Jak oszczędzać czas w prosty sposób? | worldmaster.pl
#

Jak oszczędzać czas bez większego wysiłku?

Ludzie pytają, jak oszczędzać czas, bo go im na ogół brakuje. Kombinują i wyrywają sobie włosy z głowy, aby wyrobić się z zadaniami. Szukają cudownych metod i rewolucyjnych środków, które nie istnieją. Ochłońmy. Weźmy głęboki wdech i spójrzmy na proste, codzienne sytuacje – te, które są najbardziej powtarzalne. Następnie zastanówmy się, czy aby na pewno nie można ich nieco usprawnić?

Czas staje się najważniejszą walutą, poprzez którą określamy swoją wartość, możliwości oraz umiejętności.

Wiecznie się spieszymy, nieustannie gonimy i ciągle szukamy metod na to, jak oszczędzać czas, aby mieć go jeszcze więcej na swoje potrzeby, które często nie są bliżej określone. To błąd! Moim zdaniem nie sztuką jest zaoszczędzić dodatkowe cenne minuty w ciągu dnia. O wiele większym artyzmem jest umieć je odpowiednio wykorzystać w dobrym, służącym nam lub innym ludziom celu.

ostrzeżenie

  1. Słuchaj podcastów!

Moje zamiłowanie do podcastów jest już znane. Dopóki widzę w nich wartość i sam z nich korzystam, będę je propagował, choćby do utraty sił. Podcasty można wykorzystać wszędzie! Biegasz? Słuchaj podcastów! Jesteś w sklepie, kolejka na kilometr, a działa wyłącznie jedna kasa? Nie marnuj czasu. Uruchom podcasty! Korek w drodze do pracy? Wiesz, co robić. Zamiast słuchać po raz pięćdziesiąty tej samej nostalgicznej muzyki, która powoduje, że nagle z przejęciem zaczynasz wpatrywać się w brudną szybę autobusu, zacznij być nieco bardziej produktywny i poszerzaj swoją wiedzę! Wybór podcastów i ich tematyka jest bardzo szeroka i na pewno znajdziesz coś dla siebie.

  • Przyspiesz!

Mały bonus do punktu pierwszego. Polecam szczególnie zaawansowanym słuchaczom. Wyobraź sobie, że chcesz posłuchać trzygodzinny podcast lub odsłuchać dziesięciogodzinnego audiobooka. To sporo czasu, prawda? Nierzadko zdarza się, że prowadzący mówi jakoś tak… osowiale. Męka!

Możesz to jednak zmienić.

Przyspieszenie tempa słuchania o zaledwie 20% oszczędza 24 minuty na dwugodzinnym podcaście i aż 2 GODZINY na trwającym dziesięć godzin audiobooku. Czy muszę dodawać coś więcej?

  1. Myj się, a nie rozpamiętuj!

Kiedyś widziałem zabawnego mema, pokazującego, że podczas brania prysznica przez 5% czasu się myjemy, a przez pozostały rozmyślamy. I kiedy się nad tym zastanowiłem, dotarło do mnie, że to przecież prawda! Myj się więc, a nie rozpamiętuj tego, co było. A jeśli już chcesz to robić, to myśl, ale podczas mycia. To samo dotyczy korzystania z toalety. Legendy głoszą, że ludzie wychodzą z łazienki wtedy, kiedy naprawdę skończyli załatwiać swoją potrzebę… Jeśli już chcesz spędzić upojne długie minuty w dość osobliwym otoczeniu, wtedy polecam książkę, a nie telefon.

  1. Jak oszczędzać czas? Stawiaj limity!

Wiedzieliście, że można ustawić na Instagramie limit czasu użytkowania, po którego przekroczeniu otrzymacie powiadomienie? Nie? Szkoda, bo dzięki temu można zyskać co najmniej kilkadziesiąt minut w ciągu dnia. Problemem mediów społecznościowych, a raczej ludzi, którzy z nich korzystają jest bezrefleksyjne przesuwanie palcem w dół. Jesteśmy wtedy jak zombie. Dosłownie! Ustawienie limitu czasu może temu zaradzić. Nie dość, że przypomni nam, iż już przesadziliśmy z przeglądaniem po raz setny zdjęć ludzi, których nie znamy, to na dodatek wybije nas z rytmu i znowu przywróci do życia szare komórki!

czas

  1. Multitasking jest przereklamowany.

Jeśli ktoś mówi Ci, że jest w stanie robić wiele rzeczy jednocześnie, to albo Cię kłamie, albo jest przeciętny w każdej z nich. Multitasking nie świadczy o wyjątkowej zdolności, ale o marnowaniu czasu na przenoszeniu swojej uwagi na kilka równoległych czynności, których nie jesteśmy w stanie wykonywać z pełną mocą w takim układzie. Nie można więc jednocześnie czytać i słuchać muzyki, skupiając się w równie silnym stopniu na obu tych rzeczach i wyciągać z nich wartość. Dlatego wyjątkowym zapaleńcom odradzam czytanie książek i słuchanie podcastów w tym samym momencie. To nie jest oszczędność czasu, ale straszna głupota!

  1. Rower zamiast samochodu.

Korek w drodze do pracy – godzina wyjęta z życia. Korek w drodze z pracy – następne sześćdziesiąt minut i ciśnienie skaczące do dwustu. Możesz wtedy robić coś produktywnego, ale możesz też tego uniknąć w bardzo prosty sposób. Widziałeś kiedyś korek na ścieżce rowerowej? No właśnie… Bardziej subtelnej sugestii nie jestem w stanie Tobie podarować.

  1. Usuwaj pasożyty!

Kiedy widzę, że ktoś obserwuje na Instagramie trzysta, czterysta, czy pięćset osób, zastanawiam się, czy każdego dnia przewija swoją tablicę do samego dołu, aby zobaczyć, co się u każdego dzieje… Coś niebywałego… Strzelam, że pewnie zdecydowana większość tych osób nie ma dla nas żadnej wartości lub nie mamy z nimi kontaktu, a obserwujemy je wyłącznie z czystej ciekawości lub – co gorsza – z powinności, bo przecież: „Ona mnie też obserwuje!”. Co polecam zrobić? Uderz się w pierś, wejdź w listę obserwowanych przez siebie osób i zrób tam porządek. Zadaj sobie pytanie: „Kto wnosi wartość do mojego życia?” i kolejne: „Z kim mam kontakt?”.

To samo możesz zrobić na Facebooku.

Pssst… Jeśli boisz się, że ktoś odkryje, iż usunąłeś go ze znajomych zawsze możesz odznaczyć opcję „Obserwuj”. Od tego czasu jesteście znajomymi – w sensie formalnym, ale przestajesz oglądać mało interesującą treść.

Nie dziękuj. Po prostu to zrób.

ile czasu ludzie korzystają z Instagrama

  1. Myśl, co ubrać, podczas mycia zębów!

To jeden z moich ulubionych sposobów na to, jak oszczędzać czas. Kiedy myjesz zęby raczej nie jesteś w stanie robić nic konkretnego poza szczotkowaniem. Zazwyczaj stoisz przed lustrem (lub chodzisz w kółko jak ja) i bujasz w obłokach. Nie twierdzę, że to coś złego, ale możesz wykorzystać ten czas nieco lepiej. Każdego poranka większość z nas staje przed szafą pełną ubrań i z rozpaczą na twarzy (lub determinacją) pyta siebie: „No i w co ja się ubiorę?”. Marnujemy na to długie minuty zupełnie niepotrzebnie. Bo skoro i tak musimy nad tym pomyśleć, to czemu by nie zrobić tego wtedy, kiedy i tak jesteśmy zmuszeni do bezrefleksyjnego przesuwania szczoteczką po zębach? Dwa w jednym!

Mała rada: nie próbujcie, myjąc zęby jedną ręką, drugą wyciągać ubrań (lub co gorsza – prasować!) – to się źle kończy! Zaufajcie!

  1. Interwały zamiast cardio.

Gdybym za każdą wymówkę: „Nie mam czasu biegać/ćwiczyć” dostawał dziesięć złotych to pewnie teraz… Byłbym po prostu bogatszy. Rozumiem, że każdy jest zapracowany i wcale tego nie neguję, niemniej jednak nie wierzę w sytuacje bez wyjścia – zwłaszcza te dotyczące zarządzania czasem. Zamiast godzinnego treningu siłowego z przerwami między seriami, można wykonać intensywny obwód ćwiczeń w trzydzieści minut. Spokojny czterdziestominutowy bieg zamień na dwudziestominutowy interwał, który w kontekście spalania tkanki tłuszczowej może dać Ci jeszcze więcej dobrego! Oczywiście, że kwestią zasadniczą pozostaje cel aktywności, ale jeżeli (tak jak większość ludzi) zależy Ci na zrzuceniu zbędnych kilogramów to… Droga wolna! Mniej znaczy więcej!

  1. Kupuj przez Internet.

Żyjemy w czasach, w których nie musisz nawet wychodzić z domu, aby w zasadzie mieć wszystko i żyć komfortowo aż do końca swoich dni. Wystarczy umiejętność obsługi Internetu, komputera i zamka w drzwiach, aby móc otwierać je kurierowi. Przez Internet zamówisz wszystko: począwszy od sprzętu AGD, przez książki, na jedzeniu skończywszy. Nie musisz już wsiadać do samochodu, przebijać się przez znienawidzone korki i złorzeczyć na innych kierowców. Zostaw to kurierom, którzy – jakkolwiek lekkiej pracy nie mają – otrzymują za to chociaż wynagrodzenie.

  • Wybieraj odpowiednie godziny.

A jeśli już kusi Cię, aby dotknąć produktu, sprawdzić jego kształt, zobaczyć jak leży, poczuć jego smak, polizać języ… Dobrze, nie rozpędzajmy się.

Zasadniczo jeśli wolisz iść do sklepu i zobaczyć produkt na żywo, który chcesz kupić, wtedy polecam wybierać takie godziny, w których ruch jest najniższy. Nigdy nie sprawdzałem poprawności tych wskaźników, ale Google często oferuje podpowiedzi na temat ruchu w sklepie na przestrzeni całego dnia. Można sprawdzić i zobaczyć, czy mówi prawdę!

jak oszczędzać czas

  1. Gotuj perspektywicznie.

Śniadanie – trzydzieści minut wyjęte z życiorysu. Obiad – godzina. Kolacja – kolejne trzydzieści minut. Jak oszczędzać czas, kiedy pół dnia spędza się w kuchni?! Załamać się można!

A jest przecież wyjście. Spokojnie!

Stajesz w kuchnii raz – w niedzielę wieczorem – wcześniej planujesz, co zjesz i szykujesz sobie posiłki na dwa dni z wyprzedzeniem. Przed Tobą jedno mycie i jeden moment, w którym musisz się zmobilizować, aby zrobić dla siebie coś pysznego!

BONUS!

  1. Planuj oglądanie telewizji.

Przeciętny Polak marnuje kilka godzin dziennie na oglądanie telewizji. Jeśli ktoś mi teraz powie, że jest to czas dobrze wykorzystany, bo przecież ogląda wiadomości, to go wyśmieję. Telewizja nie służy do nauki. Kto normalny ogląda Discovery Channel albo National Geographic? Chyba tylko prawdziwi miłośnicy, bo na pewno nie przeciętny Kowalski. Cała reszta gustuje w tanich serialach, głupiutkich komediach i propagandowych wiadomościach. Proponuję więc myśleć, zanim włączysz telewizor. Jeśli chcesz go uruchomić, zadaj sobie pytanie, w jakim celu to robisz. Chcesz obejrzeć film? Dobrze. Poszukaj więc, co aktualnie jest grane i sprawdź czy Ci się to podoba. Wtedy dopiero uruchom odbiornik i przełącz na odpowiedni kanał bez dwudziestominutowego biegania po setkach programów w poszukiwaniu czegoś „idealnego”…

Psst… Możesz też w ogóle nie oglądać telewizji. Pomyśl o tym!

Psst numer dwa… Oszczędzisz też trochę czasu, kiedy przestaniesz pytać, jak to robić, a zaczniesz naprawdę działać.

Myślmy, jak oszczędzać czas i na co go przeznaczyć.

Jak sami zapewne widzicie, wprowadzenie powyższych metod w życie nie jest wcale bardzo trudne. Wystarczy być świadomym, że naprawdę istnieje wiele możliwość, aby uzyskać ze swojego dnia jeszcze więcej czasu. Przestrzegałbym jednak przed wprowadzaniem wszystkich od razu. Powoli!

oszczędzanie czasu

Zaproponowane przeze mnie rady są – w moim mniemaniu – skuteczne. Dzięki nim naprawdę zaoszczędzicie więcej czasu, ale musicie wiedzieć, na co go wykorzystacie. Bo jeśli zamierzacie spożytkować go na destrukcyjne czynności to lepiej będzie, jeśli w ogóle zapomnicie o tym tekście. Nie widzę logiki w słuchaniu podcastów z podwójną prędkością tylko po to, aby zaoszczędzony czas przeznaczyć na coś pozbawionego sensu. Poza tym należy mieć na względzie siebie. Nie wszystko pasuje do wszystkich.

Przede wszystkim chciałbym zwrócić Waszą uwagę, że zaproponowane przeze mnie wskazówki nie oznaczają, że musicie się do nich stosować… Usiądźcie, ochłońcie i zapytajcie siebie, czy właśnie tego chcecie? Czy naprawdę potrzebujecie jeszcze większej oszczędności czasu i przyspieszenia? Naprawdę potrzebujecie odpowiedzi na pytanie, jak oszczędzać czas, czy raczej jak zwolnić i odpocząć?

W dzisiejszym świecie nieustannie pędzimy i gonimy. Ciągle staramy się robić więcej, sięgać wyżej, skakać dalej…

A może właśnie sztuka polega na tym, aby ochłonąć? Nie wyrywać dla siebie cząstek czasu, ale dać się porwać jego nurtowi i po prostu płynąć wraz z nim w idealnej harmonii?

Przemyślcie to.

Choćby pod prysznicem! 😉

Nasza ocena determinuje wybory. Warto jednak się zastanowić, zanim wystawimy komuś notę. Nie oceniaj zbyt pochopnie. Natomiast zawsze doceniaj…


Dziś porozmawiamy o jednym z większych grzechów, które popełnia ludzkość każdego dnia.  Mam nadzieję, że pokażę wam, że ranić mogą nie tylko słowa ani myśli, ale również postawa.

Bycie obserwatorem ma wiele zalet. Jedną z nich jest posiadanie więcej czasu na patrzenie i słuchanie, kosztem mówienia. Polecam spróbować. Cenne narzędzie w rękach każdego człowieka, które rzadko widzę wykorzystywane. A szkoda! To właśnie obserwacja często dostarcza mi wiedzy o świecie i dzięki niej widzę grzechy! Zabrzmiałem, jakbym był wszechwidzącym prorokiem z trzecim okiem pośrodku czoła… Zabawne…

Grzech, o którym piszę od samego początku, dotyczy oceniania. Mierzymy ludzi swoją miarą, zapominając, że każdy jest inny, a my nie jesteśmy Alfą i Omegą.

„Znacznie trudniej jest sądzić siebie niż bliźniego.”

Antoine de Saint-Exupéry – Mały Książę

Zadanie na dziś.

Zanim przejdziemy dalej, chciałbym, żebyś drogi czytelniku poświęcił dziesięć minut swojego cennego czasu. Bardzo Cię o to proszę. Znajdź ciche i spokojne miejsce, gdzie będziesz mógł się skupić. Weź czystą kartkę papieru i sprawny długopis. Usiądź wygodnie i zamknij oczy. Wróć swoimi myślami do tego, co zdarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Dostrzeż wszystkie sytuacje, których byłeś świadkiem. Przypomnij sobie, co myślałeś, kiedy rozmawiałeś. Przywołaj w pamięci swoje myśli, kiedy dowiadywałeś się nowych rzeczy. Jak zareagowałeś, kiedy zauważyłeś dziwnie ubranego człowieka na ulicy? Jaką reakcję wywołał w Tobie bezdomny, siedzący na schodach do sklepu? Co czułeś?

A teraz otwórz oczy, weź do ręki długopis i zacznij pisać. Zanotuj wszystkie te sytuacje i własne myśli oraz emocje, które Ci towarzyszyły.

Skończyłeś? Świetnie. Teraz spójrz na swoją listę i przeanalizuj ją. Zadaj sobie podstawowe pytanie:

Ile razy oceniałem drugiego człowieka? Jak często kierowałem się własnymi poglądami, zamiast spojrzeć na drugą osobę przez jej pryzmat postrzegania rzeczywistości?

Nie oceniaj.

Ocena jest krzywdząca. Ocena nieuzasadniona i niesprawiedliwa bez chęci poznania drugiego człowieka jest strasznym narzędziem w rękach człowieka. Rzekłbym, że nawet uwłaczająca – zwłaszcza dla oceniającego. Bowiem swoją oceną wystawia sobie – o ironio – najtrafniejszą z możliwych ocen.

Gdy oceniasz, przestajesz patrzeć na człowieka w sposób zbliżony do obiektywnego. To, że zawsze będzie to pewien stopień subiektywizmu jest zrozumiałe. Jednak kiedy ocena jest subiektywna i dochodzi do pewnej skrajności, wtedy jest coś nie w porządku. Ocena wiele nam zabiera. Pozbawiamy się przyjemności poznawania drugiej osoby. Skoro już bowiem wystawiliśmy mu odpowiednią notę, nie odczuwamy chęci i potrzeby zaznajomienia się z prawdziwą twarzą tego człowieka. Ślepo ufamy swojemu osądowi, nie myśląc, że może być on błędny. Zachowujemy się jak skończeni idioci, zadufani w sobie i zapatrzeni w swoje własne ego, które windujemy ponad wszelki poziom.

Po co?

Teraz zrobi się ciekawie…

Bo jesteśmy leniwi, Bo się boimy, Bo tak jest łatwiej, Bo się w ten sposób usprawiedliwiamy, Bo nie lubimy zaskoczeń, Bo nie chcemy nikogo poznawać, Bo wolimy komfort, Bo chcemy żyć w swojej idealnej bańce patrzenia na świat.

Mam wymieniać jeszcze? Proszę bardzo!

Bo jesteśmy zapatrzeni w siebie, Bo jesteśmy ignorantami, Bo nie potrafimy dostrzec w drugim człowieku, piękna, Bo kierują nami złe emocje, Bo żyjemy przeszłością, Bo posługujemy się krzywdzącymi stereotypami, Bo nie potrafimy zaakceptować odmienności, Bo sądzimy, że to my jesteśmy najważniejsi, Bo jesteśmy egoistami.

nie oceniaj

Ocena jest krzywdząca.

Patrzenie na drugiego człowieka i nieuwzględnianie okoliczności, w których żyje, jest potwornym błędem. W psychologii niedocenianie czynnika środowiskowego (kontekstu) w ocenie człowieka lub sytuacji nosi nazwę podstawowego błędu atrybucji. Wynika z niego, że dane zachowanie człowieka jesteśmy bardziej skłonni tłumaczyć w kategoriach jego wrodzonych cech niż sytuacji, w której się znalazł. Tym sposobem alkoholika możemy ocenić, jako nieudolnego debila, który nie poradził sobie w życiu, nie dostrzegając, że być może wychował się w domu, gdzie panowała przemoc, alkoholizm i patologia. Nie twierdzę, że to czynnik usprawiedliwiający, ale na pewno rzucający nieco inne światło na tę osobę.

Ocena, którą wystawiamy drugiemu człowiekowi jest krzywdząca, bo mierzymy go swoją miarą. Patrzymy na niego przez pryzmat swojego „cudownego” i „idealnego” życia. Nie potrafimy zaakceptować faktu, że nasz punkt widzenia nie jest jedynym na świecie. Z trudnością przechodzi nam przez gardło przyznanie, że ktoś może mieć inne zdanie od naszego. Nie lubimy tego, bo kochamy sądzić, że nasz sposób myślenia odzwierciedla sposób myślenia wszystkich ludzi. Jeśli my nie lubimy pizzy, to zapewne nikt jej nie lubi. Skoro nie lubimy biegać, to nikt nie może tego lubić! A jeśli my wyglądamy przeciętnie, to nikt nie może wyglądać inaczej!

Ależ oczywiście! Zapytam jeszcze tylko… Czy w tej bajce były smoki, czy jednorożce? Historia na miarę Georga Martina! Brawo bajkopisarzu! Okłamuj się dalej…

Doceniaj.

Uważam, że wcale nie tak trudno jest zmienić swoje postępowanie. Nie robimy tego jednak, bo blokuje nas wiele rzeczy, które wymieniałem już powyżej. A to przecież jest na wyciągnięcie naszej ręki…

Dlaczego zamiast oceniać, nie możemy doceniać? Czy tak trudno jest docenić czyjąś odmienność?

W pełni rozumiem, że morderców, psychopatów i innych skrajnych przypadków doceniać, ani nawet rozumieć nie można. To są jednak skrajności, które w zdecydowanej większości przypadków – bez względu na poruszany temat – są złe. Skupmy się na tym, co spotykamy na co dzień.

Ocena jest naszą naturalną skłonnością i to oczywiste, że pojawi się zawsze w kontakcie z drugim człowiekiem. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby zadbać o to, żeby była jak najbardziej obiektywna, szczera i przede wszystkim – SPRAWIEDLIWA. Nie ma bowiem niczego gorszego niż zaborczość i ocena drugiego człowieka bez chęci poznania go. Nie zachowujmy się jak małe obrażone dziecko na całe świat, które z założonymi rączkami tupie nóżką i upiera się przy swoim. Jeśli nie masz ochoty kogoś poznawać i wysłuchać, co ma do powiedzenia, to przestań perorować chociaż swoje wyroki, które są krzywdzące. To jest właśnie niesprawiedliwość, której nie potrafię zrozumieć.

Śmiało mogę to porównać do osób, które narzekają na jakąkolwiek frakcję polityczną, a wybory oglądają w telewizji… Działaj, rób coś w kierunku zmiany albo zamilcz i oszczędź innych ludzi.

Najwspanialsza wspaniałość – człowiek.

Zamiast oceniać, doceniajmy. Starajmy się zrozumieć i podchodzić do zdania drugiego człowieka z należytym szacunkiem. Możemy się nie zgadzać, ale nawet tę niezgodę doceńmy. To też jest człowiek, tylko inny od nas, co jest piękne! Doceńmy więc tę wspaniałość, że każdy z nas jest różny… Nie gniewajmy się i nie róbmy obrażonej miny dziecka, kiedy ktoś przedstawi nam swój pogląd. Podziękujmy za niego i doceńmy tę otwartość.

Czy nie widzicie, że każdy człowiek nas rozwija? To jak obcowanie z zupełnie inną kulturą. Każdy człowiek ma zupełnie inny ogląd świata! To jak czytanie niesamowitej i przepięknej książki! Rozmowa z człowiekiem jest jak spojrzenie na świat z zupełnie innego okna, za którym rozpościera się całkowicie odmienny widok.

Tak właśnie wygląda relacja z drugim człowiekiem!

Jednak, aby do tego doszło, należy wyzbyć się nawyku do zaborczości, śmiesznej upartości i mierzenia innych swoją miarą.

doceniaj

Osiem miliardów ludzi, a Ty wciąż myślisz, że jesteś w centrum…

Ocena może być (i na ogół jest) krzywdząca. Przestańmy mierzyć człowieka swoją miarą. Skończmy patrzeć na niego przez pryzmat naszego światopoglądu. Podkreślę to raz jeszcze:

Nie jesteś pępkiem świata.

Twoja ocena jest tylko Twoją oceną i niczym innym. To nawet nie musi być (i zazwyczaj nie jest) prawda. Wstrzymaj się więc z pochopnym i często bujnym opisywaniem czyjegoś zachowania, zanim go nie poznasz. Boli patrzenie, kiedy ocena występuje przed poznaniem i blokuje jakąkolwiek relację. Zamykamy się w swoich ciasnych bańkach światopoglądowych, bojąc się, że nasze zdanie może nie być jedynym na świecie.

I nie jest! Zrozummy to wreszcie!

Zatem doceniaj i nie oceniaj. Doceń, kiedy ktoś jest inny i różny od Ciebie. Doceń, kiedy ktoś do Ciebie wychodzi i prezentuje Ci swoją inność. Nie oceniaj w sposób krzywdzący, bo to właśnie Tobie, a nie tej osobie, wystawia prawdziwą oceną.

Wymówki … Spotykamy się z nimi każdego dnia. Raz słyszymy od innych, raz stosujemy sami. Jedne są większe, a drugie mniejsze. Nie ulega wątpliwości, że nieustannie są obecne w naszym życiu. Dlaczego? Czy naprawdę  muszą być one stałe w naszej codzienności?

Wymówki, czyli co?

Żebyśmy się wszyscy dobrze zrozumieli, kilka zdań słowem wstępu. Wymówki są dla mnie tajeniem przed samym sobą oraz innymi prawdy, dotyczącej powodów naszych decyzji. Nie widzę znacznej różnicy, między kłamstwem, a użyciem kolejnej wymówki. W obu przypadkach następuje oszukiwanie siebie lub drugiego człowieka. Stosowanie wymówki jest jednak nieco bardziej subtelne. Często w ogóle nie postrzegamy ich w kategoriach kłamstwa. Moim zdaniem niesłusznie. Być może gdybyśmy kwalifikowali je w ten sposób, wtedy mielibyśmy większe opory, aby je stosować.

Wymówki to dla mnie pewien pretekst, wybieg… Wykręt przed tym, co wiemy, że powinniśmy zrobić, ale nie bardzo pragniemy tego dokonać z przeróżnych powodów. Naturalną i najlepszą sytuacją w przypadku takiego stanu jest szczery komunikat. Nie decydujemy się na niego jednak, bo szczerość oznacza prawdę, a prawdy się boimy. Niesie ona bowiem ze sobą często ból, cierpienie i świadomość, że nie jest się takim idealnym, jak się widzi siebie w lustrze.

„Eee… Bo ja to chciałem, ale… Padało!”

Wymówki względem siebie lub względem drugiego człowieka… Które są gorsze? Nie rozgraniczałbym ich, bo obie są dość paskudne.

Jeśli stosujemy taki wybieg w postaci oszukiwania samego siebie, to nie tylko zakłamujemy sobie rzeczywistość, ale przede wszystkim spychamy z siebie odpowiedzialność za własne życie. Kiedy po raz dwudziesty powtarzamy, że „coś ze sobą zrobimy”, ale równocześnie po upłynięciu dwóch dni, przekonujemy siebie, że „jesteśmy zmęczeni”, „że mamy tyle na głowie”, „że to nie jest dobry czas”, „że pada deszcz” albo „że bohater ulubionego serialu złamał nogę”, to w moim odczuciu jest coś nie w porządku. Rozumiem, że świat może sprzysięgnąć się przeciwko wam i próbować zniszczyć wasze wszelkie marzenia oraz was samych, a przy tym…

Żartuję.

To są po prostu wymówki, którymi zatruwacie sobie głowę. Budujecie szczelną bańkę, z której nie chcecie wyjść, bo tam jest wam wygodniej. Łatwiej jest przecież powiedzieć, że pada deszcz, niż przyznać przed samym sobą, że jest się leniwą kluską, której nie chce się ruszyć czterech liter z kanapy, prawda?

Wybaczcie, ale nie potrafię zrozumieć fenomenu wymówek. Zdaję sobie sprawę, czemu służą i chyba właśnie dlatego nie jestem w stanie ogarnąć swoim młodym rozumem, dlaczego świadomie je wybieramy. Gdybyście chcieli nieco więcej przeczytać, jak wspaniały stosunek mam do kłamania siebie, to zapraszam do tekstu o oszukiwaniu siebie.

„Chciałbym, ale nie mogę… Muszę… Yyy… Wyprowadzić chomika na spacer!”

Są też wymówki względem drugiego człowieka. Tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. Bogactwo słów i komentarzy, z jakimi można się spotkać, jest wprost zatrważające. Od tych mniejszych, jak odmówienie koledze wyjścia na piwo, mówiąc, że zachorował nam pies, kiedy tak naprawdę żona nie jest w najlepszym humorze (zwłaszcza po wcześniejszych wybrykach), aż po te większe, jak wymigiwanie się z obietnic i zadeklarowanych zadań do wykonania.

Sprawą oczywistą jest, że wymówki nijak przyczyniają się do budowania prawdziwej i trwałej relacji. Ustaliliśmy już, że wymówki są kłamstwem. Więc jak można zbudować związek – czy to małżeński, czy to przyjacielski, czy to rodzinny – na oszustwie. Zwykła niemożliwość.

Nie mylmy jednak proszę asertywnej i przede wszystkim szczerej odmowy od kolejnej wymówki, w celu zawoalowania pewnych faktów. Asertywność to umiejętność powiedzenia „nie” i przede wszystkim postąpienia w zgodzie z samym sobą. Natomiast wymówki to zdecydowany brak asertywności. Nie mamy odwagi, aby wyrazić własne zdanie, więc uciekamy się do wybiegu, który w naszym mniemaniu będzie „lepiej brzmiał”.

Kiedy zostajemy zaproszeni na imprezę, na którą nie mamy ochoty iść, powinniśmy o tym po prostu powiedzieć. Najlepsze wyjście, które nie implikuje żadnych niepotrzebnych domysłów, ani nie generuje negatywnych emocji. Jednak w takich sytuacjach o wiele częściej można spotkać takie komunikaty, jak: „Słuchaj… Nie mam czasu, bo muszę sprzątać mieszkanie.”, „Och, jaka szkoda, ale już mam plany na wieczór!”, „Bardzo bym chciał, ale obiecałem zawieźć młodszą siostrę na lekcję pływania”, „To bardzo miłe z Twojej strony, ale tam zawsze grają taką kiepską muzykę…”.

Widzicie, co się dzieje?

Spychanie odpowiedzialności za swoje decyzje na wszystko poza nami.

wymówki

Pretekst do niepoznania prawdy.

W moim mniemaniu wymówki służą przede wszystkim jednemu, bardzo ważnemu celowi. Zapewniają nam odpowiednią autoprezentację i tak, jak każde kłamstwo, pozwalają dostosować się do odbiorcy oraz otaczającego nas świata. Poza tym stanowią pewną funkcję obronną przed prawdą, jakiej nie chcemy o sobie poznać. Stanowią pewien bufor bezpieczeństwa. To dosłownie pretekst do niezrobienia lub właśnie zrobienia czegoś. Nie zapominajmy bowiem, że wymówki nie muszą służyć tylko niezrobieniu czegoś. Równie dobrze mogą stanowić wytłumaczenie naszego postępowania.

Gdy w wieku pięciu lat zjedliśmy ciastka, które były przewidziane dla zbliżających się gości, mogliśmy powiedzieć, że „nie wiedzieliśmy”. Tak naprawdę byliśmy po prostu strasznymi łakomczuchami. To jest jednak bardzo nieszkodliwy przykład, z którego można się śmiać lub z politowaniem kiwać głową. Co się jednak stanie, kiedy człowiek zabije drugiego człowieka, twierdząc, że tamten go sprowokował? Czy to nie brzmi jak wymówka? Nawet jeśli by tak było, to jakim prawem nadajemy sobie prawo do odbierania życia? Rozumiecie, co mam na myśli?

Wymówki nie mogą kierować naszym życiem, bo wtedy przestajemy nad nim panować.

Kłap dzióbkiem, kłap. To jest łatwiejsze.

Powoli kończąc jeszcze kilka zdań. Może nieco mocniejszych.

Nie bądźmy, proszę, śmieszni. Naprawdę proszę. Z całego serducha. Wiecie, w co uderzam? W tych wszystkich ludzi, którzy potrafią tylko mówić, ale już nie robić. Do tych, którzy kłapią swoimi dzióbkami, ale gdy przychodzi do działania, zawsze znajdą miliony wymówek. Pokaż, co potrafisz. Możecie nazwać mnie pesymistą, ale kiedy słyszę kolejne obietnice i przysięgi składane sobie, mnie lub komukolwiek innemu, zawsze im nie dowierzam. Wolę zostać pozytywnie zaskoczonym, aniżeli raz jeszcze rozczarowanym.

Zbyt wiele razy widziałem, jak ludzie nie szanują samych siebie.

Dla mnie stosowanie wymówek to zwyczajny brak szacunku do siebie. Jak można tak perfidnie siebie okłamywać? Nie chce Ci się? Dobra, akceptuję to i uważam, że jakoś to przegryzę! Ale jeśli swoje własne lenistwo tłumaczysz czynnikami zewnętrznymi lub – co gorsza – innymi ludźmi, to przepraszam bardzo, ale wyproszę Cię za drzwi lub sam wyjdę, jeśli jestem u Ciebie.

Trochę więcej szacunku.

pretekst

Wiesz, że gdyby nie wymówki, mógłbyś doświadczyć wielu rzeczy?

Nie mieszaj w to innych.

Jak to pisał Andrzej Sapkowski w Wiedźminie?

Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, to powieś się w stajni na
lejcach. Nie mieszaj do tego innych.

Wymówki tworzy społeczeństwo, w którym mamy przyjemność żyć. Zbiorowisko maruderów, narzekaczy i ludzi o niezrealizowanych ideałach, którzy wolą fantazjować niż działać. Czy wy wiecie, jaką krzywdę sobie robicie? Tu nie chodzi tylko o was, ale o wasze otoczenie. Wiecie, jak ono na tym cierpi? Każda wymówka względem siebie, którą oni słyszą i są w stanie rozpoznać, to zabieranie im energii. Dajcie sobie spokój, naprawdę.

Weźcie na klatę to, co deklarujecie i to, co mówicie. To nie jest łatwe, ale też nie przesadzajmy, że jest trudne. Rozumiem, że może być trudno powiedzieć mamie, że jednak nie przyjedziecie na święta, kiedy jej to obiecaliście, ale proszę Was! Powiedzcie jej prawdę. Powiedzcie, że chcecie spędzić ten czas w inny sposób lub cokolwiek, co jest prawdziwym powodem, zamiast wymigiwać się wymyśloną chorobą, problemami z samochodem lub czymkolwiek innym! Uważacie, że to jest sprawiedliwe?

Kłamstwo, czy prawda?

Wymówki zjadają nasze życie i nie mam zamiaru zmieniać swojej decyzji. Nie widzę w nich niczego dobrego. Chyba że za taką rzecz uznamy życie w fałszywym, ale jakże miłym i przyjemnym własnym świecie… Chcecie tego? Swoje poddawanie się zrzucać na otoczenie? Swoją głupotę na innych? Swoje bycie sobą na nie bycie sobą? Jeśli nie chcecie czegoś robić, to tego nie róbcie, ale bądźcie w tym szczerzy. Względem siebie i innych. To jest naprawdę ważne.

życie

Kto z nas nie miał nigdy wątpliwości, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Parafrazuję słowa Jezusa, który dwa tysiące lat temu przemówił do zgromadzonych wokół niego ludzi, chcących ukarać cudzołożnicę, co w istocie było czystym podstępem, wymierzonym właśnie wobec Chrystusa. Zawsze zachwycało mnie, jak to możliwe, że słowo potrafi przetrwać tak długo. Właśnie dlatego widzę w nim ogromny potencjał i niewątpliwą siłę, sprzeciwiającą się wielu przeciwnościom losu.

Zostawmy jednak religię oraz słowo na inny czas.

Czy wiedzieliście może, że „Wiedźmin” to nie tylko będący ostatnio na fali serial, produkowany przez Netflixa? To przede wszystkim cudowna seria książek, napisanych przez Andrzeja Sapkowskiego. Cudowność utworów nie bierze się tylko z misternie sporządzonego uniwersum, ale niewątpliwie z uniwersalnych wartości, które upakowane zostały w fantastyczny świat. W efekcie daje to niezwykły rezultat. Czytając poszczególne części, można wielokrotnie dostać prawdziwy strzał w twarz od prawdziwości napisanych słów.

– A niech ma – powiedział poważnie kupiec. – Niechby miał. Bo to właśnie ludzka rzecz i dobra.

– Co?

– Wątpliwości. Tylko zło, panie Geralt, nigdy ich nie ma. A przeznaczenia swego nie uniknie nikt.

Wiedźmin nie odpowiedział.

wątpliwości

Inspirację można spotkać wszędzie.

Tymczasem przejdźmy do tytułowych wątpliwości.

Co znaczy mieć wątpliwości?

Mieć wątpliwości to być człowiekiem. Niepewność jest wpisana w nasze życie i ściśle wiąże się z niemożnością przewidzenia tego, co przyszłe. Możemy jedynie określać prawdopodobieństwo wystąpienia czegoś. Nawet uznanie, że coś, co powtarza się do tej pory codziennie, musi powtórzyć się także jutro, jest błędne. Wstanie dziś rano z łóżka po raz  jedenaście tysięcy trzysta osiemdziesiąty piąty, nie oznacza, że zrobimy to także jutro. Nie wiemy, co wydarzy się w przyszłości. Rodzą się w nas wątpliwości.

Mogę zaryzykować tezę, że gdyby się nad tym gruntownie zastanowić, tak naprawdę wątpliwości można by mieć wobec wszystkiego i wszystkich. Skoro nic, co przyszłe nie jest pewne, a przyszłość niezmiennie czeka na nas i przenika się z teraźniejszością, zatem i czas rzeczywisty powinien być niepewnością i lękiem przed nieznanym.

Rozumując w ten wprost cudowny sposób odnaleźlibyśmy się w Średniowieczu.

Nam – ludziom XXI wieku – umartwianie się za życia nie jest wcale potrzebne. Śmiałbym nawet twierdzić, że nie mamy na to czasu, dlatego tego nie robimy. Zamiast tego potrzebujemy innych rzeczy, o których wielokrotnie już pisałem.

Spinając to wszystko małą klamrą, można powiedzieć, że wątpliwości to efekt niepewności wobec tego, co przyszłe.

Decyzja to podróż w nieznane. Pamiętasz?

Istnieje wiele teorii mówiących, że tak naprawdę w wielu aspektach życia, człowiekiem kieruje egzystencjalny lęk przed śmiercią. Łączymy się w pary i zawieramy bliskie znajomości, bo boimy się śmierci. Tworzymy i rozwijamy się, bo towarzyszy nam lęk przed śmiercią. Naturalnie na co dzień skutecznie go wypieramy, bo któż chciałby w drodze do pracy zastanawiać się nad tym, ile jeszcze zostało mu dni?

Skupmy się jednak na wątpliwościach dotyczących nieco bardziej przyziemnych kwestii. Tych, które dotyczą życia, a nie jego końca.

Wątpliwości ma każdy, bo także każdy podejmuje w swoim życiu decyzje. Jedne są mniej ważne jak wybór płatków śniadaniowych, a inne rzutujące na naszej przyszłości, jak decyzja o założeniu rodziny. Tak i też wątpliwości oraz niepewność wynikająca z wyboru może być dla nas mniej lub bardziej istotna. Warte uwagi jest zaznaczenie, że niepewność budzi się do życia zarówno w momencie podejmowanie decyzji, jak i już po wyborze jednej z opcji.

Decydowanie rodzi wątpliwości. Dlatego też dokonywanie wyborów w życiu nie jest łatwe. Zawsze towarzyszy nam pewne poczucie straty, niepokoju oraz właśnie niepewności. Nie wiemy bowiem, co odrzucamy. Nie wiemy, co mogłoby się stać, po wyborze innej opcji. To zagadka. Gdybanie jednak nad tym, niejednemu zniszczyło zdrowie.

Nie tędy droga.

niepewności

Dobra strona niepewności.

Gardzimy nimi.

Niepewność nie jest lubiana, bo jest to dość dziwny stan. Ani dosłownie negatywny, ani jakkolwiek pozytywny. Z jednej strony powoduje ona lęk oraz rozdrażnienie, ale z drugiej może napawać ekscytacją. Różnice  w osobowości mają w moim mniemaniu spore znaczenie w kwestii przeżywania tego zjawiska. Wracając do poprzedniego punktu, jedna osoba może po dokonaniu wyboru spać spokojnie i zapomnieć o wątpliwościach, a druga przez kolejne dni, może zamartwiać się, myśląc: „Co by było, gdyby…”.

To jest jednak normalne!

Całym tym wpisem chciałbym uspokoić wszystkich, których nerwy są zszargane, a paznokcie obgryzione z powodu wątpliwości. Niepewność jest rzeczą ludzką. Nie można więc wyrzucać sobie z powodu emocjonalnego przeżywania tego, co ma nadejść. Zwłaszcza jeśli ma to dla nas duże znaczenie. Dlatego, kiedy stoimy na rozdrożu dróg, które są skąpane we mgle niepewności, nic dziwnego, że odczuwamy niepokój, lęk i wątpliwości. Kto by ich nie czuł!

Oprócz tego wątpliwości coś sugerują. Mianowicie mogą wskazywać, że nam zależy. Wątpliwości możemy nie mieć w sprawach, które są dla nas zupełnie obojętnie. Kiedy mąż wchodzi z żoną do dwudziestego sklepu w galerii handlowej, a ona po raz setny pokazuje mu dwie sukienki z pytaniem: „Która lepsza?”, wtedy (jeśli nie jest zaangażowany i ma wszystko w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę) bez żadnych wątpliwości może odpowiedzieć: „Zielona”. Co najwyżej może w takiej sytuacji mieć wątpliwości, czy żona nie zorientuje się, jak bardzo jest mu to obojętne i jak bardzo chciałby już stamtąd wyjść.

Odczuwanie niepewności to wskazówka dla nas, że waga problemu, przyszłość, która się przed nami rozciąga, wybór, nad którym stoimy, jest istotny z wielorakich powodów. Ta świadomość może dodać nam nieco pewności siebie, bo ściągnie z nas dodatkowe napięcie z posiadania niepewności. To właśnie ona często blokuje nas przed podjęciem decyzji, więc w konsekwencji, decyzja może przyjść nam łatwiej i w sposób mniej bolesny.

Może, ale nie musi. Jak wszystko w życiu.

stres

Uwaga! Stres lubi jeść! Proszę go nie dokarmiać!

Ostrzegam jednak, że wątpliwości mogą także zjadać człowieka. Dosłownie. Od środka. Stopniowo mogą żywić się jego energią, narządami wewnętrznymi, rozsiewając swoje trujące nasienie. Dzieje się tak dlatego, że wątpliwości rodzą stres dla organizmu, a stres – długotrwały i  nieustanny – oddziałuje negatywnie w zasadzie na wszystko. Trawienie, cały układ pokarmowy, układ rozrodczy, funkcjonowanie mózgu… W tym miejscu polecam książkę „Dlaczego zebry nie mają wrzodów?”.

O ile wątpliwości są normalne, o tyle przeżywanie ich nieustannie w silnym natężeniu już takie nie jest. Rozumiem wagę problemów i niepewności, jaka ona rodzi. Zwróćcie jednak uwagę, czy wasza reakcja emocjonalna i odpowiedź waszego ciała, jest adekwatna do problemu. Może się zdarzyć, że poddajemy się silnemu stresorowi (wątpliwościom) wobec sprawy, która jest  kompletnie błaha. Jak wcześniej wspominany zakup płatków śniadaniowych.

Nie dajmy się zjeść wątpliwościom. Zjedzmy lepiej płatki! Najlepiej te bez dodatków cukru i wspomagaczy.

Jak łagodzić lęk zrodzony z wątpliwości?

Z wątpliwościami można sobie radzić. Jeszcze raz to powtórzę, że najpierw warto je zaakceptować, bo są one czymś normalnym. Jeśli masz wątpliwości, czy pocałować dziewczynę, to prawdopodobnie Ci na niej zależy. W przeciwnym wypadku (jeśli nie ograniczają Cię, chociażby Twoje wartości) po prostu byś to zrobił, nie myśląc o konsekwencjach.

  • Nie masz nad wszystkim kontroli.

Przede wszystkim warto zrozumieć, że przyszłość jest niepewna i naprawdę mamy na nią mniejszy wpływ niż nam się wydaje. Przeceniamy często kontrolę, jaką sprawujemy nad rzeczywistością. Wciąż uparcie twierdzę, że własnym działaniem można osiągnąć wiele, ale jest też wiele wypadków niezależnych od nas. Zwykły traf, przypadek, szczęście, samo urodzenie się w innej części świata… To wszystko na nas wpływa. Wątpię, czy teraz pisałbym dla was ten tekst, gdybym nie urodził się w Polsce, tylko w Korei Północnej. Zachęcam was do zapoznania się z pojęciem złudzenia kontroli.

  • Zwalczanie, poprzez działanie.

Może wydać wam się to trywialne, ale w zwalczaniu wątpliwości może pomóc działanie. Nieważne, czy działaniem nazywamy podjęcie decyzji i zakończenie swoich trosk, czy ruch rozumiany, jako posuwanie się w toku życia. W pierwszym przypadku dokonanie wyboru może spowodować, że stracimy obiekt wątpliwości lub chociaż zyskamy świadomość, że podjęliśmy już decyzję. W drugim natomiast działanie może zmienić naszą percepcję, która jest selektywna. Dostrzegamy tylko część otaczającej nas rzeczywistości. Będąc więc w ruchu, zaczniemy być może skupiać się na działaniu, a nie na wątpliwościach. Poza tym działanie można rozumieć, jako zwalczenie problemów, powodujących wątpliwości. Jeśli podejrzewamy, że nosimy w sobie chorobę, warto nie popadać w spiralę smutku oraz niepewności, tylko udać się do lekarza. Ruch generuje mniejsze wątpliwości.

  • Przepracuj problem.

Odpowiedni monolog wewnętrzny to kolejna pomocna rzecz, zresztą nie tylko w zwalczaniu wątpliwości, ale w każdym możliwym aspekcie życia. Spróbujcie przepracować problem, który was dręczy. Zalecam zrobić to porządnie. Rozłóżcie go na absolutnie najmniejsze możliwe części. Rozważcie każdą, nawet najmniejszą opcję. Poświęćcie na to, chociażby pół swojego dnia, ale niech to będzie rzetelna sprawa. Potem zacznijcie to składać w sposób świadomy. Jestem przekonany, że nie będzie to przyjemnym doświadczeniem, bo zetkniecie się prawdopodobnie ze źródłem waszych trosk. Jednak, gdy już złożycie problem z powrotem, przepracujecie go i staniecie się bardziej świadomi, starajcie się do niego już nie wracać. Wyciągnęliście wnioski, poznaliście pierwotną przyczynę… Co więc jeszcze chcecie zrobić? Zmierzam do tego, że czasami warto raz, ale bardzo dogłębnie zapoznać się z tym, co nas dręczy, po to, aby potem móc zamknąć ten rozdział i pójść dalej.

  • Porozmawiaj z bliską osobą.

Rozmowa z bliską osobą jest również bardzo wskazana. Podzielenie się swoimi troskami z człowiekiem, któremu ufamy, może zdziałać cuda. W ten sposób zrzucamy z siebie ciężar, który dzierżymy, poprzez samo wypowiedzenie trosk na zewnątrz. Zyskujemy wobec frasującego nas problemu pewien dystans. Jest w tym jeszcze jeden, ukryty, ale bardzo dużo plus. Dzielenie się z kimś swoimi skrytymi zmartwieniami, wzmacnia więź z drugim człowiekiem. Odsłaniamy się. Pokazujemy siebie w najczystszej postaci. To wymaga od nas wysiłku, ale jeśli mamy przy sobie odpowiednią osobę, gwarantuję wam, że ujrzenie w oczach tej osoby poszanowania waszych praw, jest doświadczeniem bezcennym.

rozmowa

  • Więcej luzu. Odpocznij!

Zachęcam również do szukanie metod, które was rozluźniają i wprowadzają w przyjemny stan oderwania od rzeczywistości. Jeśli nie jest on szkodliwy dla was i innych ludzi, może być to świetnym narzędziem do radzenia sobie ze stresem, który przeżywamy. Istnieje naprawdę dużo technik relaksacyjnych jak chociażby ta według Schultza. Polecam ją wypróbować. Niemniej jednak jestem zdania, że tak, jak każdy z nas jest inny, tak każdy z nas może opracować swoje własne metody relaksacyjne. Przypominam jednak tylko, że nie ważne, czy będzie to program skonstruowany przez kogoś, czy nasz autorski, wymagać on będzie pracy. Rzetelnie włożonego wysiłku i czasu w to, aby zaczął działać.

Niepewności nie zwalczymy. Niepewność to życie.

Tylko zło nie ma wątpliwości.

Jest to najszczersza prawda. Zło jest ukierunkowane na jeden cel – na czynienie zła. Nie ma w nim miejsca na niepewność, czy aby na pewno chce uczynić komuś krzywdę. Po prostu to robi. Po co złu wątpliwości? Jest złe w swej naturze. Nie potrzebuje tego.

My, jako ludzie mamy w sobie wiele wątpliwości, bo nie jesteśmy jednostkami tak bardzo spójnymi. Codziennie o naszą uwagę walczą tysiące bodźców oraz mnogość wartości, zasad oraz reguł, którymi kierujemy się na co dzień. To normalne, że czasami możemy czuć się zagubieni, pełni niepewności przed tym, co ma nadejść. Jesteśmy też istotami świadomymi. Nie tylko własnej śmierci, ale też niemożności przewidzenia przyszłości (choć są tacy, którzy twierdzą inaczej). Zdajemy więc sobie sprawę, że tak naprawdę – idąc za Sokratesem – wiemy, iż nic nie wiemy.

Nie dajmy się im jednak zjeść. Jeśli będą zbyt mocno panoszyć się w naszym życiu, starajmy się je zwalczać. Poprzez rozmowę, odpowiednią perswazję, techniki relaksacyjne, czy poprzez działanie. Nie dajcie się stłamsić. Pamiętajcie, że to jest wasze życie i to wy macie ten decydujący głos w kwestii tego, czy warto się czymś przejmować, czy też nie.

Tylko zło nie ma wątpliwości.

Człowiek natomiast nie jest zły.

Dlatego dzierżymy niepewność w spadku po przodkach.

Poświęcenie nie jest wcale łatwe. Wtedy musimy coś od siebie dać, ale według mnie to jedyny sposób, aby zrealizować swoje marzenia. Niech więc prośba ustąpi miejsca czynowi.

Podobno niektórzy ludzie lubią, kiedy mówi się do nich w sposób dosadny, prosty i bezpośredni. Pozostali wolą kręcenie się wokół głównego tematu i przyjmowanie możliwie najbardziej rozmytej prawdy. Wszystko ma swoje dobre, jak i złe strony.

Ja dziś jednak zastosuję sposób numer jeden.

Czasami myślę, że jesteśmy idiotami, którzy myślą, że dostaną wszystko, czego chcą tylko dlatego, że o to poproszą. Jestem pewien, że istnieje na świecie wystarczająco wielkie grono osób, które do końca swojego życia nie zrozumieją, że większość krzywd oraz „niesprawiedliwości”, które ich spotykają, nie wzięła się z powietrza, tylko z ich własnego działania. Albo raczej – braku działania.

Jesteśmy wygodni. Piekielnie komfortowi. Nie chce nam się myśleć, nie chce nam się działać, a na samą myśl o jakimkolwiek zadaniu, wpadamy w apatię i wolimy nie robić nic. Byle, żeby się tylko nie przemęczyć! Bo po co, skoro „jakoś to będzie”? Jeśli komuś to pasuje – świetnie! Teraz więc możesz zamknąć ten tekst i skupić się na swoim życiu. Powodzenia!

Całą resztę zapraszam dalej.

prośba

Bóg jak złota rybka.

Rozśmieszają mnie wszelkie roszczenia, jakie kierujemy do innych ludzi, instytucji, czy nawet istot wyższych. Jako człowiek wychowany w wierze oraz jako świadomy mężczyzna, praktykujący swoją wiarę, chwilami zastanawiam się, czy ludzie myślą tak naprawdę, czy tylko stroją sobie żarty z pozostałych… To normalne, że ludzie modlą się do Boga (obojętnie jakiego) i proszą go, aby ich prośba się spełniła. Nie ma w tym nic złego! Jednak, kiedy zapoznaję się ze „świadectwami” ludzi, którzy skarżą się, że prosili Istotę Wyższą o coś, a ta nie spełniła ich pobożnego życzenia, dosłownie otwiera mi się nóż w kieszeni.

Ja bardzo przepraszam, ale czy Ten ktoś, kto siedzi tam do góry i spogląda na nas, jest jakąś złotą rybką, spełniającą nasze życzenia? A może to taki wielki totalizator sportowy, w którym wygrywa jedna osoba na milion? Proszę, powiedzcie mi, że śmieszy to Was równie mocno, jak mnie, choć w moim przypadku jest to raczej śmiech przez grube łzy, bo jak można się cieszyć z tak idiotycznego toku myślenia?

Już w tym momencie, po prawie dwudziestu jeden latach życia, doświadczyłem wielokrotnie sytuacji, w których spotykałem ludzi z sianem, zamiast mózgu i kisielem zamiast serca, ale wciąż nie potrafię się nadziwić, jak bardzo wygodnymi jednostkami potrafimy być. Wygodni w świecie, w którym z jednej strony chcemy „być kimś”, ale z drugiej wolelibyśmy leżeć i zbyt mocno się nie wysilać. Nie widzę w tym za krzty logiki poza samym zrozumieniem istoty natury i organizmu ludzkiego, który zwyczajnie woli wygodę od wysiłku. Sęk w tym, żeby z tym walczyć!

To wielka dojrzałość przejąć kontrolę nad swoim życiem. Wielu ludzi nie osiąga tego stanu, mimo że żyją przez długie dziesięciolecia. Współczułbym, gdybym był pewien, że Ci ludzie zdają sobie z tego sprawę. Rzekłbym, że często nie są tego świadomi. Was jednak zachęcam do bycia Panem swojego losu. Nie zdawanie się na nic i na nikogo. Nie liczenia na to, że być może otrzymamy coś w darze. Odwieczny konflikt między talentem, a włożonym wysiłkiem trwa, ale nikt nie przekona mnie, że najlepszym połączeniem jest jedno z drugim. Tak samo jestem przekonany, że nawet największy talent w długo terminowym zmaganiu nigdy nie będzie miał szans z największym pracusiem.

praca

Nie prośba. Działanie!

Wracając do relacji z Istotą Wyższą – prosimy, ale efektów nie ma. Więc może, zamiast prosić, lepszym rozwiązaniem byłoby wziąć się w garść i zapracowanie na to, co się chciałoby mieć? Czy nie tak byłoby lepiej? Naprawdę jestem w stanie zrozumieć, że to kosztuje, ale co w tym dziwnego? Nie mam pojęcia, czego oczekujecie od życia, ale cokolwiek by to nie było, to musicie coś od siebie dać. Tylko biorąc, nie można zajść daleko. Zawsze trzeba się w pewnym stopniu poświęcić. Czy to dla wyższej idei, czy to dla drugiego człowieka, czy to dla realizacji swoich marzeń.

Jeśli ktoś zna większą ilość moich tekstów, to zapewne wie, że jestem osobą, która dość regularnie nawołuje do dążenia do swoich celów. Z tego więc względu, wyznając taką, a nie inną ideologię na życie, naprawdę bardzo trudno jest mi zrozumieć tak bardzo nielogiczne zachowanie ludzi, którzy robią mało, a oczekują wiele. Proszą Boga o pomoc, ale samemu nie robią nic w tym kierunku. Narzekają, że dostali mało, kiedy tak naprawdę nic od siebie nie dali.

Poświęcenie jest nieuchronne.

Być może to ze mną jest coś w nie porządku, ale w świecie musi istnieć pewna równowaga. Skoro więc chcę być drugim Michaelem Jordanem, to muszę liczyć się z tym, że będę musiał pracować równie mocno albo nawet mocniej niż on. Chcę wziąć, więc daję. I jeśli teraz myślicie, że jesteście na to gotowi, to polecam spróbować. Nie ważne, czego to dotyczy. Z doświadczenie wiem, że wszelkie plany i marzenia najpiękniej wyglądają w momencie, kiedy się je zapisuje. Gdy przychodzi czas realizacji…

Cóż.

Wielu nawet nie zaczyna. Inni rezygnują po pierwszym dniu. Duża część przekonuje się, że nie jest gotowa na tak wielkie poświęcenie. A tylko garstka osiąga to, co chciała. Daleki jestem od stwierdzenia, że są to ludzie szczęśliwi, bo mogę się domyślać, że takie ogromne poświęcenie wymaga wielu ofiar. Nie rzadko w postaci rodziny, przyjaciół i wolnego czasu. Ale czy mnie to osądzać? Skoro ktoś obrał taki cel, to życzę powodzenia i trzymam kciuki. Najważniejszym jest być zgodnym z samym sobą.

Jak dzieci.

Przypominamy wszystkie małe szkraby, które w sklepie wołają tylko „Chcę, chcę, chcę”! Zapominamy, że od „chcę”, do „mam” jest cholernie długa droga. Zwłaszcza w sprawach bardziej złożonych i nieco ambitniejszych. Więc to, że coś chcemy, tak naprawdę nic nie zmienia. Pewnie, że uświadomienie sobie własnych preferencji i chęci to pierwszy bardzo ważny krok, ale będzie on zupełnie na nic, jeśli nie pociągnie za sobą działania. Bo to ono jest najważniejsze. To tak samo, jak w tekście o rozwoju osobistym. Wszelkie czytanie poradników jest przydatne, ale wtedy, kiedy wprowadzasz wyniesione z nich wiadomości w życie. Samo czytanie nic nie da. Tak samo, jak samo planowanie i myślenie.

bierność

Zrozummy wreszcie proszę, że wielki cel, to wielka ofiara i tego nie da się uniknąć. Jeśli twierdzicie, że jest inaczej, to polecam zainteresować się ludźmi, którzy widnieją na czołówkach gazet i nie mam tutaj na myśli polskich polityków zdobiących swoimi twarzami gazety codzienne. Polecam wejść w temat nieco głębiej. Może nawet wypożyczyć lub kupić parę książek dotyczących życia ludzi sukcesu i przekonać się, ile musiało ich kosztować osiągnięcie tego, co mają teraz.

Mierz siły na zamiary.

Bezczelne jest oczekiwanie czegoś dużego, kiedy włożyło się w to wyjątkowo mało pracy. Jeśli studiujesz i uczyłeś się na egzamin przez godzinę, to nie oczekuj piątki. Chyba że jesteś geniuszem, a egzamin był banalny. Tak samo nie spodziewaj się, że zwojujesz świat, jeśli jedyne, co robisz, to bawisz się, relaksujesz i tylko przez krótki okres w ciągu dnia, robisz coś produktywnego. Wszystko sprowadza się do tego, ile od siebie dajemy i czego oczekujemy. Jeśli mamy małe oczekiwania i zadowala nas życie normalnego człowieka, a nasze poświęcenie to praca przez osiem godzin dziennie, która oznacza zarabianie 2500 złotych miesięcznie, raz do roku wyjazd na wakacje nad polskie morze i spokojne spłacanie kredytu – pięknie. Nic mi do tego. Szanuję, akceptuję, rozumiem i gratuluję znalezienia własnej ścieżki.

Jeśli natomiast marzymy o przepięknym, białym Maserati, a nasze działania przypominają dwudziestoletniego Forda Escorta, to ja przepraszam bardzo, ale coś się tutaj nie zgadza.

Nie trzeba od razu pracować po sto dwadzieścia godzin dziennie, jak niegdyś Elon Musk, ale można pracować nieco więcej niż teraz, żeby być nieco bliżej celu, niż się było wczoraj. Pamiętając naturalnie o zdrowym rozsądku i umiarze, bo bycie drugim Elonem Muskiem – moim zdaniem – nie jest wcale tak bardzo ekscytujące, jak wielu oczekuje.

Puenta?

Spuentować ten wpis nie jest trudno.

Poświęcenie jest nieuchronne. Prośba to tylko prośba i bez działania jest niczym. Jeśli robisz mało – dostaniesz mało. Jeśli oczekujesz wiele, ale na to nie pracujesz, to nie dostaniesz nic. Aby coś otrzymać – musisz dać. Zwłaszcza na początku – cholernie dużo.

Odważnym życzę powodzenia.

Pozostałych równie mocno szanuję!

#kolejne artykuły