Szkoła i przyjaciele. Dwa naturalne wyrazy, które się niewątpliwie ze sobą łączą. Co się jednak stanie, kiedy jednego z nich zabraknie?
Wielokrotnie słyszałem, a także odczułem na własnej skórze, że szkoła nie zawsze jest najprzyjemniejszym miejscem w świecie. Zazwyczaj kojarzy nam się z ocenami, stresem i klasówkami. Być może to wina wadliwego systemu, może nauczycieli, a może po prostu niewłaściwego nastawienia uczniów. Prawdopodobnie prawda leży gdzieś pośrodku. Jednak szkoła i cała edukacja potrafi być znośna. Czasami zdarzają dni luźniejsze, w których przedmiotem dominującym jest wychowanie fizyczne i tym samym – gra w piłkę. Czasami są organizowane wystąpienia, apele czy uroczystości okolicznościowe, na których można zapomnieć o szkole, jako o miejscu tortur. Takich chwil może nie jest wiele, ale jest coś jeszcze. Coś o wiele częstszego i milszego, co sprawia, że codzienna nauka jest o wiele przyjemniejsza.
Znajomi.
To oni potrafią rozchmurzyć najczarniejsze dni. To żartowanie z nimi przed trudnym testem, potrafi skutecznie rozładować buzujące emocje. Możliwość spędzania czasu w gronie znajomych i przyjaciół, realnie potrafi zmienić szary szkolny budynek w miejsce, do którego z przyjemnością będzie się chodzić. Szkoła nagle przestaje być dla nas straszna. Oczywiście, że wizja ciężkiej klasówki lub bliskiego spotkania z trudnym charakterem nauczyciela, nadal będzie przyprawiała nas o gęsią skórkę, ale obok tego wszystkiego, będzie świadomość możliwości przeżycia przyjemnych chwil w otoczeniu rówieśników.
Myślę, że dlatego szkoła jest miejscem tak głośnym, a zarazem tak cichym. Na lekcjach – stres, nieśmiałość, skupienie. Na przerwach – śmiech, zabawa, rozmowy. Dwa różne światy, ale Ci sami ludzie. To potrzeba odreagowania i chęć nawiązywania nowych lub coraz to głębszych znajomości, czyni je miejscem tak bardzo sprzecznym. Niewątpliwie koledzy i koleżanki potrafią pomóc nam przetrwać nawet najcięższe, szkolne dni. Uważam, że właśnie to jest rzecz, za którą szkoła powinna być ceniona. Jest wiele zjawisk, za które moglibyśmy ją karcić, ale poznawanie nowych osób jest niewątpliwym atutem.
Naturalną koleją rzecz jest, że z jednymi osobami jesteśmy bliżej, a innych trzymamy na dystans. Z jednymi rozmawia nam się łatwiej, a z innymi trudniej. Tym samym, już od pierwszego dnia szkoły, tworzymy – nawet podświadomie – swój własny, wewnętrzny krąg, do którego dobieramy sobie odpowiednie osoby. W rezultacie na przestrzeni danego etapu edukacji nawiązujemy głębsze relacje nie ze wszystkimi, ale zazwyczaj tylko z wyselekcjonowaną grupą osób.
Szkoła – co po niej?
Jest to zjawisko w istocie piękne. Nieznana sobie dotychczas grupa osób staje się sobie bardzo bliska. Nazywają siebie przyjaciółmi, powierzają sobie swoje sekrety i spędzają ze sobą dużo czasu. Również poza budynkami szkoły. Im bliżej edukacja ma się ku końcowi, tym mocniej zapewniają, że nigdy się nie rozstaną i ich kontakt pozostanie nierozerwalny. W końcu nachodzi dzień końca, są łzy smutku, ckliwe wspomnienia i zmiana otoczenia. Początkowo przysięga zostaje dotrzymana – kontakt ze „starymi” przyjaciółmi jest nadal tak samo świetny. Jednak z biegiem czasu jego natężenie maleje. Częstotliwość spotkań, rozmów i wymienianych wiadomość jest coraz niższa. W ten sposób od ogromnej przyjaźni, przechodzi się drogę do zdawkowo wymienianych wiadomości i tej dziwnej, wcześniej niepomyślanej ciszy…
Sytuacja bardzo często spotykana w życiu każdego z nas. Nawiązujemy bliższe relacje, ale po opuszczeniu szkoły wiele z nich po prostu znika. Zupełnie tak, jakby była to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem, a nas nie łączyło z tymi ludźmi nic poza zwykłym koleżeństwem. Nie twierdzę, że jest to sytuacja zła, ale jestem przekonany, że jest to zjawisko, które może nam wiele powiedzieć o prawdziwości „przyjaźni”, która do tej pory łączyła nas z takimi osobami.
Szkolni przyjaciele to znajomość na całe życie?
Być może mój wniosek będzie zbyt daleko idący. Może się mylę, a może mam do tego niewłaściwe podejście. Jednak coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że większość osób, które w czasach szkolnych postrzegamy jako bliskie osoby i tworzą wraz z nami zgraną ekipę, w rzeczywistości nimi nie są. Czyli, innymi słowy, mówiąc – szkolni przyjaciele nie zawsze oznaczają przyjaciół na całe życie. Śmiem twierdzić, że ta prawdziwa przyjaźń i ten prawdziwy kontakt trwa dopóty, dopóki trwa szkoła w naszym życiu. To ona jest motorem napędowym naszych relacji z wieloma osobami. Nawet tymi, z którymi żyjemy dość blisko. To właśnie szkoła podtrzymuje wiele naszych znajomości. Stanowi pewien punkt zaczepienia do nawiązywania kontaktów i codziennych spotkań. Dzięki niej możemy wchodzić w bliższe relacje z innymi uczniami, ale aby były one trwałe, powinniśmy dążyć za wszelką cenę do tego, aby szkoła nie stała się jedynym argumentem w naszych znajomościach.
W ogólnej ocenie jest to moim zdaniem zjawisko trochę przykre. Widzimy się z kimś przez kilka lat niemalże dzień w dzień, a po zakończeniu edukacji, wszystko nagle pryska jak mydlana bańka. Oczywiście, że rozumem, iż każdy ma swoje życie, swoje plany i swoje marzenia. Każdy powinien iść naprzód i zdecydowanie jestem przeciwny „sztucznemu” podtrzymywaniu kontaktów. Jednak smutno patrzy się na relacje, które w szkole były tak bardzo zażyłe, a po jej zakończeniu stopniowo się rozpadały. Czy taka jest kolej rzeczy? Czy zawsze tak musi być?
Zdecydowanie nie!
Prawdziwość nawiązywanych relacji.
Przyjaźnie nawiązane w szkole, mogą przetrwać całe późniejsze życie. Wymaga to jedynie pewnego zaangażowania ze strony zainteresowanych osób. Szczerości w relacjach i przede wszystkim poświęconego sobie czasu.
Nie twierdzę, że szkolni przyjaciele to fałszywi przyjaciele. Jednak uważam, że tylko prawdziwą przyjaźnią możemy nazwać tę relację, która będzie w stanie przetrwać trudną, szkolną rozłąkę. Szkoła nadal jest żywa w mojej pamięci, bo nie tak dawno jeszcze do niej uczęszczałem. I możecie wierzyć mi lub nie, ale nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, ile sytuacji odpowiadających temu, o czym tutaj piszę, dostrzegłem na własne oczy. Niektóre z nich dotyczyły również mnie i to one stały się podwaliną pod napisanie tego artykułu. Przemyślałem to wszystko dość skrupulatnie i właśnie taki wniosek wykluł się w mojej głowie. Czy poprawny? Zadecydujcie sami, ale zanim to zrobicie, zastanówcie się, ile bliskich osób mieliście w swoim życiu w czasach szkoły, a z iloma nadal łączy Was ta sama zażyłość.
Wszystko to, co napisałem powyżej to tylko moja skromna obserwacja. Nie chcę wysuwać jednoznacznych wniosków ani cechować emocjonalnie całego tekstu. Chciałem tylko zwrócić Waszą uwagę na fakt, iż SZKOŁA i przyjaciele, nie zawsze równa się ŻYCIU i przyjaciołom. Pod pewnym kątem to dość naturalne zjawisko, bo na przestrzeni czasu poznajemy nowe osoby i nawiązujemy nowe relacje. Jednak nadal uważam, że dziwne jest, iż przez kilka lat łączą nas z daną osobą bliskie relacje, a potem nagle wszystko zanika. W takiej sytuacji powinniśmy zadać sobie jedno, kluczowe pytanie.
Czy aby na pewno ta relacja była tak bardzo bliska i tak bardzo prawdziwa?
Jestem przekonany, że szczera odpowiedź wykaraska z naszego umysłu prawidłowy wniosek.
Jak widać – szkoła nie zawsze jest miejscem złym. Szkoła to budynek, w którym rozgrywa się zupełnie inny świat. Świat, w którym prym wiodą uczniowie i ich własne, wewnętrzne rozterki oraz przeżycia. Szkoła jest miejscem, w którym możemy nawiązywać przyjaźnie na całe życie, jednak jak pokazuje historia…
Nie zawsze jest to tak łatwe i oczywiste.