Dlaczego powinieneś zadbać o zdrowie? | worldmaster.pl
#

Ciągle znajdujemy się w pogoni za czymś. Za marzeniami, lepszą pracą, świetną sylwetką. Trwamy w transie, coraz bardziej zatracając się w swoich dążeniach. Towarzyszy nam uczucie niezniszczalności i nietykalności. Końcowy cel absorbuje nas do tego stopnia, że zapominamy o całym świecie i rzeczach dziejących się dookoła nas. Przestajemy dostrzegać czynnik, od którego zależy wszelkie nasze działanie. Jest nim zdrowie – tak często pomijane i nieodpowiedzialnie spychane na drugi plan.

Nasze myśli są ukierunkowane wyłącznie na osiągnięcie swojego szczytu. Nie mamy czasu zająć się rzeczami przyziemnymi. Tymi, które stanowią podwaliny naszego sukcesu. Prychamy z pogardą na samą myśl o nich i traktujemy je w kategoriach prymitywnych rzeczy, którym daleko do naszego niebiańskiego marzenia. W końcu zapomniany czynnik, determinujący całe nasze życie postanawia o sobie przypomnieć, nie mogąc znieść dłużej naszej ignorancji i zaniedbania. Wtedy nagle budzimy się z naszego cudownego snu  i jesteśmy zaskoczeni, że mogliśmy być aż tak obojętni.

Zdrowie jest najważniejszym czynnikiem w naszym życiu.

Nie ma rzeczy, o którą moglibyśmy dbać bardziej niż o nie. Choć z pozoru może wydawać się to zbyt pospolitą sprawą, aby zajmować nią swoje myśli, to po dłuższej refleksji nasuwają się jasne i jednoznaczne wnioski. Od stanu naszego zdrowia zależy całe nasze życie, a tym samym – wszelkie nasze marzenia, działania oraz wartości, którymi się kierujemy. Żyjąc w czasach, gdzie gloryfikowane jest prześciganie innych oraz zajmowanie czołowych lokat, znajdujemy się w swoistym śnie. Bezwładzie, w którym jedyną dopuszczalną czynnością jest walka, pogoń i praca. Świadomie wygłuszamy i unikamy jakichkolwiek komunikatów wysyłanych nam przez umysł, dotyczących naszego zdrowia.

medytacja, Zdrowie jest najważniejszym czynnikiem w naszym życiu.

Nie chcemy ich słyszeć, bo oznacza to dla nas wizyty u lekarzy, badania i szereg czynności, na które przecież nie mamy czasu. Ciągle powtarzamy sobie, że z kolejnym zrealizowanym projektem, zyskamy trochę czasu dla siebie i wtedy należycie zadbamy o swój stan. Ten moment nigdy nie nadchodzi. Wraz z pogarszającym się stanem zdrowia, my nieustannie przyspieszamy, ciężko pracując.  Żyjemy na krawędzi aż do momentu, w którym nasz organizm nie postanowi gwałtownie zwrócić na siebie uwagę, doprowadzając nas do skraju istnienia. To może być zawał, wylew, a nawet zwykła grypa. Jednak nie wykluczone, że oznaczać może to dla nas także śmierć. Koniec życia, który zrodzi wiele rozpaczliwych pytań bliskich osób, nie wiedzących jak mogło do tego dojść.

Można zaradzić temu czarnemu scenariuszowi. Wystarczy w swojej codziennej wędrówce na szczyt, choć na chwilę zatrzymać się i zagłębić się w świadomość własnego ciała. Zadać sobie pytania brzmiące: „Czy nic mnie nie boli?” i „Czy czuję się dobrze?”. Przeprowadzić szczerą rozmowę z własnym wnętrzem. W przypadku wątpliwości czy negatywnych objawów, należy natychmiast przedsięwziąć odpowiednie kroki i zaradzić temu problemowi.

Zobacz, jak niszczysz sobie życie.

Pomimo oczywistych i klarownych sygnałów wysyłanych nam przez ciało w momencie, gdy coś zaczyna je atakować, my nadal pozostajemy głusi na jego wezwania. Traktujemy zdrowie jako coś znajdującego się obok życia. Czynnik niewart naszej uwagi i czasu. Tak bardzo się do niego przyzwyczailiśmy, że przestajemy zauważać i doceniać czas, kiedy znajduje się ono na rewelacyjnym poziomie. Błędnie zakładamy, że zdrowie jest czymś trwałym i zawsze musi być ono doskonałe. Dopiero kiedy zaczyna go brakować lub jego poziom drastycznie się obniża, robimy wielkie, zdziwione oczy i szukamy przyczyn wszędzie, tylko nie w sobie.

Błędy popełniane w aspekcie żywieniowym, nieodpowiednia regeneracja oraz sen, stres, używki, zmartwienia, życiowy pęd oraz pogoń za ideałami, presja ze strony czasu oraz innych ludzi. Wszystkie te czynniki, pojawiające się w naszym życiu w sposób ciągły i przewlekły, prowadzą do pogorszenia stanu zdrowia. Paradoksalnie nawet trening i aktywność, która powinna zdrowie poprawiać, również może przyczynić się do jego pogorszenia. Popularne powiedzenie: „W zdrowym ciele, zdrowy duch”, odnosi się do osób trenujących rekreacyjnie, aby zaspokoić potrzeby własnego ciała oraz umysłu. W erze powszechnego idealizmu i perfekcjonizmu, trening amatorów bardziej przypomina wojskowy reżim, aniżeli zdroworozsądkowy plan działania, niosący poprawę zdrowia.

Ekstremiści zdrowego stylu życia mogą w tym momencie dojść do niewłaściwych wniosków. Prawdopodobnie w ich mniemaniu wszystko, co nas otacza, może powodować pogorszenie stanu zdrowia. Jakość powietrza, żywność, trening, ruch, sen, ludzie dookoła nas. Wszystko! Takie myślenie ma w sobie oczywiście pewną logikę, jednak odwołując się do kwestii żywieniowych, pragnę zwrócić uwagę, że nawet z pozoru niepozorna i przyjazna dla zdrowia woda, w nadmiarze może być przyczyną śmierci. O ile w pewnych sytuacjach jesteśmy w stanie definitywnie wskazać czynnik negatywny, o tyle w większości kluczem do zachowania dobrego zdrowia, będzie zwyczajnie odpowiednia dawka danej rzeczy lub danego zjawiska.

Wszystko w naszych rękach.

Aby zachować właściwy poziom zdrowia, powinniśmy kierować się zdrowym rozsądkiem. Warto uświadomić sobie, że zdrowie nie odnosi się tylko do ciała i cech fizycznych, ale także do naszej psychiki, stosunku do społeczeństwa czy nawet kwestii duchowych. Pojęcie to jest bardziej złożone, aniżeli mogłoby nam się wydawać. Dlatego należyte zadbanie o jego stan, może nastręczać pewne trudności. Nie oznacza to jednak, że stoimy na przegranej pozycji. Nic bardziej mylnego!

zdrowie, stan zdrowia

Od nas zależy, jak wygląda nasze zdrowie. Niektóre czynniki znajdują się poza strefą naszych wpływów, ale swoim odpowiednim działaniem, możemy zminimalizować ryzyko wystąpienia chorób oraz obniżenia stanu zdrowia. Z pozoru mała zmiana naszego jadłospisu na bardziej wartościowy, może zaowocować lepszą sylwetką. Dzięki temu zmienią się nasze przekonania oraz wzrośnie pewność siebie. W następstwie tego możemy bardziej otworzyć się do ludzi i tym samym zyskać wielu nowych przyjaciół, którzy skutecznie zniwelują naszą dotychczasową izolację lub skrytość.  Jak widać, jedno działanie pociąga za sobą całą lawinę zdarzeń w innych aspektach zdrowotnych. Warto mieć to uwadze.

Przestrzegałbym przed myśleniem o swoim stanie zdrowia w sposób małocząsteczkowy i zbyt szczegółowy. Takie działanie zostawmy lekarzom i specjalistom. My, starajmy się być maksymalnie świadomi swojego ciała, umysłu oraz postrzegania świata, odpowiednio reagując na otrzymane sygnały od niego wysyłane. W końcu to My sami znamy swoje ciało najlepiej i to My, dzięki swoim działaniom, możemy o nie maksymalnie zadbać.

Pierwszym krokiem do odpowiedniego zadbania o zdrowie, nie są wcale badania czy wizyta u lekarza. To głębokie uświadomienie sobie ważności tego czynnika i rozpoczęcia zwracania na niego swojej uwagi. Wbrew pozorom, to wcale nie jest tak oczywiste zadanie. W ciągu dnia nasze myśli są tak zaprzątnięte pracą, rodziną i obowiązkami, że czasami brakuje tam miejsca na chwilę oddechu i zwrócenia uwagi na własny stan.

Małe, ale znaczące zmiany.

Od zdrowia zależy wszystko. Gdy go zabraknie, niemożliwa staje się realizacja jakichkolwiek marzeń. Czynność, która do tej pory była przez nas wykonywana automatycznie, w chorobie jest często niewykonalna. To zatrważające, jak zdrowie i jego odpowiedni poziom, może wpływać na postrzeganie otaczającego nas świata. Codzienność zamienia się dla nas w tor przeszkód nie do przebycia. Nieustannie napotykają nas trudności, bóle i problemy. Dopiero wtedy potrafimy docenić wartość naszej witalności i jej wpływ na nasze codzienne działania.

Uzmysłowienie sobie potęgi dobrego zdrowia już teraz, może uchronić nas wszystkich przed jego utratą. Naturalnie, nawet pomimo odpowiedniego postępowania, nie możemy być pewni jego wiecznego, dobrego stanu. Przecież nadal istnieją choroby, na które nie znaleziono lekarstwa i które żerują w naszym ciele, w ciszy. Jednak nasze poczynania, mogą ryzyko ich występowania mocno zminimalizować.

stan zdrowia, Dlaczego powinieneś zadbać o zdrowie?

Wcale nie musimy wprowadzać rewolucji w swoim życiu, aby stan naszego zdrowia wywindował się znacznie w górę. Oprócz świadomego życia, chęci zmian oraz postanowienia poprawy, wystarczą małe, codzienne rzeczy. Zmiana nawyków żywieniowych na zdrowsze, umiarkowana aktywność, dbałość o sen, wzięcie odpowiedzialności za swoje myśli i zadbanie o kontakt z innymi ludźmi. Te wszystkie czynniki mogą nie tylko skutecznie poprawić stan zdrowia, ale także utrzymać je w doskonałej kondycji na długie lata. Przestrzegałbym jednak wszystkich tych, których ciało znajduje się w naprawdę kiepskim stanie, do próby jego poprawy poprzez „jedzenie marchewki, zamiast batonika”. Nie twierdzę, że to błędne działanie, jednak w takich przypadkach, rozsądną opcją będzie skontaktowanie się ze specjalistą i zdanie się na jego umiejętności oraz wiedzę.

Dbajmy o siebie! Dbajmy o swój stan zdrowia!

Zdrowie ciągle dba o nas i odpowiada za realizacje naszych pragnień. Bez niego osiągnięcie czegokolwiek byłoby niemożliwe. Smutną prawdą jest, że wielu z nas potrafi je dostrzec dopiero wtedy, gdy je straci. Proszę, nie czekajmy, aż zostaniemy dotknięci chorobą. Zawalczmy o nie już teraz. Ono cały czas troszczy się o nasz byt i zapewnia nam świetlaną przyszłość. Odpłaćmy się tym samym! Zadbajmy o nie, poprzez wprowadzanie świadomych zmian na lepsze, w każdym możliwe aspekcie życia oraz kontrolowanie jego poziomu, poprzez kontaktowanie się ze specjalistami.

Zdrowie to jedyne, co mamy. Jest to także jedyna rzecz, która w zupełności wystarcza nam do osiągnięcia wszystkiego, czego tylko chcemy. Można być zdrowym bez sukcesu, ale spełnienie marzeń bez zdrowia, wydaje się  już niemożliwe. Choć zdaje się trywialne w dobie powszechnej gratyfikacji szybkości i pędu, to jest ono podstawą naszego istnienia. Stanem, przed którego utratą powinniśmy się z całych sił wystrzegać. Zadbanie o zdrowie to pierwszy, ale jakże znaczący i zarazem największy krok, w drodze do lepszego i spełnionego życia.

Brzmi dość dziwnie. Rzekłbym – egzotycznie. Przypomina tajemniczy skrót, który określa tajne wojskowe raporty, niedostępne dla oka zwykłego śmiertelnika. W rzeczywistości NEAT jest naszą codziennością. Wskaźnikiem, który sam tworzymy. To spontaniczna aktywność fizyczna, która może być kluczem do wymarzonej sylwetki.

Planując rozpoczęcie swojej podróży do rewelacyjnego ciała, zazwyczaj uwzględniamy wszystkie aspekty w najdrobniejszych szczegółach. Poprzez to stwierdzenie, mam na myśli dietę oraz trening. Wydaje się, że to właśnie te dwa składniki odpowiadają za końcowy sukces. Rozumowanie to jest oczywiście poprawne i zawiera w sobie dużo prawdy. Nie można odbierać roli, jaką odgrywają w naszym działaniu te dwa komponenty. To właśnie dzięki odpowiedniemu żywieniu tracimy zbędne kilogramy. Natomiast odpowiedni trening dba o modelowanie naszego ciała, zwiększanie jego kondycji i sprawności, oraz wspomaga nasze żywieniowe poczynania. Dieta oraz trening idą ze sobą w parze i choć nie można rzec, że są nierozłączne to jednak tylko, kiedy występują razem, pokazują nam pełnię swoich możliwości.

Wszakże zaprezentowany tok myślenia jest prawidłowy, to warto wybiec ze swoimi myślami trochę dalej. Spojrzeć na siebie nie tylko przez pryzmat tych dwóch czynników. O ile nie podlega dyskusji, znaczenie odpowiedniego komponowania posiłków oraz dobrze zaplanowanego treningu, o tyle występuje jeszcze jeden, bardzo ważny czynnik. Często przez nas pomijany i nieuwzględniany w planach.

NEAT – Non-Exercise Thermogenesis Activity.

Czynnik ten obejmuje w swoim zakresie kalorie, które wydatkujemy na czynności niezwiązane ze spaniem, jedzeniem oraz zaplanowanym treningiem. Jest to wszelka spontaniczna aktywność fizyczna, wykonywana w ciągu dnia. Nie jest zaplanowana jak trening. Jej końcowa wartość wynika z naszych codziennych zachowań, wyborów oraz decyzji.

Biegnąc na autobus, sprzątając dom, prasując, spacerując, kosząc trawę – wszystkie te czynności składają się na końcowy wynik NEAT’u. Nawet nadpobudliwe zachowanie, nadmierne gestykulowanie czy niespokojne siedzenie, również ma wpływ na ten element. 

Bardzo często jest on winowajcą naszych zagadkowych pytań, na które nie możemy znaleźć odpowiedzi. Być może to właśnie on jest sprawcą tego, że nie możesz schudnąć lub przytyć. Nie dowartościowujemy go, gdyż stanowi on dla nas codzienność. Kto by zastanawiał się nad tym, ile kalorii spala podczas wchodzenia po schodach, pielenia ogródka czy sprzątania domu?

spontaniczna aktywność fizyczna

Sprzątanie to nie tylko czysty dom. To także dodatkowo spalone kalorie!

Nie jesteśmy w stanie dokładnie oszacować wartości spalonych kalorii z tego tytułu. Czyha na nas tutaj największy margines błędu. Przewidzenie, jak będzie wyglądała nasza aktywność fizyczna w ciągu dnia poza treningiem, jest niemożliwe do zrealizowania. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, że czeka go pościg za autobusem i tym samym zwiększenie wydatku kalorycznego. Ponadto osoby cięższe i większe spalą więcej kalorii niż osoby chudsze i drobniejsze. To naturalne, że nasz organizm wyda więcej energii na przeniesienia ciała o wadze 100 kilogramów z punktu A do punktu B, niż ciała ważącego połowę tej wartości.

Może się okazać, że NEAT z powodzeniem zastąpi wszelki trening dodatkowy, w postaci biegania lub jazdy na rowerze, jeśli stanowi on dla nas formę spalania dodatkowych kalorii, a nie poprawę kondycji, sprawności lub wytrzymałości. Aktywna osoba, pracująca fizycznie w ciągu dnia i utrzymująca wysoki wskaźnik ruchu, może mieć niebotycznie wysokie zapotrzebowanie na energię.

Wróg czy przyjaciel?

NEAT może być wielkim sprzymierzeńcem w walce o lepszą sylwetkę, lecz może być też największym wrogiem. Często przez nas niedocenianym. Osoba pracująca na co dzień w biurze, która niemal przez osiem godzin siedzi, a po powrocie do domu kontynuuje to, co rozpoczęła w pracy, będzie miała bardzo niski wskaźnik kalorii spalonych w ciągu dnia, z tytułu aktywności spontanicznej. W takim przypadku NEAT okazuje się być w obozie wroga. Jednak jego obecność po naszej stronie może być istotnym czynnikiem, składającym się na naszą końcową, wymarzoną sylwetkę.

neat

Uświadomienie sobie wartości, jaką ma w sobie NEAT, da nam odpowiedzi na wiele frustrujących pytań. Zapobiegnie również niewłaściwym działaniom spowodowanym niewiedzą. Zbyt często wydaje nam się, że jesteśmy osobami aktywnymi. Trzy treningi tygodniowo, sobotnie bieganie i codzienny, krótki spacer na przystanek autobusowy, czyni nas w naszych oczach, osobę naprawdę czynną. W rzeczywistości bardzo często przeszacowujemy nasze ogólne zapotrzebowanie kaloryczne. Wynika to z przeceniania wartości, jaką przypisujemy naszej aktywności. Zarówno tej zaplanowej, jak i spontanicznej. Nie spodziewajmy się, że przeciętna osoba, spędzając większą część swojego dnia siedząc, będzie miała wysokie zapotrzebowanie kaloryczne. Prawdopodobnie mieści się ona w średniej wartości tego wskaźnika, co nie jest złe. Najważniejszą kwestią pozostaje dostosowanie swojego spożycia kalorii, do wartości, której potrzebujemy.

Nie bez znaczenia pozostają wszelkie małe decyzje, które podejmujemy w ciągu dnia, a które składają się na NEAT. To nasze własne wybory mogą albo go zwiększyć, albo zmniejszyć. Wybierając schody zamiast windy lub rower zamiast samochodu, spalamy dodatkowe kalorie.

To istotna składowa naszego planowania kształtowania sylwetki, jednak pamiętajmy, że ma ona największe znaczenie, gdy połączymy ją z rozsądnym żywieniem oraz odpowiednim treningiem. Nawet ciężka praca fizyczna w połączeniu z częstym treningiem, nie pozwoli nam uzyskać żadnych efektów, jeśli nie uwzględnimy w swoich działaniach racjonalnego żywienia. Wysokie spalanie kalorii pozostanie bez znaczenia w kontekście chudnięcia, jeśli będziemy dostarczali sobie większą ilość kalorii, niż wydatkujemy. 

Niezaplanowana aktywność fizyczna to nasza codzienność!

Aspekt ten zazwyczaj nie kosztuje nas dodatkowych nakładów czasu, ani nie eksploatuje naszych sił w takim stopniu, jak choćby trening siłowy. NEAT to niedzielny spacer wraz z bliskimi. To stanie, zamiast siedzenia. Granie z dziećmi w piłkę nożną, zamiast oglądania filmu. Przyjemność z jego wykonywania to rzecz o wiele ważniejsza niż sam proces spalania kalorii.  

aktywność fizyczna

To najlepszy wskaźnik do ocenienia jak bardzo aktywni jesteśmy. Trenowanie wcale nie musi nas takimi czynić. Nawet codzienny dwugodzinny trening, nie sprawia, że jesteśmy aktywnymi ludźmi tym bardziej, jeśli przez pozostałą część dnia leżymy. Być może jesteśmy wyśmienici w danej dyscyplinie sportu, ale niekoniecznie aktywni.

Ten błędny punkt widzenia, często przyjmują osoby początkujące. Fałszywie myślą, że trening, co drugi dzień, jest w stanie zniwelować ich „dietetyczne grzechy” i siedzący tryb życia. W rzeczywistości kończy się to frustracją, rozczarowaniem i szukaniem powodów porażki tam, gdzie jej nie ma.

NEAT to czynnik, który może być naszym sprzymierzeńcem, ale także wrogiem. Tylko od nas zależy, po której stronie bariery się on znajduje. Nasze drobne wybory każdego dnia, determinują czy wspomoże proces spadku wagi ciała, czy mu zaszkodzi. Dokładnie w tym miejscu, doszukiwałbym się „magicznych” zdolności osób, które oskarżane są o zadziwiająco szybki metabolizm i uważane za jednostki, które mogą zjeść wszystko, a ich waga ani drgnie ku górze.

Zwróćmy na niego większą uwagę, ale postępujmy z nim dokładnie tak, jak jest określany. NEAT to spontaniczna aktywność fizyczna niewynikająca z treningu. Wydatek energetyczny, który nie obejmuje snu, ani jedzenia. Dlatego my również, powinniśmy korzystać z niego spontanicznie i wykorzystać jego największą  zaletę – korzystać z niego mimochodem, nie planować. Wykorzystywać, aby cieszyć się z życia. Korzystać z jego uroków, poprzez aktywne spędzanie czasu. Doskonalenie swojej sylwetki oraz zdrowia, niech będzie miłym skutkiem ubocznym naszej codziennej aktywności.

Wielokrotnie przez brak czasu błędnie twierdzimy, że jesteśmy na straconej pozycji w walce o lepszą sylwetkę. Nic bardziej mylnego! Tak naprawdę najważniejszą kwestią pozostaje… Wybór! Co wybierzesz? Trening siłowy czy trening aerobowy? Bieganie czy siłownia? Wszystko zależy od Twojego celu! Pamiętaj o tym!

W świecie idealnym mielibyśmy czas na wszystko. Na pracę, rodzinę, przyjaciół, a także trening. Doba nie ograniczałaby nas swoimi  restrykcyjnymi dwudziestoma czterema godzinami, a My przestalibyśmy martwić się, czy zdołamy wykonać wszystkie założone zadania. Niestety życie nie jest takie proste i na każdym kroku, limituje nas w nim czas. Aby zrealizować swoje plany, wielokrotnie musimy określać, co jest naszym priorytetem i wykonywać tę rzecz w pierwszej kolejności.

Czas na trening, czy czas na życie?

Rzadko zdarza się, abyśmy My – amatorzy sportów sylwetkowych i pasjonaci zdrowego stylu życia, świadomie stawiali na pierwszym miejscu listy naszych priorytetów, trening. Wyłączając z tego zestawienie ludzi o zaburzonym postrzeganiu swojej sylwetki i niezdrowych relacji z procesem jej kształtowania, rzadkością jest, abyśmy planowanie dnia, rozpoczynali od ustalania pór treningu. Nie twierdzę, że takie działanie jest błędne. Przecież każdy z nas może kierować się w życiu odmiennymi priorytetami. Chce jednak zwrócić uwagę, że nasza codzienność przewiduje zazwyczaj całą masę innych rzeczy do wykonania. Spraw, które są istotniejsze niż kolejna aktywność.

bieganie

Bardzo często jesteśmy w swoich sylwetkowych działaniach ograniczani przez czas i inne zajęcia. Może okazać się, że nie wystarczy nam go na wykonanie treningu siłowego oraz treningu aerobowego (wytrzymałościowego o umiarkowanej intensywności, nastawionego głównie na spalanie kalorii) w postaci biegania. Posługując się tokiem myślenia perfekcjonistów i osób posiadających niewłaściwe relacje do zdrowego stylu życia, mogę rzec, że Twój plan sylwetkowy właśnie legł w gruzach z powodu opuszczenia jednej treningowej sesji.

W rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca. Jeden opuszczony trening nie spowoduje magicznych przyrostów tkanki tłuszczowej lub obniżenia wydolności organizmu. Jeśli bardzo zależy nam na osiągnięciu swojego sylwetkowego celu, to polecam w przypadku ograniczonego czasu, mocne zrewidowanie swoich poglądów. Konkretne określenie swojego celu i maksymalne dostosowanie do tego swoich jednostek treningowych powinno rozwiązać nasze problemy.

Najczęściej spotykanymi, różniącymi się od siebie celami dotyczącymi wyglądu ciała są: albo zwyczajne schudnięcie, albo wymodelowanie sylwetki (zazwyczaj w przypadku Pań) lub jej „zbudowanie” (częściej w przypadku Panów). To ważne, aby jasno przed samym sobą wyznaczyć swój cel i się go trzymać. Pozwoli nam to uniknąć frustracji wynikającej z braku czasu na wykonywanie określonych ćwiczeń, które w rzeczywistości nie mają większego przełożenia na nasz sukces końcowy.

Odnosząc się do dwóch grup przedstawiających inne cele, jakie najczęściej spotykamy na swojej sylwetkowej drodze, można do nich przyporządkować dwa odmienne, dominujące treningi.

Trening aerobowy.

trening aerobowy

W przypadku osób pragnących zgubić zbędne kilogramy, wyszczuplić swoją sylwetkę i poczuć się lepiej, treningiem dzięki któremu odniosą największe benefity, będzie trening aerobowy. Najpopularniejszą jego formą jest bieganie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby była to jazda na rowerze. Także energiczny szybki spacer, będzie świetną opcją. Szczególnie w przypadku osób, których poziom wytrenowania uniemożliwia ciągły bieg. Nie uważam, aby trening siłowy był w tym przypadku zbędny! Jednak postawiony sobie cel jednoznacznie faworyzuje trening nastawiony głównie na spalanie kalorii, co wspomoże utratę tkanki tłuszczowej i dietetyczne działania w kuchni.

Zwróćmy uwagę, że bieganie wykonywane przez godzinę w średnim tempie, spala około 700-800 kalorii. W zależności od wagi ciała danej osoby. Podczas gdy ten sam czas spędzony na siłowni, oznacza mniejszą wartość spalonych kalorii, średnio o połowę! W wymiarze miesiąca, przy zadbaniu o aspekty żywieniowe, może mieć to naprawdę kolosalne znaczenie dla naszej sylwetki. Dlatego więc, jeśli naszym jedynym celem jest utrata nadprogramowych kilogramów a wartością pożądaną liczba spalonych kalorii, to trening aerobowy będzie korzystniejszą opcją wyboru.

Trening siłowy.

Z kolei osoby pragnące dużych mięśni (Panowie) i pięknie zarysowanych walorów (Panie), największe korzyści odniosą z treningu siłowego. W wielu głowach osób dzielących się swoimi opiniami na forach sportowych pozostała jeszcze „pradawna”, zakorzeniona wartość. Głosi ona, jakoby trening oporowy był nierozłącznym kompanem treningu aerobowego. W rzeczywistości można bez jakichkolwiek przeszkód osiągnąć wyśmienitą sylwetkę godną pozazdroszczenia, bez przebiegnięcia choćby minuty. Kluczową rolę w procesie kształtowania sylwetki odgrywa trening siłowy oraz odpowiednie żywienie. Cała reszta to marginalna sprawa, która koniec końców sprowadza się do bilansu kalorycznego.

trening siłowy

Tylko dobrze zaplanowany trening siłowy, pozwala zbudować wyraźną muskulaturę i podkreślić zalety ciała. Niemożliwe jest dokonanie tego za pomocą treningu ukierunkowanego na wzrost wytrzymałości i spalanie kalorii. Na potwierdzenie moich słów chciałbym zwrócić Waszą uwagę na kolarzy i maratończyków. Czy ktokolwiek z Was widział kiedykolwiek długodystansowych biegaczy, regularnie trenujących  i reprezentującego określony poziom, którzy nosiliby na sobie widoczny płaszcz pokaźnych mięśni? Charakterystyka uprawianego przez nich wysiłku uniemożliwia im zbudowanie nadmiernej tkanki mięśniowej. Tylko za pomocą zewnętrznego oporu stawianego naszym mięśniom, są one w stanie zmobilizować się do wzrostu.

Bieganie, a może siłownia? Nie masz czasu? Wybierz jedno!

Pragnę zauważyć, że podział ten został stworzony dla osób, które są ograniczane przez czas i inne, niemogące czekać zwłoki zadania. W wielu przypadkach świetną opcją byłoby połączenie treningu siłowego z bieganiem lub jazdą na rowerze. Abstrahując od sylwetki, warto zaznaczyć, że jest to świetne połączenie, służące zarówno do poprawy swojego wyglądu, jak i ogólnej wydolności. Serce nam za to podziękuje! Niemniej jednak nie oznacza to, że osoby niemogące pozwolić sobie na luksus trenowania tak długo lub tak często, stoją na straconej pozycji. Jak już wskazywałem, najważniejszym zadaniem jest poprawne zdiagnozowanie swojego celu i umiejętne dostosowanie do niego swojego treningu. Należy to zrobić w taki sposób, aby idealnie wkomponował się on w nas dzienny lub tygodniowy rozkład zajęć.

Pamiętajmy jednak, że w przypadku chęci poprawy swojej sylwetki, na nic zda się nawet najlepszy i najlepiej dostosowany dla nas trening,  gdy odpowiednio nie zbilansujemy naszego żywienia. Tylko w połączeniu z zaplanowanym i odpowiednio skomponowanym jadłospisem, nasze wysiłki treningowe, mogą pokazać pełnię swoich możliwości. W przeciwieństwie do treningu i diety – trening aerobowy i trening siłowy, nie są nierozłączni. Bardzo chętnie występują razem i współpracują dla osiągnięcia Twoich korzyści, jednak nie obrażą się, gdy wybierzesz tylko jednego z nich. Nadal będą działały dla Twojego dobra i pomogą Ci osiągnąć Twoje cele.

Musisz jednak postanowić, na którego z nich postawisz. Uwierz, że one nie tolerują niezdecydowania.

Jeden z najbardziej przecenianych czynników, biorących udział w naszym żywieniowym działaniu. Zasadniczo… On nawet nie jest tam potrzebny! Oszukany posiłek, czyli jakże popularny i równie mocno gloryfikowany cheat meal, wcale nie jest tak cudowny, jak mogłoby się wydawać.

Bardzo częstym zabiegiem osób stających na starcie przygody z kształtowaniem sylwetki, nie jest wcale planowanie jadłospisu, treningu czy budowanie w sobie odpowiedniego nastawienia. Tak wyglądałaby rzeczywistość w świecie idealnym, pozbawionym problemów. Ogromnym nieporozumieniem i wysoce szkodliwym zachowaniem jest rozpoczynanie swojej sylwetkowej przygody od planowania cheat meal’a…

Cheat meal? Oszukujemy czy jesteśmy oszukiwani?

Średnio raz na tydzień wszelkiej maści fitnessowe konta w mediach społecznościowych, zalewa fala zdjęć ich roześmianych twarzy w otoczeniu pizzy, czekolady, pączków czy batoników. Jest to powtarzająca się czynność niemalże regularnie niczym powracające „To” w przerażającej powieści Stephena Kinga. W tym jednak przypadku nie jest to istota żerująca na Twoim życiu, ale nisko wartościowy pokarm, czyhający na Twoją sylwetkę.

cheat meal

Cheat meal to w szeroko pojętym rozumieniu nic innego jak oszukany posiłek. Czyli danie, w którym możemy zjeść to, na co tylko mamy ochotę i na co nie możemy sobie pozwolić w pozostałe dni dietetycznych działań. Zazwyczaj występuje on u osób odchudzających się przez określony czas, które spragnione są kawałka czekolady niczym zagubiony wędrowiec na pustyni, wody. Inną odmianą oszukanego posiłku jest oszukany dzień, czyli cheat day. Jak sama nazwa wskazuje, w takim przypadku można rzec: „Hulaj dusza, piekła nie ma!”. Czyli całkowita wolność w doborze zjadanych produktów oraz ich ilości.

Zwolennicy teorii oszukanych posiłków upatrują w takim zabiegu potencjalnych korzyści metabolicznych oraz hormonalnych. Twierdzą oni, że jeden posiłek lub nawet jeden dzień o zwiększonej kaloryczności, spowoduje „przyspieszenie metabolizmu” oraz podniesienie hormonów regulujących nasz apetyt. Związków, które podczas odchudzania są ona na naturalnie niższym niż zwykle poziomie.

Dobry zabieg dla głowy, ale nie dla ciała.

Niestety, muszę wszystkich rozczarować. Cheat meal, cheat day czy jakakolwiek odmiana „oszukiwania”, nie ma udokumentowanych korzyści w odniesieniu do aspektów metabolicznych naszego ciała. Również wskazywanie jakoby nasz układ hormonalny na tym korzystał, jest bardzo wątpliwym argumentem.

Oszukany posiłek to przede wszystkim świetny zabieg psychologiczny i tylko w tym aspekcie powinniśmy doszukiwać się jego potencjalnych korzyści. Po kilkunastodniowym ścisłym trzymaniu się wyznaczonego planu naturalne jest, że może brakować nam ulubionego dania lub kawałka ukochanego batonika. W celu poprawy własnego komfortu życia, polepszenia stanu jakości naszej psychiki i samopoczucia, oszukany posiłek może przynieść zamierzone rezultaty.

Wymyślone korzyści…

W odniesieniu do potencjalnych korzyści metabolicznych nie ma on żadnego uzasadnienia. Dopiero trzydniowe zaplanowane zwiększenie spożywanych kalorii, może przynieść wymierne rezultaty w ujęciu metabolicznym oraz hormonalnym. Dlatego o wiele lepszą opcją może okazać się tzw. „Refeed” lub „Diet Break”. Również upatrywanie zalet oszukanego posiłku w polepszaniu poziomu hormonów regulujących apetyt jest dość wątpliwe. Odwołując się do przypadków z życia zastanówmy się, jak często zdarza się i jak niewiele potrzeba, aby jeden mały cheat meal, przerodził się w cheat day, a następnie  w jedno, wielkie szaleństwo jedzenia. To nie przypadek, że w wielu przypadkach osoby po skonsumowaniu dodatkowej, nieograniczonej ilości pokarmu, mają ogromne problemy z powrotem do swoich zdrowych nawyków żywieniowych.

Właśnie z tego powodu jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek odmiany „oszukiwania”, w którą z taką lubością zapatrzone jest całe środowisko fitness. Zazwyczaj występowanie oszukanego posiłku, rodzi naprawdę spore problemy w odpowiednim postrzeganiu żywności. Budzi to niezdrowe relacje z przyjmowanym pokarmem i buduje niewłaściwy podział produktów na „dobry” i „zły”. Sama jego nazwa – „cheat” wskazuje, że oszukujemy i nagle przestajemy trzymać się planu. To kolejny problem, który przestawia w naszej głowie zapadkę myślenia na dzielenie swoich poczynań na kategorie: „trzymam się planu” i „nie trzymam się planu”.

Rozpoczynanie swojej sylwetkowej przygody od planowania ewentualnego odstępstwa od diety, jasno wskazuje na niewłaściwe postrzeganie tego słowa. Rozpatrujemy je w kategoriach „koniec przyjemności i początek katorgi” zamiast „nowe, zdrowe nawyki na całe życie”.

Cheat meal = cheat day? Oszukany posiłek nie dla każdego!

Zabieg w postaci odstępstwa od diety, nie sprawdzi się u każdej osoby. Śmiem twierdzić, że tylko niewielu z nas wyciągnie z niego potencjalne korzyści w postaci uspokojonej psychiki i lepszego samopoczucia. Nawet w przypadku, gdy prawidłowo zaplanujemy przyszłe odstępstwo i będziemy odpowiednio realizować swój plan, może zdarzyć się, że poczucie smaku w ustach ulubionego batonika, którego nie spożywaliśmy przez ostatni miesiąc, spowoduje prawdziwą lawiną obżarstwa. Tylko osoby po długotrwałym pozbawianiu się ukochanej przekąski wiedzą, jak dobrze może ona smakować po takiej przerwie. Potrafi być tak dobra, że nie potrafimy się od niej oderwać nie przez jeden posiłek czy jeden dzień, ale cały weekend, tydzień, miesiąc…

czekolada

Coś, co miało być miłą odskocznią od codziennego żywienia, staje się naszym przekleństwem, przez które wszystkie nasze plany legły w gruzach. Chcę zwrócić Waszą uwagę, że stosowanie jakiejkolwiek formy „oszukiwania”, będzie ogromnym błędem w przypadku osób nieumiejących kontrolować swojego apetytu, mających niezdrowe relacje z żywieniem lub błędnie postrzegającymi żywność, jaką spożywają.

Dlatego więc potencjalnie niegroźny cheat meal, na którego z tak wielką lubością czekamy, może być dla nas większym zagrożeniem, niżbyśmy mogli się tego spodziewać. W przypadku, gdy nagle zaczynamy zjadać, a nierzadko i opychać się wysoko przetworzoną żywnością, nasza głowa zaczyna pracować w zupełnie innym środowisku. Osoby o niezdrowych relacjach z żywieniem, czują się niemal jak narkomani, którzy ponownie posmakowali swojego „smakołyku”. Wtedy nasze prawidłowe i fizyczne odczuwanie głodu wyłącza się, a do głosu dochodzi nasza psychika, która nieustannie woła: „Jeszcze! Zjedz jeszcze jednego batonika. Jeszcze jeden kawałek pizzy! Jeszcze!”.

Przyczyna braku Twoich efektów.

Warto również uświadomić sobie, że z pozoru jeden, błahy oszukany posiłek, może skutecznie zniweczyć nasz tygodniowy, dietetyczny trud. Choć matematyk ze mnie kiepski, to pozwolę się posłużyć liczbami. Wyobraźmy sobie, że Pan Kowalski przez 6 dni w tygodniu, znajduje się w ujemnym bilansie kalorycznym, rzędu 250 kalorii. Po sześciu dniach wynik ten wynosi 1500 kalorii. Jednak w niedzielę, po ciężkim tygodniu, pan Kowalski macha lekceważąco ręka i zamawia pizzę, mówiąc:

„A co! Należy mi się!”.

Na szczęście nie ma on błędnego postrzegania żywności i nie powoduje to u niego niekontrolowanych napadów głodu, objawiającego się zjadaniem wszystkiego w zasięgu wzroku. Nie zmienia to jednak faktu, że średniej wielkości pizza niesie ze sobą około 2500 kalorii! Pan Kowalski czuł się bardzo zmęczony i bardzo chciał docenić swój tygodniowy trud. Docenił go tak bardzo, że aż go zniweczył! Paradoksalnie z jego tygodnia redukcji masy ciała wyszło jej nieświadome budowanie – dzięki spożyciu około tysiąca nadprogramowych kalorii.

Pragnę zwrócić Waszą uwagę, że nawet w przypadku jednostek mogących pozwolić sobie na odstępstwo od diety w sposób niekontrolowany, bez bezpośrednich, negatywnych następstw tego działania, może to nie być najlepszy pomysł. W przypadku nieumiejętnego zastosowania tego zabiegu i braku sprawowania kontroli nad przyjętym pokarmem może okazać się, że Wasz ukochany oszukany posiłek pozbawi Was efektów, na które tak ciężko pracowaliście.

Jeśli nie cheat meal, to co?

Z moich słów mogłoby wynikać, że w takim przypadku większość ludzi skazana jest na wieczną dietę i pozbawiania się jakichkolwiek przyjemności. Nic bardziej mylnego! Jestem przeciwnikiem stosowania oszukanych posiłków, nawet w przypadku osób mogących sobie na to pozwolić i tych, które faktycznie sobie na niego „zasłużyły” z jednego, prostego powodu.

Jest lepsza metoda!

  • A co jeśli powiedziałbym, że możesz jeść słodycze każdego dnia?
  • A co jeśli pokazałbym, że takie działanie nie przyniesie Ci negatywnych następstw? Ba! Będziesz mógł cieszyć się pojawiającymi się efektami!

Nie jestem odkrywcą, który właśnie dokonał przełomowego objawienia. IIFYM to model żywieniowy, o którym rozwodziłem się szerszej w innym artykule. W dużym skrócie – zakłada on możliwość wliczanie w swoje dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, również produktów rekreacyjnych, które z takim umiłowaniem pochłaniamy podczas oszukanego posiłku.

oszukany posiłek

Wszystko sprowadza się do kwestii pilnowania spożywanych kalorii oraz podaży makroskładników. Naturalnie, należy w takim działaniu zachować umiar oraz zdrowy rozsądek, kierując się właściwymi proporcjami między produktami wartościowymi, a niskoodżywczymi.  Nie zmienia to jednak faktu, że posługując się tą metodą, masz nieustanny komfort działania. Na każdą małą zachciankę w postaci batonika, możesz zareagować twierdząco. Twoim jedynym zadaniem jest uwzględnienie go w swój dzienny bilans kaloryczny i pilnowanie, aby go nie przekroczyć. To bardzo przyjemne!

Codzienne uwzględnianie w swoim planie produktów, na które mamy ochotę, ma również jedną, zdecydowaną przewagę nad stosowaniem oszukanego posiłku. Nie rodzi to żadnych i niepotrzebnych niezdrowych relacji z żywieniem. Nagle okazuje się, że wcale nie musimy pozbawiać się czegoś, co kochamy. Wystarczy, że dostosujemy porcję danego produktu do naszej diety i nadal możemy cieszyć się jego smakiem. Pozbawia to więc nas możliwości wpychania w siebie niekontrolowanych ilości jedzenia, a tym samym znacznego przekraczania zapotrzebowania kalorycznego i niwelowania potencjalnych efektów w procesie kształtowania sylwetki.

To nie jest zdrowe!

Jestem daleki od stwierdzenia, że cheat meal to wróg numer jeden, którego trzeba zlikwidować. Jednak z całą odpowiedzialnością za swoje słowa, mogę stwierdzić, że nie sprawdzi się on w przypadku większości osób. Natomiast korzystniejszą formą działania będzie uwzględnianie małych dietetycznych „grzeszków” w swój codzienny bilans kaloryczny. Tym samym produkty rekreacyjne przestaną być traktowane w postaci „zła”, a zaczną w odpowiednich proporcjach stanowić część naszego planu – prawdziwie zdrowego. Uważam, że każdy plan żywieniowy powinien zawierać w sobie określoną pulę kalorii, możliwą do wykorzystania na produkty mniej wartościowe o większej gęstości kalorycznej, a także smakowitości. Wbrew pozorom, ale to właśnie takie działanie buduje zdrowe relacje z żywieniem.

cheat day

Patrząc na zjawisko cheat meal’a z logicznego punktu widzenia, kieruję do Was pytanie. Czy według Was, zdrowym zachowaniem, którym tak często szczycą się wszelkiego rodzaju „fitnessowe gwiazdy”, jest opychanie się, co kilka dni wysoko przetworzoną żywnością i silne wiązanie swoich emocji z tą czynnością? W którym momencie zachowanie to jest zdrowe? A może znajdujące się po przeciwnej skali ortoreksyjne działanie, objawiające się spożywaniem wyłącznie produktów wysoko wartościowych jest odpowiednie? Pozostawiam to do Waszej własnej oceny i liczę na Wasz zdrowy rozsądek oraz ludzkie podejście do tematu, podczas wyciągania niezbędnych wniosków.

Cheat meal? Cheat day? Cheat life?

Nieważne jak to nazwiemy, zawsze oznacza to nadprogramowo spożywane kalorie, a nie rzadko obżarstwo i opychanie się jedzeniem. Często rodzi również niezdrowe podejście w kwestii kształtowania sylwetki. Nie widzę żadnego logicznego uzasadnienia w stosowaniu tych zabiegów, skoro istnieje inna, prostsza w swej naturze metoda działania. Bieżące uwzględnianie w swój żywieniowy plan produktów rekreacyjnych jest zachowaniem o wiele bardziej pożądanym i zdrowszym. Nie tylko przestajemy postrzegać swoje działania w kategoriach braku przyjemności. Także nasza silna wola nie zostaje wystawiana na wieczną próbę walki z pokusami. Ponadto, w ten sposób całkowicie niwelujemy ryzyko, że potencjalnie nieszkodliwy oszukany posiłek, przerodzi się w zaniechanie swoich zdrowych żywieniowych nawyków na dłuższy czas. Szerokie grono entuzjastów kształtowania sylwetki właśnie w ten sposób, poprzez słuchanie Internetowych Mędrców, kompletnie zniszczyło własne marzenia o zdrowym, pięknym ciele.

Zapomnijmy o opychaniu się mało wartościowym jedzeniem! Skupmy się na budowaniu trwałych i zdrowych relacji z żywieniem. Starajmy się za wszelką cenę jeść i żyć tak, aby jakiekolwiek duże odstępstwo od naszego planu, nie było nam wcale potrzebne.

Makabryczną prawdą jest, że z każdym kolejnym rokiem, całe nasze społeczeństwo robi się coraz bardziej chore i mniej funkcjonalne. Zanika chęć ruchu, a dominuje komfort i wygoda. Tym samym nagląca choroba XXI wieku jest nas coraz bliżej. Otyłość i nadwaga – sami je stworzyliśmy i sami możemy je pokonać.

To szczególnie ważny tekst, w którym poruszany problem dotyka wielu żyjących ludzi na świecie. Mam nadzieję, że Ty również drogi czytelniku dostrzegasz prawdziwą bolączkę dzisiejszych czasów i starasz się jej przeciwdziałać. Bardzo gorąco zachęcam Cię do zapoznania się z tym tekstem. Pochyl się nad nim i podziel się nim z każdym, z kim tylko możesz. Być może dzięki Tobie, zwiększy się grono osób walczących z prawdziwą epidemią XXI wieku, która wyciąga swe okrutne macki po każdego z nas…

Rozejrzyjmy się wokół siebie i pomyślmy. Każdy z nas, zna przynajmniej jedną osobę, która posiada nadmierną masę ciała. To nie jest ciekawa obserwacja lub nawet rewolucyjne odkrycie. To niestety brutalna i przerażająca rzeczywistość naszego dzisiejszego świata. Kiedyś mogliśmy się jeszcze z tego śmiać. Ba! Jeszcze kilkaset lat temu, zbyt duża masa ciała była oznaką dobrobytu i bogactwa! Dziś, w zdecydowanej większości przypadków oznacza ona zaniedbanie swojej sylwetki oraz zdrowia.

Wychodząc naprzeciw osobom, które nadal nie widzą w otyłości lub nadwadze realnego problemu XXI wieku i są prawdziwymi niedowiarkami, żyjącymi z klapkami na oczach, przedstawiam garść suchych statystyk. Polecam się z nimi dogłębnie zapoznać, wziąć je sobie do serca i dzielić się nimi z otoczeniem.

otyłość to choroba

Źródło: www.fit.pl

Świat

  • Szacuje się, że już ponad 2 miliardy ludzi ma nadwagę. Biorąc pod uwagę, że cały glob zamieszkuje ponad 7 miliardów osób – stanowi to około 30%. Czyli średnio, co trzecia osoba boryka się z nadmierną masą ciała, określoną poprzez wskaźnik BMI.
  • Wśród ponad 2 miliardów osób z nadwagą, znajduje się ponad 600 milionów dorosłych osób z otyłością. Co ciekawe, zdecydowaną przewagę w tym niechlubnym rankingu mają kobiety (około 350 mln Pań, w porównaniu do około 250 mln Panów). To blisko 10% całej populacji zamieszkującej ziemię.
  • Ponad 100 mln dzieci na całym świecie zmaga się z otyłością.
  • Od roku 1980, w ponad 70 krajach zaobserwowano podwojenie osób zmagających się z otyłością.
  • Zbyt wysoki poziom BMI jest powiązany z ponad 4 milionami przypadków zgonów rocznie. Z czego blisko 40% dotyczy chorób sercowo-naczyniowych.
  • W 2015 roku zaobserwowano największy poziom otyłości wśród dorosłych w Egipcie (około 35%). Natomiast wśród dzieci, w Stanach Zjednoczonych (około 13%).
  • Po raz pierwszy, więcej osób otyłych niż zmagających się z niedowagą pojawiło się w roku 2002 (kobiety – 218 mln do 209 mln ) i 2010 (mężczyźni – 208 mln do 200 mln).
  • Na początku XX wieku średnie roczne spożycie cukru na osobę wynosiło mniej niż 5kg. Obecnie, w Europie mieści się ono w przedziale od 40 do nawet 60 kilogramów rocznie.
  • Szacuje się, że w roku 2030 Stany Zjednoczone będą zamieszkałe przez ponad 40% ludzi cierpiących na otyłość.
  • Według Ministerstwa Zdrowia Wielkiej Brytanii, średnia długość życia mężczyzny do roku 2050 zmniejszy się o 5 lat, jeśli obecny trend się utrzyma.

Polska

  • Około 1.5 mln osób niepełnoletnich boryka się z nadmierną masą ciała, z czego około 500 tysięcy cierpi na otyłość. Co ciekawe, prym w niezaszczytnym rankingu wiedzie płeć męska, a nie żeńska, jak ma to miejsce w światowym rankingu dorosłych.
  • Według GUS, w roku 2014 nadwagę posiadało 30,1% kobiet oraz 44,1% mężczyzn. Dla porównania, w roku 2004 wartości te wynosiły odpowiednio: 14,2% oraz 19,8%.
  • Ta sama instytucja podaje, że  w 2014 roku z otyłością zmagało się ponad 15% kobiet oraz 18% mężczyzn. Natomiast dziesięć lat wcześniej, było to odpowiednio 12,5% w przypadku kobiet oraz 12,6% mężczyzn.
  • Sumując powyższe wartości, otrzymujemy informację, iż średnio, co druga osoba w Polsce boryka się z nadwagą lub otyłością.

Biorąc pod uwagę wszystkie wyżej przytoczone liczby i procenty, wydawać by się mogło, że jest źle. W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Najgorszą informacją jest, że problem ten nieustannie narasta i poszerza swoje kręgi. Coraz więcej osób ma nadwagę lub choruje na otyłość! Pomimo narzędzi wdrażanych przez rządy niektórych państw (np. podatek od napojów gazowanych zawierających cukier, obowiązujący m.in. na Węgrzech, Finlandii oraz Francji), zjawisko to nie zostaje zahamowane.

Myślę, że wystarczy wypranych z emocji suchych statystyk. To naprawdę przerażające, jak mogliśmy do tego wszystkiego dopuścić. Cały ten proces dział się i nadal dzieje na naszych oczach, a jedyne, co potrafimy zrobić to (o ironio!) usiąść przed komputerem ze szklanką ulubionego, słodzonego napoju w dłoni i czytać, oglądać, słuchać – zamiast działać. Otyłość została sklasyfikowana jako choroba i właśnie tak powinniśmy ją traktować. Zadbanie o jej prawidłowe leczenie to podstawa. Najskuteczniejszym lekarstwem – także według WHO, jest ograniczenie spożycia cukrów oraz zwiększenie aktywności. To jest takie proste, a mimo to nie chcemy o tym pamiętać…

Otyłość i nadwaga. Źródło problemów.

Przede wszystkim zmienił się styl naszego życia. Stał się on bardziej konsumpcyjny. Dostęp do barów szybkiej obsługi, pokusy czyhające na nas na każdym kroku i szeroki wybór asortymentu gotowego do spożycia, spowodował nadmierne spożycie kalorii. Na przestrzeni dekad, rosło ono w zastraszającym tempie. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, średnio przyjmowaliśmy niewiele ponad 2000 kalorii dziennie. Dziś, wartość ta oscyluje w granicach 3000! To ponad 1000 kalorii różnicy!

fast food

Również wraz z postępem cywilizacyjnym, staliśmy się jednostkami niesamowicie pragnącymi życiowych wygód. Kiedyś o wiele częściej korzystaliśmy z nóg, jakimi obdarzyła nas matka natura. Dziś do pobliskiego sklepu wolimy wybrać samochód niż rower. Ponadto zaczęliśmy żyć bardzo komfortowo. Staliśmy się leniwi i słabi. Większą część swojego dnia przesiadujemy w pracy, potem w samochodzie, a następnie w domu przed telewizorem. Zanika u nas chęć ruszania się. Wielu z nas, gdyby tylko mogło, nie wychodziłoby nawet z łóżka. To straszne jak bardzo pragniemy luksusu i komfortu.

Czynników powodujących otyłość, należy upatrywać również w ciągłym pędzie naszego życia. Bardzo często nie mamy czasu na regularne spożywanie pokarmów, nie wspominając już o ich odpowiednim przygotowaniu. Jemy w pośpiechu i dodatkowo „byle jak”, zupełnie nie zwracając uwagi na jakość konsumowanych produktów. Na naszym stole królują słodkie przekąski, słodzone napoje albo tłuste pokarmy. Swoje menu opieramy o szybkie w przygotowaniu dania wątpliwej jakości. Wszędzie dodajemy wysokokaloryczne sosy, mające wzbogacić smak spożywanej potrawy. Owoce i warzywa, stanowią w naszym jadłospisie produkty dodawane „od święta”, zamiast codzienny, niezbędny składnik jadłospisu.

Także ciągły stres, presja ze strony otoczenia i nieustanna pogoń za nieuchwytnymi marzeniami powoduje istną huśtawkę emocjonalną, a to z kolei może prowadzić do nadmiernego spożywania kalorii. Nie jest tajemnicą, że bardzo często jemy emocjonalnie, zamiast wtedy gdy faktycznie odczuwamy głód.

Podstawowa zasada!

Przyczyn może być jeszcze więcej, jednak te wymienione powyżej najbardziej oddziałują na wzrost naszej wagi. Warto również dodać, że jakiegokolwiek powodu nadwagi oraz otyłości byśmy nie rozpatrywali, to wszystkie one sprowadzają się do jednej, podstawowej zasady:

Zasady bilansu kalorycznego

Przyjmowanie większej ilości kalorii, niż nasz organizm jest w stanie wydatkować, zawsze prowadzi do przyrostów masy ciała. Tego nie da się uniknąć i wszystko zaczyna się właśnie w tym punkcie. Nawet spożywanie wyłącznie wartościowej żywności, może powodować tycie, jeżeli będziemy przyjmowali jej zbyt dużo. To właśnie kontrola i umiar w jedzeniu, może stanowić najlepszą metodę w walce z otyłością lub nadwagą.

Tragiczne skutki.

Najpowszechniejszymi następstwami nadmiernej masy ciała są choroby związane z tą przypadłością. Należą do nich przede wszystkim:

  • cukrzyca typu drugiego
  • zespół metaboliczny
  • zawał serca
  • nadciśnienie tętnicze
  • miażdżyca
  • choroby układu ruchu i zwyrodnienia kręgosłupa
  • bezdech senny
nadwaga

Źródło: www.rodzinazdrowia.pl

Otyłość sama w sobie została sklasyfikowana jako choroba, a na dodatek prowadzi do szeregu innych przypadłości! Pamiętajmy, że otyłość to nie tylko kwestia estetyczna naszej sylwetki. To przede wszystkim wszelkie niebezpieczeństwa rozgrywające się wewnątrz naszego ciała. Znajdując się w takim stanie, jesteśmy tykającą bombą. Nigdy nie wiadomo czy podczas codziennego wchodzenia po schodach, nie postawimy na nich nogi po raz ostatni. To przerażająca wizja, ale w przypadku osób otyłych, możliwa do spełnienia w każdej chwili.

Moim celem nie jest wcielanie się w potwora przyprawiającego o gęsią skórkę, ale uświadamianie Was wszystkich. Proszę, żebyśmy zaczęli zwracać swoją uwagę na ten piekielny problem, który sami sobie tworzymy. Mam wrażenie, że cały czas próbujemy żyć w śnie, okłamując siebie, że przecież „jeszcze nie jest wcale tak źle”. W rzeczywistości mamy problem z zawiązaniem butów, przejściem dwustu metrów czy wejściem na drugie piętro. To nie jest normalna sytuacja!

W czasach, gdy jesteśmy niemal zasypywani na każdym kroku kuriozalnymi reklamami, straszącymi nas o wielkich i groźnych chorobach, paradoksalnie mało kto mówi o prawdziwym zagrożeniu, jakim jest nadwaga i otyłość. Dlaczego za wszelką cenę próbujemy być aż tak ślepi? Odwracanie wzroku od problemu, nie spowoduje jego zniknięcia.

Jak walczyć z dodatkowymi kilogramami?

Rozwiązanie problemu znajduje się w zasięgu naszej ręki. Wystarczy po nie wstać z ulubionej kanapy i odłożyć batonika na stół. Pierwszy krok – ten najważniejszy, to postanowienie zmian i ich realizacja. To jest jedna z niewielu chorób, podczas której nie musimy brać antybiotyków lub poddawać się kosztownej dla naszego portfela i paradoksalnie także zdrowia, kuracji. Wszelkie potrzebne narzędzia do zwalczenia nadmiernej masy ciała, posiadamy przy sobie już teraz. W każdym momencie.

dieta

Nazywamy je:

  • silna wola
  • zaangażowanie
  • zdrowy rozsądek
  • zdrowie odżywianie
  • aktywność

Nic więcej nie jest nam potrzebne. Żadne cudowne pigułki, ziółka, herbatki i Bóg jeden wie co. Wszystko sprowadza się do systematycznej pracy, w celu osiągnięcia swojego sukcesu.

Rodzicu! Uważaj, czym są karmione Twoje dzieci…

Zatrważający jest to zjawisko szczególnie w przypadku dzieci. Ich rodzice lub dziadkowie, z tak wielką lubością karmią je słodkimi bułeczkami, batonikami i poją je kolejną butelką soku, który ma w sobie więcej cukru niż cukierniczka. Nikt nie widzi w tym nic złego, a w szczególności dziadkowie. Wszyscy tłumaczą to sobie, takim postępowaniem od dawien dawna i niezaobserwowaniem żadnych negatywnych następstw. W końcu: „Każdego tak karmiłam i wyrośli na szczupłych ludzi!” – tłumaczy się babcia, broniąc swojego stanowiska. Ma oczywiście rację! Jednak nie bierze pod uwagę faktu, że kiedyś grało się w piłkę na boisku, a nie na komputerze. Do szkoły chodziło się pieszo, a nie jadąc w wygodnym autobusie. Kino urządzało się samemu, wygłupiając się z rówieśnikami, a nie siedziało się w jednym miejscu bez ruchu, przez ponad dwie godziny. Nie można stać bezczynnie w miejscu, robiąc nieustannie to samo i spodziewać się takich samych rezultatów, gdy inne zmienne mające wpływ na nasze działanie ewoluują.

… i nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma!

Jestem daleki od negowania obecnego stylu życia i trendów się w nim pojawiających. Choćby zjawisko e-sportu, właśnie z powodu rosnącej otyłości głównie wśród dzieci, budzi mieszane uczucia. Z tej przyczyny, przez wszystkich sceptyków jest wymieniane jako zło wcielone i źródło przyszłych oraz obecnych problemów z nadmierną masą ciała młodego pokolenia. Jako zwolennik gier komputerowych, pragnę tylko zwrócić uwagę, że należy odróżnić dzieci i osoby, grające ze względu na swoje własne lenistwo, od tych którzy widzą w tym swoją szansę na spełnienie marzeń.

W swoich rozważaniach nie biorę pod uwagę osób, zmagających się z otyłością lub nadwagą spowodowaną chorobami, lub zaburzeniami funkcjonowania organizmu (tzw. otyłość wtórna). W takim przypadku należy przede wszystkim oddać się w ręce specjalisty, który poprowadzi nas krok po kroku przez meandry żywieniowej ścieżki. Jednak nie wykorzystujmy proszę insulinooporności, niedoczynności tarczycy czy zespołu Cushinga do wymówki w ciągłym podjadaniu, niekontrolowanego spożycia kalorii i własnego lenistwa.

Choroba powinna być bodźcem do zmian, a nie wymówką do zaspokojenia swoich prymitywnych, żywieniowych potrzeb.

Koniec??

Jakkolwiek by nie zakończyć tego tekstu, zawsze pozostaną jeszcze słowa, które mogłyby zostać wypowiedziane. Statystyki, które być może warto byłoby przytoczyć. Niemniej jednak uważam, że zawiera on w sobie dostateczną ilość informacji, aby przekonać tych, których dotyczy ten problem do natychmiastowego działania. Pozostałą część nie przekonałaby nawet tysiąc stronicowa książka. Chętni i pragnący zmian, zawsze tacy będą, a leniwi na zawsze pozostaną leniwymi. Chyba że sami zapragną czegoś więcej od życia.

To prawdziwa rzeka informacji. Morze wiadomości i ocean sugestii, którymi można się posługiwać. Można szukać tysięcy statystyk, miliona przyczyn i miliarda potencjalnych następstw, jednak na końcu wszystko sprowadza się do jednej, podstawowej zasady, którą zawsze powinniśmy się kierować w życiu.

Zdrowy rozsądek i zachowanie harmonii w naszej codziennej egzystencji to klucz.

Wcale nie musimy kombinować, szukać przedziwnych rozwiązań lub upatrywać problemów otyłości tam, gdzie ich w rzeczywistości nie ma. Wystarczy myśleć i podejmować rozsądne wybory każdego dnia. Zachować umiar w spożywanym pokarmie, kontrolować go, a w swojej głowie dążyć do osiągnięcia ładu. Tylko takie połączenie wraz z systematycznym dążeniem do celu, uchroni nas przed nadmiernymi kilogramami. A my oraz nasze dzieci, będziemy mogli cieszyć się w pełni z życia i korzystać z jego uroków, bez ograniczającej nadmiernej masy ciała, krępującej nas i nasze ruchy.

Odkryjmy świat bez dodatkowych kilogramów! Zobaczmy, jaki jest piękny!

#kolejne artykuły