Czy Kler, to aby na pewno film o klerze?
W Polsce, zaraz po rodzinie, kolejną społecznością, do której trafiamy jest wspólnota kościoła. Jeśli w rodzinie jest coś nie w porządku, to ludzie szukają pocieszenia w kościele, a jeśli tam trafią na złych ludzi, to katastrofa jest murowana.
Kler, to film o anatomii zła. O nieprawidłowym wykorzystywaniu siły (każdej) uprzywilejowanej grupy ludzi. O przerażających konsekwencjach zamiatania problemów pod dywan.
Dlaczego kontekstem dla tematyki zła stał się kler? Bo kościół jest ważną częścią naszego społeczeństwa, tożsamości i kultury. A kościół, to między innymi kler, który czasem jako pierwszy, czasem nawet jako jedyny, przekazuje nam, jak mamy żyć.
„Dziękuję, że ksiądz mnie wysłuchał. Niby jesteśmy wspólnotą, a jak przychodzi co do czego, to nie ma z kim porozmawiać.”
To jest meeega zdanie! Bo każda grupa ludzi, która działa we wspólnym celu jest WSPÓLNOTĄ. To będzie rodzina, firma, stowarzyszenie, koło filatelistów, klub książki i kościół też.
Jeśli wspólnota będzie dbała tylko o dobry wizerunek na zewnątrz, a o swoich członków nie, to nic z tego nie będzie. Rozpadnie się. Wspólnota musi dbać o siebie nawzajem. Bezinteresownie.
„Myślałem, że sam poradzę sobie ze swoją raną, myliłem się”
To bardzo ważne zdanie, o ile nie najważniejsze w całym filmie. Póki będą wśród nas poranieni, a nie wyleczeni ludzie, musimy liczyć się z ofiarami.
Kardynał Tagle w jednym ze swoich wystąpień mówił, że jeśli nie wyleczymy swoich ran, to będziemy krzywdzić innych w ten sam sposób. Czyli będziemy traktować ludzi tak samo, jak my byliśmy traktowani. Ranny potrzebuje noszy albo silnych pleców, które zaniosą go w bezpieczne miejsce, gdzie lekarze go opatrzą.
W amerykańskim filmie Spotlight, była scena, w której ksiądz pedofil powiedział, że przecież on robił tylko to, co wcześniej robił jego proboszcz.
Gdzie byli rodzice?
Kukuła powiedział rodzicom o molestowaniu, ale oni zamiast mu pomóc, potępili go. Całe życie musiał czuć się gorszy, choć to on został skrzywdzony. Straszne.
Rodzice! Rozmawiajcie ze swoimi dzieci. Jeśli nie mówią Wam o problemach, to nie znaczy, że ich nie mają, tylko, że Wam nie ufają.
Ks. Lisiecki – szczwany lis, który za nic ma autorytety
Nie da się złapać na popełnieniu błędu. Perfekcyjny. Załatwi każdą sprawę. Jest zabezpieczony na każdą ewentualność. Wierzy, że pieniędzmi można wszystko załatwić. Dąży do celu po trupach.
Jego nieufność do świata i zamknięcie na drugiego człowieka, wzięło się nie tylko ze zła, które widział w dzieciństwie, ale również dlatego, że zobaczył, jak dorośli ludzie, którzy mieli być jego opiekunami, na to zło pozwalają!
W jednej chwili podjął decyzję, że nikomu nie można ufać. Nikt go nie obroni, a wręcz każdy chce go skrzywdzić. Sam przeciwko wszystkim. Nikt, ani nic nie jest w stanie go powstrzymać.
Tacy ludzie istnieją naprawdę i to my ich stworzyliśmy.
„Jestem pasterzem, który ze wszystkich owiec jedną ukochał najbardziej”
Tak mówi Ks. Trybus, do swojej… gospodyni. Za to ona zapytała go kiedyś – dlaczego tyle pijesz?
Z samotności – odpowiedział. Nikt nie nadużywa alkoholu ze szczęścia!
Ostatecznie ona wyciągnęła go z nałogu. Dała mu obecność, lojalność, ale kiedy trzeba było, zmyła mu głowę zimnym prysznicem – dosłownie i w przenośni.
Mimo, że ich czyny były niemoralne, to w chwili próby pomogli sobie nawzajem.
Najpierw w kwestii aborcji – czy aborcji dokonuje tylko kobieta? NIE! Pomaga jej w tym facet, który jej na to pozwala. Trybus w porę się opamiętał.
Potem ona zaryzykowała i pozwoliła mu zachować się po męsku. Pozwoliła mu przyznać się do winy. Postawiła jego duszę nad swoją przyszłością.
„Na razie tyle, a jak znajdę pracę będzie więcej i lepiej”
Wreszcie ostatnia scena z nimi. Wcześniej słyszeliśmy, jak Hanka opowiada jakie mieszkanie by chciała. Upatrzyła już sobie kuchnię w katalogu.
Kiedy on wprowadza ją do starego, po PRL-owskiego mieszkania z meblościanką nie krzyczy na niego, nie robi scen. Nie mówi nic. Tylko czule go przytula.
To jest absolutnie GENIALNA scena! Dla mnie przekaz jest jasny. Tylko dobrem można zmienić człowieka. A tym dobrem jest miłość – chyba najtrudniejsza rzecz na świecie.
Film zrobił ogromne wrażenie nie tylko na mnie
W kinie była cisza, nawet przy scenach z co prawda czarnym, ale jednak humorem. Dlatego mam wrażenie, że Ci co go ze mną obejrzeli rozumieli, że Smarzowski pokazuje nam, że zło to coś śmiertelnie poważnego.
Dla mnie Kler jest inspiracją do tego, żeby pamiętać, że zło jest zstępujące. Ma swój początek i będzie toczyć się błędnym kołem póki miłość go nie rozerwie.
Kler to przestroga dla nas. Spotkanie z cieniem. Szansa do zastanowienia się, czy przypadkiem moje postępowanie, nie napędza błędnego koła zła?
Byłeś? Jakie masz przemyślenia?