Bądź szczęśliwy dziś, a nie jutro. Poczuj w sobie radość. | worldmaster.pl
#

Zachowujemy się bardzo nielogicznie. Świadomie dozujemy sobie wartości, które występują w naszym życiu w ilości nieograniczonej! Dodatkowo zależą one, wyłącznie od nas samych. Mówimy na nie szczęście i radość. Są one najwspanialszym darem, który możemy posiąść już dzisiaj.

Bądź szczęśliwy dziś, a nie jutro. Żyjesz, więc to doceń.

W świecie, w którym nie mamy wiele czasu na delektowanie się słowem pisanym, coraz większą rolę zaczyna odgrywać głos płynący wprost do naszego ucha. Doceniając i respektując tę formę zapoznawania się z otaczającym nas światem, stałem się zagorzałym zwolennikiem słuchania podcastów. To właśnie podczas słuchania jednego z nich usłyszałem znamienne słowa. Na bardzo długo, odcisnęły one swoje piętno na mojej psychice i zmieniły moje postrzeganie uczucia, jakim jest szczęście. Mam nadzieję, że twoja perspektywiczna dusza, pozwoli Ci na zapoznanie się z moimi słowami. Nie mówionymi, lecz pisanymi.

„If You aren’t happy now, you will never be happy”

Na pozór są te słowa, które większość zbyłaby w ciągu kilku sekund. Usłyszałaby i natychmiast wypuściła ze swojego umysłu, dając im ulecieć w przestrzeń, niczym utracona idea lub niezrealizowane marzenia. Nie bez przyczyny większość, którą wskazałem wyżej, tworzą zazwyczaj Ci najbardziej niespełnieni, rozczarowani życiem i równocześnie – najgłośniej krzyczący o niesprawiedliwości otaczającego świata.

Kiedy słowa te rozbrzmiały w moich uszach podczas niedzielnego spaceru, który staje się już powoli moim rytuałem i stanowi moje własne, małe szczęście, stanąłem z wrażenia. Zatrzymałem się, wyciągnąłem telefon z kieszeni swoich czarnych, sportowych spodenek, wcisnąłem pauzę i przesunąłem cały epizod o piętnaście sekund wstecz. Chciałem to usłyszeć raz jeszcze, tym razem będąc w pełni skupionym.

To stwierdzenie natychmiast zapisałem  w swoim notatniku, zdając sobie doskonale sprawę z ulotności ludzkiej pamięci. To zabawne jak słowa potrafią na nas różnie działać, w zależności od tego, jaki mamy do nich stosunek. Na jednych, działają jak nic nieznaczące komunikaty, wypowiadane niczym w niezrozumiałym języku. Z kolei na drugich, potrafią odbić swe piętno tak mocno, że Ci nie potrafią się ich pozbyć. Nawet gdyby mocno tego pragnęli.

Walcz o swoje szczęście. Teraz!

Zastanowiłem się głęboko nad tym jednym, prostym zdaniem i uderzyła mnie zarówno jego prostota, jak i niesamowita mądrość.

„Jeśli nie jesteś szczęśliwy teraz, nigdy taki nie będziesz”

radość

Czy to nie jest remedium na nasze problemy? Czy rozwiązanie tej zagadki, nie da nam odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Czy w końcu dzięki uświadomieniu sobie tego stwierdzenia, nie zaczniemy być szczęśliwi „dziś”, a nie „jutro”, które może nigdy nie nadejść?

Wielokrotnie w swoim krótkim życiu słyszałem tęskne komunikaty rzucane ni to w przestrzeń, ni to do drugiego człowieka. Brzmiały one: „Gdybym tylko miał więcej pieniędzy, na pewno odczuwałbym większe szczęście” lub „Gdy tylko dostanę awans, zacznę się cieszyć i czerpać z życia garściami. Zacznę podróżować!”.

Jeśli nie potrafimy być szczęśliwi w położeniu, w którym znajdujemy się obecnie, nigdy nie będziemy zdolni, aby czuć radość w przyszłości. Bez znaczenia czy będziemy biedakami, czy milionerami. Ludźmi o przeciętnych zdolnościach, czy ludźmi sukcesu o wyjątkowej inteligencji. Zawsze będziemy odczuwali pewną pustkę w życiu. Pewien niedostatek o jakże prostej, ale magicznej nazwie – szczęście. Jego brak, zawsze będzie dominował nad tym, co osiągnęliśmy. Będziemy potrzebowali więcej, tłumacząc sobie po raz kolejny, że to doprowadzi nas do prawdziwego odczuwania tego uczucia i doceniania życia w jego pełni takim, jakim jest. Nie potrzebujemy bogactw, aby poczuć smak naszego istnienia. Zbędne są nam rzeczy materialne poza podstawowymi, aby radość na stałe zagościła w naszym życiu.

Dlaczego ludzie, którzy mają wiele, są wiecznie zdenerwowani, a osoby, które nie mają nic, są tymi najczęściej się uśmiechającymi?

To oni zrozumieli potęgę życia. Doceniania go i cieszenia się z niego w takiej postaci, jakiej jest. Sam fakt istnienia na tym świecie – życia na nim, jest niepodważalnym dowodem cudu, jaki dzieje się na naszych oczach. Cudu, którego tak często nie chcemy zauważyć. Zjawiska, obok którego przechodzimy zbyt mocno zajęci gonitwą za szczęściem, które w ten sposób nigdy nie nadejdzie.

Ludzie, którzy osiągnęli prawdziwy sukces, realizując się zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej. Osoby sterujące i zarządzające największymi koncernami świata. Wielcy sportowcy, których nazwiska zna każdy, bez znaczenia czy interesuje się daną dyscypliną. Oni wszyscy zrozumieli, że szczęście ma słodki smak. Nie w momencie, kiedy byli na szczycie i osiągnęli sukces, ale już na samym początku. Na starcie swojej przygody ku wielkości. Nie ważne czy rzucali szkołę w wieku 16 lat jak Richard Branson i byli bardziej niepewni swojej przyszłości, niż my jutrzejszej pogody, czy opuszczali targany wojną kraj jak Mo Farah i zostawiali w nim wszystko, co znali i kochali. Oni wszyscy bez względu na to, czy posiadali bogactwa i sukcesy, czy puste portfele i brak klarownych perspektyw – czuli w sobie radość, bo wiedzieli, że to doprowadzi ich wyżej, niż mogliby przypuszczać.

Bądźmy jak wielcy tego świata.

Wcale nie musimy dążyć do ogromnej fortuny. Każdy z nas ma swoje małe, często skrywane przed światem marzenia. Wierzymy, że doprowadzą nas one na rozległe pola szczęścia, na których będziemy beztrosko skakać z radości. To się nigdy nie wydarzy, jeśli pragnieniem będzie tylko zrealizowanie celu, a nie cieszenie się z każdej możliwości bycia na drodze do niego. Uczestniczenia każdym możliwym receptorem naszego ciała, we wspaniałej rozgrywce, jaką jest życie.

Zacznijmy doceniać piękną różę rosnącą tuż pod oknem naszego domu, zamiast marzyć o rozległym polu tego cudownego kwiatu gdzieś w oddali. Pokażmy swoją radość!

szczęście

Snujmy marzenia, rozwijajmy się, pragnijmy więcej, próbujmy zajść dalej niż ktokolwiek przed nami, dążmy do spełnienia, ale nie zatraćmy się w tym. Cieszmy się z tego, co posiadamy już teraz. Zaakceptujmy rzeczywistość i każdego dnia dążmy do jej lepszej wersji.

Przezwyciężajmy słabsze chwile.

Zatwierdźmy fakt, że każdy z nas ma gorsze dni, które mogą nastrajać nas negatywnie do tego, co robimy. To zupełnie normalne, że nie jesteśmy w stanie przez cały czas być w takim samym stanie emocjonalnym. Taka jest nasza piękna, ludzka natura. Niejednokrotnie przyjdą chwile zwątpienia, samotny, cichy szloch w ciemnym pokoju z dala od ludzkiego oka lub stres wynikający z oczekiwań w nas pokładanych. Jesteśmy to jednak w stanie przezwyciężyć. Codziennym docenieniem i cieszeniem się z tego, co mamy teraz i radością z przebywania na drodze do własnego spełnienia.

W każdej takiej sytuacji powinniśmy odczuwać silną, wewnętrzną potrzebę zmiany i ponownego skoordynowania naszego kursu, ku szczęściu. W ten sposób, bez względu na to, co posiadamy i w jakiej ilości – szczęście zawsze będzie w nas. Właśnie stamtąd się ono bierze. Nie ze stanu dóbr materialnych, ale z pięknej, otaczającej nas rzeczywistości, cudu życia i naszego własnego stosunku do nich.

Paradoksalnie, to właśnie  Ci, którzy najmocniej obawiają się o swoje bogactwa, są tymi nieszczęśliwymi, którym daleko jest do osób, będących synonimem sukcesu i spełnienia.

Jeśli jakakolwiek wartość determinuje Twoje szczęście, to wiedz, że zawsze będziesz pragnął jej więcej. Bez względu na to, w jakim stopniu ją posiądziesz. Tym samym radość wynikająca z życia, nigdy nie pozwoli Ci poznać swojego prawdziwego smaku. Niech nie to o czym marzymy jutro, wyznacza nasze szczęście, ale to ile posiadamy dziś i do czego dążymy w swoim pełnym przygód życiu.   

Tak bardzo pragniemy zaszczytów i chwały, że w swoim działaniu zupełnie zapominamy, jak ważny jest proces dążenia, a nie sam cel. Nieuchwytne marzenia, za którymi ciągle gonimy, próbując dotrzeć na szczyt powodują, że w końcu gubimy drogę i własną tożsamość. Można inaczej. W końcu nie o to chodzi, by złapać króliczka…

W swoim życiu stawiamy przed sobą różne cele. Te mniejsze, których realizacja zajmuje nam mniej czasu oraz te większe, których urzeczywistnienie rozciąga się na dłuższy okres naszego życia. Mamy marzenia, o których nierzadko skrycie fantazjujemy w cichym zaciszu własnego pokoju. Marzenia, które momentami wydają nam się nierealne. Stawiamy przed sobą zadanie po którego ukończeniu, we własnych myślach widzimy siebie, skąpanych w świetle glorii i chwały. Zadowolonych i spełnionych. W końcu prezentujemy się jako ludzie sukcesu. Ludzie, którzy zrealizowali swoje marzenia i stali się panami własnego losu.

Marzenia o szczycie są dobre wtedy, gdy pamiętasz o wspinaczce.

Chcemy stanąć na szczycie zapominając, że na te najwyższe nie można dostać się samolotem. Zupełnie nie potrafimy uświadomić sobie, że szczyt to zwieńczenie tego, czego dokonaliśmy przed wejściem na niego. Przed zdobyciem każdego wierzchołka, czeka nas mozolna wspinaczka i długotrwały proces. Tak bardzo jesteśmy pochłonięci snuciem wizji i fantazjowaniem na temat naszych wyimaginowanych osiągnięć, że kompletnie zaniedbujemy rzeczywistość. Teraźniejszość, której nie obchodzi to, co może nadejść. Obecną chwilę, która niezależna jest od przyszłości. Natomiast przyszłość… Ona zależy od naszego „dziś”.

Rewelacyjnie, że mamy wielkie plany, ambicje i marzenia! Bez nich i naszych pragnień, istnienie ludzkie pozbawione byłoby wszelkiego sensu. Chodzilibyśmy po tym świecie nie wiedząc, dokąd się kierujemy. Wstawalibyśmy rano, nie wiedząc po co. Zasypialibyśmy wieczorem bez większej logiki. Trzeba mieć cel. Każdy go ma. Nawet ten, który temu zaprzecza. Podświadomie do czegoś dążymy, bo takie jest znaczenie naszego życia. Zawsze musimy mieć rzecz, którą chcemy posiąść. Wierzchołek, który chcemy osiągnąć. Marzenia, które określają nasze człowieczeństwo. To wcale nie musi być coś wielkiego jak wieczna chwała, ogromne bogactwo czy wszechwładza. Uśmiechanie się każdego dnia też jest celem, do którego możemy dążyć!

marzenia

Niestety w swoich rozważaniach na temat przyszłości, która w naszej głowie tak świetnie rysuje się w kolorowych barwach, nie bierzemy pod uwagę drogi, jaką mamy do przebycia. Chcemy być światowej klasy piłkarzami, ale zapominamy, że kosztuje nas to wiele wyrzeczeń, wylanego potu na boisku i niemożliwego do opisania zmęczenia. Pragniemy zostać właścicielami wielkich firm, ale jakoś nie po drodze jest nam do tego, aby pracować po kilkanaście godzin dziennie, od świtu do zmierzchu, próbując urzeczywistnić swoje wizje. Marzenia o byciu światowej sławy lekarzem, o staniu się kimś, osiągnięciu czegoś wielkiego, zalewają nasz chłonny umysł. Jednak zapominamy, że droga i dążenia, które są konieczne, aby je osiągnąć, nie podobają nam się. Nie lubimy ich.

Kochamy efekt końcowy. Stanie w świetle reflektorów i pławienie się w luksusach. Nierzadko nie dość, że nie lubimy samej wspinaczki na szczyt to dodatkowo góry, po której stąpamy.

W ten sposób, jeśli znajdujemy się na niewłaściwej górze i zmierzamy do nieodpowiedniego szczytu, może się okazać, że nasze rozczarowanie nim nigdy nie nadejdzie, bo my nigdy na niego nie dotrzemy. Będziemy parli mozolnie naprzód zaciskając zęby, tłumacząc sobie, że tak trzeba. Będziemy nienawidzili każdego dnia marszu pod górę i podłoża po którym idziemy. Przy każdej ścianie będziemy rozpaczać i wołać o pomstę do nieba, kompletnie się poddając. W ten sposób, nigdy nie dotrzemy tam, dokąd dążymy.

Gdzie byśmy mogli dotrzeć, gdybyśmy wybrali odpowiednią górę taką, którą prawdziwie kochamy?

Nasza wspinaczka przypominałaby robienie czegoś trudnego i ciężkiego, ale satysfakcjonującego. Wiedzielibyśmy, że to co robimy, ma sens i nie sprowadza się tylko do osiągnięcia szczytu, ale czerpania radości z każdego kolejnego kroku postawionego na tej właśnie, odpowiedniej górze. Nieistotne pozostanie dla nas czy będzie ciężko, czy napotkane ściany będą tak trudne do przebycia, że przebrnięcie przez nie zajmie nam dużo czasu. To wszystko straci swój sens w obliczu samej możliwości parcia przed siebie. To proces działania, który będzie nas skrupulatnie przybliżał do osiągnięcia wierzchołka marzeń, będzie stanowił dla nas największą wartość. Cel, sam w sobie.

Obdarzmy większą miłością proces, a nie cel.

Szczyt zawsze będzie się wyraźnie rysował w naszej głowie jako miejsce, na którym się znajdziemy, ale nie będzie to jedyny czynnik, który będzie nas motywował. My, będziemy cieszyli się nie z bycia bliżej końca naszej drogi, ale z możliwości przebywania na niej każdego dnia. Bez znaczenia, czy będziemy poświęcali na wspinaczkę godzinę, dwie czy cały dzień. Radość będzie sprawiała nam podróż, nie jej cel.

Adam Bielecki w swojej biografii wspominał, że nigdy nie traktował gór jako czegoś do „zaliczenia”. Jest to niewątpliwie doskonały przykład tego, jak my powinniśmy traktować nasze własne góry, po których wspinamy się każdego dnia i do których wierzchołków dążymy. Nie próbujmy ich odhaczać jak kolejną rzecz z listy do zrobienia, zupełnie zapominając o tym, co jest najważniejsze.

Radość z podróży. Proces. Szlak, a nie szczyt. Możliwość poznawania siebie. Obcowania i doświadczania z tym, co nas otacza i co spotykamy na naszej drodze. Zdobywanie doświadczeń i wyciąganie wniosków. Delektowanie się każdą napotkaną przeszkodą i cieszenie się niczym małe dziecko w momencie znalezienia rozwiązania. To jest prawdziwe piękno osiągania szczytów.

Nie o to chodzi, by złapać króliczka! Gońmy go!

Nie o to chodzi, by złapać króliczka

Jak śpiewali Skaldowie: „Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go!”.

W tym jednym prostym zdaniu zawarta jest prawda, którą możemy bezprecedensowo kierować się w życiu. Niech “złapanie króliczka”, będzie tylko ukoronowaniem naszej długiej i nierzadko ciężkiej, ale satysfakcjonującej próby schwytania go.

Niech szczyt do którego dążymy, będzie naszą nagrodą za trud, jaki włożymy w jego zdobycie. Niech nie będzie jedyną ideą, jaka nam przyświeca, gdy rozpoczynamy pełną niewiadomych podróż. Kierując się tym tokiem myślenia, w którym widzimy tylko kres podróży, nigdy nigdzie nie dojdziemy. Najlżejszy podmuch zrzuci nas z drabiny prowadzącej do wyśnionego marzenia lub zburzy budynek, który uważaliśmy za nasze przeznaczenie i podporę naszego działania.

Miejmy się na baczności. Uważajmy, aby szczyt, do którego dążymy, ciągle znosząc trudy wspinaczki pod górę, okazał się tym właściwym. Nieprzyjemnie byłoby wejść, stanąć na samej górze i z wielkim przestrachem uświadomić sobie, że…

Pomyliliśmy góry, a ta właściwa rysuje się daleko na horyzoncie.

szczyt

Jeden z najpopularniejszych przedsiębiorców świata i osobistość, której nikomu nie trzeba przedstawiać – Gary Vaynerchuk, wielokrotnie podkreślał, że jego cel kupienia drużyny sportowej New York Jets, jest mniej ważny, od dążenia do ich nabycia. To proces realizacji sprawa mu większą radość niż końcowy cel.

Zwróćmy uwagę, aby ściana, na której opieramy naszą drabinę do marzeń, była tą odpowiednią. Idealnie dla nas dobraną oraz zbudowaną na solidnych fundamentach. W przeciwnym wypadku każdy delikatny powiew wiatru, spowoduje jej rozpad i nasz upadek. Bez względu na to, jak wysoko już będziemy. Pokochajmy proces w każdej jego postaci i zaakceptujmy trudności, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Pamiętajmy, że wcale nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale o czerpanie radości z możliwości pogoni za nim. Znalezienie swojego szarego i małego życiowego futrzaka, za którym gonitwa będzie dla nas ekscytującą przygodą, to pierwszy krok na drodze do wewnętrznego spełnienia.

Wielu uważa, że pieniądze rządzą światem. Decydują, kto zasiada na szczycie i dyktuje pozostałym, co mają czynić. Zapewne te same osoby twierdzą także, że pieniądze to wyznacznik sukcesu i prestiżu. Jednak media społecznościowe skutecznie podważają sens tytułowego pytania: czy pieniądze to wartość rządząca światem? 

W pewnym stopniu – na pewno. Wystarczy przypomnieć sobie i przywołać wiele nagłówków gazet z przeszłości, grzmiących z odległości kilkudziesięciu metrów w lokalnych kioskach i zaczynających się na ogół od słów –„Łapówka” lub „Korupcja”. Nie da się ukryć, że mając pieniądze, można zdziałać wiele, osiągnąć naprawdę dużo, a do tego pławić się w luksusach. Jednak obserwując obecne trendy panujące w świecie i zmieniające się wzory kreowanych gwiazd, które z tak wielkim uwielbieniem obserwuje głównie młode pokolenie, dochodzę do wniosku, że czas pieniędzy jako wyznacznika sukcesu powoli przemija.

Nadal są istotną wartością, bez której nie da się ani przeżyć, ani godnie żyć, ani niestety – nie oszukujmy się – załatwić czegoś „ponadustawowo”. Szczególnie jeśli nie mamy silnie rozwiniętej elokwencji, daru przekonywania i umiejętności interpersonalnych. Czy jednak pieniądze dominują tak jak w poprzednich latach? Czy nadal są jedyną i niepodważalną wartością w życiu każdego, która decyduje o naszym statusie? Czy pieniądze to wartość rządząca światem? Robiąca to nieprzerwanie od wielu wieków? 

Moim zdaniem – nie.

Nie mam pojęcia czy powinniśmy się z tego cieszyć, zacierać ręce z radości czy raczej płakać i oczekiwać czegoś gorszego. Jestem za to święcie przekonany, że obecnych idoli, którzy naprawdę rządzą nami, naszymi bliskimi oraz w szczególności młodym pokoleniem, nie wybiera się poprzez pieniądze znajdujące się na ich kontach bankowych. Wybieramy ich na podstawie liczb, jakie osiągają w swoich social mediach.

media społecznościowe

Media społecznościowe nową siłą.

„Lajki”, „Followersi” i Subskrybenci. To jest obecna siła, która faktycznie rozdaje karty i determinuje układ sił na różnych płaszczyznach naszego życia. Wystarczy spojrzeć na wzory do naśladowania dla młodych ludzi. Próżno szukać w nich osób, które nie posiadają konta w serwisach społecznościowych i dysponują liczbą obserwatorów nierzadko przyprawiającą o zawrót głowy.

Na nasze nieszczęście ta wartość tak samo, jak pieniądze, potrafi być niesamowicie złudna i zupełnie fałszować rzeczywistość. Niejednokrotnie spotkałem się z kontami w social mediach, które miały ogromny wskaźnik oglądalności, a wartość jaką przekazywały, była co najmniej wątpliwa. Śmiało można byłoby wdać się w dyskusję, czy treść przekazywana przez takie osoby jest na pewno stosowna do widowni i publiczności, która to wszystko śledzi.

Dziś coraz rzadziej słyszy się pragnienia młodego pokolenia, brzmiące: „Chcę być bogaty/bogata”. O wiele częściej, w naszych uszach rozbrzmią słowa: „Chcę mieć dużo obserwujących na Instagramie. Chcę być gwiazdą Instagrama!”. Nie neguje tego ani nie chce kreować się na przeciwnika social mediów, bo paradoksalnie jestem ich wielkim zwolennikiem i dostrzegam w nich wiele dobrego. Ponadto, za dużymi liczbami stoi nie rzadko wiele poświęconego czasu oraz włożonej w to pracy. Jednak tak samo, jak każdy medal, tak i media społecznościowe, mają dwie strony. Te dobre i te złe.

Zagrożenia.

Nawet piękna róża, która raczy nas swoim wspaniałym widokiem, rozlewającej się czerwieni, ma ostre i niebezpieczne kolce. Tak samo i media społecznościowe, z pozoru piękne i nieskazitelne, skrywają nierzadko swoje prawdziwe, ciemne oblicze.

Obecnie media społecznościowe i liczby nimi rządzące, to siła z której nie zdajemy sobie nawet do końca sprawy. Nie usprawiedliwia to jednak naszych wyborów. W naszej gestii leży rozważne selekcjonowanie osób, kont oraz stron, które obserwujemy i na których się wzorujemy. Możemy spotkać tam naszych przyszłych, wiernych przyjaciół, kochające żony oraz oddanych współpracowników. Jednak o wiele łatwiej, możemy doświadczyć otwartej wrogości, braku moralności i zepsutych ideałów.

Powinniśmy przede wszystkim pamiętać, że tak samo jak pieniądze nie określają tego jakimi jesteśmy ludźmi, tak samo te kilka cyfr, określających nasze media społecznościowe nie mogą oddać tego, jak wygląda nasze życie, co w nim znaczymy i jaką rolę w nim odgrywamy. Każdy zasługuje na szacunek. Zarówno osoba z milionem fanów, jak i z setką kibicujących ludzi.

Ogromna moc stoi za każdym z tym serwisów. Dziś, młodzi ludzie robią oszałamiającą karierę właśnie dzięki tym platformom. To one są nadzieją i szansą dla wielu z Nas. Dla ludzi, próbujących osiągnąć w życiu coś więcej niż codzienne wstawanie do znienawidzonej pracy, w której spotkamy znienawidzonego szefa i swoje znienawidzone biurko, przy którym spędzamy znienawidzone osiem godzin. Jednak zanim do tego dojdzie, musimy kierować się odpowiednimi wzorcami, które z kolei posiadają właściwi ludzie sukcesu. Niekoniecznie Ci, którzy górują w rankingach oglądalności, ale zdecydowanie Ci, którzy pragną przekazać nam coś więcej, aniżeli tylko puste słowa, wulgaryzmy i brak jakichkolwiek zasad, co odzwierciedla idealnie ich własne życie.

Popularność to także odpowiedzialność.

Nie mnie jest oceniać moralność oraz samoświadomość każdej z tych osób. Chciałbym tylko, aby każda osoba, która jest na tyle ważną personą w świecie mediów społecznościowych, że ma za sobą rzeszę fanów, widowni i ludzi, którzy śledzą każdy ich ruch, pamiętała o odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach. Bo bycie na siłę zabawnym lub kreowanie się na kogoś, z kim nie ma się nic wspólnego, nie jest trudne. Szczególnie jeśli jest to robione przez wirtualny świat. To jednak próba pokazania szczególnie młodej publiczności prawdziwych, życiowych wartości, do zadań łatwych na pewno nie należy.

Dość przykro patrzy się na obecnych idoli młodego pokolenia do którego sam należę. Trudno w to uwierzyć, ale czasami jest mi wstyd, że jestem określany tak samo jak Ci, którzy za wzory uznali osoby wykreowane na kłamstwie. Tak samo jak nie powinniśmy wrzucać do jednego worka tych, którzy istnieją w social mediach, tak i również nie powinno się kategoryzować ludzi na podstawie ich wieku. Bo wiek, pieniądze, liczby i wszelkie inne zmienne wartości nie potrafią oddać tego, kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy.

Niech obecne gwiazdy mediów społecznościowych wezmą odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Niech podejmą proces świadomego myślenia, że każdy ich krok mogą naśladować tłumy.

Ludzie, którzy już niedługo, staną się przyszłością naszego kraju, naszego świata i całego naszego istnienia.

Żyjemy w bańce fałszywych wizji, w której jesteśmy karmieni idiotyzmami brzmiącymi, jakoby eliminacja produktów była konieczna w naszym żywieniowym działaniu. Jeśli ortoreksja jest nam miła, to droga wolna! Mam jednak nadzieję, że zgodzicie się ze mną, iż zdrowszym rozwiązaniem są zwyczajne żywieniowe ograniczenia.

Zdecydowanie zbyt często, wychodzimy z błędnego przekonania głoszącego, że zdrowy styl życia wymaga od nas nie tylko poświęceń, ale również wykluczenia konkretnej grupy spożywanych produktów. Abstrahuje od przypadków osób, które muszą tego dokonać ze względu na swój stan zdrowia. Działanie to jest w takich przypadkach jak najbardziej pożądane, bo w zdecydowanej większości prowadzi ono do poprawy jakości życia, zdrowia oraz samopoczucia. Usprawiedliwione są także osoby, które unikają konkretnych produktów z pobudek moralnych lub etycznych. Nie ma niczego złego, w nie jedzeniu mięsa, jeśli wyznaje się taką ideologię i jestem przeciwny krytykowaniu, a nawet podejmowaniu próby wyperswadowania takiego zachowania. Każdy ma prawo podejmować wybory, zgodne z jego sumieniem oraz zasadami.

Nigdy nie będę jednak w stanie zrozumieć ludzi, którzy decydują się na wykluczeniu czegokolwiek ze swojego jadłospisu, bez konkretnych przyczyn. To dość absurdalne zachowanie, pozbywania się w życiu konkretnego pokarmu, który w rzeczywistości nie ma na nas bezpośredniego, złego wpływu. W znacznej większości przypadków wykluczamy słodycze oraz żywność, szeroko pojętą za „niezdrową”. W pewnym stopniu takie zachowanie jest logiczne. Pozbywamy się tego, co niesie za sobą znikoma ilość cennych wartości odżywczych. Niestety, ciężko jest przekonać kogoś, kto decyduje się na taki krok, że kostka czekolady czy kawałek pizzy, nie powoduje przybierania na wadze. Sprawcą takiego stanu rzeczy jest dodatni bilans kaloryczny, tworzony przez nadmierne spożywanie wyżej wymienionych pokarmów.

Skrajna eliminacja produktów oraz potencjalne ryzyko.

W swoich wyborach dietetycznych bywamy często aż zanadto skrajni. Początkowo nie widzimy w takim zachowaniu niczego złego, bo teoretycznie pozbywamy się produktów mało wartościowych dla zdrowia. Jednak z biegiem czasu, taka forma myślenia może przerodzić się w poważne następstwa.

Ortoreksja jest zjawiskiem bardzo realnym i w dobie powszechnego dążenia, do wyimaginowanej sylwetki, coraz częściej spotykanym. To stan, w którym żywność staje się dla nas obsesją. Przyjemność zamienia się w patologiczny stan.ortoreksja

Ludzie, dotknięci tą przypadłością, bardzo często eliminują produkty, całe ich grupy lub konkretne formy obróbki termicznej, uznając je za zło wcielone oraz źródło ich problemów z masą ciała. Takie zachowanie objawia się ciągłym planowaniem posiłków, nieustannym myśleniem o jedzeniu oraz głębokim poczuciu winy, w przypadku odstępstw od swojego planu. Ortoreksja, bardzo często poprzedza o wiele poważniejsze w skutkach zaburzenia odżywiania.

Skrajność w żadnej dziedzinie naszego życia nie jest dobra. Bez znaczenia czy dotyczy ona pracy i rodziny, czy zdrowych lub mniej zdrowych produktów. Jestem w stanie zrozumieć osoby, decydujące się na krok eliminowania konkretnych grup żywnościowych. Otumanieni herezjami, głoszonymi przez Internetowych guru dochodzą do wniosku, że to ten jedyny, konkretny produkt, spowodował problemy z ich zdrowiem oraz sylwetką. W rzeczywistości zrobiła to dawka, a nie dany pokarm. Uświadomienie sobie tego faktu, może pomóc nam w zrozumieniu, że żywieniowe ograniczenia są zdrowsze, lepsze i korzystniejsze dla naszej psychiki.

Zbyt często myślimy w kategoriach systemu zero-jedynkowego. Postrzegamy zmianę nawyków żywieniowych jako „Tylko zdrowe jedzenie!”. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że tak naprawdę nie musimy eliminować czegokolwiek z naszego jadłospisu.

Wystarczą żywieniowe ograniczenia.

Wielokrotnie to podkreślałem i będę robił to nadal, dopóki nie przestaniemy robić sobie krzywdy. Za wszelkie zmiany wagi ciała oraz sylwetki, odpowiada bilans kaloryczny. Nie konkretny produkt czy inny czynnik naszych dietetycznych zmagań. Tylko zestawienie energii wydatkowanej z energią spożywaną. Mając tę zasadę na uwadze, doskonale widać, że usuwanie czekolady z planu żywienia jest nieuzasadnione. Jeśli ją kochamy, a jej spożywanie jest dla nas w życiu jedyną odrobiną słodyczy, to głupstwem byłoby pozbawiać się tej przyjemności. Zostawmy męczeństwo osobom świętym i zawodowcom, a zajmijmy się korzystaniem z życia!

żywieniowe ograniczenia

Zamiast spożywania dotychczasowej tabliczki czekolady, zjedzmy jej połowę. To mniej niż do tej pory, ale nadal możemy ją spożywać. Być może nasze odczucia względem niej trochę osłabną, jednak cały czas będziemy mogli cieszyć się jej smakiem. Taka sama sytuacja rysuje się w przypadku jakiegokolwiek produktu naszej diety. Eliminacja produktów powinna być zarezerwowana dla osób, które są zmuszone to uczynić. Natomiast żywieniowe ograniczenia zostały stworzone dla ludzi, takich jak ja i Ty! Zadowólmy się nimi i zmierzajmy prosto, do naszego celu.

Błędnie wydaje nam się, że eliminacja produktów, a tym samym także możliwa ortoreksja, jest jedyną właściwą drogą do osiągnięcia wymarzonej sylwetki i rewelacyjnego zdrowia. Jest w tym pewna doza sensu, bo spożywanie wartościowego pokarmu, powinno prowadzić do optymalnego poziomu zdrowia, a nawet sylwetki. Jednak często postrzegamy zdrowie w kontekście fizycznym zapominając, że psychika odgrywa kluczową rolę w jakimkolwiek naszym działaniu. O ile eliminowanie czegokolwiek, będzie zabiegiem prawdopodobnie dobrym dla zdrowia fizycznego i sylwetki, o tyle dla naszej psychiki będzie to istne zabójstwo. Biorąc pod uwagę, że to właśnie ona odpowiedzialna jest za wiele naszych porażek życiowych, możemy spodziewać się, że w następstwie takiego działania, nie osiągniemy swojego celu, poddając się pewnym czasie.

Nie bądźmy masochistami, którym ból sprawia przyjemność!

Nikt nie jest w stanie mi wmówić, że odmawianie sobie pokarmu, którego spożywanie sprawia mu radość, jest dla niego dobre. Takie zachowanie nie ma logicznego uzasadnienia. Również podążanie za modą i wszelkimi nowinkami żywieniowymi, propagowanymi przez „dietetycznych mentorów” części społeczeństwa,  jest pozbawione sensu. Jeśli coś działa na Twojego idola, nie znaczy, że zadziała również na Ciebie. Poza tym, czy jesteś w stanie sprawdzić, że Twój wzór zawsze stosuje się do wartości przez siebie propagowanej?

Cokolwiek robimy, dostosowujmy to do siebie. Przykro mi, jeśli Twoje zdrowie nie pozwala Ci zjeść konkretnego produktu. Szanuję, jeśli wzbraniasz się przed spożyciem pokarmu, gdyż nie pasuje on do Twojej życiowej etyki. Jednak, jeśli jakakolwiek eliminacja produktów odbywa się tylko dlatego, że upatrujesz w tym działaniu, swojej szansy na sukces, to spodziewaj się… Braku rezultatów. Eliminacja produktów z własnego „widzimisię” i czynienie z siebie męczennika, nie jest godne pochwały. Na aprobatę zasługują mądre i rozsądne żywieniowe ograniczenia produktów mało wartościowych, na rzecz tych cenniejszych, kontrolowanie spożywanej energii oraz dbanie o własne zdrowie.

Ortoreksja, Anoreksja, Bulimia, kompulsywne objadanie się – to bardzo często następstwa małych, z pozoru błahych i heroicznych w naszych oczach, wykluczeń. To skutki pozbawiania się przyjemności. Natomiast rezultatem, wyżej wymienionych nazw, z którymi spotkania nikomu nie życzę, może być nawet utracone życie…

Własne dietetyczne wybory traktuj jako decyzje na całe swoje istnienie. W ten sposób unikniesz podążania za chwilową modą czy błędną wskazówką. Zawsze stawiaj sobie pytanie, czy jedząc w obecny sposób, masz szanse robić to, do końca swojego życia, zachowując świetne zdrowie i rewelacyjne samopoczucie.

Na każdym kroku jesteśmy bombardowani surrealistycznymi reklamami. Głoszą one, że istnieją magiczne tabletki na odchudzanie. Określane również jako „cudowne” suplementy diety. Rzekomo dzięki nim, w kilka dni możemy stracić kilkanaście kilogramów tłuszczu. A potem na skrzydłach orłów, polecimy zobaczyć smoki…

Jestem ogromnym fanem wszelkiej literatury z pogranicza fantastyki oraz science fiction. Jednakże takich opowieści nie potrafiłby stworzyć sam Tolkien, Sapkowski czy King. Zbyt mocno szanują swojego czytelnika. W przeciwieństwie do firm i osób, które w tak bezczelny sposób oszukują niczego nieświadomych i bezbronnych ludzi.

Dla osób, które choć trochę poznały ten dział nauki i przynajmniej w minimalnym stopniu wiedzą czym jest kilokaloria i na czym polega proces spalania tkanki tłuszczowej, będą to zwyczajne bzdury. Nie każdy jest jednak na tyle poinformowany, aby wiedzieć, że zniewalające tabletki na odchudzanie mają więcej wspólnego z fikcją, niż z prawdziwym życiem. Wewnętrzna desperacja, brak cierpliwości oraz silna potrzeba natychmiastowych zmian, powodują wierzenie w tego typu slogany i szukanie prostych oraz gotowych rozwiązań.

Nie wierzcie i nie ufajcie niczemu ani nikomu, kto swój komunikat skierowany do potencjalnego klienta, zaczyna od słów wskazujących, że tylko jego produkt jest tym jedynym i właściwie działającym na rynku. 

Nie ma i mam nadzieję, że nigdy nie będzie dostępnej pigułki, proszku lub czegokolwiek, co sprawi, że w tak krótkim czasie będziemy mogli osiągnąć tak wiele. Pomyślmy nad tym racjonalnie. Skoro rzekomo istnieją, tak wielce cudowne i magiczne suplementy diety powodujące natychmiastowe odchudzanie, to dlaczego cały czas odnotowuje się wzrost otyłości zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych? Dlaczego na ulicach nie obserwujemy tylko szczupłych, zdrowych i umięśnionych ludzi?

Wszelkie tego typu reklamy są bzdurą. Wierutnym kłamstwem czyhającym i żerującym na Waszej naiwności. Próbującym sprzedać Wam coś, co nie działa, a dodatkowo może przyczynić się do realnych uszczerbków na zdrowiu.

Dlaczego wierzymy w nierealne tabletki na odchudzanie?

tabletki na odchudzanie

Powodem naszej wiary w istnienie magicznej pastylki jest nasze własne lenistwo. Szukamy jak najprostszych rozwiązań. Nie tylko w kwestii kształtowania sylwetki, ale również w każdej innej dziedzinie naszego życia. Nie wchodzimy po schodach, bo przecież jest winda. Nie spacerujemy, bo przecież jest samochód. Nie rezygnujemy ze znienawidzonej pracy, bo  przecież z tym idiotycznym szefem jakoś da się jeszcze wytrzymać. Żyjemy wygodnie i komfortowo. Boimy się zmian.

Nie mamy ochoty pracować na wymierne rezultaty przez długi czas. Oczekujemy natychmiastowych efektów, zupełnie zapominając, że piętnaście kilogramów nadwagi, jakie posiadamy, nie jest wynikiem ostatniego tygodnia, ale ostatnich lat niezdrowego i nieaktywnego trybu życia. Dlaczego więc chcemy zmienić w kilka dni coś, co „zdobywaliśmy” przez długie miesiące bezczynności?

Proces spalania tkanki tłuszczowej można w bardzo dużym uproszczeniu, łatwo zobrazować. Chcąc stracić kilogram masy ciała, musimy liczyć się z deficytem rzędu 7000 kalorii. Oznacza to, że jeśli chcielibyśmy osiągnąć ten cel w ciągu tygodnia, każdego dnia musielibyśmy spożyć o około 1000 kalorii mniej, niż wynosi dobowe zapotrzebowanie kaloryczne naszego organizmu. Jest to naprawdę duża wartość i dla wielu osób o przeciętnej i średniej wadze spowoduje istne głodowanie. Dlatego o wiele bardziej polecaną i rekomendowaną opcją jest tygodniowy ubytek masy ciała odpowiadający od 0,5 do 1% naszej aktualnej wagi. Ważąc 80kg, spadek wagi, do którego będziemy dążyli, oscylował będzie w graniach od 0.4kg do 0.8kg w skali tygodnia. Oznacza to, jedzenie każdego dnia o około 400-500 kalorii mniej, co stanowi już zdrowszą i rozsądniejszą opcję.

Czy rozumiecie teraz, jak niedorzeczne są reklamy oferujące jedyne, niepowtarzalne i czarodziejskie suplementy diety, powodujące natychmiastowe odchudzanie i poprawę Waszej sylwetki? 

Obiecują zatrważające rezultaty i wskazują, że możecie szybko stracić kilkanaście kilogramów. A tymczasem nauka i ciało, którego nie da się oszukać, jasno wskazuje na to, że do zdrowej i trwałej utraty takiej ilości kilogramów, nierzadko potrzeby wielu miesięcy systematycznej pracy!

Rzeczywisty przebieg odchudzania.

odchudzanie

To, co naprawdę czyni proces spalania tkanki tłuszczowej trudnym, jesteśmy my sami i nasze niewłaściwe podejście. Spodziewamy się, że już po kilku dniach będzie widać oszałamiające efekty, po tygodniu będziemy wyglądać jak greccy herosi, a po miesiącu wrócimy do naszych starych nawyków żywieniowych z istną sylwetką boga.

Zaakceptujmy fakt, że kształtowanie sylwetki to proces. Rozłożony w czasie, trwający i rozciągający się na całe nasze życie. Nie podchodźmy do niego z wrogością i brakiem cierpliwości, bo w ten sposób nigdy nie osiągniemy założonego celu.

Chudnięcie, tycie, zwiększanie poziomu sprawności i całe nasze życie, opiera się na cierpliwości i upartym dążeniu do wyznaczonych obiektów pożądań. Nie wierzcie w magiczne pigułki. Nie bierzcie sobie do serca rad, bombardujących nas z dziwnych reklam, które twierdzą, że możesz mieć wyraźne mięśnie brzucha w kilka dni. Nie ufajcie nikomu, kto obiecuje Wam zaskakująco szybkie rezultaty. To nie jest prawda i nigdy nie będzie. To nie jest nawet zabieg marketingowy. To zwykłe kłamstwo i idiotyzm, tworzony przez ludzi, którzy są dokładnie tacy sami jak reklama, którą tworzą.

Nie ma magicznej formuły na zdobycie pieniędzy, sławy czy szczęścia. Nie ma czegoś takiego również w przypadku drogi do lepszej sylwetki. Odrzućcie wszelkie dogmaty opierające się na wierzeniu w tabletki na odchudzanie, cudowne suplementy diety czy inne pigułki mające wykonać całą pracę za Was. Jedynym efektem ich działania, może być uszczerbek na Waszym zdrowiu oraz opustoszałe portfele. Nierealne sposoby postępowania, oferują nierealne efekty. Natomiast prawdziwe rezultaty, wymagają Waszej prawdziwej, rzetelnej i systematycznej pracy. Tego nie da się uniknąć.

 

#kolejne artykuły