze ku wielkości?

Historie ludzi sukcesu są niebywale interesujące. Pokazują nam ich drogę do miejsca, w którym obecnie się znajdują. Prezentują całą ich ścieżkę na szczyt. Do punktu, w którym stali się podziwiani oraz rozpoznawani przez szerokie grono ludzi na całym świecie. Bardzo często obserwujemy i śledzimy ich w mediach społecznościowych lub poprzez czytanie nowych doniesień na temat ich działalności. To właśnie oni swoją przeszłością inspirują nas, uczą i pokazują, że przy włożeniu w odpowiednią rzecz wystarczającej ilości pracy, można naprawdę zrealizować swoje marzenia.

Dobra sylwetka to pewny sukces? Zaobserwowane zjawisko.

Obserwując regularnie rankingi ludzi najbogatszych na świecie i w Polsce, dostrzegłem pewną korelację między nazwiskami się tam znajdującymi. Nie chodzi tu wcale o branżę, w jakiej działają, kraj pochodzenia czy datę urodzenia. Choć zabrzmi to niesamowicie płytko, to czynnikiem scalającym tych wszystkich wpływowych ludzi lub przynajmniej ich zdecydowaną większość, jest…

Ich wygląd fizyczny. Sylwetka oraz ciało.

ludzie sukcesu

Wystarczy spojrzeć na osoby zajmujące szczytowe miejsca rankingów, opierających się na zgromadzonym majątku, aby dostrzec tę zależność – wśród nich, próżno szukać osób zmagających się z nadwagą lub otyłością. Oczywiście trudno jest to sprawdzić, tylko na podstawie zamieszczonych fotografii. Nie ulega jednak wątpliwości, że każdy z nich wygląda normalnie oraz zdrowo. Szczególnie widać to w przypadku osób relatywnie młodych, poniżej 40 roku życia. Statystyka zawierająca najbogatszych ludzi nieprzekraczających tej bariery wieku, klarownie pokazuje, że szukanie wśród nich osoby otyłej, byłoby podobne do szukania igły w stogu siana. Wśród ich starszych kolegów, naturalną rzeczą jest, że niektóre jednostki odnotowują charakterystyczny dla ich wieku, wzrost wagi.

Nie można porównywać ich sylwetek do ciał osób specjalizujących się, chociażby w sportach siłowych. To naturalne, że nie to jest ich celem życiowym i swój czas, muszą dzielić na inne zadania oraz obowiązki, nie zawsze obejmujące w swoim zakresie trening czy odpowiednie żywienie. Ich sylwetka mieści się jednak w standardowych normach, ogólnie przyjętych za zdrowe oraz odpowiednie dla przeciętnego, normalnego człowieka. Nie ma wśród nich osób z ciałem kulturysty, ale raczej nie doszukamy się w ich gronie persony walczącej z otyłością.

Choć to zależność na którą nie zwracamy uwagi, to jest ona warta poświęcenia jej swojego czasu. Na samym początku rozważań rodzi się istotne pytanie:

  • Czy ich sylwetka jest wynikiem ich obecnego statusu? Innymi słowy – czy to jak wyglądają teraz, wzięło się faktu, że osiągnęli szczyt i mogli sobie pozwolić na ten „luksus”?

Przestudiowałem zdjęcia z młodości kilkunastu najbogatszych lub najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie w chwili obecnej. Na żadnym z nich nie spotkałem pucołowatego Billa Gatesa, grubego Marka Zuckerberga czy niezdrowo wyglądającego Jeffa Bezosa. Również czytając biografie, chociażby Phila Knighta założyciela Nike czy Richarda Bransona właściciela marki Virgin, nie dostrzegłem u nich żadnych objawów nadmiernej masy ciała. Dlatego myślę, że bez wyrzutów sumienia można założyć, iż żaden z nich nie borykał się w przeszłości ze zbyt dużą wagą ciała. Przynajmniej nie w okresie, kiedy zaczynali realizować swoje wielkie plany. Oznacza to, że ludzie sukcesu, swój obecny wygląd, nie zawdzięczają obecnemu statusowi i posiadanemu majątkowi. Był on z nimi od samego początku, aż do dziś.

  • Czy to oznacza, że ludzie szczupli są predysponowani do osiągnięcia sukcesu i realizacji swoich marzeń?

To bardzo odważnie postawiona teza. Jednak nie jest, aż tak bardzo pozbawiona sensu, jakby mogło się wydawać. Przede wszystkim chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości. Wygląd zewnętrzny nie ma bezpośredniego wpływu na nasz przyszły sukces czy pozytywne rozwiązanie wielu spraw. Jestem daleki od uznania go za czynnik determinujący naszą wartość i wyznaczający cokolwiek innego, poza dbałością o swoje ciało. Oczywiście, może on wskazywać na nasza silną wolę i silny charakter czy zwiększać pewność siebie,  jednak nigdy nie powinien on stanowić wartości, od której uzależniamy ocenę siebie czy innego człowieka.

Mimo wszystko to nie przypadek, że Ci najbogatsi i nierzadko najbardziej wpływowi – określanie jako ludzie sukcesu, są szczupli, a ich sylwetka prezentuje się naprawdę zdrowo. Doszukiwanie się przyczyn takiego stanu rzeczy, byłoby dość żmudnym zajęciem. Nie twierdzę, że niemożliwym do zrealizowania, ale wyniki owej pracy, mogłyby skutecznie stworzyć opasłą książkę. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka kluczowych kwestii, które mogą skutecznie ukierunkować nasz tok myślenia na właściwe tory i skłonić do głębszej refleksji.

Wytłumaczenie zjawiska.

Prawdopodobnie ludzie sukcesu, nie niosą ze sobą nadprogramowych kilogramów, gdyż limituje ich czas. Zwróćmy uwagę, że my sami bardzo często jemy nie wtedy, kiedy jesteśmy głodni, ale wtedy kiedy się nudzimy. Taki stan nie występuję jednak w przypadku ludzi pokroju Buffeta, Waltonów czy rodzeństwa Kulczyków. Są zbyt zajęci pracą i wykonywaniem codziennych obowiązków. Często nie mają czasu na spokojnie zjedzony posiłek.

wygląd

Czy dobry wygląd predestynuje do osiągania sukcesów?

Ponadto, jak już ustaliliśmy, ich wygląd nie wziął się z bogactwa. Dlatego być może dzięki temu, już na samym początku, byli bardziej pewni siebie i lepiej postrzegali swoją osobę, co ułatwiło im drogę do przezwyciężania trudności życiowych. Wzięła się ona, przypuszczalnie, nie tyle z „wrodzonej” szczupłości, ile z braku nadwagi. To nie tajemnica, że szczególnie osoby w młodym wieku, borykają się z problemami natury psychologicznej, dotyczącej ich wyglądu zewnętrznego. Bardzo często osoby odbiegające od przyjętych „akceptowalnych” norm, czują się zagubione, odrzucone oraz pomijane. Nie potrafią zaakceptować swojego ciała, co objawia się obniżonym poczuciem własnej wartości oraz pewności siebie.

W tym jednak domyśle istnieje pewna sprzeczność.

Czy to właśnie nie ci, którzy sprawiają wrażenie najdziwniejszych i najbardziej skrytych cichych osób, osiągają w przyszłości największe sukcesy? Nie uważam tego za żadną prawidłowość i receptę na sukces, ale bycie nieśmiałym i innym niż rówieśnicy, nie dyskryminuje ze zdobycia przyszłych, ewentualnych szczytów.

Trzecim sugerowanym przeze mnie rozwiązaniem tej ciekawej zależności, jest zdrowie i lepsze samopoczucie. Osoby borykające się z nadwagą lub otyłością, cierpią na pokaźniejszy szereg chorób, niż ich szczupli odpowiednicy. Może to oczywiście przeszkadzać w codziennym wypełnianiu obowiązków i pracowaniu w tempie, wykraczającym poza bezpieczną strefę dla przeciętnego śmiertelnika.

Ostatnim punktem, niejako scalającym wszystkie pozostałe jest przywiązanie wagi do spożywanego pokarmu. Nie chcę powiedzieć, że dla ludzi sukcesu, bez znaczenia pozostaje to, co jedzą. Jestem pewien, że dbają o swoje zdrowie i o to, co ląduje na ich talerzu. Jednak jestem też przekonany, że nie poświęcają żywności więcej swojej uwagi, niż jest to konieczne. Ten błąd popełniamy bardzo często my sami. Nieustannie planujemy, kombinujemy i myślimy o tym, co zjedliśmy, ile zjedliśmy lub co zjemy. Nie dość, że prowadzi to do ortoreksji, to na dodatek zajmuje nasz tak bardzo cenny czas. To nie przypadek, że bardzo często ci, którzy nie myślą obsesyjnie o jedzeniu i nie przebywają ciągle na „diecie”, tylko zwyczajnie starają się jeść zdrowo, są tymi najszczęśliwszymi szczupłymi ludźmi, realizującymi się życiowo.

Pomyślcie o wszystkich biografiach znanych ludzi, jakie przeczytaliście. O artykułach, wywiadach czy fotografiach, które zobaczyliście. Czy na jakiejkolwiek z nich dostrzegliście, aby ktokolwiek, kto jest postrzegany za osobę, która odniosła globalny sukces, nosił w jakimkolwiek czasie w przeszłości, zbyt wiele kilogramów na swoim ciele? Zachęcam Was do przyjrzenia się tej zależności. Być może to tam tkwi skrywany i dotąd niepoznany przepis na sukces?

Dobry wygląd zewnętrzny, nie oznacza dobrego zdrowia.

sukces

Pamiętajmy również, że swoje rozważania opieram wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym danej osoby. Jak wiadomo, nie jest dobry wyznacznik optymalnego zdrowia. Nie da się ukryć, że tryb życia, jaki prowadzącą lub prowadzili, wszyscy ludzie sukcesu postrzegani za godnych naśladowania, zdecydowanie wykracza poza przyjęte normy, uznane za zdrowe oraz bezpieczne. Napięcie, stres, długie godziny spędzane w pracy, nierzadko w pozycji siedzącej, bezsenność, brak ruchu oraz świeżego powietrza. To jest tylko kilka rzeczy, z którymi borykają się ci, których podziwiamy. Pomimo dobrej sylwetki, jaką reprezentują, ich zdrowie wcale nie musi takie być. Zwróćmy na to swoją uwagę i zadbajmy o ten aspekt w pierwszej kolejności.

Sugeruję się rankingiem najbogatszych ludzi świata, gdyż to on najlepiej odzwierciedla status danej osoby. Nie oznacza to jednak, iż postrzegam pieniądze jako jedyny wyznacznik sukcesu. Wbrew pozorom, Ci znajdujący się na samym szczycie, nie zawsze są tymi najbardziej podziwianymi czy szanowanymi, a już w szczególności – szczęśliwymi. Bez znaczenia, czy jesteś Amancio Ortegą, założycielem sklepu Zara i innych z rodziny Inditexu, czy zwyczajnym panem Kowalskim. Bez względu na ilość zer na koncie bankowym, możesz być człowiekiem sukcesu w każdym możliwym momencie swojego życia. Wszystko zależy od Ciebie i żadna wartość materialna, nie powinna Cię w tej kwestii limitować.

Ludzie sukcesu to rozległy, ale niezmiernie satysfakcjonujący temat.

Wątek ten traktuje dość mocno po macoszemu. Staram się sam siebie limitować długością tekstu zważając, aby nie wykraczał on poza przyjęte normy „dobrego smaku”, gdzie nie będzie odpychał swoją objętością. Jednakże mam ogromną nadzieję, że przynajmniej w małym stopniu wskazałem Wam coś, na co do tej pory nie zwróciliście uwagi. Dzięki temu być może we własnym zakresie, zaczniecie poszukiwać odpowiedzi na nurtujące Was pytania w tej materii. Jako ciekawostkę kończącą ten materiał napiszę, iż to Panie zajmujące swoje miejsca w przytaczanych przeze mnie rankingach, przywiązują większą wagę do swojego ciała. Przynajmniej tak klaruje się sytuacja w aspekcie wizualnym.

sylwetka

Źródło: www.facebook.com/robgryn/

Idealnym podsumowaniem całego tekstu, niech będą słowa Roberta Grynia (na zdjęciu powyżej) napisane w jednym z postów, na jego fanpage’u. Właściciela firmy Codewise, która przez prestiżowy portal „The Silicon Review”, została uznana za czternastą, najcenniejszą markę roku 2018. Mężczyzny, który w pierwszej połowie 2017 roku stał się najmłodszą osobą, która znalazła się na liście setki najbogatszych Polaków według „Forbesa”:

„Zajęło mi 31 lat, by zrozumieć, że moja dieta jest odpowiedzialna za wszystkie najgorsze rzeczy w moim życiu”.

Przekonajmy się sami czy przedstawiona w tekście zależność między sukcesami odnoszonymi przez wielkich tego świata, a ich zdrową sylwetką jest realna. Być może to tylko zwykły przypadek. Jeśli jednak to coś więcej niż tylko ciekawe spostrzeżenie, to nagle możemy znaleźć się w zupełnie innym, lepszym miejscu.

Na obszarze, w którym zawsze marzyliśmy się ukazać.

III. Kobieta z bliznami

Odwiedziny pewnej osoby (nie mogę napisać jakiej) nie należały do najmilszych. Nie, nie chcę wyjść teraz na wredną. To są moje wspomnienia, to co zapamiętałam. Ta kobieta przyjechała razem z moim mężem, który nie widział świata poza mną. Byłam dla niego wszystkim, jego księżniczką, jego kobietą. Tamta osoba musiała mnie zobaczyć, zobaczyć jak wyglądam cała. Była taka ciekawa. Nawet się nie zapytała, czy może, czy może podnieść prześcieradło i zobaczyć jak wyglądam. Po prostu musiała, taka dziecinna ciekawość. Czułam się taka bezbronna, jak małe dziecko. Nic nie mogłam zrobić, nie mogłam się bronić, nic, nic, nic… Łzy cisnęły mi się do oczu. Chciałam, żeby jak najszybciej wyszła z tego pokoju i więcej nie weszła.

Podczas długiego leczenia klinicznego, ta kobieta uważała, że muszę pokazywać jak wygląda moje ciało. Całe szczęście, że umiałam już wtedy się bronić. Słownie, ale umiałam. Wieczorem jak odjeżdżali, powiedziałam mężowi co zrobiła, że nie chcę, żeby to znowu się powtórzyło. Nie chcę, aby poza nim ktokolwiek mnie oglądał.

Dzisiaj się zastanawiam, dlaczego to zrobiła?

Moja babcia jak pierwszy raz przyjechała do mnie, nie była ciekawa jak wyglądam, tylko cieszyła się, że żyję. Nie ważne było dla niej jak wyglądam, bo to w tej chwili nie było najważniejsze.

Leczenie nie szło do przodu. Naskórek się nie naradzał. Podjęto decyzję, że poddadzą mnie dermabrazji mechanicznej. Zabieg wykonuje się w znieczuleniu ogólnym, jest to mechaniczne ścieranie naskórka. Po wybudzeniu chyba trzy dni chodziłam w opatrunkach. Trzy dni spokoju. Nikt mnie nie dotykał, nie zmieniał opatrunków, pod dostatkiem morfiny, mąż obok. Zrobiło się błogo, bo w końcu ból był mniejszy.

kobieta z bliznami jolanta golianek III. kobieta z bliznami naga granica bólu

newsweek.pl

Powinnam mieć wtedy przeczucie, że to cisza przed burzą. Burzą stulecia, której nie zapomnę do końca życia.

To była sobota, tego dnia mąż nie mógł przyjechać, a ja sama powiedziałam, że dam sobie radę. Chciałam, żeby odpoczął bo od kilkunastu dni, dzień w dzień przejeżdżał 200 km.

Zaprowadzono mnie do łazienki, kazali się rozebrać, napuścili wody do wanny. Kazali mi tak długo leżeć, aż opatrunki się zamoczą. Zostałam sama. Woda była ciepła, ale ja cała się trzęsłam. Byłam wystraszona. Nie wiedziałam, co mnie czeka i jaki dramat za chwilę przeżyję. Nie wiem jak długo leżałam, ale w końcu wcisnęłam guzik i zjawił się personel medyczny. Opatrunki nie zamoczyły się, tak jak powinny. Zaczęto je ze mnie zrywać z żywcem. Jakby człowieka ze skóry obdzierali.

Niewiarygodne

Pewnie czytasz i nie wierzysz, że można to wszystko wytrzymać. Okazuje się, że można. Nie znamy do końca naszych możliwości, naszego ciała, nawet nie przypuszczamy ile mamy siły i jakie pokłady chęci do życia, że organizm w chwili zagrożenia, jest wstanie to wszystko wytrzymać.

Dwie pielęgniarki i lekarka. Bez żadnego znieczulenia. Stałam tak między nimi, a jedna za drugą zrywały: z klatki piersiowej i szyi. Krew się lała, ja tak krzyczałam, że na parterze było mnie słychać. Nie płakałam, ani jedna łza mi nie popłynęła. Zachowywałam się jak nienormalny człowiek, jakbym znajdowała się w dziwnym stanie psychicznym. Ja się śmiałam i krzyczałam i patrzyłam na to wszystko. Nie wiem jak one to wytrzymały, ale chyba nie było im do śmiechu i zdały sobie sprawę, co się dzieje.

Nawet mi nie przeszkadzało, że stoję tam między nimi naga. Calutka naga. Jakbym czuła, że jestem gdzie indziej i że to nie moje ciało. Jakbym wyszła na chwilę z ciała i obserwowała to wszystko z boku.

Później mężowi przekazano, że to był błąd i że faktycznie można było mnie uśpić. Wytarto mnie z krwi, nałożono opatrunki. Ja jak w jakimś amoku krzyczałam „zostawcie mnie”. Pozwolono mi wrócić do sali. Nikt mnie nie odprowadził, nikt nie trzymał za rękę. Szłam sama, krok po kroku kurczowo podtrzymując się ściany. Musiałam przejść długi korytarz, po drodze mijając wszystkie sale z pacjentami. I nagle zderzenie. Ten wzrok innych, współczujący. Nie wytrzymałam, łzy popłynęły mi teraz same. Krok za krokiem, dłonią podtrzymywałam się ściany i myślałam, żeby tylko nie upaść, bo podnieść już się nie dam rady. Jest, jest moja sala, moje łóżko, moje okno. Nie chcę żyć, już więcej nie dam rady. Jedna myśl, wejść na parapet i skoczyć. Jest wysoko, na dole beton, na pewno nie przeżyję. Chcę skoczyć. Mam dosyć. Kurwa, nie mam siły. Łzy lecą, nie wiem co się dzieje…

Ile jeszcze?

Nie wiem, jak znalazłam się w łóżku i jak długo spałam. Ból jest mniejszy, ale dokucza. Dostaję większe dawki morfiny. Jest ciemno. Dostałam gorączki. Podają pyralginę i odjeżdżam. Jeszcze zdążyłam powiedzieć, że nic nie widzę, że coś jest nie tak. Ciemno. Widzę ciemność i słyszę tylko jakieś głosy.

Widzę jasność, piękną polanę, zielono jest, jakaś góra i budynek. Jest pięknie. Jak w bajce. Przed budynkiem widzę brata, ale przecież on nie żyje. Gdzie ja jestem? Czy umarłam? Macha do mnie, każe wracać. To nie twój czas, masz dzieci, musisz wrócić. Tam jest tak pięknie, chcę zostać i ta jasność. Czuję się bezpiecznie. Nic nie boli i mam swoje piękne ciało. To chyba niebo.

Słyszę głosy, krzyki, kroki, ktoś świeci mi w oczy. Wróciłam, jestem. Okazało się, że jestem uczulona na pyralginę.

Ile jeszcze muszę wytrzymać, ile jeszcze muszę znieść? Gdzie jest granica bólu, wytrzymałości? Czy człowiek jest wstanie, aż tyle znieść?

I. Kobieta z bliznami

II. Kobieta z bliznami

IV. Kobieta z bliznami

 

#kolejne artykuły