Jeśli macie nadzieję na film o uśmiercaniu wielkich potworów, to nie będziecie zadowoleni. Mimo, że monstra od początku są nam pokazywane, od pierwszych minut czuć, że działa tu wyobraźnia bohaterki. “Zabijam gigantów” jest wielowymiarową opowieścią o tym, jak dzieci na swój sposób radzą sobie z problemami i jak ciężko wtedy do nich dotrzeć.
Scenarzyści odwalili tu kawał świetnej roboty. Poznajemy skłóconą rodzinę i mimo, że nie znamy powodów, czuć wielkie napięcie między jej członkami. Nie pokazuje nam się zbyt wiele, by nie zdradzić zakończenia, a mimo to rozumiemy charakter każdej z postaci. Rzadko się zdarza, byśmy jednocześnie mieli tyle pytań, a zarazem tyle już wiedzieli. Historia zaczyna się leniwie i z wolna przyśpiesza, gdy wraz z drugoplanową bohaterką, zaczynamy odkrywać powoli dramat protagonistki i jej ucieczkę w świat, w którym wyobraźnia pozwala jej czuć, że ma kontrolę. “Zabijam gigantów” to wzorowy przykład jak dać widzowi przyjemność z oglądania i pozwolić mu odkrywać historię praktycznie bez ekspozycji.
Technicznie nie ma się do czego przyczepić. Zdjęcia są piękne, muzyka nie przeszkadza i wpasowuje się w sceny. Co do aktorstwa, nie pamiętam, by coś zwróciło moją uwagę na minus, a cały film ciągną 4 osoby i wszystkie wypadają całkiem dobrze. Efekty specjalne są wystarczające, by na telewizorze film oglądało się świetnie. Budżet był bardzo skromny, więc nie wypada oczekiwać cudów na tym polu. Początkowo myślałem, że była to produkcja pod platformy streaming’owe, ale odbyła się jednak premiera kinowa i film zarobił niezłe pieniądze.
Cóż jeszcze mógłbym napisać żeby was zachęcić??
“Zabijam gigantów” może nie jest filmem dla każdego. Z jednej strony bajkowa otoczka, z drugiej uderzamy w bardzo poważne tony. Nie jest to przyjemny film do piwka. Trzeba się zaangażować, by wyciągnąć z niego całe mięsko. Świetnie pokazane jest, jak wyobraźnia zarazem może być twierdzą dla dziecka i pomagać mu w ciężkich chwilach, lecz również jak łatwo może doprowadzić do izolacji i jak ważna jest wtedy reakcja otoczenia.
Kolejny świetny film na Netflix po“Stowarzyszeniu”