3 powody dla których Twój szef powinien zrobić escape room | worldmaster.pl
#

Escape room – kto nie  brał jeszcze udziału w tej świetnej rozrywce, niech pierwszy rzuci kamieniem. No dobra, jeśli jednak jakiś kamyczek poleciał, to koniecznie trzeba nadrobić straty i skorzystać z tej formy zabawy. Ci, którzy już w escape roomach byli mogą powiedzieć, że faktycznie rozwiązywanie zagadek i odszukiwanie wyjścia daje poczucie wcielenia się w rolę Sherlocka Holmesa, często w wersji na dragach, a to daje niezapomniane wrażenia, klimat i ekscytację. Świetnie… ale czy w escape roomie był Twój szef?

Jeśli nie, to  zapewne ma ku temu dwa powody. Albo przestraszył się sytuacji z głośnym wypadkiem i pożarem w jednym z Esc.Roomów i to go zraziło wystarczająco (nie będę się nad tym rozwodził, ale mam nadzieję, że to dosyć oczywiste, że wypadek był spowodowany błędnym przygotowaniem pomieszczenia, a nie rodzajem rozrywki samym w sobie). Albo, i to jest chyba jednak gorsza opcja, ma gdzieś integrację pracowników, których traktuje tylko jak „zasób” do pracy, a firma to dla niego „zakład pracy”,  w którym niczym stereotypowa Helga pogania pracowników-robotników bacikiem. Współczuję takiego szefa, a Tobie radzę – czym prędzej zmień firmę, bo póki co to siedzisz jeszcze w sowieckiej faktorii  lat 30. XX wieku.

Jeśli jednak byliście kiedyś firmowo w Escape  Roomie  ze swoim szefem (albo i bez), to pewnie przyznacie, że to fajna forma zabawy, która spaja zespół i dobrze buduje jego integrację.  Super, ale pewnie znajdzie się kilka osób, które  dosypią łyżkę dziegciu i powiedzą, że to jednak trudna animacja czasu wolnego. Trzeba taki escape room zarezerwować, dogadać wszystkich pracowników, opłacić, dojechać, etc. Dużo logistycznej roboty.

A co, gdybym powiedział, że można lepiej? Że taki escape room nie tylko może nie wymagać pracy logistycznej, ale też dawać więcej korzyści, niż zwykła rozrywka?

Logistyka

W swojej pracy miałem już okazję realizować tzw. mobilne escape roomy. Jedyne czego wtedy potrzeba, to pomieszczenie w firmie (np. salka typu akwarium) wynajęta na kilka godzin. Przyjeżdżamy wtedy do klienta i przed rozpoczęciem zabawy, to my organizujemy przestrzeń! Przystrajamy salę, montujemy zagadki, ustawiamy zegary, etc. Szef nie martwi się o nic, bo cała zabawa przyjeżdża do niego plus, dodaje od siebie animatorów rozgrywki, którzy mogą wcielić się w role mędrca, sfinksa, czy innego agenta wysyłającego pracowników na misję.

Rozwój

Taki escape room to nie tylko okazja do zabawy i integracji, ale też do edukacji pracowników. Podążajcie za mną. Często zdarza się, że dbając o rozwój pracowników szef zatrudnia szkoleniowca, który ma przekazać jakąś wiedzę. Nierzadko taki szkoleniowiec mówi tak interesująco, że obserwacja życia sztucznej trawy na balkonie wydaje się najciekawszym zajęciem na Ziemi. Inna sprawa, że często sami pracownicy „przeżyli już wszystko” (to ulubiona mantra moich klientów) i nie ma czym ich zaskoczyć. Żadna edukacja, żaden edutainment  nie jest dla nich ciekawy (a jeśli nie jest ciekawy, to nic z niego nie wyniosą, prawda?).

I tutaj wchodzi mobilny, szkoleniowy escape room (cały na biało!). Okazuje się, że jeśli np. chcemy przeszkolić ludzi z umiejętności miękkich (dajmy na to komunikacji), to możemy przygotować dla nich escape room nastawiony na kooperację, gdzie np. jeden uczestnik posługuje się tylko mową, drugi tylko wzrokiem, a trzeci tylko dłońmi. To wymusza kooperację i prawidłowe przekazywanie informacji (może być też super symulacją współpracy z osobami z niepełnosprawnościami). Kompetencje twarde? Świetnie, załóżmy, że pracownicy muszą nauczyć się  obsługi jakiegoś programu. Dlaczego  nie wykorzystać elementów quizu opartych na tym programie, które będą potrzebne w rozwiązaniu  zagadki z escape roomu? To wszystko da się zrobić.

Personalizacja

Najlepsze  jednak jest to, że taka usługa mobilnego escape roomu może być dostosowana stricte pod daną firmę. Oznacza to, że możemy użyć motywów, które są znane tylko i wyłącznie pracownikom (inside jokes  jak to mówią Wyspiarze). Zbudować klimat pokoju, który nawiązuje do wartości firmy, wspiera jej identyfikację, oparty jest o misję i wizję.  Słowem – jest skrojony na miarę!  Nie tylko miarę tematycznie nawiązującą do klienta, ale również miarę czasową (czas trwania rozgrywki), miarę ilości graczy, logistyczną, techniczną i cenową! To tak, jakbym położył przed szefem firmy dwa telefony: stacjonarny do dzwonienia oraz nowego iPhone’a i poprosił o wybranie lepszego. To samo tu. Są Escape roomy stacjonarne, służące do zabawy oraz są te mobilne, które mogą służyć do czego tylko chcesz.

Na koniec pytanie do Was.  Jak wspominałem wcześniej, mam już na koncie kilka zrobionych mobilnych escape roomów. Nie ma ich natomiast w ofercie na mojej stronie tworzegry.pl
A może powinny być?
Dajcie znać, co myślicie, czy chcielibyście zrobić u siebie w firmie taki escape room? Oraz, czy wolelibyście zatrudnić do tego mnie, czy raczej oprzeć się na gotowym scenariuszu, który zrobiłem i sami zrobić go u siebie?

Jakiś czas temu miałem przyjemność poprowadzić seminarium dla innowatorów w ramach programu Mikro Innowacje Makro Korzyści. Podczas spotkania użyłem metafory opartej na wierszyku z dzieciństwa, który chociaż wnerwiający i zmorą mych wczesnych lat, to chyba dobrze oddaje pewną filozofię przedsiębiorczości, którą chcę się z Wami podzielić.

Chodzi o wierszyk “Idzie Grześ przez wieś”. Katowano mnie tym, gdy byłem dzieciakiem i strasznie tego wiersza nie lubiłem, głównie ze względu na jego przekaz. Grześ cały czas gubi piasek z worka, po czym orientuje się, że nic już nie ma w worku. Zaczyna zbierać to, co zgubił i znów, wracając do domu, gubi piasek. Oj głupi ten Grześ, głupi.

Dzisiaj już wiem, że sytuacja z wiersza Tuwima jest dziecięcą wersją mitu o Syzyfie. Tam również bohater mitu musiał wtaczać głaz pod górę, po czym wracać po niego na dół i znów wtaczać… I tak wkoło Macieju. Antyczny Syzyf i współczesny Grześ z wiersza to ta sama osoba i ten sam przypadek. Tyle tylko, że Syzyfowi współczuliśmy, bo robił to za karę, a Grześ robił to z głupoty. Ja natomiast uważam, że jedna i  druga historia dobrze obrazuje pewną specyfikę przedsiębiorczości.

Nie ważne jak dobry w biznesie jesteś. I tak nie możesz przestać. Musisz codziennie zaczynać od nowa i od nowa. Wtaczasz projektowy kamień, czy rozsypujesz marketingowy piasek tylko po to, by za jakiś czas zacząć od początku i od początku. Końca w tej robocie nie widać, a pracy przybywa. Jeśli do tego dołożysz porażki, które napotykają przedsiębiorców wcale nie tak rzadko, to masz problem. Bo jaki wniosek wynika z mitu o Syzyfie, czy wierszyku o Grzesiu? Ano taki, że zamiast żyć w niedoli i głupocie, to już lepiej się chyba zabić.

Na szczęście z alternatywą przybywa Albert Camus w swoim eseju na temat Syzyfa. Jakie są jego rozwiązania i dlaczego da się je przyłożyć do życia przedsiębiorcy?

  1. Syzyf oczywiście może rozwiązać sprawę przez samobójstwo. Biznesowym samobójstwem jest poddanie się i zakończenie działalności. No i spoko, można. Czasami wręcz nie ma innego wyjścia, bo może pojawić się milion różnych powodów, które rzeczywiście popychają do zakończenia życia biznesowego. Nie oznacza to jednak, że jest to rozwiązanie problemu. Ucieczka go nie rozwiązuje, jedynie od nas odcina. Problem nieustannego harowania pozostaje.
  2. Można żyć nadzieją, że gdy Syzyf już umrze, to pójdzie do nieba i dostanie nagrodę. Podobnie i Grześ, gdy już zacznie wąchać kwiatki od spodu, w końcu stanie się mądrzejszy i przejrzy na oczy prawdę o świecie i stanie się naprawdę szczęśliwy. W świecie przedsiębiorców taka postawa to dla mnie życie nadzieją na odpoczynek na emeryturze. Popracuję teraz ile mogę, nie robiąc nic więcej, zaprzepaszczając relacje, zdrowie i całą resztę na rzecz biznesu, no ale za parę(naście/dziesiąt) lat… Ale wtedy sobie odpocznę! Och! Bahamy uważajcie – przybywam! Wreszcie w życiu po życiu – na emeryturze. Super, wiele osób rzeczywiście łapie wiatru w żagle po przejściu na emeryturę. Zaczynają żyć radosnym życiem i chwała im! Tyle tylko, że to również nie rozwiązuje problemu przepracowanego życia. Życia Syzyfa.
  3. W końcu, jak mówi Camus, możemy podejść do sprawy inaczej i sprowokować pytanie. Co jeśli Syzyf, a może nawet i Grześ, lubią to co robią? Co jeżeli Syzyf rajcuje się tym, że głaz cały czas spada? A Grześ ładuje baterie tym, że musi zbierać piasek, by go potem znowu rozsypać? Co jeżeli ich “męki” wcale nie są mękami, ale przynoszą im szczęście? Co jeżeli LUBIĄ TO CO ROBIĄ? Moim zdaniem mamy wtedy do czynienia z trzecią drogą. Nie w lewo, nie w prawo, lecz w górę.

I trochę jest tak z byciem przedsiębiorczym (na instagramie powiedziałbym #entrepreneurlife), że nasza praca to trochę robota Syzyfa i praca Grzesia. Robimy projekty tylko po to, by robić nowe projekty. Działamy, sprzedajemy i promujemy, dzielimy się za darmo, zachęcamy i pomagamy tylko po to, by robić to znów i znów, coraz lepiej i lepiej. No męczarnia! Tak! Chyba, że to lubisz. Wtedy jesteś błogosławionym Syzyfem i świętym Grzesiem 🙂

Poniżej moje wystąpienie z seminarium, o którym wspomniałem na początku:

Budowanie grupy i współpraca – Grzegorz Olifirowicz

Opublikowany przez Mikro innowacje – Makro korzyści Czwartek, 4 października 2018

W tym odcinku vloga odpowiadam na pytanie o to jak zrobić kampanię crowdfundingową tak, by ludzie zapraszali do niej znajomych. Bazuję trochę na pracy mądrzejszych ode mnie, ale też trochę na tym, co sam przeżyłem robiąc crowdfunding w trakcie pracy w Mutated Byte oraz tworząc całkiem nośny wiralowy filmik, który też zrobiliśmy razem z moimi kolegami w czasie funkcjonowania naszego startupu. Odcinek ma 20 minut, ale spokojnie polecam dotrwać do końca. Pojawia się tam technika growa, social loop. Istnieje ona właśnie po to, by ludzie zapraszali innych do projektu, w którym biorą udział.

A teraz popatrzcie na filmik promujący szkolenia z Mutated, który zgarnął tak wiele wyświetleń:

Jeśli film jak zrobić crowdfunding wam się spodobał, zapraszam po więcej technik grywalizacyjnych na:

Grywalizacja – kurs online + pdf „Gamifikacja” gratis

Irek Jaworski w jednym z moich postów na FB zapytał, jakie techniki grywalizacji są stosowane w kościołach. Postanowiłem odpowiedzieć na to pytanie w powyższym filmie 🙂

Wielokrotnie słyszałam, że LinkedIn to platforma do pisania CV lub taka, która nadaje się wyłącznie do biznesu i środowisk korporacyjnych. A to nieprawda!

Jak artysta skorzysta z profesjonalnego profilu na LinkedIn?

„Przecież mam konto na Facebooku, Instagramie.” „Co powinnam udostępniać na LinkedIn?” „Ale powinienem tam robić to samo co w innych mediach społecznościowych?”

Każda platforma ma swój powód istnienia, swój cel i założenia. Każda z nich ma swoją publiczność i charakterystyczne dla niej zachowania, dlatego powtarzanie schematów z innych mediów nie będzie najlepszym pomysłem. Artysta nie powinien o LinkedIn myśleć jak o kolejnym portfolio, ale platformie do komunikacji.

Taka komunikacja nie musi, w tym wypadku, oznaczać sprzedaży prac, ale kontakt z innymi artystami, galeriami czy przedstawicielami galerii, kuratorami sztuki, z osobami, które pracują w marketingu i mogłyby wykorzystać projekty kreatywne. To o czym myślę, to wykorzystanie sztuki w biznesie, np. kastomizacja ubrań, wykorzystanie sztuki na otwarciu choćby nowego, prestiżowego sklepu meblowego itp. Na LinkedIn można znaleźć przedsiębiorców, którzy budując aplikacje, platformy czy rozwijając swoje przedsięwzięcia mogą z artystami współpracować!

Kroki do skutecznego profilu na LinkedIn

Zaktualizuj swój profil

Jak każdy inny profil na LinkedIn, Twój powinien być dopracowany! Od zdjęć, przez nagłówek, po bio, w którym możesz rozpisać Twoje ambicje, plany, przedstawić swoje projekty.

Wpis, który może Cię zainteresować: Podstawy LinkedIn.

Zdjęcie powinno przedstawiać Twoją sylwetkę od pasa w górę lub twarz (min 60% zdjęcia) na najlepiej jasnym tle. Oczywiście możesz zaprezentować się na tle własnych prac, ale niech nie będą one głównym elementem zdjęcia. LinkedIn tworzą ludzie i w przeciwieństwie do Instagrama, gdzie możesz zaprezentować swoje prace, na LinkedIn najlepiej bedzie zobaczyć Ciebie. Wykorzystaj zdjęcie w tle do dodania kontekstu czy nawet danych kontaktowych.

Wpis, który może Cię zainteresować: Zdjęcie w tle na LinkedIn.

Twój one-liner, nagłówek, to 120 znaków, który możesz wykorzystać do określenia tego, czym się zajmujesz, jaka jest Twoja branża.

Z kolei Podsumowaniu na LinkedIn możesz nadać bardziej osobisty charakter, opisać historię Twojej sztuki, inspiracje lub to, czego szukasz na platformie.

Uzupełnij profil o media: możesz dołączyć media różnych formatów od pdfów po wideo, a w ten sposób możesz dać zajawkę do swojego portfolio.

Nie zapomnij o opisaniu swojego doświadczenia czy wykształcenia na LinkedIn, co nada profilowi wiarygodności.

Nawiązuj znajomości

Personalizuj zaproszenia do kontaktu! To pierwszy moment, kiedy nawiązujesz relację, nie oczekuj od innych, że zgadną dlaczego zapraszasz ich do swojej sieci połączeń. Masz 300 znaków do wykorzystania, a krótka notatka:

Cześć, jestem rękodzielnikiem. Moje prace opierają się na wykorzystaniu materiałów pozostałych z uszycia skórzanych toreb innych twórców. Jeśli temat Cię zaintrygował zapraszam do odwiedzenia mojego portfolio na stronie: xyz.com Zapraszam też do pozostania w kontakcie na okazję przyszłych projektów.

Dzień dobry,

Widziałam na Pani profilu informację o wernisażu, w którym w przyszłości chętnie wzięłabym udział. Zapraszam do pozostania w kontakcie na LinkedIn, jednocześnie zachęcam do odwiedzenia strony z moim portfolio: www.yxz.com

Pozdrawiam,

Niepisana netykieta LinkedIn nie narzuca formy zwracania się do użytkowników, więc to od Twojego wyczucia zależy czy użyjesz formy „na Ty” czy „na pan/pani”.

Odpowiadaj na zaproszenia nawiązania nowych połączeń spersonalizowaną wiadomością. Nie kolekcjonuj połączeń, ale traktuj je relacyjnie!

Używaj rekomendowanych przez LinkedIn połączeń

W miarę częstszego używania LinkedIn, algorytm zacznie podpowiadać Ci osoby do kontaktu. Nie ignoruj tych podpowiedzi zwłaszcza na etapie rozwijania swojej sieci połączeń.

To prawdopodobnie ułatwi Ci dotarcie do osób pracujących w muzeach, galeriach sztuki, organizacjach, o których prawdopodobnie nie miałaś pojęcia. 🙂 Pamiętaj, żeby jednak nie dodawać tych połączeń automatycznie, ale przejrzeć ich profile i zaprosić do kontaktu tych, którzy mogą być użyteczną relacją.

Łącząc się z wartościowymi dla Ciebie profilami, LinkedIn będzie się uczył Twoich zachowań i podpowiadał coraz lepiej.

Udzielaj się

Zwłaszcza na etapie rozwijania swojego profilu sprawdzanie tego, co dzieje się na Twoim LinkedIn feed, czyli na stronie głównej może być super istotnym elementem Twoich działań.

Nie zapominaj o Tworzeniu własnych wpisów czy choćby komentowaniu postów swojej branży. Pamiętaj, że to nie Twoje polubienie zostanie zauważone, ale właśnie komentarz, który jest opatrzony Twoim imieniem i, co najważniejsze, nagłówkiem!

Wpis, który może Cię zainteresować: Pomysły na wpisy na LinkedIn

Możesz zaplanować serię swoich postów i na przykład w każdy poniedziałek dzielić się swoimi pracami – najlepiej na każdej ze swoich platform społecznościowych – dla spójności. Z kolei innego dnia, czy co dwa tygodnie możesz opisać przypadek, kiedy sztuka została wykorzystana w biznesie.

Dziel się wiedzą, inspiruj, intryguj i zachęcaj do kontaktu!

Pisz artykuły

Jeśli jesteś autorem bloga, bierzesz udział w wystawie, chcesz opowiedzieć jak tworzysz swoje prace – napisz artykuł na ten temat, zamieść go na LinkedIn i uzupełnij zdjęciami! Nic prostszego. Artykuł może budować Twoją ekspertyzę, świadczyć o profesjonalizmie, reklamować wydarzenie. Może być uzupełniony o linki, wideo czy zdjęcia.

Skorzystaj z tego!


Jak widzisz, LinkedIn nie musi być jedynie przestrzenią dla zawodów stricte korporacyjnych, ale może służyć jako platforma dla tych którzy zajmują się ulotną sztuką, która tez musi zarabiać. 😉

Z pewnością warto sprawdzić, co na LinkedIn robi Twoja branża:

platforma do pisania CV, LinkedIn platforma do pisania CV, LinkedIn platforma do pisania CV, LinkedIn

 

Oni juz tam są i korzystają, a Ty?

#kolejne artykuły