Magiczne tabletki na odchudzanie... | worldmaster.pl
#

Na każdym kroku jesteśmy bombardowani surrealistycznymi reklamami. Głoszą one, że istnieją magiczne tabletki na odchudzanie. Określane również jako „cudowne” suplementy diety. Rzekomo dzięki nim, w kilka dni możemy stracić kilkanaście kilogramów tłuszczu. A potem na skrzydłach orłów, polecimy zobaczyć smoki…

Jestem ogromnym fanem wszelkiej literatury z pogranicza fantastyki oraz science fiction. Jednakże takich opowieści nie potrafiłby stworzyć sam Tolkien, Sapkowski czy King. Zbyt mocno szanują swojego czytelnika. W przeciwieństwie do firm i osób, które w tak bezczelny sposób oszukują niczego nieświadomych i bezbronnych ludzi.

Dla osób, które choć trochę poznały ten dział nauki i przynajmniej w minimalnym stopniu wiedzą czym jest kilokaloria i na czym polega proces spalania tkanki tłuszczowej, będą to zwyczajne bzdury. Nie każdy jest jednak na tyle poinformowany, aby wiedzieć, że zniewalające tabletki na odchudzanie mają więcej wspólnego z fikcją, niż z prawdziwym życiem. Wewnętrzna desperacja, brak cierpliwości oraz silna potrzeba natychmiastowych zmian, powodują wierzenie w tego typu slogany i szukanie prostych oraz gotowych rozwiązań.

Nie wierzcie i nie ufajcie niczemu ani nikomu, kto swój komunikat skierowany do potencjalnego klienta, zaczyna od słów wskazujących, że tylko jego produkt jest tym jedynym i właściwie działającym na rynku. 

Nie ma i mam nadzieję, że nigdy nie będzie dostępnej pigułki, proszku lub czegokolwiek, co sprawi, że w tak krótkim czasie będziemy mogli osiągnąć tak wiele. Pomyślmy nad tym racjonalnie. Skoro rzekomo istnieją, tak wielce cudowne i magiczne suplementy diety powodujące natychmiastowe odchudzanie, to dlaczego cały czas odnotowuje się wzrost otyłości zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych? Dlaczego na ulicach nie obserwujemy tylko szczupłych, zdrowych i umięśnionych ludzi?

Wszelkie tego typu reklamy są bzdurą. Wierutnym kłamstwem czyhającym i żerującym na Waszej naiwności. Próbującym sprzedać Wam coś, co nie działa, a dodatkowo może przyczynić się do realnych uszczerbków na zdrowiu.

Dlaczego wierzymy w nierealne tabletki na odchudzanie?

tabletki na odchudzanie

Powodem naszej wiary w istnienie magicznej pastylki jest nasze własne lenistwo. Szukamy jak najprostszych rozwiązań. Nie tylko w kwestii kształtowania sylwetki, ale również w każdej innej dziedzinie naszego życia. Nie wchodzimy po schodach, bo przecież jest winda. Nie spacerujemy, bo przecież jest samochód. Nie rezygnujemy ze znienawidzonej pracy, bo  przecież z tym idiotycznym szefem jakoś da się jeszcze wytrzymać. Żyjemy wygodnie i komfortowo. Boimy się zmian.

Nie mamy ochoty pracować na wymierne rezultaty przez długi czas. Oczekujemy natychmiastowych efektów, zupełnie zapominając, że piętnaście kilogramów nadwagi, jakie posiadamy, nie jest wynikiem ostatniego tygodnia, ale ostatnich lat niezdrowego i nieaktywnego trybu życia. Dlaczego więc chcemy zmienić w kilka dni coś, co „zdobywaliśmy” przez długie miesiące bezczynności?

Proces spalania tkanki tłuszczowej można w bardzo dużym uproszczeniu, łatwo zobrazować. Chcąc stracić kilogram masy ciała, musimy liczyć się z deficytem rzędu 7000 kalorii. Oznacza to, że jeśli chcielibyśmy osiągnąć ten cel w ciągu tygodnia, każdego dnia musielibyśmy spożyć o około 1000 kalorii mniej, niż wynosi dobowe zapotrzebowanie kaloryczne naszego organizmu. Jest to naprawdę duża wartość i dla wielu osób o przeciętnej i średniej wadze spowoduje istne głodowanie. Dlatego o wiele bardziej polecaną i rekomendowaną opcją jest tygodniowy ubytek masy ciała odpowiadający od 0,5 do 1% naszej aktualnej wagi. Ważąc 80kg, spadek wagi, do którego będziemy dążyli, oscylował będzie w graniach od 0.4kg do 0.8kg w skali tygodnia. Oznacza to, jedzenie każdego dnia o około 400-500 kalorii mniej, co stanowi już zdrowszą i rozsądniejszą opcję.

Czy rozumiecie teraz, jak niedorzeczne są reklamy oferujące jedyne, niepowtarzalne i czarodziejskie suplementy diety, powodujące natychmiastowe odchudzanie i poprawę Waszej sylwetki? 

Obiecują zatrważające rezultaty i wskazują, że możecie szybko stracić kilkanaście kilogramów. A tymczasem nauka i ciało, którego nie da się oszukać, jasno wskazuje na to, że do zdrowej i trwałej utraty takiej ilości kilogramów, nierzadko potrzeby wielu miesięcy systematycznej pracy!

Rzeczywisty przebieg odchudzania.

odchudzanie

To, co naprawdę czyni proces spalania tkanki tłuszczowej trudnym, jesteśmy my sami i nasze niewłaściwe podejście. Spodziewamy się, że już po kilku dniach będzie widać oszałamiające efekty, po tygodniu będziemy wyglądać jak greccy herosi, a po miesiącu wrócimy do naszych starych nawyków żywieniowych z istną sylwetką boga.

Zaakceptujmy fakt, że kształtowanie sylwetki to proces. Rozłożony w czasie, trwający i rozciągający się na całe nasze życie. Nie podchodźmy do niego z wrogością i brakiem cierpliwości, bo w ten sposób nigdy nie osiągniemy założonego celu.

Chudnięcie, tycie, zwiększanie poziomu sprawności i całe nasze życie, opiera się na cierpliwości i upartym dążeniu do wyznaczonych obiektów pożądań. Nie wierzcie w magiczne pigułki. Nie bierzcie sobie do serca rad, bombardujących nas z dziwnych reklam, które twierdzą, że możesz mieć wyraźne mięśnie brzucha w kilka dni. Nie ufajcie nikomu, kto obiecuje Wam zaskakująco szybkie rezultaty. To nie jest prawda i nigdy nie będzie. To nie jest nawet zabieg marketingowy. To zwykłe kłamstwo i idiotyzm, tworzony przez ludzi, którzy są dokładnie tacy sami jak reklama, którą tworzą.

Nie ma magicznej formuły na zdobycie pieniędzy, sławy czy szczęścia. Nie ma czegoś takiego również w przypadku drogi do lepszej sylwetki. Odrzućcie wszelkie dogmaty opierające się na wierzeniu w tabletki na odchudzanie, cudowne suplementy diety czy inne pigułki mające wykonać całą pracę za Was. Jedynym efektem ich działania, może być uszczerbek na Waszym zdrowiu oraz opustoszałe portfele. Nierealne sposoby postępowania, oferują nierealne efekty. Natomiast prawdziwe rezultaty, wymagają Waszej prawdziwej, rzetelnej i systematycznej pracy. Tego nie da się uniknąć.

 

Jeśli według Ciebie, liczenie kalorii jest jedyną, właściwą drogą prowadzącą do osiągnięcia sylwetkowego celu, to pozwól, że wejdę z Tobą w polemikę. Podaruj mi swoje cenne minuty życia, a udowodnię Ci, że jedzenie intuicyjne może być równie skuteczne. Jeśli tylko potrafisz świadomie działać.

Tekst ten może zmienić Twoje postrzeganie zdrowego żywienia oraz sprawić, że i Ty będziesz mógł cieszyć się z trwałych zmian swoich nawyków żywieniowych. Przecież tego właśnie chcesz, prawda? Wnikliwie się z nim zapoznaj, a jeśli opisana metoda przypadnie Ci do gustu, śmiało możesz wdrożyć ją do swojego życia. Paradoksalnie, być może to właśnie mniejsza kontrola nad własnymi poczynaniami, nie liczenie kalorii oraz wprowadzenie odrobiny spontaniczności w plan żywieniowy, spowoduje Twój końcowy sukces?

Liczenie kalorii metodą doskonałą?

Śmiało można rzec, że liczenie kalorii w przypadku próby zmiany swojej sylwetki to podstawa. Bez tej kalkulacji, nigdy tak naprawdę nie będziemy wiedzieli ile danego produktu spożywamy oraz jaki ma to wpływ na nasz organizm. To właśnie dzięki kaloriom i ich wyliczaniu, jesteśmy w stanie oszacować, jak wiele energii potrzebujemy w ciągu dnia. Uzależniamy je od naszych potrzeb utrzymania, stracenia lub zyskania na wadze.

W ten sposób, poprzez wiedzę jaką dysponujemy, możemy kontrolować ile energii przyjmujemy wraz z pożywieniem i dostosować tę ilość do naszego celu. Nie da się ukryć, że jest to rewelacyjny sposób na modelowanie ciała, a przede wszystkim na kontrolę własnych postępów. Pomimo tego, że i ta metoda pozostawia pewien margines błędu, to nadal jest ona najefektywniejszą formą kontroli naszego działania. Możemy obserwować zmienne pojawiające się w naszym organizmie, w tym samym środowisku. Oznacza to, że bez manipulowania kontrolowanym przez nas komponentem naszej diety, widzimy jak zachowuje się nasze ciało na przestrzeni kolejnych dni.

Jedząc przez dwa tygodnie tę samą ilość kalorii każdej doby, możemy w sposób klarowny odczytać odpowiedź naszego organizmu. W takim działaniu nie ma żadnego przypadku, ponieważ wszelkie ryzyko pomyłki, poprzez liczenie przyjętych kalorii, zostaje zminimalizowane niemal do zera. Kontrolujemy niemal każdą zmienną. „Niemal”, ponieważ nie na wszystko możemy mieć wpływ. Ciało ludzkie jest tak niesamowicie pięknie skonstruowaną maszynerią, że nadal nie jesteśmy w stanie, w pełni określić jak się zachowa w określonych sytuacjach.

Mimo to, dzięki liczeniu kalorii i tym samym prowadzeniu dziennika żywieniowego, mamy stałą kontrolę nad naszym postępem w procesie kształtowania sylwetki. Posiadamy wyraźny zapis tego, jak działaliśmy w określonym czasie i jak reagował na nasze działania organizm. Dzięki temu możemy poprawnie i skutecznie wprowadzać odpowiednie zmiany, reagując tym samym na odpowiedź ciała.

Jednak to nie jest tekst o liczeniu kalorii, a ja nie jestem fanatykiem tej metody.

liczenie kalorii

Nie licz kalorii. Licz na siebie!

Na podstawie powyższego fragmentu, można byłoby bez większego zastanowienia stwierdzić, że poszukiwanie innej metody w procesie zmiany naszego ciała jest pozbawione większego sensu. Jeśli coś jest określane jako „podstawowe narzędzie” lub „rewelacyjna i niezbędna metoda”, to dlaczego mielibyśmy szukać czegoś poza nią?

Nie wszystko, pasuje do wszystkich.

  • Czy istnieje lepsza metoda w celu kontroli naszych efektów i działań, od liczenia spożytej energii? Wątpię. Na pewno nie ma dokładniejszej.
  • Czy istnieje inny sposób działania, nie obejmujący w swoim zakresie ciągłego rozliczania się ze spożytego pokarmu? Tak. Zdecydowanie. Wbrew pozorom – wcale nie gorszy i niemniej efektywny. Określamy go jako jedzenie intuicyjne. 

Nie da się jasno określić, która metoda na początku przygody ze zmianą swoich nawyków żywieniowych, będzie odpowiednia dla konkretnej osoby. Radziłbym wypróbować to samemu lub zaufać własnej intuicji, znajomości własnego ciała i…

Psychiki.

Właśnie ten ostatni aspekt ma moim zdaniem kluczowe znaczenie, w tych dwóch omawianych przeze mnie sposobów działania. Wyobraźmy sobie pana Kowalskiego. Normalnego mężczyznę, który od piętnastu lat większość swojego dnia spędza albo przy biurku w pracy, albo na kanapie przed telewizorem. Bardzo często delektuje się wykwintnymi daniami serwowanymi przez restauracje szybkiej obsługi. Nagle natchniony reklamą przedstawiającą zgrabne modelki, solennie postanawia poprawę i zrobienie coś ze swoim, przez lata pielęgnowanym „mięśniem piwnym”.

Nigdy nie miał styczności z jakimkolwiek liczeniem kalorii, a przez całe swoje życie, nie widział nawet na oczy zdrowego i odpowiedniego żywienia. Czy w jego przypadku, nagłe przejście z tak beztroskiego życia do – bądź, co bądź – bardziej rygorystycznego podejścia w kwestii żywienia poprzez liczenie kalorii, będzie dobrym rozwiązaniem?

Czy taki szok dobrze mu zrobi?

Dla sylwetki – na pewno. Tak jak już wspominałem, dzięki tej metodzie, będzie miał jasny wgląd w swoje poczynania i zdecydowanie ułatwi mu to drogę do osiągnięcia celu. „Ułatwi”, ale nie załatwi. To dwa odmienne pojęcia, które wskazują, że nawet najlepsza metoda jest niczym, jeśli nie włożymy w nią wystarczająco dużo pracy.

W tym i wielu innych przypadkach, o wiele lepszą i przede wszystkim rozsądniejszą opcją, może być nie liczenie kalorii, a jedzenie intuicyjne. Czyli wprowadzenie małych, stopniowych zmian, co określony przedział czasu.

Jedzenie intuicyjne, metodą doskonalszą?

Moim zdaniem, wprowadzenie jednej zmiennej w naszym planie żywienia, co dwa lub trzy tygodnie, bez zmieniania czegokolwiek innego, jest świetną opcją dla każdego, kto po prostu chce zgubić zbędne kilogramy i poprawić swoją sylwetkę. Ponadto, takie działanie może być świetnym okresem przygotowawczym do późniejszego, bardziej skrupulatnego kontrolowania swoich poczynań.

Wróćmy ponownie do pana Kowalskiego. Zamiast rzucać się na głęboką wodę bez umiejętności pływania, powinien on zacząć od małych kroków, prowadzących go powoli w coraz większą głębię. Tym samym ani jego ciało, ani jego psychika, nie dozna szoku. Będzie mógł płynnie przejść z życia „kanapowca” do aktywnego i zdrowego człowieka.

jedzenie intuicyjne

Zmienne, jakie można wprowadzać do naszego życia, mogą być następujące:

  • spożywanie warzyw w każdym posiłku
  • regularne konsumowanie posiłków
  • odpowiednie nawodnienie
  • ograniczenie słodyczy/cukru/fast-foodów/niezdrowej żywności
  • zwiększenie spożycia białka i uwzględnianie go w każdym posiłku
  • zastąpienie dotychczasowego batonika, porcją owoców
  • powolne jedzenie, bez nadmiernego i niepotrzebnego pośpiechu
  • zwiększanie aktywności w ciągu dnia

Przykładów zmiennych może być o wiele więcej. Nie powinniśmy wprowadzać więcej niż dwóch zmiennych w tym samym momencie. Nie wywołujmy niepotrzebnego szoku w naszym organizmie. Dajmy mu czas do zaadaptowania się w nowej sytuacji.

Mechanizm działania.

Takie działanie, pomimo nieskrupulatnego liczenia oraz kontrolowania tego, co jemy, może również dać nam wymierne rezultaty. Samo zwiększenie spożycia warzyw – bez wprowadzania jakichkolwiek, innych zmian, powinno dać nam większe uczucie sytości. Tym samym może to spowodować, że nie zjemy deseru, którego do tej pory z taką lubością spożywaliśmy. W konsekwencji zaoszczędzimy prawdopodobnie kilkaset kalorii w ciągu dnia. Z kolei ta liczba, w dłuższej perspektywie czasu, może przełożyć się na kilka kilogramów straconych w przeciągu danego okresu czasu. Niepodważalny pozostaje również fakt, że w ten sposób jakość naszego zdrowia wywinduje się zdecydowanie w górę. Zapewnimy mu więcej wartościowych składników odżywczych, otrzyma od nas dawkę ruchu na świeżym powietrzu oraz mniejszy ciężar do przenoszenia z punktu A do punktu B, każdego dnia.

Kluczową rolę odgrywa cierpliwość i nasze postrzeganie czasu.

Prawdopodobnie metoda liczenia kalorii od samego początku da nam szybsze, a na pewno łatwiejsze w kontroli rezultaty. Jednak, czy w dłuższej perspektywie czasu, nam się to opłaci? Czy będziemy w stanie wytrwać i przetrwać szok, spowodowany nagłą zmianą? Czy przez chęć szybszych efektów, nie cofniemy się do punktu wyjścia i tym samym będziemy musieli zaczynać od nowa, wpadając w błędne i frustrujące koło rozpaczy?

Jedzenie intuicyjne jest prawdopodobnie mniej skuteczne w krótkim okresie czasu.  Jednak dla osób niemających wcześniej większej styczności ze zdrowym sposobem żywienia oraz dopiero rozpoczynających swoją przygodę, może być o wiele lepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza w ciągu kolejnych miesięcy i lat. Przygotowanie, jakie zapewni nam przed kolejnym krokiem w naszym życiu, może okazać się bezcenne. Może również okazać się, że tak opanujemy jedzenie intuicyjne, że liczenie kalorii nie będzie nam wcale potrzebne.

Polecam jednak, aby prowadzić dziennik żywieniowy.

Będziemy mogli dokumentować w nim to, co zjedliśmy, wyrażone poprzez gramaturę danego produktu lub życiowy i swobodny opis jego porcji (np. garść orzechów, jedna trzecia dużego talerza warzyw, łyżeczka oliwy z oliwek). Nie utrudni nam to działania, a ułatwi i przybliży nas to, do większej kontroli nad naszymi poczynaniami.

Wprowadzajmy jedną lub maksymalnie dwie zmienne, co dwa lub trzy tygodnie.

Nie zmieniajmy przy tym niczego innego. W ten sposób nawet nie poczujemy, że zachodzi jakakolwiek zmiana. Organizm nie dozna wstrząsu, a my będziemy mogli bez większych problemów przechodzić z upływem kolejnych tygodni, na zdrowszy, lepszy i bogatszy tryb życia.

Dzięki temu sposobowi działania możemy zmienić nasze życie bezboleśnie. Ponadto poznajemy nasz organizm jak nigdy dotąd i przygotowujemy go w ten sposób na większe wyzwania. Jeśli oczywiście tego chcemy i będzie to konieczne. Liczenie kalorii jest świetnym narzędziem w drodze do lepszej sylwetki, ale zawsze warto zastanowić się, czy ta metoda jest dla nas odpowiednia. Nie sztuką jest wykorzystać potencjalnie najlepsze narzędzia, ale prawdziwym kunsztem jest dobrać je dla naszych własnych predyspozycji. Dlatego być może to jedzenie intuicyjne, objawiające się nieskrupulatnym odnotowywaniem spożytego pokarmu, okaże się dla nas lepszym sposobem działania?

W planowaniu swojej drogi do upragnionej sylwetki, uwzględnijmy proszę nie tylko aspekty czysto fizyczne i zdrowotne. Zadbajmy również o podłoże, którego początek znajduje się w naszej głowie. To właśnie tam zaczyna się nasza rezygnacja i przyczyna wszelkich niepowodzeń. Zarówno w życiu, jak i w dążeniu do lepszej kondycji własnego ciała. Dokonując wyboru, pamiętajmy o psychice. Obie te metody są skuteczne, ale nie każda będzie dla nas dostosowana. Wybierajmy mądrze i świadomie!

Zaczynając przygodę z próbą poprawy swojej sylwetki, niemal każdy wypowiada znamienne słowa. Brzmią one niczym pradawne zaklęcie: „Przechodzę na dietę”. Cała magia zostaje zgromadzona w słowie „dieta” i to właśnie ono, odpowiada za nasze iście skrajne emocje. Jednak dieta nie zawsze zostaje poprawnie zrozumiana…

Temu stwierdzeniu towarzyszy z reguły jeszcze mały dodatek w postaci wyznaczonego terminu w przyszłości, który nierzadko nigdy nie staje się dniem dzisiejszym. Te trzy słowa, zacytowane przeze mnie powyżej zawierają w sobie bardzo dużo prawdy na temat tego, jak obecnie jest postrzegane to słowo i cały proces kształtowania sylwetki.

Dieta. Wyjaśnienie pojęcia.

Słowo „dieta” pochodzi z języka greckiego klasycznego, gdzie brzmiało ono „diaita” i oznaczało sposób odżywiania.

W dzisiejszych czasach nabrało ono nowego znaczenia. O wiele straszniejszego i przyprawiającego niejedną osobę, próbującą zgubić zbędne kilogramy o gęsią skórkę i nocne koszmary. Szczególnie silny wzrost zainteresowania zdrowym stylem życia, treningiem czy szeroko pojętą aktywnością sprawił, że nastąpił wielki rozrost tej branży. Niestety wraz z tym zjawiskiem nastąpiło błędne i opaczne zrozumienie niektórych kwestii.

Próżno dziś szukać osób, które zaczynają zmieniać swoje ciało i którym słowo „dieta” nie kojarzy się z jasnym i zdecydowanym sygnałem do tego, że następuje koniec przyjemności i słodkości w życiu. W mniej lub bardziej dosłownym sensie.

Obecnie słowo to zyskało niesamowicie negatywny wydźwięk i dlatego nie lubię go stosować. Ciężko jest go jednak nie używać w codziennym działaniu, szczególnie jeśli Twoim zadaniem jest pomoc innym w kształtowaniu sylwetki. O wiele bardziej wolę łagodniejsze oraz niemal pierwotne i prawdziwe znaczenie tego właśnie słowa: „zdrowe odżywianie”. Rozpoczęcie „zdrowego żywienia” brzmi lepiej, aniżeli „przechodzę na dietę”, prawda? 

Przechodzę na dietę

Chwilowy brak przyjemności?

Coś, co kiedyś oznaczało po prostu sposób odżywiania, dziś po kilku tysiącach lat, dla wielu początkujących adeptów siłowni, biegania czy jakiejkolwiek innej aktywności oznacza koniec przyjemności, wieczny rygor oraz ciągły reżim, powodujący pozbawienie radości z życia. Co więcej! Bardzo destrukcyjne w skutkach może być myślenie, iż „dieta” to coś na chwilę. Ponownie trzy słowa zacytowane w pierwszym akapicie przedstawiają w sobie i tę prawdę. „Przechodzę na dietę” oznacza przejście z obecnego stanu do innego. Towarzyszy temu niemała nadzieja, a czasami nawet i przeświadczenie, że po osiągnięciu zadowalających rezultatów, wróci się do stanu pierwotnego. Stanu, gdzie dieta była dla nas tylko nocnym koszmarem. 

Nie wiem i nie chciałbym zagłębiać się szczegółowo w krąg tego, co spowodowało takie błędne myślenie. Być może archetypy diety kulturystycznej składającej się tylko z jałowego i pozbawionego smaku jedzenia, na które składał się ryż, kurczak i brokuł? A może to my sami jesteśmy sprawcą tego wszystkiego, dzieląc się swoimi negatywnymi opiniami o „dietach” z bliskimi, przyjaciółmi i całym naszym otoczeniem?

dieta to styl życia

Nie szukaj wymówek. Działaj!

Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy przykładać do tego swojej uwagi i przyjrzeć się faktowi, że „dieta” to nie jest coś chwilowego. To nie jest wymysł dzisiejszych czasów i zachcianka, z której można korzystać przez jakiś czas, a potem porzucić jak niechcianą rzecz, z którą nigdy nic nas nie łączyło. 

Samo uświadomienie sobie, że proces kształtowania sylwetki, jak i sama dieta, to cykl mocno rozłożony w czasie, powodujący i mający za zadanie wprowadzić nas w zupełnie niepoznany dotąd przez nas świat sprawia, że wszelkie inne nasze działania w tym kierunku stają się nagle o wiele łatwiejsze, jaśniejsze i prostsze.

Przestanie mieć znaczenie zbliżające się wesele i sukienka, w którą się nie mieścisz. Bez znaczenia pozostanie urlop nad pięknym Morzem Śródziemnym, przy którym warto byłoby zaprezentować sportową sylwetkę. Pozostanie to bez jakiegokolwiek sensu. Uświadomisz sobie, że kilka tygodni, które dzielą Cię od Twojego urojonego „terminu”, są niczym w porównaniu do reszty Twojego życia. Jego części, w której będzie wystarczająco czasu na to, aby się zmieniać, poprawiać swoje nawyki żywieniowe, stawać się zdrowszym i lepszym, a co najważniejsze – robiąc to w rozsądny sposób.

To wcale nie złe diety powodują nasze problemy z ich utrzymaniem (choć takie też istnieją!), ale zbyt krótki czas realizacji, jaki wyznaczamy sobie na osiągnięciu naszego celu. Trzeba stawiać sobie terminy i trzeba do nich dążyć, ale warto zapamiętać, że muszą być one realne. W zasięgu naszego wzroku, niepowodujące przy tym w nas samych większych destrukcji niż pozytywnych zmian.

Dieta to styl życia. Zmiana naszych nawyków na lepsze. Przeobrażenie nas samych i całego naszego życia w sposób mocno zatrważający dla osoby, która nigdy przez to nie przeszła. To, co potrafi dziać się z naszym ciałem i zdrowiem, w momencie uświadomienia sobie wyżej wymienionych przeze mnie rzeczy, jest niczym w zestawieniu z tym, co potrafi dokonywać się w naszej głowie.

„Przechodzę na dietę? Nie tym razem!

Przestańmy traktować siebie w sposób tak małocząsteczkowy i mało perspektywiczny! Zacznijmy patrzeć na siebie przez pryzmat kolejnych, długich dziesięcioleci naszego życia. Starajmy się wprowadzać zdrowe nawyki i stopniowe zmiany prowadzące do tych większych. Nie musimy wcale eliminować żadnej grupy produktów, jeśli nie mamy ku temu żadnych przeciwwskazań zdrowotnych czy etycznych. Wystarczy ich delikatne ograniczenie. Świadome pozbawianie się w życiu przyjemności, bez jakiejkolwiek konkretnej argumentacji takiego działania, może prowadzić do zaburzeń odżywiania, w które o wiele łatwiej jest „wejść” niż „wyjść”.  

Pamiętajmy proszę, że zdrowe odżywianie to sposób na życie. Nie coś występujące obok niego, ale jedna z jego części. Składowych je tworzących. Nie próbujmy więc rozgraniczać naszego sposobu żywienia z życiem, bo to zawsze źle się kończy. Rozczarowanie z powodu rezygnacji z postawionych sobie celów, w tym wypadku jest najłaskawszą karą za nasze błędne zachowanie.

Zawsze starajmy się dopasować styl naszego odżywiania do naszego życia. Nigdy nie na odwrót, bo rodzi to poważne komplikacje na podłożu towarzyskim, społecznym oraz emocjonalnym.

Zrozummy proszę, że to jest piękny akt, który możemy wyrządzić naszemu ciału. Zmiana sposobu życia na zdrowszy i rozpoczęcie regularnej aktywności fizycznej, potrafią otworzyć w naszym umyśle wiele furtek. Drzwi, które do tej pory pozostawały zamknięte i zupełnie dla nas niedostępne. To jest niewyobrażalna moc, jaką niesie za sobą zmiana z pozoru tak codziennego i błahego czynnika, jakim jest sposób żywienia. Nagle cały świat przedstawia się nam w zupełnie odmiennych kolorach, a my sami, patrzymy na siebie inaczej

Lepiej.

Jednak zanim do tego dojdzie, odpowiedzmy sobie na jedno, bardzo ważne i kluczowe pytanie. Bez niego, wyżej opisany proces nigdy nie będzie miał miejsca w naszym życiu.

„Czy styl żywienia, na jaki się świadomie decyduję, umożliwi mi, pozostanie na nim do końca mojego życia?”.

Niestety nie miałem jeszcze okazji zobaczyć, tego niewątpliwie wybitnego dzieła kinematografii. Będzie więc to artykuł bardziej o pewnym zjawisku, towarzyszącym tego typu produkcjom, niż o samym filmie. Spór o Kobiety Mafii wybrzmiewa w internecie z ogromną siłą, myślę że warto się wypowiedzieć.

Moje zdanie na temat takiego kina jest niezmienne od dawna. Nie uważam tego za filmy, tylko zbiór skeczy i gagów, coś na kształt wysoko budżetowego kabaretu. Po latach przestały mnie śmieszyć żarty i zabiegi stosowane przy okazji tworzenia tych “komedii”. Jeśli dorzucimy do tego próby poruszania ważnych kwestii społecznych, albo stwierdzenia ,że są to filmy oparte na faktach to dostajemy coś co jest dla mnie totalnie niestrawne. Po reżyserze widzę , że Kobiety Mafii wpiszą się dokładnie w te schematy, więc odpuszczam wizytę w kinie.

Kobiety Mafii

http://www.gala.pl

Ale czy to źle, że takie filmy powstają? I do tego zapełniają sale? Wręcz przeciwnie. Im więcej producenci i właściciele kin zarobią na prostych, często wręcz głupkowatych produkcjach, tym więcej będą mogli stracić na tych ambitnych. Najprościej rzecz ujmując. Gdybym z kumplami nie chrupał popcornu na każdym blockbusterze zarabiającym po miliardzie. To nie ma opcji, żeby wyznawcy ambitnego kina mogli sobie podziwiać piękne widoczki i scenariusz w Blade Runnerze, który nie zarobił nic. Kobiety Mafii zarabiają krocie i nie mam z tym najmniejszego problemu. Nie chciałbym też nikogo obrazić!  Jeśli podobają Ci się filmy Patryka Vegi, to może odnalazłeś w nich coś czego ja nie dostrzegam.

Więc wszystkim internetowym krzykaczom i obrońcom jedynego właściwego kina proponuję zostawić klawiaturę i telefon w domu, po czym pędzić na “3 billboardy za Ebbing, Missouri” .

A po powrocie podziękować na fb tym 700 tys. ludzi, którzy poszli na Kobiety Mafii, bo dzięki nim możemy mieć przynajmniej ten jeden seans dziennie oscarowego kina w naszym mieście i zobaczyć prawdziwe dzieło sztuki. Tylko błagam nie chrupcie niczego na tym filmie, pozwólcie ludziom wczuć się w klimat.

Prezes i CEO JPMorgan Chase, Jamie Dimon zmienia front i przewiduje rządowe kryptowaluty.

Ten, który jakiś czas temu określił Bitcoin jako fraud i scam zmienił jednak swoją opinię na ten temat.

Jamie w ekskluzywnym wywiadzie dla Fox Business powiedział, że “żałuje”, swoich wrześniowych komentarzy, choć nie skupia zbyt wiele uwagi na samym BTC.

“Bitcoin był dla mnie zawsze tym, co rządy państw będą mocno odczuwać. Jest tak ponieważ jego skala jest coraz większa i ma coraz większe znaczenie. A ja zazwyczaj mam po prostu inną opinię niż większość”.

Choć ciężko dokładnie wywnioskować co Dimon chciał przez to powiedzieć, można uznać, iż chodzi mu o plan przejęcia kontroli nad kryptowalutami poprzez rządy.

jamie dimon jp morgan chase ceo Rządowe kryptowaluty

Źródło: CNBC.com

W 2015 roku Jamie był dużo bardziej stanowczy mówiąc:

“To moja osobista opinia. Na świecie nie będzie prawdziwej waluty bez kontroli, rządy na to nie pozwolą.”

W obecnym wywiadzie CEO JPMorgan Chase nadal uważał, że powstanie coś w stylu “Krypto Jena i Dolara”, dzięki czemu rządy państw będą mogły kontrolować kierunek rozwoju rynku.

Na koniec wywiadu dla Fox Dimon oznajmił krótko:

“The Blockchain is real” *(Blockchain jest prawdziwy)

Rządowe kryptowaluty

W 2017 roku wiele obecnych rządów na całym świecie ogłosiło, że rozważają wprowadzenie krajowej waluty cyfrowej. Jednym z nich jest Wenezuela, o czym pisaliśmy Wam kilka dni temu na Zarobek w Sieci.

bitcoin-dollar-crypto

Źródło: Pixabay.com

W tej chwili Bitcoin jest w fazie korekty. Jednak tego typu newsy oraz fakt, że większość ostatnio zajmowanych pozycji na giełdzie w Chicago to Long Contracts może oznaczać, iż szykuje nam się powrót dominacji Króla na rynku. Tutaj realia zmieniają się z dnia na dzień, jednak nic nie dzieje się bez przyczyny.

Źródło: Fox Business

#kolejne artykuły