Czymś nierealnym może nam się wydawać rezygnacja z marzeń. Jednak czasami to zwykłe poddanie się, może oznaczać dla nas wielki krok naprzód. Choć pozornie to zjawisko może rysować się jako przejaw słabości (w istocie, w większości przypadków tak jest), to są chwile, kiedy może nam ono uratować szansę na spełnione życie.
Dążenie do spełniania marzeń ma (zazwyczaj) ogromny sens!
Przychodzi w życiu każdego człowieka taki moment, kiedy nagle zaczynamy się zastanawiać, czy to, co robimy, ma większy sens. Od razu mogę powiedzieć, że w zdecydowanej większości przypadków to wszystko ma znaczenie. Zazwyczaj powinniśmy kontynuować to, co robimy z prostego powodu. Na ogół jesteśmy niecierpliwi i wyczekujemy efektów zdecydowanie zbyt szybko. Dlatego nasze wątpliwości bardzo często nie biorą się ze złej sytuacji lub naszego niewłaściwego działania, tylko z braku wytrwałości w dążeniu do swojego celu. Łakniemy komfortu, a realizacja marzeń na ogół go nam zabiera. Dlatego nasz umysł stosuje liczne podstępy, aby tylko móc go odzyskać. Na pierwszej napotkanej przeszkodzie zaczynamy lamentować, na drugiej płakać, a na trzeciej rezygnujemy. Tak nie powinna wyglądać droga do spełnienia marzeń.
Powinna się ona cechować wytrwałością, cierpliwością i odpowiednio dużym zaangażowaniem. Wątpliwości pojawią się zawsze, ale sztuką jest umieć je przezwyciężać. Bo tak, jak już pisałem – zazwyczaj rezygnujemy ze swojego wymarzonego życia bez podjęcia walki. Skupiamy się nie na drodze do celu, tylko na końcowym osiągnięciu. Oczekujemy natychmiastowych korzyści. Jednak zapominamy, że zanim do nich dojdzie, musimy pokonać szereg przeszkód i problemów.
Jednak wszystko to, co napisałem powyżej, można spiąć jedną, dużą klamrą i zamieścić obok niej stwierdzenie – „Zazwyczaj”.
Dobrowolnie zrezygnować z marzeń?!
Są chwile w naszym pięknym życiu, kiedy problemy, trudności i zwątpienie zaczyna przygniatać nas całym swym ciężarem. Coraz częściej zaczynamy wątpić w to, co robimy, a w naszej głowie pojawia się ta jedyna, niepowtarzalna myśl:
Zrezygnuj tu i teraz. Skończ to!
Nie podlega dyskusji, że trzeba walczyć z takimi destrukcyjnymi myślami. Jednak czasami to, co szczególnie na początku i w większości przypadków postrzegamy, jako coś odwodzące nas od naszych marzeń, tak w późniejszej fazie naszego rozwoju, może być głosem rozsądku. Od razu zaznaczę, że piekielnie trudno jest móc jednoznacznie powiedzieć, kiedy poddanie się jest tylko tchórzliwą ucieczką, a kiedy najlepszym, możliwym rozwiązaniem. Dlatego podjęcie decyzji w tego typu aspekcie nigdy nie było, nie jest i nie może być łatwe. Wymaga to od nas nie lada przemyśleń i niemałego ryzyka.
Rezygnacja z realizacji swoich marzeń nie może być łatwa, bo czyniąc ją, od razu przyznajemy się do tego, że popełniliśmy błąd. Nieodpowiednio obraliśmy swój cel. Przeceniliśmy swoje możliwości lub nie przewidzieliśmy okoliczności niezależnych od nas. Jakkolwiek by tego nie ująć – rezygnacja to przyznanie się błędu. Jednak przestrzegałbym przed traktowaniem rezygnacji tylko w formach porażki. Myślę, że ten akt w wielu przypadkach może być porównywalny do zwycięstwa, bo pozwala nam zaoszczędzić siły, czas oraz zdrowie. Jestem przekonany, że czasami odpuszczenie pewnych kwestii może być prawdziwym zwycięstwem, zamiast usiłowanie za wszelką cenę doprowadzić je do końca.
Satysfakcja wskazuje, czy należy zrezygnować.
Zdarza się, że zwyczajnie chcemy próbować nowych rzeczy. Zapisujemy się na zajęcia taneczne, idziemy na kurs masażu lub rozpoczynamy pracę w zupełne nowym miejscu. Nie wiemy, czy to się nam spodoba, ale chcemy spróbować. W takich sytuacjach rezygnacja może być bardzo pomocna. Nadal uważam, że nie powinniśmy rezygnować od razu, kiedy tylko poczujemy zniechęcenie. Jednak, jeśli po dłuższym czasie będziemy wiecznie zmuszali się do wykonywania określonego zajęcia i nie odczuwali z tego powodu żadnej satysfakcji, ani podobnych profitów, wtedy powinniśmy definitywnie pomyśleć nad naszą rezygnacją i zajęciem się czymś innym.
Jak wynika z moich wcześniejszych słów, myślę, że to właśnie satysfakcja może stanowić ciekawy wyznacznik tego, kiedy rezygnacja z marzeń jest potrzebna, a kiedy nie. Szczęście może być ulotne. Na dodatek może być mylone ze zwykłym uśmiechaniem się, zamiast wewnętrznym i głębokim postrzeganiem tego uczucia. Satysfakcja jest czymś więcej i jestem przekonany, że pomimo bólu, wysiłku i dyskomfortu, powinna pojawić się zawsze, przynajmniej co jakiś czas, na drodze do marzeń.
Podjęcie decyzji o rezygnacji z czegoś, nigdy nie jest łatwe. Tym bardziej że czasami wstydzimy się przed sobą przyznać, że zamierzamy to zrobić. Boimy się opinii innych. Nie chcemy zostać ocenieni i przyznać się do pozornej porażki. Poza tym, na każdym kroku widzimy motywacyjne cytaty i słowa, które przecież tak pięknie nawołują nas do niepoddawania się. I bardzo dobrze, że to robią! Jednak nie można im ślepo ufać. Nie można biec ze złamaną nogą i wmawiać sobie, że poddanie się jest porażką. A mam wrażenie, że dokładnie to czasami wszyscy robimy. Trzymamy się obranego wcześniej kursu i pomimo tego, że przestaliśmy się nim cieszyć i dostrzegać w nim coś więcej, to nadal boimy się zrezygnować. Oczywiście, że odpuszczenie samo w sobie nie jest aktem godnym pochwały, ale czasami zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Trzeba wybrać mniejsze zło, otrzepać kolana, wyciągnąć wnioski i wziąć się za życie.
Albo wierzysz w to, co robisz, albo odpuść.
Historia sławnych ludzi nauczyła nas, że nie wolno się poddawać. Jestem pewien, że gdyby nie ich upór, dziś nie słyszelibyśmy o wielu znanych nazwiskach oraz wynalazkach, które stworzyli. Jednak zwróćcie, proszę uwagę, że Ci wszyscy wielcy ludzie, którzy się nie poddali, choć mogli to zrobić, gorąco wierzyli w to, co robią. I myślę, że to jest kolejny wyznacznik tego, kiedy rezygnacja może stać się konieczna. Bo jeśli robimy coś od dłuższego czasu, nie odczuwamy z tego tytułu satysfakcji i sami przestajemy wierzyć w sens swojego działania, to być może lepiej będzie, kiedy faktycznie zmienimy swoją życiową ścieżkę.
Dwa przykłady z codzienności.
W naszym życiu bardzo często wygląda to w ten sposób.
Tkwimy w jednej pracy, której jakoś szczególnie nie ubóstwiamy. Zajmujemy to samo stanowisko od trzech lat i od trzech lat skrycie marzymy o awansie. Angażujemy się, walczymy o nie, ale… Nie udaje nam się go osiągnąć. Zamiast motywacji i satysfakcji z wykonywanych zadań, czujemy tylko frustrację i zniechęcenie. Zaczynamy wątpić w swoje działania i przestajemy wierzyć w firmę, w której pracujemy.
Myślę, że w tym momencie logicznym rozwiązaniem jest rezygnacja i podjęcie się nowego zajęcia, po uprzednim mocnym zrewidowaniu swoich poglądów. Niestety w większości przypadków, tkwimy w tego typu sytuacji, stosując liczne wymówki, powstrzymujące nas przed odpuszczeniem.
Innym podobnym, bardzo często spotykanym przykładem, jest niedocenienie rzeczywistości.
Młody idealista nagle zaczyna marzyć o czymś dużym. Zainteresował się piłką nożną i chce być w niej najlepszy. Snuje wizje, marzy i w końcu postanawia działać. Duży cel, jakim jest gra w pierwszej lidze hiszpańskiej, nakręca go do działania i napawa przesadnym optymizmem. Trenuje ciężko. Mija tydzień, miesiąc, rok… A on nadal gra w podrzędnej B-klasie (jedna z ostatnich polskich lig) na ojczystym podwórku, gdzie boiska przypominają nierzadko pastwiska do wypasu bydła. Poświęca na treningi pół swojego życia, ale widzi, że powoli przestaje sprawiać mu to satysfakcję. Nie dlatego, że nie jest tam, gdzie chciałby być, ale dlatego, że zaczyna dostrzegać pewne trudności. Brak czasu na inne zajęcia, zmęczenie i duży wysiłek.
W takim przypadku, nawet jeśli ten młody chłopak kocha piłkę nożną, to powinien świadomie przed sobą przyznać, czy naprawdę ma szansę osiągnąć swój wielki sukces. Nie twierdzę, że powinien zrezygnować z tego zajęcia, ale być może, chwila refleksji i poświęcenie większej ilości czasu na coś innego (np. trenowanie innych lub stwarzanie nowego klubu) będzie rozsądniejszym wyjściem.
Poddanie się, nie zawsze musi być całkowite.
Rezygnacja nie musi zawsze oznaczać kompletnego porzucenia wykonywanego zajęcia. Jak widać na powyższym przykładzie, może być ograniczeniem czasu, jaki poświęcamy na jego realizację. Jeśli mamy do utrzymania rodzinę, a nasza dotychczasowa praca przytłacza nas i nie sprawia nam żadnej radości, to nie musimy przecież od razu z niej rezygnować. Przejdźmy na niższy etat (jeśli to możliwe), a z zaoszczędzonego czasu, zacznijmy tworzyć coś, o czym naprawdę marzymy.
To dość przewrotne, co teraz napiszę, ale uważam, że w niektórych przypadkach rezygnacja jest przejawem dojrzałości i rozsądku. Jestem zdania, że tylko odpowiednio świadomy swojego życia człowiek, może podjąć tak trudną decyzję, jaką jest poddanie się w realizacji marzenia. Tym bardziej, jeśli każdemu dookoła może wydawać się ona nierozsądna i nielogiczna. To bardzo często spotykane zjawisko u osób, które z zewnątrz wydają się mieć wszystko – pieniądze, sławę i świetnie prosperujący biznes. Rezygnacja to ostatnia rzecz, którą każdy brałby w takim momencie pod uwagę. Jednak nikt nie wie, co dzieje się we wnętrzu człowieka, który za tym wszystkim stoi.
Rezygnacja zawsze ma głębsze podłoże i bierze się zazwyczaj z naszego wnętrza oraz emocji, które nami targają. Jestem pewien, że choćbyśmy zarabiali milion złotych miesięcznie, ale byli przy tym piekielnie nieszczęśliwi, to odpuszczenie byłoby najlepszym z możliwych rozwiązań. Problem w tym, że nie każdy potrafi się na to zdobyć. W rezultacie otrzymujemy sfrustrowanych ludzi, którzy snują się z przygnębiającym wyrazem twarzy po ulicach…
Rozwój poprzez rezygnację.
Poza tym jestem święcie przekonany, że rezygnacja może być oznaką rozwoju. Naturalne jest, że jeśli coś sobie odpuszczamy, to robimy to w jakimś celu. Prawdopodobnie, mamy już w głowie kolejne marzenie i kolejny cel, który chcemy realizować. Aby się rozwijać, trzeba próbować nowych rzeczy. Smakować je, testować, sprawiać, żeby stały się naszą rzeczywistością. Jednak to nie tajemnica, że zanim znajdziemy tę jedną, jedyną, która będzie z nami na całe życie, spotkamy po drodze wiele błędnych i fałszywych rzeczy. Wtedy rezygnacja potrafi wyrwać nas z sideł tego, czego nie kochamy. Pozwala nam opuścić „destrukcyjny związek” i zaangażować się w kompletnie nowy. I tak do skutku, zanim nie odnajdziemy tego, co prawdziwie będziemy ubóstwiać.
Dlaczego rezygnacja z marzeń może być dobra?
Odpowiadając na powyższe pytanie, które niejako samo nam się narzuca, jestem przekonany, że czasami warto zwyczajnie z czegoś zrezygnować, bo w ten sposób mamy szansę osiągnąć prawdziwy sukces i prawdziwe zwycięstwo. Rezygnacja nigdy nie będzie łatwa. To zawsze wymaga nierzadko nieprzespanych nocy. Jednak jestem Wam w stanie zagwarantować, że ma ona w sobie prawdziwie oczyszczającą moc. Myślę, że będziecie w stanie rozpoznać po swoich uczuciach oraz emocjach, czy podjęliście dobrą, czy złą decyzję. Zrezygnować z czegoś, co było do tej pory naszym marzeniem, ale przestało sprawiać nam satysfakcję, nie może być proste. Jednak w dłuższej perspektywie czasu, tylko dzięki temu, możemy odnaleźć to, co naprawdę kochamy.
Nie możemy tkwić w jednym miejscu, pośród wiecznego bólu, niezadowolenia i braku jakichkolwiek – nawet tych najmniejszych – efektów, tylko dlatego, że „tak postanowiliśmy”. Powinniśmy być dynamiczni i umieć dostosowywać się do tego, co czujemy i jak postrzegamy świat. Oczywiście, że nie możemy poddawać się zbyt szybko. Jednak jestem przekonany, że zbyt długie tkwienie w tym samym miejscu i strach przed rezygnacją, może być tak samo destrukcyjne, jak porażka bez podjęcia walki.
Dlatego drogi czytelniku napiszę Ci coś, co mam nadzieję, że dobrze zrozumiesz. Szczególnie po przeczytaniu tego tekstu.
Zrezygnuj ze swoich marzeń, jeśli czujesz, że jest to odpowiednia decyzja. To jest Twoje życie i Twoje marzenia. Nie patrz na innych, tylko zajrzyj w głąb siebie. Jeśli twierdzisz, że rezygnacja da Ci wolność i możliwość zajęcia się realizacją prawdziwego, nowego marzenia, to nie wahaj się.
Zrób to.