YouTube wcale nie jest tak darmowym serwisem, jak się każdemu z Was może wydawać! Czas pokazał, że wszyscy się myliliśmy! Odkryłem to przed tygodniem, olśniony słowami, które usłyszałem. Chcecie dowód? Proszę bardzo!
YouTube – klikasz i płacisz!
Wyobraźcie sobie, że YouTube działa w następujący sposób: za każdy film, jaki chcecie obejrzeć, musicie zapłacić. Podczas rejestracji konta wymagane jest podanie karty płatniczej, która po kliknięciu w miniaturę filmu jest obciążana stałą kwotą. Nie ma żadnych powiadomień ani potwierdzeń, czy aby na pewno chcemy dokonać zakupu. Nie ma również komunikatów, ostrzegających nas przed dokonywaną transakcją. Jedno kliknięcie i pieniądze z konta odpływają…
Domyślam się, że nie jesteście sobie w stanie wyobrazić tak funkcjonującego świata. Nauczeni do darmowego konsumowania treści, nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że tak mogłaby wyglądać rzeczywistość.
A co jeśli YouTube działa właśnie w ten sposób i wcale nie zdajemy sobie z tego sprawy? Czy to znaczy, że jesteśmy… OKRADANI?!
Czy opłaty za YouTube to naprawdę zły pomysł?
Mówienie, że YouTube jest płatną platformą, kiedy każdy może udowodnić, że nie stracił na oglądaniu filmików nawet grosza (pomijając funkcję premium), wydaje się nieśmiesznym żartem. Twierdzenie, że jesteśmy okradani, zakrawa o spiskowe teorie bez pokrycia, które mają na celu wzbudzenie sensacji. Jakkolwiek tytuł, którego użyłem, może być mylący, tak gwarantuję Wam, że gdy spojrzymy na problem z innej perspektywy, okaże się, że mogę mieć rację!
Najpierw zastanówmy się, co by było, gdyby za oglądanie należało płacić prawdziwe pieniądze…
- Po pierwsze nie szastalibyśmy złotówkami, bo byłoby nam ich zwyczajnie szkoda.
- Po drugie szanowalibyśmy je, poprzez oglądanie wyłącznie tego, co jest dla nas najważniejsze.
- Trzecia wizja naszego gdybania to selekcjonowanie przyswajanego materiału. Nikt nie chciałby wydawać dwudziestu złotych na oglądanie „zabawnych kotków”. Choć znając życie i ludzi – zapewne bardzo mocno się w tej kwestii mylę…
- Po czwarte włączylibyśmy myślenie, a to oznaczałoby koniec bezrefleksyjnego oglądania treści, które podsuwa nam YouTube.
- Po piąte nie zaśmiecalibyśmy swojego umysłu ani nie męczylibyśmy ograniczonych zasobów poznawczych treściami, które są dla nas kompletnie bezwartościowe.
Z tej perspektywy wizja płacenia za oglądane filmiki, okazuje się nie być tak bardzo złym pomysłem, prawda? Oczywiście, dopóki kompletnie nie zignorujemy opłat, które każdego dnia będą obciążały nasze indywidualne konta. Do momentu aż zabraknie na nich środków do życia, a my ockniemy się z ręką w nocniku…
Być może już spostrzegliście, do czego zmierzam i co mam na myśli.
Za YouTube naprawdę trzeba płacić. Walutą nie są jednak pieniądze, ale czas.
YouTube pochłania nasze zasoby.
Koniec jednego filmiku, oznacza początek drugiego. Nawet jeśli nie mamy zaznaczonej opcji automatycznego odtwarzania, to przecież zawsze znajdzie się coś ciekawego w polecanych materiałach, prawda? To bardzo sprytny mechanizm! Nie jestem głosem ludu i nie mam prawa wypowiadać się za wszystkich, ale myślę, że każdego z nas spotkała sytuacja, kiedy otworzył YouTube, aby sprawdzić jedną, konkretną rzecz, a ocknął się po godzinie i sześciu filmikach, których w ogóle nie miał zamiaru oglądać.
Rezultat jest więc taki, że poświęcamy na tę czynność o wiele więcej czasu, niż planowaliśmy. Doba nie jest nieograniczona, więc robimy to kosztem innych zajęć, a już na pewno na szkodę własnej energii. Naprawdę o wiele lepszym pomysłem od bezmyślnego konsumowania jakiejkolwiek treści jest sen, drzemka, medytacja, czy po prostu nicnierobienie.
YouTube pochłania nasze zasoby w zastraszającym tempie. Również Facebook, czy Instagram kusi nas każdego dnia. Mówimy sobie, że odwiedzimy te portale tylko na chwilę, a potem nasz mózg „wyłącza się”, a my zamieniamy się w zombie dwudziestego pierwszego wieku. Mierzwi nas delikatnie od środka, że marnujemy swój czas, ale brakuje emocjonalnego czynnika, który wywołuje w ludziach chęć zmian. Nie widzimy zależności między straconym czasem a negatywnymi konsekwencjami, jakie z tego zjawiska wynikają. W efekcie wiemy, że YouTube „coś” nam zabiera, ale nie zastanawiamy się, co w ten sposób tracimy.
Gdy natomiast w grę wchodzą pieniądze, większość z nas od razu czuje określone uczucia. Myślę, że jest to jeden z zasobów, które wywołuje w człowieku tak wiele emocji. Właśnie dlatego pieniądze zostają porównane do czasu i jak sami widzicie – to zestawienie nie jest wcale tak bardzo mylne.
Waluta, nad którą nie masz kontroli to czas.
Czas jest naszą walutą nie tylko wtedy, gdy odwiedzamy YouTube, ale w każdej chwili naszego życia. Nie możemy go odzyskać. Tak ważne jest więc, aby angażować się w czynności, które są dla nas ważne i niosą ze sobą jakąkolwiek wartość.
Czas jest o tyle ciekawym zjawiskiem, że nie sposób pozostać przy nim w miejscu. W przypadku pieniędzy można na pewnym etapie życia powiedzieć: „PAS!”, zrezygnować z pracy i żyć z zaoszczędzonego majątku (szczęściarze!). Natomiast czas jest zupełnie inny. Stojąc w miejscu i tak go tracimy. Cofamy się. Ubywa nam go i nie możemy nic na to poradzić. Czy tego chcemy, czy nie – wydatkujemy go ciągle. Zarówno wtedy, gdy coś robimy, jak i bezczynnie patrzymy na uciekające sekundy.
Wyobraźcie sobie, że jedna sekunda to jedna złotówka mniej. Słyszycie ten dźwięk przesypujących się monet z jednego worka (życia) do drugiego (śmierci)? Widzicie, jak w tym pierwszym ubywa monet, których już nigdy nie odzyskacie? Jak pierwszy staje się coraz mniejszy, a drugi systematycznie się powiększa? To nie brzmi zbyt optymistycznie, ale skoro czasu zatrzymać nie można, to może warto zacząć z niego korzystać, aniżeli tracić na konsumowanie treści na YouTube, która opiewa miauczeniem małych kotków?
Zarządzaj mądrze!
Każdy słyszał, że czas to pieniądz, ale sądzę, że mało kto zastanowił się nad tą frazą. Nie chodzi tylko o traktowanie czasu, jako zjawiska do wykorzystania, w celu zarabiania pieniędzy. Byłbym skłonny ku spojrzeniu na to z perspektywy traktowania czasu, jako waluty, którą dysponujemy – tak jak pieniędzmi.
Każdy dzień daje Wam budżet w postaci 1440 złotych. Po upływie sześćdziesięciu sekund tracicie jedną złotówkę. Bez względu na wszystko – ona i tak spadnie z jednego worka do drugiego i już nigdy jej nie ujrzycie. Czy więc mając ograniczone zasoby, które ubywają całkiem szybko, naprawdę macie ochotę angażować się w durne idee, przebywać w idiotycznych miejscach lub spędzać czas z pasożytami, którzy żerują na Waszym dobrostanie?
Wątpię!
Nikt nie chce patrzeć, jak traci bezpowrotnie pieniądze, a na co dzień marnujemy naszą najdoskonalszą walutę – czas. Robimy to, oglądając YouTube i bezcelowo przeglądając tablicę na Facebooku. Wydatkujemy nasze cenne złotówki na niepotrzebne rzeczy. Czy idąc do sklepu, kupujecie coś, co potem chowacie do szuflady, bo nie jest Wam potrzebne, czy raczej skupiacie się na czymś bardziej praktycznym i wartościowym?
Oczywiście, że nie! Tak więc i w Internecie stawiajcie na wartościowe treści, które Was wzbogacają!
Zagrajmy w grę! Przegrywasz? Płacisz!
Ustalcie sobie dzienny limit korzystania z platform, które pochłaniają Wasz czas. Ustawcie sobie przypomnienia, a jeśli wolicie tradycyjne sposoby – zanim cokolwiek uruchomicie, nastawcie budzik. Po upłynięciu czasu odkładacie telefon i jesteście wolni! Jeśli jednak nie jesteście się w stanie oderwać to…
PŁACICIE!
Złotówkę za każdą minutę ponad regulaminowy czas gry! Komu? Mężowi, żonie, dzieciom, rodzicom, sąsiadowi, osobom potrzebującym… Po prostu te pieniądze muszą zniknąć z Waszego życia! Wiem, że to dość banalne, ale kto powiedział, że niepraktyczne? Zadziała szczególnie u osób, cechujących się rzetelnością względem własnych zasad i wyjątkowo mocno przywiązanych do pieniędzy. Nikt przecież nie chce tracić pieniędzy za nic!
Nie ma nic za darmo.
YouTube jest płatny. Facebook jest płatny. Instagram jest płatny. Wszystko, co robimy, jest płatne. Życie także jest płatne!
Rozumiecie?
Od nas zależy, na co przeznaczymy swój czas, który i tak płynie. On jest wszystkim. Młodzi mają go (teoretycznie) bardzo dużo i dlatego robi mi się przykro, gdy jest on marnowany na naprawdę pozbawione sensu czynności…
Uczepiłem się niewinnych kotków, więc jeszcze raz podejmę ten temat. Nie mam nic przeciwko oglądania śmiesznych filmów na YouTube! Chodzi mi tylko o umiar i przede wszystkim świadomość, że zmarnowanych złotówek Waszego życia już nigdy nie odzyskacie.
Tym samym przepraszam, że uszczupliłem Was o około siedem złotych (czasu). Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie będziecie domagali się zwrotu, bo nie jestem w stanie Wam go udzielić. Nikt nie jest. Nie zapominajcie o tym.
Dbajcie o swój budżet!