Internet to doskonałe miejsce dla osób bez twarzy i mózgu.
Nie będę przepraszał za to, że mogłem kogoś obrazić powyższym nagłówkiem. Internet jest doskonałym miejscem dla osób, które mózgi wygrały na loterii i jeszcze nie do końca wiedzą, jak powinny je obsługiwać. Twory bez twarzy. Istoty bez mózgu. Stworzenia bez rozumu i najmniejszego poziomu empatii. Oni wszyscy – i nie tylko – są odpowiedzialni za hejt, który znajdujemy na co dzień. A Internet – jak to Internet – przyjmuje wszystko…
Kiedy to się stało?
Próbuję znaleźć w swojej głowie moment krytyczny, w którym hejt stał się tak istotnym problemem, że zaczęto z nim walczyć. Nic specjalnego nie przychodzi mi do głowy, co może wskazywać na problemy z pamięcią, albo na fakt, że takiego punktu krytycznego nie było. Może właśnie w tym tkwi problem, że Internet rozrósł się do tak niebotycznych rozmiarów, że hejt stał się jego naturalnym kompanem.
Piszę o Internecie i tych wszystkich obraźliwych komentarzach, jak o naturalnych stworzeniach, za którymi nikt inny nie stoi. To błąd. Za to mogę Was przeprosić, bo hejt tworzą ludzie. Ludzie natomiast budują Internet. Analogicznie więc Internet to także hejt. Proste równanie, proste zależności, ale jakże trudny problem…
Gdzie widzimy hejt?
Hejt może dotknąć każdego. Wbrew pozorom nie spotyka on tylko tych, którzy znajdują się na szczycie list popularności. Rzekłbym, że hejt jest równie powszechny wśród mniej popularnych osób, w codziennych sytuacjach Internetowych, tyle tylko, że występuje on w mniejszym natężeniu i na mniejszą skalę. W efekcie skrzętnie się ukrywa, co powoduje, że mało kto potrafi go dostrzec. Oczywiście z wyjątkiem osoby, do której obraźliwe komentarze są kierowane.
Internet jest przesiąknięty jadem, agresją i nienawiścią. Wystarczy rozwinąć listę komentarzy pod postem jakiegokolwiek, bardziej znanego człowieka, aby dostrzec, jak wiele wrogości może znajdować się w zaledwie paru słowach. Drugą sprawą jest, że im więcej robisz, im więcej Ciebie jest i im wyżej w hierarchi popularności się znajdujesz – tym prawdopodobnie z większą agresją musisz się liczyć. Ponadto osoby, które poruszają trudne tematy, również mogą spodziewać się dodatkowej dawki nieuzasadnionej złości. Niezrozumienie i opowiedzenie się po jednej ze stron jest tutaj głównym faktorem, który hejt ze strony odbiorców wyzwala.
Winston Churchill powiedział:
Masz wrogów? To dobrze. To znaczy, że broniłeś czegoś w ciągu swojego życia.
Choć to może dziwnie zabrzmi, ale jestem zdania – podobnie jak Churchill – że posiadanie wrogów faktycznie może być odpowiednim czynnikiem do ocenienia, czy przez całe swoje życie tylko się podporządkowujecie i gracie tak, jak Wam inni zagrają, czy wybieracie własną ścieżkę i trzymacie się własnych zasad oraz wartości. Podkreślam jednak „może być”. Nie chodzi bowiem o to, aby w każdym człowieku widzieć wroga…
Mam nieodparte wrażenie, że ludzie, dla których hejt jest normalnym sposobem komunikowania się, noszą w sobie naprawdę poważny problem, którego rozwiązanie powinno stanowić dla nich priorytet. Na nieszczęście zazwyczaj tego nie dostrzegają i rozsiewają swoje zarazki, „popisując się” swoją elokwencją…
Idąc za pierwszym wersem tego artykułu: bez twarzy, bez mózgu… Chciałoby się rzecz: bez ograniczeń.
Pozostaję pod inspiracją See Bloggers.
Temat hejtu poruszyłem już w tekście poświęconym prelekcji Filipa Chajzera na See Bloggers. Pominę więc definicję tego określenia. Myślę, że jest ono jasne. Tak samo, jak jego pochodzenie, wywodzące się z języka angielskiego.
Nie ukrywam, że ten artykuł także jest inspirowany wystąpieniem na Łódzkim festiwalu, gdzie dość dużo mówiło się o problemie obraźliwych komentarzy. W końcu takie osoby jak Julia Kuczyńska (maffashion), czy Daniel Kuczaj (Qczaj) mogą coś na ten temat powiedzieć, choćby z racji zajmowanego przez siebie stanowiska w świecie Influencerów.
Hejt – walczyć, odpuścić, czy uciec?
Zachodzi rozbieżność między sposobami walki z tym zjawiskiem. Z jednej strony są osoby jak Filip Chajzer, które radzą, aby nie rozdmuchiwać tego problemu. Przestrzega on przed nieświadomym czynieniem z hejtu czegoś ważniejszego, niż jest w rzeczywistości. Z drugiej jednak strony są przecież prowadzone kampanie, a hejt jest często brany na języki osób znanych na całym świecie. Odpowiedzieć na pytanie, która strona ma rację, jest bardzo ciężko. Myślę także, że trudno wskazać „zwycięzcę”, ponieważ oba podejścia są bardzo ogólne.
Jestem zdania, że z hejtem można walczyć i można z nim wygrać, ale na pewno nie poprzez złość, agresję, czy frustrację. Co więc należy robić? Przede wszystkim zachować spokój. Pamiętajcie proszę, że emocje są czynnikiem determinującym nasze zachowanie. Po przeczytaniu krzywdzącego dla nas komentarza mogą skoczyć gwałtownie w górę. Najgorsze, co możemy wtedy zrobić, to chwycić za klawiaturę i napisać odpowiedź.
Ochłońmy. To po pierwsze. Idźmy na spacer. Nie myślmy o tym. Wróćmy do tego za parędziesiąt minut albo nawet parę godzin i dopiero wtedy zastanówmy się nad odpowiedzią lub nad jej brakiem. Gwarantuję, że w ten sposób zadziałamy w o wiele bardziej przemyślany sposób.
Wejdź w skórę napastnika!
No dobrze. Możecie pytać: „co dalej”?
Hejt napędza hejt. Tak działa Internet. Celem wirtualnej agresji jest prowokacja, chęć zwrócenia na siebie uwagi i zwykła próba wylania swojej złości na obiekt, który najczęściej tej emocji nie wywołał. Zygmunt Freud określiłby to mianem przemieszczenia. (Ciekawscy mogą na ten temat przeczytać więcej TUTAJ).
Najlepszym więc, co możemy zrobić, to zaskoczyć hejtera. Jak? Odpowiadając w sposób, którego się nie spodziewa. Podam Wam przykład.
Wyobraźcie sobie, że prowadzicie kanał na YouTube. Wszystko idzie w dobrym kierunku, pod filmami panuje spokój i przyjazna atmosfera. Nagle – ni stąd, ni zowąd, ktoś zamieszcza następujący komentarz:
Ale ty jesteś brzydki! Wyglądasz gorzej niż mój stary! Weź coś zrób z tym ryjem, bo nie da się na Ciebie patrzeć.
Bolesne, ale niemające niczego wspólnego z prawdą. Możecie w tej sytuacji usunąć komentarz, zignorować go lub wystosować odpowiedź. Ale nie agresywną i nie w podobnym tonie. To trudne i może dziwne, ale co jeśli odpisalibyście w następujący sposób:
Dziękuję, że podzieliłeś się ze mną swoją opinią. Cieszę się, że poświęciłeś na mnie swój czas. Miłego dnia!
Naturalnie nie chodzi o danie przyzwolenia, aby ktokolwiek Was obrażał. Pytajcie otwarcie autorów hejtu, dlaczego piszą takie rzeczy i jaki jest ich cel. Wywołujcie w nich refleksję oraz sprawcie, aby zaczęli myśleć nad swoimi słowami!
Internet daje poczucie bezpieczeństwa i anonimowości.
Nie istnieją żadne statystyki, ale jestem przekonany, że na całym świecie istnieją setki tysięcy osób, które zaprzestały swojej działalności tylko dlatego, że padły ofiarą niesłusznie skierowanych wobec nich słów. Dlatego właśnie na początku pisałem o braku empatii w przypadku osób hejtujących. Bo zastanawiam się, jak wielkim zwyrodnialcem i człowiekiem pozbawionym uczuć trzeba być, aby świadomie decydować się na niszczenie czyjegoś życia?
Hejt to taka sama forma agresji jak obrażanie kogoś prosto w oczy. Ale jednak Internet jest do tego o wiele lepszym miejscem, bo tam ludzie mają złudne poczucie anonimowości i nieuchwytności. Jak pokazują liczne przypadki – to wcale nie musi być prawdą.
Do barwnej listy epitetów można jeszcze dopisać, że hejt tworzą ludzie tchórzliwi i pozbawieni jakiegokolwiek pierwiastka odwagi. Często ukrywają się za fikcyjnymi kontami lub wymyślonymi nazwami. Jestem wprost przekonany, że przenigdy nie powiedzieliby tych samych słów, tej samej osobie, prosto w oczy. Co więcej! Hipokryzja tych osób jest tak wysoka, że zapewne byliby w stanie obrażać w Internecie i prawić komplementy na żywo tej samej osobie!
A Internet – jakkolwiek jest dobry – niestety im to umożliwia.
Jak pokonać hejt?
Hejt rodzi się w zazdrości, nienawiści, zawiści, frustracji, agresji, braku pewności siebie, w zaniżonej samoocenie, w poczuciu niższości i innych, licznych kompleksach. Jest to doskonała forma komunikacji dla każdego, kto nie radzi sobie z emocjami i z problemami, które napotykają go w życiu. Oczywiście hejt może być też formą zabawy – wprawdzie trudno to sobie wyobrazić – ale myślę, że takie osoby kwalifikują się do gruntownego zbadania ich procesów psychicznych…
Idąc tym tropem dalej, walkę z hejtem można wygrać tylko uzdrawiając ludzi, a nie z nimi walcząc. Nie chódźmy więc na „wojny z hejterami”. Zamiast tego okażmy im empatię. Pokażmy, że można zachowywać się inaczej, a świat nie jest wcale zły i nie ma potrzeby niszczyć ludzi, którzy go zamieszkują.
Przestrzegam również przed nadwrażliwością. Niejednokrotnie spotkałem się już z sytuacją, gdzie naprawdę miła dla oka konstruktywna krytyka była rozumiana, jako hejt. Niestety Internet i cała komunikacja niebezpośrednia często uniemożliwia przekazanie prawdziwych intencji. Myślmy więc i odróżniajmy krytykę od hejtu.
- Krytyka jest przede wszystkim logiczna i choć nie musicie się z nią zgadzać, to czytając ją, bez trudu zauważycie, że ma swój własny, wewnętrzny sens. Krytyka nie niszczy, ale pomaga. Nie jest ukierunkowana na obrażanie, ale na zwrócenie Waszej uwagi na perspektywę, której nie dostrzegliście.
- Hejt natomiast jest bardzo często oderwany od rzeczywistości, a jego jedynym celem jest ochota skrzywdzenia człowieka.
Budujmy Internet na spokojne miejsce.
Internet i hejt to nierozłączni kompani. To smutna wizja.
Nie powiedziałbym jednak, że jest to walka skazana z góry na porażkę. Bowiem i z tym można sobie poradzić. Jest wiele sposobów. Bierności na pewno bym nie polecał. Neutralność to już coś innego. Można także reagować, ale tutaj zalecam dużą dozę empatii i ogromny spokój. Nie zapominajmy, że odpowiadając osobom hejtującym w taki sam sposób, stajemy się tacy jak oni: bez twarzy, bez mózgu, bez empatii…
A tego nikt z nas na pewno nie chce.
Na koniec jeszcze jedna rada. Możecie też ją stosować praktycznie w każdych okolicznościach.
Jeśli już nic nie działa. Jeśli wyczerpaliście wszelkie możliwości i nic innego nie przychodzi Wam do głowy, to po prostu…
Śmiejcie się.
Skoro i tak już macie przechlapane, to chyba lepiej przeżyć to z uśmiechem na ustach, no nie? 😉