Są niepowodzenia mniejsze i większe. Czasami cicho się skradają, niczym złodziej, ograbiając nas z nadziei i szans na sukces. Niektóre są brutalne, inne łagodniejsze. Porażki są z nami od zawsze i będą z nami nadal. Nie próbujmy z nimi walczyć, ale musimy się od nich uczyć. Porażka nie jest karą, ale prawdziwym darem.
Jeśli należysz do grona osób, które w całym swoim życiu, nigdy nie doświadczyły porażki, to możesz bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia pominąć ten tekst. Mam jednak ogromną nadzieję, że nie należysz do tej grupy. Być może właśnie w tym momencie zastanawiasz się, co zrobić po kompletnie zepsutym dniu, który przecież miał być jednym z kolejnych, w drodze do Twojego wielkiego celu. Nie wiesz, co powinieneś zrobić, a negatywne uczucia, już wyciągają swe macki, w celu dosięgnięcia Twoich nieskalanych do tej pory myśli. Nie obawiaj się! Spieszę z pomocą!
Uniknięcie niepowodzenia – Mission Impossible.
W życiu każdego z nas przychodzi moment, kiedy rzetelnie realizowany do tej pory plan, zostaje dość brutalny spartaczony. Nie ma znaczenia, o jakiej dziedzinie życia mówimy. Nieistotne, czy jest to praca na etacie, bycie przykładem oraz wzorem dla swoich dzieci, czy droga do lepszej sylwetki. Nieuniknioną częścią każdego możliwego aspektu naszego życia są porażki.
Niepowodzenia są wpisane w proces działania. Powinniśmy uświadomić sobie ten fakt już na początku naszej drogi. Nie próbujmy nawet udawać, że wszystko będziemy realizowali wręcz idealnie. Przewidzenie każdego kolejnego dnia naszego życia, podczas którego realizujemy założony na samym początku plan, jest misją niemożliwą do wykonania. Nawet przez samego Toma Cruise’a. Tak więc stawianie odważnej tezy, jakoby mielibyśmy dotrzeć do swojego celu, bez choćby najmniejszego szwanku jest dość odważnym posunięciem. Wręcz ocierającym się o szaleństwo oraz fikcje.
Na nasze nieszczęście, zdecydowanie zbyt często kojarzymy słowo „porażka” tylko i wyłącznie z negatywnymi emocjami oraz wydarzeniami. Wbrew temu wszystkiemu, to zjawisko w świetnej większości przypadków, powoduje więcej dobrego, niż inne pozytywne wydarzenie. Aby jednak do tego doszło, muszą zajść dwie bardzo ważne rzeczy. Musi upłynąć odpowiedni długi czas oraz My sami musimy wyciągnąć z niepowodzenia należyte wnioski i sumiennie pracować, nad nie dopuszczeniem do jego ponownego ukazania się.
Wszakże, na początku swojej przygody ze zmianą sylwetki, ciągłe powtarzanie sobie, że czeka na nas niejedna porażka, może nastręczać pewne trudności i poczucie dyskomfortu, to jednak klarowne uświadomienie sobie niemożności ich uniknięcia, pozwala zapobiec późniejszemu szokowi.
Porażka i jej historia, czyli dzień życia każdego z nas.
Gdy rozpoczynamy swój przepiękny proces kształtowania sylwetki, naturalne jest, że raczej nie myślimy o porażkach. Idealizujemy swoje przyszłe działania oraz swój cel, do którego mamy zamiar z uporem dążyć. O wiele łatwiej jest nam wyobrazić sobie odległe marzenie, niż porażkę czekającą tuż na najbliższym zakręcie. Całkiem normalną i do pewnego stopnia właściwą rzeczą jest, chwytanie się tego, co pozytywne, a unikanie tego, co negatywne. O ile nie zakłamuje nam to naszej rzeczywistości.
Uwzględniamy w swoim planie wszystko w najdrobniejszych szczegółach: dietę, treningi, aktywność, planowanie posiłków czy spontaniczne spotkania ze znajomymi. Zatracamy się w pięknych aspektach działania. Zapominamy, że nie bez powodu mawia się, iż droga do sukcesu okupiona jest łzami i hektolitrami wylanego potu. Nie twierdzę, że powinno się nieustannie myśleć o trudnościach. Jednak posiadanie tej wiedzy, choćby w najgłębszym zakamarku umysłu, do którego mamy szybki dostęp, może być działaniem pożądanym i właściwym.
W końcu przychodzi czas na nasze działanie. Pierwsze dni, a być może i tygodnie upływają w sielankowej atmosferze. Zdajemy sobie sprawę, że treningi kosztują nas sporo sił, a przygotowywanie posiłków i planowanie, zabiera nam trochę czasu, jednak są to tylko drobne trudności. Problemy i drobne niepowodzenia, których akurat się spodziewaliśmy i byliśmy na nie w pełni przygotowani. Nabieramy pewnej dozy elastyczności, potrafimy zmobilizować się do cięższego treningu i wykrzesać z siebie chociaż trochę energii na niewykorzystanie samochodu, ale własnych nóg. W głowach zuchwalszych osób może pojawić się nawet jakże odważna i pozbawiona szacunku myśl, do swoich starszych kolegów z „branży”, opiewająca komunikatem: „To nie jest takie trudne! Co oni za głupoty opowiadają!?”. Nierzadko pojawią się tam również barwne przerywniki o różnym stopniu nacechowania emocjonalnego, z których słynie nasz naród, a które jak żaden inny wyraz potrafią zastąpić szeroką gamę słów.
Dzień porażki.
Kłótnia z żoną, nagana od szefa, nieplanowane nadgodziny, niezrealizowany projekt czy niespodziewane wezwanie do szkoły w sprawie swojego niegrzecznego potomka. Chwila, kiedy dieta, trening i kształtowanie sylwetki jest ostatnią rzeczą, o której mamy ochotę myśleć. Moment, w którym wydaje nam się to nierealnym działaniem i surrealistycznym marzeniem, oderwanym od naszej codziennej rzeczywistości. W jednej chwili przestajemy być zuchwałymi adeptami. Przemieniamy się w skruszałych ludzi, muszącymi radzić sobie z trudnościami, jakie stawia przed nami życie. Tracimy ochotę na jeszcze jedno wyzwanie, jakim jest realizowanie swojego sylwetkowego planu. Tłumaczymy sobie, że nie mamy na nie sił, ochoty i czasu. Perswadujemy sobie, iż musimy skupić się na ważniejszych problemach, a emocje nami targające skutecznie potwierdzają nasze własne myśli.
Najpierw opuszczamy trening. Nie mamy sił ani dość jasnego umysłu, aby móc się na nim skupić. Prawdziwa emocjonalna burza, która targa naszym wnętrzem powoduje, że zjedzenie kilku kostek czekolady, uwzględnionej w plan, staję się dla nas nieśmiesznym żartem. Chwytamy za całą tabliczkę, delektując się smakiem jej oraz całego, upływającego dnia, który nagle…
Przestaje być idealny.
W końcu, na koniec dnia uświadamiamy sobie, że kompletnie zrujnowaliśmy sobie swój dzień w drodze do lepszej sylwetki. Nie zrobiliśmy treningu, nie spacerowaliśmy jak to robiliśmy do tej pory, a dotychczasową sałatkę jajeczną z awokado, zastąpiła tabliczka czekolady, pudełko lodów i szybkie danie, z dość niepewnie wyglądającego stoiska w jednej z uliczek. W takim momencie najczęściej pojawia się chwila refleksji, która niestety nie naprawi już naszych błędów. Zastanawiamy się, co poszło nie tak i dlaczego dopuściliśmy do tak wielkiego niepowodzenia, psując swój dzień kształtowania sylwetki. Osoby w pełni zdrowe, z dobrym i odpowiednim podejściem do tego procesu oraz funkcji, jaką pełni jedzenie, zapewne nie będą reagowały zbyt emocjonalnie na tego typu przypadek. Jest to zachowanie jak najbardziej pożądane. Grupa po drugiej stronie bariery powiąże z tym wydarzeniem wszystkie swoje negatywne emocje. W konsekwencji może prowadzić to, do poważnych problemów zdrowotnych.
Wielka Pani Porażka – i co dalej?
Nieistotne, w jakim natężeniu emocjonalnym zareagujemy na bądź co bądź – swoją dietetyczną porażkę. Zawsze towarzyszy nam pytanie, pojawiające się w naszej głowie, niczym pulsujący neon nad drzwiami nocnego klubu: „Co teraz? Co mam zrobić!?”. Odpowiedź jest zatrważająco prosta i uniemożliwiająca jakikolwiek sprzeciw.
NIC. Porażki się zdarzają.
Zawsze pojawią się dni, w których gorsze samopoczucie przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść, a chęć ominięcia planu weźmie górę. Choć prawdopodobnie nie przeczytacie o tym w zbyt wielu książkach, to musicie uświadomić sobie, że każdy człowiek miewa gorsze chwile. Nie mówię tu o spektakularnych niepowodzeniach, które z tak wielką lubością są opisywane w życiorysie każdego człowieka sukcesu. Chodzi mi o zwyczajny słaby dzień, brak humoru, nastroju i niezrealizowanie zadań czekających na wypełnienie danego dnia. Każdy ma chwilę słabości. Zarówno pan Kowalski, jak i Zuckerberg, Musk, Vaynerchuk, Buffett i ktokolwiek, kto jest postrzegany za „człowieka sukcesu”. Jedyną skromną i z pozoru błahą różnicą, jest reakcja na zaistniałe niepowodzenie.
O ile czasu nie można cofnąć (jeszcze!), o tyle możemy mieć wpływ na nasze zachowanie w stosunku do pojawiającej się porażki, nastręczającej nam tylu trudności. Spoglądając na to zjawisko przez pryzmat kształtowania sylwetki, mogę z całą odpowiedzialnością za swoje słowa rzec, iż kombinowanie i usilna chęć wprowadzenia zmian, może przynieść więcej szkód niż jakiegokolwiek pożytku. W świetnej większości przypadków przyczyna chwilowej porażki nie leży w planie lub niewłaściwym działaniu, a po prostu w samej wspaniałości cudu, jakim jest życie. Ono jest zaskakująco nieprzewidywalne i czasami, to ono panuje nad nami, a nie My nad nim. Zrozummy to, zaakceptujmy i przejdźmy z tym faktem do porządku dziennego.
Wróćmy do naszego dotychczasowego planu, realizujmy go tak samo, jak do tej pory i nie zaprzątajmy sobie głowy tym jednym dniem niepowodzenia. Skupmy się na tygodniach, poprzedzających to wydarzenie, które były dla nas tak owocnym żniwem naszej ciężkiej i wytrwałej pracy. Utożsamianie swoich działań od jednego dnia jest działaniem wielce nierozsądnym, a nawet idiotycznym. Nie ważne czy dotyczy to dnia spektakularnego sukcesu, czy ogromnej porażki. To tylko jeden dzień. Dwadzieścia cztery godziny w prawdziwym morzu, setek tysięcy pozostałych godzin naszego istnienia.
Porażki nie możesz uniknąć, ale możesz się na niej uczyć.
Jakkolwiek czasu oraz swoich decyzji cofnąć nie zdołamy, to jest rzecz, którą zrobić powinniśmy. Wyciągajmy wnioski z niepowodzeń. Jeśli pamięć nie bawi się ze mną w ciuciubabkę, to Anthony Robbins rzekł, iż po przeanalizowaniu swojej porażki i wystosowaniu z niej odpowiednich wniosków, powinniśmy o niej natychmiast zapomnieć. Po co mielibyśmy zajmować nią swoje myśli, skoro zrobiliśmy już wszystko, co tylko mogliśmy uczynić?
Niepodważalny pozostaje fakt, że to właśnie wszelkie nasze niepowodzenia uczą nas najmocniej. Thomas Alva Edison nigdy nie udoskonaliłby żarówki i wprowadził jej tym samym do codziennego użytku, gdyby na swojej drodze nie napotkał szeregu porażek. Momentów, które nakierowały go na właściwą odpowiedź. Choć przypisywanie temu amerykańskiemu wynalazcy słów: „Nie odniosłem porażki. Po prostu odkryłem 10 000 błędnych rozwiązań”, może być całkowicie wyssane z palce, to jednak zawiera w sobie pewne ziarenko prawdy.
Dar czy przekleństwo? Wszystko zależy od Ciebie.
Porażki nie są niepowodzeniem, jeśli potrafimy się do nich odpowiednio odnieść. Na pewno jednak takimi będą i na zawsze pozostaną takie w naszej głowie, gdy nie wyciągniemy z nich odpowiednich lekcji. Kluczem do radosnego oraz nierzadko spektakularnego życia, jest posiadanie umiejętności wyciągania wniosków i uczenia się na własnych błędach.
Odwołując się do kształtowania sylwetki, być może wyciągniętym wnioskiem, będzie fakt spożywania zbyt małej ilości kalorii lub nadmierna i niedostosowana do naszej osoby, aktywność fizyczna. Czyli dwa aspekty, które w dłuższej perspektywie czasu, mogą prowadzić do naszych frustracji oraz niepowodzeń. Nie zmienienie swojego sposobu działania w tym przypadku, oznacza nieustanne powracanie do punktu wyjścia. Dni, w których porażka staną się nie ciekawym doświadczeniem, ale brutalną codziennością.
Marcus Tullius Cicero, znany szerzej jako Cyceron, miał rzec:
„Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać. Żyć – to myśleć”.
Dlatego zachęcam, abyśmy my również myśleli. Przestali traktować porażki jako źródło naszego wszelkiego i niepojętego nieszczęścia. Zaprzestali przypisywać je do kategorii plag, a rozpoczęli pojmować jako nowe wyzwanie. Porażka to cenna lekcja od życia, którą daje nam zupełnie za darmo i wyłączanie dla nas. To o wiele lepsze niż jakakolwiek książka, tekst, film czy porada od bliskiej osoby. Tylko tak mocne doświadczenie, które możemy odczuć na własnej skórze, może wywołać w nas prawdziwie silną reakcję. Odpowiedź mogącą umożliwić nam przejście na wyższy poziom wtajemniczenia dziedziny, w której się poruszamy lub sensu naszej egzystencji. Tylko od nas samych zależy czy się na to zdecydujemy, czy przejdziemy obok tego fascynującego zjawiska ze spuszczoną głową, głośno lamentując o niebotycznej otaczającej nas niesprawiedliwości.
Wybór należy do Nas.