Na długo zanim pojawił się e-sport, granie w gry komputerowe od zawsze kojarzone było z zabawą i beztrosko spędzonym czasem. Komputer stanowił wytchnienie od codziennych obowiązków i nie rzadko ucieczkę przed problemami. Dzieciaki (i nie tylko) oddawały się długim godzinom po to, aby przyjemnie spędzić czas. Piszę o wszystkim w czasie przeszłym, ponieważ nie jestem pewien, czy to wciąż jest jeszcze aktualne.
E-sport niszczy konkurencję.
Zacznijmy od początku.
E-sport, czyli sport elektroniczny, podbija świat. Jak ziemia długa i szeroka – interesują się nim wszędzie, gdzie tylko mogą. Słupki oglądalności rosną rokrocznie. Pieniądze pompowane w tę gałąź sportu są coraz wyższe. Nagrody za wygranie turniejów oraz pensje zawodników zapewniają im godziwe życie. Sława najlepszych sytuuje ich na piedestale popularności. E-sport stał się częścią naszego życia.
Osobiście bardzo mi się to podoba. To możliwość spełnienia marzeń i jeśli podejdziemy do tego, jak do uprawiania każdego innego sportu – nie mam nic przeciwko. E-sport wkradł się w moje serce już kilka lat temu i zostaje tam do dziś. Nie grywam już ze względu na inne priorytety, ale bardzo chętnie śledzę światową scenę League of Legends, czy chociażby CS:GO. Stąd też gracz ze mnie marny, ale obserwator już nieco lepszy.
Zanim gry komputerowe stały się sportem.
Jak pisałem na początku – granie w gry komputerowe zawsze miało za zadanie dawać radość. Wyrzut dopaminy zapewniał błogostan, którego często na próżno było szukać w realnym świecie. Ostatnio zainteresowałem się również zagadnieniem grywalizacji i muszę się przyznać, że w grach zaczynam dostrzegać już nawet szansę na zmienianie świata rzeczywistego!
Wróćmy jednak do przerwanego wątku.
Gdy rodził się e-sport, ludzie grali w celach czysto rozrywkowych. Nie po to, aby zarobić. Nie, aby zyskać na popularności. Nikt wtedy nie słyszał o czymś takim, jak „profesjonalny zawodnik”, a samo pojęcie „sportu elektronicznego” nie figurowało jeszcze w światowej nomenklaturze.
Uczestnictwo w zawodach było największą nagrodą za umiejętności grania. Przypomina mi się w tym momencie wywiad z Wiktorem „TaZem” Wojtasem, gdzie mówił między innymi o początkach swojej kariery. Wspominał, że za jeden z turniejów jego drużyna otrzymała bodajże dwie myszki komputerowe. Tę nagrodę można byłoby jeszcze przełknąć, gdyby nie fakt, że drużyna liczy pięciu członków…
Mistrz Polski… 2:0 vs VP. To byl piekielny mecz dla mnie. Mam super druzyne.
Опубликовано Wiktor "TaZ" Wojtas Воскресенье, 9 июня 2019 г.
Czy ktoś na to jednak narzekał? Chyba żartujecie! Wszyscy cieszyli się z możliwości uczestniczenia w rozgrywkach. Nie tylko na wyższych szczeblach, ale także tych czysto amatorskich. Oczywiście, że i wtedy zdarzały się już osoby, niepotrafiące przegrywać lub zbyt mocno przywiązujące się do swoich awatarów. Jednak na ogół e-sport – jakkolwiek wtedy nie był jeszcze znany – polegał na radości grania w gry komputerowe i możliwości konkurowania z innymi.
Właśnie… Polegał.
Jak bowiem e-sport wygląda teraz?
E-sport, czyli profesjonalizm.
Niech mnie ktoś zlinczuje, jeśli się pomylę, ale e-sport można już porównywać do każdego innego sportu. Profesjonalizm w sportach elektronicznych często bije na głowę ten spotykany w dyscyplinach tradycyjnych. Zawodowi gracze raczej nie imprezują (czy to cechy indywidualne, czy to podejście do zawodu – nie wiem), nie rozpraszają się licznymi reklamowymi kontraktami, a ich dnie wypełniają praktycznie same treningi. Wielu w formie odpoczynku od grania – także gra…
Taka transformacja ma swoje ogromne plusy. Przede wszystkim zwiększa zainteresowanie osób postronnych, rośnie poziom prezentowanych umiejętności, a z roku na rok coraz więcej młodych graczy marzy o staniu się drugim Fakerem League of Legends.
To jednak tylko jedna strona medalu. Druga jest nieco smutniejsza.
Gdzie jest miejsce na radość?
Przyglądając się zachowaniom zawodników na profesjonalnej scenie League of Legends odnoszę wrażenie, że gdzieś po drodze dążenia do profesjonalizmu zagubili w sobie radość z grania. Zawziętość i upór zastąpiły przyjemność i radość. Rządza wygranej przejęła czystą satysfakcję, płynącą z samej gry. Obserwuję, że zawodnicy są bardziej spięci, a wynik konkretnego meczu traktują, jakby od tego zależało ich życie…
Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę być hipokrytą, bo na początku sam pisałem, że dopóki e-sport czerpie wzorce z tradycyjnego sportu, tak nie mam nic przeciwko, aby się w nim spełniać, jednak czuję się bardzo rozdarty. Granie w gry komputerowe ma dawać radość. Takie jest ich przeznaczenie. Doskonale rozumiem, że im bardziej popularne coś się staje i im lepszy w to jesteś, tym rośnie presja.
Niemniej jednak widzę, że e-sport zmienił postrzeganie grania w gry.
Nie tylko profesjonaliści stresują się i uzależniają swoje emocje od wyniku rozgrywki, ale robią to również totalni amatorzy, nie mający (nie oszukujmy się!) wielu szans na osiągnięcie sukcesu. To nie jest tak, że odbieram komuś możliwość zaistnienia, ale realnie patrząc, jeśli siedemnastolatek popada w depresję z powodu przegranej rozgrywki na bardzo przeciętnym poziomie w jakąkolwiek grę, to cóż, ale…
Bądźmy, proszę realistami!
E-sport pogrąża się w smutku.
Nie mam również zamiaru usprawiedliwiać braku radości u profesjonalistów. Rozumiem ich ból po porażce. To jest ich zawód, praca i coś na czym zależy im (prawdopodobnie) najbardziej na świecie. Wydaję mi się jednak, że zapominają, że gra, w którą grają, jeszcze parę lat temu nie istniała! Mam tutaj na myśli, chociażby League of Legends. A dziś? Ci sami zawodnicy, którzy jeszcze niedawno byli normalnymi nastolatkami, chodzącymi do takich samych szkół jak Ty i ja, dziś są gwiazdami światowego formatu i… Złoszczą się, gdy przegrywają?
Nie odbierajcie moich słów zupełnie „czarno-biało”. Próbuję za pomocą nieco bardziej radykalnych wniosków przedstawić inny punkt widzenia. Od ignorancji trzymam się daleko.
Sądzę, że e-sport przestał mieć już tak bardzo wiele wspólnego z przyjemnością grania w gry komputerowe, a stał się maszynką do zarabiania pieniędzy, pracą, obowiązkiem, zawodem, czy dyscypliną sportową. Nie twierdzę, że to coś złego, ale nie zapominajmy, że gry komputerowe to wolność! A e-sport był największym urzeczywistnieniem tej wolności dla wielu! Był (i wierzę, że wciąż jest!) jednym z ostatnich bastionów czystej radości i nadziei na spełnianie marzeń!
Czy więc naprawdę warto to teraz niszczyć?
G2 Esports – jak grać z uśmiechem na ustach?
Jest jednak co najmniej jeden przypadek, który pokazuje, że w sporcie elektronicznym jest miejsce na szeroki uśmiech nie tylko do kamery.
Europejska organizacja w League of Legends – G2 Esports. Obecni mistrzowie europejskiej ligi LEC. Zwycięzcy największego międzynarodowego eventu w pierwszej części roku, gdzie pokonali największe światowe potęgi. Drużyna składająca się z samych Europejczyków, co nie zawsze jest takie oczywiste. Ich średnia wieku ledwo przekracza 20 lat… Wiecie dlaczego przykuli tak bardzo moją uwagę?
Bo jak żadna inna drużyna na świecie, mają ogromną frajdę z każdej rozgrywki.
Nieważne, czy to finał europejskiej ligi LEC, czy dużego, międzynarodowego turnieju. Nieistotne, czy właśnie zostali zapędzeni w kozi róg, czy miażdżą swoich przeciwników. Dla mnie to niesamowite móc oglądać ich w akcji. Nie dość, że innowacje, jakie wprowadzają do gry i styl prowadzenia rozgrywki jest oszałamiający, to dodatkowo ich podejście jest właśnie takie, jakie być powinno.
Uśmiechy na ustach. Radość wypisana na twarzy. Przyjemność z każdej minuty przebywania na scenie. Nie jeden raz wyglądają jak typowa piątka dobrych kumpli, którzy spotykają się w piątek wieczorem po to, aby rozegrać jeden mecz i pośmiać się z wydarzeń, które rozegrały się w dniu poprzednim.
Nie uważam, że się nie skupiają, a tym bardziej nie twierdzę, że nie mają problemów. Jestem pewien, że je posiadają! Ale radość z gry jest silniejsza! Przed paroma dniami ponieśli pierwszą porażkę w lidze z największym rywalem. Jeśli ktoś spodziewał się, że po meczu będą załamani, to musiał być w niemałym szoku. G2 Esports z uśmiechem na ustach schodziło ze sceny i gratulowało zwycięzcom wygranej. Czy odczuło swoją porażkę? Oczywiście! Czy jednak oznaczała ona dla nich koniec świata? Zdecydowanie nie!
Grać i wygrywać, jak G2 Esports.
Kanał G2 Esport na YouTube ma rzesze fanów. Wiecie dlaczego? Bo regularnie umieszczane są tam nagrania z życia drużyny – zarówno na scenie podczas rozgrywki, jak i pomiędzy meczami. Polecam szczególnie te filmiki, które prezentują komunikację tej drużyny podczas meczów. Zaufajcie mi, że ja do dziś nie potrafię uwierzyć, jak to możliwe, że oni mogą być tacy dobrzy…
Ale może właśnie tutaj jest źródło ich sukcesu?
Może właśnie tego luzu i swobody brakuje innym organizacjom, które spinają się w sobie, byleby tylko wygrać mecz, podczas gdy G2 Esports chce się po prostu dobrze bawić? Może właśnie dlatego ta organizacja jest jedną z najlepszych na świecie? Bo gdy reszta zastanawia się, jak za wszelką cenę wygrać, G2 Esports myśli, jak za wszelką cenę mieć z tego frajdę? To oczywiste, że dążą do wygranej, jak każdy inny, ale nie zatracają przy tym radości z wykonywania swoich obowiązków.
Make E-sport great again!
Nie traktujcie moich słów jak wyroczni, bo nie o to mi chodziło.
E-sport jest dyscypliną, który zapewnia godziwe życie. To normalne, że jest więc tam presja, stres, czy zaangażowanie oraz ból po porażce. Nie mam zamiaru tego odbierać tym, którzy rywalizują na najwyższym szczeblu. Przez kilkanaście lat grałem w szachy i zdarzało mi się uczestniczyć w Mistrzostwach Polski, i wierzcie mi lub nie, ale gorycz porażki nawet w wieku dziewięciu lat potrafi pozbawić radości, płynącej z rozgrywki.
Ale z drugiej strony to są gry komputerowe! To jest e-sport, czyli coś, co jest marzeniem milionów dzieciaków na całym świecie! To powinno cieszyć, sprawiać frajdę i dawać tyle satysfakcji, że głowa mała! Przecież paręnaście, a nawet parę lat temu można było pomarzyć o czymś, co teraz jest codziennością. I mamy z tego powodu płakać? Rozpaczać? Złościć się?
Nie ma mowy!
E-sport to radość, która niestety coraz bardziej zanika. Dlatego tak mocno szanuję takie drużyny jak G2 Esports, która pokazuje nie tylko jak wygrywać, ale przede wszystkim jak świetnie się przy tym bawić. To jest coś, do czego każdy aspirujący gracz powinien dążyć.
Granie w gry komputerowe jest sposobem na życie! Czy może być coś fajniejszego?
P.S – A może radość takiej drużyny jak G2 Esports jest efektem ich zwycięstw, a nie na odwrót? I może ten tekst pasowałby nie tylko do sportu elektronicznego, ale do każdej innej dyscypliny? Kto wie… Mam nadzieję, że tym tekstem dałem Wam do myślenia.