7 powodów, dla których pokochasz spacer. | worldmaster.pl
#

Wszędzie tylko to bieganie, siłownia, aerobiki, zumby i inne cuda… Cały czas tylko szybko, intensywnie i jak najlepiej… Każda aktywność zaplanowana, zhierarchizowana i uporządkowana… Czy tak to wszystko musi wyglądać? Spokojnie. Ochłońmy. Jest jeszcze spacer! Przecież spacerowanie jest świetne, prawda?

Zapomniana aktywność.

Spacer to najnaturalniejsza forma ruchu. Uprawiamy ją od zarania dziejów w mniej lub bardziej zaplanowany sposób. Niestety w obecnych czasach, gdzie faworyzowana jest istna perfekcja oraz nieustanny pęd, aktywność ta zaczęła tracić na znaczeniu. Kiedy myślimy o formie ruchu ukierunkowanej na spalanie kalorii, zazwyczaj przychodzi nam do głowy bieganie, jazda na rowerze, aerobik czy zumba. Z łatwością przychodzi nam wymienianie kolejnych dyscyplin sportu, które mogą pomóc w kształtowaniu sylwetki. W sportach sylwetkowych, niemal nierozłącznym obrazkiem wiązanym z dużymi i pękatymi mięśniami kulturystów, stało się tzw. kręcenie cardio. Oznacza ono wykonywanie dodatkowej aktywność o ciągłej i umiarkowanej intensywności, aby procesy spalania kalorii zachodzące w organizmie, mogły odbywać się warunkach tlenowych. Wspomaga to dietetyczne działania oraz dba o wydatkowanie kolejnej porcji kalorii, co przybliża to sportowca do uzyskania sylwetki marzeń.

spacer

Zupełnie jednak zapominamy o spacerze i szeregu korzyści, jakie on za sobą niesie, nie tylko w kontekście sylwetki. Kilka z nich przedstawiam poniżej wraz z krótkim omówieniem. Żywię ogromną nadzieję, że dzięki temu artykułowi, spacer na stałe zagości w Waszych domach i stanie się rytuałem nie tylko Waszym, ale również Waszych bliskich.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Jest mało obciążająca aktywnością. W przeciwieństwie do biegania, jazdy na rolkach czy skakania na skakance, w bardzo minimalnym stopniu obciąża nasz organizm. Tym samym staje się idealną formą aktywności dla każdego. Bez znaczenia, w jakim wieku lub stanie fizycznym się znajduje. Nie bez powodu to właśnie regularne marsze, stanowią zazwyczaj pierwszy etap przygotowania do systematycznego biegania, dla osób początkujących. Ze względu na swoją naturalną i łagodną specyfikę, spacer nie obciąża stawów ani naszej „wewnętrznej pompy”, jaką jest serce. Również osoby kształtujące sylwetkę, obawiające się o nadmierne obciążania mięśni poprzez bieganie, mogą wybrać spacer jako lżejszą i przyjemniejszą formę aktywności.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Oczyszcza umysł. Szczególnie jeśli mamy do dyspozycji las lub inną połać zieleni, najlepiej oddaloną od miejskiego gwaru. Obcowanie z naturą, pośród jej odgłosów i delikatnego szumu wiatru, jak nic innego potrafi wyzwolić naszą głowę od negatywnych myśli. Wiele aktywnych osób jasno deklaruje, że najlepsze pomysły rodzą się w ich głowie, właśnie podczas ruchu. Spacer staje się czasem tylko dla siebie, przeznaczonym na medytację oraz uporządkowanie spraw zaprzątających nam głowę. Pozwala nam ochłonąć i wyrwać się od codziennych obowiązków oraz spojrzeć na swoje życie z dystansem i z pewnej perspektywy.

aktywność

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Oferuje nam świeże powietrze. Zawsze dziwiło mnie, co ludzie widzą w bieganiu na bieżni mechanicznej. Jedynym skojarzeniem, które zawsze przychodziło mi do głowy, jest chomik biegający w kółku, w swojej szczelnie zamkniętej klatce. Oczywiście tego nie neguje, ale szczególnie w letnie, ciepłe dni, kiedy do dyspozycji mamy piękną pogodę i rześkie poranki, niewykorzystywanie darów natury jest prawdziwym marnotrawstwem. Oprócz możliwości obcowania z naturą i ujrzenia jej w pełnej krasie, dotleniamy się i jesteśmy w stanie poczuć świat nas otaczający. Zaczerpnięcie świeżego powietrza i dostarczenie go do całego naszego ciała, może skutecznie uchronić nas przed zmęczeniem czy poczuciem niepokoju. Niestety w dużych aglomeracjach ciężko o spełnienie tego punktu. Wierzę jednak, że każdy z Was, chociaż raz na jakiś czas, jest w stanie sobie pozwolić na spontaniczny wyjazd za miasto i ujrzenie czegoś więcej, aniżeli kolejnego, wysokiego biurowca.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Pobudza nas do działania. Jest idealną metodą na dopadającą nas senność. O ile na bieganie nie bylibyśmy się w stanie zmobilizować, szczególnie dotknięci mackami snu, o tyle na mały, krótki spacer udaje nam się zebrać naszą siłę woli. Wystarczy kilkanaście minut, aby całkowicie odegnać od siebie widmo snu i poczuć się niczym nowo narodzony. Nagle uświadamiamy sobie, że po powrocie do domu, jesteśmy w stanie skupić się na efektywnym wykonaniu czekających nas zadań. Delikatna dawka ruchu, łącznie z zaczerpnięciem świeżego powietrza oraz zajęciem czymś swojej głowy, może dać wymierne rezultaty.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Zbliża i łączy ludzi. Nie każdy członek naszej rodziny może mieć ochotę, czas lub siły na bieganie, lub inną aktywność. W ten sposób, bardzo często pojawia się konflikt interesów w postaci wyboru między wspólnym spędzeniem czasu w niedzielne popołudnie, a własnym treningiem. Rozwiązaniem jest wspólny spacer! Być może nasza druga połówka nie ma chęci na bieganie, ale gwarantuje, że rodzinny spacer zawsze brzmi zachęcająco i obiecująco. Dochodzi tutaj również czynnik swobodnej rozmowy i możliwości skupienia się na swoim rozmówcy. To aktywne oraz jakże miłe wykorzystanie wspólnych chwil! Polecam to sprawdzić również w przypadku rodzinnych uroczystości, typu urodziny, imieniny, pierwsza Komunia Święta czy innych, mniej zobowiązujących przyjęć. Po sutym obiedzie kilkunastominutowa spokojna aktywność na świeżym powietrzu, może okazać się zbawiennym lekarstwem na niestrawności oraz przyjemnie spędzonym czasie na łonie natury.

spacerowanie

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Rozwija i uczy. Wcale nie trzeba za każdym razem wsłuchiwać się w odgłosy przyrody, aby spacer był efektywny. Czasami ochota na odcięcie się od otaczającej rzeczywistości jest aż nader intensywna. Wtedy pomocne może być nie tylko spacerowanie, ale również ulubiona muzyka płynąca do uszu ze słuchawek. Można ten czas wykorzystać również na własny rozwój. Coraz powszechniejszy staje się dostęp do podcastów, w których udzielają się naprawdę wartościowi ludzie, których się z przyjemnością słucha. Z nagrywanych przez nich odcinków można dowiedzieć się nie tylko prawdy o nieznanych dotąd rzeczach, ale również o sobie samych. W połączeniu z przebywaniem na łonie natury, może dać to nieziemskie przeżywanie całym sobą słyszanych słów i możliwość – jak nigdy dotąd – poznania siebie i zrozumienia własnej osobowości.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Spala kalorie. Celowo umieściłem ten punkt na samym końcu. Wcale nie uważam, aby była to najważniejsza zaleta spacerów. Prawdą jest, że może być świetnym narzędziem zastępującym inne aktywności wykorzystywane w celu spalania kalorii, ale traktowanie spacerowania tylko w tych kategoriach jest mocno powierzchowne. Zakrawa na płyciznę naszego postrzegania świata. Proponowałbym nie spacerować w celu utraty tkanki tłuszczowej, a skupiłbym się na wcześniejszych, sześciu zaletach tej aktywności. Tą siódmą – traktowałbym jako miły dodatek, rozwijającej formy ruchu, jaką jest spacer.

Spacer to luksus, będący w zasięgu naszej ręki.

Uważam, że spacerowanie powinno być traktowane dokładnie tak samo, jak wszelka aktywność spontaniczna, o której powstał oddzielny tekst. Planowanie go, uwzględnianie go co do minuty i umieszczanie w konkretne dni tygodnia, niesamowicie umniejsza i spłyca jego rolę w naszym życiu. Sprowadzamy go tym samym do roli kolejnego narzędzia, prowadzącego do „czegoś”. A czy wszystko musi się do tego prowadzić?

bieganie

Potraktujmy proszę tę formę ruchu, jako czynność miłą samą w sobie. Aktywność, podczas której możemy otworzyć swój umysł na nowe pomysły, chłonąć otaczającą nas rzeczywistość i zrozumieć to, co do tej pory mogło wydawać się niepojęte. Spacery nie powinny być zhierarchizowane w naszym planie dnia. Wtedy nigdy nie będą w stanie pokazać nam wszystkich swoich zalet. W ten sposób zawsze podczas tej czynności, będziemy ją po prostu „wykonywali”, jak kolejną rzecz do odhaczenia z listy do zrobienia. My, musimy ją poczuć. Nie traktować jako kolejnego zadania, ale jak chwilę wytchnienia – czasu tylko dla siebie. A któż z nas, nie pragnie go bardziej, niż dziś? W czasach, w których jesteśmy wiecznie spóźnieni?

Dajmy sobie odrobinę luksusu! Zacznijmy spacerować!

 

Wybaczcie, jeśli kogokolwiek urażę tym postem. Być może jest on zbyt zgryźliwy. Jednak obserwując po raz milionowy w social mediach, jak Ci wszyscy męczennicy i pseudo kulturyści, wykonują swój trening w ogromnych bólach istnienia, pokazując swoją jakże trudną drogę, moja cierpliwość zostaje wystawiony na ciężką próbę.

Ironia? Skądże!

Jakże ciężkie życie muszą mieć ci, którzy codziennie odbywają dwugodzinny trening na siłowni! Jakie męki, muszę oni przechodzić w kwestii doboru odpowiednich pokarmów, spełniających ich potrzeby! Jacy są oni biedni, gdy ze łzami w oczach muszą jeść swojego suchego kurczaka, zatopionego w delikatnych równie suchych, jak drewniane wióry, kawałkach ryżu! Jakimi męczennikami oni są, gdy każdego dnia muszą stawiać czoła procesowi kształtowania swojej sylwetki! Czy katusze, jakie przeżywają istni męczennicy XXI wieku, mogą równać się z czymkolwiek innym? 

Życie nie ustaje w zadziwianiu nas ironią– Andrzej Sapkowski

Męczennicy treningowej sali.

To zabawne, móc obserwować tych wszystkich ludzi tak bardzo idealizujących swój proces kształtowania sylwetki. Na każdym kroku dostrzegam w ludziach skłonność, do robienia z samych siebie męczenników obecnych czasów. Co drugie zdjęcie w mediach społecznościowych, to znak dający upust swojemu jakże ciężkiemu życiu. Wszędzie pojawiają się teksty motywacyjne, wciskane nam bardziej, niż rzeczy z telemarketu. Od samego początku jest nam wpajane, że tylko ciężki trening popłaca i nie powinno być w nim miejsca na jakąkolwiek radość. Tym samym podążamy szlakiem cierpienia, zaciskamy zęby i pokazujemy wszystkim wszem i wobec, jak bardzo mamy ciężko, gdy musimy wstać o siódmej rano i zrobić godzinny trening…

Biję się w pierś, bo kiedyś i dla mnie było to normalnością. Potem patrzyłem na rozwijający się ten proces z niemałym przestrachem, pytając samego siebie, dokąd to zmierza. Teraz z wielkim rozbawieniem obserwuje zdjęcia wszystkich „fitnessiaków”, napinających swoje mięśnie do brudnego lustra na siłowni, okraszonych jakże unikatowym i wyjątkowym opisem: „Never give up!” lub „Nigdy się nie poddawaj!”. My wiemy, że oba te wyrażenia znaczą to samo, ale nie wszyscy są aż tak rezolutni, aby posiąść tak wyspecjalizowaną wiedzę. Nie dziwmy się proszę, że osoby o dużej muskulaturze są często brzydko nazywani półgłówkami, skoro grupa ta posiada silne przedstawicielstwo zwierząt, a nie ludzi. 

Nie jesteś pępkiem świata!

Jak my wszyscy kochamy idealizować to, co robimy! Oczekujemy nieustannego wsparcia, pochylania się nad nami z czuło wypowiadanymi słówkami: „Wszystko w porządku?” i zainteresowania ciężką drogą, z jaką musimy mierzyć się każdego dnia. W rzeczywistości nie mamy nawet pojęcia, czym są prawdziwe trudności, a obok ciężkiej drogi nawet nie spacerowaliśmy. Za wszelką cenę, próbujemy zwrócić światła reflektorów na własną osobę. Chcemy, aby cała możliwa uwaga wszystkich ludzi, została skupiona na nas i naszym jakże niebotycznym osiągnięciem, jakim jest trwanie w procesie kształtowania sylwetki. Czy to nie jest absurdalne?

Stanowczo zbyt często przypisujemy swoim działaniom i swojej osobie, zasługi i osiągnięcia, które nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość. Czym jest dźwiganie dużych ciężarów na treningu w porównaniu do życia? To zabrzmi dość brutalnie, ale prawdą jest, że oprócz Ciebie i Twoich kolegów pasjonatów, nikogo innego nie interesuje Twój wynik w martwym ciągu czy przysiadzie. Nawet Twoi bliscy, którzy mogą okazywać Ci niepohamowane wsparcie, są zapewne bardziej skupieni na sobie, niż na Tobie. Zapomną o Twoim chwalebnym wyczynie, zapewne w ciągu kilku godzin od momentu, gdy im to uroczyście oznajmisz.

Naturą ludzką jest dbać przede wszystkim o siebie. Dale Carnegie w swoim ponadczasowym dziele „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” trafnie zauważył, pisząc:

„Bardziej [Ludzie] przejęliby się niewielkim bólem głowy niż wiadomością o mojej czy twojej śmierci”.

męczennicy

Ze świecą szukać altruistów troszczących się przede wszystkim o innych, ascetów wyrzekających się dóbr cywilizacyjnych czy prawdziwych męczenników, cierpiących za ludzi. Wszyscy pseudo kulturyści oraz pseudo motywatorzy treningowej sali, na pewno do nich nie należą. Czym się zasłużyli? Poświęceniem swoich dwóch godzin życia na trening, który wykonują z własnej, nieprzymuszonej woli? Czy może odmówieniem ukochanej babci porcji sernika, z obawy o nagły i magiczny przyrost tkanki tłuszczowej?

Pseudo kulturyści i ich makabrycznie trudna droga…

Nie jesteśmy męczennikami, greckimi herosami, ani bohaterami światowych legend! Proszę więc, abyśmy nie próbowali się tak zachowywać! To dość poniżające i uwłaczające tym, którzy bardziej zasługują na to miano, przerysowane oraz przede wszystkim śmieszne dla pozostałej części społeczeństwa. Grupy, która to wszystko obserwuje, a potem wysuwa jednoznaczne wnioski na temat wszystkich, którzy kiedykolwiek dotknęli sztangi. Choćby byli najinteligentniejszymi istotami na ziemi i najbardziej rozwiniętymi, to i tak zostanie im przypisana łatka nieinteligentnych osobników – bardzo delikatnie rzecz ujmując…

Przestańmy więc gloryfikować to, co robimy dla samych siebie. Nie twierdzę, że Wasz trening lub logistyka z nim związania jest lekka. Jednak jestem całkowicie przekonany, że co najmniej 90% ludzi boryka się każdego dnia z problemami o wiele trudniejszymi, niż Wasz jadłospis czy sesja treningowa. Każdego dnia giną setki ludzi w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Uważacie, że macie ciężej pogodzić swój trening z pracą, niż owdowiała kobieta całe pozostałe, samotne życie bez ukochanej osoby? W każdej minucie ktoś na ziemi dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory. Otrzymuje wyrok śmierci. Czym są Wasze przerzucone kilogramy żelastwa, w porównaniu z siłami rozdającymi karty w grze, o nazwie życie? Co ma powiedzieć samotny ojciec, wychowujący czwórkę dzieci po tym, jak jego żona zmarła na nowotwór? Jak zareaguje na Twoją przeżywaną „katorgę”, gdy musisz wstać rano na sesje biegania?

kulturyści

Czy to wszystko nie jest śmieszne? Jak bardzo potrafimy chwalić swoje czyny pod niebiosa i czynić z nich istny panteon wielkich osiągnięć, okupionych krwią, łzami i kroplami potu? Jesteśmy święcie przekonani, że napotkaliśmy na swojej drodze wszystkie możliwe przeszkody. W rzeczywistości nawet nie ujrzeliśmy ich na oczy. Napinamy się, pozujemy, zaciskamy zęby i idealizujemy swój zwykły, normalny i mało znaczący trening. Myślimy, że to jest coś wielkiego. Tak naprawdę, nie robimy nic wyjątkowego. Większość ludzi nie jest w stanie nawet zrozumieć połowy rzeczy, o których my piszemy lub próbujemy gloryfikować. Trwamy w takim stanie do pewnego momentu – do pojawienia się prawdziwych, życiowych trudności. Nie życzę tego nikomu, ale może to być poważna choroba, utrata pracy i źródła dochodu, lub nagła śmierć kogoś bliskiego. Wtedy dopiero uświadamiamy sobie, jak niewiele znaczą nasze codzienne, mityzowane czynności.

Trening jest pasją. Męczeństwo, zostawmy realnym bohaterom.

Pasja jest niesamowitym narzędziem. Potrafi rozchmurzyć nawet najczarniejsze niebo. Zmienić najgorszy dzień, w najlepszą chwilę naszego życia. Prowadzi nas za rękę po ścieżce i nie pozwala się od niej zanadto oddalić. To piękne doświadczenie, móc ją odnaleźć w swoim życiu. Dlatego nie chcę, aby ktokolwiek kto trenuje, ćwiczy lub kształtuje swoją sylwetkę pomyślał, że jestem jego przeciwnikiem. Jestem ogromnym zwolennikiem jakichkolwiek zmian, prowadzących ku dobremu. Szanuje każdego, kto pragnie zmiany na lepsze i podejmuje w tym kierunku jakiekolwiek kroki! Jednak zanim zaczniemy spoglądać tylko na siebie i pozwolimy dojść do głosu wyłącznie własnemu ego polecam, abyśmy umiejscowili to, co robimy, w szerszym kontekście.

Nie uważam, że macie lekko. Nie myślę, że każdy Wasz dzień to sielanka. Niemniej jednak jestem pewien, że macie w swoim życiu więcej szczęścia niż wiele żyjących dookoła Was osób. Macie na pewno mniej problemów, niż gros ludzi, których mijacie na ulicy każdego dnia. Doceńcie to.

trening

Nie musicie przestawać pokazywać swojego życia. Róbcie to nadal, ale wlejcie w to trochę więcej zdrowego rozsądku. Ciągłe pozowanie i przedstawianie swojego życia jako ciężkiego, w którym jedyną trudnością jest korek w drodze na siłownię, jest trochę nieodpowiednie i bezmyślne. Myślenie w takich kategoriach jest pozbawione sensu, bo to, co uważacie za największą trudność, zależy od Was. To Wy zdecydowaliście się trenować i w każdej chwili możecie to przerwać. W przeciwieństwie do tych, którzy śmiertelnie chorują, stracili bliską osobę lub głodują z powodu ubóstwa. To są prawdziwe problemy, prawdziwych ludzi. Ich powinniśmy podziwiać, za ich podejście do życia. Za to, że pomimo ogromnych trudności, pod których ciężarem załamałby się każdy z nas, oni nadal potrafią żyć, funkcjonować i czerpać radość z każdego oddechu, bo wiedzą, że oznacza on możliwość istnienia na tym cudownym świecie.

To są prawdziwi bohaterowie, którzy nawet na nich nie pozują. Nie pseudo fitnessowe gwiazdy, pokazujący swoje ciężkie życie, leżąc na Malediwach. Nie pseudo kulturyści, którzy musieli pożyczać pieniądze od bliskich na karnet, na siłownie. Nie My wszyscy, którzy mamy więcej niż jesteśmy w stanie zrozumieć. To oni, Ci prawdziwie dotknięci przez życie, zasługują na idealizacje oraz gloryfikacje. Zasługują na miano męczenników…

Szczęśliwszych i radośniejszych od nas wszystkich.

Smutno to mówić, ale mam wrażenie, że czasy wielbienia mądrości i prawdziwie cennych wartości, odeszły w zapomnienie. Teraz promowanym zachowaniem, przez wszelkiego rodzaju „Fit Gwiazdy” jest istny kult ciała. Jak najwięcej pośladków i bicepsów, bez przekazywania jakiejkolwiek wartości… Ciało opanowało social media!

Ciało wchodzi na salony…

ciało

Ostatnie lata to nie tylko ogromny rozwój technologiczny, rozwiązania, o których nie śniło się naszym przodkom, czy osiągnięcia, którymi będziemy mogli chwalić się przed potomkami. To także ogromne zainteresowanie zdrowym stylem życia, szeroko pojętą aktywnością fizyczną oraz chęcią zmiany swojej sylwetki. Nie da się ukryć, że dzięki temu wzrosła nasza świadomość spożywanego pokarmu czy znaczenia wagi ciała, w kontekście ogólnego zdrowia. Zaczęliśmy żyć bardziej świadomie, poprzez rozsądny dobór produktów oraz właściwy wybór aktywności.

Z drugiej jednak strony, pojawiło się wiele stereotypów, mitów oraz przesłanek, które skutecznie zrujnowały nie tylko marzenia wielu osób, ale również nie jedno cenne istnienie. Diety, opierające się na głodowaniu, „eksperci” głoszący istne herezje, „magiczne pastylki”, które odchudzają nie Ciebie, ale Twój portfel. To wszystko również jest następstwem prawdziwego, dietetycznego pobudzenia XXI wieku.

Wraz ze wzrostem świadomości, zaczyna się poszukiwanie wzorców. Osób, które można potencjalnie naśladować. Nie ma niczego złego w posiadaniu mentora. O ile jest to człowiek reprezentujący sobą pewną wartość, która przejawia się w jego czynach oraz zachowaniu.

Social media wylęgarnią gwiazd i zepsutych ideałów.

Coraz więcej osób pragnie pokazać to, czym się zajmuje, a łatwy dostęp do portali społecznościowych, sprzyja temu zadaniu. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Jedni zyskują całe rzesze fanów i zostają okrzyknięci „gwiazdami”, a pozostali giną w gąszczu ludzi, podziwiających tych, którym się udało. Powodów takiego zjawiska może być kilka. Począwszy od zaangażowania, przez reklamy oraz umiejętność nawiązywania kontaktów, po odpowiednio zamieszczaną treść. Ciężko jest znaleźć antidotum na problemy, pasujące do każdej, sfrustrowanej osoby, próbującej zyskać więcej „lajków” czy „followersów”.

Sam fakt skupiania się na tych dwóch wartościach, również jest niewłaściwy i może być jedną z przyczyn, uniemożliwiających spełnienie Internetowych marzeń. Nie neguje takiego toku rozumowania. Posiadanie statusu gwiazdy jednego z portali społecznościowych kusi wielu z nas. Niesamowite jest, że możemy żyć w czasach, kiedy naszą pracą czy źródłem zarobku, stają się wcześniej wspomniane platformy. Rewelacyjna szansa dla wielu młodych (i nie tylko) ludzi, pragnących pokazać swoje życie, umiejętności czy osiągnięcia.

Czym właściwie jest pokazywanie siebie i czy musi iść ono w parze ze statusem „gwiazdy”?

Jeśli zależy nam zbudowaniu solidnej i wytrzymałej personalnej marki, to wręcz musimy zaprezentować swoją osobę. To nieuniknione, skoro chcemy zainteresować potencjalnego odbiorcę sobą i tym, czym się zajmujemy. Można to porównać do prowadzenia firmy. Gdy takową posiądziemy, to chcemy zrobić wszystko, aby zdobyć jak najwięcej wiernych klientów, odbiorców i osób, które będą się z nią utożsamiały. Tak samo wygląda to w przypadku chęci budowania marki wokół swojej osoby. Jednak w tym przypadku, „firmą” jesteśmy my sami. Dlatego więc zaprezentowanie tego, czym się zajmujemy, staje się absolutną podstawą.

Jednym z doskonałych przykładów powyższej zależności jest branża fitness. Nie wiem, czy istnieje druga taka dziedzina, w której można znaleźć tyle osób, działających indywidualnie i próbujących opierać swoją pracę oraz ewentualne zarobki, na swojej osobistej marce. Trenerzy personalni, dietetycy, pasjonaci zdrowego stylu życia, osoby interesujące się tym tematem – wielu z nich pragnie zostać „gwiazdą” social mediów.  Jak już wspominałem, to świetne dla wielu z nas, że pojawia się szerokie grono ekspertów czy pasjonatów, chcących dzielić się swoim życiem, poradami oraz wskazówkami. Jednak zastanówmy się, czy aby na pewno wszyscy tego pragną? Czy wszyscy, którzy dają coś od siebie, robią to z myślą o innych, czy jest to zwykły zabieg, mający na celu promocję własnej osoby?

Kult ciała.

kult ciała

Rzecz, która opanowała zdecydowaną większość fitnessowych kont w mediach społecznościowych oraz pasjonatów tejże dziedziny. Panie wdzięcznie wyginające się przed lustrem, prezentujące swoje ukochane walory. Panowie, napinający brzuchy oraz bicepsy, robiący groźne miny. Oni wszyscy, prezentujący to, co mają najlepsze. Wielkie oraz pięknie ukształtowane mięśnie…

Czy to wszystko nie posunęło się trochę zbyt daleko?

Ogromną niesprawiedliwością byłoby przypisywanie wszystkich do jednej grupy czy twierdzenie, iż takie zachowanie jest złe. Byłbym hipokrytą, gdybym to napisał, bo sam niejednokrotnie ulegam pokusie skorzystania ze swojego ciała i zaprezentowania go szerszej widowni. Jednak jestem całkowicie pewien, że nawet w tej materii należy mieć pewien umiar. Nie zgadzam się z głosami, wyrażającymi swoje oburzenie, jakoby osoby prezentujące swoją muskulaturę i ciało były nic niewarte, pozbawione rozumu oraz jakiejkolwiek moralności. Naturalne jest, że chcemy pokazywać to, w czym jesteśmy dobrzy i czym się zajmujemy. Początkująca piosenkarka zaprezentuje wykonane przez siebie utwory. Przedstawi swoje umiejętności w tej dziedzinie i niejako – pokaże swoją „formę”. Tak samo jest również w branży fitness, w której wiele osób prezentuje swoje ciało, jako wartość, którą w sobie wypracowali.

Zaprezentowanie swojego ciała, co pewien czas lub robienie tego w konkretnym celu, aby przekazać jakąkolwiek wartość lub zawrzeć wskazówkę, jest na pewno działaniem pożądanym. Na wszystko musi być miejsce. Również na uwielbienie jednej z rzeczy, którą posiadamy. Szczególnie jeśli jest ono naszą wizytówką i nierzadko pracą. Poza tym liczy się też sposób, w jaki siebie prezentujemy. Czy robiąc to, zależy nam tylko na zdobyciu polubień i kolejnych obserwatorów, więc przedstawiamy siebie w jak najlepszym świetle, czy robimy to, aby zaprezentować siebie takimi, jakimi jesteśmy naprawdę?

social media

Granica dobrego smaku.

Wszakże ciężko jest ją wskazać, to myślę, iż każdy z nas potrafi dostrzec tę linię oddzielającą umiar, od przesady. Prezentowanie własnych walorów od istnego kultu ciała. Nieustanne wstawianie zdjęć swoich pośladków, bicepsów, brzucha czy jakiejkolwiek innej części swojego ciała jest zdecydowanie pozbawione dobrego smaku. Zakrawa to zdecydowanie o chorobliwy kult ciała i próbę dowartościowania się. Jestem niemal przekonany, iż takie działanie jest spowodowane chęcią zyskania widowni, fanów i stania się „fit gwiazdą”. Warto jednak zastanowić się, co w takim przypadku sobą reprezentujemy?

Zawsze staramy się pokazywać to, co jest w nas najlepsze. Jeśli więc prezentujemy tylko swoje wielkie mięśnie, to kim się stajemy?

Jaskiniowcami, dającymi upust swoim zwierzęcym instynktom. Cofamy się do swojej prehistorycznej formy. Charakter, inteligencja, wszystko, co jest w środku nas, w takich sytuacjach zanika. Nie pozwalamy dojść prawdziwie cennym wartościom do głosu. Zagłuszamy je, swoją rządzą zdobycia „lajków” i fanów. W rzeczywistości otrzymujemy ludzi podobnych do treści, którą zamieszczamy. Zwierzęta, czekające na kolejną porcję pół nagiego zdjęcia. Nie możemy spodziewać się mądrej, wyrafinowanej oraz niesamowitej publiczności, skoro treść, którą im dajemy, pozostawia wiele do życzenia.

Zapamiętajmy, że to wcale nie odbiorcy wybierają nas, ale My ich. Poprzez treści, jakie prezentujemy i udostępniamy. Nie brakuje osób i „fit gwiazd” mediów społecznościowych, które urosły do tej rangi, nie dzięki temu, co osiągnęły, ale dzięki temu, ile pokazały. To dość brutalna rzeczywistość, ale droga do prawdziwej wielkości i budowania trwałych relacji, nie może ograniczać się tylko do pokazywania swojego ciała. Nawet jeśli byłoby ono najcudowniejszą rzeczą na świecie. Treść, jaką przekazujemy i w jaki sposób to robimy, odzwierciedla widownię, jaką otrzymujemy. Jeśli uprawiamy kult ciała i nieustannie zachwycamy się własnymi mięśniami, to prędzej czy później, publiczność zacznie dostrzegać w nas tylko te rzeczy, zamiast prawdziwie cennych wartości.

Zatrważające jest, jak daleko potrafimy się posunąć dla pozyskania kolejnego widza. Dlaczego w całym tym działaniu zatracamy to, co w nas ludziach, jest najpiękniejsze? Nasze wnętrze i wartości definiują to, kim jesteśmy. Nie ciało ani jakikolwiek mięsień. Oczywiście, że ono również może wskazywać na naszą siłę charakteru, ale nigdy nie zbliży się, chociażby na krok do tego, co definiuje człowieczeństwo – umysł i serce.

Pokazuj siebie! Rób to, ale znaj limit i własne wartości.

Ciekawe jest, że osoby, które mają odpowiednią hierarchię wartości już na początku, zawsze będą pamiętały o tym, co jest najistotniejsze. Bez znaczenia, czy będą przeciętnym Kowalskim, czy „gwiazdą”. Zdefiniujmy rzeczy, którymi kierujemy się w swoim życiu, jeszcze zanim zaczniemy aspirować do miana gwiazdy.

Smutną wizją jest obserwowanie prawdziwie cennych kanałów oraz kont w social mediach, które przekazują rzetelną wiedzę, posiadających kilkukrotnie mniejszą widownię od swoich niechlubnych braci i sióstr. To nie przypadek, że osoby traktujące swoje ciało z dystansem i z pewną dozą umiaru są tymi, którym daleko do statusu „gwiazdy”. Na szczęście jest im jednak blisko, do pozostania prawdziwymi idolami oraz mentorami wielu z nas.

Nie twierdzę, że pokazywanie siebie oraz swojego ciała to zło. To świetny zabieg, nie tylko marketingowy, ale również czysto motywacyjny. Wiele początkujących osób, zaczyna dlatego, że ich celem jest osiągnięcia tego, co Pan Gwiazda zaprezentował w mediach społecznościowych. Ciało osób z branży fitness to często punkt wyjścia dla adeptów zdrowego stylu życia. Jestem jednak przekonany, że trzeba robić to z pewnym wyczuciem.

Linia między zdrowym i rozsądnym umiarem, a samouwielbieniem i nieustannym pokazywaniem swoich pośladków jest bardzo cienka. Warto znać tę granicę i trzymać się po jej właściwej stronie. Nie istotne, czy mówimy o Internecie, czy o prawdziwym, rzeczywistym świecie. Zarówno w jednym, jak i w drugim, opieranie swojej wartości na swoim ciele jest prawdziwym destrukcyjnym zachowaniem, które w dłuższej perspektywie czasu, czyni z nas jaskiniowców XXI wieku.  

Pędzimy, biegamy i uciekamy, nie wiedząc przed czym. Ciągły pośpiech i gonitwa za wielkimi ambicjami, notorycznie przysłania nam to, co w życiu jest najpiękniejsze. Na moment stań się ponownie dzieckiem. Poczuj w sobie nieograniczoną, dziecięcą radość i pozwól sobie odczuć głębokie, wewnętrzne spełnienie.

Cokolwiek planujemy w naszym życiu, zawsze staramy się, aby było to jak najlepsze i jak najbardziej dopracowane. Każdy szczegół musi ze sobą współgrać i znajdować się na swoim miejscu, żebyśmy poczuli się odpowiednio pewnie. Oczekujemy perfekcji w swoim działaniu. Nieistotne, czy jest to proces kształtowania sylwetki, czy wspinanie się na szczeblach kariery zawodowej. Zawsze chcemy wygrywać, zawsze chcemy wykonywać wszystko najlepiej i mieć wszystko, co najlepsze. Spodziewamy się rewelacyjnych rezultatów, które u niektórych się pojawiają, a u innych nie. Dlaczego?

W swoim dążeniu do upragnionej sylwetki, awansu w pracy czy posiadania dużej rodziny, zapominamy o ważnym czynniku.

O cieszeniu się z możliwości wykonywania danej czynności!

radość

Cały ten pośpiech i nienaturalna pogoń za marzeniami powoduje, że zatracamy się w tym coraz bardziej. Stajemy się zbyt poważni i zbyt zdyscyplinowani. Każdy małe odstępstwo od naszej planowanej drogi, wywołuje u nas wzburzenie i złość. Chcemy być perfekcyjni, ale zapominamy, że coś takiego w ogóle nie istnieje.

Nie ma czegoś takiego jak perfekcja w odniesieniu do rasy ludzkiej. Nikt nie jest perfekcyjny i Ty również nie próbuj taki być. Niech Twój plan żywieniowy również nie będzie idealny. Niech Twój trening od czasu do czasu będzie spontaniczny zamiast zaplanowany, co do minuty. Twoja podróż do pracy, czas w pracy, cokolwiek to jest – niech sprawia Ci radość! Zrób coś, co sprawi, że poczujesz głębokie szczęście i satysfakcje z wykonywania danej czynności.

Tak często obserwuje ludzi, którzy otrzymują niemal idealny plan, który ma ich zaprowadzić do wymarzonego ciała. W zdecydowanej większości przypadków nigdy im się to nie udaje. Zapominają o tak prostej do wykonania rzeczy, jaką jest radość z wykonywanej pracy. W efekcie próbują przed samymi sobą udowodnić, że są kimś innym. Zaciskają zęby, z ust cieknie im ślina, a ich wyraz twarzy przypomina oblicze mordercy.

Można inaczej. Lepiej!

Uśmiechnijcie się, zaciśnijcie zęby z wysiłku, ale czujcie w sobie wewnętrzną radość. Poszukujcie jej za wszelką cenę. Odnajdźcie w sobie wewnętrzne spełnienie. Bojowe i agresywne nastawienie przed treningiem też ma swoje miejsce, ale nie zawsze i nie cały czas! Przed trudnymi sesjami, przed ciężkimi dniami w pracy, przed konkretnymi wyzwaniami ma to jak najbardziej swoje uzasadnienie, ale nie na co dzień. Robimy z siebie męczenników, którzy muszą pokonywać każdego dnia wiele trudności. W rezultacie sprawiamy osoby wiecznie niezadowolone, smutne i rozzłoszczone na cały świat. Obarczamy za to winą naszą aktywność. Nasz styl życia.

Codzienność, którą przecież sami sobie wybraliśmy.

Dlaczego mamy robić coś, co nie sprawia nam radości? Jeśli nie czujesz jej w żadnej minucie swojego działania i nie poczułeś jej nigdy, pomimo że kontynuujesz swoje dzieło od dłuższego czasu, to warto zrewidować swoje poglądy i plany.

Wewnętrzne spełnienie to wyznacznik dobrze obranej ścieżki.

Nie zawsze będzie łatwo i życie nie polega na robieniu tego, co przyjemne i proste. Wielokrotnie spotkamy się z sytuacjami, które będą dla nas maksymalnie niekomfortowe i niekorzystne, ale mimo to, będziemy musieli sobie z nimi poradzić. Śmiem twierdzić, że to właśnie takie chwile rozwijają nas najbardziej. Jednak to są pojedyncze epizody. Momenty w naszym życiu sprawdzające nas, czy potrafimy dać sobie radę. Nawet w takich chwilach, zawsze powinno pojawić się głębokie uczucie satysfakcji po wykonaniu zadania.

spełnienie

Nie ważne, co robimy i dokąd zmierzamy. Zadbajmy o to, aby w każdej chwili wykonywania zadania, czuć radość i spełnienie. Zachować pogodę ducha i wewnętrzne szczęście, nawet pomimo trudności i sytuacji, wymagających od nas głębokiej koncentracji. Niech nasze życie nie będzie sztywne, smutne i ponure czy sztampowe do granic możliwości. Posiadanie najlepszego planu jest rewelacyjne, jeśli w ogóle takowy istnieje, ale o wiele lepsze jest wykonywanie planu trochę mniej perfekcyjnego, ale za to systematycznie z uśmiechem na ustach. Ważne jest robienie czynności i dążenie do czegoś, co sprawia nam radość i daje spełnienie, zamiast złości i rozdrażnienia.

Wielokrotnie na sali treningowej widziałem twarze ludzi, którzy nie wyglądali na miłych i zadowolonych z siebie. Ponura mina, zwężone oczy, zaciśnięte zęby i głębokie zamknięcie się w sobie. Nie neguje tego ani nie podważam tej taktyki zachowania na treningu, jednak chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że zapewne te same osoby w życiu codziennym uśmiechają się i cieszą. Dlaczego więc nie robią tego również na treningu? Podczas czynności, którą sami sobie wybrali i którą robią dla siebie?

Rób to, co sprawia Ci radość. Ucz się od dzieci!

dziecięca radość

Jeśli czegoś nie lubimy, to starajmy się tego unikać. Szkoda naszego istnienia, na poświęcanie swojej uwagi na rzeczy nieistotne. Jeśli sprawia nam to satysfakcję i radość… Pokażmy to! Podzielmy się tym, z całym światem! To nie jest trudne.

Nie zawsze będzie łatwo, ale niech zawsze będzie radośnie!

Uśmiechnijmy się do pani ekspedientki w sklepie. Idźmy ulicą tanecznym krokiem, słuchając swojej ulubionej piosenki. Okażmy swoją wdzięczność. Dzielmy się radością!

Bawmy się tym! Redukcja masy ciała, budowanie masy mięśniowe, trening, praca, sprzątanie – sprawmy, że każda z czynności, którą wykonujemy, zajaśnieje dla nas w innych, lepszych barwach. Zamieńmy szarą masę, którą wykonujemy każdego dnia, na prawdziwą tęczę kolorów! Bierzmy przykład z dzieci, które nawet w najprostszym działaniu odnajdują powód do radości. Niech czynność, która jest dla nas prawdziwym utrapieniem, będzie przyczyną naszego uśmiechu. Okażmy tę radość. Przeżyjmy najlepszą przygodę, jaką tylko możemy sobie sami zafundować!

 Z uśmiechem na ustach! 🙂

Uczniowie, studenci, młodzież i wszyscy młodzi ludzie. My wszyscy – rzekoma sól tej ziemi, jesteśmy w większości niepoprawnymi idealistami. Wychowała nas szkoła lub zrobiły to studia. Uważamy, że przeszliśmy prawdziwy życiowy test i w zamian za to… Należy nam się wszystko! Ciekawe tylko, jak zareaguje na to życie…

Jeśli nie jesteś uczniem lub studentem, to nie odwracaj swojego wzroku i nie kieruj się dalej. Pomimo tego, że tekst ten kieruje głównie do tej grupy osób, to uważam, że każdy może wynieść z niego coś dla siebie. Nawet jeśli burzliwe czasy swojego kształcenia masz już dawno za sobą, a szkoła lub studia, to dla Ciebie istna prehistoria. Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś frustrację, wynikającą z nieotrzymania tego, co Ci się rzekomo należy, to znalazłeś się w odpowiednim miejscu. W strefie, w większości zamieszkałej przez młodzież.

studia

Uczniowie i studenci! Pora się obudzić!

Od dłuższego czasu obserwuje pewien trend. Jego zagorzałymi propagatorami są główne uczniowie oraz studenci. Jestem niemal pewien, że nie zdają sobie z tego nawet sprawy. Zauważyłem, że my ciągle żądamy czegoś od świata. Uważamy, że należy nam się wszystko. Najlepsze uczelnie w kraju, wysoka pensja, podziw i sława. To przeświadczenie opieramy na swojej edukacji. Błędnie myślimy, że potencjalni pracodawcy, będą do nas biegli z wyciągniętymi rękoma i całowali nas po dłoniach za to, abyśmy zechcieli dla nich pracować. Spodziewamy się, że świat czeka tylko na nas. Stoi przed nas otworem i po ukończeniu kolejnej z kolei szkoły, wezwie nas do siebie, abyśmy mogli zasiąść na jego szczycie.

Snujemy takie wizje, wcale nie tak dla nas nierealne i ogłupiamy samych siebie. Uważamy, że za nasze wyjątkowo piękne oceny, za które chwalił nas nauczyciel od języka polskiego lub miła pani od angielskiego, wszyscy będą nam się kłaniali i padali do nóg. Zalewamy swoją głowę idiotycznymi i abstrakcyjnymi myślami, w których widzimy siebie odbierających laury, nagrody i zaszczyty.

Czy my naprawdę uważamy, że po zakończeniu edukacji, cokolwiek nam się należy? Czy dla potencjalnego pracodawcy, mają znaczenie nasze „szóstki” z matematyki? Czy myślicie, że kilka cyferek na pomiętej kartce papieru lub brudnym ekranie komputera, ma jakiekolwiek znaczenie, poza świetną pamiątką dla potomnych?

uczniowie

Przepraszam, że być może w ten sposób zniszczę wiele romantycznych wizji i oczekiwań, ale…

Nic nam się nie należy. Nam – uczniom, studentom. Komukolwiek!

Zabawne są sytuacje, gdy uczniowie głośno lamentują, że osiągnęli tak wiele w szkole, a nikt nie potrafi ich docenić poza nią. Tu nie ma miejsca na oklaski, poklepywanie po plecach i szeptanie czułych słówek do naszego młodzieńczego ucha. Uświadomcie sobie proszę, że szkoła, studia czy nasz cały czas, który poświęcamy na edukację, to zamknięty krąg. Wewnętrzna struktura, w której oceniają Cię za rzeczy, które w świetnej większości, nigdy nie przydadzą Ci się w życiu. Jak Twój przyszły szef, może oceniać Twoje kompetencje na podstawie czegoś tak surrealistycznego, jak ocena za dobrą odpowiedź z historii?

Drodzy uczniowie! Zrozumcie proszę, że jeśli sami nie zadbacie o swój własny rozwój w czasie trwania Waszego ustawicznej kształcenia, to żadna instytucja nie zrobi tego za Was. Kierując się tylko mało znaczącymi ocenami, sami wyrządzacie sobie krzywdę. Dostosowujecie się do wadliwego systemu, który nijak ma się do życia.

Kiedy młodzież, staje się dorosłymi…

studenci

Jestem jednym z Was. Młodym chłopakiem. Niepoprawnym idealistą, który w ostatniej klasie liceum oczekiwał, że należy mu się wszystko od świata. Świetna praca, idealne studia, ludzie wychwalający wniebogłosy moje osiągnięcia. Marzyłem i śniłem, a potem… Obudziłem się. Zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osiemnaście lat to wiek powszechnie przyjęty jako granica, od której przekroczenia, chłopiec staje się mężczyzną, a dziewczyna kobietą. Młodzież przeistacza się w dorosłych. Jednak moim zdaniem, linia ta powinna być przesunięta przynajmniej do momentu ukończenia szkoły średniej. To wtedy nagle uświadamiasz sobie, że nikt nie zatroszczy się o Ciebie, jeśli sam tego nie zrobisz. Nikogo nie będzie interesowało to, czy jesteś chory, jakie oceny otrzymujesz, czy masz na coś ochotę, czy nie. Jesteś zdany tylko na siebie.

Nikt nie zrealizuje za Ciebie Twoich marzeń i nikt na nie za Ciebie nie zapracuje. Wybacz, ale to już nie czas, aby mama napisała Ci zwolnienie z kolejnego dnia pracy, prowadzącego do osiągnięcia Twojego wyznaczonego celu. To czas, w którym Ty sam decydujesz o swoim życiu. Jeśli na coś wystarczająco mocno nie zapracujesz, to tego nie zdobędziesz.

Nagle odkrywasz też, że coś, co było sensem Twojego życia od kilkunastu lat, zniknęło. Szkoła, studia, całe ustawiczne kształcenie – odeszło. Pomimo tego, że mogłeś nienawidzić tego miejsca, zaczynasz odczuwać pustkę i kompletnie zdezorientowanie, bo spodziewałeś się, że świat będzie należał do Ciebie. W rzeczywistości stajesz niemal na początku swojej drogi. Rodzisz się na nowo. Ponownie musisz nauczyć się, dostosować do warunków panujących w nowym dla Ciebie świecie. W rzeczywistości, w której nie ma nauczycieli obawiających się zmieszać Cię z błotem za nie wykonanie zadania. Kolegów przekrzykujących się nawzajem. Koleżanek, którym imponuje Twoje zachowanie. Systemu, wynagradzającego cwaniactwo i ślepe posłuszeństwo, zamiast kreatywności i umiejętności wyznaczania własnych ścieżek. Ku swojemu zdziwieniu, zaczynasz tęsknić za bezpiecznym kątem w lekcyjnej sali, lecz nie ma już odwrotu.

Szkoła życia.

Nadszedł czas na prawdziwe, dorosłe życie. Nieobejmujące ocen, skali zachowań czy frekwencji. Tutaj liczą się Twoje zdolności. Prawdziwe umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach, Twój charakter, wyjątkowe predyspozycje i sprawność w przezwyciężaniu trudności. Koniec z testami, klasówkami i odpytywaniem przez nieznośnego nauczyciela.

Przyszła pora na prawdziwy sprawdzian, którego rozwiązań nie znajdziesz w Internecie.

szkoła życia

Im wcześniej uświadomicie sobie, że po edukacji, świat nie padnie Wam do stóp, tym lepiej. Młodzież i uczniowie naprawdę potrafią być bezczelni, zachowując się jak prawdziwi władcy. W rezultacie przeżywają oni jeszcze większy szok w prawdziwym życiu. Świat nie jest nam nic winien. Ludzie nie będą Cię czule poklepywać po plecach za pierwsze miejsce w konkursie poetyckim. Kogo to interesuje oprócz Ciebie!? Prawdopodobnie nawet Twoja własna mama, zapomniała o tym po kilku godzinach od momentu, kiedy jej to uroczyście oświadczyłeś. To brutalna rzeczywistość i nierzadko brudna gra.

Jednak pomimo tej całej hardości otaczającego nas świata i jego niezależności jest coś, z czego szczególnie My –  młodzi, powinniśmy się cieszyć i skakać z radości. Właśnie – jesteśmy młodzi. Całe życie jest przed nami. Wszystko o czym tylko marzymy, powinno mieć swój początek dokładnie w tym okresie. W czasie, kiedy szkoła lub studia, pozostają tylko wspomnieniem, a Ty jesteś wolny. Nie masz dzieci (prawdopodobnie!), nikomu nie przysięgałeś wierności, nie ogranicza Cię kredyt, jakakolwiek instytucja i jakikolwiek człowiek. Choć zabrzmi to niczym tania motywacja sprzedawana w Internecie na pęczki, to naprawdę możesz wszystko. Prawdopodobnie przeżyjesz szok. Zderzysz się z rzeczywistości i odbijesz się od niej z ogromnym siniakiem na czole, ale dzięki temu nauczysz się poprawnego działania. Każdy Twój upadek, dno które osiągniesz i porażki są niczym w porównaniu z jednym, bardzo ważnym faktem:

ŻYJESZ! Masz przed sobą całe życie. Jesteś wolny i możesz przystąpić do realizacji tego, o czym zawsze marzyłeś.

Działaj. 

#kolejne artykuły