Odwaga, czy jest nam potrzebna w codziennym życiu? | worldmaster.pl
#

Wydawałoby się, że przejaw odwagi można zobaczyć podczas skoku spadochronowego, na bungee, bądź szybkiej jazdy samochodowej.

Czy rzeczywiście odwaga przejawia się tylko w takich sytuacjach? Czy w codziennym życiu jest nam ona potrzebna? Czy w wielu kwestiach jest ważna? Czy dzięki życiowej odwadze łatwiej się żyje? I przede wszystkim czy można się jej nauczyć?

Myślę, że odwaga jest bardzo ważna w naszym życiu, abyśmy mogli zacząć żyć tak jak chcemy. Mianowicie, odwaga przyda się przy zmianie pracy, zakończeniu związku, podjęciu decyzji o zmianie miejsca zamieszkania, bądź wielu innych sferach naszego życia.

Dzięki odwadze możemy podejmować łatwiej decyzje, nawet jeśli są one trudne. Jednak czy dla każdego dany czyn będzie wymagał odwagi? Nie do końca. Ponieważ każdy z nas jest inny. Dla jednej osoby oznaką odwagi będzie jazda samochodem, bo ktoś nie boi się samodzielnie poruszać po mieście, umie zapanować nad pojazdem.

Dla kogoś innego będzie to skok ze spadochronem, który wiąże się z wyskokiem z samolotu wiele metrów nad ziemią i pędzącym bezwładnie ciałem wśród chmur. Dla kolejnej osoby odwagę posiadają Ci, którzy wyruszają w świat zarabiać pieniądze lub podróżować. I każdy ma rację.

Każdy z tych czynów wymaga odwagi. Każdy krok w naszym życiu, który stawiamy, to krok w niepewność i w nieznane. Odwaga jest niezbędna do ich wykonywania. I czy to będzie realizacja marzeń, poprawa życia prywatnego czy zawodowego, musisz się odważyć.

odwaga

Podczas, gdy zakładałam swoją pierwszą działalność potrzebowałam bardzo dużo odwagi.

Czy ją miałam? Teoretycznie tak, ale praktycznie… cholernie się bałam. W  sercu, głowie rozgrywała się walka. Walka o to co dobre, co warto, co należy zrobić. Pojawił się strach, obawa przed porażką, przed opinią innych. Pytania, jak to będzie? Czy to się uda? Co jeśli się nie uda? Jednak zdecydowałam się. Wierzyłam, że to co robię ma sens.

Odważyłam się postawić na swoim.

Odważyłam się spróbować.

Odważyłam się odrzucić opinię innych.

Odważyłam się…

Mimo, że nie było łatwo. Mimo, że zakończyło się ciężko. Mimo, że czas ten kosztował mnie bardzo dużo energii, pieniędzy i pozostawił wiele zobowiązań. Mimo, że działalność nie istnieje. Mimo, że słyszałam wiele razy „Mówiliśmy, że tak będzie”, „Trzeba było posłuchać”, „Na co Ci to było”. Wiem, że było WARTO!

Pokonałam swój strach, lęk, obawy. Nauczyłam się wiele rzeczy, które są mi przydatne teraz w życiu. Poznałam wspaniałych ludzi. Dokonaliśmy tego, co było naszym celem. Było WARTO!

BO TRZEBA SPEŁNIAĆ MARZENIA I PRÓBOWAĆ ŻYĆ PO SWOJEMU!

Nawet jeśli coś się nie uda, należy potraktować to jako lekcję i wyciągnąć wnioski. Przemyśleć. Być może to znak, że nie tędy droga… I tak to potraktowałam. Wyciągnęłam wnioski, zakasałam rękawy i ruszyłam do przodu by dalej mierzyć się ze swoją drogą.  By znów wystawić swą odwagę na próbę.

Dziś odważyłam się wrzucić swój pierwszy wpis, przez co zaczynam swoją nową przygodę. Muszę odważyć się to robić. Choć po raz kolejny cholernie się boję i zastanawiam się czy to ma sens i borykam się z wieloma myślami to idę za głosem swojego serca.

Chcę pokazać Wam, że WARTO! Mimo, że może spotkać się to z krytyką, niezrozumieniem, odrzuceniem. Będę odważna, bo chcę spełniać swoje marzenia. Chce mówić do ludzi, motywować ich by też się odważyli… Dlatego ten wpis. Dlatego ta historia.

Jednak nie zawsze odwaga zmienia tylko nasze życie…

Czasem odważny czyn ma wpływ na kogoś lub nawet na całą społeczność. Gdy ojciec lub matka wyjeżdża za granicę, by zapewnić rodzinie byt, musi znaleźć w sobie odwagę, choć jest wiele nie wiadomych, nie wie czy to ma sens, czy się uda. Jednak próbuje.

Gdy alpinista podejmuje się wspinaczki na kolejny szczyt, musi mieć odwagę by przezwyciężyć swoje słabości. Wszystko to w imię marzeń. Uzależniony, gdy zgłasza się po pomoc, ma odwagę by przyznać się, że ma problem. To pozwala zmienić jego życie.

Każda osoba, która przyczyniła się do rozwoju świata, technologii, nauki także wykazała się odwagą. Dzięki nim możemy teraz korzystać z telefonów, samolotów, komputerów, światła i wielu innych rzeczy…

dziewczyna

Jednak wszystkich tych ludzi łączy jedno… przed podjęciem działań odczuwali to samo…

Strach. Lęk. Niepokój. Niezliczona ilość niewiadomych. Czy się uda, czy warto, czy to coś zmieni? Jak będzie? Co jeśli odniosę porażkę?

Jednak każdy kto podejmuje takie lub inne ryzyko, przezwycięża to, bo inaczej nie osiągnie swojego celu. Nie będzie mógł utrzymać rodziny, spełnić marzeń, zmienić swojego życia. Zatem ruszają, w drogę, w nieznane, w niepewne, pełni obaw… I ZWYCIĘŻAJĄ!

Nie zawsze. Bo nie zawsze się udaje. Nie zawsze jest łatwo. Nie zawsze jest wsparcie.

Tylko jak wyglądałoby życie bez odwagi?

Świat stałby w miejscu. My stalibyśmy w miejscu. Nikt nie realizowałby swoich planów, marzeń. Całe życie stojąc przy ścianie. W strachu, obawie. Bez perspektyw, radości, szczęścia i poczucia spełnienia.

book

Dlatego walcz. Próbuj. Odważ się.

Strach ma wielkie oczy do momentu, aż nie odważysz się z nim zmierzyć. Wówczas okazuje się, że nie jest taki straszny.

A jeśli zrobisz go swoim sprzymierzeńcem, będzie żyło Ci się zdecydowanie łatwiej. Da się go pokonać. Tylko pamiętaj! Wszystko z głową. A zanim rozpoczniesz wielkie zmiany… Zacznij od małych rzeczy.

By nabyć odwagi musimy sami ciągle próbować. Podejmowanie wielkich, trudnych decyzji wymaga dużej odwagi. Dlatego spróbuj codziennie wystawiać swoją odwagę na próbę. Jeśli masz problem z rozmowami po angielsku, a chcesz zmienić pracę, gdzie będzie on potrzebny znajdź kogoś z kim będziesz ćwiczyć.

Poproś o pomoc by się przełamać i otworzyć na rozmowę. Chcesz pokonać swój lęk? Wystaw się na próbę! Jeśli przełamiesz się w prostych kwestiach, łatwiej będzie Ci odważyć się na wielkie czyny.

Ponadto do każdego DUŻEGO CELU prowadzą MAŁE KROCZKI. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę. Rozpisz cel na mniejsze, by powoli oswajać się z daną decyzją i stopniowo nabierać odwagi do podjęcia ostatecznych kroków.


notes Wydawałoby się, że przejaw odwagi można zobaczyć podczas skoku spadochronowego, na bungee, bądź szybkiej jazdy samochodowej. 3 kroki by zmienić pracę.

Ćwiczenie na dziś :

  1. Wypisz 3 najważniejsze rzeczy w życiu do których osiągnięcia blokuje Cię brak odwagi.
  2. Wypisz teraz do każdej z nich po 3 kroki, które pomogą Ci przełamać się i zbliżyć do realizacji tego celu.

Przykładowy CEL: Chciałabym się wyprowadzić.

3 kroki potrzebne do realizacji celu:

  1. Zmienić pracę lub porozmawiać o podwyżce.
  2. Poszukać informacji na temat mieszkań.
  3. Ustalić miesięczną kwotę, którą będę odkładać na mieszkanie.

POWODZENIA!

Dziś będzie krótko, zwięźle i na temat. Tak, tak! Ja też potrafię tak pisać! Tym tekstem chcę zdjąć lęk oraz strach, który jest w każdym z nas. Sami się przekonacie, że strach ma tylko wielkie oczy i na ogół nie jest prawdziwy. Często to tylko nasza wyobraźnia płata nam figle! Ponadto on wcale nie jest taki zły, jakby mogło się to wydawać. Jednak o tym i o innych rzeczach przekonacie się z dalszej części tekstu, do którego was gorąco zapraszam!

(Przepraszam, ale nie mogłem się pohamować przed umieszczeniem kotka, którego już zapewne widzieliście. Prawda, że piękny?)


Znacie to słynne polskie powiedzenie – „Strach ma wielkie oczy”? Jestem pewien, że przynajmniej każdy z Was słyszał je, chociaż raz w całym swoim życiu. Ale jak to bywa z tego typu powiedzeniami – jednym uchem wleciały, drugim wyleciały, a my nawet nie zauważyliśmy, że kiedykolwiek je słyszeliśmy. Szkoda!

Zmierzam do tego, że bardzo często strach jest tylko taki duży w naszej głowie. W rzeczywistości sytuacja rysuje się w o wiele cieplejszych barwach. Ba! Czasami w ogóle nasz lęk jest nieuzasadniony. Nie da się ukryć, że w całym procesie poznania świata, największą rolę odgrywa nasza głowa. A ona, jak to ona – lubi płatać nam niemałe figle. Czasami mam wrażenie, że umysł potrafi być tak samo niesamowitym narzędziem, jak i brutalnym tworem, który nieustannie sobie z nas kpi. Brutal jeden!

Ale do rzeczy!

Dlaczego się boimy?

strach

W swoim życiu nie raz musieliśmy wyjść z własnej strefy komfortu. Świadomie lub nie, często znajdowaliśmy się sytuacjach, które wymagały od nas natychmiastowego reagowania i były dla nas zaskakujące. Krótko mówiąc – było to coś, czego nie do końca chcieliśmy robić, ale wiedzieliśmy, że zrobić to musimy. Mogła to być trudna rozmowa z partnerem, rozmowa o pracę albo ważne sportowe zawody. W takich chwilach nasz umysł podsuwa nam różne obrazy. Gdyby były one jeszcze pozytywne i dobre, to wszystko byłoby w porządku, ale nie! Nie może być za łatwo!

To właśnie w takich chwilach najczęściej czujemy przemożny stres, który przenika nas do szpiku kości. Nierzadko odczuwamy również kompletną niechęć do wszystkiego i co więcej, nie potrafimy skupić się na czymś, co nie ma związku z czekającym nas wyzwaniem. I oczywiście, jakby tego wszystkiego było mało, pojawia się jeszcze On. Jedyny i niepowtarzalny.

Strach!

Mam nadzieję, że Was nie wystraszyłem! Spokojnie. Nie przejmujcie się. Jeśli sytuacja opisana przeze mnie powyżej, doskonale odzwierciedla targające Wami uczucia, kiedy przychodzi ten „trudny moment”, to pragnę Was uspokoić. Naprawdę zaufajcie mi, że strach, lęk, czy jakkolwiek to cholerstwo nazwiemy, jest zawsze większe tylko w naszej głowie. W rzeczywistości zazwyczaj jest o wiele, wiele mniejszy. Oczywiście pragnę tutaj mocno podkreślić słowo „zazwyczaj”, bo jeśli ktoś jest lekkoduchem i idzie wspinać się na Mount Everest bez przygotowania, to faktycznie trochę może się przeliczyć. Nie wspominając już o głupocie. Przykład jest oczywiście mocno przerysowany, ale odpowiednio ilustrujący zachowanie niektórych osób, które mają w charakterze zapisany gen „bagatelizowania wszystkiego”.

Właśnie przed tym pragnę Was też uczulić. Nie chodzi o to, że macie wszystko umniejszać i nie odczuwać strachu wcale! Nie! Lęk też ma swoje miejsce w naszym życiu. To on często powoduje ten przyjemny dreszczyk emocji, który rozlewa się po naszym ciele, gdy przed nami rozciąga się wizja, trudnego wyzwania. Kojarzycie to powiedzenie – „zastrzyk adrenaliny”? A jak myślicie, skąd się to bierze? Bo przecież nie z siedzenia w bezpiecznym schronie, prawda?

Lęk to naturalny odruch.

Myślę, że samo uczucie strachu jest zapisane w naszych korzeniach od dawien dawna. Śmiem twierdzić, iż jest to naturalny ludzki odruch, który zapewnia nam niejako przetrwanie. Kiedyś mógł być on zestawiany w stosunku do czyhającego w zaroślach zagrożenia ze strony drapieżnika. Natomiast teraz odnosi się on do codziennych, życiowych sytuacji, jak chociażby przebieganie przez ulicę, po której jeżdżą rozpędzone auta.

lęk

Jak widzicie strach, ma też swoje plusy i nie można go demonizować! Gdyby nie on, prawdopodobnie zginęlibyśmy bardzo szybko.

Ktoś mógłby teraz powiedzieć, że to wszystko rozumie, że wie, o co mi chodzi, ale on i tak się boi. Co ma zrobić? Nie wiem. Naprawdę. Mogę Ci tylko drogi czytelniku zasugerować, że odpowiedź jest w Tobie i raz jeszcze mogę podkreślić, że tak naprawdę to Ty sam tworzysz te wielkie macki, które składają się na lęk przed czymś. Jestem święcie przekonany, że nieważne, o czym mówimy, to ten strach, jaki widzimy, jest w przeważającej części wytworem naszego umysłu.

Bierze się on z nieustannego analizowania sytuacji, która przecież jeszcze nawet się nie wydarzyła! Gdybamy i wiecznie zastanawiamy się, co będzie, zamiast skupić się na tym, co faktycznie jest. Przecież skąd możemy mieć pewność, jak zareaguje nasza mama o nieślubnym dziecku? Albo, w jaki sposób możemy być pewni, co się wydarzy, kiedy przystąpimy do trudnego biegu, skoro jeszcze nawet nie usłyszeliśmy strzału startera? Pamiętajmy proszę, że to wszystko to tylko nasze myśli, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. To my sami zasnuwamy sobie umysły tę czarną mgiełką strachu i sami wprowadzamy się w posępny nastrój, swoim nastawieniem. Dopóki, czekające nas wyzwanie nie stanie się faktem, nie mamy pewności, co się w istocie stanie. Możemy tylko gdybać, ale zamiast tego, proponuję po prostu poczekać i przekonać się na własnej skórze, czy nasze przypuszczenia były prawdziwe.

(Uwaga, spoiler!)

Zazwyczaj nie są.

Strach ma tylko wielkie oczy.

strach ma tylko wielkie oczy

Zauważcie, że sam strach i wieczne przejmowanie się, nic Wam tak naprawdę nie da. Bo co Wam z tego, że staniecie jak sparaliżowani przed czekającym was wyzwaniem? Co Wam z tego, że przez kilka dni będziecie chodzili wiecznie markotni i smutni? Czy to pomoże Wam w jakiś sposób osiągnąć Wasz cel? No nie! Nie dość, że to Wam nie pomaga, to także nie jest to coś, co musi się wydarzyć.

Naprawdę rozumiem ten lęk, w jaki wpadamy. Strach towarzyszy nam na co dzień i wątpię, czy można się go całkowicie wyzbyć. Można go jednak trochę ujarzmić i do tego Was wszystkich właśnie zachęcam. Nie bójcie się! Strach ma tylko wielkie oczy i nic poza tym! A Wy macie ogromne umysły, które z łatwością mogą go pokonać.

Wykorzystajcie je!

Pomiędzy długimi godzinami w pracy, spotkaniami biznesowymi a czasem dla rodziny, w Twoim kalendarzu nie ma czasu dla Ciebie. Czy pamiętasz kiedy ostatni raz miałeś/aś godzinę lub trzy dla siebie? Jeśli zastanawiasz się nad tym pytaniem dłużej niż kilka sekund, to ten artykuł jest dla Ciebie.

Pamiętaj, żeby zadbać o innych, trzeba najpierw zadbać o siebie.

Czy w tych wszystkich swoich aktywnościach widzisz siebie? Masz na uwadze działania, które przyniosą Ci radość lub przyjemność? Czy potrafisz zaopiekować się sobą?

Lubimy pomagać innym. A czy lubimy pomagać też samym sobie? Oczywiście tutaj każda osoba odpowie inaczej. Dbając o siebie, własne zdrowie, samopoczucie fizyczne i psychiczne ładujemy nasze wewnętrzne “baterie”.

Jak spędzasz wolny czas?

To bardzo ważne pytanie. Znam osoby, które w wolnym czasie “podganiają robotę”, nadrabiają zaległości, lub tylko zerkają na pocztę, żeby sprawdzić czy nie dostali “ważnego, służbowego” maila. Osoby, które ciągle pracują i skupiają się tylko na pracy, są mniej efektywne oraz spada im poziom kreatywności (najlepsze pomysły powstają jak już się nie myśli o pracy – informacja potwierdzona przez mojego męża :)).
Jeszcze jakiś czas temu, sama należałam do tych osób. Nie zdawałam sobie sprawy, że nawet takie drobnostki, które przed chwilą wspomniałam, mają znaczenie jak odpoczywam. Teraz jest zupełnie inaczej, chociaż przestawienie się na bycie tu i teraz i zostawienie pracy w pracy, było dla mnie bardzo trudne.

Kilka propozycji, żeby zadbać o siebie.

Przede wszystkim, zacznij powoli odpuszczać. Spróbuj w wolnym czasie zrobić coś dobrego dla siebie. Wyjdź na spacer bez telefonu, pójdź na koncert, pobiegaj, wybierz się na przejażdżkę rowerową. Zrób coś o czym marzysz od dłuższego czasu.

Spędzając czas z bliskimi osobami postaraj się nie sprawdzać co chwilę poczty czy social mediów. Pomyśl, kiedy ostatni raz robiłeś_aś coś kreatywnego lub coś nowego. Może warto poszukać w internecie jakie rozrywki są dostępne w Twoim mieście. Może w pobliżu są miejsca, w których nigdy nie byłeś_aś? Escape Room, sala pełna trampolin, aqua aerobic czy warsztaty fotografii nocnej. To tylko kilka propozycji na zrobienie czegoś kreatywnego lub nauczenie się czegoś nowego.

Self-care.

To osiągnięcie harmonii i zrównoważenia na poziomie ciało-umysł. To przede wszystkim dbałość o siebie oraz psychiczno-fizyczne elementy naszego życia. Mówiąc o self-care, ważnym dla mnie aspektem jest podejmowanie świadomych decyzji o swoim życiu. Decyzje te wymagają od nas wysiłku i nie zawsze są łatwe. Pewnie zastanawiacie się do czego chcę tu nawiązać. Między innymi do relacji, które są naszymi wampirami energetycznymi, nie służą nam i spotkania z pewnymi osobami sprawiają, że w rzeczywistości obniża nam się samopoczucie. Warto tutaj przemyśleć, które relacje dają nam energię, radość i siłę, a które ciągną nas w dół. Według mnie warto pójść tutaj za głosem rozsądku a nie za głosem innych osób czy coś wypada lub nie. Na pewno wypada dobrze się czuć ze samym_samą sobą jak i z kontaktach z innymi. Ogranicz lub zamknij relacje, które nie są dla Ciebie dobre, nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. To Twoje życie i weź za nie pełną odpowiedzialność.

To o czym napisałam wyżej może być dla wielu osób kontrowersyjne, nazwane egoizmem. Ale czy życie dla spełniania oczekiwań innych osób jest dobrym życiem, czy dostosowywanie się i uleganie innym osobom przynosi nam radość?

Czy umiesz być ze samym/samą sobą?

Pomyśl o rozmowie ze sobą – dialogu wewnętrznym. To również wiąże się z odpuszczaniem. Bo z drugiej strony jak sobie powiemy tak surowo, sztywno, czy bez refleksji: „odpuść”, to za bardzo nie podziała. Musimy bardziej wejść w kontakt ze sobą, swoim ciałem które pokazuje nam, że jesteśmy zmęczeni_one, a może przede wszystkim być w kontakcie, ze swoimi myślami, emocjami.

Postarajmy się być bliżej siebie, spróbujmy zrozumieć, dlaczego tak działamy, czy to co sobie robimy, jest dla nas dobre, a jeśli to nam nie służy, to zastanówmy się dlaczego tak robimy, i nie oceniajmy się w tym. Zaakceptujmy swoje ograniczenia i doceniajmy za próby.

Kończąc ten ważny dla mnie tekst, chciałabym zostawić Was ze wszystkimi pytaniami, które tu zadałam. Być może wpłyną one na poprawę jakości waszego życia i znalezienie czasu na odpoczynek.

Powiedzenie „mierz wysoko” brzmi banalnie. Jednak dla mnie jest to tylko wyrażenie faktu, iż wszyscy mamy w sobie potencjał do realizacji marzeń. Nadal wygląda to zbyt pompatycznie? Nic na to nie poradzę. Mogę Was jedynie zaprosić do zapoznania się z tym tekstem, który rozwieje Wasze wątpliwości. Asekuracja podczas czytania go, nie jest wskazana!


Mam do Was wszystkich gorącą prośbę. Nie będzie to nic strasznego. Nie musicie nawet nic dla mnie robić. Zróbcie to dla siebie. Wiecie, o co mi chodzi? Żebyśmy wreszcie wszyscy zaczęli wykorzystywać swój ludzki potencjał i przestali sobie wiecznie umniejszać.

Raz już pisałem o tym, jak zbawienny wpływ na nasze życie może mieć stawianie sobie wyzwań, które z pozoru mogą być ponad nasze siły. Tym jednak razem chciałbym to wszystko umiejscowić w szerszym kontekście. Nie sprowadzać tego do jednej, konkretnej rzeczy lub docelowego zadania, ale do naszego całego życia.

Mierz wysoko.

Często można zaobserwować, jak na ogół siebie nie doceniamy. Stawiamy sobie cele, mamy plany, a nawet marzenia. Jednak wydaję mi się, że podchodzimy do nich wszystkich w sposób bardzo asekuracyjny. Zawsze w swoim umyśle znajdujemy jakieś małe „ale” lub nikłą przeciwność losu, która nie pozwala nam sięgać po to, czego prawdziwie pragniemy, bo sami się ograniczamy. Rozumiem, że możemy mieć wątpliwości i rozumiem lęk, który może nami kierować. To całkiem uzasadniony, ludzki odruch. Jednak naszym zadaniem – zadaniem ludzi, którzy pragną osiągać szczyty własnych możliwości – jest z nimi walczyć i nie poddawać się im.

mierz wysoko

Biorąc to wszystko pod uwagę, zazwyczaj ustalamy swoje cele oraz zadania na o wiele niższym pułapie, niż w rzeczywistości moglibyśmy osiągnąć. Myślę, że znaczną rolę w tym procesie odgrywa nasza wrodzona asekuracja. Na ogół wolimy delikatnie zaniżyć własne zdolności oraz umiejętności, byleby tylko poczuć się w miarę komfortowo. Sprowadza się to do tego, że kiedy mamy w sobie poczucie pewnego „zapasu” możliwości, czasu lub wiedzy, wtedy czujemy się o wiele bezpieczniej. Niestety prawdą jest także, że to właśnie wyjście z tej strefy komfortu i bezpieczeństwa daje nam spełnienie największych marzeń.

Te dwa aspekty niewątpliwie się wiążą. Mierzenie wysoko, gdzie tak naprawdę nie wiemy, czy podołamy, ani co spotkamy za następnym zakrętem, oznacza kompletne wyjście ze swojej strefy komfortu. Fakt – może nam wtedy towarzyszyć stres. Również mniejsza pewność siebie i ogólne poczucie delikatnego zagubienia będzie obecne. Jednak można rzec, iż jest to ryzyko wpisane w to działanie. Przecież, jak już to wielokrotnie podkreślałem – dążenie do największych marzeń to nie sielanka. Właśnie między innymi poprzez robienie czegoś, co nasz umysł postrzega jako niekomfortowe, a nawet zagrażające jego ciepłemu kącikowi w głowie, gdzie nie musi zanadto głowić się nad nowymi trudnościami i problemami.

Wrodzona asekuracja.

Bardzo często, kiedy ustalamy własne cele, kieruje nami asekuracja. Wolimy pozostawić sobie trochę „zapasu”, aby poczuć się bezpieczniej. Nie neguję tego ani nie podważam, bo nie twierdzę, że jest to coś złego. Zwracam tylko Waszą uwagę na aspekt, że na ogół świadomie i celowo zostawiamy sobie pewien bufor komfortu, aby tylko odczuć większą pewność.

Dość ciekawym zjawiskiem jest nasze ogólne podejście do rozmiaru celów, jakie sobie stawiamy. Myślę, że jest naprawdę liczne grono osób, które niewłaściwie podchodzi do tych zamiarów, które są zdecydowanie dalej i wyżej niż wszystkie inne. W takich chwilach postrzegamy je jako coś nieosiągalnego. Robimy to, bo jesteśmy przyzwyczajeni do zadań z „niższej półki”, które nie kosztują nas aż tak wielkiego wysiłku i przede wszystkim – aż tak wielkiego poświęcenia.

asekuracja

Interesujące jest w tej materii także nazewnictwo, jakim się kierujemy. Spotkałem się już kilkukrotnie, że na zadania, które wydają nam się realne i w zasięgu naszej ręki, mówimy cele lub właśnie, po prostu zadania. Natomiast na to, co rysuje się dla nas jako coś odległego, trudnego, z wieloma nieprzewidzianymi trudnościami po drodze, mówimy – marzenia lub plany. Jestem pewien, że robimy to podświadomie. Aczkolwiek jestem także przekonany, że w ten sposób otrzymujemy ludzi, którzy mogą realizować swoje mniejsze i poboczne „zadania”, ale nigdy nie zbliżą się nawet do swoich „marzeń”.

Czy ma na to wpływ stosowane nazewnictwo? Czy jeśli przestalibyśmy traktować marzenia jako coś odległego, a zaczęli rozpatrywać w kategoriach „zadania” lub „celu”, to moglibyśmy je szybciej osiągać? Nie mam absolutnie żadnego pojęcia na ten temat i nie chcę wysuwać żadnych wniosków. Pozostawiam to do waszych własnych, indywidualnych przemyśleń. Zastanówcie się nad tym.

„Tylko wysokie szczyty są warte wspinaczki!” – Andrzej Ziemiański „Pomnik Cesarzowej Achai”.

Porażka – ludzka smycz przed działaniem.

Kolejnym czynnikiem, który powstrzymuje nas przed mierzeniem wysoko w swoim działaniach oraz próbie ich realizacji, jest porażka. Nie chodzi mi o sam lęk przed nią, ale o niewłaściwe podejście do niej. Nie trudno wydedukować, że dla wielu z nas porażka jest czymś złym. To zdrowe podejście i myślę, że całkiem trafne. Jednak nie da się także ukryć, że porażka jest nierozerwalnie związana z naszym życiem. Myślę więc, że im wcześniej ją zaakceptujmy i im wcześniej nauczymy się z nią sobie radzić, tym lepiej.

Zmierzam do tego, że boimy się mierzyć wysoko, bo zwiększa to szanse niepowodzenia. To dość naturalne. Im wyżej jesteś, tym z większym hukiem możesz spaść. Jak już ustaliliśmy – nie lubimy niepowodzeń, bo widzimy w nich wyłącznie coś negatywnego i wręcz potwornego. Z tego więc powodu podświadomie wybieramy te ścieżki rozwoju, które zapewniają nam, choć odrobinę większe poczucie komfortu, a tym samym mniejszą szansę na odniesienie porażki.

Niestety to błędne rozumowanie. Faktycznie, że im wyżej zaszliśmy, tym mocniej możemy upaść, ale kto powiedział, że musimy upaść na samo dno? Stosując plastyczny język, wyobraźmy sobie, że wspinamy się na taki Mount Everest naszych możliwości. Szczyt szczytów. Jesteśmy na wysokości 7000 metrów nad poziomem morza i nagle tracimy grunt pod nogami. Coś nam nie wyszło. Błędna decyzja. Zdrada bliskiej osoby. Cokolwiek. Wszystko się jednak sprowadza do tego, że po prostu…

Spadamy.

Jednak nie musimy przecież spaść na sam dół, będąc sponiewieranymi przez ostre lodowcowe kły, prawda? Po drodze jest wystarczająco wiele półek skalnych i szczelin, które mogą nas ocalić. I na ogół tak jest. Oczywiście metaforycznie, bo dosłownie, odpadnięcie od ściany Mount Everest na tej wysokości… Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać.

potencjał

Chodzi o to, że spadając z naszego życiowego szczytu, możemy wylądować na wysokości 4000 metrów lub 5000 metrów. Spadliśmy więc. Delikatnie się cofnęliśmy, ale czy to w istocie była porażka? Czy w ten sposób nasz potencjał spadł razem z nami? Teraz zastanówcie się przez chwilę nad tym, co Wam napiszę.

Zlecieliśmy z naszej własnej góry, do której szczytu zmierzaliśmy, ale nadal jesteśmy wysoko. O wiele, wiele wyżej, niż gdybyśmy od samego początku mierzyli w zdobycie szczytu Tatr, czy Karkonoszy. Tam, po dotarciu na wysokość 1600 metrów, 2000 metrów, czy nawet 2600 metrów, odnieślibyśmy zwycięstwo! Ależ bylibyśmy szczęśliwi! Jednak, co z tego, jeśli do granicy naszych możliwości byłoby jeszcze daleko, a my nadal bylibyśmy niżej, niż po pozornej „porażce” na ścianie Everestu?

„Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.” – Patrick Süskind 

Nie zdobędziesz Everestu, wspinając się na Śnieżkę.

Zauważcie, że czasami mierzenie wysoko i nawet nieosiągnięcie końcowego szczytu może dać nam więcej, niż to pozorne zwycięstwo znajdujące się zdecydowanie poniżej naszych możliwości. Przykro więc obserwuje się ludzi, którzy żyją właśnie w ten sposób. Kieruje nimi asekuracja oraz chęć wiecznego poczucia komfortu. Cokolwiek robią, zawsze zostawiają sobie bufor czasu i umiejętności na – jak to nazywają – nieprzewidziane wypadki lub „na czarną godzinę”. Jeszcze raz to podkreślę, że nie uważam, iż jest to złe. I tacy ludzie są na tym świecie potrzebni. Stanowią oni miłą równowagę do innych szaleńców, którzy nawołują do wspinania się na Everest, mierzenia wysoko, stawiania sobie ogromnych wyzwań, etc. …

Znacie takich delikwentów?

Bądźmy proszę ze sobą szczerzy. Musimy sobie uświadomić, że tylko Ci, którzy nie boją się mierzyć wysoko, wyznaczać sobie granice rozwoju o wiele wyżej niż dotychczas, mogą w istocie spełnić swoje wielkie marzenia. Bo o nich tutaj mówię. O ludziach, którzy marzą o Evereście, ale nieustannie celują w Rysy albo Śnieżkę. Rozdźwięk między tymi dwoma szczytami, zarówno pod względem metaforycznym, jak i dosłownym, jest nie do opisania. Dlatego więc nie widzę sensu w okłamywaniu samych siebie. Albo naprawdę chcemy mieć cały świat pod swoimi stopami, albo zadowalamy się półśrodkami. Każda z tych opcja jest na swój sposób dobra, ale chodzi o to, aby być zgodnym z sobą.

Skoro marzymy o Evereście, to niech Everest będzie naszym celem. Naszym księżycem, o którym pisał Patrick Süskind. Bo nawet jeśli nam się nie uda, to i tak możemy być wyżej, niż gdybyśmy od samego początku mierzyli w niższe, łatwiejsze szczyty.

„Ponad gór omglony szczyt
Lećmy, zanim wstanie świt,
By jaskiniom, lochom, grotom
Czarodziejskie wydrzeć złoto!” 

J.R.R. Tolkien „Hobbit, czyli tam i z powrotem”.

Masz w sobie większy potencjał, niż Ci się wydaje.

Nie bójmy się mierzyć wysoko. Wykorzystujmy w pełni nasz ludzki potencjał. Niech nieustanna asekuracja przestanie nami kierować. Bądźmy w pewnym stopniu aroganccy i nie miejmy obaw przed stawianiem sobie celów, które początkowo wydają nam się nierealne i awykonalne. Choć raz spróbujmy pozbawić się buforu bezpieczeństwa, jaki ze sobą zawsze zabieramy podczas wspinaczki na metaforyczny szczyt. Zobaczmy, jak to jest poczuć w sobie zastrzyk adrenaliny i nie wiedzieć, co czeka nas za następnym pagórkiem. Niech owieje nas chłodny dreszczyk emocji i podniecenia, wynikający z robienia czegoś pozorne niemożliwego!

A jeśli kieruje Tobą lęk przed upadkiem i strach przed porażką, to zrozum drogi czytelniku, że nie zawsze musisz spaść na samo dno. Bardzo często możesz zatrzymać się wyżej, niż mógłbyś dojść, gdybyś nie mierzył tak wysoko. Mierzyć wysoko zwyczajnie warto. Choćby po to, aby uczcić ogromny potencjał, którym dysponujemy. Wszyscy mamy w sobie ogromne pokłady siły. Problem w tym, że boimy się ich użyć.

Czy są tutaj organizatorzy wydarzeń? Czy są odpowiedzialni za koncerty, pokazy, czy imprezy firmowe? Jeśli tak, to mam dla Was ciekawy materiał do sprawdzenia. Jeśli nie, to mam dla Was największe wideo wyzwanie z jakim miałem do tej pory do czynienia na vlogu. Marcin Kruk – człowiek orkiestra – był moim gościem w serii Gościnnie.

Razem z Marcinem Krukiem rozmawialiśmy o tym, co składa się na udane wydarzenie. Jeśli jakieś organizujecie, możecie podpytać Marcina o pomoc. Oto linki, gdzie możecie go znaleźć:

http://promoters.pl/
http://poprowadzeto.pl/
https://marcinkrukmusic.pl/

Kanał Marcina: https://www.youtube.com/user/marcinkrukmusic
Marcin na FB: https://www.facebook.com/krukm

odpowiedzialni za koncerty, ciekawy materiał do sprawdzenia, imprezy, koncerty

Dziękujemy kawiarni Dobro&Dobro w Lublinie za umożliwienie nagrania tego odcinka w ich przestrzeni, kawę i gofry z awokado 🙂

#kolejne artykuły