Nowe życie na świecie, czyli poród. | worldmaster.pl
#

Długo się zbierałam do napisania tego postu. To nie będzie krótka, piękna historyjka, o tym jak moje cudowne dziecko przyszło na świat, więc jeśli tego się spodziewałaś to możesz zakończyć czytanie w tym miejscu.


Poród. Najpiękniejszy moment życia, tak wzniosły i wyjątkowy.

W kwestii psychicznej może i tak. Dla mnie od początku cała ciąża była cudem życia, piękną abstrakcją. Nie mogłam się doczekać porodu – tym bardziej gdy się opóźniał, bo nie mogłam doczekać się naszego dziecka na tym świecie.

Grunt to dobre nastawienie. Od zawsze byłam świadoma, że łatwo nie będzie. Czy będzie boleć? Tak będzie. Gdy pytano mnie przed porodem, czy się boję, odpowiadałam, że nie. Trzeba to po prostu zrobić, przeżyć, nie ja pierwsza, nie ja ostatnia, a strach niczego tu nie zmieni. Wysiłek przy porodzie porównywany jest do przebiegnięcia maratonu, a ból do łamania kilkunastu kości na raz – tak mówią. Jestem sportowcem, biegam amatorsko, kontuzje i złamane jakieś kości też miałam, ale niewiele miało to wspólnego z tym co przeżyłam. Właśnie. Słowo klucz, to PRZEŻYŁAM, bo chwilami zastanawiałam się, czy jeszcze jestem na tym świecie, czy po drugiej stronie. Do rzeczy:

Do szpitala zgłosiłam się na tydzień po przewidywanym terminie porodu. Zostałam przyjęta na oddział patologii ciąży do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Podczas przyjęcia nie wyraziłam zgody na obecność studentów przy porodzie, za co wymownie zwrócono mi uwagę. Na oddziale nic specjalnego się nie działo. Bardzo sympatyczna obsługa poinformowała mnie o zasadach : godziny obchodów, ktg, kiedy posiłki, zrobiono mi badania krwi, moczu. Następnego dnia planowano wywoływanie porodu, ALE….

Wieczorem zaczęłam się gorzej czuć. Miałam skurcze, które od 23 zaczęły być regularne co 5 min i miałam wrażenie, że coś ze mnie leci. O północy poszłam na badanie. Stwierdzono, że nie ma rozwarcia, sprawdzimy na kolejnym obchodzie (za 3h). Do 3 nie spałam notując w telefonie każdy skurcz. O 3 znów poszłam na fotel. Były podejrzenia, że sączą się ze mnie wody płodowe, ale rozwarcie znikome więc czekamy dalej. Wróciłam do sali ze skurczami, ale już z postanowieniem, że zamiast notować skurcze, musze sprobować choć trochę się przespać. Zdrzemnęłam się może z godzinę.

O 6, dzień dobry – zapraszamy na fotel prezesa. Byłam w pół przytomna, rozwarcie 1,5cm i nic… o 9 po badaniach zadecydujemy co dalej. Padnięta po nieprzespanej nocy, cały czas ze skurczami czekałam na to co będzie dalej. Koło 8 przyjechał mąż. Godz 9, witamy, usg, fotel prezesa, studenci, było sympatycznie. Lekarz podjął decyzję, że dostanę jakiś zastrzyk w tyłek z substancją na T…..  (nie pamiętam), który spowoduje rozkurczenie macicy i albo odpuszczą mi skurcze, albo zacznie się dziać coś więcej. Czekaliśmy z mężem na korytarzu na wezwanie jeszcze do gabinetu – zjadłam 2 wafle ryżowe i wypiłam pół jogurtu truskawkowego. Po badaniu i zarejestrowaniu 2cm rozwarcia usłyszałam : Pani Kasiu, proszę spakować rzeczy i za 15 min przyjść do nas – idziemy na salę porodową.

  • Godz 11, jesteśmy na porodówce. Najpierw godzinne KTG – skurcze cały czas męczą, potem z godzinę poskakałam na piłce, wkręcając sobie sama, że fajnie się bawię i nie jest tak źle. Prawdziwa zabawa zaczęła się później.
  • Po 13 podłączyli mi kroplówkę z oksytocyną, ponieważ cały czas męczyły mnie skurcze, ale rozwarcie nie postępowało. Po 30 min skurcze bardzo się nasiliły i trwały po 30 sekund. Rozwarcie 3cm czyli dalej daleko w polu.  Aby uśmierzyć ból dostałam do wdychania gaz. Kiedy czułam, że nadchodzi skurcz miałam powoli i baaardzo głęboko wdychać gaz. Byłam już bardzo wymęczona po nieprzespanej nocy, nic nie jedzeniu i silnych skurczach. Podłączono mi kroplówkę z glukozą. Skurcze się nasilały, było mi bardzo zimno i się trzęsłam, a butla z gazem się skończyła. Najlepiej ujmując można powiedzieć, że leżałam i kwiczałam.
  • Po 16 miałam 5cm rozwarcia i sił już nie było. Zalecono mi pójście pod prysznic, ale ze względu na to, że w mojej sali była tylko toaleta, musiałam zmienić salę porodową. Po drodze ledwo idąc z mężem i z kroplówką u boku dostałam skurczu. Aż przykucnęliśmy – mąż mnie trzymał , bo ja nie miałam siły stać na nogach. Pod prysznicem byłam ponoć 1h10′ – mówię ponoć, bo mój odbiór rzeczywistości był już zaburzony. Pamiętam tylko ból, który czułam, ale to co się działo dookoła, jak zza światów. Pod prysznicem krzyczałam, że już nie chce, że już nie mam siły, żeby ktoś to zatrzymał, bo ja już nie mogę. Siedziałam na krzesełku jak menel i spływała po mnie woda. Skurcze już trwały po 50-60 sekund.
  • Po 17 gdy wyszłam spod prysznica pojawiła się opcja, że dostanę znieczulenie zewnątrzoponowe. Wcześniej nie było takiej możliwości ponieważ dostała znieczulenie dziewczyna, która też rodziła w tym samym czasie i miała bardziej zaawansowaną akcję porodową (w tym samym czasie może być znieczulona tylko 1 osoba), więc musieliśmy czekać aż urodzi, ale ostatecznie zabrano ją na cesarkę. Dostałam dokumenty do podpisania. Ręka mi się trzęsła, mąż mi pomagał, bo ja nie wiedziałam jak trzymać długopis i gdzie pisać.  Byłam już wymęczona. W międzyczasie w końcu podłączyli nową butlę z gazem, ale to już nic nie pomagało. Bardzo chciałam i wierzyłam że pomoże, więc wdychałam dalej.

  • 17:40, 8cm rozwarcia, “no to może do 19 urodzimy”, milion zmian pozycji, z pleców, na bok, z boku na plecy, podłączają mi kolejną dawkę oksytocyny. GDZIE JEST ANASTEZJOLOG? DAJCIE MI TO ZNIECZULENIE!
  • 18:20, okazuje się, że anastezjolog został wezwany na reanimację na OIOM, nie przyjdzie do mnie, nie dostanę znieczulenia. Nadzieje zostały pogrzebane, a siły opadły już kompletnie. Skurcze bolą jak szalone.
  • 18:45 pojawia się nowy zespół położnych na sali porodowej z panią położną KOSĄ na czele. Dookoła mnie 11 osób. Rodzimy. Marzę tylko o tym, żeby to się już skończyło.

  • Dalej już wszystko pamiętam jak przez mgłę, ponieważ traciłam przytomność.  W trakcie parcia miałam już zupełne odpływy. Ordynator każe zwiększyć jeszcze dawkę oksytocyny.  Każde parcie kończy się tak samo -> tracę przytomność, cucą mnie, mam drgawki, nie mogę złapać oddechu. Podłączają mi tlen. W momencie kiedy traciłam kontakt z rzeczywistością miałam nadzieję że się już nie obudzę – tak niestety w tych sekundach było. Ale budziłam się i dalej tu byłam i dalej ten koszmar trwał. Rozglądałam się w amoku widząc dookoła mnie tłum. Dopiero, gdy widziałam obok Huberta uspokajałam się.W tym wszystkim miałam ogromne drgawki, dosłownie telepało mnie. NIECH TO SIĘ JUŻ SKOŃCZY !
  • O 19 zostałam nacięta. Kiedy ja traciłam przytomność, Borysowi spadało tętno. Widać było jego włosy, ale cały czas nie mógł się wydostać, a właściwie to ja nie mogłam jego uwolnić. Docięto mnie po raz kolejny. Pani położna KOSA mówi “Spójrz sie na mnie! skup się! zbierz wszystkie siły, teraz musisz urodzić!”. Obok już były przygotowane kleszcze. Nie wiem jak to się stało, ale Borys wyskoczył za jednym razem jak z procy. Była godzina 19:10

Trzymałam na klatce swoje dziecko i nie wierzyłam, jak to sie stało. Zapytano mnie jak będzie miał na imię, odpowiedziałam ledwo dysząc “BORYS”.
Hubert przeciął pępowinę. Borys chwilę ze mną poleżał i zabrano go na mierzenie, ważenie wraz z Tatą, a przede mną jeszcze było jedno zadanie – urodzić łożysko, co też nie było proste.

Położna naciskała mi na brzuch mówiąc : “nie mogę, mięśnie brzucha oporują” i tak się bawiliśmy, aż w końcu podszedł ordynator i zdecydowanie nacisnął mi na brzuch z całej siły, aż łożysko wyszło. A więc co teraz? Łyżeczkowanie, aby nic tam nie pozostało. Oczywiście cały czas byłam bez jakiegokolwiek znieczulenia. Czułam wszystko, ale po urodzenia Borysa czułam, że jestem niezniszczalna i ten ból już mnie nie rusza. Przy szyciu już miałam dosyć. Lekcja techniki skończyła się o 20:10, czyli moje szycie trwało prawie godzinę. 15 min przed końcem dostałam łaskawie jakieś znieczulenie. Marzyłam już, żeby opuścić w końcu nogi i zmienić pozycję, bo zdrętwiał mi cały pośladek. Okazało się, że zrobił mi się mały krwiak i potem przez tydzień zażywałam antybiotyk przeciwko zakażeniu.

Do 21 leżałam na sali poporodowej z Borysem i mężem, męczona przez męża żebym w końcu coś zjadła.  Czy myślałam wtedy o tym co przeżyłam, jak jestem pocięta, poszyta i jak nie mam siły? W ogóle. Byłam najszczęśliwsza. Mąż został odesłany do domu, a ja przewieziona do sali na oddział położniczy – zostałam sama z moim nowonarodzonym skarbem.
W nocy i rano o 5 idąc do toalety z położną zemdlałam, więc sił nadal brakło.
Cała moja regeneracja, psychika i ukochane wizyty w toalecie to już połóg, więc zostawię to na osobny post.

Reasumując, było bardzo ciężko i wiem że bez męża nie dałabym rady, który był cały czas przy mnie. Współczuję mu, że on był tam trzeźwy bo ja większość średnio pamiętam, a on te x godzin przeżywał w pełni świadomy. Gdy już byliśmy w domu powiedział, że słyszał w końcówce jak pękło mi spojenie łonowe.

Czy dziś to wszystko ma jakieś większe znaczenie? Dla mnie i męża na pewno. Ale najważniejsze jest to, że Borys jest z nami cały i zdrowy. Co z tego, że miałam popękane oczy, naczynka na policzkach, na dekoldzie, a w trakcie porodu chciałam wyciągnąć białą flagę mówiąc, że się poddaję? Mój próg bólu mocno się przesunął.

NIKT NIE MÓWIŁ, ŻE BĘDZIE ŁATWO, ALE NA PEWNO BĘDZIE WARTO.

Jestem najszczęśliwsza. Czy nadal chce mieć drugie dziecko? Tak. Dla takiego cudu świata, kobieta przeżyje i wycierpi dużo. WARTO !

IMG_4716

Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma taki komfort, aby przygotować osobne królestwo dla najmłodszego członka rodziny. Bardzo często jest tak, że po prostu obok miejsca gdzie śpią rodzice (czasem nawet nie jest to sypialnia, tylko kanapa w salonie) stawiamy łóżeczko. I tak naprawdę to jedyna rzecz z kategorii mebli, która jest NIEZBĘDNA naszemu Maluszkowi do początkowego, zdrowego rozwoju. Reszta to komfort rodziców. Ale co jeśli już mamy tą przestrzeń i możemy ją odpowiednio zagospodarować?

img_5161
Na początku planowałam urządzić “pokój przyszłościowy”, porobić jakieś sprytne zakamarki do przechowywania, których zawsze w domu jest za mało. Najlepiej jeszcze gdyby pokój dostosowany był na drugie dziecko, kiedy sie pojawi. Napisałam do pewnego portalu, który ma dział aranżacji domów, mieszkań. Odpowiedź dostałam po 3 miesiącach – ale miło, że napisali i opublikowali na moim przykładzie artykuł 😉 Nie skorzystałam z ich pomysłu.
Ostatecznie ze wszystkim poradziłam sobie sama. No…. sama organizacyjnie, fizycznie z pomocą męża 😉

(więcej…)

Od miesiąca nie karmię już piersią. 9 pełnych miesięcy według mnie i moich możliwości fizycznych i psychicznych okazało się w pełni wystarczające.

Jak wiecie Borys nigdy nie miał problemu z butlą czy smoczkiem. Od samego początku, gdy zapoznałam się z laktatorem nie było sytuacji, że nie chciał pić ściągniętego mleka z butelki. Już po tygodniu jego życia, kiedy musiałam podjechać do mojego miejsca pracy, aby zgłosić synka do ubezpieczenia i z duszą na ramieniu zostawiłam Huberta z Borysem w towarzystwie butelki, okazało się, że bardzo dobrze oboje sobie poradzili. Oczywiście zrobiliśmy wcześniej małą próbę generalną 😉

nie karmię piersią

Jeszcze w ciąży mówiłam, że chciałabym karmić piersią Borysa pół roku. Jedna powie TYLKO, druga powie AŻ ! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

We wrześniu, po 6 miesiącach napisałam, że chyba finiszuje… ale ostatecznie skoro coś się tam jeszcze sączyło, a przed nami był okres jesienny, pomyślałam „dobra… jeszcze trochę pociągnę ten wózek”.
Dlaczego o tym tak piszę? Nie oszukujmy się. Mimo całej bliskości, wyjątkowości i dodatkowo uciekających kalorii wcale nie jest to takie proste. Wymaga to od kobiety wiele. Począwszy od prozaicznych rzeczy takich jak odpowiednie ubranie – o golfie jesienią można zapomnieć, po kwestie czysto związane z funkcjonowaniem, czyli że to Ty wstajesz w nocy, Ty masz policzony czas na jakiekolwiek wyjście z domu i to Ty trzymasz na wieczornym wyjściu w torebce kluczyki od auta, bo wiadomo kto będzie prowadził samochód w drodze powrotnej 😉 O przyjemności siedzenia z laktatorem nie wspomnę. Nie wiem czy którejkolwiek kobiecie to może sprawiać przyjemność – dla mnie na pewno to takie nie było.

Od 7 miesiąca PIERWSZY RAZ postanowiłam podać Borysowi mleko modyfikowane.  Wcześniej nigdy nie było takiej potrzeby. Gdy zdarzyły się awarie, to udało się im zaradzić w naturalny sposób : lactosan mama, piwko bezalkoholowe, generalnie słód jęczmienny 👍🏻
Wracając do MM, pomyślałam : „Spróbujmy. Zobaczymy jak zareaguje, czy nie ma jakiejś alergii itp”. Tak szybko jak podałam mu smoczek butelki z mlekiem modyfikowanym do buzi, tak szybko jęzorem go wypchnął z jednoznaczną miną. Przecież nie chodziło o butelkę, bo moje mleko z butelki pił. Kupiłam w Rossmannie małą saszetkę drugiego mleka, trzeciego – reakcja ta sama. Poczułam się uwięziona.

W końcu któraś z Was podsunęła mi pomysł, który zadziałał.

Przystawiłam Borysa do piersi, po czym podsunęłam mu butelkę z mm. Gdy po sekundzie niemal się zreflektował dostał znów pierś i znów podmianka na butlę. I tak kilka razy. Powtarzałam tę czynność przez parę dni, bo założenie było takie, że dostawał tylko mleko modyfikowane raz dziennie, na wieczór bo akurat tak wypadało, że wieczorami wychodziłam na trening i Hubert mógł nakarmić Borysa, a ja nie musiałam się spieszyć. Po kilku dniach Borys zaakceptował smak mleka modyfikowanego. Za dnia i w nocy dalej karmiłam piersią. Później kilka razy się zdarzyło, że mąż w nocy mnie wyręczył, a ja zaczęłam milej spędzać noce, to znaczy przesypiać dłuższe odcinki czasowe.

Laktacja zaczęła się zmniejszać, a Borys jadł coraz więcej posiłków stałych.
Kiedy na 9 miesięcy podjęłam decyzję o zakończeniu karmienia piersią przyszło to dość łatwo. Przez około tydzień przystawiałam Borysa tylko z rana, po nocy, przed jego śniadaniem i później jeszcze koło południa, bo domagał się bliskości. Kolejny tydzień tylko poranki. I tak doszliśmy do etapu kiedy źródełko wyschło.

Także tak to wyglądało u Nas. Czy mleko modyfikowane wpłynęło pozytywnie na spanie Borysa ? W żaden sposób. Miał baaaaardzo dużo pobudek. Czasem tylko na mleko i zasypiał od razu dalej (podanie wody powodowało straszną aferę) , a czasem budził się  na zabawę. Za to na pewno odstawienie Borysa wpłynęło na mój apetyt…  dajcie mi konia z kopytami i na rozmiar biustu 🙁 Że tak to ujmę… nic nie trwa wiecznie 🙂

Na koniec chciałabym dodać, że to nie jest wpis ani propagujący karmienie piersią ani zachęcający do odstawienia. To tekst czysto informacyjny odnośnie sytuacji u nas. Każda mama sama wie najlepiej i sama decyduje jak długo chce karmić i kiedy czas tą piękną przygodę zakończyć.

Czym jest wdzięczność? Czemu warto być wdzięcznym? Jak być wdzięcznym każdego dnia? Wdzięczność, a negatywne doświadczenia.

Wdzięczność kojarzy się raczej z czymś pozytywnym. W związku z tym, u dużej części osób może pojawiać się po pozytywnych wydarzeniach. Jednak może warto być wdzięcznym także za negatywne doświadczenia?

Udało się dostać na wymarzone studia! Cóż za szczęście. Jestem wdzięczna za to, że się udało. Urodziło mi się zdrowe dziecko. Jestem wdzięczna, że wszystko się dobrze ułożyło. Kupiliśmy dom. Jesteśmy wdzięczni za taki stan rzeczy. Jednak co, kiedy coś się nie udaje? Jesteśmy załamani. Doszukujemy się powodów, przez które sytuacja tak się potoczyła. Czasem nawet pokusimy się o stwierdzenie typu ,,Za jakie grzechy?”.

nauka, życie jako lekcja, lekcja, wdzięczność, doświadczenia, dziewczyna, plaża, smutek, radość, szczęśćie, pozytywne uczucia, negatywne doświadczenia

Życie to nauka

Zacznijmy od tego, że niejednokrotnie życie pokazuje, że nie składa się tylko z dobrych i radosnych momentów. W jednej chwili euforia może zamienić się w gorzki smutek. Jednak niezależnie od tego powinniśmy być wdzięczni. Z jednego, prostego powodu. Każdy dzień czegoś nas uczy. Bez znaczenia jest to, czy coś poszło zgodnie z założeniami, czy też nie. Z tysiąca sytuacji, jakie potrafią się przydarzyć codziennie, możemy wyciągnąć bardzo dużo. O czym niestety często zapominamy. Tak samo, jak i o tym, że warto być wdzięcznym za wszystkie doświadczenia.

człowiek, walka, wrzechświat, kolorowe życie, radosne życie, powodzenie, pozytywne przeżycie, doświadczenia

Wdzięczność tylko za duże rzeczy

To błąd! Praktykowanie wdzięczności zaczyna się od najprostszych rzeczy. Mam na myśli tutaj wszystkie rzeczy, jakie posiadamy, a są niezbędne do codziennej egzystencji. Zdrowie, rodzina, dom, praca, przyjaciele, pyszny posiłek, miło spędzony dzień- banalne? Pewnie, że tak. Natomiast czemu cieszyć się tylko z wielkich wydarzeń? Sedno tkwi w czerpaniu radości z małych rzeczy. Dzięki temu zaczynamy inaczej spostrzegać życie, sytuacje, chwile oraz to, co posiadamy. Takie działanie pokazuje, że mamy o wiele więcej niż nam się wydawało- nie tylko w kwestii materialnej.

wdzięczność, dziecko, smutek, negatywne doświadczenia, ból, żal, załamanie, depresja, dziecko

Na dobre i na złe z wdzięcznością

Choć może wydawać się to dziwne, naprawdę radzę to przemyśleć. W momencie, kiedy w głowie roi się od negatywnych myśli podpowiadających, że nic już nie ma sensu, owa wdzięczność może pokazać, że się mylimy. Wystarczy pomyśleć:

  • co posiadam (materialnego oraz niematerialnego),
  • kto jest przy mnie,
  • jakie uczucia mi towarzyszą,
  • czego się nauczyłam,
  • co się wydarzyło dobrego w ostatnim czasie.

Warto również wykazać wdzięczność za te negatywne doświadczenia. ,,Jestem wdzięczna za ten smutek”, ,,Jestem wdzięczna za tę sytuacje, która pokazała mi…”; ,,Jestem wdzięczna, że tak postąpiła, ponieważ …”; ,,Jestem wdzięczny, że mi się nie udało, bo nauczyłem się …”. W ten sposób zaczynamy patrzeć na wydarzenia w trochę inny sposób. Wracamy do tego, by uczyć się w każdej chwili swojego życia. Nieistotne jest to, czy popełniliśmy błąd, czy ktoś źle postąpił, czy po prostu coś poszło nie tak. Ważne jest, jak na to spojrzymy. Być może z biegiem czasu okaże się, że przyniosło nam to więcej korzyści, niżeli strat. Jednak odpowiedzi na to przyjdą z czasem. W tym danym momencie najlepsza będzie chwila ciszy i pobycia z tymi emocjami. To sposób na przemyślenie i wyciągnięcia wniosków z całokształtu.

modlitwa, dziennik, praktykowanie, podziękowanie, przemyślenia, życie

Jak być wdzięcznym?

Sposobów jest mnóstwo! Należy tylko wybrać odpowiedni dla siebie. Ja mam zwyczaj wypisywać sobie rzeczy, za które jestem wdzięczna w moim dzienniku. Codziennie po medytacji, staram się ich wypisać jak najwięcej. Dotyczą one ogólnie mnie- mojej sytuacji życiowej, ludzi, którzy mnie otaczają, a także rzeczy, które posiadam. Oprócz tego odnoszą się do danego dnia. Nie ma żadnych wytycznych, które mówiłyby, za co należy być wdzięcznym. Dlatego każdy robi to według własnych potrzeb. Osobą, która w świetny sposób propaguje, jak ważna jest wdzięczność jest Mariola Sokołowska. Na jej profilu znajdziesz codzienną dawkę inspiracji oraz motywacji do tego, by być wdzięcznym! Jej przygoda zaczęła się od książki  “Magia” Rhondy Byrne i zmieniła jej życie. Dziś ona zmienia życie innych i pokazuje ile wartości jest we wdzięczności. Również można skorzystać z medytacji prowadzonej, która pomaga praktykę wdzięczności. Spróbuj!

Za co dziś jesteś wdzięczna/wdzięczny?

 

 

Czym jest odwaga? Dlaczego warto być odważnym? Jak przełamać strach?

Jest to temat dość dla mnie ważny. Ze względu na to, że mój pierwszy wpis, dotyczył właśnie odwagi. Jednak tak naprawdę czym ona jest ? Jaką rolę odgrywa w naszym życiu?

Nieważne ile masz lat, czym się zajmujesz oraz kim jesteś. Z pewnością nie raz w życiu odwaga przydała Ci się w Twoim życiu. Natomiast też nie raz jej zabrakło. Jednak nie warto się na tym skupiać. Dziś chciałabym byśmy pochylili się nad odwagą jako niezbędnym elementem do życia.

Czym jest odwaga?

Odwaga kojarzy nam się z pewną postawą jaką prezentuje się wobec jakiegoś niebezpieczeństwa. Charakteryzuje się umiejętnością przezwyciężenia strachu powstałego w skutek tego niebezpieczeństwa. Może się objawiać przy danej sytuacji, zdarzeniu, czynności, zachowaniu. W związku z powyższym odwaga pomaga nam podjąć pewien krok i wyjść poza strefę komfortu. Skok ze spadochronu, zmiana pracy, skok do wody, rozpoczęcie rozmowy, otwarcie interesu to wszystkie rzeczy, które nie zostaną wykonane jeśli strach zwycięży.

podroż, odwaga, samotność, jak żyć w zgodzie ze sobą, odważne życie, zmiana życia, podejmowanie decyzji

Odważ się być sobą

Pierwszym krokiem jaki powinniśmy odważyć się zrobić to bycie sobą. Jeśli udajemy przed innymi to udajemy i przed sobą. Nie jesteśmy autentyczni. Oszukujemy siebie oraz innych. Z czego to wynika? Boimy się odrzucenia, braku akceptacji. Wydaje nam się, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy by ktoś nas polubił, czy pokochał takich jacy jesteśmy. Jednak czy to ma sens? Kompletnie nie. Brzydko mówiąc „gówno zawsze wypłynie” i nie oszukuj się, że będzie inaczej. Życie jest zbyt przewrotne, by ukryć swoją prawdziwą twarz. Oczywiście, że żyjemy w pewnego rodzaju teatrze. Natomiast pamiętajmy, by mieć odwagę być sobą. Osoby, które mają z nami być będą nas akceptować i obdarzać uczuciem niezależnie od tego jacy jesteśmy. Będą nas szanować za to, że jesteśmy tacy jacy jesteśmy- szczerzy i prawdziwi. Nie ma ludzi idealnych.

Odważ się żyć po swojemu

Nie da się ukryć, że od samego początku propaguję fakt, że nic nie musisz. Moje doświadczenia pokazały mi, że nie warto spełniać czyiś oczekiwań. Sprawia to, że człowiek jest po prostu nieszczęśliwy. Podporządkowywanie się pod schematy, kogoś widzi mi się, powoduje, że tak naprawdę nikt nie jest zadowolony. Mimo, że będziesz starać się kogoś uszczęśliwić i być jakim chce, to możesz liczyć na to, że i tak nie spełni to oczekiwań. Zatem po co? Żyjąc w zgodzie ze sobą i swoimi pragnieniami możemy zrobić o wiele więcej. Przede wszystkim jesteśmy zdolni do większych rzeczy. Nie oznacza to, że będzie łatwo. Często ludzie wiele od nas wymagają. Byśmy byli, robili, a zapominają o samych sobie. Poza tym, zawsze człowiek patrzy przez swój pryzmat- potrzeb, wartości. Porównujemy, przypasowujemy, a każdy te elementy ma różne. Dla jednej osoby wyjazd za granicę będzie przerażający, zaś dla drugiej osoby spełnieniem. W związku z tym, odważ się iść swoją drogą.

brave, schody, zmiany, nieznane, zagadka, wolność, odwaga, życie po swojemu

Jak wziąć życie w swoje ręce?

Odwaga będzie nieodłącznym elementem tego procesu. W pierwszej kolejności musisz zapytać się siebie czego w ogóle pragniesz. W tym może pomóc Ci medytacja oraz prowadzenie dziennika. Tak samo darowanie sobie przekonywania kogoś do swoich racji i potrzeb. Nic nie musisz udowadniać ludziom. Najważniejsze, abyś Ty czuł się dobrze. Nie obejdzie się bez wiary, a czasem i determinacji do osiągnięcia swoich celów. Nawet jeśli jesteś w tym sam, ale czujesz to- zrób to. Zamknij oczy, zrób ten krok. Po prostu się odważ. Dopiero wtedy zobaczysz co się stanie. To jak z wchodzeniem na górę po raz pierwszy- nie wiesz co Cię czeka. Nikt tego nie wie. Dobre rady mogą też okazać się niezgodne z tym co się wydarzy. Błędnym podejściem jest chęć kontrolowania wszystkiego. Czasem warto odpuścić i dać życiu płynąć, zobaczyć jakie okazje pojawią się na horyzoncie.

Tylko jak przełamać strach?

Musisz zdać sobie sprawę, że strach ma tylko wielkie oczy.  Zaufaj, że wszystko dzieje się po coś, a zmiany bywają trudne. Postaraj się ograniczyć wpływ innych ludzi na Twoje życie. Jeśli będziesz kierować się tym co mówią osoby trzecie, nie będziesz żyć po swojemu, tylko po ich. Mamy różne spojrzenie na świat, potrzeby i pragnienia. Dlatego czemu chcesz się kierować czyimiś? To nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Nie mówię, że masz być samsonem i olewać wszystko co mówią do Ciebie ludzie. Natomiast zachowaj swój rozum i słuchaj swojego serca. Zdecydowanie trudniej jest dojść do swojego głosu w środku, kiedy na zewnątrz tyle opinii i dobrych rad. Czasem trzeba się od tego odciąć by usłyszeć ten cichy głos. Nie szukaj odpowiedzi na zewnątrz, bo one są w Tobie.

“Odważ się żyć w zgodzie ze sobą”

Zmiana pracy, miejsca zamieszkania, rozstanie, czy próba stworzenia związku, także podjęcie czy rzucenie studiów, kursów, spełnianie marzeń- to wszystko będzie wymagało odwagi. Zatem odważ się i sięgnij po swoje pragnienia. W określeniu Twoich marzeń może pomóc Ci kurs “Odważ się żyć w zgodzie ze sobą”. Sama przez niego przechodziłam i odkryłam- czego się boje, co mnie blokuje, jakie przekonania posiadam. Co najważniejsze czego potrzebuje i chcę. Jeśli byłabyś zainteresowana zachęcam do skorzystania z mojego kodu rabatowego: paulina10. Warto!

intuicja, medytacja, spełnienie, życie w zgodzie ze sobą, odwaga, majorka, kobiety, kobieta, odwagaprogram mentoringowy, krąg kobiet, her island

Czy zgodzisz się ze mną, że odwaga jest potrzebna cały czas? Każdego dnia stajemy przed wyborami. Niekiedy będą one dotyczyły wielkich zmian, inne błahych spraw. Nie da się jednak określić dokładnie, które z decyzji są łatwiejsze lub trudniejsze do podjęcia. Jedno jest jednak pewne, że jedynie postępując w zgodzie ze sobą będziesz bliżej szczęścia. Zawsze pojawiają się obawy, strach, lęk. Najważniejsze jest, by nauczyć się oceniać sytuację- podjęcie, której decyzji/zrobienie rzeczy da mi wewnętrzny spokój?

Z odwagą,

Paula

#kolejne artykuły