Masz Prawo Się Bronić - Ogólnopolskie Warsztaty Dla Kobiet. | worldmaster.pl
#

Masz Prawo Się Bronić!

Masz prawo się bronić. Tak to fakt, masz prawo, ale czy umiesz i masz szansę?

Wyobraź sobie sytuację, w której jakiś dziwny typ podchodzi do Ciebie, przekracza strefę Twojego komfortu, a także zaczyna mówić, że jesteś suką i chętnie by zrobił coś, na co Ty zdecydowanie nie masz ochoty.
Nie wiadomo co się zaraz stanie . Czujesz się bardzo niefajnie, stres zżera cię od środka ciężko ci cokolwiek powiedzieć. Zamierasz w bezruch,  cała sztywniejesz.
Sytuacja nr 2. Gdy ktoś np. wyrywa ci torebkę i ucieka masz tam wszystkie dokumenty i telefon.
Co robisz? Gonisz go krzyczysz wzywasz policję czy szukasz pomocy?.
Sytuacja nr 3. Jesteś w samochodzie naprzeciwko Ciebie pojawia się dwóch groźnie wyglądających mężczyzn. Zaczynają kopać w samochód i szarpać za klamkę. Na szczęście jesteś zamknięta, ale co robisz, jakie podejmujesz działania? wysiadasz? Czy może w nich uderzasz?
Sytuacja nr 4. Gdy idąc przez park, czujesz, że ktoś szarpie Cię bardzo agresywnie za włosy tracisz przytomność ponieważ uderzasz w ziemię, kiedy odzyskujesz przytomność, ktoś dobiera się do Ciebie i próbuje zgwałcić. Jesteś spanikowana ponieważ to jest najgorsza sytuacja w Twoim życiu. Pod swoją prawom ręką wyczuwasz kamień lub patyk, którym usiłujesz się bronić.
Sytuacja nr 5. Na parkingu podziemnym idziesz do swojego samochodu, jesteś z koleżanką. Natarczywi podpici mężczyźni zbliżają się do Was. Chcą się bliżej poznać z Wami ale nie lubią jak im się odmawia. Masz gaz przy sobie. Zapomniałaś tylko przetrenować jak go użyć. Sytuacja staje się dla Was coraz bardziej niebezpieczna…
Takich sytuacji niebezpiecznych w życiu kobiet jest niestety bardzo dużo.  Odwieczne pytanie brzmi czy kobieta ma szansę w starciu z agresorem?

Co można zyskać w ciągu dnia szkolenia? Czy to w ogóle ma jakiś sens?

Najważniejszą rzeczą której uczę i jest pokazanie Twoich słabych i mocnych stron. Istnieje co najmniej mld. rozwiązań co zrobić w sytuacji kryzysowej.
Bardzo ważne jest co masz robić w tej konkretnej sytuacji, o której nie chcesz nawet mówić tak samo jednak ważne jest to czego masz nie robić. Jakich błędów nie popełniać.
Podczas szkolenia uzyskasz bardzo konkretną wiedzę oraz kilka prostych umiejętności dopasowanych do twojej psychiki oraz możliwości fizycznych w danym momencie.

Twoje ciało jest bronią

Z pewnością jest! Jeżeli wiesz jak z niego dobrze korzystać, jeżeli wiesz co to znaczy reakcja w stresie, jak działa na Ciebie adrenalina, a także czy rozumiesz, że czasem nie ma odwrotu.
Nie uczymy rzucania przeciwnikiem o ściany, jak na filmach. Nie pokazujemy, jak wykręcać ręce. Zaprezentuję najprostsze elementy walki. Pokaże Ci co to jest kontrolowana ucieczka. Nauczę Cię sprytu i oszukiwania oraz jak wsadzać palce w oczy gryźć i pluć.
W związku z tym pokażę jak uderzać głowa kopać i bić nasadą dłoni. Przede wszystkim trenować będziemy wykorzystywanie przedmiotów codziennego użytku do obrony przed napastnikiem, tj. klucze, torba czy długopis.
Sprawdzimy jak panujesz nad emocjami oraz czy racjonalnie działasz w stresie.
Pokaże Ci proste metody wzmacniania ciała, które możesz trenować w domu, co więcej będziemy symulować sytuacje gwałtu i obchwytów.
Zapraszam już po raz czwarty wszystkie Polki do wzięcia czynnego udziału w jednym z najbardziej zaawansowanych
szkoleń samoobrony po tej stronie galaktyki.
Masz Prawo Się Bronić!
23 – 24.11.2019 Łódź staje się stolicą samoobrony kobiet.
Jesteś gotowa?
Zapraszam serdecznie

Jarosław RogowskiSzkolenia firm oraz szkolenia personalne Jarosław Rogowski . Szkolenia dla firm oraz szkolenia personalne. Szkolenia dla firm . Jarosłąw Rogowski

To czego obecnie uczę, to wynik ponad 25 lat poszukiwań. Testowania rozwiązań. Mnóstwo kontuzji i kilka operacji. Jak to się wszystko zaczęło i co skłoniło mnie do obrania takiej, a nie innej drogi w życiu? Postaram Wam się w skrócie opowiedzieć w poniższym artykule.

sztuki walki Jarosłąw Rogowski szkolenia, worldmaster.pl

Krótka historia mojego dzieciństwa

Jako dzieciak byłem sprawnym, wysportowanym chłopakiem. Pamiętam jednak, że brakowało mi pewności siebie, która w wielu przypadkach jest niezbędna. Balem się konfliktów, nie lubiłem się też bić. Kilka razy dostałem porządny wycisk. W skrócie tak wyglądało moje ówczesne życie.

W wyniku tego wszystkiego zacząłem poszukiwać pewności siebie. Chciałem się odgryźć, więc trafiłem wreszcie na sztuki walki. Po kilku miesiącach treningu okazało się, że nabrałem odwagi i wtedy naprawdę poczułem w sobie siłę.

Miałem ogromną pasję, która obudziła we mnie obsesję trenowania. Widziałem zmiany, które następują. Czułem się dobrze. Trenowałem absolutnie wszystko, co było możliwe: karate, boks, judo, kung fu.

Słuchałem mądrzejszych od siebie, chłonąłem ich słowa jak gąbka. To był piękny okres, w którym ciężko było nawet o profesjonalne rękawice. Pamiętam sparingi w rękawicach narciarskich na mrozie. Nie czuliśmy z kumplami bólu, nie było na to czasu.

Dopiero jak już odmarzaliśmy, leciała krew i okazywało się, że mamy popękane lub złamane nosy. Dziwne, że przyjmowaliśmy to wtedy z uśmiechem na ustach.

Minęło kilka lat

Któregoś dnia dostałem kartkę z Pekinu od mojej sąsiadki, tłumacza języka chińskiego. Bylem akurat świeżo po obejrzeniu filmu: “36 komnat klasztoru Shaolin”. Szybko skojarzyłem; Pekin, Chiny, Bruce Lee, Klasztor Shaolin!

Od razu pojawiło się marzenie

Klasztor Shaolin to kolebka sztuk walki. Zawsze chciałem tam pojechać i przekonać się o tym na własnej skórze. To przecież święte miejsce znane tylko z filmów. Zacząłem wiec przygotowania do wyjazdu, ale okazało się, że to wszystko nie będzie wcale takie proste i łatwe.

To były czasy, w których Shaolin nie był tak skomercjalizowany jak teraz. Brak internetu oznaczał, że trzeba było pisać listy, dzwonić i czekać aż oddzwonią.

Bylem jednym z pierwszych polaków w Shaolin. Dzięki pomocy rodziców oraz Asi, czyli mojej sąsiadki, zacząłem uczyć się chińskiego i w końcu udało mi się wyjechać w to mistyczne miejsce.

Do Shaolin!

W Chinach spędziłem rok. Tak, więc opowiem wam w bardzo dużym skrócie jak wygląda normalny dzień w klasztorze Shaolin:

Pobudka o 5 rano i bieg na 10 km. Następnie cały dzień mija na treningu, medytacji i nauce. Panuje ogromna dyscyplina i nie ma czasu na pomyłki. Za przewinienia są kary, również fizyczne.

Będąc w Chinach miałem możliwość wyboru głównego stylu. Wybrałem Sandę, czyli full kontaktową walkę kung fu.

Ciężko trenowałem i udało mi się nawet zając 2 miejsce w turnieju szkół shaolinskich. W finale stanął przede mną przeciwnik o pseudonimie – “Tong Po”, który okazał się jednak lepszy, ale dziś wiem, że było warto. Z rozbitym nosem i bez jednej prawej piątki, pogratulowałem zwycięzcy.

W Chinach zaczęło się też tworzyć coś, co nazywam dziś optymalizacją ruchu. Mogłem wybrać inny styl walki, ale wybrałem ten, który uznałem za najbardziej skuteczny. Po wyczerpującym roku walki wróciłem do kraju.

Co dało mi Shaolin?

Dyscyplinę, wyrobione nawyki oraz “jakieś” umiejętności. Zacząłem poszukiwać swojej drogi. Szukałem realnych, prostych rozwiązań.

Tak trafiłem na system Krav Maga

Zakochałem się. System szybki, prosty i skuteczny. Z którym jestem na stałe związany do dziś.

Pomagałem na początku rozwijać go w Polsce i promować maksymalnie jak to było tylko możliwe. Zacząłem bardzo intensywne treningi i często wyjeżdżałem do Izraela, skąd pochodzi ten styl walki. To był dla mnie bardzo intensywny czas.

W Izraelu miałem okazję trenować z obecnymi mistrzami szkół,  którzy jeszcze wtedy uczyli razem, były to tzw. treningi czarnych pasów.

Jednocześnie cały czas miałem niedosyt wiedzy, trenowałem wszystko co możliwe, ucząc się od najlepszych.

Jeździłem po Polsce i słuchałem autorytetów. Zapaśnik miał do przekazania co innego niż bokser, a trener brazylijskiego ju jitsu inaczej podchodził do tematyki parteru niż dżudoka.

Zostałem globtroterem walki

Jak chciałem trenować tajski box to jechałem do Tajlandii. Wiedziałem, że tam jest serce sztuki Muay Thai. Gdy chciałem trenować walkę kijem i bronią, to oczywiście leciałem na Filipiny. Bo kto zna się lepiej na walce kijem i nożem, jak nie Filipińczycy!?

Oczywiście za młodych lat to nie było takie proste, trzeba było liczyć każdą złotówkę i odmawiać sobie absolutnie wszystkiego. Ciężko pracować i odkładać.

Pasja + Ciężka Praca = Sukces

Dziś żyję w zgodzie z samym sobą i robię to co kocham, to czego uczyłem się całe moje życie i w czym jestem dziś “wyszkolony”. Chociaż chyba bardziej pasuje tu stwierdzenie: “uzbrojony”. Taka jest geneza i droga życiowa jaką obrałem.

Cały czas pamiętam jednak, że tylko nieustanny rozwój, doskonalenie umiejętności i ciężka praca nad sobą, przynoszą pożądane efekty.

W kolejnych artykułach przedstawię Wam, jakie szkolenia prowadzę na co dzień i postaram się pokazać jak dużą wartość fizyczną i psychiczna daje rozwój w tym zakresie.

Opiszę również, moje podróże po krajach, w których uczyłem się poszczególnych sztuk walki.

Uzbroję Was w wiedzę, która pozwoli Wam w decydującym momencie zagrożenia życia lepiej obronić Was i Wasze rodziny.

“BAV”, czyli Born Against Violence

W kolejnych tekstach, opowiem Wam również o projekcie “BAV”, czyli Born Against Violence (urodzeni przeciwko przemocy). Jednak przede wszystkim dowiecie się wiele o szkoleniach personalnych oraz szkoleniach dla firm, które osobiście prowadzę.

Zapraszam bardzo serdecznie, zapewniam, że będzie bardzo ciekawie.

Jarosław Rogowski

Podczas treningów proponujemy naszym klientom:

  • Trening fizyczny – najlepsze sprawdzone metody zwiększające siłę, dynamikę, elastyczność, szybkość, a także poprawę sylwetki,
  • Trening walki i samoobrony – praca na bazie takich systemów jak krav maga, mma, boks, ACT. Posiadamy również własne profesjonalne studio treningowe wyposażone absolutnie we wszystko niezbędne do treningu,
  • Trening mentalny – zwiększamy pewność siebie naszych klientów, a więc uczymy skalowania reakcji, negocjacji kryzysowej oraz podejmowania racjonalnych decyzji w stresie.

Szkolenia firm oraz szkolenia personalne Jarosław Rogowski . Szkolenia dla firm oraz szkolenia personalne. Szkolenia dla firm . Jarosłąw Rogowski

Kontakt:

kom. 513 210 270

mail kontakt @gkma.pl

www: jaroslawrogowski.pl

www.gkma.pl

Facebook: Jarosław Rogowski – Szkolenia | Jaroslaw Rogowski

Instagram

Youtube

Rozmowy na temat szkolnictwa pojawiają się dość często. Z pewnością spowodowane jest to kwestią ciągłych zmian, jakie mają miejsce w ostatnim czasie.

Powstanie i usunięcie gimnazjum. Posyłanie 6 latków do szkoły. Nowe sposoby kształcenia, wybory przedmiotów głównych. Jednak czego powinni uczyć w szkole? Jaka wiedza przydaje nam się ze szkoły w codziennym życiu?

Może wydawać się to dość śmieszne, jednak podczas ostatnich urodzin mojej koleżanki stwierdziliśmy, że tego powinni uczyć w szkole. Śmiałyśmy się, że tak wielu rzeczy nie użyłyśmy w życiu nigdzie poza szkoła, a tort kroić musimy raz w roku. Zgadza się, jest to banalna czynność. Kiedy przyjrzymy się jej bliżej, okazuje się, że składa się to z kilku czynności, które należy wykonać, aby proces krojenia się powiódł. To banalne zadanie staje się zmorą. Nie wiem do której grupy osób należycie- tej podejmującej się krojenia swojego tortu, czy raczej oddającej to w ręce bardziej wykwalifikowanych domowników. Natomiast raz do roku trzeba to zrobić, no i jak? Być może powinni uczyć tego w szkole?

tort, owocowy tort, smaczny tort, jak kroic tort

Firma, dokumenty, ZUS, podatki- jak to ogarnąć?

Teraz już bardziej serio. Ze słodkiego tematu, przeskoczymy w nie co gorzki. Mianowicie sprawy urzędowe. Każdy co roku wypełnia deklarację PIT. Zastanowiłabym się, czy rzeczywiście wypełnia, bo często jest tak, że robi to ktoś inny. Z prostego powodu- po prostu tego nie ogarniamy. Poprzeczka się podnosi, kiedy wpadniesz pewnego dnia na pomysł, aby założyć firmę. Wówczas odpalasz wujka Google i poszukujesz odpowiedzi jak to zrobić? Gdzie musisz jechać, co wypełnić, gdzie się zgłosić, czego potrzebujesz. Przecież tego jest masa. Sama dobrze wiem, bo otwierałam firmę. O której możecie przeczytać w artykule- Jak “Kuchenne Rewolucje” zmieniły moje życie. Żeby tego było mało, problem pojawia się każdego miesiąca, kiedy to masz do rozliczenia faktury. Również łatwiej nie jest z zamknięciem, kiedy znów szukasz odpowiedzi co, gdzie i jak. Wnioski, podania, odwołania. Takich sytuacji w życiu jest mnóstwo, a Ty nie masz pojęcia, co należy zrobić. Dlaczego nie uczą tego w szkole?

kalkulator, finanse, przedsiebiorczosc, szkola, matematyka, problemy finansowe, uczyć w szkole

Kredyty, lokaty i inne finansowe hece

Procenty zna każdy i to w różnych odsłonach. W szkole uczą jak obliczyć zniżkę w sklepie, albo ile odsetek będziemy zwracać. Kiedy jednak przychodzi ten okres życiowych decyzji, okazuje się, że fajnie mieć jakiegoś doradcę co wytłumaczy te cyferki i pomoże dobrać to, co najbardziej się “opłaca”. Jeśli można powiedzieć, że w ogóle kredytowanie jest opłacalne. Idąc dalej, w kwestii finansów trzeba brać wiele rzeczy pod uwagę. Chociażby to, co się wydarzy, kiedy będzie kryzys? W co warto inwestować? Jak dobrze oszczędzać? Jak zarządzać swoimi pieniędzmi? Ucząc się w szkole takich rzeczy, zupełnie inaczej człowiek podchodzi. Jest świadomy i przygotowany do obracania własną gotówką. Oczywiście, można się tym interesować we własnym zakresie. Natomiast wydaje mi się, że taka wiedza w podstawowym zakresie, każdemu by się przydała.

Sex Education

Temat, który powinien być poruszany w prosty i przejrzysty sposób. Ucząc w szkole tego co i jak się odbywa, młodociani mogliby wchodzić bardziej świadomi w sferę intymną. Oczywiście ilość wiedzy powinna być dostosowana do wieku dzieci. Jednakże jest to o tyle istotne, gdyż nie każdy rodzic potrafi mówić o takich rzeczach. Być może dlatego, że sam nie został odpowiednio w tej kwestii wyedukowany. Dość burzliwie mówi się o tym, że dana płeć nie powinna bawić się tym czy tamtym. Na ten temat pisała moja znajoma psycholog- Prawda o orientacji seksualnej. Tylko czy uwaga nie jest ściągana na mniej istotne rzeczy? A to co rzeczywiście jest istotne odkładane na bok? Zapomina się o podstawowym przygotowaniu nastolatków do wejścia w okres dojrzewania. Świetnie pokazane problemy nastolatków w kwestiach seksualnych zostały w serialu na Netflixie- Sex Education.  Ma prawo budzić kontrowersje, ale kiedy podejdziemy z dystansem i zagłębimy się w niego, okazuje się, że ma sens. Pokazuje konsekwencje pewnych zachowań oraz czynów. Oprócz tego, prezentuje z jakimi tematami borykają się młodociani bohaterzy, o których nie koniecznie chcą mówić. Dlatego dwójka młodych ludzi postanawia zająć się tym i uczyć tego w szkole.

nauka, inzyieria, szkoła, rzemiosło

Cerowanie, gotowanie i majsterkowanie

Niezależnie od tego, czy to chłopak, czy dziewczyna, każdej z czynności można się nauczyć. Trzeba mieć tylko gdzie. Patrząc po innych krajach oni o tym wiedzą. Uczą się w szkole prostych czynności, które mogą przydać im się w życiu. Żeby chłop z dziurami na palcach nie chodził, a kobitka mogła przybić sobie obrazek na ścianie, kiedy mąż pojechał w delegację. Nie mówimy tu o wielkich czynach, tylko prostych czynnościach, które każdego dnia są niezbędne do funkcjonowania. Dobrze, jeśli rodzice w domu również zajmują się nauką tych czynności. Tylko należy pamiętać, że sytuacje rodzinne są różne. Dlatego miejscem gdzie każde dziecko ma dostęp i możliwość uczenia się, jest szkoła.

Kim jestem? Co tu robię? Czemu się tak czuję?

Są to pytania, które w okresie dojrzewania mogą pojawiać się często w głowie młodocianych osób. Myślę, że nawet osoby dorosłe mogą się z tym do dziś borykać. Nie ma oczywiście na to jednej prawidłowej odpowiedzi. Jest to, w co wierzymy. Jako, że w szkole mamy nabywać wiedzę, powinniśmy dostać informacje z różnych “źródeł”. Jak uważają różne religie, dlaczego mogą się różnić, a co je łączy? Oprócz kwestii związanych z wiarą i człowiekiem, ważna jest kwestia człowieka i jego spostrzegania istnienia. Jaki jest świat? Jak go spostrzegamy? Co uważamy za słuszne, a co nie? Jakie emocje mi towarzyszą? Jak je wyrażać? Jakie myśli mnie nachodzą? Jak sobie z nimi radzić? Takich tematów nie ma. To wpływa na fakt, że młodociani są zmuszeni poszukiwać w innych miejscach. Jednym z nich będzie internet, gdzie jak wiadomo, informacji jest multum i łatwo się pogubić. Ucząc w szkole kwestii związanych z istnieniem, emocjami, problemami, społeczeństwo byłoby bardziej świadome. Być może pomogłoby by to w walce z jedną z chorób XXI w. jaką jest depresja?

emocje, ludzie, psychologia, różnice, komunikacja, brak zrozumienia, uczyć w szkole

Jak się komunikować?

Komunikacja jest niezbędnym elementem naszego życia. Bez niej nie jesteśmy w stanie wymieniać się opiniami, okazywać swoich uczuć, przekazywać informacji. Fakt jest taki, że zła komunikacja niekiedy jest równa z jej brakiem. Coraz częściej porusza się temat komunikacji, ponieważ odgrywa ona kluczową rolę w codziennym życiu. Wpływa na nią sposób rozmawiania, podejścia, traktowania drugiego człowieka. Zaczyna się w domu dziecko-rodzic, a kończy się w dorosłych relacjach mąż-żona. Każdego dnia komunikujemy się z wieloma ludźmi. Jeśli nie umiemy tego robić, możemy zrobić krzywdę sobie, ale i innym. Jednak jak możemy robić to prawidłowo, skoro nie wiemy jak jest DOBRZE? Ucząc w szkole sposobów rozmowy, wyjaśniając dlaczego jest to tak ważne, można uświadomić ludzi, że komunikacja to klucz do wielu furtek. Nabywając taką wiedzę wiemy jak po prostu rozmawiać. Mogłoby to wpłynąć na ilość nieporozumień w wielu sferach.

Przykładów można zebrać mnóstwo. Sama chodziłam do różnych szkół i szczerze powiedziawszy, nie uważam, aby przygotowały mnie specjalnie do życia. Wiadomo, że wiele rzeczy uczymy się w trakcie jego trwania. Tylko czy nie łatwiej byłoby nam wchodzić w to życie z pewnymi podstawowymi umiejętnościami, które wspierałyby tą niekiedy ciężką drogę? W żaden sposób nie krytykuję tutaj szkolnictwa. Zastanawiam się tylko czy nie marnujemy czasu na uczenie się pewnych zagadnień. Gdzie w tym czasie można byłoby uczyć się w szkole rzeczy niezbędnych do życia.

 

 

 

Macierzyństwo

Ciężko znaleźć jakąkolwiek definicje tego słowa. Wpisując “macierzyństwo” w Google naprawdę mocno się zdziwiłam. Pierwsze strony, które się pojawiają to m.in.  Trudna rola, której trzeba się nauczyć, Macierzyństwo to wyzwanie, Czy macierzyństwo unieszczęśliwia? .  Dopiero po wpisaniu hasła “macierzyństwo definicja” znalazłam w SJPmacierzyństwo «bycie matką i związane z tym uczucia, doznania, powinności» 

Pomyślałam sobie… o co tu chodzi?  Tak WAŻNA I PIĘKNA ROLA opisana w trzech słowach na krzyż,  a w internecie aż huczy od podkreślania niemalże bolączki kobiet.

Macierzyństwo, najpiękniejsza, najbardziej odpowiedzialna, inspirująca i odkrywcza rola, pełna emocji i uczuć jaką przyszło mi przyjąć w życiu. Od początku całe życie tego małego człowieka jest w moich rękach. Tak, mam swoje obowiązki, których jest milion, ale żadna posada nie jest w stanie każdego dnia dać mi tyle satysfakcji. Tak jak wielu rzeczy możemy się w życiu nauczyć, tak myślę, że macierzyństwa nie da się nauczyć. Mamy to po prostu w sobie, jeśli tylko mocno kochamy.  Jest tak jak w pewnej reklamie : “tryb matka uruchamia się samoistnie”. Skąd więc tyle wątpliwości i unieszczęśliwiających sugestii?

Myślę, że takie postrzeganie macierzyństwa wynika z zatracania siebie. Mimo ogromnej ilości obowiązków nie zapominaj o sobie i swoich potrzebach. Wiadomo, że dziecko bez dwóch zdań jest najważniejsze i fakt, że akurat leci twój ulubiony serial nijak ma się do tego, że właśnie musisz malucha wykąpać, przeczytać bajkę i utulić do snu 🙂 Ale pewne rzeczy są też kwestią dobrej organizacji. Nie możesz sobie wszystkiego odmawiać i rezygnować „bo dziecko”, bo nie zrobisz czegoś z taką swobodą i luzem jak kiedyś zanim się pojawiło.

Zmiany

We wrześniu skończyłam 30 lat. Dotychczas moje życie poza pracą i życiem towarzyskim (mężem, rodzina, przyjaciółmi) kręciło się wokół sportu każdego rodzaju. Podczas ciąży musiałam zrezygnować z moich aktywności – to właśnie był pierwszy objaw macierzyństwa i moich priorytetów. Nie będę już przytaczać jak się czułam z tym psychicznie, bo o tym pisałam na początku mojego bloga.

Wracam do gry!

Teraz? Kocham być mamą, kocham moje dziecko, ale kocham tez dalej moją siatkówkę, bieganie i rolki, a niedługo wracam na fitness. Gdy tylko mogłam wrócić do aktywności umówiłam się z mężem, że czwartki są moje -> od prawie 20 lat w czwartki 18:00-20:00 mam siatkówkę. Hubert w czwartki nic nie planuje, żeby móc zostać z Borysem, a moim zadaniem jest nakarmić syna przed wyjściem i wrócić na kolejny posiłek.

Cudownie jest na chwilę wyrwać się na boisko, ale jeszcze cudowniej wrócić do syna i męża. To niesamowite jak po 2h “luźnej głowy” wracam do domu z uśmiechem i tęsknotą. Bez tego nie byłabym sobą. Ciężko jest nie zgorzknieć i nie robić z siebie męczennicy, jeśli coś, co dotychczas robiłaś nagle znika. DLATEGO NIE POZWÓL NA TO. Musisz dziecko nakarmić, przewinąć, przebrać, wyprać, wyprasować, iść po zakupy, ugotować obiad itp itd. Ale musisz być też dalej sobą, dalej tą samą kobietą, partnerką.

Zrób coś dla siebie : pójdź do kina, umów się z koleżankami, idź pobiegaj, zrób coś co lubisz – to tez twój obowiązek CZUĆ SIĘ DOBRZE. 

Doba będzie coraz krótsza, a obowiązków będzie przybywać. Jeśli nie uda Ci się to od początku, to później będzie jeszcze trudniej. Kobieta, która się zatraca, rezygnuje ZUPEŁNIE Z SIEBIE traci radość życia, czuje jak machina do realizacji kolejnych zadań z listy. Może właśnie dlatego potem pojawiają się takie wpisy jak te przytoczone z początku.
Życie się zmienia przy dziecku i to mocno. Ale jeśli jest coś, co sprawia Ci ogromna przyjemność, to nie rezygnuj z tego, tylko dlatego bo jest to trudniejsze do zrobienia niż kiedyś. We wszystkim musi być jakiś umiar. Może kiedyś chodziłaś 3 razy w tygodniu na fitness, a teraz masz możliwość tylko raz, ale dalej to rób i nie czuj wyrzutów, że robisz coś z myślą o sobie. To nie egoizm, to zdrowy rozsądek.

Może to trochę kontrowersyjny wpis, bo ktoś mógłby powiedzieć : “A co ty tam wiesz. Gdybyś była sama albo miała chore dziecko, to byś się przekonała jak to jest.” Pewnie, zgadzam się! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie mówię, że masz rzucić wszystkie obowiązki, troski i zająć się sprawianiem sobie przyjemności. Mówię tylko, żebyś pamiętała o sobie, żebyś zrobiła też coś dla siebie, bo wtedy możesz dać jeszcze więcej radości i uśmiechu swoim najbliższym, a potem patrząc w lustro będziesz mogła powiedzieć “JESTEM SZCZĘŚLIWA” ! 🙂 

 

nike1

Urodziny we Florencji

Długo zastanawiałam się czy to napisać… właściwie nie wiem od czego zacząć… Może zacznę od początku… 3 maja 2017 roku w trzecią rocznicę naszych zareczyn zobaczyłam dwie kreski ma teście. Mimo, że czekałam od kilku lat na dziecko nie skakałam z radości… Dlaczego?

Przecież spełniło się moje jedyne marzenie! Przecież tak długo na to czekałam! A mianowicie dlatego, że rok wcześniej już widziałam taki test… wtedy cieszyłam się bardziej… skakałam z radości… termin porodu przypadał na 11 kwietnia- nasze urodziny ( ja i mój narzeczony mamy urodziny tego samego dnia)… zajebisty prezent, jak wtedy myślałam… więc nadeszły te urodziny, ale prezentu nie było…

Dokładnie pamiętałam, że miały to być NARODZINY. Pamiętałam wszytko. Tego dnia wylecieliśmy do Florencji. Każdego roku w taki sposób świętujemy „posuwający ” nas czas. Po kilku dniach nie wiedzieliśmy, że wracamy już we czwórkę.

TO NIEMOŻLIWE

11 maja wybrałam się na usg, do jednego z najlepszych profesorów w Warszawie. Starszy Pan uśmiechnął się pod wąsem i złożył mi gratulacje. „O co mu chodzi” -pomyślałam. „Przecież wiem, że jestem w ciąży” … „Gratuluję Pani, będą bliźniaki, ale proszę się nikomu jeszcze nie chwalić, bo ciąża bliźniacza jest zjawiskiem patologicznym. Są to dwie ciąże jednocześnie i może zdarzyć się wszytko. Po tej wiadomości nie odezwałam się już do końca wizyty. Byłam w takim szoku, że po wyjściu z gabinetu rozpłakałam się z bezsilności. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że był to 5ty tydzień i wiedziałam, że może się skończyć tak jak poprzednio. Przed oczami przeszedł mi dokładnie tamten dzień… Strach był też dlatego, że zastanawiałam się jak ja ogarnę dwoje dzieci. Zadzwoniłam zapłakana do narzeczonego, a On zaczął się śmiać i odparł: ” czego głupia ryczysz, mamy wynagrodzone za poprzedni raz ” . Po tych słowach już byłam pewna, że wszytko będzie dobrze, bo skoro zostało mi wynagrodzone, to nie może być inaczej…

TO BYŁA TAJEMNICA

O ciąży nie powiem Wam za wiele, ponieważ miałam idealną, książkową ciążę. Czułam się rewelacyjnie. Byłam bardzo aktywna do dnia porodu. Cerę miałam piękną, podobało mi się to, jak wyglądam. Do 6 go miesiąca nawet najbliższe koleżanki, które odwiedzały mnie regularnie, niczego się nie domyśliły mimo, że juz wtedy miałam na plusie 12 kilo. Dlaczego się nie chwaliłam? Ze strachu, bo nie chciałam współczucia, gdyby coś poszło nie tak. Nie wiem czy wiecie, ale do trzech poronień medycyna traktuje jako normę… Ja też nie wiedziałam, ale kiedyś mnie uświadomiono. I to nie prawda, że pierwsze 3 miesiące są najbardziej niebezpieczne. Każdy kolejny jest jeszcze gorszy. Z każdym dniem, z każdym spojrzeniem w lustro, kiedy widzisz rosnącą ” kulkę” przyzwyczajasz się co raz bardziej do swojego dziecka… Snujesz plany… Kupujesz niezliczone ilości ubranek. Cieszysz się, to normalne, ale przy tym zapominasz jak kruche jest życie…

Dopiero koło 22 tygodnia odetchnęłam z ulgą, gdy po badaniach prenatalnych okazało się, że jest wszytko ok. Noooo oczywiście, NIGDY nie jest do końca wiadomo, ale fasolki ( tak na nie mówiłam do momentu porodu) miały ręce, nogi, wszystkie narządy prawidłowo rozwinięte. Mijały tygodnie, a ja zaczęłam coraz więcej czytać o ciąży mnogiej. Oglądałam zdjęcia 1.5 kilogramowych kruszynek, bo w większości przypadków ciąża mnoga kończy się przedwcześnie. Zdałam sobie wtedy sprawę z powagi sytuacji, ale nie do końca… nie wiedziałam, że dzieci urodzone w np w 26 tygodniu mają po 700 gram, i że często spędzają pół roku w inkubatorze. Była to dla mnie abstrakcja. Myślałam, że takie przypadki zdarzają się tylko w telewizji. Ale do sedna…

WYCZEKANE

W nocy z 11/12 grudnia, 10 minut po północy do mojej sali porodowej wpadło kilku lekarzy oraz położne i zabrali mnie na cesarskie cięcie ze względu na zanikanie tętna jednego z dzieci. Nikt mi nic nie musiał mówić… wiedziałam, że z Jankiem jest nienajlepiej. Dosłownie 15 minut później, lekarka podniosła córeczkę do góry, niczym Simbę z „Króla Lwa” i powiedziała ” przywitaj się z mamą, ślicznotko” , minutę później był Janek. Słyszałam tylko jego krzyk. Wszytko było dobrze. Oboje ważyli po 2.5 kilo i dostali po 10 ptk. Pamiętam jak po policzkach spływały mi łzy szczęścia. Kolejne łzy szczęścia płynęły mi dopiero 3 tygodnie później….

DLACZEGO JA

Od razu po porodzie przywieziono mi maluchy. Mimo, że nie czułam nic od pasa w dół, nakarmiłam je i zasnęły na mojej klatce piersiowej, a ja z nimi. Kilka godzin później na moją prośbę zabrano dzieci do kąpieli, teraz wiem ,że to było przeczucie, którym obdarzone jesteśmy MY MAMY. Janek już z tej kąpieli nie wrócił. Początkowo się nie przejęłam. Przecież to normalne i częste, że dzieci trafiają na obserwacje.

Było z nim coraz gorzej. Oddech wspomagała maszyna. Kiedy poszłam na intensywną terapię zobaczyć to po raz pierwszy, nogi się pode mną ugięły. Tego widoku nie da się opisać. W obu raczkach i obu nóżkach miał wbite igły. Był nieprzytomny. To nie był mój Janek, którego przytulałam kilka godzin temu.

PAŃSTWA SYN NIE REAGUJE NA LEKI

Jak wracałam na górę do Laurki płakałam tak, że łzy rozbijały się o podłogę. Wzięłam ją na ręce i przez parę godzin nie puściłam. Potem odwiedziła mnie szpitalna Pani psycholog. Pieprzyła coś, o tym, że wszytko będzie dobrze. Myślałam, sobie… ” Babo co Ty możesz wiedzieć co ja czuję, lepiej będzie wtedy, gdy wyjdę z dwójką dzieci do domu!” Słuchałam jej bez słowa i marzyłam, by już sobie poszła. Mijały cholernie długie, przedbożonarodzeniowe dni. Z Jankiem było gorzej, gorączkował, nie reagował na leki. Lekarze już nawet nie wiedzieli, co mają nam powiedzieć. Pytaliśmy się jak wariaci czy nastąpiła jakaś poprawa trzy razy dziennie.

Po 9 dniach podeszła do nas ordynator neonatologii, kiedy staliśmy znów przy inkubatorze synka. Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy i jej słów: ” Proszę Państwa. Państwa dziecko nie reaguje na żadne antybiotyki. Musicie Państwo wiedzieć, że są dzieci, które NIGDY NIE WYCHODZĄ Z TAKIEGO STANU”. To był już gwóźdź do mojej trumny. Ledwo ustałam na nogach. Nie wspominam już o tym,że od 10 h po operacji cc, byłam na pełnych obrotach, to nic że brzuch mnie palił żywym ogniem, bo takie jest uczucie po cesarskim cięciu. To nic, że miałam przez kilka dni takie skurcze, że z bezsilności leciały mi łzy. Wtedy nie liczyłam się ja. Wiedziałam, że muszę być silna dla Laurki… i powiem szczerze… gdyby nie Ona, gdyby nie to, że urodziłam jednocześnie drugie dziecko… bym tego nie przeżyła…

BEZSILNOŚĆ I RADOŚĆ

Nie będę tu już wspominać, jak takie sytuacje cementują związek. Nie będę, też pisać o tym, że mój mężczyzna, część rzeczy przede mną ukrywał, bo widział, co się ze mną dzieje. Ja już nie chodziłam do lekarzy pytać o zdrowie Janka, nie miałam też siły Jego odwiedzać. Za każdym razem, kiedy naciskałam dzwonek, aby drzwi neonatologii otworzyły się drżałam ze strachu. Wokół było kilkanaścioro maleńkich osóbek. Takich po 700 gram, po 1000…. podziwiałam tych rodziców, jak z zimną krwią potrafią od kilkunastu tygodni czy miesięcy, dzień w dzień przychodzić i czytać książki swoim maluchom, a ja miałam problem, żeby odciągnąć dzieciom 10 ml mleka. To jest moje drugie najgorsze doświadczenie poporodowe. Jak wariatka godzinami, „wisiałam” na laktatorze, bo wiedziałam jak ważne jest mleko matki dla chorego dziecka. Silny stres potrafi całkowicie zablokować laktację. Chyba po tygodniu dopiero udało mi się ściągnąć 2 ml ( jedną piątą malutkiej strzykaweczki). Pamiętam jak niosłam ją tak dumnie, jakby to był eliksir życia.

Tego wieczoru, siedzieliśmy z Laurka na szpitalnym korytarzu, bo już dusiłam się w sali. Przyszła do nas lekarka Janka. Myślałam, że przyszła z najgorszą wiadomością… „Jest znaczna poprawa ” – powiedziała. „Sami jesteśmy zaskoczeni, ale jest dużo lepiej „… Ucieszyłam się, ale przyjęłam tą wiadomość z dużą rezerwą.

Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy przy inkubatorze Janka. W Wigilię otworzył oczka. Nie miał już tych strasznych rurek, oddychał samodzielnie. Mogłam Go wziąć na ręce i przytulić. W Sylwestra lekarze zrobili wyjątek i wypisali Janka do domu, wiedzieli jakie to dla mnie ważne, żeby Nowy Rok spędzić w komplecie. Zabraliśmy Go, zapakowaliśmy się we czwórkę do samochodu i kiedy weszliśmy do domu poczułam niesamowitą ulgę i łzy szczęścia spływające mi po policzku…

I żyli długo i szczęśliwie.

#kolejne artykuły