Znacie taki scenariusz? Ona poznaje jego. On ma dzieci z poprzedniego związku. Ona postanawia się tym nie przejmować, bo każdy ma prawo mieć swoją historię, poza tym on ma już papiery rozwodowe, więc to przeszłość. Ona szybko się zakochuje i uważa, że jego była żona musiała być straszną strzygą, skoro nie doceniła tak fantastycznego faceta.
Szybko ze sobą zamieszkują, bo on szuka ciepła domowego, a ona nie chce być już singielką, która sama wynajmuje mieszkanie, albo co gorsza – pokój.
Ona chce się ustatkować. Marzy o tym, by mieć kogoś na stałe i móc planować rodzinę. Nudzą ją randki, które prowadzą donikąd. On z kolei uważa, że jest gotowy na nowy związek.
Ona uważa samą siebie za dojrzałą kobietę, która niejedno widziała i niejedno przeżyła. Wie, że skoro on ma dzieci, to na pewno będzie musiała je poznać i zaakceptować, ale, na Boga, to są TYLKO dzieci, jakoś sobie z nimi poradzi. No i będą tylko co drugi weekend. No, może też w wakacje na dłużej, ale gdzie tam wakacje, skoro dopiero się szkoła zaczęła…
Wchodzi w relację z dziećmi pełna optymizmu, bo kiedy on o nich opowiadał, to oczy mu błyszczały. Mówił, że są wyjątkowe i bardzo je kocha. A więc dobry ojciec, to świetny znak, nie bierze kota w worku.
Kiedy jednak się poznają – ona i one, wszystko zaczyna wyglądać inaczej niż się zakładało.
Wszyscy kiedyś ich spotkaliśmy
Takich historii jest bardzo dużo, są stare, jak świat. Roi się od nich w sieci, być może każdy z nas zna jakiegoś małżeńskiego rozbitka, który ciągnie za sobą latorośle. Na naukach przedmałżeńskich mojej koleżanki przytaczano statystki: co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem, często w ciągu trzech lat od ślubu. A więc na „rynku” kawalerów i panien z odzysku nie brakuje takich, którzy już nigdy nie staną się „zwyczajnymi” singlami. Bo ojciec czy matka nigdy nie będą samotni i nie będą mieć wyłącznie własnych problemów. To oczywiście uproszczenie – samotność dotyka nas przecież w różnych sytuacjach i stanach, nie ma nic wspólnego z naszym statusem.
Kiedy emocje biorą górę
W każdym razie, słuchając różnych historii wokół mnie, a także czytając wpisy kobiet, uderzyło mnie, ogromnie!, jak wielkim ładunkiem emocjonalnym jest zmaganie się z dziećmi partnera. Dziećmi tej drugiej, poprzedniej, najczęściej „głupiej”. Na czym polega to zmaganie? Czy to wyłącznie problemy, czy również jakieś „profity”? Kim stają się „nieswoje” dzieci? A przede wszystkim, co jest najważniejszym pytaniem, jakie sobie zadałam, czy można się publicznie przyznać, że bachory są okropne i spędzanie z nimi czasu to żadna frajda?
Uff, mocne stwierdzenie, prawda? Co za nim stoi? Tyle oburzenia, wątpliwości, próba oceny kogoś, oceny sytuacji, zrozumienia jednej i drugiej strony – jest o czym rozmyślać.
To właśnie te pytania, jak i wstyd oraz złość kobiet, stały się mocną inspiracją do napisania „Macoch”. Tekst pulsuje od emocji, obnaża myśli, ukazuje różne scenariusze. To powieść, w której paradoksalnie każdy, bez względu na to, czy ma dzieci i czy chce je mieć, odnajdzie cząstkę siebie. Dlaczego? Bo to również historia o tym, jak ukrywamy przed sobą swoje słabości, jak zaciemniamy przeszłość, jak przechodzimy do porządku dziennego nad cierpieniem.
To opowieść o rodzinach, marzeniach, OCZEKIWANIACH. O naszych współczesnych czasach.