Dalej się tulimy, ale już inaczej. Odstawienie od piersi. | worldmaster.pl
#

Od miesiąca nie karmię już piersią. 9 pełnych miesięcy według mnie i moich możliwości fizycznych i psychicznych okazało się w pełni wystarczające.

Jak wiecie Borys nigdy nie miał problemu z butlą czy smoczkiem. Od samego początku, gdy zapoznałam się z laktatorem nie było sytuacji, że nie chciał pić ściągniętego mleka z butelki. Już po tygodniu jego życia, kiedy musiałam podjechać do mojego miejsca pracy, aby zgłosić synka do ubezpieczenia i z duszą na ramieniu zostawiłam Huberta z Borysem w towarzystwie butelki, okazało się, że bardzo dobrze oboje sobie poradzili. Oczywiście zrobiliśmy wcześniej małą próbę generalną 😉

nie karmię piersią

Jeszcze w ciąży mówiłam, że chciałabym karmić piersią Borysa pół roku. Jedna powie TYLKO, druga powie AŻ ! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

We wrześniu, po 6 miesiącach napisałam, że chyba finiszuje… ale ostatecznie skoro coś się tam jeszcze sączyło, a przed nami był okres jesienny, pomyślałam „dobra… jeszcze trochę pociągnę ten wózek”.
Dlaczego o tym tak piszę? Nie oszukujmy się. Mimo całej bliskości, wyjątkowości i dodatkowo uciekających kalorii wcale nie jest to takie proste. Wymaga to od kobiety wiele. Począwszy od prozaicznych rzeczy takich jak odpowiednie ubranie – o golfie jesienią można zapomnieć, po kwestie czysto związane z funkcjonowaniem, czyli że to Ty wstajesz w nocy, Ty masz policzony czas na jakiekolwiek wyjście z domu i to Ty trzymasz na wieczornym wyjściu w torebce kluczyki od auta, bo wiadomo kto będzie prowadził samochód w drodze powrotnej 😉 O przyjemności siedzenia z laktatorem nie wspomnę. Nie wiem czy którejkolwiek kobiecie to może sprawiać przyjemność – dla mnie na pewno to takie nie było.

Od 7 miesiąca PIERWSZY RAZ postanowiłam podać Borysowi mleko modyfikowane.  Wcześniej nigdy nie było takiej potrzeby. Gdy zdarzyły się awarie, to udało się im zaradzić w naturalny sposób : lactosan mama, piwko bezalkoholowe, generalnie słód jęczmienny 👍🏻
Wracając do MM, pomyślałam : „Spróbujmy. Zobaczymy jak zareaguje, czy nie ma jakiejś alergii itp”. Tak szybko jak podałam mu smoczek butelki z mlekiem modyfikowanym do buzi, tak szybko jęzorem go wypchnął z jednoznaczną miną. Przecież nie chodziło o butelkę, bo moje mleko z butelki pił. Kupiłam w Rossmannie małą saszetkę drugiego mleka, trzeciego – reakcja ta sama. Poczułam się uwięziona.

W końcu któraś z Was podsunęła mi pomysł, który zadziałał.

Przystawiłam Borysa do piersi, po czym podsunęłam mu butelkę z mm. Gdy po sekundzie niemal się zreflektował dostał znów pierś i znów podmianka na butlę. I tak kilka razy. Powtarzałam tę czynność przez parę dni, bo założenie było takie, że dostawał tylko mleko modyfikowane raz dziennie, na wieczór bo akurat tak wypadało, że wieczorami wychodziłam na trening i Hubert mógł nakarmić Borysa, a ja nie musiałam się spieszyć. Po kilku dniach Borys zaakceptował smak mleka modyfikowanego. Za dnia i w nocy dalej karmiłam piersią. Później kilka razy się zdarzyło, że mąż w nocy mnie wyręczył, a ja zaczęłam milej spędzać noce, to znaczy przesypiać dłuższe odcinki czasowe.

Laktacja zaczęła się zmniejszać, a Borys jadł coraz więcej posiłków stałych.
Kiedy na 9 miesięcy podjęłam decyzję o zakończeniu karmienia piersią przyszło to dość łatwo. Przez około tydzień przystawiałam Borysa tylko z rana, po nocy, przed jego śniadaniem i później jeszcze koło południa, bo domagał się bliskości. Kolejny tydzień tylko poranki. I tak doszliśmy do etapu kiedy źródełko wyschło.

Także tak to wyglądało u Nas. Czy mleko modyfikowane wpłynęło pozytywnie na spanie Borysa ? W żaden sposób. Miał baaaaardzo dużo pobudek. Czasem tylko na mleko i zasypiał od razu dalej (podanie wody powodowało straszną aferę) , a czasem budził się  na zabawę. Za to na pewno odstawienie Borysa wpłynęło na mój apetyt…  dajcie mi konia z kopytami i na rozmiar biustu 🙁 Że tak to ujmę… nic nie trwa wiecznie 🙂

Na koniec chciałabym dodać, że to nie jest wpis ani propagujący karmienie piersią ani zachęcający do odstawienia. To tekst czysto informacyjny odnośnie sytuacji u nas. Każda mama sama wie najlepiej i sama decyduje jak długo chce karmić i kiedy czas tą piękną przygodę zakończyć.

Internet to doskonałe miejsce dla osób bez twarzy i mózgu.

Nie będę przepraszał za to, że mogłem kogoś obrazić powyższym nagłówkiem. Internet jest doskonałym miejscem dla osób, które mózgi wygrały na loterii i jeszcze nie do końca wiedzą, jak powinny je obsługiwać. Twory bez twarzy. Istoty bez mózgu. Stworzenia bez rozumu i najmniejszego poziomu empatii. Oni wszyscy – i nie tylko – są odpowiedzialni za hejt, który znajdujemy na co dzień. A Internet – jak to Internet – przyjmuje wszystko…

agresja

Kiedy to się stało?

Próbuję znaleźć w swojej głowie moment krytyczny, w którym hejt stał się tak istotnym problemem, że zaczęto z nim walczyć. Nic specjalnego nie przychodzi mi do głowy, co może wskazywać na problemy z pamięcią, albo na fakt, że takiego punktu krytycznego nie było. Może właśnie w tym tkwi problem, że Internet rozrósł się do tak niebotycznych rozmiarów, że hejt stał się jego naturalnym kompanem.

Piszę o Internecie i tych wszystkich obraźliwych komentarzach, jak o naturalnych stworzeniach, za którymi nikt inny nie stoi. To błąd. Za to mogę Was przeprosić, bo hejt tworzą ludzie. Ludzie natomiast budują Internet. Analogicznie więc Internet to także hejt. Proste równanie, proste zależności, ale jakże trudny problem…

Gdzie widzimy hejt?

Hejt może dotknąć każdego. Wbrew pozorom nie spotyka on tylko tych, którzy znajdują się na szczycie list popularności. Rzekłbym, że hejt jest równie powszechny wśród mniej popularnych osób, w codziennych sytuacjach Internetowych, tyle tylko, że występuje on w mniejszym natężeniu i na mniejszą skalę. W efekcie skrzętnie się ukrywa, co powoduje, że mało kto potrafi go dostrzec. Oczywiście z wyjątkiem osoby, do której obraźliwe komentarze są kierowane.

Internet jest przesiąknięty jadem, agresją i nienawiścią. Wystarczy rozwinąć listę komentarzy pod postem jakiegokolwiek, bardziej znanego człowieka, aby dostrzec, jak wiele wrogości może znajdować się w zaledwie paru słowach. Drugą sprawą jest, że im więcej robisz, im więcej Ciebie jest i im wyżej w hierarchi popularności się znajdujesz – tym prawdopodobnie z większą agresją musisz się liczyć. Ponadto osoby, które poruszają trudne tematy, również mogą spodziewać się dodatkowej dawki nieuzasadnionej złości. Niezrozumienie i opowiedzenie się po jednej ze stron jest tutaj głównym faktorem, który hejt ze strony odbiorców wyzwala.

Winston Churchill powiedział:

Masz wrogów? To dobrze. To znaczy, że broniłeś czegoś w ciągu swojego życia.

Choć to może dziwnie zabrzmi, ale jestem zdania – podobnie jak Churchill – że posiadanie wrogów faktycznie może być odpowiednim czynnikiem do ocenienia, czy przez całe swoje życie tylko się podporządkowujecie i gracie tak, jak Wam inni zagrają, czy wybieracie własną ścieżkę i trzymacie się własnych zasad oraz wartości. Podkreślam jednak „może być”. Nie chodzi bowiem o to, aby w każdym człowieku widzieć wroga…

Mam nieodparte wrażenie, że ludzie, dla których hejt jest normalnym sposobem komunikowania się, noszą w sobie naprawdę poważny problem, którego rozwiązanie powinno stanowić dla nich priorytet. Na nieszczęście zazwyczaj tego nie dostrzegają i rozsiewają swoje zarazki, „popisując się” swoją elokwencją…

ofiara przemocy

Idąc za pierwszym wersem tego artykułu: bez twarzy, bez mózgu… Chciałoby się rzecz: bez ograniczeń.

Pozostaję pod inspiracją See Bloggers.

Temat hejtu poruszyłem już w tekście poświęconym prelekcji Filipa Chajzera na See Bloggers. Pominę więc definicję tego określenia. Myślę, że jest ono jasne. Tak samo, jak jego pochodzenie, wywodzące się z języka angielskiego.

Nie ukrywam, że ten artykuł także jest inspirowany wystąpieniem na Łódzkim festiwalu, gdzie dość dużo mówiło się o problemie obraźliwych komentarzy. W końcu takie osoby jak Julia Kuczyńska (maffashion), czy Daniel Kuczaj (Qczaj) mogą coś na ten temat powiedzieć, choćby z racji zajmowanego przez siebie stanowiska w świecie Influencerów.

Hejt – walczyć, odpuścić, czy uciec?

Zachodzi rozbieżność między sposobami walki z tym zjawiskiem. Z jednej strony są osoby jak Filip Chajzer, które radzą, aby nie rozdmuchiwać tego problemu. Przestrzega on przed nieświadomym czynieniem z hejtu czegoś ważniejszego, niż jest w rzeczywistości. Z drugiej jednak strony są przecież prowadzone kampanie, a hejt jest często brany na języki osób znanych na całym świecie. Odpowiedzieć na pytanie, która strona ma rację, jest bardzo ciężko. Myślę także, że trudno wskazać „zwycięzcę”, ponieważ oba podejścia są bardzo ogólne.

Jestem zdania, że z hejtem można walczyć i można z nim wygrać, ale na pewno nie poprzez złość, agresję, czy frustrację. Co więc należy robić? Przede wszystkim zachować spokój. Pamiętajcie proszę, że emocje są czynnikiem determinującym nasze zachowanie. Po przeczytaniu krzywdzącego dla nas komentarza mogą skoczyć gwałtownie w górę. Najgorsze, co możemy wtedy zrobić, to chwycić za klawiaturę i napisać odpowiedź.

emocje

Ochłońmy. To po pierwsze. Idźmy na spacer. Nie myślmy o tym. Wróćmy do tego za parędziesiąt minut albo nawet parę godzin i dopiero wtedy zastanówmy się nad odpowiedzią lub nad jej brakiem. Gwarantuję, że w ten sposób zadziałamy w o wiele bardziej przemyślany sposób.

Wejdź w skórę napastnika!

No dobrze. Możecie pytać: „co dalej”?

Hejt napędza hejt. Tak działa Internet. Celem wirtualnej agresji jest prowokacja, chęć zwrócenia na siebie uwagi i zwykła próba wylania swojej złości na obiekt, który najczęściej tej emocji nie wywołał. Zygmunt Freud określiłby to mianem przemieszczenia. (Ciekawscy mogą na ten temat przeczytać więcej TUTAJ).

Najlepszym więc, co możemy zrobić, to zaskoczyć hejtera. Jak? Odpowiadając w sposób, którego się nie spodziewa. Podam Wam przykład.

Wyobraźcie sobie, że prowadzicie kanał na YouTube. Wszystko idzie w dobrym kierunku, pod filmami panuje spokój i przyjazna atmosfera. Nagle – ni stąd, ni zowąd, ktoś zamieszcza następujący komentarz:

Ale ty jesteś brzydki! Wyglądasz gorzej niż mój stary! Weź coś zrób z tym ryjem, bo nie da się na Ciebie patrzeć.

Bolesne, ale niemające niczego wspólnego z prawdą. Możecie w tej sytuacji usunąć komentarz, zignorować go lub wystosować odpowiedź. Ale nie agresywną i nie w podobnym tonie. To trudne i może dziwne, ale co jeśli odpisalibyście w następujący sposób:

Dziękuję, że podzieliłeś się ze mną swoją opinią. Cieszę się, że poświęciłeś na mnie swój czas. Miłego dnia!

Naturalnie nie chodzi o danie przyzwolenia, aby ktokolwiek Was obrażał. Pytajcie otwarcie autorów hejtu, dlaczego piszą takie rzeczy i jaki jest ich cel. Wywołujcie w nich refleksję oraz sprawcie, aby zaczęli myśleć nad swoimi słowami!

Internet daje poczucie bezpieczeństwa i anonimowości.

Nie istnieją żadne statystyki, ale jestem przekonany, że na całym świecie istnieją setki tysięcy osób, które zaprzestały swojej działalności tylko dlatego, że padły ofiarą niesłusznie skierowanych wobec nich słów. Dlatego właśnie na początku pisałem o braku empatii w przypadku osób hejtujących. Bo zastanawiam się, jak wielkim zwyrodnialcem i człowiekiem pozbawionym uczuć trzeba być, aby świadomie decydować się na niszczenie czyjegoś życia?

Hejt to taka sama forma agresji jak obrażanie kogoś prosto w oczy. Ale jednak Internet jest do tego o wiele lepszym miejscem, bo tam ludzie mają złudne poczucie anonimowości i nieuchwytności. Jak pokazują liczne przypadki – to wcale nie musi być prawdą.

Do barwnej listy epitetów można jeszcze dopisać, że hejt tworzą ludzie tchórzliwi i pozbawieni jakiegokolwiek pierwiastka odwagi. Często ukrywają się za fikcyjnymi kontami lub wymyślonymi nazwami. Jestem wprost przekonany, że przenigdy nie powiedzieliby tych samych słów, tej samej osobie, prosto w oczy. Co więcej! Hipokryzja tych osób jest tak wysoka, że zapewne byliby w stanie obrażać w Internecie i prawić komplementy na żywo tej samej osobie!

A Internet – jakkolwiek jest dobry – niestety im to umożliwia.

Jak pokonać hejt?

Hejt rodzi się w zazdrości, nienawiści, zawiści, frustracji, agresji, braku pewności siebie, w zaniżonej samoocenie, w poczuciu niższości i innych, licznych kompleksach. Jest to doskonała forma komunikacji dla każdego, kto nie radzi sobie z emocjami i z problemami, które napotykają go w życiu. Oczywiście hejt może być też formą zabawy – wprawdzie trudno to sobie wyobrazić – ale myślę, że takie osoby kwalifikują się do gruntownego zbadania ich procesów psychicznych…

Idąc tym tropem dalej, walkę z hejtem można wygrać tylko uzdrawiając ludzi, a nie z nimi walcząc. Nie chódźmy więc na „wojny z hejterami”. Zamiast tego okażmy im empatię. Pokażmy, że można zachowywać się inaczej, a świat nie jest wcale zły i nie ma potrzeby niszczyć ludzi, którzy go zamieszkują.

Przestrzegam również przed nadwrażliwością. Niejednokrotnie spotkałem się już z sytuacją, gdzie naprawdę miła dla oka konstruktywna krytyka była rozumiana, jako hejt. Niestety Internet i cała komunikacja niebezpośrednia często uniemożliwia przekazanie prawdziwych intencji. Myślmy więc i odróżniajmy krytykę od hejtu.

  • Krytyka jest przede wszystkim logiczna i choć nie musicie się z nią zgadzać, to czytając ją, bez trudu zauważycie, że ma swój własny, wewnętrzny sens. Krytyka nie niszczy, ale pomaga. Nie jest ukierunkowana na obrażanie, ale na zwrócenie Waszej uwagi na perspektywę, której nie dostrzegliście.
  • Hejt natomiast jest bardzo często oderwany od rzeczywistości, a jego jedynym celem jest ochota skrzywdzenia człowieka.

Budujmy Internet na spokojne miejsce.

Internet

Internet i hejt to nierozłączni kompani. To smutna wizja.

Nie powiedziałbym jednak, że jest to walka skazana z góry na porażkę. Bowiem i z tym można sobie poradzić. Jest wiele sposobów. Bierności na pewno bym nie polecał. Neutralność to już coś innego. Można także reagować, ale tutaj zalecam dużą dozę empatii i ogromny spokój. Nie zapominajmy, że odpowiadając osobom hejtującym w taki sam sposób, stajemy się tacy jak oni: bez twarzy, bez mózgu, bez empatii…

A tego nikt z nas na pewno nie chce.

Na koniec jeszcze jedna rada. Możecie też ją stosować praktycznie w każdych okolicznościach.

Jeśli już nic nie działa. Jeśli wyczerpaliście wszelkie możliwości i nic innego nie przychodzi Wam do głowy, to po prostu…

Śmiejcie się.

Skoro i tak już macie przechlapane, to chyba lepiej przeżyć to z uśmiechem na ustach, no nie? 😉

Kobieta z bliznami to wystawa fotografii przedstawiających człowieka, któremu przyszło żyć ze znamionami spowodowanymi oparzeniem oraz z konsekwencjami społecznymi, za którymi stoją uprzedzenia i stereotypy.

Projekt podnosi problem wykluczenia osób z poparzeniami. Dotyczy także wyzwań, jakie napotykają w codziennej batalii ze stereotypami. Osoby z oparzeniami mierzą się z wykluczeniem społecznym, ale i ekonomicznym.

Po trzech latach uświadamiania, opowiadania swojej historii a także pokazania, jak wygląda ciało pokryte bliznami, widzę światełko w tunelu.

Wiem, że nie jesteśmy obojętni.

Zaczęło się od pomysłu w mojej głowie, a skończyło się jak widać…

Dzisiaj temat oparzeń, blizn jest znany szerszej społeczności. Przez to, że mówię o tym głośno, szczerze inni zaczęli reagować, ale przede wszystkim, dałam nadzieję osobom, których spotkał podobny los.

Trzy lata. Trzy lata pokazywania i opowiadania. Czy warto było? Jak najbardziej!

Więc, nie bój się. Idź, opowiedz swoją historię.

osoby z poparzeniami

wykluczenia osób z poparzeniam, osoby z poparzeniami

wykluczenia osób z poparzeniam

osoby z poparzeniami

osoby z poparzeniami

wykluczenia osób z poparzeniam

wykluczenia osób z poparzeniam, osoby z poparzeniami

Przeczytaj także Zderzenie z Życiem.

Jolanta Golianek

Pedagog, logopeda, terapeuta, mówca inspirująco-motywujący. Prezes Fundacja Poparzeni. Społecznik Roku Newsweek 2017, Człowiek bez barier 2016. Ambasadorka WellU. W 2009 roku na skutek podkładania drewna do kominka uległa wypadkowi, w wyniku którego jej ciało zostało ciężko poparzone (II stopnia). Przeszła wiele operacji rekonstrukcyjnych, przez 2 lata po zdarzeniu nosiła ubranie uciskowe (presoterapia). W 2014 roku z powodu ciągłego tworzenia się przykurczu na szyi przeszła zabieg wszczepienia sztucznej skóry (integra). Do chwili obecnej poddawana jest ciągłej rehabilitacji, oczekuje na kolejne operacje plastyczno-rekonstrukcyjne. W 2015 roku po raz pierwszy odważyła się stanąć na scenie i podzielić swoją historią, jak powracała do „normalnego” życia i jak na nowo odszukiwała samą siebie jako pełnowartościowego człowieka. Jej droga, historia, jej zmagania i sukcesy są poruszające, ale przede wszystkim inspirujące dla innych. Osobista tragedia nie poszła na marne. Utorowała drogę szybszego powrotu do zdrowia fizycznego i psychicznego wielu ludziom, których spotkał podobny los. Dla wielu innych jest przykładem siły jednostki, życia bez ograniczeń.

Życie wirtualne, a rzeczywiste. Czy możemy liczyć na autentyczność w świecie wirtualnym? Jak media społecznościowe i internet wpływają na nasze życie?

Być może tematyka mojego dzisiejszego posta może wydawać Ci się już przestarzała i nudna. Wszędzie o tym się mówi. Również tegoroczna edycja See Bloggers była zorganizowana pod hasłem autentyczności. To poniekąd skłoniło mnie do refleksji i napisania tego wpisu.

Rzeczywistość vs. internet

Z pewnością część z osób czytających ten wpis posiada różnego rodzaju konta w mediach społecznościowych. Tym samym w mniejszym lub większym stopniu udziela się w komentarzach, udostępnia różne treści, dzieli się swoimi przeżyciami, zdjęciami, itd. Oprócz tego oczywiście czynnie obserwuje innych ludzi. Dzięki tym portalom, aplikacjom jesteśmy w stanie obserwować życie innych ludzi. Wydaje nam się, że wiemy co się u nich dzieje, jakiego rodzaju życie prowadzą, z kim się zadają, co robią, jak im się układa w relacjach. Jednak jakie odzwierciedlenie ma obraz w internecie do tego prawdziwego?

internet, uzależnienie, media, social media, media społecznościowe, instagram, facebook, depresj, niska samoocena, anoreksja, uzależnienie od internetu, telefon, komórka, życie wirtualne, autentyczność

Nie wiem czy mieliście okazję obejrzeć jeden z filmików, który świetnie pasuje mi do tej tematyki. Możecie go obejrzeć klikając tutaj. Pokazane jest w jaki sposób czasami ludzie oszukują samych siebie, a także innych by pokazać coś na pozór. Wspaniały związek, idealny wygląd, dostateczne życie, piękne podróże, wspaniałe spotkania, aktywne życie i dobre relacje z bliskimi. Natomiast rzeczywistość odbiega od ukazywanego obrazu. Dlatego nawołuje do tego, by nie opierać się tylko i wyłącznie na obrazie pokazanym w wirtualnym świecie.

To już jest uzależnienie

Internet ma oczywiście również pewne plusy. W łatwy i szybki sposób możemy nawiązywać, bądź utrzymywać relacje. Komunikacja nawet z osobami przebywającymi tysiące kilometrów od nas nie sprawia trudności. Zamienia się to jednak w uzależnienie, kiedy ani chwili nie możemy być bez klikania w ekran. Spotkania zamieniają się w ciche posiadówki przy telefonie. Podczas koncertów czy innych wydarzeń zamiast tańczących ludzi widać las rąk trzymających telefony. Przestajemy rozmawiać, żyć i przebywać tu i teraz. Nadrzędną wartością staje się dobre zdjęcie do udostępnienia, niżeli dana chwila. Szkoda, bo czas tak szybko ucieka, że w końcu może okazać się, że zabrakło nam go na przeżywanie. Oddaliśmy się w ręce wirtualnego świata, gdzie chcieliśmy zbudować swój idealny świat, by pokazać innym, że jesteśmy super. internet, uzależnienie, świat wirtualny, facebook, instagram, uzależnienie od telefonów, uzależnienie od internetu, życie wirtualne, autentyczność

Zatraceni w komórkach

W internecie można znaleźć bardzo dużo filmików uświadamiających nas dokąd to wszystko idzie. Kliknij tutaj by obejrzeć kolejny. Podlinkowany przeze mnie film pokazuje to jak przestajemy zwracać uwagę na to co dzieje się dookoła. Skupieni na ekranie komórkowym nie zauważamy ludzi, sytuacji, przestajemy kontrolować przebieg zdarzeń. To może jednak prowadzić to bardzo przykrych wydarzeń. Wypadki samochodowe, a także na przejściu dla pieszych. Zamiast budować relacje z dziećmi, znajomymi czy bliskimi interesujemy się co dzieje się u innych ludzi. Zaczynamy lepiej znać życie gwiazd, czy też ludzi z którymi nie mamy kontaktu. Nie posiadamy za to podstawowej wiedzy na temat naszych bliskich. Przed świętami pokazywałam pewną kampanie. Nakręcono rodziny podczas gry w trakcie której okazywało się, że niestety nie wiele wiedzą o swoich członkach rodziny. Nie popełniajmy tych błędów. Zainteresuj się, porozmawiaj, bądź.

internet, social media, media społecznościowe, uzależnienie, uzależnienie od internetu, rzeczywistość, świat wirtualny

Wpływ internetu na naszą samoocenę

Zostało to już potwierdzone badaniami! Media społecznościowe negatywnie wpływają na spostrzeganie samych siebie. Wzbudzają przygnębienie, spadek poczucia własnej wartości oraz często zawiedzenie własnym życiem. Ludzie mają poczucie nieszczęścia po napatrzeniu się na “Instagramowe życie”. W końcu to nie pomaga by akceptować siebie. Często efekt jest wręcz przeciwny. Według informacji podanych w internecie, trwają nawet testy mające na celu usunięcie widoczności ilości like’ów pod zdjęciami. Ma na to wpływ fakt, że internauci przywiązują zbyt wysoką wagę do ilości obserwujących, polubień. Przez to narażeni są na zaburzenia psychicznych i różnego rodzaju choroby typu depresja, anoreksja.

porażka, samoocena, niska samoocena, anoreksja, depresja, choroby psychiczne, social media, media społecznościowe, niskie poczucie własnej wartości, smutek, insta life

Częściej z tym problemem borykają się kobiety, ponieważ znacznie przeważają w świecie mediów społecznościowych. Zdecydowanie bardziej się udzielają i dają porwać w ten wir. Rodzi się wielkie niebezpieczeństwo dla młodych dziewczyn, które w dużym stopniu wzorują się na blogerkach, influencerkach. Dążą do idealnego wyglądu, zapominając czesto, że duża częśc zdjęć zostaje przerobiona w odpowiednich programach. Wyszczuplanie, wymładzanie, retuszowanie, gra kolorów – wszystko po to by zdjęcie przyciągało uwagę i zachwyt.

Życie to nie pudrowe cukierki

Zdejmij te różowe okulary, przez które obserwujesz ten internetowy świat. Nie oszukuj się! Każdy ma problemy, jednakże nie wiele osób będzie się ich podejmować w mediach społecznościowych. Pamiętaj, że w internecie dominują ludzie, którzy tworzą w nim swój idealny świat. To dzięki niemu mogą w prosty sposób pozbyć się swoich kompleksów, zdobyć wykształcenie, wysokie stanowisko, a także się dowartościować. Odbiorca i tak nie jest w stanie zweryfikować podanych informacji lub zdjęć ze stanem rzeczywistym, aż do momentu realnego spotkania. Czas podejść do tego wszystkiego z dystansem. To co prezentuje nam cyberprzestrzeń może być w dużej mierze przerysowane. Tożsamość ludzi zależy od tego jaką maskę przyjmą.

internet, uzależnienie, media, social media, media społecznościowe, instagram, facebook, depresj, niska samoocena, anoreksja, uzależnienie od internetu, telefon, komórka, życie wirtualne, autentyczność

Bądź sobą

Nie staraj się nikogo uszczęśliwiać. Idź swoją własną drogą. Nie zwracaj uwagi na innych. Nie musisz być tacy jak oni. Bądź po prostu sobą. Ludzie, którym będzie na Tobie naprawdę zależeć będą Cię kochać, lubić, szanować i wspierać bez zbędnych modyfikacji i filtrów. Szkoda marnować czas i siły na stawanie na głowie by przypodobać się innym.

internet, uzaleznienie, uzależnienie od internetu, social media, media społecznościowe, kompleksy, depresja, anoreksja, uzależnienie od telefonów, telefon komórkowy, życie wirtualne, autentyczność

Jak to jest z tymi grubymi osobami? Są lubiani, czy nie są? Mają w waszych oczach szacunek, czy nie? Spełniają te wasze standardy piękna, czy tak nie do końca? Bo ja odnoszę wrażenie, że gruby człowiek jest spychany na margines społeczeństwa i czegokolwiek by nie zrobił, to ostatecznie i tak będzie to jego winą.

Znamy się już dość długo. Możecie mnie poznawać od 117 artykułów. Przeczytanie wszystkich zajęłoby około dwudziestu godzin.  Myślę, że jesteśmy na dość dobrym etapie naszej znajomości, prawda? Powiedziałbym, że nasza relacja ewoluuje i stoi na wysokim poziomie. Dlatego może z tego powodu nie mam żadnych oporów, aby po prostu usiąść z nogami podwiniętymi pod pośladki, laptopem na kolanach i napisać tekst, który nie będzie dla każdego przyjemną lekturą.

Wina grubego!

Tworząc, inspirowałem się delikatnie podcastem Justyny Mazur „Słuchowisko”, gdzie jeden z odcinków brzmiał: „Wina grubego”Wtedy, parę tygodni temu, słuchając słów autorki, wiedziałem, że trafiła w samo sedno problemu, ale nie czułem potrzeby uzewnętrzniania tego. Natomiast teraz zrozumiałem, że i we mnie narosła ogromna chęć zwrócenia wam uwagi, że „być grubym” nie oznacza być gorszym!

Ludzie… Co jest z Wami?!

Czy naprawdę te wszystkie idealne modelki i „fitnesiary” z Instagrama i telewizji tak bardzo zawróciły wam w głowie, że nie potraficie już racjonalnie patrzeć na drugiego człowieka? A przede wszystkim po ludzku? Nie wiadomo, którą pięść zaciskać, gdy się słyszy, że „gruby jest gorszy” albo  „gruby to jest nic nie warty”.  Gdzie się podziała Wasza tolerancja, o której wszyscy tak głośno mówią, gdy problem dotyczy homoseksualistów, mniejszości etnicznych czy religijnych? Nagły zanik pamięci, czy o co w tym chodzi?

Standardy piękna.

Żyjemy w tak przeklętej bańce idealności, gdzie w ogóle nie dopuszczamy do siebie, że ktoś może odbiegać od wyznaczonych standardów. Jakich standardów?! Tych ustalonych przez wychudzone modelki? Wyznaczone przez te „ćwiczące dziewczyny”, które miesiączkę widziały ostatni raz w wieku trzynastu lat, a średnio raz na tydzień widzą spożyty przez siebie pokarm, spłukiwany w toalecie wraz z wyrzutami sumienia? To są dla was te wasze „standardy piękna” ? Standardy, które pokazują jak poświęcić całe swoje życie kształtowaniu pośladków? Czy jak w pięciu prostych krokach powiększyć sobie piersi?

standardy piękna

Ale przecież to chłoniecie! Każdego dnia! Ślinicie się do monitorów, widząc kolejne wyuzdane zdjęcie, które mogłoby znaleźć się na okładce Playboya. A potem wychodzicie na ulice z tymi waszymi zabawnymi „standardami”, widzicie pierwszą lepszą osobę i od razu wystawiacie jej najlepszą opinię z możliwych: „gruba”, „gruby”, „świniak”, „spaślak”, „tłusta krowa”. No bo przecież, jak to możliwe, żeby nie mieć „sześciopaka” na brzuchu?! Albo kto to widział, żeby mieć cellulit na nogach?!

Tworzymy świat, w którym widok odstającej koszulki na brzuchu albo brak szpiczastego podbródka i wyraźnych kości policzkowych, jest piętnowany i utożsamiany z brakiem życiowego sukcesu… Przecież to nawet śmiesznie brzmi! Ja myślę, że głodne dzieci w Afryce i ludzie umierający na nieuleczalne choroby, muszą mieć teraz niezły ubaw! Nie ma co. Boki zrywać!

Znacie tzw. efekt aureoli? Polega on na tym, że na podstawie jednej pozytywnej cechy osoby, automatycznie przypisujemy jej inne, o których nie mamy żadnego pojęcia. W tym więc wypadku, kiedy widzimy „ładną i szczupłą” osobę, czyli taką, która wpisuje się w nasze „standardy piękna”, bezwiednie myślimy o niej w lepszych kategoriach niż ma to związek z rzeczywistością. „Ładni i szczupli” są więc automatycznie także mądrzy, dobrzy, życzliwi, otwarci i bardziej pracowici…

Nie muszę chyba pisać, że działa to też w drugą stronę, prawda? Tę o wiele mniej pozytywną i bardziej niesprawiedliwą?

Gruby człowiek winny wszystkiemu.

Myśleliście, że to już koniec? Dlaczego? Przecież to takie zabawne, gdy można komuś powiedzieć (a jeszcze lepiej NAPISAĆ!), że jest tłusty, gruby i jak najszybciej powinien coś ze sobą zrobić!

No, ale przecież to wszystko mówicie w żartach. Przecież to wina grubego, który bierze wszystko do siebie i nie zna się na dowcipach! Wy jesteście aniołkami, którzy tylko podtrzymują dobrą atmosferę w grupie i pilnują, aby przypadkiem nie zabrakło okazji do żartowania. A z kogo najłatwiej żartować? No oczywiście, że z tego, który jest gruby! Przecież w takiej sytuacji wcale nie musicie się wysilać. Wystarczy spojrzeć i już! To takie oczywiste…

Jest gruby? To jego wina! Nie zdał egzaminu? Za dużo żarł! Nie ma dziewczyny? Trudno się dziwić z takim cielskiem! Nie może zdać prawa jazdy? Bo nie mieści się za kierownicę! Nie otrzymał pracy? Z taką spasłą twarzą…

Gdzie my żyjemy? W prawdziwym świecie, czy w swojej wyidealizowanej bańce?

Internet siedliskiem osób bez twarzy i mózgów.

Przeglądając komentarze pod jednym z filmów na YouTube (lubię to robić z pożywki, jaką daje mi grupa ludzi, u których badanie mózgu mogłoby wykazać ciekawe wyniki), gdzie tańczyła piękna, młoda kobieta o naturalnych kształtach, natrafiłem na co najmniej kilkadziesiąt treści, które miały  głęboko w nosie wszystko inne, a skupiały się wyłącznie na sylwetce tej Pani.

  • „Jezu, ale gruba!”,
  • „Gdzie oni ją wytrzasnęli?!”,
  • „Fajna, ale trochę za gruba. Mogłaby schudnąć!”,
  • „Dobra dupa, ale za tłusta”

Tu już nawet nie chodzi o to, że autorzy tych wszystkich komentarzy, wpisów, słów i wyroków zapewne wyglądają niewiele lepiej. Nie można się na tym skupiać, bo w ten sposób stajemy się podobni na nich. O wiele bardziej chodzi o jakikolwiek poziom empatii i zrozumienia drugiego człowieka. To nie jest trudne, aby po pierwsze się zastanowić, czy moje słowa nie ugodzą w drugą osobę? Po drugie, czy są one prawdziwe i na miejscu? I po trzecie, czy to naprawdę jest takie ważne?

Ale to wszystko kosztuje myślenia, a ludzie nie lubią myśleć, bo to rodzi wysiłek, a po co się wysilać, jak można postukać parę razy w klawiaturę i napisać: „Ale grubas! Ha ha ha.”?

gruby człowiek

Źródło: www.twojaanglia.eu

Dajcie żyć!

Pomyślcie  sobie, jaką krzywdę robicie swoimi słowami, innym. Pośmiać można się równie dobrze z siebie. Czemu więc tego nie robicie? Ach, no tak… Bo to nie jest fajne! Czemu zawsze trafia na tą osobę, która wyróżnia się wagą ciała, czy w ogóle wyglądem? Tylko dlatego, że jest gruby? Bo reprezentuje inne „standardy piękna”? Bo jest „inny”?

Czy wreszcie możecie pozwolić żyć ludziom tak, jak tego chcą? Możecie pozwolić innym być takimi, jakimi chcą być? Czy już do końca waszego życia będziecie uważali się za pępki świata, które mają prawo do decydowania za wszystko i wszystkich?? Wasze zdanie i wasz punkt widzenia nie jest jedynym na tym świecie!

To, że „fitnesiara numer milion pięćset” pompuje pośladeczki trzy razy w tygodniu na siłowni i dwa razy w miesiącu u chirurga, nie oznacza, że każdy musi to robić i że każdy musi tak wyglądać! To, że „Maczo spod znaku lśniącej sztangi” ma sześciopak na brzuchu i bicepsy napompowane sterydami, nie oznacza, że każdy mężczyzna tak musi wyglądać!

I dzięki Bogu, że tak nie wygląda!

Waga nie zmienia człowieka. Robią to standardy piękna.

Jak już wylewam tutaj wszystkie swoje żale, to jeszcze jedna sprawa. Może nawet najważniejsza.

Czy Wy myślicie, że jak ktoś przytyje, to już nie jest tą samą osobą? Czy jak ktoś z wagi 60 kilogramów, skoczy na 70 kilogramów, to naprawdę sądzicie, że poza dodatkowymi kilogramami ubyło mu jego wartości? Albo poziomu dobra, jakie w sobie miał?

Idąc tym tropem myślenia, czy jak idziecie do fryzjera, to po wysztafirowaniu się, już jesteście kimś innym? Nie? Dziwne… A ja myślałem, że tak właśnie jest, patrząc, jak są traktowani Ci, którzy przytyli! Szkoda, że nie działa to też w drugą stronę.

Dlaczego jak ktoś schudnie, to nikt się z tego nie śmieje? Dlaczego, jak ktoś schudnie, to nikt nie powie: „O Mój Boże! Co Ty ze sobą zrobiłaś! Jak można tak wyglądać?! Weź idź coś zjedz!”.

Ależ oczywiście, że nikt tego nie powie, bo osoby szczupłe spełniają wasze „STANDARDY PIĘKNA”!

A niech tylko ktoś przytyje! Robi się większy zamęt niż na promocji w Lidlu o siódmej rano. Najpierw są niewinne komentarze: „Mhm! Widzę, że Ci się powodzi ostatnio!”. Potem są przytyki: „Może jeszcze jedno schabika, bo widzę, że tak Ci smakują…”. Na tym się jednak nie kończy.

piękna kobieta

Wartość nie bierze się z wyglądu.

I w ten sposób dokładnie ta sama osoba, która była szczuplejsza o parę kilogramów i miała „szacunek”, traci go, bo przestajecie patrzeć na nią jak na tego samego człowieka. Przepraszam bardzo, ale co tu się zmieniło? Tkanka tłuszczowa? Rozmiar talii? Czy obwód bioder? I to was tak bodzie? Że ktoś jest „większy”? Że ktoś jest nagle w waszych oczach „gruby”?

Jakie to ma znaczenie, jeśli ten człowiek jest nadal tym samym człowiekiem?

Przecież to jest dokładnie ten sam człowiek, z tą samą wartością w środku. Z TĄ SAMĄ! Dziwicie się, że osoby grube są często nieśmiałe, skryte, zamknięte w sobie o zaniżonej samoocenie. Naprawdę? Po tym, co im robicie? Po tych wszystkich komentarzach i uwagach wątpię, czy ktokolwiek zdołałby utrzymać się na prostych nogach.

Napiszę to raz.

Wartość człowieka nie bierze się z tego, jak wygląda, ale to KIM jest. Znaczenie człowieka nie zmienia się wraz z cyferkami na wadze albo rozmiarem bicepsa. Wartość człowieka pochodzi z czynów. Z intencji i postaw. Z podejścia do świata. Ze stosunku do drugiego człowieka.

Przestańmy więc wreszcie odbierać wartość człowiekowi, który jest gruby.

„Gruby” brzmi gorzej niż „szczupły”.

Zwróćcie nawet jaki wydźwięk ma to stwierdzenie: „gruby człowiek”. W rzeczywistości ono jest neutralne. Dokładnie tak samo, jak: „szczupły człowiek”, a mimo to czytając je odnosimy wrażenie, że jest ono „mało kulturalne” i „niepoprawne polityczne”. Wcale nie. To tylko my, swoim postępowaniem sprowadziliśmy je do tego poziomu. Dlatego właśnie wcale nie hamuję się, aby nazywać rzeczy po imieniu i pisać po prostu „gruby”. Skoro „szczupły” przechodzi nam przez gardło, to dlaczego mielibyśmy robić temat tabu z „grubego”?

Spójrzcie, do czego doprowadziliśmy… Gruby brzmi dla nas obco, niestosownie do sytuacji, bo automatycznie widzimy w tym coś negatywnego… Jak więc chcemy przychylniej spojrzeć na osobę, której standardy piękna są inne niż te promowane przez media?

elita społeczeństwa

Przypomina mi się również pewna anegdota, którą usłyszałem jakiś czas temu. Myślę, że pasuje tutaj znakomicie.

Churchill pewnej Pani, która obwiniała go za to, że jest pijany, odpowiedział: „Ja jutro będę trzeźwy, a Pani nadal będzie brzydka”.

Ta gruba osoba, z której się śmiejecie, zawsze może schudnąć, a Wy nadal będziecie musieli żyć ze swoim jadem.

Skończmy z tą paranoją! Standardy piękna nas niszczą!

Gruby, Otyły, Tłusty, Spaśny – nazywajcie ich jak chcecie, ale to wy wystawiacie sobie w ten sposób najlepszą z możliwych not. To do was te słowa wrócą i nie życzę, aby kiedykolwiek odbiły się od was z taką siła, z jaką wy je wypowiadacie…

Albo wiecie, co?

Życzę.

Tego wam właśnie życzę.

Żebyście poczuli jak to jest i wreszcie zrozumieli, że gruby człowiek to taki sam człowiek, jak każdy inny. Nie jest skazany na porażkę. Nie jest chodzącą kupką nieszczęścia i wcale nie ma w życiu gorzej. Jest jaki jest i za to należy mu się szacunek.

I wcale nie bronię ani nie gloryfikuję otyłości. Znacie mnie z innych tekstów. Choćby z tego o otyłości. Nazywam rzeczy po imieniu i staram się patrzeć z wielu perspektyw. Ale przeraża mnie dokąd zmierzamy w swoich postawach i osądach. Zwolnijmy i dajmy ludziom przestrzeń do bycia tym, kim chcą być.

#kolejne artykuły