„Ora et labora” w szponach XXI wieku | worldmaster.pl
#

Zapewne wielu z Was, chociaż raz otarło się o słynne i niemalże legendarne powiedzenie: „Ora et labora”, które oznacza: „Módl się i pracuj”. Jego Twórcą jest św. Benedykt z Nursji, jeden z ojców Kościoła oraz założyciel zakonu benedyktynów. Choć poruszanie tematu religii może nie być najlepszą opcją, to jednak motto stworzone przez świętego można z powodzeniem stosować w naszych wysoce rozwiniętych i technologicznych czasach. Zwłaszcza jeśli zależy nam na spełnionym życiu i spokojnej duszy.

Módl się i pracuj po benedyktyńsku.

Ora et labora, zostało przyjęte za motto tzw. reguł benedyktyńskich, stworzonych przez św. Benedykta z Nursji, który zmarł 21 marca 547 roku. Zawsze fascynowało mnie, jak coś pochodzącego z tak odległych czasów, może być nadal aktualne oraz znane w czasach dzisiejszych. Przecież twórca owej maksymy nie żyje już od prawie 1500 lat, a jego motto – „Módl się i pracuj” – nadal jest przekazywane i znane w naszym dzisiejszym świecie. Jak wielką moc muszą mieć słowa oraz ludzie, którzy je wypowiadają, skoro potrafią one przetrwać w naszej pamięci tak długi czas. Ponadto, nie chodzi tylko o przetrwanie, ale o korzystanie z nich i wprowadzanie w życie.

Pomimo tego, że słynne „Ora et labora” dotyczyło czasów średniowiecznych i pierwotnie zakładało oddanie się Bogu, i służenie mu poprzez ciężką pracę oraz modlitwę, to dziś nadal możemy czerpać z tego korzyści. Wcale nie musimy ślubować posłuszeństwa, stałości oraz ubóstwa, jak robili to mnisi. Możemy postąpić zgoła inaczej i nadal czerpać odpowiednie korzyści z mocy, płynącej ze słów św. Benedykta z Nursji.

Bez znaczenia czy jesteś osobą wierzącą, czy nie. Abstrahuje od konkretnego wyznania i zagadnień religijnych. Chciałbym skupić się przede wszystkim na tym, jak można tę krótką sentencję zrozumieć w dzisiejszych rozpędzonych czasach i jak można ją wprowadzić do swojego życia, czyniąc go tym samym lepszym i pełniejszym.

ora et labora

„Módl się i pracuj” nie jest mottem wcale tak trudnym i zawiłym do zrozumienia. Z drugiej jednak strony nie jest to sentencja łatwa. Szczególnie jeśli mówimy o niej nie w kontekście pojęcia swoim umysłem, ale wprowadzenia w życie. Jak już wspominałem – nie musimy wyzbywać się bogactw i żyć pustelnicze życie niczym autor omawianych w tym tekście słów. Nie żyjemy w średniowieczu tylko w wysoce rozwiniętych czasach. Dlatego też i te słowa, powinniśmy odpowiednio dostosować do obecnie panującej sytuacji.

Módl się, jeśli wierzysz.

Nie chciałbym wysuwać w swoich stwierdzeniach, jednoznacznych wniosków, ani brzmieć niczym religijny fanatyk, nawołujący do nawrócenia. Jednak słowa „módl się” można zrozumieć zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Osoby wierzące, do których także należę, niejednokrotnie podkreślają o mocy, jaką czerpią z modlitwy. Dodaje ona im sił, napełnia otuchą i zaprowadza w ich duszy spokój oraz pewność, że poradzą sobie z czekającymi je problemami. Jest to czas tylko dla nich, kiedy to mogą zawierzyć swoje problemy wyższej istocie, która nad nimi czuwa i nie pozwoli upaść. Modlitwa oznacza rozmowę z Bogiem i zbliżanie się ku niemu. Przekazywanie części swoich trudności życiowych bytowi, górującego i opiekującym się nami. Napawa nas spokojem, bo w ciągłym pędzie, tak często zapominamy, że ktoś nad nami nieustanne czuwa, opiekuje się nami i nie pozwala zanadto zbłądzić.

Z drugiej jednak strony mamy osoby niewierzące lub odrzucające całą dziedzinę nauki, jaką jest teologia. Nie oznacza to jednak, że to nieocenione motto ma ich nie dotyczyć i nie mogą czerpać z niego należytych profitów. Modlitwa jest czasem głębokiego skupienia w ciszy. To czas tylko dla nas, poświęcony na rozmowę z Bogiem. Można rzec, że modlitwa jest medytacją i próbą uregulowania wszystkich niejasnych kwestii, rozgrywających się w umyśle człowieka. Dlatego słowa „Módl się”, w dzisiejszych czasach można także zrozumieć jako wyrwanie się z nieustannego pędu i ucisku rozpędzonego świata. To poświęcenie kilku chwil na zastanowienie się nad swoim życiem oraz być może jego przewartościowaniem. Takie dogłębne zanurzenie się w odmęty własnego umysłu, jasne ukazanie własnych problemów oraz szczera rozmowa z samym sobą, może dać zadowalające rezultaty. Efekty, prowadzące do zachowania spokoju ducha i ponownego wkroczenia na ścieżkę, prowadzącą do marzeń.

Medytuj, jeśli tak Ci wygodniej.

Chodzi o ochłonięcie, baczne rozejrzenie się wokół i zastanowienie się nad swoim życiem oraz jego sensem. Nie chodzi mi o medytację w stylu buddyjskich mnichów, ale o zwykłe i jakże proste pójście na spacer wyłącznie z własnymi myślami, najlepiej z dala od miejskiego gwaru.

modlitwa

Przede wszystkim, chodzi o czas tylko dla siebie. Żyjemy szybko i wielokrotnie chcemy uszczęśliwiać innych, poprzez wykonywanie dla nich zadań. Pracujemy dla szefa, szykujemy śniadanie dla dzieci, prasujemy koszulę dla męża, wychodzimy na zewnątrz dla psa, który domaga się ruchu. Wiele razy zapominamy, że my także jesteśmy ważni i nam także, należy się choćby odrobina czasu na głęboką refleksję i dokonanie swoistego „rachunku sumienia”. Nie tylko własnego zachowania, ale także poglądów, myśli i przyszłych planów. Nie muszą być to godziny przeznaczone na rozmyślanie i snucie wyimaginowanych wizji. Wystarczy choćby piętnaście minut. Czas nie odgrywa w tej materii tak wielkiej roli, jak szczerość, na którą musimy się zdobyć w rozmowie ze sobą. Tylko wtedy możemy dojść do sedna dręczących nas problemów oraz poznać źródło naszych nieszczęść.

Nie ważne czy wierzysz, czy nie. Chodzi o fakt poznania i zrozumienia własnego życia. O samoświadomość w działaniach i stawanie się lepszym oraz spełnionym człowiekiem. Może to być także dzielenie się swoimi problemami z zaufaną osobą, którą dla wierzących jest Bóg, ale może to być także mama, tata, brat, czy siostra. Bardzo często samo wypowiedzenie na głos męczących problemów, może pozwolić nam, znaleźć rozwiązania lub się ich całkowicie pozbyć. Zdarza się nierzadko, że dany problem wydaje się ogromną przeszkodą w naszym umyśle, ale w rzeczywistości – po jego zdefiniowaniu, okazuje się niewart więcej, niż garść piasku.

Praca uszlachetnia.

Z drugą częścią motta – „Ora et labora” jest na pewno łatwiej. Nie musisz być wierzący, aby pracować. Chyba że jesteś niesamowicie leniwy i szukasz każdej, nadarzającej się wymówki do tego, aby unikać jakiegokolwiek wysiłku. Pierwotnie, chodziło o pracę zbliżającą do Boga, która jest mu nad wyraz miła. Trudno się temu dziwić, skoro słowa te dotyczyły zakonu mnichów. My nimi nie jesteśmy, dlatego i „pracę”, powinniśmy dostosować do naszego własnego życia. Niepodważalny jest fakt, że praca popłaca. Kompletnie chciałbym się odciąć od kwestii finansowych i innych materialnych spraw. Chodzi mi o czynność pracy oraz jej wpływ na nasze myśli, umysł i postrzeganie świata.

Zastanówmy się i przywołajmy w swojej pamięci, najbardziej satysfakcjonujące momenty w naszym życiu. W większości przypadków pojawiły się one zapewne w wyniku dobrze wykonanej pracy. Świetnie zrealizowany projekt do pracy i tym samym pochwała od szefa, nauka na test z matematyki i w rezultacie rewelacyjne ocena. To wszystko jest następstwem dobrze wykonanej pracy. Wysiłek – zarówno intelektualny, jak i fizyczny, nadaje w naszym życiu pewien kierunek. To, co łatwe i dające szybkie rezultaty, zazwyczaj jest postrzegane jako mało wartościowe. Natomiast to, co kosztuje wiele czasu oraz wielu sił, rysuje się jako prawdziwa cenna rzecz lub wartość.

Rób to, co kochasz.

Praca pozwala nam zapomnieć o problemach. Całkowicie oddanie się danej czynności, wprowadza nas w stan transu, w którym tkwimy niczym w odosobnionym świecie. W wymyślonej bańce, stworzonej przez nasz umysł, w której liczy się tylko to, co robimy w tym momencie. Dlatego tak ważne jest, aby w swoim życiu zawsze dążyć do tego, aby robić to, co się nad wyraz kocha. Tylko taka czynność pozwoli nam zapomnieć o trudnościach i zatopić się w piękny świat, realizowania pasji.

praca

Odpowiednio ukierunkowana oraz dobrana praca, pozwala wyzbyć się zmartwień. Wiedział o tym już Dale Carnegie, który w swojej książce pt. „Jak przestać się martwić i zacząć żyć”, pisze:

„Jeśli nie zajmiemy się czymś, ty i ja, jeśli będziemy – siedząc bezczynnie – rozmyślać, wysiedzimy jedynie całe stado złośliwych karłów, trolli, które wydrążą nasz umysł i zniszczą nas, pozbawią siły do działania i woli”.

Te słowa są kwintesencją rozważań dotyczących drugiej części motta – „Ora et labora”. Pracuj na swój sukces. Znajdź czynność, która będzie sprawiała Ci maksymalnie wiele frajdy, satysfakcji oraz radości. Zatop się w niej. Zanurz się w niej nie po kolana, ale po samą szyję. Tylko wtedy, podczas jej wykonywania, będziesz w stanie zapomnieć o problemach, które do tej pory drążyły Twój umysł niczym trolle, wskazanego przez autora zacytowanych słów.

Niech modlitwa będzie szczera, a praca pasjonująca.

Ora et labora, czyli módl się i pracuj, to wciąż aktualne motto, którym możemy posługiwać się w życiu codziennym. Bez znaczenia pozostaje, w co i czy w ogóle wierzysz. Wszystko rozgrywa się w Tobie i zależy od Ciebie. Dzięki odpowiedniemu zrozumieniu omawianych słów, możesz w pełni świadomie wprowadzić je do swojego życia i cieszyć się z możliwości ich stosowania. Pamiętaj, proszę drogi czytelniku, że „modlitwa” ma być czasem dla Ciebie i chwilą na uporządkowanie własnych myśli. Zrewidowanie własnych poglądów oraz odpowiednie przewartościowanie swojego życia, jeśli zajdzie taka konieczność. Musisz być ze sobą lub z Bogiem, do którego się zwracasz, niewiarygodnie szczery. To nie jest czas na oszustwa i ludzkie fałszywe gierki. Zrzuć maskę i pokaż swoją prawdziwą twarz. Przynajmniej w tym jednym momencie, w którym oddajesz się „modlitwie” lub modlitwie.

Praca natomiast musi Cię pochłaniać. Przybliżać z każdym kolejnym dniem i wykonaniem zadania, do Twojego wielkiego celu, Boga lub czegokolwiek, co sobie tylko wyznaczysz. Dlatego więc tak ważne jest, aby była ona nie tylko sensowna, ale także w pełni do Ciebie dostosowana. Nie możliwym jest oddanie się czemuś w pełni, jeśli się tego nie lubi. Tylko prawdziwa pasja, skrycie zakorzeniona w naszym sercu, może sprawić, że oddamy się jej w zupełności. Tym samym, będziemy mogli zanurzyć się w radosnej bańce własnej rzeczywistości i przestać się nieustannie zamartwiać, nierzadko nic nieznaczącymi błahostkami.

Ora et labora, czyli nieśmiertelna maksyma.

Słowa – „Módl się i pracuj”, wypowiedziane przez św. Benedykta, są wciąż aktualne. Po niemal 1500 latach nadal możemy z radością i niezachwianą pewnością kierować się nimi w życiu i czerpać benefity. To zadziwiające, jaką moc mają one w sobie, że potrafiły przetrwać tak długi okres w dziejach świata, usiany licznymi wojnami, klęskami i katastrofami. Pomimo że zostały wypowiedziane w średniowieczu, to odpowiednie ich zrozumienie, pozwala wykorzystać je również w czasach obecnych. Żywię ogromną nadzieję, że od dziś, od momentu przeczytania tego tekstu, w osobistych słownikach wielu z Was, na stałe zagości: „Ora et labora” i zaprowadzi Was do miejsca, w którym zawsze chcieliście się znaleźć.

Jak brzmią te wszystkie niesamowicie motywujące hasła? „Work hard, dream big”? A może „No pain, no gain”? Nie obraźcie się. Naprawdę nie jestem przeciwnikiem tego typu motywacji! Jednak niektóre z nich mogą uzyskać odwrotny efekt. W końcu, czy kiedykolwiek spotkaliście się, aby jakiekolwiek „ponętne” hasło wskazywało na odpoczynek lub relaks? Nie? No właśnie… 

Z niemal każdej strony jesteśmy zalewani falami informacji, haseł i wskazówek głoszących, że trzeba pracować mocniej, częściej i lepiej. Wielu trenerów, mentorów i przedsiębiorców, jak mantrę powtarza, że tylko ciężka praca może w konsekwencji zaprowadzić Cię do Twojego wymarzonego sukcesu. Na każdym  kroku spotykamy komunikaty, nawołujące każdego z nas do przesuwana limitów swojej wytrzymałości i pokonywania kolejnych barier swojego życia.

Jeśli w tym momencie Twoja leniwa i wygodna część duszy zaciera dłonie z radości i po cichu liczy, że w tym tekście stanę w opozycji do słów tak często wygłaszanych przez ludzi sukcesu to przykro mi, ale muszę Cię rozczarować. Niewątpliwie każdy, kto twierdzi, że ciężka praca i pokonywanie własnych słabości jest nierozłączne z podążaniem na szczyt, ma absolutną rację. Jakakolwiek polemika nie wchodzi tutaj w grę. Oczywiście, że można byłoby się spierać o samą definicję sukcesu w odczuciu każdej osoby, jednak nie zmienia to faktu, że ciężka praca jest nierozerwalnie złączona ze spełnianiem swoich marzeń.

Presja sukcesu. Bolączka XXI wieku.

Żyjemy w czasach, w których czujemy na sobie nieustanną presję ze strony otoczenia. Obojętnie, czy są to nasi wyimaginowani mentorzy w postaci popularnych innowatorów, nasza rodzina czy koledzy z pracy. Każda osoba z naszego środowiska, w mniejszym lub większym stopniu oddziałuje i wywiera na nas presję. Bardzo często czujemy się więc zobowiązani do pracowania na swój sukces za wszelką cenę. Nawet jeśli znajdujemy się na skraju fizycznych i psychicznych możliwości swojego ciała. W końcu chodzi o przesuwanie granic, prawda?

praca

Trudno się nie zgodzić, że wielcy tego świata osiągnęli tak wiele dlatego, że pracowali wtedy, kiedy nie mieli na to ochoty. Warto jednak w swoich działaniach odróżnić zwykłe uczucie lenistwa, które przekonuje nas do zaniechania swoich planów, od wyczerpania sygnalizującego zły stan naszego zdrowia. O temacie dzisiejszego tekstu rzadko kto mówi. Nie jest to aspekt wywołujący motywacyjny przepływ energii w odbiorcach, dlatego możliwe, że ze względu na słabość „sprzedawania się” owego hasła, nie jest ono zbyt często praktykowane.

Odpoczynek i relaks.

W świecie ciągłego pędu i pogoni za marzeniami – tak często pomijany aspekt działań. Każdego dnia nastawiamy się na ciężką pracę, przesuwamy swoje granicy, poznajemy limity i wspinamy się na szczyty swoich możliwości. Zapominamy jednak, że nieustanne trwanie w stanie gotowości do pracy i ciągłe myślenie o czekających zadaniach potrafi siać realne spustoszenie w naszej głowie i naszym ciele. Dlatego tak istotne jest, uwzględnianie w swój plan działania także okresów, w których całkowicie oderwiemy się od realizowanych zadań i skupimy się na odpoczynku oraz kompletnym oczyszczeniu swojego umysłu.

Nie podam idealnej recepty, jak to zrobić i w jakich proporcjach. Jednej osobie wystarczy zaledwie dzień wolnego, a inną czekać będzie konieczna tygodniowa przerwa. Również sama czynność relaksowania się nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Wcale nie musi być to leżenie, spanie i nic nierobienie. Wręcz przeciwnie! Dla wielu z Was najlepszą formą odpoczynku może być paradoksalnie wycieczka rowerowa, wspinaczka górska, bieganie czy zbieranie grzybów. Jak można się domyślić, nie chodzi o zregenerowanie swojego ciała, które w świetnej większości przypadków nie ma się po czym regenerować, ale o oderwanie się swoimi myślami od codziennych obowiązków. O oczyszczenie głowy z planów, trosk i zadań, które tak sumiennie do tej pory wykonywaliśmy.

Jako zwolennik szeroko pojętej aktywności fizycznej, mogę z całym przekonaniem rzec, że nic nie potrafi tak skutecznie oderwać myśli od pracy, jak ruch i ćwiczenia. W dość naturalny sposób przestajemy raz po raz wracać i rozpamiętywać, co zrobimy w pracy lub jakie dokumenty na nas czekają. Całą swoją uwagę przekierowujemy na wyzwanie nas czekające tu i teraz. Może być to wspinaczka na Giewont, bieg na 10 kilometrów lub cokolwiek innego, co skutecznie zajmie nasze myśli.

Podstawowa zasada!

Aby odpoczynek był skuteczny, nie powinien on przypominać swoistego rozdwojenia jaźni. Unikałbym relaksu polegającego na robieniu mechanicznie jednej czynności, ale byciu pogrążonym nadal w swojej zwykłej codzienności. Jeśli tak ma wyglądać nasz ewentualny odpoczynek, to faktycznie będzie lepiej, gdy całkowicie zajmiemy się pracą. Postępując w ten sposób ani nie wypoczywamy, ani nie pracujemy. Dlatego warto wybrać jedno i oddać mu się w zupełności. W przeciwnym razie zwyczajnie marnujemy swój czas i potencjał danej czynności.

odpoczynek

Przestrzegałbym wszystkich przed złudnym myśleniem, iż relaks jest trwonieniem cennego czasu. Rzeczywiście może nim być, gdy całe nasze życie lub jego większość, przypomina nieustanny odpoczynek i leniuchowanie. Należy odróżnić i rozgraniczyć ludzi, którym relaks jest niesamowicie potrzebny od tych, którzy mają go każdego dnia. Osoby pracujące na etacie przez 40 godzin tygodniowo, nawet w przypadku zajmowania się domem prawdopodobnie relaksują się codziennie. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku osób, których grafik dosłownie pęka w szwach.

Pracuj ciężko, ale rozsądnie.

Relaks nie powinien być postrzegany jako marnowanie czasu, bo pozwala zregenerować nam nasze siły do zadań czekających nas w nadchodzących dniach. Niemożliwym jest ciągłe pracowanie po 16 godzin każdego dnia bez chwili wytchnienia. Jeśli nikogo to nie przekonuje, to pragnę zwrócić uwagę, że paradoksalnie stosowanie odpowiednich przerw, dni wolnych lub chwil tylko dla siebie, może spowodować o wiele bardziej wydajny czas pracy. Złapanie chwili oddechu, potoczne naładowanie akumulatorów i nabranie świeżości nie jest mitem powtarzanym przez wątpliwej jakości guru, ale życiowym faktem.

Ciężko jest podać uniwersalne rozwiązanie stosowania chwil odpoczynku. Szczególnie biorąc pod uwagę, że pokonywanie wewnętrznego lenistwa i wychodzenie ze strefy komfortu jest całkowicie związane z dążeniem do sukcesu. Bardzo często właśnie to te symptomy wiążemy z chęcią zrobienia sobie wolnego. W rzeczywistości jest to tylko mała bariera, której pokonanie przybliża nas do marzeń i którą musimy przejść, aby myśleć o ich zdobyciu. Przerywanie wykonywanej czynności i odpoczywanie za każdym razem, gdy tylko poczujemy się zmęczeni, nigdy nie pozwoli nam nawet ujrzeć szczytu, którego tak mocno pragniemy.

Ludzie bardzo często dzielą się na dwie skrajności. Tych, którzy są leniwymi z natury i nie przybliżyli się nigdy do prawdziwej ścieżki swoich marzeń oraz na tych, którzy pracują każdego dnia, wykraczając poza granice zdrowego rozsądku. Nie twierdzę, że pierwsza grupa nie potrzebuje odpoczynku, ale to jednostki mające „szczęście” być w grupie drugiej, na pewno na ten relaks zasługują.

Relaks to część planu. Wyluzuj!

Cokolwiek robimy i jakkolwiek działamy, uwzględnienie w swój plan działania okresów wolnego i odpoczynku jest działaniem wysoce pożądanym i niemalże koniecznym do zachowania dobrego zdrowia, harmonii życiowej, a także osiągania wielkich, życiowych sukcesów. Wielcy tego świata podziwiani przez miliony też odpoczywają. Pracują więcej i ciężej niż całe rodziny razem wzięte, ale ich działania także obejmują chwile wytchnienia. Niemożliwym jest nieustanne pracowanie na najwyższych obrotach przez długi czas. Działając w ten sposób prędzej czy później nasz organizm odmówi nam posłuszeństwa i ten odpoczynek, i tak na nas wymusi. Zrobi to jednak w dość radykalny sposób, przykuwając nas do łóżka lub uzależniając nas od lekarzy i szpitali. Dlatego lepiej jest zapobiegać ewentualnym chorobom związanym z notorycznie wysokim poziomem zmęczenia, poprzez stosowanie zaplanowanych okresów odpoczynku. Długość ich trwania, częstotliwość, a także formę, każdy z nas powinien dostosować do siebie. Pamiętajmy proszę, aby w czasie relaksu kompletnie odciąć się od codziennych obowiązków, nie myśleć o nich i cieszyć się chwilą wytchnienia, którą przecież tak rzadko możemy kosztować. 

relaks

Jeśli planujesz osiągnąć w życiu coś naprawdę wielkiego, to zdaj sobie sprawę, że ewentualne okresy wolnego lub całkowitego wytchnienia, nie będą zbyt często powtarzającymi się zjawiskami. Decydując się na wielkie rzeczy, przyjmujesz też na siebie wielkie zobowiązania. Nie zapominaj o tym, gdy każdego dnia z tak wielką uciechą oddajesz się kolejnym, długim godzinom oglądania serialu z ponętną myślą: „Należy mi się”. Prawdopodobnie zasłużyłeś na ten odcinek, jednak jestem przekonany, że takie działanie nie przybliża Cię do czekającego na Ciebie sukcesu.

Miejmy na uwadze, że na chwilę relaksu również trzeba zasłużyć. Nie zwykłym spacerowaniem po ścieżce rozwoju, ale mozolnym wspinaniem się i pokonywaniem wielu przeszkód czekających na naszej drodze. Odpoczynek powinien być odskocznią od ciężkiej pracy.

Problem w tym, że tylko niewielu z nas tak naprawdę ją wykonuje…  

W głowach wielu entuzjastów kształtowania sylwetki oraz aktywnego trybu życia zapanowało bardzo destrukcyjne przekonanie. Płytka myśl, prowadząca ich do wysuwania uwłaczających wniosków. W ich przypadku szacunek oraz pokora stały się wartościami należącymi do przeszłości. Bardzo niesłusznie…

Problem początkujących.

Odnoszę coraz większe wrażenie, że w umyśle zwłaszcza początkujących adeptów treningu siłowego, dzieje się bardzo dużo złego. Postrzegają oni siebie jako prawdziwych panów tego świata. Uważają siebie oraz swoje życie, za wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Błędnie zakładają, że dzięki treningowi i być może również dzięki swojej wypracowanej sylwetce, mogą mieć wszystko i wszystkich. Całą swoją wartość i każde zachowanie, opierają wyłącznie na swoim ciele.

Jakby tego było mało i ich wywyższający sposób bycia nie był wystarczający, postrzegają oni swoje zajęcie i swoją drogę, jako jedyną właściwą. Tym samym odnoszą się bez jakiegokolwiek szacunku dla osób reprezentujących swoją osobą inną dziedzinę życia. Nie dopuszczają oni do siebie myśli, że życie nie opiera się wyłącznie na trenowaniu, diecie i ciągłym liczeniu kalorii. Zrozumienie, że dbanie o sylwetkę jest świetnym zjawiskiem, ale uzależnianie od niej całego swojego życia jest dość nierozsądne, wykracza poza ich granice rozumowania.

pokora

Najciekawsze jest, że zaobserwowane zjawisko, które można śmiało określić mianem braku pokory oraz poszanowania pozostałych osób i ich życia, dotyczy przede wszystkim początkujących. Zabawne, że Ci doświadczeni, którzy faktycznie w pewnym stopniu mogliby obnosić się ze swoimi osiągnięciami i sukcesami, które nierzadko posiadają, oraz prezentować lata swojej ciężkiej pracy – nie robią tego. Doskonale wiedzą, że to zachowanie jest niewłaściwe i prowadzi ich donikąd. Zamiast tego wolą pomóc innym w sylwetkowej przygodzie. Natomiast osoby, które swój staż liczą w miesiącach, a nie długich latach, są najczęściej tymi najgłośniej krzyczącymi. Ludźmi kłócącymi się i z wyższością prezentującymi swoje jakże wielkie, wyimaginowane sukcesy. To swoisty efekt Krugera-Dunninga, którego znaczenie tłumaczyłem już w innym tekście. Prawdziwi eksperci nie zabierają głosu a robią to ci, którzy powinni zamilknąć i zająć się słuchaniem.

Pokora – zapomniana wartość.

Coraz częściej takie zachowania nie pozostają tylko w środowisku treningu siłowego. Skupiam się głównie na nim, gdyż to ze względu na szeroko pojęty „kult ciała” panujący w tej dziedzinie, to tam najczęściej spotyka się omawianych w tym tekście delikwentów. Prawdą jest, że osoba początkująca wygląda dość mizernie, szczególnie w porównaniu do osób zajmujących się tym sportem od kilku lat. Być może to własne ego lub chęć zaprezentowania wszystkim swojej „wyższości”, prowadzi do przeniesienia swoich trywialnych pragnień poza „fitnessową” społeczność. Na tle prawdziwych kulturystów, zuchwały adept treningu siłowego wygląda przeciętnie. Jednak w porównaniu do nietrenujących osób, jego sylwetka rysuje się już o wiele lepiej. To właśnie chęć dowartościowania się i problemy leżące w naturze niewłaściwej samooceny, powodują częste chełpienie się swoją sylwetką przed nietrenującą częścią społeczeństwa.

Niejednokrotnie byłem świadkiem sytuacji, gdzie osoba o mocno przeciętnej budowie ciała, niewyróżniająca się niczym szczególnym, prężyła się i próbowała zaimponować swoją muskulaturą kolegom i koleżankom. Jak myślicie, skąd wzięło się zachowanie pseudo kulturystów, chodzących szerzej i rozkładających ręce bardziej, niż trzydrzwiowa szafa? Właśnie z chęci dowartościowania się i pokazania każdemu, swojej „wyjątkowości”.

Takie osoby bardzo często dyskryminują życie oraz pasje innych osób. Już sam ten fakt, może świadczyć o ich niewłaściwym podejściu do tego sportu i braku szans na zaistnienie w nim. Każdy, kto chce być w przyszłości mistrzem, powinien zachowywać się jak mistrz. Żaden z nich nie obraża i nie oczernia swoich przeciwników oraz innych ludzi, którzy mogliby stać się jego wiernymi fanami.

Przejrzyj na oczy i okaż szacunek!

Posiadanie klapek na oczach, które przysłaniają cały otaczający świat i widzenie tylko siebie, własnego treningu i własnej sylwetki, towarzyszy tym przechwalającym się przez cały czas. Nie potrafią uzmysłowić sobie, że poza treningiem też istnieje świat. Pełen pięknych barw, zapachów i miejsc. Swoim ograniczonym umysłem, nie potrafią zrozumieć, że są też inne miejsca, które nie nazywają się „siłownia” i „kuchnia”. Ich system myślenia oraz całe ich życie jest w ten sposób dość mocno ograniczone. Sprowadza się tylko do tak trywialnych i powierzchownych czynności, jak dbanie o sylwetkę.

Oczywiście opisane przypadki nie muszą dotyczyć tylko osób początkujących. Równie dobrze, może być to osoba zaawansowana z kilkuletnim stażem. Jestem daleki od uogólniania. Choć nie da się ukryć, że to właśnie Ci najbardziej „nieopierzeni” reprezentują swoją postawą brak szacunku dla starszych kolegów z branży i innych ludzi. Na szczęście z upływem treningowego stażu, przychodzi też pewne obycie oraz pokora. Dotychczasowa młodzieńcza  zuchwałość, powoli odchodzi w zapomnienie. Przemienia się w życiowe doświadczenie i zdrowy, sportowy głód zwycięstwa. Przynajmniej u większości osób…

szacunek

Nabierzmy proszę trochę ogłady. Nie jesteśmy mistrzami w tym, co robimy. Zawsze pojawi się na naszej drodze ktoś, kto będzie od nas lepszy. Nie ważne, co robimy i jaki poziom reprezentujemy. Gdzieś na świecie jest ktoś, kto jest doskonalszy i lepszy w dziedzinie, w której się specjalizujemy. To kwestia czasu, gdy poznamy prawdziwego mistrza i eksperta na swojej drodze. Uwierzcie, że nie ma w naszym życiu wielu gorszych uczuć niż upokorzenie. A jeśli nie zmienicie siebie i swojego zachowania to właśnie ono Was dotknie. Piekielne upokorzenie, wstyd i utarcie nosa, którego z tak wielką lubością zadzieraliście.

Kieruj się rozumem, a nie sylwetką.

Nie twierdzę, że macie być cichymi myszkami. Bądźcie odważni! Idźcie przed siebie z wysoko podniesioną głową. Jednak nigdy nie miejcie oporów jej schylić przed prawdziwym mistrzem, aby oddać mu należyty szacunek. Być może dzięki temu będziecie się w stanie czegoś od niego nauczyć, zamiast spoglądać na niego zazdrośnie z pogardą i wyzbytym z szacunku wzrokiem.

Nie chcę zostać źle zrozumiany. Wiele razy to podkreślam, że mam ogromny szacunek dla osób, które działają w kierunku zmian na lepsze. To świetna decyzja, za którą kiedyś będziecie sobie niesamowicie dziękować. Obiecuję Wam to. Jednak proszę Was, abyście nigdy nie wpadli w pułapkę płytkiego myślenia. Sylwetka jest świetna i warto o nią dbać. Oczywiście, że ona na również oddaje w pewnym stopniu naszą osobowość. Natomiast opieranie na niej całej wartości swojej i innych ludzi jest bardzo, ale to bardzo złe. Powiedziałbym, że nawet zwierzęce i pozbawione człowieczeństwa.

My – ludzie, nie zostaliśmy stworzeni do tego, aby oceniać innych po tym, czy mają wyrzeźbiony brzuch, czy nie. Dostaliśmy rozum po to, abyśmy mogli sugerować się wnętrzem i tym, co inni sobą reprezentują. Nie odbierajcie tego jako zachęty do porzucenia swoich sylwetkowych planów! Przestańcie szukać wymówek i działajcie! Jednak nie zapominajcie, że to co robicie, nie jest jedyną, właściwą czynnością na tym świecie. Nie każdy musi robić to samo, co Wy. Cokolwiek robicie i w jakimkolwiek stopniu Was to pochłania, zostawcie w sobie dość miejsca na obdarzenie innych osób odpowiednią dozą szacunku. To nie tylko miły i ludzki gest, ale pokrzepiające i zdrowe zachowanie.

Na szacunek mogą zasłużyć tylko osoby, które same potrafią go okazywać. 

Dość interesującym zajęciem jest móc obserwować, jak siłownia działa na kobiety. Unikają jej, przemykają obok niej niepostrzeżenie i chowają się, szukając miliona wymówek, byleby tylko ich własny trening siłowy, nie stał się faktem. Tym samym, nasze kochane i najdroższe Panie, same wyrządzają sobie krzywdę!

Panie i Panowie! Proszę o uwagę!

Drogie panie! Tekst ten jest skierowany przede wszystkim do Was. Przeczytajcie go tyle razy, ile tylko chcecie oraz zdołacie. Wracajcie do niego za każdym razem, kiedy w Waszej głowie, ponownie pojawi się ta fałszywa myśl, sprowadzająca Was z właściwie obranej ścieżki. Zaufajcie mi, spróbujcie i same się przekonajcie, że to o czym piszę, jest prawdziwie i skuteczne.

Drodzy panowie! Choć artykuł dedykuje wszystkim pięknym paniom (innych nie ma), to nie opuszczajcie tej strony w popłochu, obawiając się o treść, jaka może ukazać się Waszym oczom. Zostańcie, zapoznajcie się z tekstem i być może Wy również, wyniesiecie z niego coś dla siebie. Możliwe, że dzięki temu będziecie mogli skutecznie przekonać swoją ukochaną połówkę, do wspólnego treningu na siłowni.

Nieformalny treningowy podział.

Istnieje pewna niepisana reguła, o której niewiele osób mówi i nie każdy zwraca na nią uwagę. Otóż kobiety zazwyczaj wybierają treningi wytrzymałościowe, typu bieganie lub jazda na rowerze. Wszelki trening dodatkowy, ukierunkowany na modelowanie sylwetki, ogranicza się do wykonywania go przed telewizorem z ulubioną Panią „trenującą miliony Polek”. Natomiast mężczyźni – jak przystało na prawdziwych samców alfa, wolą wziąć do ręki sztangę, nałożyć na nią dużo żelastwa i wraz z niebezpiecznie pojawiającymi się żyłkami na czole – podnieść ją.  Oczywiście są wyjątki, jednak musicie przyznać, że to zazwyczaj panie czują się bardziej komfortowo, ćwicząc w domowym zaciszu, aniżeli w kipiącym testosteronem miejscu, zwanym siłownią lub istną wylęgarnią samców.

siłownia

Niestety kobiety na widok siłowni, zazwyczaj odwracają z obrzydzeniem wzrok. Podczas rozmowy z przyjaciółkami, zgodnie dochodzą do wniosku, że trening siłowy nie jest dla nich, bo przecież nie chcą wyglądać jak facet w sukience. Na dodatek pojawia się jeszcze wcześniej przytaczany problem, dotyczący braku komfortu w środowisku spoconych mężczyzn. Nie wiedzą jednak, że taki proces myślowy jest dla nich krzywdzący. Świadomie pozbawiają się najlepszej metody kształtowania sylwetki.

Trening siłowy, to do tej pory najlepszy i najskuteczniejszy sposób modelowania sylwetki. Nie neguje wyborów kobiet, trenujących z „Panią z telewizora”. Nie twierdzę, że takie treningi nie są skuteczne. Nie uważam, że musicie je porzucać, jeśli osiągacie zadowalające efekty. Jednak próbuje zwrócić tylko Waszą uwagę, że trening siłowy też jest świetny i zdecydowanie efektywniejszy.

Przyczyna nieuzasadnionej niechęci kobiet do siłowni.

Awersja płci pięknej do treningu siłowego wzięła się przede wszystkim z obawy o nadmierny rozwój muskulatury. Do ich świadomości dotarły zapewne zdjęcia naszprycowanych sterydami kulturystek, którym faktycznie bliżej jest do mężczyzn, aniżeli kobiet. Jednak jak już zostało powiedziane – swój odbiegający od standardów wygląd, zawdzięczają głównie zbyt wysokiemu  poziomowi testosteronu. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze ciężki trening i wzorowo trzymana dieta, ale za niecodzienny wygląd, odpowiadają niedozwolone środki. Kobiety trenujące dla siebie w sposób rekreacyjny, nie stosują przecież „zewnętrznego wspomagania”. Dlatego nie powinny się one obawiać o muskulaturę mężczyzny, gdyż mają naturalnie niższy poziom testosteronu niż Panowie!

Wasze obawy są więc zupełnie nieuzasadnione drogie Panie! Nie ma fizycznej możliwości, aby bez podania środków z zewnątrz, Wasze ciało przemieniło się w sylwetkę osobnika płci męskiej.  

Walka z brakiem komfortu może być trudniejsza. Tutaj dochodzi ważny czynnik psychologiczny i fakt uświadomienia sobie, że warto pokonać tę chwilową trudność, bo zaprocentuje ona późniejszą radością i szczęściem. Panie, które zamierzają trenować na siłowni obawiają się, że wszyscy dookoła będą się im przyglądać, zwracać na nie uwagę i robić to, co faceci mogą robić w obecności kobiet. W rzeczywistości takie obrazy podsuwa Wam tylko Wasza bujna wyobraźnia. Znam to środowisko na tyle dobrze, aby niemal z całkowitą pewnością rzec, że jest to głównie społeczność narcyzów zbyt mocno zapatrzonych w siebie i swoje odbicie w lustrze. Ciężko jest sprawić, aby ktokolwiek mógł przykuć ich uwagę na dłuższą chwilę. Nawet piękna kobieta.

panie

Proponuje, aby obrócić swój tok myślenia o 180 stopni. Wiele kobiet widząc wzrok innego mężczyzny na sobie, czuje skrępowanie. Zupełnie niepotrzebnie! To dla Was największy komplement! Przypatrujący się Wam dżentelmen, nierzadko próbujący robić to z ukrycia, to Wasz pierwszy fan! Wierny kibic, któremu podoba się Wasza sylwetka i to, jak trenujecie. Doceńcie to, obdarzcie takiego delikwenta szerokim uśmiechem i dalej róbcie swoje, racząc go swoimi przemyślanymi ruchami. Myślę, że po ujrzeniu Waszych onieśmielająco pięknych białych zębów, nie odważy się już więcej na Was spojrzeć. Nawet z ukrycia.

Nie krzywdźcie siebie drogie Panie! Trening siłowy jest świetny!

Przede wszystkim, pragnę zwrócić Waszą uwagę, że trening siłowy jest dla Was i wykonujecie go dla siebie. Nie powinno Was interesować to, co ktoś sobie pomyśli, jak się na Was spojrzy i czy w ogóle coś zrobi. Od momentu wejścia na salę treningową liczy się trening i na nim się skupiajcie. Koncentracja powinna być na tyle duża, że nie powinnyście dostrzegać całego tła, które dzieje się gdzieś za Waszymi plecami. Dobrym rozwiązaniem mogą być słuchawki z ulubioną muzyką, płynąca wprost do Waszego ucha, jednak nie jest to rozwiązanie konieczne. Skupienie się na celu, pełna koncentracja i świadomość, że trenujecie dla siebie to fundament zbudowania swojej niezachwianej pewności siebie na siłowni.

Wiele kobiet obawia się, że idąc na swój pierwszy trening siłowy, zrobią z siebie ofiarę losu, niepotrafiącą ćwiczyć. Zwróćcie uwagę, że nauczenie się poprawnej techniki wykonywania danego ćwiczenia, nigdy nie nadejdzie, skoro nie postanowicie spróbować. Rozumiecie ten paradoks? Nie pójdziecie na siłownie, bo kompletnie nie wiecie jak wykonać dane ćwiczenie, ale tylko pójście na nią, może rozwiązać Wasz problem. Musicie spróbować! Co z tego, że na pierwszych treningach Wasze ruchy będą dość niezgrabne i nieidealnie dopracowane? Problem może zostać rozwiązany, gdy skorzystacie z pomocy bliskiej osoby, posiadającej odpowiednią wiedzę lub trenera personalnego, którego możecie znaleźć na siłowni. Kompetencja takich osób to niestety często dyskusyjna kwestia i temat na inny artykuł, jednak nie zmienia to faktu, iż trenerzy personalni są od tego, aby służyć Wam pomocą.

Najlepsza metoda kształtowania sylwetki.

Nie ma lepszej i skuteczniejszej formy modelowania sylwetki od treningu siłowego. Bieganie może poprawić Wasza kondycję i pomóc w spalaniu tkanki tłuszczowej. Trening w warunkach domowych przed telewizorem może stanowić świetne źródło zabawy, spalania kalorii i do pewnego stopnia, modelowania sylwetki. Jednak prędzej czy później, Wasz proces rozwoju ciała zatrzyma się. To nie jest mój wymysł, ale czysta fizjologia człowieka. Aby mięśnie mogły się rozwijać (do pięknego, kobiecego rozmiaru – większe Wam nie grożą!) potrzebne są im nowe bodźce. Skacząc przez kilkadziesiąt minut przed telewizorem, na początku wyślecie solidny impuls swoim mięśniom, jednak z biegiem czasu przystosują się one do uprawianej aktywności i proces zostanie zatrzymany.

trening siłowy

Trening siłowy ma tę przewagę, że zawiera w sobie nieskończoną możliwość progresji, a tym samym dostarczania ciału nowych bodźców – poprzez zwiększanie ciężaru, liczby powtórzeń, serii czy zmniejszaniu przerw między nimi lub ich łączeniu. Cała gama kombinacji i szans rozwoju sylwetki stoi przed Wami otworem. Wystarczy po nie sięgnąć!

Dostosuj działania do własnych ambicji.

Jeszcze raz to podkreślę, iż nie jestem przeciwnikiem innej formy treningu niż trening siłowy. Ja również zaczynałem od treningów w domu przed telewizorem i jestem z tego bardzo dumny! To świetna aktywność, sposób na pozbycie się niechcianych kilogramów i do pewnego stopnia, także metoda kształtowania sylwetki. Jeśli jesteś zadowolona z efektów i cieszy Cię uprawiana aktywność, to rób to dalej i nie myśl o jakiejkolwiek zmianie. Nie potrzebujesz jej! Jeżeli Twoją sylwetką marzeń jest ciało pani, z którą ćwiczysz we własnym domu, to jesteś na dobrej drodze. Sukcesywną pracą, odpowiednim żywieniem i trenowaniem, zapewne z biegiem czasu ją osiągniesz.

Natomiast jeśli marzysz o wspaniałych, kobiecych kształtach Kai Soboń, Kai Rybickiej, Kasi Dziurskiej, Sylwii Szostak czy Ani Karcz, to nie obejdzie się bez treningu siłowego. To naturalne, że chęć posiadania sylwetki swojej idolki, sprowadza się w przeważającej części do stosowania rodzaju treningu, który ona wykonuje.  Niemożliwe jest osiągnięcie sylwetek wyżej wymienionych Pań, trenując z osobą, której sylwetka odbiega od ich ciał. To zupełnie tak, jakby młody chłopiec próbował zostać następcą Roberta Lewandowskiego i całe życie trenował ze swoim starszym bratem, nieustannie broniąc jego strzały, stojąc na bramce…  Do pewnego stopnia, czegoś się nauczy i rozwinie swoje umiejętności, ale prędzej czy później proces zostanie zahamowany. Zabraknie bodźca.

Jeśli jedyną przeszkodą, która uniemożliwia Ci skorzystanie z treningu siłowego, są Twoje własne błędne przekonania i myśli to mam nadzieję, że tym tekstem właśnie je rozwiałem, a Ty pakujesz już torbę na swój pierwszy trening. Nie bój się! Jesteś piękna, odważna i zaradna. Oczyść swoją głowę z niechcianych i destrukcyjnych myśli. Skup się na swoim celu. Wcale nie mówię, że przełamanie się będzie łatwe lub sam trening taki będzie. Jestem jednak pewien, że Twoja odwaga i zaradność zaprocentuje w przyszłości świetnymi efektami i szczęściem.

Obiecuję, że będzie warto.

Wszędzie tylko to bieganie, siłownia, aerobiki, zumby i inne cuda… Cały czas tylko szybko, intensywnie i jak najlepiej… Każda aktywność zaplanowana, zhierarchizowana i uporządkowana… Czy tak to wszystko musi wyglądać? Spokojnie. Ochłońmy. Jest jeszcze spacer! Przecież spacerowanie jest świetne, prawda?

Zapomniana aktywność.

Spacer to najnaturalniejsza forma ruchu. Uprawiamy ją od zarania dziejów w mniej lub bardziej zaplanowany sposób. Niestety w obecnych czasach, gdzie faworyzowana jest istna perfekcja oraz nieustanny pęd, aktywność ta zaczęła tracić na znaczeniu. Kiedy myślimy o formie ruchu ukierunkowanej na spalanie kalorii, zazwyczaj przychodzi nam do głowy bieganie, jazda na rowerze, aerobik czy zumba. Z łatwością przychodzi nam wymienianie kolejnych dyscyplin sportu, które mogą pomóc w kształtowaniu sylwetki. W sportach sylwetkowych, niemal nierozłącznym obrazkiem wiązanym z dużymi i pękatymi mięśniami kulturystów, stało się tzw. kręcenie cardio. Oznacza ono wykonywanie dodatkowej aktywność o ciągłej i umiarkowanej intensywności, aby procesy spalania kalorii zachodzące w organizmie, mogły odbywać się warunkach tlenowych. Wspomaga to dietetyczne działania oraz dba o wydatkowanie kolejnej porcji kalorii, co przybliża to sportowca do uzyskania sylwetki marzeń.

spacer

Zupełnie jednak zapominamy o spacerze i szeregu korzyści, jakie on za sobą niesie, nie tylko w kontekście sylwetki. Kilka z nich przedstawiam poniżej wraz z krótkim omówieniem. Żywię ogromną nadzieję, że dzięki temu artykułowi, spacer na stałe zagości w Waszych domach i stanie się rytuałem nie tylko Waszym, ale również Waszych bliskich.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Jest mało obciążająca aktywnością. W przeciwieństwie do biegania, jazdy na rolkach czy skakania na skakance, w bardzo minimalnym stopniu obciąża nasz organizm. Tym samym staje się idealną formą aktywności dla każdego. Bez znaczenia, w jakim wieku lub stanie fizycznym się znajduje. Nie bez powodu to właśnie regularne marsze, stanowią zazwyczaj pierwszy etap przygotowania do systematycznego biegania, dla osób początkujących. Ze względu na swoją naturalną i łagodną specyfikę, spacer nie obciąża stawów ani naszej „wewnętrznej pompy”, jaką jest serce. Również osoby kształtujące sylwetkę, obawiające się o nadmierne obciążania mięśni poprzez bieganie, mogą wybrać spacer jako lżejszą i przyjemniejszą formę aktywności.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Oczyszcza umysł. Szczególnie jeśli mamy do dyspozycji las lub inną połać zieleni, najlepiej oddaloną od miejskiego gwaru. Obcowanie z naturą, pośród jej odgłosów i delikatnego szumu wiatru, jak nic innego potrafi wyzwolić naszą głowę od negatywnych myśli. Wiele aktywnych osób jasno deklaruje, że najlepsze pomysły rodzą się w ich głowie, właśnie podczas ruchu. Spacer staje się czasem tylko dla siebie, przeznaczonym na medytację oraz uporządkowanie spraw zaprzątających nam głowę. Pozwala nam ochłonąć i wyrwać się od codziennych obowiązków oraz spojrzeć na swoje życie z dystansem i z pewnej perspektywy.

aktywność

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Oferuje nam świeże powietrze. Zawsze dziwiło mnie, co ludzie widzą w bieganiu na bieżni mechanicznej. Jedynym skojarzeniem, które zawsze przychodziło mi do głowy, jest chomik biegający w kółku, w swojej szczelnie zamkniętej klatce. Oczywiście tego nie neguje, ale szczególnie w letnie, ciepłe dni, kiedy do dyspozycji mamy piękną pogodę i rześkie poranki, niewykorzystywanie darów natury jest prawdziwym marnotrawstwem. Oprócz możliwości obcowania z naturą i ujrzenia jej w pełnej krasie, dotleniamy się i jesteśmy w stanie poczuć świat nas otaczający. Zaczerpnięcie świeżego powietrza i dostarczenie go do całego naszego ciała, może skutecznie uchronić nas przed zmęczeniem czy poczuciem niepokoju. Niestety w dużych aglomeracjach ciężko o spełnienie tego punktu. Wierzę jednak, że każdy z Was, chociaż raz na jakiś czas, jest w stanie sobie pozwolić na spontaniczny wyjazd za miasto i ujrzenie czegoś więcej, aniżeli kolejnego, wysokiego biurowca.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Pobudza nas do działania. Jest idealną metodą na dopadającą nas senność. O ile na bieganie nie bylibyśmy się w stanie zmobilizować, szczególnie dotknięci mackami snu, o tyle na mały, krótki spacer udaje nam się zebrać naszą siłę woli. Wystarczy kilkanaście minut, aby całkowicie odegnać od siebie widmo snu i poczuć się niczym nowo narodzony. Nagle uświadamiamy sobie, że po powrocie do domu, jesteśmy w stanie skupić się na efektywnym wykonaniu czekających nas zadań. Delikatna dawka ruchu, łącznie z zaczerpnięciem świeżego powietrza oraz zajęciem czymś swojej głowy, może dać wymierne rezultaty.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Zbliża i łączy ludzi. Nie każdy członek naszej rodziny może mieć ochotę, czas lub siły na bieganie, lub inną aktywność. W ten sposób, bardzo często pojawia się konflikt interesów w postaci wyboru między wspólnym spędzeniem czasu w niedzielne popołudnie, a własnym treningiem. Rozwiązaniem jest wspólny spacer! Być może nasza druga połówka nie ma chęci na bieganie, ale gwarantuje, że rodzinny spacer zawsze brzmi zachęcająco i obiecująco. Dochodzi tutaj również czynnik swobodnej rozmowy i możliwości skupienia się na swoim rozmówcy. To aktywne oraz jakże miłe wykorzystanie wspólnych chwil! Polecam to sprawdzić również w przypadku rodzinnych uroczystości, typu urodziny, imieniny, pierwsza Komunia Święta czy innych, mniej zobowiązujących przyjęć. Po sutym obiedzie kilkunastominutowa spokojna aktywność na świeżym powietrzu, może okazać się zbawiennym lekarstwem na niestrawności oraz przyjemnie spędzonym czasie na łonie natury.

spacerowanie

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Rozwija i uczy. Wcale nie trzeba za każdym razem wsłuchiwać się w odgłosy przyrody, aby spacer był efektywny. Czasami ochota na odcięcie się od otaczającej rzeczywistości jest aż nader intensywna. Wtedy pomocne może być nie tylko spacerowanie, ale również ulubiona muzyka płynąca do uszu ze słuchawek. Można ten czas wykorzystać również na własny rozwój. Coraz powszechniejszy staje się dostęp do podcastów, w których udzielają się naprawdę wartościowi ludzie, których się z przyjemnością słucha. Z nagrywanych przez nich odcinków można dowiedzieć się nie tylko prawdy o nieznanych dotąd rzeczach, ale również o sobie samych. W połączeniu z przebywaniem na łonie natury, może dać to nieziemskie przeżywanie całym sobą słyszanych słów i możliwość – jak nigdy dotąd – poznania siebie i zrozumienia własnej osobowości.

  1. Spacerowanie jest świetne, bo…

Spala kalorie. Celowo umieściłem ten punkt na samym końcu. Wcale nie uważam, aby była to najważniejsza zaleta spacerów. Prawdą jest, że może być świetnym narzędziem zastępującym inne aktywności wykorzystywane w celu spalania kalorii, ale traktowanie spacerowania tylko w tych kategoriach jest mocno powierzchowne. Zakrawa na płyciznę naszego postrzegania świata. Proponowałbym nie spacerować w celu utraty tkanki tłuszczowej, a skupiłbym się na wcześniejszych, sześciu zaletach tej aktywności. Tą siódmą – traktowałbym jako miły dodatek, rozwijającej formy ruchu, jaką jest spacer.

Spacer to luksus, będący w zasięgu naszej ręki.

Uważam, że spacerowanie powinno być traktowane dokładnie tak samo, jak wszelka aktywność spontaniczna, o której powstał oddzielny tekst. Planowanie go, uwzględnianie go co do minuty i umieszczanie w konkretne dni tygodnia, niesamowicie umniejsza i spłyca jego rolę w naszym życiu. Sprowadzamy go tym samym do roli kolejnego narzędzia, prowadzącego do „czegoś”. A czy wszystko musi się do tego prowadzić?

bieganie

Potraktujmy proszę tę formę ruchu, jako czynność miłą samą w sobie. Aktywność, podczas której możemy otworzyć swój umysł na nowe pomysły, chłonąć otaczającą nas rzeczywistość i zrozumieć to, co do tej pory mogło wydawać się niepojęte. Spacery nie powinny być zhierarchizowane w naszym planie dnia. Wtedy nigdy nie będą w stanie pokazać nam wszystkich swoich zalet. W ten sposób zawsze podczas tej czynności, będziemy ją po prostu „wykonywali”, jak kolejną rzecz do odhaczenia z listy do zrobienia. My, musimy ją poczuć. Nie traktować jako kolejnego zadania, ale jak chwilę wytchnienia – czasu tylko dla siebie. A któż z nas, nie pragnie go bardziej, niż dziś? W czasach, w których jesteśmy wiecznie spóźnieni?

Dajmy sobie odrobinę luksusu! Zacznijmy spacerować!

 

#kolejne artykuły