Stephen King w najnowszej odsłonie! „Outsider” to jego kolejna książka utrzymana w duchu powieści kryminalnej, która zaskakuje na każdym kroku. Mam nadzieję, że recenzja, którą znajdziecie poniżej, pozwoli przynajmniej w części oddać prawdziwego ducha tej powieści, bo nie ukrywam, że jest to mój pierwszy raz w takiej roli. Dlatego proszę Was wszystkich o wielką wyrozumiałość. Każde wskazówki chętnie przyjmę z pokorą. Mam ogromną nadzieję, że taki sposób przedstawiania kolejnych książkowych tytułów, przypadnie Wam do gustu! Od dłuższego czasu planowałem zacząć tworzyć teksty, opisujące moje własne, subiektywne odczucia związane z przeczytanymi przeze mnie książkami. Od razu zaczynamy mocno i z wielkim przytupem, bo na pierwszy ogień wędruje jedyny i niepowtarzalny – Stephen King.
Będę się starał być maksymalnie obiektywny w swoich słowach. Nigdy nie ukrywałem i nie mam zamiaru tego robić, że Stephen King jest dla mnie prawdziwym bożyszczem. Mogę śmiało powiedzieć, że moje półki uginają się pod ciężarem jego powieści. W ostatnich dniach dołączyła do mojej kolekcji jego najnowsza książka, która była dość hucznie zapowiadana. Mowa tu oczywiście o książce pod tytułem…
„Outsider”
Zanim przejdziemy do szczegółów i zagłębimy się w mroczny świat, tworzony przez Kinga z tak wielkim pietyzmem i skrupulatnością, chciałbym przybliżyć Wam garść suchych statystyk. W końcu, kto ich nie lubi? Wyjdźmy zatem od ogółu, do szczegółu!
Jak widzicie na powyższej infografice, książka liczy 640 stron (w delikatnym zaokrągleniu), co myślę, że jest całkiem pokaźną ilością. Wydawać się to może dziwne, ale zwracam uwagę na liczbę stron danej powieści szczególnie tych autorów, których wyjątkowo lubię. Mianowicie mam w sobie takie przeświadczenie, że im dłuższa książka, tym większą ilość czasu będę mógł cieszyć się ich słowami i więcej czasu będę mógł spędzić w świecie wykreowanym przez moich ulubieńców.
Jak wygląda książka?
To może dość zabawne, ale lubię zwracać uwagę także na wygląd samej książki. Oczywiście nie to jest w niej najważniejsze, ale zwyczajnie uważam, że okładka powinna w jakiś sposób zachęcać czytelnika do jej kupna. Przedstawiać pewną historię, której rozwinięcie znajdzie na kolejnych setkach stron. W tym przypadku okładka przyprawia o delikatny zawrót głowy, gdyż jak widzieliście już na zdjęciu – mroczna postać została na niej odwrócona do góry nogami. Nie śmiejcie się, ale kilkukrotnie brałem do ręki książkę nie od tej strony i dopiero po jej otworzenie uświadamiałem sobie, że trzymam ją niewłaściwie. Sam jej wygląd budzi w nas pewne podejrzenia i wprowadza w ton pewnej mroczności oraz tajemniczości.
Nie uważam, że jest to prawdziwe arcydzieło, gdyż na pierwszy rzut oka wygląda na zrobioną dość niedbale (szczególnie postać na niej przedstawiona), ale myślę, że idealnie współgra to z fabułą książki. Pod jakim względem? Oczywiście szczegółów Wam nie zdradzę, ale napomknę tylko cichutko, że i tam jest pewna „postać”, która objawia się momentami jako ktoś nie do końca „dorobiony” przez matkę naturę. Więcej nie powiem!
Kryminał w stylu Kinga.
„Outsider” to kolejna już powieść, w której Stephen King postanawia odejść od swojego sztandarowego gatunku fantasy, na rzecz kryminału. Oczywiście nie porzuca fantastyki kompletnie, bo tak samo, jak i w jego trylogii z Billem Hodgesem (starym, dobrym Det. Em.), tak i tutaj znajdują się elementy nie z tego świata, które niejednego czytelnika mogą przyprawić o gęsią skórkę. W końcu to jest Stephen King. On nie potrafi zadowolić się tylko zwykłym rozlewem krwi.
Książka delikatnie zaskakuje, bo od samego początku zostajemy niejako wrzuceni w wir akcji. Różni się od typowych kryminałów, gdzie zazwyczaj wszystkie strony to tylko sposób dochodzenia do punktu kulminacyjnego, który jawi się na ostatnich kartach książki. Tutaj, co może być dość zaskakujące, kto po raz pierwszy ma styczność z tym autorem, w zasadzie na samym początku poznajemy rozwiązanie sprawy…
„Outsider” to nie kolejne żmudne, policyjne dochodzenie…
I tutaj pojawia się pierwsza poważna myśl, która nurtowała mnie podczas przerzucania kolejnych stron. Coś mi tu nie pasowało, bo wszystko wydawało się takie proste… Zdecydowanie zbyt proste! W tym aspekcie podzielałem opinię jednego z głównych bohaterów, którym jest Ralph Anderson. Jednak byłem od niego zdecydowanie bardziej powściągliwy w swoim zachowaniu i nie zachowywałem się tak bardzo emocjonalnie jak on, o czym przekonacie się, czytając tę powieść. Jeśli powiedziałbym, że zachował się nieprofesjonalnie, jak na detektywa policji przystało, to myślę, że byłoby to zdecydowanie zbyt mocne niedopowiedzenie. Choć, czy można się temu dziwić, skoro jest się ojcem dziecka, który miał kontakt z domniemanym mordercą?
Poza tym on także zostaje wrzucony w wir akcji tak jak i czytelnik. Informacja o brutalnym morderstwie w niedużym mieście Flint City wstrząsa wszystkimi. W mieszkańcach budzi to jeszcze większą odrazę i jeszcze większy strach, bo ginie mały chłopiec o nazwisku Peterson. Morderstwo jest tym brutalniejsze, bo na miejscu zbrodni znaleziono gałąź sterczącą z odbytu tego niewinnego dziecka oraz wszystkie ślady wskazują na fakt, że sprawcy sprawiło to nie małą przyjemność. Również seksualną. Ponadto, jak ustalą śledczy – młodej ofierze brakuje niektórych części ciała… W porównaniu do typowych kryminałów nie ma tutaj żmudnego dochodzenia. Winny znajduje się już na pierwszych stronach książki. Jest nim nie kto inny, jak znany i lubiany przez wszystkich szkolny nauczyciel oraz trener drużyny bejsbolowej o imieniu Terry, który podczas publicznego zatrzymania, wydaje się równie zdziwiony, jak setki przyglądających się mu par oczu.
I jeśli teraz myślicie, że zdradzam Wam fabułę książki, to grubo się mylicie. To tylko kropla w całym wielkim morzu domysłów, informacji i potwornych komplikacji, z jakimi zetkną się policjanci oraz detektywi z Flint City. Napiszę tylko, że czegoś takiego jeszcze nie widzieliście – tak samo, jak Ci, którzy prowadzą śledztwo, czyli m.in. wcześniej wspomniany Ralph Anderson.
Nic nie jest proste. Wszystko jest możliwe.
Stephen King daje czytelnikowi bardzo wartką akcję. Nie ma wielu czasu do rozmyślań. Nie znajdziecie tutaj nużących opisów domów z sąsiedztwa albo wyglądu trawnika domu z naprzeciwka. Wydarzenia rozgrywają się w dość szybkim tempie, a ja zagłębiając się w nie coraz bardziej, odnosiłem wrażenie, że im dalej jestem, tym mniej wiem. Mimo że pozornie powinno być na odwrót. Całość opakowana jest w wyjątkowo przemyślanym klimacie. Na początku wszystko w naszej głowie widnieje w dość normalnych barwach. Brutalne morderstwo nie różni się raczej w tej kwestii od innych, które możemy znać z kryminałów innych autorów. Jednak, kiedy poznajemy zeznania kolejnych świadków oraz w końcu, kiedy wraz z detektywem Andersonem poznajemy kolejne, nieznane fakty rozumiemy, że to, co wydawało się dla nas tak bardzo jasne, w rzeczywistości jest o wiele bardziej pogmatwane i mroczne…
Niczego w tej historii nie możemy być pewni. Jak możemy tego dokonać, skoro otrzymujemy niezbite dowody wskazujące na to, że ktoś kogoś zabił, ale także nic takiego nie zrobił? Komu ufać? Kto kłamie? Kto mówi prawdę? Kierować się intuicją, czy detektywistycznym doświadczeniem? I przede wszystkim, kim jest tytułowy Outsider?!
Panie i Panowie! Oto niepowtarzalna Fantastyka!
Od ilości rozwiązań i możliwości może zakręcić się w głowie. Tym bardziej że w pewnym momencie następują tak gwałtowny zwrot akcji, który mógłby stanowić wcale nieliche zakończenie dla wielu dobrych kryminałów. Jednak nie u kogoś takiego, kto nazywa się Stephen King i ma swoim dorobku kilkadziesiąt światowych bestsellerów. U niego w tym momencie rozpoczyna się dopiero jego sztandarowa gra, w której pomimo utrzymywania tonu kryminału, czuje się jak ryba w wodzie. Na scenę niepostrzeżenie zaczyna wkraczać fantastyka, która pomimo niedominujących tonów, wyraźnie rysuje się na kolejnych stronach tej powieści. Jednak nie martwcie się, bo w pewnym momencie doznacie niemałego zaskoczenia! Przynajmniej tak było w moim przypadku!
Nie mogę zdradzić Wam, co to będzie, ale dla tych, którzy dość dobrze zaprzyjaźnili się z Kingiem, mogę tylko powiedzieć, że będzie to jak naprawdę świetne spotkanie dobrego przyjaciela po latach. Stary „Det. Em.” byłby zadowolony! Poza tym dzięki temu poznamy genezę nazwy „Outsider” i uświadomimy sobie kim lub czym on jest. Przy okazji zaznajomicie się z kilkoma legendami lub bajkami prosto z latynoskich krajów. Uwaga! Mogą przyprawić Was one o nocne koszmary. Pojawienie się tego „nowego wątku” będzie miało także znaczny udział w dalszym toku powieści i w życiu naszego głównego bohatera Andersona. Być może nawet dzięki temu ocaleje…
Książka nie tylko do zabawy.
Podstawowe pytanie, jakie wszyscy powinniśmy sobie zadać,przed przystąpieniem do lektury, brzmi, czy outsider jest kimś, czy czymś? Prawdę mówiąc, nawet po przeczytaniu tej lektury… Nie. Nie powiem Wam tego. Musicie się sami o tym przekonać i sami wyciągnąć własne wnioski. Ostrzegam! Nie będą one aż tak bardzo jednoznaczne.
Stephen King zawarł w swojej książce wszystko, czego potrzebuje każdy czytelnik, aby przeżyć niezapomnianą przygodę. Z niesamowitą wprawą, w zupełnie swoim stylu połączył wątki kryminalistyczne, z fantastycznymi. Umiejętnie żongluje światem rzeczywistym i fikcyjnym. Stworzył barwne postacie, które na swój sposób są urokliwe i charakterystyczne, i chcąc tego czy nie – z którąś na pewno się uosobimy. Pragnę, abyście zwrócili także uwagę na czające się gdzieś w środku przesłanie, które zostało wypisane między wierszami. Czytając tę powieść, zwróćcie uwagę i zastanówcie się, czy dookoła Was nie czai się gdzieś tytułowy Outsider? Nie chcę Was straszyć i nie taki jest mój zamiar, ale to określenie może pasować do zdecydowanej większości ludzi, którzy znajdują się w naszym otoczeniu… W końcu bardzo często – czasami nawet nieświadomie, przybieramy różne maski, przeistaczając się w zupełnie innych ludzi, prawda?
„Wszechświat bez końca”.
Jeśli zastanawiacie się, czy warto kupić tę książkę, to odpowiadam:
Tak, zdecydowanie warto.
Jednak na pewno nie jest ona dla każdego. Jeśli jesteś poszukiwaczem typowych kryminałów, który w dedukcji kieruje się zdrowym rozsądkiem i logiką, to niestety, ale nie odnajdziesz się w tym, co Stephen King zawarł w tej książce. Także, jeśli nie lubisz dreszczyku emocji oraz nutki strachu, to proponuję, żebyś jej nie kupował, bo choć nie jest to typowy horror, jakim raczył już nas w przeszłości ten autor, to fabuła momentami zahacza o informacje, które potrafią pobudzić naszą wyobraźnię do wzmożonej pracy. Natomiast, jeśli lubisz przeżyć niezapomnianą przygodę w klimacie kryminału, okraszonym nutką fantastycznych wydarzeń oraz poczuć dreszczyk grozy na całym ciele, to kupuj ją jak najszybciej. Ostrzegam Cię jednak już w tym momencie, żebyś podczas swojej czytelniczej dedukcji odrzucił na bok to, co wiesz i wyzbył się tego, co kieruje światem, w którym się obracasz.
Zanim przystąpicie do lektury, pamiętajcie, że tak naprawdę…
Wszechświat nie ma końca. Wszechświat jest bez końca. I lepiej w to uwierzcie, bo stary dobry Bill Hodges wiedział, co mówi.
Recenzja – podsumowanie.
„Outsider” Stephena Kinga oceniam na mocne 9. Dlaczego nie 10? Czysto z osobistych względów. Po prostu ja cały czas czekam na kolejną, nową powieść tego prawdziwego mistrza pióra, który ponownie zabierze mnie w kompletnie wyimaginowany świat. Dokładnie tak, jak zrobił to w cyklu „Mrocznej Wieży”, czy chociażby „Bastionu”. Bo choć książka jest świetna i sam King coraz lepiej czuje się w klimacie kryminalistycznym (i moim zdaniem bardzo sprawnie łączy w tym aspekcie wątki realne z fantastycznymi) to całkiem subiektywnie, nadal brakuje mi tego całkowitego zanurzenia się w świecie, kompletnie oderwanym od rzeczywistości.
Mimo to „Outsider” jest książką świetną, która niejednokrotnie przyprawi Was o niepokojący dreszczyk grozy.
Bójcie się tego, który ma słomki zamiast oczu.