Jak to jest z tymi grubymi osobami? Są lubiani, czy nie są? Mają w waszych oczach szacunek, czy nie? Spełniają te wasze standardy piękna, czy tak nie do końca? Bo ja odnoszę wrażenie, że gruby człowiek jest spychany na margines społeczeństwa i czegokolwiek by nie zrobił, to ostatecznie i tak będzie to jego winą.
Znamy się już dość długo. Możecie mnie poznawać od 117 artykułów. Przeczytanie wszystkich zajęłoby około dwudziestu godzin. Myślę, że jesteśmy na dość dobrym etapie naszej znajomości, prawda? Powiedziałbym, że nasza relacja ewoluuje i stoi na wysokim poziomie. Dlatego może z tego powodu nie mam żadnych oporów, aby po prostu usiąść z nogami podwiniętymi pod pośladki, laptopem na kolanach i napisać tekst, który nie będzie dla każdego przyjemną lekturą.
Wina grubego!
Tworząc, inspirowałem się delikatnie podcastem Justyny Mazur „Słuchowisko”, gdzie jeden z odcinków brzmiał: „Wina grubego”. Wtedy, parę tygodni temu, słuchając słów autorki, wiedziałem, że trafiła w samo sedno problemu, ale nie czułem potrzeby uzewnętrzniania tego. Natomiast teraz zrozumiałem, że i we mnie narosła ogromna chęć zwrócenia wam uwagi, że „być grubym” nie oznacza być gorszym!
Ludzie… Co jest z Wami?!
Czy naprawdę te wszystkie idealne modelki i „fitnesiary” z Instagrama i telewizji tak bardzo zawróciły wam w głowie, że nie potraficie już racjonalnie patrzeć na drugiego człowieka? A przede wszystkim po ludzku? Nie wiadomo, którą pięść zaciskać, gdy się słyszy, że „gruby jest gorszy” albo „gruby to jest nic nie warty”. Gdzie się podziała Wasza tolerancja, o której wszyscy tak głośno mówią, gdy problem dotyczy homoseksualistów, mniejszości etnicznych czy religijnych? Nagły zanik pamięci, czy o co w tym chodzi?
Standardy piękna.
Żyjemy w tak przeklętej bańce idealności, gdzie w ogóle nie dopuszczamy do siebie, że ktoś może odbiegać od wyznaczonych standardów. Jakich standardów?! Tych ustalonych przez wychudzone modelki? Wyznaczone przez te „ćwiczące dziewczyny”, które miesiączkę widziały ostatni raz w wieku trzynastu lat, a średnio raz na tydzień widzą spożyty przez siebie pokarm, spłukiwany w toalecie wraz z wyrzutami sumienia? To są dla was te wasze „standardy piękna” ? Standardy, które pokazują jak poświęcić całe swoje życie kształtowaniu pośladków? Czy jak w pięciu prostych krokach powiększyć sobie piersi?
Ale przecież to chłoniecie! Każdego dnia! Ślinicie się do monitorów, widząc kolejne wyuzdane zdjęcie, które mogłoby znaleźć się na okładce Playboya. A potem wychodzicie na ulice z tymi waszymi zabawnymi „standardami”, widzicie pierwszą lepszą osobę i od razu wystawiacie jej najlepszą opinię z możliwych: „gruba”, „gruby”, „świniak”, „spaślak”, „tłusta krowa”. No bo przecież, jak to możliwe, żeby nie mieć „sześciopaka” na brzuchu?! Albo kto to widział, żeby mieć cellulit na nogach?!
Tworzymy świat, w którym widok odstającej koszulki na brzuchu albo brak szpiczastego podbródka i wyraźnych kości policzkowych, jest piętnowany i utożsamiany z brakiem życiowego sukcesu… Przecież to nawet śmiesznie brzmi! Ja myślę, że głodne dzieci w Afryce i ludzie umierający na nieuleczalne choroby, muszą mieć teraz niezły ubaw! Nie ma co. Boki zrywać!
Znacie tzw. efekt aureoli? Polega on na tym, że na podstawie jednej pozytywnej cechy osoby, automatycznie przypisujemy jej inne, o których nie mamy żadnego pojęcia. W tym więc wypadku, kiedy widzimy „ładną i szczupłą” osobę, czyli taką, która wpisuje się w nasze „standardy piękna”, bezwiednie myślimy o niej w lepszych kategoriach niż ma to związek z rzeczywistością. „Ładni i szczupli” są więc automatycznie także mądrzy, dobrzy, życzliwi, otwarci i bardziej pracowici…
Nie muszę chyba pisać, że działa to też w drugą stronę, prawda? Tę o wiele mniej pozytywną i bardziej niesprawiedliwą?
Gruby człowiek winny wszystkiemu.
Myśleliście, że to już koniec? Dlaczego? Przecież to takie zabawne, gdy można komuś powiedzieć (a jeszcze lepiej NAPISAĆ!), że jest tłusty, gruby i jak najszybciej powinien coś ze sobą zrobić!
No, ale przecież to wszystko mówicie w żartach. Przecież to wina grubego, który bierze wszystko do siebie i nie zna się na dowcipach! Wy jesteście aniołkami, którzy tylko podtrzymują dobrą atmosferę w grupie i pilnują, aby przypadkiem nie zabrakło okazji do żartowania. A z kogo najłatwiej żartować? No oczywiście, że z tego, który jest gruby! Przecież w takiej sytuacji wcale nie musicie się wysilać. Wystarczy spojrzeć i już! To takie oczywiste…
Jest gruby? To jego wina! Nie zdał egzaminu? Za dużo żarł! Nie ma dziewczyny? Trudno się dziwić z takim cielskiem! Nie może zdać prawa jazdy? Bo nie mieści się za kierownicę! Nie otrzymał pracy? Z taką spasłą twarzą…
Gdzie my żyjemy? W prawdziwym świecie, czy w swojej wyidealizowanej bańce?
Internet siedliskiem osób bez twarzy i mózgów.
Przeglądając komentarze pod jednym z filmów na YouTube (lubię to robić z pożywki, jaką daje mi grupa ludzi, u których badanie mózgu mogłoby wykazać ciekawe wyniki), gdzie tańczyła piękna, młoda kobieta o naturalnych kształtach, natrafiłem na co najmniej kilkadziesiąt treści, które miały głęboko w nosie wszystko inne, a skupiały się wyłącznie na sylwetce tej Pani.
- „Jezu, ale gruba!”,
- „Gdzie oni ją wytrzasnęli?!”,
- „Fajna, ale trochę za gruba. Mogłaby schudnąć!”,
- „Dobra dupa, ale za tłusta”
Tu już nawet nie chodzi o to, że autorzy tych wszystkich komentarzy, wpisów, słów i wyroków zapewne wyglądają niewiele lepiej. Nie można się na tym skupiać, bo w ten sposób stajemy się podobni na nich. O wiele bardziej chodzi o jakikolwiek poziom empatii i zrozumienia drugiego człowieka. To nie jest trudne, aby po pierwsze się zastanowić, czy moje słowa nie ugodzą w drugą osobę? Po drugie, czy są one prawdziwe i na miejscu? I po trzecie, czy to naprawdę jest takie ważne?
Ale to wszystko kosztuje myślenia, a ludzie nie lubią myśleć, bo to rodzi wysiłek, a po co się wysilać, jak można postukać parę razy w klawiaturę i napisać: „Ale grubas! Ha ha ha.”?
Dajcie żyć!
Pomyślcie sobie, jaką krzywdę robicie swoimi słowami, innym. Pośmiać można się równie dobrze z siebie. Czemu więc tego nie robicie? Ach, no tak… Bo to nie jest fajne! Czemu zawsze trafia na tą osobę, która wyróżnia się wagą ciała, czy w ogóle wyglądem? Tylko dlatego, że jest gruby? Bo reprezentuje inne „standardy piękna”? Bo jest „inny”?
Czy wreszcie możecie pozwolić żyć ludziom tak, jak tego chcą? Możecie pozwolić innym być takimi, jakimi chcą być? Czy już do końca waszego życia będziecie uważali się za pępki świata, które mają prawo do decydowania za wszystko i wszystkich?? Wasze zdanie i wasz punkt widzenia nie jest jedynym na tym świecie!
To, że „fitnesiara numer milion pięćset” pompuje pośladeczki trzy razy w tygodniu na siłowni i dwa razy w miesiącu u chirurga, nie oznacza, że każdy musi to robić i że każdy musi tak wyglądać! To, że „Maczo spod znaku lśniącej sztangi” ma sześciopak na brzuchu i bicepsy napompowane sterydami, nie oznacza, że każdy mężczyzna tak musi wyglądać!
I dzięki Bogu, że tak nie wygląda!
Waga nie zmienia człowieka. Robią to standardy piękna.
Jak już wylewam tutaj wszystkie swoje żale, to jeszcze jedna sprawa. Może nawet najważniejsza.
Czy Wy myślicie, że jak ktoś przytyje, to już nie jest tą samą osobą? Czy jak ktoś z wagi 60 kilogramów, skoczy na 70 kilogramów, to naprawdę sądzicie, że poza dodatkowymi kilogramami ubyło mu jego wartości? Albo poziomu dobra, jakie w sobie miał?
Idąc tym tropem myślenia, czy jak idziecie do fryzjera, to po wysztafirowaniu się, już jesteście kimś innym? Nie? Dziwne… A ja myślałem, że tak właśnie jest, patrząc, jak są traktowani Ci, którzy przytyli! Szkoda, że nie działa to też w drugą stronę.
Dlaczego jak ktoś schudnie, to nikt się z tego nie śmieje? Dlaczego, jak ktoś schudnie, to nikt nie powie: „O Mój Boże! Co Ty ze sobą zrobiłaś! Jak można tak wyglądać?! Weź idź coś zjedz!”.
Ależ oczywiście, że nikt tego nie powie, bo osoby szczupłe spełniają wasze „STANDARDY PIĘKNA”!
A niech tylko ktoś przytyje! Robi się większy zamęt niż na promocji w Lidlu o siódmej rano. Najpierw są niewinne komentarze: „Mhm! Widzę, że Ci się powodzi ostatnio!”. Potem są przytyki: „Może jeszcze jedno schabika, bo widzę, że tak Ci smakują…”. Na tym się jednak nie kończy.
Wartość nie bierze się z wyglądu.
I w ten sposób dokładnie ta sama osoba, która była szczuplejsza o parę kilogramów i miała „szacunek”, traci go, bo przestajecie patrzeć na nią jak na tego samego człowieka. Przepraszam bardzo, ale co tu się zmieniło? Tkanka tłuszczowa? Rozmiar talii? Czy obwód bioder? I to was tak bodzie? Że ktoś jest „większy”? Że ktoś jest nagle w waszych oczach „gruby”?
Jakie to ma znaczenie, jeśli ten człowiek jest nadal tym samym człowiekiem?
Przecież to jest dokładnie ten sam człowiek, z tą samą wartością w środku. Z TĄ SAMĄ! Dziwicie się, że osoby grube są często nieśmiałe, skryte, zamknięte w sobie o zaniżonej samoocenie. Naprawdę? Po tym, co im robicie? Po tych wszystkich komentarzach i uwagach wątpię, czy ktokolwiek zdołałby utrzymać się na prostych nogach.
Napiszę to raz.
Wartość człowieka nie bierze się z tego, jak wygląda, ale to KIM jest. Znaczenie człowieka nie zmienia się wraz z cyferkami na wadze albo rozmiarem bicepsa. Wartość człowieka pochodzi z czynów. Z intencji i postaw. Z podejścia do świata. Ze stosunku do drugiego człowieka.
Przestańmy więc wreszcie odbierać wartość człowiekowi, który jest gruby.
„Gruby” brzmi gorzej niż „szczupły”.
Zwróćcie nawet jaki wydźwięk ma to stwierdzenie: „gruby człowiek”. W rzeczywistości ono jest neutralne. Dokładnie tak samo, jak: „szczupły człowiek”, a mimo to czytając je odnosimy wrażenie, że jest ono „mało kulturalne” i „niepoprawne polityczne”. Wcale nie. To tylko my, swoim postępowaniem sprowadziliśmy je do tego poziomu. Dlatego właśnie wcale nie hamuję się, aby nazywać rzeczy po imieniu i pisać po prostu „gruby”. Skoro „szczupły” przechodzi nam przez gardło, to dlaczego mielibyśmy robić temat tabu z „grubego”?
Spójrzcie, do czego doprowadziliśmy… Gruby brzmi dla nas obco, niestosownie do sytuacji, bo automatycznie widzimy w tym coś negatywnego… Jak więc chcemy przychylniej spojrzeć na osobę, której standardy piękna są inne niż te promowane przez media?
Przypomina mi się również pewna anegdota, którą usłyszałem jakiś czas temu. Myślę, że pasuje tutaj znakomicie.
Churchill pewnej Pani, która obwiniała go za to, że jest pijany, odpowiedział: „Ja jutro będę trzeźwy, a Pani nadal będzie brzydka”.
Ta gruba osoba, z której się śmiejecie, zawsze może schudnąć, a Wy nadal będziecie musieli żyć ze swoim jadem.
Skończmy z tą paranoją! Standardy piękna nas niszczą!
Gruby, Otyły, Tłusty, Spaśny – nazywajcie ich jak chcecie, ale to wy wystawiacie sobie w ten sposób najlepszą z możliwych not. To do was te słowa wrócą i nie życzę, aby kiedykolwiek odbiły się od was z taką siła, z jaką wy je wypowiadacie…
Albo wiecie, co?
Życzę.
Tego wam właśnie życzę.
Żebyście poczuli jak to jest i wreszcie zrozumieli, że gruby człowiek to taki sam człowiek, jak każdy inny. Nie jest skazany na porażkę. Nie jest chodzącą kupką nieszczęścia i wcale nie ma w życiu gorzej. Jest jaki jest i za to należy mu się szacunek.
I wcale nie bronię ani nie gloryfikuję otyłości. Znacie mnie z innych tekstów. Choćby z tego o otyłości. Nazywam rzeczy po imieniu i staram się patrzeć z wielu perspektyw. Ale przeraża mnie dokąd zmierzamy w swoich postawach i osądach. Zwolnijmy i dajmy ludziom przestrzeń do bycia tym, kim chcą być.