Póki nie byłam w ciąży, nie wiedziałam w ogóle o istnieniu takiego słowa. Połóg? Jaki połóg? Ale to chyba z całą ciążą i macierzyństwem tak jest, że póki nas nie dotyczy, to niewiele faktycznie wiemy, bo o pewnych rzeczach po prostu się nie mówi.
Według Wikipedii w dużym skrócie połóg to “okres po ciąży i porodzie, w którym anatomiczne, morfologiczne i czynnościowe zmiany ciążowe stopniowo ustępują, a ustrój wraca do stanu sprzed ciąży. Z reguły trwa sześć tygodni”. Bardziej niezbędne wiadomości co się dzieje, co robić i jak robić możecie przeczytać na stronie Canpolbabies <- Polecam
Jak to było u mnie?
Jestem 2 miesiące i 6 dni po porodzie, zatem okres połogu już jakiś czas temu się zakończył. Tak jak każda ciąża jest inna, każdy poród jest inny i połóg także.
To co mnie na pewno ominęło to tzw. baby blues, o którym się coraz więcej mówi. Nie wiem na ile to kwestia osobowości i charakteru, psychiki, a może po prostu poród tak dał mi tak bardzo w kość, że po tym mało co jest w stanie mnie ruszyć. Nie czułam żadnych zachwiań emocjonalnych i depresji, ale po kolei…
Po porodzie, łyżeczkowaniu i godzinnym szyciu na żywca emocje zaczęły opadać i pojawiać się proza życia. O 21 zostałam przewieziona na salę położniczą. Ciężko było przesiąść się z łóżka na łóżko, trzymając między nogami podkład poporodowy. Wstyd i skrępowanie zdecydowanie musi odejść na dalszy plan. Fakt jest taki, że nikogo wszelkie widoki nie ruszają – prócz Ciebie samej. Wydawało mi się, że czuję się dobrze – dopóki leżałam / siadałam, żeby obok popatrzeć i pogłaskać Borysa.
Panie pielęgniarki były baaaaardzo miłe i pomocne : od przewiezienia oferowały pomoc : jak będzie pani chciała przewinąć małego, iść do toalety, jakieś tabletki przeciwbólowe, cokolwiek, proszę po nas dzwonić. Tak też zrobiłam.
Po godzinie 23 i walce z myślami “iść, nie iść, wytrzymam, nie wytrzymam” postanowiłam spróbować pójść do toalety – siku. Zadzwoniłam po położną, która natychmiast niemal przybiegła. Niestety próba zakończyła się fiaskiem, bo po dojściu do drzwi sali nogi mi zmiękły, przed oczami zrobiło się czarno, a dźwięki słyszałam jak spod wody. Jakimś cudem wróciłam z powrotem do łóżka i położna powiedziała, że spróbujemy jeszcze raz za pół godziny. Kolejna próba teleportacji do toalety (która była naprzeciwko mojej sali – czyli najbliżej jak się da) była udana. To straszne, gdy tak prosta, naturalna, prozaiczna, fizjologiczna rzecz jak oddanie moczu jest ciężka do wykonania. Przede wszystkim STRACH przed tym jak teraz to zrobić i jak to teraz będzie. Dla mnie ból / szczypanie to była druga kwestia. Jedyne o czym myślałam, to czy tam wszystko dobrze działa, czy dobrze mnie zszyli i jeśli coś poleci, to poleci właściwą drogą. ABSTRAKCJA. Zgodnie z zaleceniami Tantum Rosa / Octenisept w użyciu i dalej powrót tempem żółwia do sali.
Noc jakoś minęła, Borys spał spokojnie, a ja odpoczywałam. Rano o 5 kolejna wizyta w toalecie z położną niestety zakończyła się zemdleniem. Położna zdążyła mnie złapać i zawołała do pomocy drugą, żeby mnie przetransportować do łóżka. Dostałam kroplówkę – wenflon po porodzie był cały czas w mojej ręce, więc szybko poszło.
O 7 przyjechał mąż, od razu było mi lepiej. W sali miałam na szczęście 2 fajne dziewczyny po cesarkach, które szybko wprowadziły mnie w szpitalny cykl : o 8 obchód połozniczy, o 9 pediatryczny, 7-9 śniadanie itp itd. I tak jakoś zaczęłam się odnajdywać w nowej rzeczywistości. Nowa rola, nowe obowiązki, milion myśli w głowie, ale najważniejszy był ten NOWY CZŁOWIEK, który właśnie pojawił się w naszym życiu.
Mogłabym duuużo pisać, ale postaram się skupić na tym, co najistotniejsze dla połogu. Najgorsza była taka niemoc i brak ogólnej sprawności. Pod prysznic poszłam dopiero następnego dnia o 16 jak przyjechał mąż, a zęby myłam rano, siedząc w łóżku z kubkiem z wodą i miską do wypluwania. Co ogólnie najbardziej doskwierało ?
- Chodzenie, to było raczej szuranie nogami po ziemi. Na początku po kilkudziesięciu krokach kręciło mi się w głowie i przytykało mnie w klatce, jakby brakowało oddechu.
- Siadanie. Ze względu na duże nacięcie w stronę pośladka, musiałam siadać na jednej stronie, co i tak było bardzo bolesne. Bardzo pomogła mi w tym poduszka (kółko z dziurką). Bez niej byłoby ciężko. Po 10 dniach już siadałam bez niej
- Toaleta – strach prze okrutny. Czujesz, że chcesz, ale nie możesz, boisz się że coś pęknie. Strach jeść, bo przecież cały czas sie nie załatwiłaś, a przecież musisz bo sił brak! Wielka radość, kiedy w końcu się udało.
- Gazy. Coś nie do powstrzymania, nierealne. Ostatnio byłam na poczcie i gdy stałam przy okienku rozmawiając z Panią, Borys przebudził sie, przeciągnął i co? …pierdnął. To takie naturalne i oczywiste. Dlaczego o tym pisze ? Bo po porodzie czułam się jak dziecko, które jeszcze niczego nie kontroluje.
- Piersi które przyzwyczajają się do karmienia. Popękane sutki to dość częsty przypadek, na szczęście tylko jeden. Choć i tak zaciskałam zęby i karmiłam. Bolało tylko przy pierwszym zassaniu, potem już nie. Maść w tym czasie była zdecydowanie wskazana.
- Szwy. Trochę ciągnęły. Po korzystaniu z toalety i osuszaniu papierowym ręcznikiem, czujesz się jak Frankenstein. Szczerze mówiąc bałam się tam spojrzeć. Dopiero po zdjęciu szwów (tych zewnętrznych) odważyłam się. Strach ma wielkie oczy, a organizm ludzki jest niesamowity. Blizna pięknie się goiła.
W domu już było coraz lepiej, czułam, że powoli dochodzę do siebie. Po 9 dniach od porodu przyjechała położna zdjąć mi szwy. Od 2 dni nie krwawiłam w ogóle. Do jeszcze lepszego zagojenia rany poleciła mi Rivanol i Balsam Szostakowskiego. I to był chyba błąd. Zaczęły mi doskwierać bóle promieniujące na całe krocze, jechałam na tabletkach przeciwbólowych. Pojawił się żółty wysięk (co później okazało się normalne), ale po konsultacji ze znajomą położną poradziła, żeby pojechać na izbę to sprawdzić.
Pani doktor po przebadaniu mnie stwierdziła ze nic ją nie niepokoi, ale kategorycznie kazała mi odstawić te 2 specyfiki. Także dziewczyny tylko Tantum Rosa i Octenisept i faktycznie potem już było dobrze.
Co więcej w tym połogu ? Jakoś minął. Ogólnie z dnia na dzień było coraz lepiej. Po tygodniu poschodziły mi wybroczyny z dekoltu i policzków, po około 2 tygodniach czerwone plamy z popękanych oczu. Czas leciał, a ja byłam coraz sprawniejsza. Kilka szwów z wewnątrz wypadło mi samoistnie, które zauważyłam podczas korzystania z toalety, albo pod prysznicem. Tak naprawdę czekałam jeszcze na kontrolę u ginekologa i u fizjoterapeutki medycznej, żeby sprawdziła rozstęp mięśni brzucha. Okazało się, że wszystko super, żadnego rozejścia, wszystko zamknięte, mogę spokojnie brzuch już ćwiczyć.
W skrócie, nie jest to łatwy i komfortowy czas. Dodam, że akurat wyszło tak, że miesiąc mąż był ze mną w domu. Nie specjalnie na moją potrzebę, ale tak się złożyła sytuacja zawodowa. Może gdybym była sama, byłoby zdecydowanie trudniej. Wsparcie na początek na pewno wskazane – przynajmniej te 2 tygodnie.