Sukces, słowo „SUKCES” wylewa się z każdej strony.
Od początku.
Wstaje rano (taka moja poranna rutyna, gdziekolwiek jestem) najpierw kawa i przegląd poczty maila. Sprawdzam swoje prywatne konto, następnie fundacji i o zgrozo. Codziennie maile od osób, propozycje „pomożemy Ci osiągnąć sukces”, „rozwiń skrzydła” (tylko nic mi nie wiadomo, że posiadam skrzydła i że gdzieś mam lecieć”), pierwsza porada gratis a później dalej pojawia się cena itd. Nie chcę przytaczać autentycznych sloganów, bo nie wiem czy mogę (bo wszędzie też się słyszy groźne słowo RODO).
Co najważniejsze to są zawsze propozycje od kobiet. Wymuskane zdjęcia dopracowane co do piksela, z nienagannym uśmiechem i odpowiednim dress codzie (chyba tak się pisze, wybaczcie). Nie mam nic przeciwko temu, ale czy ktoś mnie się kiedyś zapytał, czy ja chcę dostawać „te” wiadomości i czy abym już nie osiągnęła sukcesu. Mam wrażenie, że wszyscy dostajemy te same wiadomości, jak osiągnąć sukces, ale nadawca nie zadaje sobie trudu, czy dana wiadomość trafia do odpowiedniej osoby.
Pozwoliłam sobie kilka osób nawet w googla wrzucić, żeby zobaczyć „kim” jest i czym się zajmuje na co dzień. Czy faktycznie osiągnęła sukces i jak na niego zapracowała.
I tutaj słynne „zong”, że tak sobie pozwolę powiedzieć. Dlaczego? Mnóstwo osób osiągnęło wiedzę jak pomóc ci się wypromować w social mediach, jak zrobić zdjęcia, że coś z niczego można coś osiągnąć, ale swoich przykładów zero. Proponują wiedzę, którą każdy na dzień dobry może znaleźć w internecie lub w poradnikach.
Mam wrażenie, że jak nie osiągniesz „sukcesu” to jesteś „nikim”, „nie ma cię”.
My kobiety codziennie osiągamy sukces, bo większość obowiązków domowych dalej jest na naszych barkach. Znam kobiety, które same wychowują dzieci, zajmują się domem, pracują i nie mają żadnej pomocy zewnątrz. Czy one nie osiągnęły sukcesu? Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej pracują na swoje zwycięstwo, żeby związać wszystko razem.
Coach, mówca, trener personalny wyrastają jak grzyby po deszczu i każdy osiągnął sukces. Ok, niech się pojawiają ale też niech przekazują jakąś wartość. Prawdziwą wartość, nie tą którą chcemy usłyszeć bo życie jest inne.
Teraz pewnie powiedziecie, ale ty też używasz słowo „sukces”. Tak, używam, ale jestem autentyczna, prawdziwa. Tak, jestem inspiratorką, mówcą ale przekazuje ludziom coś, co rzeczywiście zamieniłam w siłę tzw. sukces. Przekazuję, jak można znaleźć w sobie pokłady siły i na nowo cieszyć się życiem. Nie była to łatwa droga, wielokrotnie upadałam ale wiem do jakiego widza chcę trafić, komu przekazać wiadomość i czy ktoś w danej chwili jest wstanie usłyszeć mój przekaz. Nie wysyłam setki maily, bo od tego mam media społecznościowe. Tam jeżeli ktoś chce mnie czytać, to czyta. Staram się nie zapychać skrzynki, bo wiem sama po sobie, jak to jest denerwujące. Nie mam wymuskanych zdjęć, nie mam fotografa na stałe i moje zdjęcia są jakie są, ale prawdziwe. To jest sukces, żeby pokazać autentyczność a nie świat wymyślony.
Znam kobiety sukcesu, które osiągnęły w życiu wiele, które zdobyły prestiżowe nagrody ale zamieniły to w coś dobrego. Nie afiszują się nigdzie, pomagają innym kobietom, które znalazły się na życiowym zakręcie lub po prostu pomagają, bo dana kobieta potrzebuje tej pomocy w danym momencie.
Wiecie, czym dla mnie jeszcze jest sukces?
Kiedy upadam; gdy nie mam siły już wstać; kiedy ból jest tak przeogromny, że już nie płaczesz a śmiejesz się; gdy muszę uzbierać na leczenie i rehabilitację; kiedy słucham innych oparzonych, jak walczą o kolejny dzień, żeby przetrwać.
Sukces to jest także to, kiedy przyznajesz się do własnej porażki.
sukces!
Przez małe „s” bo na sukces, pracuje się całe życie.