Rozwój osobisty jest idealny dla leni i tchórzy | worldmaster.pl
#

Przewrotny tytuł, prawda? W końcu rozwój osobisty jest ostatnio aż zanadto popularny. Czytanie kolejnej książki o życiu to podobno prawdziwy wyczyn! Wszędzie tylko ta nauka i wiedza… Niestety to wszystko skutecznie przyćmiewa rzecz, która w sukcesie jest najważniejsza. Mam na myśli czyste i niczym nieskrępowane działanie.

Nie chcę się ciągle powtarzać, ale znowu muszę napisać to klasyczne już dla mnie sformułowanie. ZAOBSERWOWAŁEM ciekawe zjawisko, które nieustannie przewija się w naszych codziennych kuluarach. Ba! Ja sam bardzo często łapię się na tym, że nieświadomie wpadam w jego sidła!

Widzę to w mojej rodzinie, w gronie moich przyjaciół, w komentarzach w mediach społecznościowych, czy u obcych ludzi, z którymi mam przyjemność rozmawiać. Wszystko sprowadza się do tego, że osoby, które mają marzenia i chcą je spełniać, nieustannie chcą wiedzieć więcej, uczyć się więcej i poznawać więcej. To nie jest złe! W końcu rozwój osobisty jest bardzo ważny i stanowi naprawdę istotny czynnik w drodze do realizacji swojego życia.

Problem w tym wszystkim jest jednak taki, że poprzez samo czytanie, nikt jeszcze świata nie zdobył, prawda?

Kupujemy tony książek. Przeglądamy przez długie godziny masę tekstów. Słuchamy tysięcy minut podcastów i oglądamy niezliczone ilości filmów. Ciągle nakręcamy się, motywujemy do działania, zdobywamy wiedzę i poszerzamy swoje horyzonty. Wszystko po to, żeby…

No właśnie. Po co?

Nauka jest zawsze narzędziem do celu.

Nie powiecie mi chyba, że uczycie się tylko dlatego, żeby tę wiedzę mieć. Nie znam osoby, która nie zgłębiałaby danego tematu, nie oczekując z tego potencjalnych korzyści. Nawet tych najmniejszej. W ten sposób otrzymujemy panią domu, która czyta na forach internetowych o myciu talerzy i efektywnym sprzątaniu sypialni. Pana Kowalskiego, który zgłębia daną dziedzinę, żeby móc prowadzić ożywione dyskusje z sąsiadem. Biznesmena, który słucha o produktywności, bo chce podnieść jakość swojej pracy i swoich pracowników. Sportowca, który ogląda filmiki dotyczące jego dyscypliny, bo chce być w niej jeszcze lepszy. Wszyscy uczymy się w jakimś wyższym, szczytniejszym dla nas celu. Dlaczego więc jesteśmy w tym tak bardzo bierni, że zamiast działać, nieustannie tkwimy w jednym i tym samym miejscu?

rozwój osobisty

O wzięciu się do roboty pisałem już w innym tekście. Tam jednak poruszałem aspekt siedzenia, wyłącznego marzenia o sukcesie i nic nierobienia. W tamtym przypadku wszystko było z pozoru łatwe, prawda? W końcu nietrudno odróżnić osobę, która narzeka i tylko mówi, od tej, która działa. Pierwsza jest postrzegana za życiową porażkę i marudę, a druga za osobę produktywną i rezolutną. Problem tworzy się natomiast wtedy, kiedy zaczynamy źle rozumieć działanie i postępujemy asekuracyjnie, bojąc się porażki lub niepowodzenia.

Wykorzystuj nabytą wiedzę.

Dla wielu z nas działanie sprowadza się do czytania, słuchania, oglądania i innych rzeczy, które tak naprawdę są bierne! Właśnie tak! To nie są czynności, które w sposób bezpośredni przybliżają Cię do Twojego celu i radzę Ci to sobie uzmysłowić, bo w przeciwnym wypadku… Nici z Twojego sukcesu. Podkreślę to raz jeszcze, bo uważam, że jest to bardzo ważne! Rozwój osobisty, objawiający się czytaniem, słuchaniem, czy oglądaniem, szczególnie mądrzejszych i bardziej doświadczonych od siebie, jest niezbędnym filarem na drodze do sukcesu. Nie twierdzę, że to coś złego, kiedy w długie zimowe wieczory oddajesz się ponętnej lekturze na temat biznesu czy zarządzania czasem. Chwała Ci za to, że się rozwijasz i pragniesz być lepszym człowiekiem!

Jednak zwróćcie proszę wszyscy uwagę na to, czy poświęcacie wystarczająco dużo czasu na samą czynność działania. Odpowiedzcie przed sobą, czy próbujecie i wprowadzacie w życie to, o czym przeczytaliście lub to, co zobaczyliście. Odnosząc się do początkowej części tekstu – nikt nie uczy się po to, żeby ta wiedza kurzyła się w zakamarkach umysłu. Zawsze mamy w tym wyższy cel, więc powiedzcie mi proszę, dlaczego postępujemy tak bardzo nielogicznie i wiecznie coś czytamy, skoro nigdy nie wprowadzamy tego w codzienne życie?

„Twój los kształtuje się w momencie podejmowania decyzji”. – Anthony Robbins

Działanie, a nie czytanie!

Jeśli wasz rozwój osobisty jest bierny, a Wy nigdy nie testujecie tego, czego się nauczyliście, to równie dobrze możecie położyć się przed telewizorem i obejrzeć kolejny odcinek meksykańskiej telenoweli, w której każdy jest kochankiem każdego, a wartka akcja rozciąga się na tysiące odcinków… Skoro rozwijacie się po to, aby wygłaszać tylko swoje oświecone mądrości, to proszę Was! Oszczędźcie bliskim, swoich jakże wielmożnych pouczających rad, które nikogo nie obchodzą. Wiecie dlaczego? Bo nigdy ich nie spróbowaliście i nigdy nie wprowadziliście ich w życie, a zaufajcie mi, że inni to widzą. W mniejszym lub większym stopniu, ale widać, kiedy stosujecie się do tego, o czym mówicie, a kiedy nie.

To tak samo, kiedy otyły dietetyk wygłasza swoje rady i mądrości. Nie wsadzę tym stwierdzeniem kija w mrowisko i sprostuje to, co mam na myśli. Ta osoba może być najlepsza pod słońcem i być najlepszym znawcą na świecie, ale jej wygląd nie będzie przemawiał za jej słowami. I choćby była to osoba najdoskonalsza w swoim fachu, to zawsze pierwsze wrażenie będzie nie do końca działało na jej korzyść.

Albo wyobraźcie sobie, że czytacie o treningu siłowym i zdrowym odżywianiu, ale nic w tym kierunku nie robicie, a oczekujecie efektów. Chodzicie na siłownię, ale tylko po to, żeby popatrzeć, jak ćwiczą inni i liczycie, że dzięki temu zbudujecie solidną sylwetkę. Brzmi śmiesznie i zabawnie? Świetnie! To teraz dokonaj przeglądu własnych zachowań w innych, codziennych sytuacjach i zobacz, czy nie robisz dokładnie tego samego, chcąc spełniać swoje marzenia.

Najlepszą lekcją jest doświadczenie.

Boimy się działać. Jesteśmy otępieni i leniwi. O wiele wygodniej jest nam mówić o sukcesie, niż się za niego realnie zabrać. Wolimy czytać, słuchać i oglądać, bo to nie kosztuje nas wielu sił, ani utraconych nerwów. Przecież, co takiego może nam się stać podczas czytania lektury? Zatniemy się kartką? Książka spadnie nam głowę? Czym są te „trudności” w porównaniu do utraconego majątku, nieprzespanych nocy i izolacji?

książki

Właśnie o to w tym wszystkim chodzi. O wiele bardziej pragniemy żyć komfortowo w ciepłym kąciku i tylko marzyć o swoim sukcesie, niż faktycznie wziąć się w garść i zacząć działać. To jest paradoksalne zjawisko, ale w istocie tak jest. Nie musicie przyznawać mi racji, ale proszę, przyznajcie ją przed sobą, bo jestem pewien, że zdecydowana większość z Was właśnie tak żyje. Pozostała mniejszość może być z siebie dumna, ale nie powinna zapominać także o tym, że rozwój osobisty jest konieczny, jednak zawsze powinien iść w parze z działaniem.

„Jeśli nie masz pojęcia o diamentach, poznaj jubilera”. – Warren Buffet

Dla wszelkich leniwych fanatyków rozwoju osobistego, których półki uginają się od książek mówców motywacyjnych i inspirujących person, nie mam zbyt dobrej wiadomości. Nie wiem, czy sobie zdajecie z tego sprawę, ale najlepsza nauka płynie z własnego doświadczenia. Czyli, dopóki nie spróbujecie, to się nie przekonacie, a najlepszą lekcję można wyciągnąć, ucząc się na własnych błędach i całym swoim życiu. A powiedzcie mi, jak chcecie tego dokonać, skoro ciągle potraficie tylko uczyć się o sukcesach innych, zamiast w końcu zacząć realizować swój własny?

Rozwój osobisty i ogromna pułapka.

Jeszcze jedna książka. Jeszcze jeden film. Kolejny kurs! Kolejne szkolenie! Następny podcast! Następna biografia! Więcej! Więcej!

DOSYĆ! WEŹ SIĘ W GARŚĆ!

Przerwij w końcu to błędne koło wpadania we własne sidła pozorowanego rozwoju osobistego. Wielu tak naprawdę sądzi, że się rozwija, a w rzeczywistości tylko boi się podjęcia definitywnych kroków. Okłamują samych siebie i żyją w wiecznym kłamstwie. Wiecie, jak to się kończy? Tak, dokładnie! Moim jednym z ulubionych słów! Frustracją! Skupcie się na sobie i swoich działaniach. Chociaż z sobą bądźcie chorobliwie szczerzy i przyznajcie się, czy to, co robicie, istotnie zbliża Was do marzeń.

nauka

Przestańcie w końcu rozpowiadać, że wraz z kolejną książką, zaczniecie działać. Nie zaczniecie, bo brakuje Wam odwagi. Jeśli ktoś Wam mówi, że zacznie cokolwiek „od poniedziałku”, „od jutra”, czy „od czegokolwiek” to tak naprawdę nigdy tego nie zrobi. Osoba pragnąca zmian z całych sił, wprowadza je w życie natychmiast!

Tak samo działają osoby realnie się rozwijające. Z każdą kolejną przeczytaną stroną, obejrzaną minutą filmu, czy sekundą następnego szkolenia, wprowadzają nabytą wiedzę w życie. Nie czekają do jutra, następnego miesiąca, czy końca źródła informacji. Są tak bardzo spragnieni sukcesu i wiedzy, że działają natychmiast! Właśnie o to w tym chodzi i to odróżnia ludzi, którzy działają, od tych, którzy się tylko rozwijają.

Zgadnijcie, którzy w ostatecznym rozrachunku osiągną więcej i nabędą większą wiedzę?

Prośba…

Chciałbym, a nawet pragnąłbym, żeby każda ambitna osoba (szczególnie ta młoda, która ze względu na mój wiek jest mi wyjątkowo bliska), wzięła sobie do serca ten tekst. Zaufajcie mi proszę, że ja nie jestem kaznodzieją lub ekspertem. Odcinam się od łatki „motywatora” i osoby głoszącej „wieczny optymizm”. Nie wiem, jak mógłbym się określać, ale wiem, że to, co piszę, jest zgodne z moim własnym sumieniem i z tym, co obserwuje u wielu ludzi otaczających mnie i moich bliskich.

Spójrzcie na swoje życie obiektywnie. Powinniście być z siebie dumni, że się rozwijacie i to jest naprawdę pierwszy, bardzo ważny krok na drodze do sukcesu. Jednak zrozumcie, że nigdy go nie osiągnięcie, jeśli nie zaczniecie działać. Rozwój osobisty jest świetny, ale tylko wtedy, kiedy nabytą wiedzę, wprowadzamy w życie i próbujemy ją. Nie bójmy się porażek i popełnianych błędów. Co takiego może nam się stać? Uczmy się na nich. Odważmy się walczyć o takie życie, o którym wiecznie czytamy, słuchamy i które nieustannie oglądamy.

Sukces wymaga ruchu.

czytanie

Zostawiam Was z tym tekstem, ale mam nadzieję, że Wy nie zostawicie go tutaj samotnego. Liczę, że będziecie do niego wracać bardzo często i przynajmniej raz w tygodniu, poświęcicie mu kilka minut swojego cennego życia. Przeczytajcie go zawsze podczas podsumowywania wykonanych przez siebie tygodniowych zadań. Zobaczcie, czy faktycznie działacie, czy tylko czytacie o działaniu. Nie można osiągnąć sukcesu, tylko na niego patrząc. Swoje marzenia możemy zrealizować tylko wtedy, kiedy zaczniemy realnie działać. Nauka to zajęcie bierne. Natomiast działanie na podstawie nabytych informacji jest rzeczą, której pożądać powinniśmy wszyscy bez wyjątku.

Na sam koniec, napiszę coś, co od samego patrzenia wywołuje u mnie ból serca, ale wiem, że jest tutaj potrzebne, aby przynajmniej części z Was uświadomić pewną rzecz.

Jeśli kolejna książka lub dostęp do Internetu, służy Wam tylko do pozyskiwania wiedzy, której nigdy nie wprowadzacie w życie, to lepiej będzie, kiedy wyrzucicie lekturę i odłączycie Internet. Te rzeczy wywołują w Was więcej szkód niż pożytku. Nie są Wam potrzebne, skoro nie macie zamiaru wprowadzać je w swoją codzienność. Marnujecie tylko ich potencjał.

Chciałbym, żeby przynajmniej raz w życiu każdy z nas, spróbował zacząć dążyć do życia, o którym z tak wielkim uwielbieniem czyta, i przekonał się, jak wielką siłę ma to działanie.

Nie lamentujmy, kiedy poczujemy zwątpienie. Nie płaczmy, kiedy pojawi się chwila słabości i ogarnie nas smutek. To przecież także jest część naszego planu! Może się to wydawać dziwne, bo dlaczego niby mielibyśmy akceptować coś, co jest z pozoru złe? Zaufajcie mi proszę, że to jest jednak bardzo zdrowe podejście. A jeśli nie wierzycie mi, to mam nadzieję, że będziecie w stanie uwierzyć takim postaciom, jak Tim Ferris, czy Micheal Masterson, których słowa zostały zacytowane w tym tekście. Cieszę się, że po raz kolejny możemy się spotkać w tym miejscu i po raz kolejny, chcę Cię drogi czytelniku zaprosić na kilka minut lektury. Jestem przekonany, że dzięki niej inaczej spojrzysz na niektóre aspekty swojego własnego życia i tym samym – staniesz się lepszym człowiekiem.


Przychodzi niepostrzeżenie. Zakrada się do nas po cichutku, zważając, aby nie obudzić w nas żadnych podejrzeń. Nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów i bacznie nas obserwuje, przygotowując się do zadania ciosu. Nagłym skokiem chwyta nas za gardło i wysysa z nas resztki energii. Jesteśmy tak zszokowani, że potrzebujemy nawet czasu, aby uświadomić sobie, co się właśnie wydarzyło.

To nie potwór z dzieciństwa czyhający na nasze życie pod łóżkiem czy dzikie zwierzę pokazujące swój instynkt. To zwątpienie, które dopada nas w chwilach, kiedy najmniej się tego spodziewamy.

Początki są proste. Trudności pojawiają się później.

Wszyscy dookoła nieustannie mówią o budowaniu pewności siebie, odwagi, silnej woli i zasadniczo – całej tej cudownej bańki, która w rzeczywistości nigdy nie jest szczelna, i nigdy nie jest nas w stanie uchronić przed wszelkimi zarazkami, znajdującymi się poza nią. Bardzo często wszystko idealizujemy. Myślimy tylko w systemie zero-jedynkowym. Postrzegamy swoje własne dążenia do spełnienia celów jako coś albo idealnego, albo kompletnie zepsutego. Dlatego to dość naturalne, że krocząc zaplanowaną ścieżką, w ogóle nie dopuszczamy do siebie myśli, że moglibyśmy się poddać. Wierzymy z całych sił w to, co robimy i pod żadnym pozorem nie wątpimy w podjęte działania.

Początkowo buzująca adrenalina w naszych żyłach i ogromne podniecenie wynikające z obrania odpowiedniej drogi, skutecznie wzmacniają wszelkie pozytywne aspekty dążeń. Jakiekolwiek negatywne emocje zostają usunięte w kąt i stłumione przez to, co pozytywne. Tak, początki bywają naprawdę sielskie i nierzadko bezproblemowe. Przynajmniej w naszym własnym odczuciu.

Dopiero po upływie określonego czasu, gdy zagłębiamy się coraz głębiej w las możliwości, ale także i obowiązków, zadań oraz trudności, zaczynamy dostrzegać pewne problemy. Uświadamiamy sobie, że adrenalina zaczyna odpływać z naszego ciała. Nasza zuchwałość oraz bezpardonowa odwaga powoli ustępuje miejsca rozsądkowi i rzeczywistości. Często zgubna nieuzasadniona moc wiary, zaczyna słabnąć, a w jej miejsce zaczyna pojawiać się uczucie dotąd nieznane.

Zwątpienie i smutek.

Czterdziestoletni Tim Ferriss, amerykański przedsiębiorca, znany mówca, specjalista od efektywnej pracy i autor bestselleru pt. „4-godzinny tydzień pracy”, powiedział:

„Sporadyczne napady smutku i zwątpienia we własne siły są integralną częścią budowania czegoś nadzwyczajnego”

Niemożliwością jest bycie nieustannie szczęśliwym, spełnionym i zadowolonym z obranej ścieżki rozwoju. Choćbyśmy wierzyli w to, co robimy najmocniej na świecie i sprawiałoby nam to niesamowitą radość, to prędzej czy później pojawi się słabszy moment. Chwila zwątpienia, która będzie trwała krócej lub dłużej, w zależności od przypadku i od naszej wewnętrznej siły.

tim ferriss

Źródło: www.thriveglobal.com

Bardzo zaskakującym, a zarazem dziwnym zjawiskiem jest obserwowanie ludzi, którzy chcą wejść na szczyt, nawet się przy tym nie męcząc i nie brudząc sobie rąk. Jak można oczekiwać osiągnięcia czegoś wielkiego bez jakichkolwiek trudności? Nie tylko tych fizycznych, ale przede wszystkim przeszkód pojawiających się w naszym wnętrzu. Jak można wymagać od siebie dokonania czegoś podziwianego przez cały świat, jeśli zakładamy, że dokonamy tego bez szwanku i ani jednej chwili słabości?

Myślicie, że ludzie po przekroczeniu linii mety maratonu, byliby tak samo szczęśliwi i usatysfakcjonowani, gdyby nie doznali po drodze co najmniej kilku poważnych kryzysów, nagabujących ich do zejścia z trasy? Nie tylko sam fakt przebiegnięcia tego dystansu wywołuje radość i szacunek, ale także pokonanie wszelkich ograniczeń i słabości ciała!

Chwila słabości jest czymś normalnym!

Zwątpienie to część naszego sukcesu. Każdy słabszy dzień, w którym zdaje nam się, że smutek pochłania nas w całości to nadal kolejne 24 godziny na drodze do celu. Z tą jedyną różnicą, że są one cięższe i nie przebiegają według naszego wyimaginowanego schematu, niemającego uzasadnienia w rzeczywistości. Nie możemy postrzegać swojej drogi w kategoriach – „wszystko idzie świetnie” i „za ciężko, poddaje się”. To budzi bardzo niezdrowe relacje z działaniami, jakich się podjęliśmy.

Zrozummy proszę, że chwila słabości nie jest czymś złym ani wstydliwym. Nie oznacza ona, że to my jesteśmy słabi i nie potrafimy radzić sobie z codziennymi problemami. Sugeruje nam jedynie, że ścieżka, po której się wspinamy nie jest tak łatwa, jak przypuszczaliśmy i wymaga od nas jeszcze większych nakładów pracy. Kompletnie źle postrzegamy wszelkiego rodzaju porażki oraz chwilę zwątpienia, czy smutku. Wstydzimy się ich. Chowamy je przed światem. Nie potrafimy sobie uświadomić, że każdy ma momenty zawahania, gdzie dotychczasowa droga usłana różami, zamienia się w szlak najeżony ich kolcami.

Nierzadko w takich chwilach postrzegamy siebie jako nieudaczników. Negatywne myśli oplatają naszą głową i całe nasze ciało, paraliżując nas. Zapominamy, czego dokonaliśmy i nie potrafimy racjonalnie myśleć. Smutek i zwątpienie zrodzony z trudności szlaku, po którym stąpamy, zostaje zamieniony w przygnębienie prowadzące do obniżenia pewności siebie i depresji. Naturalną rzecz, jaką jest gorszy moment w życiu i chwila słabości, przenosimy na całe nasze istnienie, czyniąc z tego o wiele większy problem, niż nim jest w rzeczywistości. W rezultacie nie potrafimy znaleźć rozwiązania, aby wyrwać się z negatywnych myśli. Dodatkowo coraz mocniej się w nich pogrążamy.

chwila słabości

Rozwiązanie jest bardzo proste, ale wymaga od nas konsekwencji.

Naucz się sobie wybaczać.

Gdy jesteśmy smutni, a zwątpienie ogarnia nas w całości, zazwyczaj również złościmy się na siebie. Obwiniamy się za nieumiejętność przezwyciężania trudności, za brak wiary, brak odpowiedniego entuzjazmu czy pogorszoną efektywność pracy. Złość to dość integralna część zwątpienia. Jest to swoista reakcja organizmu na niezgadzanie się z czymś, czego nie planowaliśmy, a co zaburzyło i spowolniło nasze działania. W takich sytuacjach zawsze powinniśmy sobie zwyczajnie wybaczyć. Tak samo, jak czynimy to ludziom, którzy wyrządzają nam krzywdę (a robimy to, prawda?). Powiedzmy sobie to samo, co mówi własnej osobie Mark Morgan Ford, znany również jako Micheal Masterson, o czym pisze w swojej książce „Obietnica sukcesu”:

„To normalne, że jesteś zły na siebie. Ale nie musi tak być. Możesz mieć to za sobą. A jutro lepiej nad wszystkim zapanujesz”.

Zróbmy dokładnie to samo. Wybaczmy sobie chwilową słabość. Zaakceptujmy ją, zróbmy tyle, ile jesteśmy w stanie i przejdźmy z tym do porządku dziennego. Nie obwiniajmy się za coś, na co nie mamy wielkiego wpływu. Jutro też jest dzień. Pojutrze także!

Myśl racjonalnie.

Nie chodzi tylko o zaakceptowanie smutku i zwątpienia. Należy znaleźć źródło takiego stanu rzeczy i zaradzić temu problemowi. W wielu przypadkach nie ma to nawet żadnego wspólnego podmiotu z marzeniem, które chcemy spełnić. Być może winowajcą negatywnych uczuć nie jest wcale droga ani tym bardziej my sami, tylko kłótnia z bliską osobą, brak akceptacji ze strony rówieśników czy przytłoczenie wynikające z odpowiedzialności za wychowanie dwójki dzieci? Nie możemy dać się porwać zwątpieniu i smutkowi, roztaczając je na całą naszą codzienność.

Szukajmy rozwiązań i nie traćmy głowy. Choć to zrozumiałe, że w pierwszej chwili szok wywołany niespodziewanymi emocjami spowolni czas naszej reakcji, to jednak nadal pozostaje nam go wystarczająco dużo, aby podjąć należyte kroki. Nie traktujmy smutku, zwątpienia, czy jakiegokolwiek uczucia w kategoriach zła absolutnego. To część naszej drogi. Chcielibyście, aby Wasze dążenia były tylko sielskim spacerkiem bez żadnych przeszkód? Wiecie, dlaczego nie powinniście tego pragnąć?

To, co przychodzi bez trudu, jest mało wartościowe.

Jak możemy nadać czemuś potężnie mocne znaczenie, skoro nie kosztowało nas to żadnego wysiłku? Przypominając sobie to, co powiedział Tim Ferriss – smutek i zwątpienie to część planu, który prowadzi do osiągnięcia czegoś niezwykłego! Przestrzegałbym przed wpadnięciem w błędne koło rozpaczy, myśląc w kategoriach, iż „tak musi być!” i biernego zaakceptowania wszelkich trudności pozbawiających nas tchu. Być może Twoim problemem z negatywnymi emocjami jest niepoprawnie obrana droga. Może pomyliłeś góry, na którą chcesz się wspiąć? A może jesteś w zupełnie innym miejscu, niżbyś pragnął być? Rozważ wszelkie możliwości i poszukaj źródła Twojego problemu.

Jeśli czujesz, że to, co robisz, ma sens, wierzysz w to i sprawia Ci to radość, a mimo to negatywne emocje zwątpienia wyrastają na Twojej drodze, to wiedz, że jesteś na wręcz wspaniałej ścieżce do zdobycia wymarzonego szczytu! Myśl logicznie i nie ulegaj emocjom. Rozważ wszelkie możliwości i szukaj źródeł Twojego niezadowolenia oraz chwilowego przygnębienia. Przeciwdziałaj im, wyciągaj wnioski i za nic w świecie, nie utożsamiaj z nimi swojej własnej wartości.

Zaakceptuj swoje emocje.

zaakceptuj swoje emocje

Smutek i zwątpienie pojawiają się częściej, niż byśmy mogli przypuszczać. Są sprytni, bo zjawiają się w momentach, kiedy obrana ścieżka rozwoju wydaje się czysta i łatwa, jak nigdy wcześniej. Nie da się ich uniknąć, ale można zmienić swój stosunek do nich. To od nas zależy, jak je postrzegamy i tylko my mamy władze, jaki wpływ wywrą na naszym życiu. Sprowadzą je do niewartego uwagi podmiotu, czy nawet go nie zadrasną, zostawiając w spokoju? Od nas zależy decyzja. Naszym wyborem jest, czy damy się zrzucić z drabiny marzeń, czy będziemy się jej kurczowo trzymać, wierząc, że możemy dotrzeć na jej ostatni szczebel.

Nie uważam, że nie powinniśmy walczyć o wspomnianą na początku „pierwotną adrenalinę” czy „moc wiary”. Zawsze powinniśmy starać się, utrzymać je na możliwie najwyższym poziomie, ale nie próbować żyć w idealizowanym świecie, nie dopuszczając do siebie myśli o potencjalnych trudnościach! Negatywne emocje pojawią się zawsze. Chwila słabości może dopaść nas na każdym kroku. Bez względu na to, gdzie się znajdziemy i kim się staniemy. Nie sposób ich uniknąć, ale mamy ogromny wpływ na to, jak je będziemy postrzegać.

To od nas zależy czy smutek i zwątpienie staną się integralną częścią planu, prowadzącego do budowania niezwykłych rzeczy, czy będą jego ostatnim przekleństwem, kończąc go w momencie, kiedy się tylko pojawią.

Gdybyśmy tylko czas poświęcony na mówienie o sukcesie, przeznaczyli na działanie, moglibyśmy o wiele łatwiej zrealizować swój cel oraz marzenia. Niestety, jak pokazuje całe nasze środowisko oraz otoczenie – nie chcemy tego robić. Wielokrotnie podczas przeglądania tak dobrze znanych aplikacji, jak Snapchat czy Instagram lub zwyczajnie podczas codziennego życia dostrzegłem rzecz, która przynajmniej mnie – strasznie razi nie tylko w oczy, ale także w tę racjonalną część mojego umysłu.

To, co robimy, nijak ma się do tego, o czym marzymy.

Z pozoru to są bardzo proste słowa. Zakomunikowane komukolwiek w oczy, zapewne nie wywołałyby większej reakcji ze strony odbiorcy. Jednak po ich gruntownym przemyśleniu, może nas dobitnie uderzyć ich dosadność oraz precyzja, docierająca do nas z pełną mocą. Zanim ktokolwiek, cokolwiek sobie pomyśli, pragnąłbym, aby najpierw każdy przez krótkie pięć minut, zastanowił się nad sensem tego stwierdzenia. Tu nie chodzi o użycie mądrych słów, przypominających tanią motywację. To jest życie, które niestety w większości odzwierciedla prawdę, zawartą w napisanym przeze mnie zdaniu.

Znajdź odpowiedź na poniższe pytania.

  • O czym marzysz?

O karierze piłkarza, a może modelki przechadzającej się swobodnym krokiem po Paryskich wybiegach? Może pragniesz otrzymać tytuł doktora w ulubionej dziedzinie, zarabiać wiele pieniędzy, stać się sławnym lub po prostu być dobrym ojcem? Tak naprawdę rodzaj i skala Twojego marzenia, nie jest wcale, aż tak ważna. To pytanie także nie jest tym, które powinieneś zadawać sobie każdego wieczora. Istnieje ważniejsze, które na zawsze powinno być w Twojej głowie i o którym ciągle powinieneś sobie przypominać, szczególnie wtedy, gdy masz do podjęcia życiową decyzję.

  • Czy Twoje działania, zbliżają Cię do spełniania Twoich marzeń?

Co robisz, aby być dobrym ojcem, o czym przecież tak bardzo marzysz? Jakie kroki podejmujesz, aby stać się najlepszym dziennikarzem w historii kraju? Jak działasz, chcąc stać się modelką lub kulturystą wszech czasów?

  • Nie wiesz? Jeszcze nie zacząłeś? Rozpoczniesz od jutra?

Przykro mi. Właśnie powoli przegrywasz swoje życie, oszukując samego siebie. Nie ma gorszego zjawisko od bycia kłamcą wobec własnej osoby. Dopóki nie zaczniesz ze sobą współpracować, nigdy nie osiągniesz tego, o czym marzysz. Zadane wcześniej pytanie wyryj sobie dokładnie w pamięci. Powtarzaj je i odpowiadaj na nie zawsze przed snem lub wczesnym rankiem tuż po przebudzeniu. Miej je zawsze w głowie, a dzięki temu przedsięwzięte przez Ciebie kroki, zawsze będą odpowiadały Twoim celom.

Wymówki na drodze do marzenia.

To naprawdę zatrważające, jak bardzo potrafimy łamać własne zasady i reguły, mające prowadzić nas do osiągnięcia marzeń lub celu, tylko dla uzyskania chwilowych przyjemności. Na każdym kroku spotykam komentarze i opinie ludzi, którzy oskarżycielskim tonem głoszą swoje mądrości, jakoby nie mogli spełnić swojego marzenia, bo muszą chodzić do pracy, realizować projekty dla tego beznadziejnego szefa czy opiekować się wiecznie płaczącymi dziećmi. Czy to nie jest trochę zabawne? Przecież to są tylko kolejne wymówki tworzone w głowie, wynikające z obawy przed podjęciem decyzji o pójściu w nieznane. Bo właśnie tak wygląda realizacja marzeń. To jedna wielka droga, której końca nie widzisz i nie wiesz, co czeka Cię na jej skraju, a nawet w trakcie jej trwania. Śmiem twierdzić, że to właśnie dlatego spełnianie marzeń jest tak fascynujące. Okazać się może, że po intensywnej pracy nie osiągniesz nic, ale równie dobrze, może zdobyć więcej, niż mógłbyś przypuszczać.

Ludzie, nierealizujący swoich marzeń i których działanie kompletnie mija się z tym, o czym skrycie fantazjują, stosują liczne fortele. Robią to, bo się boją lub są zwyczajnymi kłamcami, zalewającymi potokiem słów głowy chłonnych słuchaczy swoich wielkich planów. To nie przypadek, że każdy z nas zna osobę, która tylko mówi, snuje wielkie marzenia, ale nie robi nic w kierunku ich zrealizowania.

działanie

Odnoszę nieodparte wrażenie, że wielu ludzi postrzega osiąganie marzeń, jako przyjemny spacerek po zielonej łące w ciepłych promykach słońca. Obrazowo mówiąc – musi być łatwo, szybko i przyjemnie, bo inaczej nigdy się do tego nie zabiorą. I właśnie tak się dzieje. Boimy się zmian. Boimy się ciężkiej pracy. Boimy się braku komfortu i pójścia w nieznane. Wszelka próba wyperswadowania takiego działania oraz myślenia, kończą się krótkim, ale agresywnym:

„A co Ty możesz wiedzieć!?”

Nie chcemy pracować po kilkanaście godzin dziennie. Wylewać hektolitrów potu na treningach i odmawiać znajomym wyjścia na miasto. Oszukujemy innych i samych siebie, że chcemy realizować swoje marzenia, ale tak naprawdę jedyne czego chcemy to żyć wygodnie i komfortowo. Żadne działanie, nie prowadzi nas do realizacji marzeń, ale my nadal uparcie twierdzimy, że je mamy i pragniemy ich z całych sił! Gdzie znajduje się tutaj logika!? 

Obudź w sobie ogień pożądania!

Nie jestem Alfą i Omegą. Zapewne jestem młodszy niż większość czytelników. Jednak dysponuje w sobie odpowiednią dozą świadomości, aby każdego dnia przypominać sobie swoje marzenia, rewidować je, a potem zastanawiać się, czy to, co robię każdej godziny, dnia, tygodnia, miesiąca, roku – przybliża mnie do ich realizacji. To nie jest rewolucyjne podejście, ale zdrowe i rozsądne potraktowanie siebie samego, z odpowiednim szacunkiem.

Warto również przez moment zastanowić się, czy cele, do których dążymy, należą do nas, czy do osób w naszym otoczeniu. Czy ich wyznaczenie było podyktowane własnymi pragnieniami, czy opiniami i przekonaniami innych osób? Jeśli po szczerej i wnikliwej analizie uznasz, że są Twoje, to właśnie wykonałeś pierwszy krok na drodze ku ich spełnieniu. Natomiast, gdy po burzliwych rozmyślaniach stwierdzisz, że należą one do kogoś innego, to radzę Ci czytelniku całkiem szczerze, abyś natychmiast wyrzucił je ze swojej głowy i  o nich zapomniał. Chyba że interesuje Cię życie wiecznie niezadowolonego i sfrustrowanego człowieka, co w dzisiejszych czasach staje się powoli normą, aniżeli dziwną przypadłością.

Myślę, że zbyt bardzo wolimy oddawać się krótkoterminowym i nieperspektywicznym przyjemnością, niż dążeniu do niepewnego i odległego marzenia. To nie tylko wynika ze słabości ludzkiej natury, bo przecież wielu udaje się osiągać szczyty. To także rezultat naszego nastawienia oraz pragnienia zrealizowania tego, co sobie wyznaczyliśmy.

Ten cel musi być silny. Powinien rozbudzać w nas wiele emocji. Prawdziwych żądzy i pragnienia zdobycia go. To musi być prawdziwy ogień, buchający z naszego wnętrza, a nie nikły płomyczek, który znajduje się w duszy tak wielu ludzi…

Na bycie tym, o kim marzysz, musisz zasłużyć.

marzenia

Tak naprawdę nie chcesz zrealizować swoich marzeń. Nie pragniesz ich. Wolisz codzienne, marne egzystowanie i trwanie w myśli o swoim marzeniu, zamiast podjęciu ku niemu działań. O wiele większą radością napełnia Cię mówienie wszem wobec o tym, co masz zamiar osiągnąć, niż faktycznie dążenie do tego. To bardzo niezdrowe podejście, ale zaufajcie, że zaobserwowane u wielu ludzi. Myślę, że u większości większą ekscytację wywołuje snucie fantastycznych wizji o czekającym wielkim celu, niż faktyczne działanie prowadzące do jego realizacji. Odwołując się do tego, co już zostało napisane – poprzez takie zachowanie oszukujemy swój umysł, jakoby już bylibyśmy spełnieni, a to wszystko bez kiwnięcia nawet palcem i wyjścia ze swojej ukochanej strefy komfortu.

Wybaczcie, że musicie usłyszeć to ode mnie, ale jeśli postępujecie w ten sposób, to nie zasługujecie na życie, o którym marzycie.  

Nie zasługujecie na bycie piłkarzami, lekarzami czy sławnymi ludźmi. Nie macie prawa być bogaci, popularni czy wykształceni. Nie możecie tego osiągnąć, jeśli nie robicie nic w tym kierunku. Nadal możecie fantazjować razem z podobnymi Wam znajomymi. Opowiadajcie sobie dalej całkiem niezłe bajeczki o tym, czego to Wy nie dokonacie. Jednak to nadal donikąd nie prowadzi. Zrobilibyście lepszy pożytek z tych kilku godzin bezproduktywnych pogaduszek, gdybyście przeznaczyli je na trening, naukę czy cokolwiek, przybliżającego Was do upragnionych celów.

Przykro mi, ale postępując w ten sposób, jesteś przegranym. Przepraszam, ale zapewne odnosisz taką samą porażkę życiową jak Ci, którzy z wielkim upodobaniem słuchają Twoich tanich wywodów. Mogę Ci polecić, abyś natychmiast złapał i nie puszczał osoby, która kiedykolwiek zada Ci poniższe pytanie.

„Co robisz, w kierunku realizacji swoich marzeń?”

Przestań oszukiwać samego siebie. Zmień swoje zapatrywania na przyszłość i zacznij w końcu działać lub zamilknij, i chociaż uszanuj swoje słowa, które zapewne nigdy nie staną się rzeczywistością.

Bądź ze sobą szczery i realnie wyznacz swój cel.

Najciekawsze w omawianym przypadku jest fakt, że główni zainteresowani nie widzą w swoim zachowaniu niczego złego. Rozpowiadają dookoła, że chcą być modelkami, chcą schudnąć, podróżować, odbyć wiele ciekawych przygód, ale jedyne, co potrafią robić to ślęczeć na nic niewnoszących do ich życia wykładach, narzekać, imprezować, leżeć i zasadniczo – nie robić żadnej rzeczy, prowadzącej do osiągania założonych celów.

Z łatwością można to zaobserwować w mediach społecznościowych. Ludzie, którzy otwarcie mówią o przyszłej wielkiej karierze kogokolwiek, ale wiecznie imprezują i marnują swój czas. Osoby, które pragną być „gwiazdami”, ale jakoś nie po drodze im z ciężką pracą. Momentami przybiera to naprawdę groteskowy wymiar. Zakrawa wręcz o prawdziwą paranoję, przypominającą istne rozdwojenie jaźni… Przykro jest na to wszystko patrzeć i chciałbym, abyśmy wszyscy zaczęli w końcu zwracać uwagę na to, czy nasze czyny, odpowiadają naszym marzeniom.

Jeśli ten tekst mojego autorstwa, nie jest pierwszym, który czytacie, to doskonale wiecie, że bardzo sobie cenię Gary’ego Vaynerchuka nie tylko jako mentora i przedsiębiorcę, ale głównie jako człowieka. To właśnie on wystosował pytanie, które zapamiętałem na bardzo długo:

„Does your work ethic, match your ambitions?”

To nic złego, że Twoim marzeniem jest praca w biurze, spędzanie czasu z dziećmi i wolne weekendy! To świetnie i nikomu nic do tego, co Ty sobie założyłeś. Jednak proszę, upewnij się, że to, co mówisz i o czym marzysz, odpowiada Twoim działaniom. Bo często widzę ludzi, którzy żyją w powyższy sposób, ale nieustannie powtarzają, że chcą być najbogatsi, sławni, wielcy i popularni… Powiedzcie mi jak!? W jaki sposób!?

Właśnie dlatego mocno szanuję osoby, które nie biorą udziału w przekrzykiwaniu się i nieustannym rzucaniu swoimi wielkimi marzeniami. Ci ludzie, ten idiotycznie stracony czas, wolą poświęcić na realizacje tego, o czym tak zawzięcie fantazjują inni.

Koniec czytania. Weź się do roboty! Natychmiast!

weź się do roboty

Wyszedł z tego naprawdę długi artykuł. Bardzo mocno gryzł mnie ten temat od środka jak złośliwa zadra znajdująca się pod paznokciem. Mam nadzieję, że każdy wytrwał do tego momentu i jasno zrozumiał mój przekaz. Nie mnie jest oceniać i podważać sens życia każdego z Was. Chcę Wam tylko wskazać, żebyście przypadkiem nie wpadli w pułapkę zalewania umysłu kłamstwami. Naprawdę mocno szanuje każdego, kto ma marzenia. Nieistotne, jakie one są. Chodzi o sam akt dążenia do nich. Nie musisz ich osiągać, aby czuć się szczęśliwy. Jestem niemalże przekonany, że to droga do nich, powinna sprawić Ci większą frajdę, niż sam fakt ich osiągnięcia. Najważniejsze jest działanie i postępowanie zgodnie z własnymi przekonaniami. Nie ma sensu w realizowaniu marzeń rodziców, bo nawet jeśli nam się uda, to nigdy nie będziemy szczęśliwy. Skrupulatnie wybierajmy to, co należy do nas, a potem działajmy… To właśnie ta czynność jest podstawą.

Proszę, szanuj swoje słowa i siebie samego. Zanim coś obwieścisz całemu światu, upewnij się, że to o czym mówisz, pasuje do tego, do czego dążysz. Na świecie znajduje się wystarczająco smutnych i sfrustrowanych, kłamliwych osób. Nie dołączaj do tej grupy! Myśl, jasno wytyczaj kierunki rozwoju i działaj, aby osiągać to, co sobie wyznaczyłeś.

Wyjdź, proszę z przegranego obozu kłamstwa i dołącz do grupy zwycięstwa, która czas przeznaczony na mówienie, woli wykorzystać na działanie.

Można by sądzić, że zmienianie świata na lepsze jest zarezerwowane tylko dla wąskiej grupy społeczeństwa. Ludzi, którzy królują w rankingach popularności. Jednostek, których zgromadzony majątek przyprawia o zawrót głowy. Innowatorów, wprowadzających rozwiązania do naszego życia, o których nie śmieliśmy nawet śnić. Dla ogromnych korporacji, które nierzadko nie tylko posiadają istny monopol na określony produkt, ale także kreują trendy oraz wzorce, za którymi podążają miliony. Wydawać by się mogło, że zmieniać świat może tylko człowiek, który jest bogaty, sławny i posiada silną pozycję w świecie, która kwalifikuje go do wielkich i chwalebnych czynów.

W tak skonstruowanej rzeczywistości, z pozoru tylko nieliczni są predysponowani do tego, aby zmieniać świat i czynić go lepszym – przynajmniej z ich perspektywy, gdyż jest to pojęcie dość mocno względne. Niemniej jednak w naszym rozumowaniu utarł się schemat myślenia, jakoby do wpływania na losy świata, potrzeba wielkiej gotówki, sławy i władzy.

Nic bardziej mylnego!

Naturalnie, że im popularniejsi jesteśmy i im bardziej jesteśmy znani całemu światu, tym nasz wpływ jest większy. Zwyczajnie nasze działania dotrą do większego grona osób. Również sama moc środków służących do zmiany świata lub ich wartość, będzie prawdopodobnie większa w przypadku posiadania odpowiedniego majątku. Tym samym metamorfoza naszego globu będzie dla nas łatwiejsza. Jednak zdecydowanie nie jest to proces zarezerwowany tylko dla tych najbogatszych i najpopularniejszych.

Jak możesz zmieniać świat w każdej chwili?

Świat tworzymy My – ludzie. Jednostki, które tworzą grupy, społeczności i kraje. Wszyscy nazywamy się istotami myślącymi i rozwiniętymi, które mogą w sposób świadomy decydować o własnym losie i własnych wyborach. To właśnie my jesteśmy światem. To my tworzymy to miejsce takim, jakim jest. Bez nas byłaby to tylko opustoszała planeta, nienadająca się do życia. Kawałek nic nieznaczącej materii w obliczu całego, potężnego wszechświata.

zmienianie świata na lepsze

Żyjemy, tworzymy i sami kreujemy świat takim, jaki przedstawia się naszym oczom. Za wszystko, co się w nim dzieje jesteśmy odpowiedzialni my. Nie tylko za zjawiska pozytywne, ale również za te negatywne. Za wojny, głód, ubóstwo, niesprawiedliwość też jest odpowiedzialny człowiek. Dlatego w obliczu tego wszystkiego, tak ważne jest, aby starać się każdego dnia, czynić świat lepszym.

Aby tego dokonać, wcale nie musimy nazywać się Elon Musk, Steve Jobs, Roger Federer czy Donald Trump. Choć może wydawać się to szalone i niedorzeczne, ale każdy z nas, każdego dnia, może zmieniać świat na lepsze!

Świat tworzą ludzie. Więc aby zmieniać świat, należy zmieniać ludzi. Niekoniecznie w sensie dosłownym, gdyż każdy człowiek ma być prawo takim, jakim jest i jakim uważa być za słuszne. Jednak chodzi o zmienianie ludzi w kontekście ich niewłaściwego podejścia do życia. Chodzi o zamianę negatywnego podejścia w pozytywne życie.

Koniec z „Ja”. Czas na „Ty”.

Rozejrzyj się drogi czytelniku. Jak często spotkałeś się podczas podążania ulicą, że ktoś się do Ciebie uśmiechnął zupełnie bez powodu? Ile razy pani ekspedientka w sklepie powiedziała Ci „Miłego dnia”, nie dlatego, że musiała, ale dlatego, że tak czuła? A ile razy ty wykonałeś taki uczynek?

Ludzie chodzący na ulicach to ponure zombie, zatopieni nie w ciele swojej ofiary, ale we własnych, negatywnych myślach. Ciągle analizujemy, pogrążeni w swoich problemach. Skupiamy się nie na tym, co cenne i wartościowe, ale na tym, co płytkie i w ogólnym rozrachunku nic niewarte. Nieustannie chodzimy smutni, snujemy się po ulicach, miastach i centrach handlowych, bardziej zapatrzeni w ekran smartfonów, niż w drugiego człowieka. Nie interesują nas śpiewające ptaki, nieziemsko pachnące kwiaty czy drugi człowiek przechodzący tuż obok nas. Ciągle skupiamy się na sobie i swoich egzystencjalnych trudnościach. Rozpamiętujemy i próbujemy gonić za czymś, co jest naszą urojoną fikcją.

Jesteśmy szarą masą. Ponurą grupą przypominający najokropniejszy, deszczowy i jesienny wieczór, którego widok przyprawia nas o rozpacz. Jeśli nie jesteś w stanie mi zaufać, to proponuje, abyś choć raz oderwał się od telefonu i swoich destrukcyjnych myśli, i zainteresował się innym człowiekiem. Chcę, żebyś zaczął obserwować. Skieruj się do miasta, usiądź na jednym z przeznaczonych do tego miejsc w galerii handlowej i obserwuj. Zauważ, ilu ludzi mija się tam, nawet na siebie nie zerkając. Przepychają się, tłoczą i przeciskają, nie próbując nawet dostrzec w drugim człowieku, człowieczeństwa.

Przypominamy manekinów stojących na sklepowych wystawach. Określamy się jako żyjące istoty, ale jesteśmy ciągle zachmurzeni z wielką, życiową zadrą spoczywająca w sercu i umyśle.

To przykre, że doczekaliśmy się czasów, kiedy zwyczajny, piękny ludzki odruch stał się czymś zapomnianym. Zjawiskiem, o którym trzeba pisać, nagłaśniać i do którego trzeba nawoływać. Kim My się staliśmy? Zwierzętami zatopionymi tylko we własnej głowie i skąpanymi we własnych problemach? Gdzie jest miejsce na drugiego człowieka? Kiedy przyjdzie czas na „Ty”, zamiast na nieustanne „Ja”!?

Człowiek i uśmiech to najpiękniejsze połączenie.

Wielu z nas pragnie zmieniać świat, ale wszyscy tłumaczymy się brakiem środków i możliwości. Bzdura. Każdy może przyczynić się do tego, że jasny promyk nadziei i radości, zagości w sercu ludzi dookoła nas. Wystarczy okazać trochę miłości oraz zainteresowania drugiemu człowiekowi. To My tworzymy świat i jeśli to My sami będziemy w stanie zmienić siebie i swoje negatywne nastawienie, przeinaczając je na pozytywne zjawisko, wtedy i świat będzie stawał się lepszym miejscem.

uśmiech

Zetrzyjmy ze swojej twarzy ten ponury wyraz, nadający jej chorobliwy wygląd. Zacznijmy się uśmiechać, cieszyć i zwracać uwagę na drugiego człowieka! Niespotykana i ogromna siła stoi za magią słowa. Wystarczy zwykłe i szczere: „Miłego dnia” lub „Dzień dobry”, powiedziane pani sprzątającej centrum handlowe, aby uśmiech zagościł na jej twarzy i nie schodził z niej do końca dnia. Zmiana nastawienia negatywnego na pozytywne u kogokolwiek przyczynia się do zmiany świata.

To jest prawdziwy łańcuch pozytywnego działania. Możemy go zapoczątkować już dziś, czyniąc dzień drugiej osoby lepszym, nawet poprzez zwykły uśmiech, uprzejmość i szczere zainteresowanie. Być może wcześniej wspomniana pani sprzątaczka, podzieli się swoją radością z przypadkowym przechodniem, a ten z kolei zaniesie ten uśmiech dalej, rozprzestrzeniając go na całą okolicę? Dzięki temu dotychczasowa szara masa snujących się ludzi ulicami miast, stanie się upstrzona kolorowymi barwami jednostek, które zamiast negatywów, zaczęły dostrzegać pozytywy.

Dając – otrzymujesz.

Proszę, nie zapominajmy jak wielką rolę w naszym życiu, odgrywa drugi człowiek. Wcale nie potrzebujemy fundacji charytatywnych, worków pieniędzy i milionów fanów, aby czynić jego dzień lepszym, a tym samym zmieniać świat. Obdarzmy przechodzącego obok nas człowieka najszczerszym i najserdeczniejszym uśmiechem, na jaki tylko możemy się zdobyć. Nic nie możemy stracić, ale zyskać możemy wiele nie tylko My. Zmieniajmy świat poprzez zmianę dnia na lepsze, każdego napotkanego człowieka. Jeśli tylko możemy, pomagajmy innym. Czyńmy dobro, pokażmy światu naszą radość i moc pozytywnego myślenia. Zmienianie świata na lepsze rozpoczyna się właśnie w ten sposób!

Bzdurą jest, że świat potrzebuje więcej szczęścia, dobra czy pozytywów. Na świecie jest wystarczająco dużo szczęścia, czy jakiegokolwiek innego pozytywnego uczucia. Ono jest w każdym z nas. Naszym jedynym ludzkim zadaniem, do którego jesteśmy predysponowani, jest je okazywać i czynić je głośnymi. Niech nasze dobre uczynki usłyszy cały świat! Od Ameryki przez Europę, aż po Azję. Wszyscy niech usłyszą nasze radosne wołanie skierowane nie do świata, ale dla ludzi go tworzących.

Potrzebujemy ludzkiego ciepła jak nigdy wcześniej. W czasach nieustannego stresu i presji ludzie pragną zainteresowania. Miłości oraz życzliwości ze strony drugiej osoby. Przecież my sami również chcielibyśmy to otrzymać. Najprostszym sposobem do otrzymania tych niesamowitych doznań, jest obdarowywanie nimi drugiego człowieka. Dając – otrzymujesz. To jest niezniszczalna prawda, scalająca całe nasze istnienie od dawien dawna.

człowiek

Zmienianie świata na lepsze nie jest zarezerwowane tylko dla wybrańców.

Wielkie rzeczy, pozostawmy wielkim ludziom, którzy mogą sobie na to pozwolić. My – prawdziwa rzesza tego świata, skupmy się na czynieniu drobnych, ale jakże wartościowych uczynków. Pozytywne myślenie jest kluczem do zmiany świata na lepsze. To dość zabawne, że Ci wielcy ludzie sukcesu, którzy dokonują metamorfozy świata oraz jego postrzegania, poprzez konstruowanie wielkich rzeczy, zapominają, że nie zwalnia ich to od zwykłego i prostego okazywania radości! Tak mocno są zapatrzeni w swoje działania, mające prowadzić do zmiany naszego życia na lepsze, że paradoksalne zapominają w całym tym procesie o ludziach. To komiczne, ale niestety prawdziwe i straszne. Chcą zmieniać świat, ale zapominają o człowieku, który ten świat tworzy…

Nie bądźmy nimi! Skupmy się na drugim człowieku. Dostrzeżmy go w naszej życiowej i codziennej gonitwie. Poświęćmy mu, choć chwilę swojej cennej uwagi i na moment zapomnijmy o sobie. Przestańmy żyć negatywnie, a rozpocznijmy świadomy proces pozytywnego myślenia. Zarażajmy innych swoją radością oraz swoim barwnym podejściem do życia. Pomalujmy nie tylko świat swój, ale także tylu ludzi, ilu tylko zdołamy. To jest prawdziwe i ludzkie zmienianie świata na lepsze. Pozwolić sobie na nie może każdy z nas, w każdej chwili.

Koniec z wymówkami. Zacznijmy działać.

Zarówno zakłócenia wewnętrzne, jak i zewnętrzne, mogą skutecznie odwodzić nas od marzeń. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale życiowe szumy są wszędzie!

Ten malutki głosik, mówiący w Twojej głowie, że Ci się nie uda. Twoje własne zasady, reguły i niepoprawne postrzeganie świata. Twoje myśli i nieodpowiednie zachowanie. Także ludzie znajdujący się w Twoim otoczeniu oraz całe Twoje środowisko, w którym przebywasz. Twoja przeszłość i niewłaściwe postrzeganie przyszłości. Rzeczy, zjawiska i zachowania znajdujące się tuż obok Ciebie.

Powyższa wyliczanka mogłaby w zasadzie nie mieć końca. Można byłoby wymieniać wszystkie rzeczy, wszystkich ludzi i wszystko, co tylko znajduje się w zasięgu Twojej ręki. Nie o to tu jednak chodzi.

Każdy z nas, zapewne nie jeden raz spotkał się z sytuacją, gdzie dotychczasowa pewność siebie, wiara we własne czyny i niezachwiane poczucie dobrze realizowanego planu, zastąpiło zniechęcenie oraz zwątpienie. Z osoby kroczącej pewnym krokiem, staliśmy się bojaźliwymi jednostkami z przestrachem rozglądającymi się na boki. Wysokie poczucie własnej wartości oraz własnych czynów zastąpiło ogólne zagubienie i strach, kumulujący się w nas, często z niewiadomych przyczyn. Coś, co do tej pory mogliśmy wykonywać automatycznie i niemal bez zastanowienia, nagle stało się czynnością niesamowicie uciążliwą. Zupełnie tak, jakby wszystko, co było do tej pory świetne i nienaruszone, zostało w naszej głowie zakłócone przez złe fale płynące z zewnątrz.

To są właśnie tytułowe życiowe szumy, o których jest poniższy tekst. Początkowa wyliczanka, znajdująca się w pierwszym akapicie, przedstawia kilka z czynników, które mogą się na nie składać.

Życiowe szumy. Co to takiego?

Ta dziwnie brzmiąca nazwa, to nic innego jak wszystkie czynniki – zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne, które skutecznie zakłócają nam drogę, do osiągnięcia i zrealizowania własnych marzeń. Nie da się ukryć, że jest to dość niepokojące zjawisko, którego poprawna identyfikacja może oszczędzić nam wielu rozczarowań. Czasami zupełnie nieświadomie likwidujemy czynniki oraz zjawiska, które nie miały żadnego wpływu na nasze niepowodzenie lub zniechęcenie. Niejednokrotnie wprowadzamy w swój plan działania miliony przeróżnych poprawek, oczekując tym razem zadowalających rezultatów i tak bardzo wyczekiwanego pójścia do przodu. W rzeczywistości zmieniamy kolejną rzecz, która nie usuwa naszego problemu.

życiowe szumy

Tak naprawdę redukcja szumów, a najlepiej ich całkowicie usunięcie, da nam zadowalające rezultaty. Czasami może nam się wydawać, że udało nam się je zwalczyć, ale wtedy one wracają z podwójną siłą. Jest to znak, że tak naprawdę nie odnieśliśmy zwycięstwa nad nimi, tylko nad czynnikiem, niebiorącym udziału w naszej porażce.

Szumy to wszystko, co przeszkadza nam w osiągnięciu celu. Ich odpowiednie wskazanie, a następnie całkowite zwalczenie, może zapewnić nam godne i szczęśliwe życie. Każdy szum, który zakłóca nam nasze działania, jest zależny wyłącznie od nas. My mamy moc sprawczą nad własnym życiem i to właśnie My możemy w każdej sekundzie życia powiedzieć: „Dość. Stop. Koniec z tym!”. Wydawać by się mogło to zabiegiem nienastręczającym zbyt wiele trudności. Niestety sprawa nie jest aż tak prosta i łatwa w rozwiązaniu.

Kiedy przeszkoda oznacza bliską osobę…

Zakłócenia w postaci negatywnych myśli, wewnętrznego głosu nawołującego do poddania się czy niepoprawnych reguł, można skutecznie zwalczyć. Wystarczy odpowiednie samozaparcie, świadomość zmian i systematyczna praca. Nie twierdzę, że można to zrobić w sposób łatwy oraz bezbolesny, ale na pewno, jedyną osobą, która może na tym ucierpieć, jesteśmy My sami.

Zgoła inaczej ma się sprawa w przypadku pozostałych szumów. Zakłóceń, wysyłanych nam przez innych ludzi i nasze środowisko. Każdy doskonale wie, jakie uczucia potrafią targać człowiekiem, gdy ten zupełnie nieopatrznie zrani słowem bliską osobę. Jednak, co w przypadku, gdy inicjatorem ów szumów jest na przykład nasza mama, siostra czy własny tata? Mogą robić to w sposób bardzo nieświadomy, ale ich działanie, nieraz może przypominać sabotowanie naszej własnej drogi. Pojawia się tutaj jawny konflikt interesów. Z jednej strony, pragniemy wrócić na właściwą ścieżkę i ponownie odczuć niepohamowaną radość oraz wewnętrzną moc z bycia na niej. Jednak z drugiej strony… To jest bliska nam osoba. Mama, tata, brat czy przyjaciel. Zdecydowanie nie chcemy ranić ich uczuć oraz sprawiać im przykrości. Zdajemy sobie sprawę, że ich działanie wynika z niewiedzy i nieświadomości, jednak sam akt ich czynu, bardzo precyzyjnie oddala nas od naszych marzeń.

Co wtedy? Co wybrać? Co powinniśmy zrobić?

Zranić bliską osobę i wrócić na ścieżkę? Brzmi egoistycznie, ale to jedna z opcji. Może jednak żyć w ten sposób nadal, przyjmować z godnością i stalowymi nerwami uwagi oraz komentarze ze strony otoczenia i błądzić, szukając powrotnej ścieżki na właściwą drogę? Nie wysunę w tej materii jednoznacznej odpowiedzi, gdyż mogłaby ona nastręczyć Wam wielu problemów i kłopotów. Musicie swoje działania dopasować do własnej sytuacji i własnych ambicji. Osobiście twierdzę, że w pewnym stopniu, można obie opcje połączyć i wyjść z tej sytuacji obronną ręką.

rozmowa

Szumy ze strony bliskich osób nie są łatwe do rozwiązania. Niemniej jednak da się to zrobić z pozytywnym skutkiem. Przede wszystkim, kluczem powinna być szczera rozmowa. Jak już wspominałem, bliscy często nieświadomi własnych słów, ranią nas, zakłócają nam drogę i robią wszystko, abyśmy nie odnaleźli ścieżki. Paradoksalnie mogą robić to z miłości oraz troski, martwiąc się o nas. Dlatego właśnie rzetelne i bardzo szczere wyłożenie własnych racji, a przy tym umiejętne słuchanie oraz uwzględnienie poglądów strony drugiej, może zażegnać cały konflikt interesów. W rezultacie możemy wrócić na drogę do marzeń, bez uciążliwych szumów, a z dodatkiem kilku głosów pełnych wsparcia i niepohamowanej miłości.

Zadbaj o siebie i troszcz się o innych.

Myślę, że nie powinniśmy marnować własnego potencjału dla dobra ogółu. Choćby była to najbliższa rodzina. Nie wykorzystujcie tego jako pretekstu, do zaprzestania udzielania im pomocy, służenia radą i życia z nimi! Proszę, nie róbcie tego! Rodzina jest wielką wartością, o której nie powinno się nigdy zapominać. Jednak poświęcenie własnego życia, na rzecz pragnień rodziców lub współmałżonka, jest zachowaniem wysoce nielogicznym i destrukcyjnym. Rzadko zdarza się, abyśmy w zamian za to, otrzymali wewnętrzny spokój, szczęście i świadomość dobrego uczynku. O wiele częściej, dostajemy frustrację, rozczarowanie i wieczne niezadowolenie, wynikające z uporczywych myśli – „Co by było, gdyby?” lub niewłaściwych roszczeń typu – „Zrobiłem to dla Ciebie, więc może teraz Ty, zrób coś dla mnie?”.

Tym bardziej że istnieje lepsze rozwiązanie, które może skutecznie połączyć naszą harmonijna podróż do marzeń ze wsparciem bliskich osób, a przynajmniej – z pokojową redukcją ich szumów. Wystarczy usiąść, porozmawiać, przedstawić swoje poglądy i własne zapatrywania. Uważnie słuchać i poczuć w sobie nutkę empatii. To nic nie kosztuje, a może zaowocować nie tylko drogą do marzeń bez szumów, ale piękną podróżą z wieloma głosami wsparcia, ociekającymi radością i zrozumieniem.

Unikaj rzeczy, które zakłócają Ci godne życie!

Szumy, zakłócające nasze działania, które prowadzić mają do wymarzonego celu, potrafią być naprawdę destrukcyjnym zjawiskiem. Można je porównać, do gęstej mgły, która wyrasta nagle przed nami, podczas gdy poruszamy się górskim szlakiem, prowadzącym na szczyt. Choćbyśmy wcześniej widzieli ogromną połać drogi przed sobą, to mgła wprawia nas w tak wielką dezorientację, że każdy nasz krok jest niepewny, a my sami czujemy się zagubieni. Właśnie w ten sam sposób działają szumy. O wiele trudniejsze od likwidacji, może okazać się ich poprawne zidentyfikowanie. Jak już wiadomo, mogą być ich setki tysięcy o różnych nazwach i różnych natężeniach. Właściwe ich rozpoznanie pozwoli uniknąć niepotrzebnych rozczarowań i błędnych decyzji.

przeszkoda

Sam akt  zwalczania życiowych szumów wymaga od nas nie tylko siły woli i samozaparcia, ale także ogromnego rozsądku i rozwagi. Gdyż szumy, to nie tylko zjawiska znajdujące się w nas samych (strach, negatywne myśli, zanik pewności siebie), ale także – a nawet głównie – czynniki będące poza nami. Nierzadko należą do nich ludzie, których kochamy, a którzy nieświadomie wyrządzają nam zło, odwodząc nas od poprawnie obranej ścieżki. W takim działaniu nie sprawdzi się totalne zwalczenie i destrukcja owego szumu, ale rozważne dążenie do jego zredukowania oraz zaprzestania jego występowania. Można to osiągnąć poprzez szczerą rozmowę i próbę wyperswadowania czynnikowi zewnętrznemu naszych własnych poglądów oraz pragnień. Nie twierdzę, że ograniczenie kontaktu, nierzadko będzie konieczne, a w przypadku osób nie blisko spokrewnionych może nawet zajść jego całkowite zaprzestanie. Jednak zanim do tego dojdzie, a my podejmiemy tak radykalne kroki, spróbujmy się porozumieć w sposób mniej destrukcyjny.

Zwalcz zakłócenia! Zawalcz o marzenia!

Poprzez zwalczenie szumów, otrzymujemy nieziemską jasność umysłu. Trzeźwe myśli oraz prawidłowe postrzeganie danej sytuacji. W konsekwencji te wszystkie cechy mogą nas skutecznie zaprowadzić na szczyt drogą, którą sami sobie obraliśmy. Ścieżką, na której nie pojawi się żadna niespodziewana mgła, powodująca nasze zagubienie. Nie zawsze słoneczko będzie świeciło wprost na naszą twarz, a wiatr będzie wiał nam w plecy. Jednak poprzez redukcję szumów, będziemy widzieli przed sobą drogę oraz końcowy cel, czekający na nas, na wierzchołku, do którego niechybnie w ten sposób dotrzemy.

#kolejne artykuły