W naszą ludzką naturę wpisane jest czekanie. Zakorzeniona wartość, przekazywana z pokolenia na pokolenie i wpajana nam od najmłodszych lat. Pielęgnowana niczym rajski ogród i nietykalna jak zakazany owoc. Nie ważne, na jakim etapie naszego życia jesteśmy i dokąd dążymy. Czekanie jest zawsze obok nas.
Gdy chodzimy do szkoły, nieustannie wyczekujemy wakacji. Podczas obowiązków zawodowych, z upragnieniem czekamy na urlop lub weekend, podczas którego można odetchnąć i wyrwać się z nieprzyjemnych zadań. Będąc w szczęśliwym związku, czekamy na ślub. Kiedy już się odbędzie, wyczekujemy dziecka.
To błędne koło wiecznego czekania.
Zbyt daleko posuniętym wnioskiem byłoby stwierdzenie, że to w pełni złe zachowanie i zupełnie niepotrzebne. Czekanie na coś, ustala niejako wartość naszego życia. Sprawia, że dążymy do czegoś, a upływający czas nie jest dla nas taki straszny. W końcu każda kolejna minuta przybliża nas do naszego obiektu oczekiwań. Jednak powinniśmy bacznie przyglądać się temu, jak wygląda nasz stan czekania. Jest zasadnicza różnica między czekaniem biernym i nierobieniem niczego konkretnego a czekaniem czynnym. Również oczekiwanie w radosnym podnieceniu jest inne od ponurego wyczekiwania tego, co ma nadejść.
Abstrahuje od oczekiwania efektów, bez włożonego odpowiedniego wysiłku. Dziś, chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę na sam akt czekania w kontekście całego naszego życia. Zdarza się, że trwanie w tym stanie, tak bardzo nas oplata swoimi mackami snutych wizji, że rozprasza nasze działania w teraźniejszości. Zakłamuje to, jak wygląda nasze „dziś”. Nie jest tajemnicą, że nadzieja wynikająca z oczekiwania konkretnego terminu, daty lub wydarzenia sprawia, że każdego kolejnego dnia, przekonujemy samych siebie, że…
„Jakoś to będzie. Wytrwam”.
Ale czy naprawdę warto? Czy cokolwiek, co ma nadejść, ma w sobie taką siłę i moc, abyśmy musieli się dla tego poświęcać i być męczennikami? To, na co czekamy, nie może zasnuwać naszej rzeczywistości mgiełką niewiedzy, fałszu i zakłamania. Nie powinniśmy tłumaczyć sobie, swojej aktualnej, złej sytuacji towarzyskiej, emocjonalnej czy zawodowej faktem wynikającym z naszego czekania na coś.
Czekanie nie wyzwala działania.
Jestem w stanie zrozumieć ten radosny stan. Każdy z nas na coś czeka. Na wakacje, urlop, weekend, rodzinne spotkanie czy finał piłkarskiej ligi mistrzów. To nic złego, że to odczuwamy i zupełnie podświadomie do tego dążymy. To jest nasz cel i to określa niejako nasze życie oraz jego wartość. Jednak spójrzmy na to z perspektywy bardziej praktycznej. Czy to na co czekamy, jest istotnie tak silne, że ciągle się temu oddajemy w naszych myślach do tego stopnia, iż nie możemy skupić się na niczym innym? Przecież czynność czekania sama w sobie jest zajęciem biernym. W większości przypadków nie mamy wpływu na przyspieszenie wyczekiwanego terminu czy wydarzenia. Nie przyspieszymy weekendu, daty porodu potomka czy urlopu przykazanego nam przez szefa. Dlaczego więc coś, co nie kosztuje nas jakiejkolwiek energii i włożonego wysiłku, ma dać nam coś trwałego i silnego, potrafiącego zmienić nasze życie?
Zdecydowanie przeceniamy to, na co czekamy. Podniecamy się wydarzeniami, które mają nadejść. Oddajemy się im w całości, zupełnie tak jakby mogły zmienić nasze życie i wywindować nas na wyższy poziom. Być może, czasami i tak jest. Oczekiwanie na wycieczkę do Afryki, aby pomóc biednym dzieciom czy bardzo ważne spotkanie ze sponsorami to faktycznie coś, co może zmienić istotnie naszą teraźniejszość. Jednak w takich sytuacjach nawet to pozorne czekanie, nie jest nim w rzeczywistości.
Posługując się poprzednim przykładem, zwróćmy uwagę, że coś musiało zapoczątkować czekanie na wycieczkę do Afryki w ramach akcji humanitarnej. Nasze wcześniejsze działanie, angażowanie się w wolontariat i pomoc potrzebującym. Może okazać się, że coś, co nazywamy czekaniem, które zmieni nasze życie, jest ostatnim etapem wypełniania naszego celu, do którego tak skrupulatnie dążyliśmy przez poprzednie lata. Odróżnijmy dążenie do celu i realizowanie go każdego dnia poprzez systematyczną pracę, od zwykłego oczekiwania na coś, co ma nadejść bez naszej ingerencji.
„Nienawidzę poniedziałków!”
Czekanie to bardzo popularna praktyka wśród osób niezadowolonych swoim życiem. Dlaczego uczniowie czekają na weekend, święta, wakacje czy choćby dzień wolnego? Bo nienawidzą szkoły. Nie lubią jej. Nie chcą wstawać codziennie rano, aby uczyć się czegoś, czego zapomną w kolejnych latach swojego życia. To całkiem normalny ludzki odruch, że wzbraniamy się przed tym, co nieprzyjemne i chwytamy się myślą tego, co radosne. Choćby było to od nas oddalone o całe lata świetlne.
Dlatego tak często powtarzamy sobie, że „Jakoś to będzie” i „Wytrwam.” Zakłamujemy swoją własną rzeczywistość, a nasze bierne czekanie na coś, mylnie wprawia nas w stan poczucia kontroli nad własnym życiem i odczuwania „jeszcze nie tak zupełnego przytłoczenia, aby coś zmienić”.
Nienawidzimy poniedziałków, a kochamy piątki. Ten pierwszy to zwiastun powrotu do pracy, do naszej rzeczywistości i naszego „dziś”. Ten drugi to zapowiedź obiektu naszych westchnień, którym jest weekend. Nie chciałbym uogólniać, że każdy kto czeka na weekend, nie lubi swojej pracy, ale to spostrzeżenie ma w sobie wiele prawdy. Rozczarowanie z wykonywanej pracy i brak uczucia do niej, rekompensuje nam czekanie na weekend. W ten sposób żyją miliony ludzi na całym świecie! Czy to nie jest zatrważające i przykre?
Nie czekaj. Żyj!
Nie zmieniamy swojej rzeczywistości, bo czekanie ją zakłamuje. Oczekiwanie lepszego odrzuca naszą myśl o przełomie, który mógłby sprawić, że czekanie nie byłoby konieczne. Każdy nasz dzień, każda chwila naszego życia byłaby radosna sama w sobie. Nie potrzebne byłoby wyczekiwanie czegokolwiek. Nasze „dziś” byłoby tak niesamowitą i ekscytującą przygodą, że nic, co mogłoby nadejść, nie byłoby lepsze od tego.
Gary Vaynerchuk powiedział, że jeśli z utęsknieniem wyczekujesz weekendu i z całych sił nienawidzisz poniedziałków, to najwyższa pora, aby mocno zrewidować swoje poglądy i życiowe wybory. Coś musi być nie w porządku z naszym życiem i wykonywaniem w nim czynności oraz zadań, skoro tak mocno wyczekujemy wolności. Może to właśnie wolność jest tutaj kluczem? Dusimy się w swojej obecnej pracy i chcemy zacząć żyć, tak jak chcemy?
Dlaczego, wiec tego nie robimy? Czy ktoś nam tego zakazuje?
Wolimy czekać na wolność i na to, co sprawia nam radość. Zamiast zmienić swoje życie teraz i odczuwać to każdego dnia. Czekanie nie może zakłamywać naszej rzeczywistości i odciągać nas od zmian, które musimy dokonać, aby w końcu zacząć żyć tak, jak chcemy.
Czekając nieustannie na nadejście czegoś, zaniedbujemy teraźniejszość. Rzeczywistość, która jest tak istotna w celu budowania lepszej przyszłości. Czasów, na które przecież tak czekamy. Perspektywy, którą moglibyśmy zmienić sami, zamiast biernie jej oczekując.