Zapewne wielu z Was, chociaż raz otarło się o słynne i niemalże legendarne powiedzenie: „Ora et labora”, które oznacza: „Módl się i pracuj”. Jego Twórcą jest św. Benedykt z Nursji, jeden z ojców Kościoła oraz założyciel zakonu benedyktynów. Choć poruszanie tematu religii może nie być najlepszą opcją, to jednak motto stworzone przez świętego można z powodzeniem stosować w naszych wysoce rozwiniętych i technologicznych czasach. Zwłaszcza jeśli zależy nam na spełnionym życiu i spokojnej duszy.
Módl się i pracuj po benedyktyńsku.
Ora et labora, zostało przyjęte za motto tzw. reguł benedyktyńskich, stworzonych przez św. Benedykta z Nursji, który zmarł 21 marca 547 roku. Zawsze fascynowało mnie, jak coś pochodzącego z tak odległych czasów, może być nadal aktualne oraz znane w czasach dzisiejszych. Przecież twórca owej maksymy nie żyje już od prawie 1500 lat, a jego motto – „Módl się i pracuj” – nadal jest przekazywane i znane w naszym dzisiejszym świecie. Jak wielką moc muszą mieć słowa oraz ludzie, którzy je wypowiadają, skoro potrafią one przetrwać w naszej pamięci tak długi czas. Ponadto, nie chodzi tylko o przetrwanie, ale o korzystanie z nich i wprowadzanie w życie.
Pomimo tego, że słynne „Ora et labora” dotyczyło czasów średniowiecznych i pierwotnie zakładało oddanie się Bogu, i służenie mu poprzez ciężką pracę oraz modlitwę, to dziś nadal możemy czerpać z tego korzyści. Wcale nie musimy ślubować posłuszeństwa, stałości oraz ubóstwa, jak robili to mnisi. Możemy postąpić zgoła inaczej i nadal czerpać odpowiednie korzyści z mocy, płynącej ze słów św. Benedykta z Nursji.
Bez znaczenia czy jesteś osobą wierzącą, czy nie. Abstrahuje od konkretnego wyznania i zagadnień religijnych. Chciałbym skupić się przede wszystkim na tym, jak można tę krótką sentencję zrozumieć w dzisiejszych rozpędzonych czasach i jak można ją wprowadzić do swojego życia, czyniąc go tym samym lepszym i pełniejszym.

„Módl się i pracuj” nie jest mottem wcale tak trudnym i zawiłym do zrozumienia. Z drugiej jednak strony nie jest to sentencja łatwa. Szczególnie jeśli mówimy o niej nie w kontekście pojęcia swoim umysłem, ale wprowadzenia w życie. Jak już wspominałem – nie musimy wyzbywać się bogactw i żyć pustelnicze życie niczym autor omawianych w tym tekście słów. Nie żyjemy w średniowieczu tylko w wysoce rozwiniętych czasach. Dlatego też i te słowa, powinniśmy odpowiednio dostosować do obecnie panującej sytuacji.
Módl się, jeśli wierzysz.
Nie chciałbym wysuwać w swoich stwierdzeniach, jednoznacznych wniosków, ani brzmieć niczym religijny fanatyk, nawołujący do nawrócenia. Jednak słowa „módl się” można zrozumieć zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Osoby wierzące, do których także należę, niejednokrotnie podkreślają o mocy, jaką czerpią z modlitwy. Dodaje ona im sił, napełnia otuchą i zaprowadza w ich duszy spokój oraz pewność, że poradzą sobie z czekającymi je problemami. Jest to czas tylko dla nich, kiedy to mogą zawierzyć swoje problemy wyższej istocie, która nad nimi czuwa i nie pozwoli upaść. Modlitwa oznacza rozmowę z Bogiem i zbliżanie się ku niemu. Przekazywanie części swoich trudności życiowych bytowi, górującego i opiekującym się nami. Napawa nas spokojem, bo w ciągłym pędzie, tak często zapominamy, że ktoś nad nami nieustanne czuwa, opiekuje się nami i nie pozwala zanadto zbłądzić.
Z drugiej jednak strony mamy osoby niewierzące lub odrzucające całą dziedzinę nauki, jaką jest teologia. Nie oznacza to jednak, że to nieocenione motto ma ich nie dotyczyć i nie mogą czerpać z niego należytych profitów. Modlitwa jest czasem głębokiego skupienia w ciszy. To czas tylko dla nas, poświęcony na rozmowę z Bogiem. Można rzec, że modlitwa jest medytacją i próbą uregulowania wszystkich niejasnych kwestii, rozgrywających się w umyśle człowieka. Dlatego słowa „Módl się”, w dzisiejszych czasach można także zrozumieć jako wyrwanie się z nieustannego pędu i ucisku rozpędzonego świata. To poświęcenie kilku chwil na zastanowienie się nad swoim życiem oraz być może jego przewartościowaniem. Takie dogłębne zanurzenie się w odmęty własnego umysłu, jasne ukazanie własnych problemów oraz szczera rozmowa z samym sobą, może dać zadowalające rezultaty. Efekty, prowadzące do zachowania spokoju ducha i ponownego wkroczenia na ścieżkę, prowadzącą do marzeń.
Medytuj, jeśli tak Ci wygodniej.
Chodzi o ochłonięcie, baczne rozejrzenie się wokół i zastanowienie się nad swoim życiem oraz jego sensem. Nie chodzi mi o medytację w stylu buddyjskich mnichów, ale o zwykłe i jakże proste pójście na spacer wyłącznie z własnymi myślami, najlepiej z dala od miejskiego gwaru.

Przede wszystkim, chodzi o czas tylko dla siebie. Żyjemy szybko i wielokrotnie chcemy uszczęśliwiać innych, poprzez wykonywanie dla nich zadań. Pracujemy dla szefa, szykujemy śniadanie dla dzieci, prasujemy koszulę dla męża, wychodzimy na zewnątrz dla psa, który domaga się ruchu. Wiele razy zapominamy, że my także jesteśmy ważni i nam także, należy się choćby odrobina czasu na głęboką refleksję i dokonanie swoistego „rachunku sumienia”. Nie tylko własnego zachowania, ale także poglądów, myśli i przyszłych planów. Nie muszą być to godziny przeznaczone na rozmyślanie i snucie wyimaginowanych wizji. Wystarczy choćby piętnaście minut. Czas nie odgrywa w tej materii tak wielkiej roli, jak szczerość, na którą musimy się zdobyć w rozmowie ze sobą. Tylko wtedy możemy dojść do sedna dręczących nas problemów oraz poznać źródło naszych nieszczęść.
Nie ważne czy wierzysz, czy nie. Chodzi o fakt poznania i zrozumienia własnego życia. O samoświadomość w działaniach i stawanie się lepszym oraz spełnionym człowiekiem. Może to być także dzielenie się swoimi problemami z zaufaną osobą, którą dla wierzących jest Bóg, ale może to być także mama, tata, brat, czy siostra. Bardzo często samo wypowiedzenie na głos męczących problemów, może pozwolić nam, znaleźć rozwiązania lub się ich całkowicie pozbyć. Zdarza się nierzadko, że dany problem wydaje się ogromną przeszkodą w naszym umyśle, ale w rzeczywistości – po jego zdefiniowaniu, okazuje się niewart więcej, niż garść piasku.
Praca uszlachetnia.
Z drugą częścią motta – „Ora et labora” jest na pewno łatwiej. Nie musisz być wierzący, aby pracować. Chyba że jesteś niesamowicie leniwy i szukasz każdej, nadarzającej się wymówki do tego, aby unikać jakiegokolwiek wysiłku. Pierwotnie, chodziło o pracę zbliżającą do Boga, która jest mu nad wyraz miła. Trudno się temu dziwić, skoro słowa te dotyczyły zakonu mnichów. My nimi nie jesteśmy, dlatego i „pracę”, powinniśmy dostosować do naszego własnego życia. Niepodważalny jest fakt, że praca popłaca. Kompletnie chciałbym się odciąć od kwestii finansowych i innych materialnych spraw. Chodzi mi o czynność pracy oraz jej wpływ na nasze myśli, umysł i postrzeganie świata.
Zastanówmy się i przywołajmy w swojej pamięci, najbardziej satysfakcjonujące momenty w naszym życiu. W większości przypadków pojawiły się one zapewne w wyniku dobrze wykonanej pracy. Świetnie zrealizowany projekt do pracy i tym samym pochwała od szefa, nauka na test z matematyki i w rezultacie rewelacyjne ocena. To wszystko jest następstwem dobrze wykonanej pracy. Wysiłek – zarówno intelektualny, jak i fizyczny, nadaje w naszym życiu pewien kierunek. To, co łatwe i dające szybkie rezultaty, zazwyczaj jest postrzegane jako mało wartościowe. Natomiast to, co kosztuje wiele czasu oraz wielu sił, rysuje się jako prawdziwa cenna rzecz lub wartość.
Rób to, co kochasz.
Praca pozwala nam zapomnieć o problemach. Całkowicie oddanie się danej czynności, wprowadza nas w stan transu, w którym tkwimy niczym w odosobnionym świecie. W wymyślonej bańce, stworzonej przez nasz umysł, w której liczy się tylko to, co robimy w tym momencie. Dlatego tak ważne jest, aby w swoim życiu zawsze dążyć do tego, aby robić to, co się nad wyraz kocha. Tylko taka czynność pozwoli nam zapomnieć o trudnościach i zatopić się w piękny świat, realizowania pasji.

Odpowiednio ukierunkowana oraz dobrana praca, pozwala wyzbyć się zmartwień. Wiedział o tym już Dale Carnegie, który w swojej książce pt. „Jak przestać się martwić i zacząć żyć”, pisze:
„Jeśli nie zajmiemy się czymś, ty i ja, jeśli będziemy – siedząc bezczynnie – rozmyślać, wysiedzimy jedynie całe stado złośliwych karłów, trolli, które wydrążą nasz umysł i zniszczą nas, pozbawią siły do działania i woli”.
Te słowa są kwintesencją rozważań dotyczących drugiej części motta – „Ora et labora”. Pracuj na swój sukces. Znajdź czynność, która będzie sprawiała Ci maksymalnie wiele frajdy, satysfakcji oraz radości. Zatop się w niej. Zanurz się w niej nie po kolana, ale po samą szyję. Tylko wtedy, podczas jej wykonywania, będziesz w stanie zapomnieć o problemach, które do tej pory drążyły Twój umysł niczym trolle, wskazanego przez autora zacytowanych słów.
Niech modlitwa będzie szczera, a praca pasjonująca.
Ora et labora, czyli módl się i pracuj, to wciąż aktualne motto, którym możemy posługiwać się w życiu codziennym. Bez znaczenia pozostaje, w co i czy w ogóle wierzysz. Wszystko rozgrywa się w Tobie i zależy od Ciebie. Dzięki odpowiedniemu zrozumieniu omawianych słów, możesz w pełni świadomie wprowadzić je do swojego życia i cieszyć się z możliwości ich stosowania. Pamiętaj, proszę drogi czytelniku, że „modlitwa” ma być czasem dla Ciebie i chwilą na uporządkowanie własnych myśli. Zrewidowanie własnych poglądów oraz odpowiednie przewartościowanie swojego życia, jeśli zajdzie taka konieczność. Musisz być ze sobą lub z Bogiem, do którego się zwracasz, niewiarygodnie szczery. To nie jest czas na oszustwa i ludzkie fałszywe gierki. Zrzuć maskę i pokaż swoją prawdziwą twarz. Przynajmniej w tym jednym momencie, w którym oddajesz się „modlitwie” lub modlitwie.
Praca natomiast musi Cię pochłaniać. Przybliżać z każdym kolejnym dniem i wykonaniem zadania, do Twojego wielkiego celu, Boga lub czegokolwiek, co sobie tylko wyznaczysz. Dlatego więc tak ważne jest, aby była ona nie tylko sensowna, ale także w pełni do Ciebie dostosowana. Nie możliwym jest oddanie się czemuś w pełni, jeśli się tego nie lubi. Tylko prawdziwa pasja, skrycie zakorzeniona w naszym sercu, może sprawić, że oddamy się jej w zupełności. Tym samym, będziemy mogli zanurzyć się w radosnej bańce własnej rzeczywistości i przestać się nieustannie zamartwiać, nierzadko nic nieznaczącymi błahostkami.
Ora et labora, czyli nieśmiertelna maksyma.
Słowa – „Módl się i pracuj”, wypowiedziane przez św. Benedykta, są wciąż aktualne. Po niemal 1500 latach nadal możemy z radością i niezachwianą pewnością kierować się nimi w życiu i czerpać benefity. To zadziwiające, jaką moc mają one w sobie, że potrafiły przetrwać tak długi okres w dziejach świata, usiany licznymi wojnami, klęskami i katastrofami. Pomimo że zostały wypowiedziane w średniowieczu, to odpowiednie ich zrozumienie, pozwala wykorzystać je również w czasach obecnych. Żywię ogromną nadzieję, że od dziś, od momentu przeczytania tego tekstu, w osobistych słownikach wielu z Was, na stałe zagości: „Ora et labora” i zaprowadzi Was do miejsca, w którym zawsze chcieliście się znaleźć.