Ciąża bliźniacza - dwie ciąże jednocześnieni | worldmaster.pl
#

Urodziny we Florencji

Długo zastanawiałam się czy to napisać… właściwie nie wiem od czego zacząć… Może zacznę od początku… 3 maja 2017 roku w trzecią rocznicę naszych zareczyn zobaczyłam dwie kreski ma teście. Mimo, że czekałam od kilku lat na dziecko nie skakałam z radości… Dlaczego?

Przecież spełniło się moje jedyne marzenie! Przecież tak długo na to czekałam! A mianowicie dlatego, że rok wcześniej już widziałam taki test… wtedy cieszyłam się bardziej… skakałam z radości… termin porodu przypadał na 11 kwietnia- nasze urodziny ( ja i mój narzeczony mamy urodziny tego samego dnia)… zajebisty prezent, jak wtedy myślałam… więc nadeszły te urodziny, ale prezentu nie było…

Dokładnie pamiętałam, że miały to być NARODZINY. Pamiętałam wszytko. Tego dnia wylecieliśmy do Florencji. Każdego roku w taki sposób świętujemy „posuwający ” nas czas. Po kilku dniach nie wiedzieliśmy, że wracamy już we czwórkę.

TO NIEMOŻLIWE

11 maja wybrałam się na usg, do jednego z najlepszych profesorów w Warszawie. Starszy Pan uśmiechnął się pod wąsem i złożył mi gratulacje. „O co mu chodzi” -pomyślałam. „Przecież wiem, że jestem w ciąży” … „Gratuluję Pani, będą bliźniaki, ale proszę się nikomu jeszcze nie chwalić, bo ciąża bliźniacza jest zjawiskiem patologicznym. Są to dwie ciąże jednocześnie i może zdarzyć się wszytko. Po tej wiadomości nie odezwałam się już do końca wizyty. Byłam w takim szoku, że po wyjściu z gabinetu rozpłakałam się z bezsilności. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że był to 5ty tydzień i wiedziałam, że może się skończyć tak jak poprzednio. Przed oczami przeszedł mi dokładnie tamten dzień… Strach był też dlatego, że zastanawiałam się jak ja ogarnę dwoje dzieci. Zadzwoniłam zapłakana do narzeczonego, a On zaczął się śmiać i odparł: ” czego głupia ryczysz, mamy wynagrodzone za poprzedni raz ” . Po tych słowach już byłam pewna, że wszytko będzie dobrze, bo skoro zostało mi wynagrodzone, to nie może być inaczej…

TO BYŁA TAJEMNICA

O ciąży nie powiem Wam za wiele, ponieważ miałam idealną, książkową ciążę. Czułam się rewelacyjnie. Byłam bardzo aktywna do dnia porodu. Cerę miałam piękną, podobało mi się to, jak wyglądam. Do 6 go miesiąca nawet najbliższe koleżanki, które odwiedzały mnie regularnie, niczego się nie domyśliły mimo, że juz wtedy miałam na plusie 12 kilo. Dlaczego się nie chwaliłam? Ze strachu, bo nie chciałam współczucia, gdyby coś poszło nie tak. Nie wiem czy wiecie, ale do trzech poronień medycyna traktuje jako normę… Ja też nie wiedziałam, ale kiedyś mnie uświadomiono. I to nie prawda, że pierwsze 3 miesiące są najbardziej niebezpieczne. Każdy kolejny jest jeszcze gorszy. Z każdym dniem, z każdym spojrzeniem w lustro, kiedy widzisz rosnącą ” kulkę” przyzwyczajasz się co raz bardziej do swojego dziecka… Snujesz plany… Kupujesz niezliczone ilości ubranek. Cieszysz się, to normalne, ale przy tym zapominasz jak kruche jest życie…

Dopiero koło 22 tygodnia odetchnęłam z ulgą, gdy po badaniach prenatalnych okazało się, że jest wszytko ok. Noooo oczywiście, NIGDY nie jest do końca wiadomo, ale fasolki ( tak na nie mówiłam do momentu porodu) miały ręce, nogi, wszystkie narządy prawidłowo rozwinięte. Mijały tygodnie, a ja zaczęłam coraz więcej czytać o ciąży mnogiej. Oglądałam zdjęcia 1.5 kilogramowych kruszynek, bo w większości przypadków ciąża mnoga kończy się przedwcześnie. Zdałam sobie wtedy sprawę z powagi sytuacji, ale nie do końca… nie wiedziałam, że dzieci urodzone w np w 26 tygodniu mają po 700 gram, i że często spędzają pół roku w inkubatorze. Była to dla mnie abstrakcja. Myślałam, że takie przypadki zdarzają się tylko w telewizji. Ale do sedna…

WYCZEKANE

W nocy z 11/12 grudnia, 10 minut po północy do mojej sali porodowej wpadło kilku lekarzy oraz położne i zabrali mnie na cesarskie cięcie ze względu na zanikanie tętna jednego z dzieci. Nikt mi nic nie musiał mówić… wiedziałam, że z Jankiem jest nienajlepiej. Dosłownie 15 minut później, lekarka podniosła córeczkę do góry, niczym Simbę z „Króla Lwa” i powiedziała ” przywitaj się z mamą, ślicznotko” , minutę później był Janek. Słyszałam tylko jego krzyk. Wszytko było dobrze. Oboje ważyli po 2.5 kilo i dostali po 10 ptk. Pamiętam jak po policzkach spływały mi łzy szczęścia. Kolejne łzy szczęścia płynęły mi dopiero 3 tygodnie później….

DLACZEGO JA

Od razu po porodzie przywieziono mi maluchy. Mimo, że nie czułam nic od pasa w dół, nakarmiłam je i zasnęły na mojej klatce piersiowej, a ja z nimi. Kilka godzin później na moją prośbę zabrano dzieci do kąpieli, teraz wiem ,że to było przeczucie, którym obdarzone jesteśmy MY MAMY. Janek już z tej kąpieli nie wrócił. Początkowo się nie przejęłam. Przecież to normalne i częste, że dzieci trafiają na obserwacje.

Było z nim coraz gorzej. Oddech wspomagała maszyna. Kiedy poszłam na intensywną terapię zobaczyć to po raz pierwszy, nogi się pode mną ugięły. Tego widoku nie da się opisać. W obu raczkach i obu nóżkach miał wbite igły. Był nieprzytomny. To nie był mój Janek, którego przytulałam kilka godzin temu.

PAŃSTWA SYN NIE REAGUJE NA LEKI

Jak wracałam na górę do Laurki płakałam tak, że łzy rozbijały się o podłogę. Wzięłam ją na ręce i przez parę godzin nie puściłam. Potem odwiedziła mnie szpitalna Pani psycholog. Pieprzyła coś, o tym, że wszytko będzie dobrze. Myślałam, sobie… ” Babo co Ty możesz wiedzieć co ja czuję, lepiej będzie wtedy, gdy wyjdę z dwójką dzieci do domu!” Słuchałam jej bez słowa i marzyłam, by już sobie poszła. Mijały cholernie długie, przedbożonarodzeniowe dni. Z Jankiem było gorzej, gorączkował, nie reagował na leki. Lekarze już nawet nie wiedzieli, co mają nam powiedzieć. Pytaliśmy się jak wariaci czy nastąpiła jakaś poprawa trzy razy dziennie.

Po 9 dniach podeszła do nas ordynator neonatologii, kiedy staliśmy znów przy inkubatorze synka. Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy i jej słów: ” Proszę Państwa. Państwa dziecko nie reaguje na żadne antybiotyki. Musicie Państwo wiedzieć, że są dzieci, które NIGDY NIE WYCHODZĄ Z TAKIEGO STANU”. To był już gwóźdź do mojej trumny. Ledwo ustałam na nogach. Nie wspominam już o tym,że od 10 h po operacji cc, byłam na pełnych obrotach, to nic że brzuch mnie palił żywym ogniem, bo takie jest uczucie po cesarskim cięciu. To nic, że miałam przez kilka dni takie skurcze, że z bezsilności leciały mi łzy. Wtedy nie liczyłam się ja. Wiedziałam, że muszę być silna dla Laurki… i powiem szczerze… gdyby nie Ona, gdyby nie to, że urodziłam jednocześnie drugie dziecko… bym tego nie przeżyła…

BEZSILNOŚĆ I RADOŚĆ

Nie będę tu już wspominać, jak takie sytuacje cementują związek. Nie będę, też pisać o tym, że mój mężczyzna, część rzeczy przede mną ukrywał, bo widział, co się ze mną dzieje. Ja już nie chodziłam do lekarzy pytać o zdrowie Janka, nie miałam też siły Jego odwiedzać. Za każdym razem, kiedy naciskałam dzwonek, aby drzwi neonatologii otworzyły się drżałam ze strachu. Wokół było kilkanaścioro maleńkich osóbek. Takich po 700 gram, po 1000…. podziwiałam tych rodziców, jak z zimną krwią potrafią od kilkunastu tygodni czy miesięcy, dzień w dzień przychodzić i czytać książki swoim maluchom, a ja miałam problem, żeby odciągnąć dzieciom 10 ml mleka. To jest moje drugie najgorsze doświadczenie poporodowe. Jak wariatka godzinami, „wisiałam” na laktatorze, bo wiedziałam jak ważne jest mleko matki dla chorego dziecka. Silny stres potrafi całkowicie zablokować laktację. Chyba po tygodniu dopiero udało mi się ściągnąć 2 ml ( jedną piątą malutkiej strzykaweczki). Pamiętam jak niosłam ją tak dumnie, jakby to był eliksir życia.

Tego wieczoru, siedzieliśmy z Laurka na szpitalnym korytarzu, bo już dusiłam się w sali. Przyszła do nas lekarka Janka. Myślałam, że przyszła z najgorszą wiadomością… „Jest znaczna poprawa ” – powiedziała. „Sami jesteśmy zaskoczeni, ale jest dużo lepiej „… Ucieszyłam się, ale przyjęłam tą wiadomość z dużą rezerwą.

Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy przy inkubatorze Janka. W Wigilię otworzył oczka. Nie miał już tych strasznych rurek, oddychał samodzielnie. Mogłam Go wziąć na ręce i przytulić. W Sylwestra lekarze zrobili wyjątek i wypisali Janka do domu, wiedzieli jakie to dla mnie ważne, żeby Nowy Rok spędzić w komplecie. Zabraliśmy Go, zapakowaliśmy się we czwórkę do samochodu i kiedy weszliśmy do domu poczułam niesamowitą ulgę i łzy szczęścia spływające mi po policzku…

I żyli długo i szczęśliwie.

Grywalizacja to potężne narzędzie, które z jakichś dziwnych powodów u nas w kraju wciąż nie ma aż takiego posłuchu. Zazwyczaj uważam to za złą sytuację i staram się promować wykorzystanie elementów gier w kontekstach pozagrowych. Po informacjach jakie znalazłem ostatnio, pomyślałem, że to może i dobrze, że nie jesteśmy aż tak zgrywalizowani?

Wszystko zaczyna się od strzelanin w USA. Na pewno słyszeliście nie raz o jakimś zagubionym dzieciaku z bronią, który wtargnął do tej, czy innej szkoły i powystrzelał połowę uczniów. Tragedia, która nie zdarza się często. A jednak! W Stanach Zjednoczonych tylko w tym roku (a piszę to we wrześniu 2019) wydarzyło się już 297 takich wydarzeń. Łącznie zginęło 335 osób, a 1219 zostało rannych (dane z Wikipedia).

Trump

Donald Trump, komentując te wydarzenia zrzucił winę na gry komputerowe. Podłączył się pod dobrze znaną w Polsce medialną mantrę o tym, że gry są brutalne i grając w brutalne gry sami (a zwłaszcza młodzież) przenosimy te zachowania na ulice i zaczynamy mordować. Po tych słowach każdy zdrowo myślący gracz zaczął pukać się w głowę sarkastycznie zastanawiając się w co musieli grać ludzie w średniowieczu, skoro ich brutalność przewyższała obecną diametralnie.

Ale Trump nie mylił się całkowicie i mój strzał jest taki, że być może coś tam mu świtało, że ktoś przedstawił jakiś raport. Prezydent, który tylko to przejrzał i coś kojarzył, że biją dzwony, ale nie do końca wiedział, w którym kościele. Okazuje się, że to niekoniecznie gry mają wpływ na zachowania szalonych nastolatków w USA, ale grywalizacja już tak.

Zgodnie z artykułami z sierpnia tego roku (m.in. tutaj i tutaj) w wielu przypadkach tych masowych morderstw i ataków z użyciem broni palnej w grę wchodzą portale internetowe, fora zapewniające anonimowość. To na nich bardzo często zamachowcy umieszczają swoje “manifesty”. Tłumaczą w nich dlaczego robią to, co robią. I teraz uwaga, bo co się pojawia coraz częściej w takich manifestach?

  • Zachęta do oglądania streamu z ataku. Zamachowiec umieszcza kamerkę na kasku, na swojej głowie i transmituje wszystko live do internetu. Widok “z pierwszej osoby” zapewnia doznania podobne do strzelanek FPP
  • Zamachowcy równie chętnie co powodami ataku, dzielą się swoją playlistą piosenek, które zachęcają do odpalenia sobie w tle, podczas oglądania strzelaniny

Mamy zatem wyciągnięte elementy estetyki w grach i wdrożone w kontekst poza grami. Pasuje do definicji grywalizacji idealnie i brakuje tylko punktów, odznak i rankingów… A nie, czekaj…

Portale

Portale, na których udziela się część terrorystów mają swoje własne statystyki. Pokazują one ilość zabójstw dokonanych przez kolejne osoby. Anonimowi użytkownicy portali takich jak 8chan nakręcają się wzajemnie do tego, by pobić rekord i zdobyć za to odpowiednie “nagrody” statusowe, takie jak właśnie wyższe miejsce na liście, większy szacunek wśród internautów, etc.

Straszne, co?

Chociaż swoją drogą to też dziwne, że dopiero teraz dowiadujemy się o wykorzystaniu siły grywalizacji do motywowania zła. Podobno wcześniej z podobnych praktyk korzystała np. Al-Kaida, Stormfront, czy Hezbollah. Punkty, badge, leaderboardy. Jak widać działają niezależnie od kultury, czy przyświecającej im idei. Motywują w każdym wydaniu.

Od paru dni nurtuje mnie pytanie. Dlaczego osoby korzystające z 8chana zachęcają innych do dokonywania tego typu przestępstw i z chęcią oglądają je na ekranie. Tworzymy rozrywkę z brutalności, jakbyśmy cofali się do czasów gladiatorów, albo wchodzili w dystopijne czasy Hunger Games.

I chyba, niestety, jako ludzkość będziemy chcieli coraz więcej tego typu ekstremalnej “rozrywki”. Wiem, że to strasznie brzmi, ale wiecie… Rosjanie już raz chcieli zrobić prawdziwe Igrzyska Śmierci i to transmitowane w TV. Dla tych, co nie wiedzą o co chodzi, zapraszam do oglądania najnowszego odcinka vloga:

Często się zastanawiamy, czy należy, wypada, zadać dane pytanie dorosłej osobie. Jednak w przeciwieństwie do dzieci, brakuje nam tej odwagi, żeby spojrzeć innej osobie w oczy i się zapytać. W związku z tym postanowiłam zamienić się w dziecko i usłyszeć odpowiedź na pytania, które mnie nurtują w poszczególnych osobach. Czasami przychodzą w pod wpływem emocji, a także bo coś zobaczyłam na isntastory. Czasami po przeczytaniu nowego postu, jak również po dłuższym zastanowieniu, a czasami zwykła ludzka ciekawość.
5 pytań Jolanty Golianek do… Renata Orłowska
Renata Orłowska, dane z IG: Rene. Jestem niepełnosprawna w Polsce, a jaka jest Twoja super moc? Wchodzę bez asekuracji w otaczającą mnie rzeczywistość i testuje ją.
Według mnie: kobieta, która niczego i nikogo się nie boi. Zawsze szczera, aż do bólu. Bierze z życia na maxa. Prowadzi bloga o niepełnosprawności http://zaniczka.pl
a na IG pokazuje, jakże bardzo prawdziwe swoje życie http://instagram.com/zaniczka
Motto życiowe…
To chyba najtrudniejsze z tych pytań. Długo się zastanawiałam, miliony myśli, tysiące cytatów, a na wierzch ciągle wybija mi się jedno stwierdzenie: żyj tak żeby nikt przez ciebie nie płakał. Bądź dobrym człowiekiem.
Nigdy nie zapomnę…
Dotyku trawy pod stopami, kiedy jeszcze chodziłam.
Smaku swojskiego chleba z masłem własnoręcznie ubitym przez Babcie.
Oświadczyn.
Pierwszej samodzielnej wyprawy na elektrycznym wózku inwalidzkim.
Rude włosy…
To ja. Moc, siła, energia, charakter.
Wózek jest…
Narzędziem do spełniania marzeń .
Jednym zdaniem o tym, co robię na co dzień w fundacji Poparzeni…
Jesteś jak matka chrzestna, ratujesz z opresji, wspierasz, bez oceniania, z miłością walczysz o poparzonych nawet z nimi samymi.

5 pytań Jolanty Golianek do… Paweł Obolewicz

Paweł Obolewicz, dane z IG: Uczę sztuki przemawiania do kamery; Pozbądź się strachu; Wyraź siebie; zdobądź więcej klientów; współtwórca worldmaster.pl i wmAGENCY.

Według mnie: pozytywnie zakręcony człowiek o wrażliwym sercu.

Oto 5 pytań do…

Motto życiowe…

rozwijaj się każdego dnia i bądź światłem dla innych – uwielbiam przesuwać swoją zapadkę strachu na kolejny poziom. Bycie lepszym niż wczoraj byłem jest celem mojego nadrzędnym. Życie to proces i każdego dnia udowadniam sobie, że mogę więcej lepiej i szybciej. Bardziej świadomy, zdrowszy, pewniejszy siebie, bogatszy na wszystkich płaszczyznach życia. Moje doświadczenia są cennymi lekcjami, które wielu ludziom mogą pomóc przesunąć zapadkę ich przekonań na kolejny poziom.  Każdy człowiek tak może i każdy ma to w sobie. Jeśli ja zrobiłem, to Ty też dasz radę ! Uwierz w siebie!

Nigdy nie zapomnę…

mojej podróży do USA – zaczęło się od zdjęcia wrzuconego przez mojego kolegę na naszej klasie. Był rok 2008 i któregoś dnia zobaczyłem Jarpena, który leżał na pięknej plaży w Miami. Niby nic nadzwyczajnego, słońce, piękna plaża i ocean. Dla mnie znaczyło coś więcej. To był przełomowy moment, w którym narodziła się jedna myśl. Jak on to zrobił? Poszedłem za tą pobudką, dowiedziałem się i dwa lata później wyleciałem do USA pracować i zwiedzać. Zwiedziłem Nowy York, Philadelphie, New Jersy, Los Angeles, Las Vegas, San Francisco, Grand Canion, San Diego, Vancuver, Honolulu na Hawajach i jeszcze kilka innych pięknych miejsc. Ta podróż zmieniła moje myślenie i co za tym idzie życie. Odważyłem się polecieć w nieznane, a wszystko zaczęło się od pytania „jak on to zrobił” – wystarczy podjąć decyzje i ruszać naprzód.

Tatuaż na klatce piersiowej oznacza…

jest dla mnie symbolem mojego motto.

Worldmaster jest…

dla mnie dopełnieniem mojego motta. W życiu aby wzrastać, aby rozwijać się potrzebujemy otoczenia, które będzie nam na to pozwalało, które będzie nas wspierało i podlewało. Truskawka nie wyrośnie na pustyni, a na żyznej glebie owszem. Tworzenie przestrzeni, gdzie każdy człowiek rozwija się i wspiera innych jest wielkim doładowaniem w codziennym życiu. Niesamowite jest widzieć jak ludzie rozwijają skrzydła, nabierają wiary i lecą po marzenia.

Jednym zdaniem o tym, co robię na co dzień w fundacji Poparzeni…

Wspieram, wysyłam pozytywną myśl do ludzi potrzebujących pomocy, udostępniam.  Dla osoby pokrzywdzonej w tak trudnym momencie każdy mały gest jest paliwem do życia . 

Kiedy nowy iPhone wchodzi na rynek, cały świat wstrzymuje oddech.  Gdzie tkwi fenomen Apple? Bez wątpienia w człowieku, który wszystko zapoczątkował. Steve Jobs był różnobarwny i wielopłaszczyznowy. Zdecydowanie poza znanymi schematami. Jego historia stanowi doskonały przykład człowieka sukcesu, ściganego przez własne demony.

logo Apple

Walter Isaacson: „Steve Jobs” – bestsellerowa biografia twórcy Apple.

Zafundujcie sobie 700 stron pouczającej i poruszającej lekcji. Walter Isaacson tym razem stworzył biografię Steve’a Jobsa. Nie oszczędzał głównego bohatera i nie ukrywał prawdy. Czytałem ją z zapartym tchem i co kilka stron musiałem sobie przypominać, że nie czytam powieści fikcyjnej. Niebywałe, że opisana historia, wydarzyła się naprawdę.

Walter Isaacson: "Steve Jobs"

Źródło: marudzenie.pl

Zaskoczeń było mnóstwo.

Począwszy od adopcji, przez porzucenie studiów po pierwszym semestrze, styczność z LSD, eksperymentami z drakońskimi dietami, duchowymi przeżyciami i wyjazdami do Indii, aż po założenie Apple wraz ze Steve’em Wozniakiem i Ronem Wayne’em, co było tak naprawdę początkiem tej niezwykłej historii. Wtedy narodził się Steve Jobs – wizjoner i perfekcjonista z obsesyjnym poczuciem sprawowania kontroli. Potrafił wstrzymać premierę najnowszego produktu tylko dlatego, że element w środku urządzenia, którego nikt nigdy nie ujrzał na oczy, nie był dość perfekcyjny. Jego obsesję na punkcie prostoty przejawia nawet tytuł biografii. W pewnym momencie został usunięty z Apple. Potrafił inspirować jak nikt inny na świecie, ale zarazem zatruwać życie każdego do niepojętych granic. Bez ogródek naginał rzeczywistość, aby przekonywać innych do swojej wizji. Robił to do tego stopnia, że z czasem wszyscy już wiedzieli, czym jest pole zniekształcania rzeczywistości Jobsa…

Dla niego nie było niemożliwego. I właśnie dlatego tak bardzo pokochałem jego historię.

Pole zniekształcania rzeczywistości i inne skazy.

Steve Jobs zawsze przypominał mi spokojnego, dobrodusznego introwertyka, który w swoim zamkniętym świecie wymyślił koncept, na zawsze zmieniający świat. Byłem zszokowany, gdy przewracałem kolejne strony książki!

„Gnany przez wewnętrzne demony, Jobs potrafił doprowadzić swoje otoczenie do furii i rozpaczy.”

To trafne podsumowanie osobowości Jobsa.

założyciele Apple

Źródło: fortune.com. Na zdjęciu: założyciele Apple: Steve Jobs, Ronald Wayne i Steve Wozniak.

Nie był chodzącym ideałem. Choć był znakomitym wizjonerem, jego umiejętność radzenia sobie z ludźmi była na kiepskim poziomie. Potrafił wpływać na innych, ale czynił to w niezdrowy sposób. Kłamał, manipulował, a jeśli nie przynosiło to efektów – potrafił płakać i histeryzować. W relacjach międzyludzkich popełniał błąd za błędem… Nie był najcudowniejszym ojcem dla swoich dzieci. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oczkiem w jego głowie nie były one, ale Apple. Pierworodny, którego szczerze pokochał.

Jego przeszłość była burzliwa. Został oddany do adopcji przez parę studentów. I choć może wydawać się, że człowiek z taką przeszłością, nie może popełniać podobnych błędów, Steve Jobs… Właśnie to zrobił. Wyparł się ojcostwa Lisy – swojego pierwszego dziecka i niesłusznie upierał się przy swojej wersji przez długie lata.

Efektem była ciężka i bardzo bolesna relacja z córką.

Kim był Steve Jobs?

Próbowałem odpowiedzieć na to pytanie. Do głowy przyszła mi wyłącznie jedna myśl:

Na pewno był niezrozumiany.

Twórca Apple był inny. Obracał się w innym wszechświecie – niedostępnym dla większości ludzi. Moim zdaniem stąd brała się jego frustracja i brutalne traktowanie innych. Miał świadomość, że inni nie rozumieją tego, co dla niego było oczywiste. To go dobijało i rodziło złość. Posiadał umysł, który pracował na innym poziomie. Widział rzeczy niedostrzegalne, a wartości, którymi się kierował, były dla wszystkich niedorzeczne.

Steve Jobs nie jest tylko symbolem sukcesu. Jest również ucieleśnieniem smutku i rozczarowania ludźmi, z którymi przyszło mu żyć.

Usunięty z Apple.

Znacie drugiego przedsiębiorcę, który zostałby usunięty z własnej firmy?

Jak widać, Jobs był nietuzinkowy na wiele sposobów. Po konflikcie w 1985 roku został zmuszony do odejścia z miejsca, które stworzył. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiał wtedy przeżywać… I choć rozumiem, że nie był łatwym człowiekiem, a jego decyzje często były kuriozalne, to jak się okazało – w tamtym okresie Apple bez Jobsa nie mogło istnieć.

Po jego powrocie powstał: iPod, iPhone, czy iPad…

iPhone Apple

Jaki był Steve Jobs?

Na pewno kierował nim egoizm. Nowy iMac, czy iPhone były dla niego ważniejsze niż rodzina, przyjaciele i związki. Pracoholizm w odniesieniu do niego to za słabe słowo. Steve Jobs nie pracował, ale żył pracą. Apple, czy później także Pixar (którego był dyrektorem generalnym) było dla niego całym życiem. Miejscem, w którym mógł przekazać światu swoją filozofię.

Takie podejście rodziło mnóstwo konfliktów. Tina Reds – jedna z pierwszych prawdziwych miłości Jobsa, po burzliwej kłótni na ścianie ich apartamentu napisała:

„Zaniedbywanie jest formą nadużycia”.

Steve Jobs posiadał także bardzo narcystyczną osobowość. Przypisywał sobie nie swoje zasługi, czym doprowadzał do szału swoich pracowników. Normalnością były sytuacje, gdzie konkretny pomysł tak spodobał się Jobsowi, że potem reklamował go jako swój własny. Właśnie tak działało sławne pole zniekształcania rzeczywistości.

Myślę, że w ludzie się go bali. Zwłaszcza pracownicy Apple. Był nieobliczalny. Nikt nigdy nie wiedział, jak zareaguje na prezentację produktu, czy niespodziewane problemy. Z łatwością krzyczał, wyzywał, przeklinał, płakał i wpadał w histerię. Brakowało mu empatii i zrozumienia innej perspektywy. Egoizm przysłaniał mu rzeczywistość. Nie przychodził na ważne kolacje, ignorował znajomych, pomijał spotkania biznesowe, a większością rad zwyczajnie gardził.

jaki był naprawdę Steve Jobs?

Źródło: wired.com

Nigdy nie brakowało mu jednak odwagi. Nie miał oporów, aby powiedzieć prezydentowi USA:

„Zmierzasz do prezydentury, trwającej jedną kadencję.”

Po śmierci Jobsa, Barack Obama – odbiorca tej odważnej wypowiedzi, rzekł:

„Był w panteonie amerykańskich wynalazców. Świat stracił wizjonera. To wymowne, że duża część ludzkości dowiedziała się o jego śmierci z urządzeń, które zaprojektował.”

Niezwykła (i szybka) historia Apple.

Steve Jobs wcale nie musiał wyzywać swoich pracowników. Nie było potrzeby, aby niszczył innym życie. Jego histerie również były pozbawione sensu. Czy mógł odnieść sukces, traktując ludzi w lepszy sposób? Zdecydowanie tak!

Tylko że wtedy nie byłby sobą, a w całej historii najlepsze jest, że Steve Jobs był jedyny na świecie.

młody Steve Jobs

Źródło: speedtest.pl

Jak napisał Walter Isaacson w biografii:

„Przy całym swoim okropnym zachowaniu Jobs posiadał umiejętność budzenia zespołowego ducha. […] Co pół roku zabierał większość zespołu na dwudniowy wypoczynek do któregoś z pobliskich ośrodków.

W czasach, kiedy naśladujemy i oceniamy siebie przez pryzmat innych, warto patrzeć na ludzi, kreujących rzeczywistość. To za nim podążały miliony. To on wyznaczał standardy. Na niego spoglądano, gdy w 2001, w swoim skromnym i jakże charakterystycznym czarnym golfie i zwykłych dżinsach prezentował najnowszego iPoda!

A wszystko stało się tak szybko. To mnie zaskakuje najmocniej. W wieku 21 lat założył Apple wraz ze Steve’em Wozniakiem i Ronem Wayne’em, a cztery lata później był wart już ponad 100 milionów dolarów. Najśmieszniejsze, że Jobs nie był wcale komputerowym geniuszem, a stworzył markę, która na zawsze zmieniła oblicze technologicznego świata.

sklep Apple

Fenomen Apple tkwi w prostocie.

Definicją filozofii Jobsa stała się maksyma przypisywana Leonardowi da Vinci:

„Prostota jest szczytem wyrafinowania.”

Steve Jobs za wszelką cenę starał się uprościć produkt. Nie tylko pod względem technicznym, ale również wizualnym. Wszystko musiało być perfekcyjnie dopracowane. Od odpowiedniego odcienia szarości lub bieli (nad czym potrafił debatować długimi dniami), przez właściwe zaokrąglenie narożników iMaca, po maksymalne uproszczenie interfejsu iPoda.

Dość szybko przekazał tę wizję swoim współpracownikom. W urzeczywistnianiu jego kreacji brały udział setki osób. Niektóre z nich inspirowały go i wspomagały w procesie tworzenia nowych produktów. Jedną z takich osób był Jonathan Ive.

Jonathan Ive odchodzi z Apple

Źródło: Financial Times

Jonathan Ive – ostatni bastion wizji Jobsa.

Jonathan Ive jest brytyjskim projektantem. Ważną personą w Apple stał się w 1997 roku po powrocie Jobsa z „wygnania”. To przy jego udziale powstał między innymi projekty takich hitów jak: iMac, iPod, czy iPhone.

W osobie Ive’a Jobs odnalazł bratnią duszę, z którą mógł dzielić swoje dążenia do urzeczywistniania wyznawanej filozofii prostoty. O Brytyjczyku mówił:

„Jeśli miałbym wskazać mojego duchowego partnera w Apple, byłby nim Jony”

Jest to rzecz niesłychana. Jobs nie miał bowiem w swoim życiu wielu osób, których zdanie brałby pod uwagę, a Ive’a traktował wyjątkowo. Zapewnił mu niespotykaną w Apple swobodę tworzenia i niezależności. Projektant miał ogromną wolność w projektowaniu kolejnych urządzeń, a jego dział przypominał wręcz niezależnie funkcjonującą jednostkę. Sam Jobs w towarzystwie Ive’a stawał się bardziej powściągliwy. Szanował zdanie projektanta.

Natomiast Jonathan Ive tak opisywał swoją filozofię prostoty:

„Prosta to nie tylko cecha wizualna. To nie tylko minimalizm, czy brak nadmiaru elementów. Prostota wymaga przedarcia się w głąb złożoności. Aby osiągnąć autentyczną prostotę, trzeba dotrzeć naprawdę głęboko.”

Kiedy czytałem relację tych dwóch panów, czułem więź, która ich łączyła. Nie zawsze była łatwa, ale widząc, co wspólnie udało im się stworzyć, chylę czoło z szacunkiem. Kiedy więc w czerwcu tego roku, świat obiegła informacja, iż Ive odchodzi z Apple na rzecz własnego studia projektowego LoveForm, zrozumiałem, że era Jobsa w Apple właśnie dobiegła końca…

koniec ery Jobsa

Źródło: Paul Sakuma

Upór nawet w obliczu śmierci.

Im bliżej końca historii, tym więcej smutki i nostalgii.

W 2004 roku Steve Jobs przeszedł operację usunięcia nowotworu trzustki. Jego życowa filozofia, upór i pole zniekształcania rzeczywistości, tym razem okazały się autodestrukcyjne. Przez długie miesiący odmawiał leczenia. Nie chciał, aby ktokolwiek go „otwierał”. Wciąż wierzył, że wyzdrowieje przy pomocy naturalnych, niekonwencjonalnych sposobów. Próbował leczyć się wegańską dietą, ziołami i akupunkturą… Kiedy wreszcie zdecydował się na operację, był pełen entuzjazmu. Wierzył, że wróci do Apple uzdrowiony.

Niestety doszło do przerzutów. Steve Jobs nie został wyleczony. Po kilku latach choroba wciąż zżerała go od środka, aż dotarła do wątroby, skąd rozprzestrzeniła się na inne rejony ciała.

Możemy już tylko gdybać, co by się stało, jeśli podjąłby się leczenia od razu po wykryciu nowotworu. Może wciąż byłby wśród nas. Może.

Po siedmiu latach naznaczonych cierpieniem, walką i próbą przetrwania Steve Jobs odszedł z tego świata. 5 października 2011 roku zmarł w swoim domu. Żył z ciężką chorobą przez prawie dziesięć lat, mimo że dawano mu parę miesięcy życia. Nawet tutaj postawił na swoim.

Jego ostatnimi słowami były monosylaby: „Och Wow”.

Wierzę, że cokolwiek zobaczył Steve ponad ramionami dzieci, żony i siostry, było godnym jego wizjonerskiego umysłu.

kiedy umarł Steve Jobs?

Źródło: medium.com

Think Different”. Dziedzictwo, które pozostawił.

„Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze – miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.”

Te słowa Steve Jobs skierował do studentów Uniwersytetu Stanforda podczas swojego sławnego przemówienia w 2005 roku.

Twórca Apple – jak sama firma i jej produkty, nie musi podobać się każdemu. Steve Jobs był kochany, ale też znienawidzony. Apple z jednej strony jest ubóstwiane, a z drugiej wyśmiewane. Co roku najnowszy iPhone jest zarazem podziwiany i wyszydzany.

Nie pytam, kim jest dla Was Steve Jobs. Nie pytam, jak go oceniacie.

Po prostu nie zapominajcie, że ktoś taki istniał – człowiek, który miał odwagę zmieniać świat.

Człowiek, który dla mnie jest legendą.

Nie wyobrażam sobie zakończyć tej historii w inny sposób:

#kolejne artykuły