IIFYM, czyli dieta inna niż wszystkie. | worldmaster.pl
#

Ku rozpaczy wielu młodych adeptów sportów sylwetkowych – czasy Arnolda Schwarzeneggera odeszły w zapomnienie. Wraz z nim, do historii przeszedł mityczny, „kulturystyczny” kurczak z ryżem oraz brokułami. Jednak nie ma powodów do płaczu! Otrzyjmy łzy, bo z pomocą przyszedł nam niezastąpiony IIFYM, czyli Flexible Diet!

Dla entuzjastów i fanatyków rygorystycznych diet, niedopuszczających do siebie jakichkolwiek odstępstw w postaci produktów mniej wartościowych, tekst ten może być pewnym szokiem. Prawdopodobnie będzie stanowił barierę w ich postrzeganiu kształtowania sylwetki. Mam jednak ogromną nadzieję, że nie zamykają się oni na nowe informacje. Liczę, że z przyjemnością zapoznają się z tekstem, przygotowanym specjalnie dla nich. Jednak nawet Wy, którzy już teraz domyślacie się, co mam na myśli, możecie zdobyć cenne informacje! Wystarczy poświęcić kilka minut na przeczytanie moich słów i zmienić swój sposób postrzegania sposobu żywienia, prowadzącego do osiągnięcia trwałych rezultatów.

Arnold Schwarzenegger

Źródło: Budujmase.pl

W czasach, kiedy swoje największe sylwetkowe sukcesy, święciły takie ikony kulturystyki jak Arnold Schwarzenegger, Frank Zane czy Franco Columbu, zapanowało legendarne przekonanie. Zakładało ono, że jedyną słuszną drogą do osiągnięcia wymarzonej sylwetki jest zoptymalizowanie swojego żywienia, poprzez spożywanie wyłącznie produktów powszechnie uznanych za zdrowe oraz wartościowe. Lata te nazwano „złotą erą kulturystyki”. Do dziś, przez wielu specjalistów oraz pasjonatów sportów sylwetkowych, ciała ówczesnych gwiazd uważane są za wzory do naśladowania. Niejednokrotnie młodzi adepci wzdychają do fotografii Arnolda, Serge Nubreta czy Lou Ferrigno, marząc o osiągnięciu ciała swoich idoli. Nie podlega wątpliwości fakt, że na długie lata, przyjęliśmy właśnie te schematy żywieniowe, które stosowały wyżej wymienione osoby. To naturalne, że chcieliśmy naśladować zachowania i nawyki tych, którymi sami chcieliśmy się stać w przyszłości. Dlatego więc próbowaliśmy jeść jak Arnold, pić jak Arnold, spać jak Arnold i żyć jak Arnold.

Trwało to dość długi czas, gdzie nie wyobrażano sobie, że klasycznego „kulturystycznego” kurczaka z ryżem oraz brokułem może zastąpić cokolwiek innego. Przecież, kto mógłby porwać się na tak haniebny czyn i sprofanować legendarny Graal kulturystyki!?

Narodziny IIFYM.

Eric Koenreich, znany również szerszej ze swojego pseudonimu ringowego jako Eric Stevens to były amerykański zapaśnik. Stał  się on ojcem elastycznego podejścia do żywienia stojącego w opozycji do schematów stosowanych dotychczas. To on jako pierwszy zburzył legendę „czystego jedzenia”, jako jedynej drogi, do osiągnięcia celów sylwetkowych.

IIFYM to skrót od angielskich słów: „If It Fit Your Macros”. W tłumaczeniu na nasz ojczysty język oznacza: „Jeśli pasuje do Twoich makroskładników”. Początkowo były one używane na jednym z angielskich forów, właśnie przez Erica Koenreicha. Stosował go w celu udzielenia odpowiedzi na ciągłe i nużące pytania, które był bliźniaczo podobne. Brzmiały one: „Czy mogę zjeść XYZ, jeśli chce przytyć/schudnąć?”. Z biegiem czasu, skrót ten przerodził się w prawdziwy schemat żywieniowy, propagowany z tak wielką lubością przez szerokie grono pasjonatów w obecnych czasach. Inną nazwą, którą można stosować wymiennie z przytoczonym już skrótem, jest zwrot: „Flexible Diet”. W swobodnym tłumaczeniu oznacza on elastyczne podejście do kwestii żywienia.

iifym

Aby zobrazować, jak bardzo rewolucyjna była to koncepcja warto uświadomić sobie, na czym tak naprawdę polega cała idea IIFYM. Pierwotnie zakładała ona, iż w naszej codziennej diecie, powinno znaleźć się także miejsce na produkty uchodzące za mniej wartościowe. Założenie to opierało się na przywiązywaniu uwagi, przede wszystkim do kalorii oraz makroskładników. Wiemy już doskonale, że takie twierdzenie jest absolutną prawdą oraz podstawą jakichkolwiek działań. Z tego więc powodu, wszelkie tzw. „produkty rekreacyjne” nie do końca wpisujące się w kanon, chociażby czasów Arnolda, mogły zostać swobodnie włączone w codzienny jadłospis.

Niepoprawne skrajności.

Niestety z upływem czasu i w tej materii pojawiły się pewne skrajności, które nie do końca odzwierciedlały pierwotny zamysł Koenreicha. Początkowo idea IIFYM powstała, aby zaprezentować całemu światu, że wcale nie trzeba nieustannie trzymać rygorystycznej diety, aby osiągnąć sukces sylwetkowy. Jednak po pewnym czasie, coraz częściej dało się słyszeć głosy wielu osób, które wręcz szczyciły się faktem, iż jedzą praktycznie same mało wartościowe produkty, a ich sylwetka nadal się poprawia. Naturalnie, zyskały one sobie wielkie rzesze fanów. Trudno się temu dziwić. W końcu kto z nas nie chciałby jeść codziennie słodyczy czy fast-foodów i nadal realizować swój plan sylwetkowy? Ponadto, nam – ludziom, bardzo podobają się rzeczy nowe, które odbiegają od dotychczas przyjętych norm. Z tego więc powodu, błędna koncepcja IIFYM, opierająca się na jedzeniu w większości przetworzonych produktów, zaczęła zdobywać świat. Na nasze szczęście, na całym globie, działa szerokie grono ekspertów i ludzi rozsądnych, którzy sukcesywnie i skutecznie tłumaczą, czym w istocie jest Flexible Diet.

Najzdrowsza forma żywieniowa?

W rzeczywistości, schemat ten, jest według mnie i wielu uznanych osobistości w świecie dietetyki (m.in. przez Layne’a Nortona), jedną z najlepszych metod prowadzących do świetnej sylwetki oraz dobrego zdrowia. Zbyt często skupiamy się na tym, aby być perfekcyjnymi w tym, co robimy. Chcemy jeść tylko i wyłącznie zdrowe produkty zapominając, że w realnym świecie nie jest to możliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie czasu. To właśnie czas jest naszym największym sprzymierzeńcem, ale także i wrogiem.

Badania pokazują, że w 90% przypadków, osoby odchudzające się po pewnym czasie wracają do swojej dawnej wagi, a nawet przekraczają jej wartość początkową! To przerażająca informacja. Nie oznacza ona jednak, że już na samym początku przygody ze zmianą nawyków żywieniowych, stoimy na przegranej pozycji. Wystarczy uzmysłowić sobie, że jakiekolwiek nasze działania, muszą być podejmowane z myślą o reszcie naszego życia, a nie kolejnych tygodni. Dlatego IIFYM jest tak skuteczny.

W procesie kształtowania sylwetki wcale nie chodzi o perfekcyjność, ale o konsekwencje i systematyczność. Wielokrotnie podkreślałem, że o wiele lepszą opcją jest posiadanie mniej idealnego planu, ale wykonywanie go regularnie oraz sukcesywnie. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem,  że z czysto logicznego punktu widzenia, o wiele łatwiej będzie nam zmienić swoje nawyki żywieniowe, gdy w planie znajdą się produkty mniej wartościowe o większej smakowitości, aniżeli wyłącznie te pojęte za „zdrowe”. Nie przeżyjemy szoku wywołanego nagłą rewolucją jadłospisu, a przejście do zdrowych nawyków będzie płynniejsze. Nie eliminujmy konkretnego produktu bez konkretnych przyczyn, ale po prostu go ograniczmy na rzecz żywności bardziej wartościowej.

Flexible Diet daje poczucie „normalności”.

Mamy tę pewność, że w każdym momencie naszego życia, możemy zdecydować się na wyjście do kina z ukochaną osobą. Rodzinne spotkania nagle przestają być problematyczne, bo okazuje się, że możemy zjeść to, co zaserwuje nam babcia. Wystarczy uwzględnić to w swojej dziennej kaloryczności oraz makroskładnikach. Jakże wielką swobodę i wolność, ofiaruje nam ten schemat. Wszelkie ograniczenia znikają, a my w końcu, przestajemy dzielić pokarm na „zły” i „dobry”.

flexible diet

Osoby, których zapotrzebowanie kaloryczne jest wyższe, będą mogły pozwolić sobie na większy udział produktów rekreacyjnych w swoim jadłospisie. Bierze się to głównie z faktu, iż dzięki większemu zapotrzebowaniu, mogą one bez większych problemów dostarczyć sobie odpowiednią dawkę mikroelementów z części swojego budżetu kalorycznego.

Niepotrzebne kontrowersje.

Kwestia mikroelementów budzi wielkie kontrowersje w tej materii. Przeciwnicy elastycznego podejścia do diety, argumentują swoje stanowisko, niedostatecznym przyjęciem wraz z pokarmem cennych witamin, minerałów i błonnika. W pewnym stopniu mają oni rację. Jednak tylko w odniesieniu do osób, które wykorzystują ten model żywieniowy, aby móc bez karnie opychać się przetworzoną i niskowartościową żywnością.

Jednak, gdy mamy do czynienia z jednostkami świadomymi odpowiedniego podejścia do spożywanej żywności, ich argumentacja traci sens. Produkty mało wartościowe, w takim przypadku stanowią zwykle od 10 do 20% dziennej lub tygodniowej puli kalorii. Jest to wystarczająca ilość do tego, aby dostarczyć sobie wszystkich cennych mikroelementów, a także cieszyć się z życia, poprzez nie ograniczanie się do wybranej grupy produktów, uznanych za wartościowe. Ponadto istnieją badania, w których jasno udowodniono, że to osoby przebywające na restrykcyjnej diecie, miały w swoim organizmie więcej niedoborów, niż te podchodzące do jedzenia w sposób elastyczny. Ma to swoje uzasadnienie w fakcie, iż restrykcje, ograniczają pewną pulę produktów. Prowadzi to natomiast do niedoborów witamin lub minerałów, których źródłami są wykluczone produkty.

Miejmy jednak na uwadze, że Flexible Diet nie jest pretekstem do jedzenia żywności w większości przetworzonej. Być może w kwestii sylwetki taki sposób myślenia mógłby się sprawdzić, to jednak w kontekście zdrowia ponosi on całkowite fiasko. Pamiętajmy, że IIFYM powstał po to, aby chronić zdrowie. Nie tylko to fizyczne, ale głównie psychiczne. Wszelkiego rodzaju zaburzenia odżywiania i obsesja na punkcie zdrowej żywności, biorą się właśnie ze zbyt restrykcyjnych diet. Elastyczne podejście w tej materii rozwiązuje te problemy i nie dopuszcza ich do głosu.

Życiowy ład, dzięki elastycznemu podejściu do kwestii żywienia.

IIFYM powstał z myślą o zachowaniu harmonii w swoim życiu. Pozostaniu przy zdrowym rozsądku i dozie umiaru w swoich żywieniowych wyborach. Wiemy doskonale, że nie tyjemy od konkretnego produktu, ale od nadmiaru spożywanej energii. Właśnie na tym opiera się cała koncepcja Flexible Diet. Na nie rezygnowaniu z tego, co dobre i jak najbardziej stworzone dla nas – ludzi, ale cieszeniu się życiem i niepozbawianiu się przyjemności, a przy tym – realizowaniu swoich sylwetkowych celów. Każdy z nas powinien dostosować udział produktów rekreacyjnych w swojej diecie, do własnych potrzeb i głównie  do stanu swojego zdrowia.

Zdrowie jest wartością nadrzędną w stosunku do jakiegokolwiek innego aspektu naszych działań. Dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy zadbać właśnie o nie. Poprawnie wprowadzony w życie model żywieniowy IIFYM, może doprowadzić je do dobrego poziomu i zaprowadzić prawdziwą harmonię w naszym życiu. Kluczem do osiągnięcia tego stanu jest zdrowy rozsądek oraz umiar, w ustalaniu umownych proporcji między produktami wartościowymi oraz mniej wartościowymi. Jakakolwiek skrajność, w którąkolwiek ze stron, może prowadzić do pogorszenia naszego stanu. Zarówno w kontekście fizycznym, jak i psychicznym.

Co, jeśli powiedziałbym, że Twoje nieustanne podjadanie słodkości, nie powoduje wcale Twoja słaba siła woli? Co, jeśli za Twoje niekontrolowane tycie, odpowiedzialna jest nuda i brak zajęcia? Co, jeżeli to właśnie nadmiar wolnego czasu, stoi za Twoimi problemami i niechcianymi kilogramami? Co wtedy?

Ciągłe trzymanie się wyznaczonego wcześniej kursu, wydaje się rzeczą niemożliwą do zrealizowania. Na każdym kroku jesteśmy zasypywani pokusami oraz zachętami ze strony przedmiotów lub osób, próbujących nas w mniej lub bardziej świadomy sposób, odwieść od założonego celu. Jesteśmy tylko ludźmi i niejako w naszą naturę wpisana jest słabość. Nie istnieje nikt, kogo droga do sukcesu byłaby pozbawiona porażek, licznych zakrętów czy objazdów, tak często prowadzących w przeciwną stronę, aniżeli kres naszej podróży. Pomimo najszczerszych chęci, niezachwianej pewności siebie i silnej motywacji, prędzej czy później zboczymy z obranej ścieżki i ulegniemy pokusom, oferowanym nam przez uroki życia. Dlatego już na samym początku, powinniśmy wyzbyć się mitologizowania marzeń o wiecznych sukcesach, pogodzić się z możliwością pojawienia się pewnych trudności oraz przygotować się na ich spotkanie.

(Nie)zaskakujące źródła, Twoich problemów z wagą ciała.

W procesie kształtowania sylwetki porażki przychodzą częściej niż gdziekolwiek indziej. Przyczyny tego zjawiska upatrywałbym w fakcie, że takie działanie wymaga niejako ciągłej kontroli nad własnymi poczynaniami. A jak wiadomo – z tym bywa różnie i nie rzadko to umysł kontroluje nas, a nie my jego. Wystarczy odrobina zmęczenia, z pozoru nic nieznacząca sugestia ze strony bliskiej osoby czy wręcz symboliczna, negatywna myśl w naszej głowie, aby skutecznie zboczyć z obranej drogi do sukcesu.

Podłoże występowania tego zjawiska jest różnorodne i bardzo mnogie. Możemy doszukiwać się tutaj problemów z niewłaściwie ułożonym planem żywienia, opierającym się na zbyt niskiej podaży energii. Zbyt mała ilość snu, niewłaściwe nawodnienie organizmu czy nieodpowiednio zbilansowana dieta pod kątem doboru jakości produktów, to kolejne czynniki mogące mieć udział w naszych niepowodzeniach.

Poza czynnikami zewnętrznymi, źródeł naszych żywieniowych porażek należy szukać również w naszym wnętrzu. To tutaj upatrywałbym głównej przyczyny występowania jakichkolwiek niepowodzeń. Zaczynając od niewłaściwego nastawienia, nieodpowiednich relacji z jedzeniem, braku samoakceptacji oraz należytej cierpliwości, przez niewłaściwe obranie celów, na zwykłym lenistwie i braku samozaparcia kończąc.  Komponenty zewnętrzne możemy dość prosto zmienić. Jednak w przypadku naszego wnętrza, zadanie nie jest takie proste. Poprawne zdiagnozowanie podstaw naszego problemu, bardzo często nastręcza wielu niespodziewanych trudności.

Warto jednak pamiętać, że nawet w momencie poniesienia ogromnej klęski, na nic zda się jej nieustanne rozpamiętywanie.

Nie mamy już wpływu na to, co zaszło, ale mamy go na to, co nadejdzie. Dlatego podstawowym krokiem do poprawy swoich rezultatów i uniknięcia kolejnych niepowodzeń w przyszłości, jest umiejętność wyciągania wniosków i wdrażania ich w życie.

W czasach, gdy tak wielu ludzi jest zapracowanych i zajętych, nieustannie pragniemy posiadania choć trochę wolnej chwili tylko dla siebie. To normalne, że po ciężkim dniu jedyne, o czym marzymy to ciepła kąpiel. Brak wiecznego rozgardiaszu oraz krzyków, cierpiącego na nerwicę szefa to nasz tęskny cel. Jednak zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, że to właśnie ten element w wielu przypadkach, odpowiada za nasze niepowodzenia dietetyczne i łamanie wcześniej ustalonych schematów zdrowego odżywiania.

Nadmiar wolnego czasu prowadzi do zbyt dużego i niekontrolowanego spożycia kalorii.

niekontrolowane tycie

Nie zawsze dzieje się to w sposób bezpośredni, ale często jest to punkt zapoczątkowujący cały dalszy bieg zdarzeń, opierający się na jedzeniu ponadprogramowych produktów. Rzadko zdarza się, aby tylko ten czynnik miał wpływ na nasze późniejsze niepowodzenie. Zazwyczaj występuje on wraz z nieodpowiednim nastawieniem, zmęczeniem fizycznym czy negatywnymi myślami. Mimo wszystko nie ulega wątpliwości fakt, iż jest to zjawisko determinujące nieumiarkowane spożywanie pokarmów.

Gdy pracujemy lub jesteśmy skupieni na wykonywanym zadaniu, to raczej nie zdarza się, abyśmy w tym samym momencie coś podjadali, gryźli czy przeżuwali. Wykonywanie danej czynności pochłania nas do tego stopnia, że nie odczuwamy chęci na zjedzenie czegokolwiek. Co więcej, bardzo często nawet o tym nie myślimy! Zajęcie czymś umysłu oraz rąk to doskonałe narzędzie do walki z wiecznym, niekontrolowanym podjadaniem. Nieplanowane kalorie mogą zostać w ten sposób dość znacznie zredukowane, a tym samym problem braku sylwetkowych efektów, może zostać rozwiązany.

Zauważmy, że siedząc w biurze, nie cierpimy na nadmiar wolnego czasu, który moglibyśmy przeznaczyć na jedzenie. Z reguły pęd, w jaki wpadamy podczas kilku godzin pracy, skutecznie niweluje nasz głód. Nie twierdzę, że nie jedzenie niczego jest dobrym rozwiązaniem, ale prawdą jest, że bardzo często zapominamy, aby cokolwiek skonsumować. Doskonałym tego przykładem są dzieci. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że jeszcze w czasach podstawówki, rzadko jadałem w szkole. Nie dlatego, że nie miałem ku temu możliwości lub chęci, ale z powodu braku czasu. Każdy z nas doskonale wie, że przerwy w tym okresie to wielka frajda. Polega ona na zabawie w berka, chowanego czy innych, opierających się na bujnej i zaskakującej wyobraźni młodego pokolenia, grach. Wystarczyło jednak przekroczyć próg szkoły, skierować się domu, usiąść po intensywnym dniu biegania i…

Skonsumować wszystko w zasięgu wzroku.

Niekontrolowane tycie zaczyna się po wyjściu z pracy.

Nie generalizuje i nie uważam, że każdy doświadczył tego zjawiska na własnej skórze. Jednak to bardzo często spotykana praktyka, popełniania przez nas w sposób najczęściej nieświadomy. To samo tyczy się dorosłych, którzy opuszczają pracę. Dojmujące zmęczenie, połączone albo z negatywnymi myślami, albo wręcz przeciwnie – z euforią, może dać takie same efekty: „zasłużonego” pączka lub ulubionego batonika. Moment wyjścia z pracy to najtrudniejszy czas dla naszej silnej woli. Wtedy właśnie najczęściej porzucamy nasze plany. Nie dzieje się tak tylko dlatego, że posiadamy nieodpowiednie nastawienie. Przecież jeszcze chwilę wcześniej podczas pracy nie myśleliśmy nawet o zjedzeniu czegokolwiek. Chodzi tu wyłącznie o nagle pojawiający się nadmiar wolnego czasu. To on odgrywa kluczową rolę, nie tylko w tym obszarze naszego działania.

Jego zbyt duża ilość, w połączeniu z niewłaściwym przekonaniem, jakoby po dniu pracy „należało” nam się coś „wyjątkowego”, w dłuższej perspektywie daje frustracje z braku jakichkolwiek efektów sylwetkowych.

nadmiar wolnego czasu

Zwróćmy uwagę, że magiczne znikanie paczki ulubionych ciastek czy chipsów, najczęściej zdarza się podczas oglądania filmów. To nie przypadek, że właśnie w czasie, kiedy możemy pozwolić sobie na luksus obejrzenia odcinka ulubionego serialu, często zaniedbujemy wyznaczone wcześniej plany. W przykładzie tym objawia się kolejny szczegół omawianego problemu. Nadmiar wolnego czasu, nie ukazuje się tylko na podstawie leżenia i nic nierobienia. Aby skutecznie zahamować wiążący się z tym zjawiskiem proces podjadania i łamania własnych zasad, czynność którą wykonujemy, musi być na swój sposób konstruktywna i pochłaniająca nas w pewnym stopniu. Jak widać, choć oglądanie filmów to swego rodzaju zajęcie, to nie hamuje nas ono w zaprzestaniu spożywania nadmiernych ilości kalorii. Może temu zjawisku wręcz sprzyjać.

Jedzenie w wyniku nudy to nie mit, ale zatrważający fakt. Idealnie odzwierciedla on coraz częściej spotykaną prawidłowość, w której zanikającą praktyką staje się jedzenie w momencie pojawienia się uczucia głodu, a konsumowaniem według potrzeb umysłu.

Planuj, organizuj i przeciwdziałaj.

François Rabelais powiedział, że natura nie znosi próżni. Również nasz umysł tego nienawidzi. Mimo że nasze ciało pragnie często odpoczynku, to nasza głowa pragnie nieustannego zajęcia. Zadowoli się nawet niepohamowanym jedzeniem, które nie ma nic wspólnego z odczuwanym głodem.

Nadmiar wolnego czasu prowadzi do spożywania za dużej ilość kalorii, co w konsekwencji prowadzi do występowania otyłości. Trzeba się z tym faktem pogodzić, zaakceptować i próbować przeciwdziałać. Nie uważam, aby rzucanie się w ciągły wir pracy było rozwiązaniem skutecznym w dłuższej perspektywie czasu. Jednak odpowiednie wyznaczenie priorytetów, dobre zaplanowanie doby oraz umiejętne rozłożenie zadań w taki sposób, aby w ciągu dnia nie dopuścić do siebie uczucia nudy lub dezorganizacji, może być pożądanym narzędziem w walce z owym zjawiskiem. Lubimy żyć wygodnie i komfortowo, dlatego unikamy ponadprogramowych zajęć. Wolimy spędzić wieczór na kanapie przed telewizorem, zamiast na spacerze w świetle pięknego księżyca. Jestem sceptycznie nastawiony do wysuwania tezy, że w przypadku każdej osoby, nadmiar wolnego czasu prowadzi do zaniechania swoich planów. Nie zmienia to jednak istoty tego problemu, który jest źródłem nieszczęść wielu ludzi, starających się o lepszą sylwetkę czy uzyskanie odpowiedniej jakości życia.

Kończąc artykuł, chciałbym odnieść się słów irlandzkiego dramaturga, Bernarda Shawa. Jego aforyzm na temat szczęścia jest jedną z wielkich mądrości, którą powinniśmy kierować się w życiu:

„Sekret bycia nieszczęśliwym polega na posiadaniu wolnego czasu, który możemy poświęcić na zastanawianie się, czy jesteśmy szczęśliwi, czy też nie.”

To właśnie dzięki tym słowom, pojawiła się w mojej głowie pierwsza myśl, stająca się podwaliną skomponowanego przeze mnie tekstu. Dlatego poważnym niedomówieniem, byłoby zakończenie go w inny sposób, niż odpowiednie i dość przewrotne przekształcenie słów irlandzkiego prozaika:

„Sekret nieustannie rosnącej masy ciała, polega na posiadaniu wolnego czasu, który możemy poświęcić na podjadanie”. 

Wszystkie stopnie piramidy dietetycznej zostały uzupełnione. Zagadka została rozwiązana, a Ty drogi czytelniku, możesz przystąpić do działania, już teraz! Jednak należy jeszcze wspomnieć o jednym czynniku, scalającym wszystkie napisane wcześniej informacje. To nasze nawyki, zwyczaje oraz preferowany styl życia.

Punkt ten obejmuje wszystkie pozostałe piętra piramidy. Dlatego więc jest on najważniejszy. Ważniejszy od przyjmowanej energii, makroskładników czy czegokolwiek innego. Na pozór może wydawać się, że to tylko brednie. Czcze gadanie, niemające większego sensu i pozbawione jakichkolwiek konkretnych, cennych informacji. Jednak w rzeczywistości i w życiu każdego z nas, odgrywa on bardzo ważną rolę. Bez niego, nigdy nie będziemy w stanie zrealizować naszego celu.

Styl życia determinuje nasz końcowy, sylwetkowy sukces.

Na czynnik określany jako szeroko pojęty styl życia, składa się przede wszystkim jeden bardzo ważny aspekt. Wszelkie działania, jakie podejmiemy tracą swój sens, jeśli nie będziemy ich w stanie utrzymać przez długi czas w naszym życiu lub nawet podczas całego czasu jego trwania. Możemy mieć idealny plan dopasowany w każdym szczególe, ale jeśli nie będziemy go sukcesywnie realizować i znajdzie się on poza zasięgiem naszych możliwości, to na nic zda się jego perfekcja.

styl życia

Rozpatrując ewentualne drogi do osiągnięcia celu sylwetkowego zapominamy, jakie jest życie. To pełne niewiadomych i niepoznanych przez nas wypadków. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się jutro lub za miesiąc. Tym samym, musimy brać pod uwagę wszelkie zmienne, na które nie do końca mamy wpływ. Przykładem może być wyjście do kina czy rodzinna uroczystość. Jeśli jesteś w toku wielkich przygotowań do prestiżowych zawodów, to prawdopodobnie będziesz unikał takich okazji jak ognia. Jeśli jednak jesteś prostym człowiekiem, tak jak ja i wiele innych osób, które chcą zmienić coś w swoim życiu, to nie odmówisz sobie tej przyjemności. Nie powinno się jednak traktować tego jako wymówki do odejścia od planowanego postępowania i zaprzestania realizacji planu.

Przestań tworzyć chore żywieniowe nawyki! Po prostu żyj zdrowo!

Rozpatrywanie swojego planu żywieniowego w kategoriach „stosuję” i „nie stosuję”, może być prawdziwie szkodliwe. Buduje to niezdrowe relacje z otoczeniem oraz postrzeganiem „diety”. Nagle w naszej głowie dochodzi do głosu myśl, która raczy nas karcącymi komunikatami, gdy tylko zrobimy coś „poza planem”. To niezdrowe traktować swój plan jako jedynej i prawdziwej drogi do osiągnięcia celu, i z uporem się w niego zapatrywać. Eric Helms twórca omawianej piramidy trafnie to określił. Parafrazując jego słowa, zakomunikował, że osoby, które zamiast planowanego jabłka zjedzą banana, rozpatrują to w kategoriach wielkiej porażki, co w rezultacie może prowadzić do zjedzenia dużej pizzy z powodu rozpaczy. To być może dość zabawny i mocno przerysowany przykład, jednak zdarzający się naprawdę bardzo często w „dietetycznym” otoczeniu. Myślenie o swoim planie w systemie zero-jedynkowym jest bardzo niebezpieczne i pozbawia nas wszelkiej elastyczności w kontynuowaniu kształtowania sylwetki.

nawyki żywieniowe

Jakikolwiek brutalny podział jedzenia na „dobre” i „złe” prowadzi przede wszystkim do niezdrowych relacji z żywieniem. W konsekwencji może się to przełożyć na zaburzenia odżywiania. Tak naprawdę nie ma złej żywności. Każdy produkt przez nas spożywany, jest jedzeniem, które niesie ze sobą daną ilość energii. Różnica polega na jego składzie oraz wartości odżywczych, jakie nam przekazuje. Istotnym problemem nie jest zjedzenie słodkiej przekąski, ale fakt, że nie ma ona w sobie zbyt wielu cennych mikroelementów. Dlatego więc jest „zdrowa” żywność, ale nie ma „złej”. Można ją ewentualnie określić, jako „mniej zdrową”.

Produkty rekreacyjne również muszą mieć swój udział w planie żywienia. Rygorystyczny plan i idealnie rozpisana dieta prezentuje się naprawdę dobrze tylko na papierze lub ekranie komputerów. Rzeczywistość zawsze weryfikuje wszelkie idealizacje i pokazuje im, gdzie jest ich miejsce. Szczególnie my – amatorzy, entuzjaści zdrowego trybu życia i prawdziwi pasjonaci aktywności, nie musimy narzucać na siebie nadmiernych restrykcji! To zupełnie niepotrzebne działanie. Dlaczego mamy utrudniać sobie życie, które pomimo swojej wspaniałości i tak nie jest łatwe?

Kontrola postępów jest kluczem, do podejmowania świadomych decyzji.

Styl życia to również wszelkie narzędzia, za pomocą których możemy kontrolować postępy oraz sukcesywnie realizować kolejne kroki w drodze do naszego celu. Powinniśmy wziąć to pod uwagę podczas układania swojego planu. Waga kuchenna oraz ta do pomiaru masy ciała, już na samym początku może okazać się niezbędnym wyborem. Długopis i kartka lub elektroniczny dziennik do spisywania swojej wagi ciała i kontrolowania jej to również trafna pomoc. Koniecznym narzędziem mogą być również aplikacje na telefon, służące do zapisywania produktów, jakie spożywaliśmy i uzyskiwania odpowiedzi, ile w ten sposób energii przyjęliśmy.

Instrumenty te mogą okazać się bardzo pomocne w naszym działaniu i również powinno się je uwzględnić. Aby podkreślić wyższość stylu życia nad fundamentem piramidy, warto zwrócić uwagę na pewien ważny fakt. Możemy dość dobrze określić nasze dobowe zapotrzebowanie, ale bez odpowiednich narzędzi do kontrolowania ilości spożytej energii, informacja ta będzie zbędna. Nie będziemy umieć jej odpowiednio wykorzystać.

Bliscy mogą być nieocenionym wsparciem.

Wszelkie relacje z otoczeniem oraz kontakty z bliskimi to kwestia, na którą również należy zwrócić swoją uwagę. Nie bez powodu podaje się informacje świadczące o tym, że na długość naszego życia, ma również wpływ poczucia samotności. Im dłużej i bardziej ją odczuwamy, tym długość naszego życia może się skracać. Z praktycznego punktu widzenia, trudne do wyobrażenia jest funkcjonowanie na co dzień pośród ludzi, którzy nas nie rozumieją i z którymi nie możemy się odnaleźć wspólnych tematów do rozmów. Budzi to niezdrowe relacje, prowadzi do wycofania się, izolacji, a nawet chorób psychicznych.

Jestem daleki od twierdzenia, że powinniśmy dążyć do zaspokojenia potrzeb bliskich, gdyż jest to dość ryzykowne podejście. Jednak próba porozumienia się z nimi i wytłumaczenia im na czym polega to, czym się zajmujemy i do czego dążymy, może okazać się prawdziwym rozwiązaniem naszych problemów. Wsparcie ze strony bliskich osób potrafi być nieocenionym narzędziem, w dążeniu do zdrowej i pięknej sylwetki oraz spełnionego życia.

Wszystko, co robimy, musi uwzględniać to, jak żyjemy.

Wobec tego stwierdzenia traci swoje znaczenie każdy stopień piramidy, którą tak doskonale już poznaliście. Na nic zda się wyliczanie zapotrzebowania kalorycznego, ustalanie podziału makroskładników, podaż mikroelementów, częstotliwość spożywanych posiłków i ewentualna suplementacja, gdy zapomnimy o naszym życiu. Nie jesteśmy zawodowcami. Nie musimy wybierać między rodziną a sukcesami. Śmiem twierdzić, że nawet w ich przypadku, da się to pogodzić. Pamiętajmy, że nasze wszelkie dietetyczne oraz treningowe działania, to dodatek do naszego życia. Jego przyjemna, czasami trudna i męcząca, ale na pewno satysfakcjonująca część. Niesamowita podróż, ale nie katorga, męka i ciągły reżim.

zwyczaje

Styl życia, nasze nawyki oraz zwyczaje to główny faktor, determinujący czy uda nam się doprowadzić do końca projekt, którego się podjęliśmy.

Jeśli nie zdołamy dopasować naszego planu żywieniowego i treningowego do naszej codzienności oraz wszelkich zmiennych w niej zachodzących, to cały plan nadaje się do kosza. Nawet jeśli jest on pozornie idealny.

Uwzględniajmy w swoim planie wszelkie niespodziewane sytuacje. Nie bądźmy przesadnie skrupulatni i nie liczmy wszystkiego, co spożywamy, co do grama. Nie frustrujmy się, gdy z końcem dnia, „cyferki” nie będą zgadzać w naszym dzienniku żywieniowym. Dbajmy o bliskich i zwracajmy uwagę na to, co ważne. Być może wyjście z rodziną na miasto to najlepsze, co Cię spotka tego dnia? Dlaczego więc masz sobie tego odmawiać z powodu Twojej diety? Zawsze istnieje jakaś alternatywa. Ten świat nie jest zero-jedynkowy. Jedzenie w restauracji, nie oznacza łamanie planu. Twój plan powinien to uwzględniać. Nie traktuj tego jednak jako wymówki do ciągłych odstępstw i nieprzestrzegania swojej własnej drogi.

Krótkoterminowe patrzenie na siebie to najgorsze, co może nas spotkać. Unikajmy tego. Zawsze stawiajmy siebie i swoje działania w perspektywie kolejnych lat, a nawet całego swojego życia. Niech każdy dzień prowadzi nas do wielkich rzeczy, które możemy osiągnąć w przyszłości. Niech te małe kroki determinują osiągnięty szczyt za jakiś czas. Planujmy, bądźmy cierpliwi i sukcesywnie zbliżajmy się do swoich celów w pełni zdrowia.

To jest właśnie styl życia. Zdrowy, rozsądny i prowadzący nas do spełniania najskrytszych marzeń.

Suplementy diety to tylko malutki odsetek końcowego sukcesu. Jednak w umysłach wielu osób ćwiczących, szczególnie tych początkujących – podstawa działania i zbawienny „lek” na problemy z sylwetką oraz zdrowiem. Wybaczcie, że zepsuje Wasze piękne sny, ale sama suplementacja nie zrobi z Was greckich Adonisów. Zdecydowanie zbyt często skupiamy się na czymś, co jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zapominamy o podstawach, a zwracamy dużą część swojej uwagi na rzecz, która ma niewielki wpływ na nasz sukces. Suplementy diety są tego idealnym przykładem.

Na samym początku warto dokonać swobodnego i umownego podziału suplementów. Można wśród nich wyszczególnić te, które zawierają w sobie witaminy oraz minerały, których działanie ma uzupełnić niedobory mikroelementów w naszej diecie. Drugą grupą, są suplementy mające rzekomo przyspieszyć proces dążenia do upragnionej sylwetki lub pożądanego wyniku w sporcie.

Suplementy diety = dobre zdrowie? Nie do końca…

Wokół wszelkich preparatów witaminowych oraz zawierających minerały, nie narosło jeszcze aż tak wiele mitów. Być może bierze się z to faktu, iż producenci nie potrafią omamić nas do tego stopnia, aby udowodnić, że mają one istotny wpływ na naszą sylwetkę.

Osoby odżywiające się w sposób zdrowy i zróżnicowany, których kaloryczność diety wynosi około 2000 kalorii lub więcej, w większości przypadków nie powinny obawiać się o niedobory witaminowe oraz minerałowe. Właśnie tę wartość ogólnie przyjęto jako energię, poprzez którą możemy dostarczyć sobie wszelkich niezbędnych składników odżywczych. Warto powiedzieć, iż tak naprawdę wszelka suplementacja tego rodzaju, może być pozbawiona sensu. Szczególnie w sytuacjach, gdy nie mamy stwierdzonych żadnych niedoborów, a nasz plan żywienia, nie wyklucza żadnej konkretnej grupy produktów. Dostarczanie „zapobiegawczo” jakiejkolwiek witaminy mija się z celem. Przedawkowanie jej, prowadzące do hiperwitaminozy (nadmiaru danej witaminy) w rzeczywistości jest dość trudne, jednak nie wyklucza to faktu istnienia tego zjawiska.

suplementacja

Pozostaje również kwestia materialna. Dlaczego mielibyśmy wydawać pieniądze na tabletki zawierające kompleks witamin z grupy B, jeśli możemy po prostu zwiększyć spożycie jaj, mięsa, podrobów i produktów z pełnego ziarna? Nie zapominajmy, że witaminy lub minerały, dostarczane w tabletkach nie mają magicznych właściwości. Są takie same jak te w pożywieniu. Z tą różnicą, że za pokarm nie musimy dopłacać dodatkowej gotówki. Jest on w dodatku naturalniejszą formą przyjmowania tego typu substancji i niesie ze sobą określoną wartość odżywczą.

„Masa nie idzie? Kup nasz produkt!”

Suplementy diety z grupy drugiej to istna skarbnica mitów. Cudowne preparaty, reklamowane przez dużych, umięśnionych i odtłuszczonych mężczyzn.  Ma to rzekomo sugerować, że osiągnęli oni taką sylwetkę za pomocą produktu, który reklamują. W rzeczywistości dokonali tego za pomocą dobrego planu żywienia, treningu siłowego oraz nierzadko… sterydom. Skoro wszystkie cudowne reklamowane środki działają, to dlaczego wśród ludzi nadal postępuje otyłość, nadwaga oraz choroby związane z nadmierną masą ciała, zabijające każdego dnia mnóstwo istnień?  

Trzeba niszczyć bezczelny marketing wszelkich firm suplementacyjnych, żerujących na niewiedzy oraz naszych emocjach. W świecie idealnym potrzebowalibyśmy wszystkich reklamowanych preparatów. Suplementacja zaczynałby się od HMB, przez spalacze tłuszczu, na tzw. boosterach testosteronu kończąc. W rzeczywistości, udokumentowane realne działanie na nasze poczynania, ma tylko niewielka część z nich. Ponadto wiele z tych, których funkcjonowanie zostało potwierdzone, nie są nam potrzebne!

Nawet w przypadku chęci zakupu suplementów działających, których przykładem jest kreatyna, warto mieć się na baczności. Jesteśmy manipulowani na każdym kroku. Producenci prześcigają się w wymyślaniu, coraz to nowszych i rzekomo lepszych form tego preparatu. Substancji, której cena automatycznie zostaje mocno wywindowana w górę. Za tradycyjny monohydrat kreatyny, którego działanie jest potwierdzone, zapłacimy około dwukrotnie mniej, niż za rzekomą „ulepszoną” wersję tego suplementu, co nie ma udowodnienia w żadnym badaniu naukowym.

Również preparaty białkowe różnią się ceną oraz rzekomą jakością. Różnica w składzie między tradycyjnym Koncentratem Białka Serwatkowego (WPC) a Izolatem Białka tego samego pochodzenia (WPI) jest relatywnie niewielka, a w cenie już znaczna. Warto dodać, że wszelkie tego typu produkty, nie są niczym magicznym. To zwykłe białko, które dostarczamy sobie każdego dnia, z każdego innego źródła tego makroskładnika w naszej diecie. Jest ono łatwiej przyswajalne, ale tym samym bardziej przetworzone, dlatego nadmierne jego spożywanie nie jest wskazane.

Suplementacja – hit czy kit? To zależy!

Bardzo trudno jest opisać i wymienić wszelkie „za” oraz „przeciw” w przypadku każdego, znanego suplementu diety (prawdziwych zapaleńców tego tematu odsyłam do świetnego i niezawodnego źródła, gdzie znajdziecie wiele rzetelnych badań i opracowań poszczególnych suplementów). Może to świadczyć nie tylko o złożoności tematu, ale również o nadmiernym przesyceniu rynku tego produktami. Firmy suplementacyjne biorą udział w istnym „wyścigu szczurów”. Rywalizują w produkcji kolejnego zbawiennego i idiotycznego preparatu na nasze dolegliwości. Przykre jest, że stawiają one zyski i wpływy pieniężne, ponad faktycznym dobrem ludzkim.

Bardzo łatwo jest dotrzeć do naszej podświadomości i emocji. Stąd biorą się wszelkie reklamy i dlatego my sami, nieustannie napędzamy samo zarabiającą się maszynę. Suplementy diety to cudowny biznes z punktu widzenia zysków, ale mocno parszywy z punktu moralnego. Naturalnie nie wszystkie firmy działają w sposób opisany powyżej, ale ich zdecydowana większość zdążyła zbudować nie najlepszą opinię wokół siebie. Szczególnie pośród ludzi, którzy interesują się tym tematem i są ich świadomymi klientami.

suplementy diety

Trafna suplementacja, a w szczególności ta zalecona przez specjalistów, może nam realnie pomóc. Dlatego jestem daleki od wysuwania jednostronnych wniosków, świadczących o mojej całkowitej awersji do nich. Jestem wrogiem tego, co nie działa, ale entuzjastą suplementów działających i potrzebnych w danej sytuacji. Nie możemy demonizować całej tej „dziedziny”, ze względu na szeroką grupę fałszywych wymysłów wielkich koncernów.

Wielokrotnie zalecam korzystanie między innymi z preparatów zawierających witaminę D w okresie jesienno-zimowym, w którym mamy poważny niedostatek słońca – źródła, z którego owa witamina jest syntetyzowana. Również kwasy tłuszczowe omega-3 mogą być rewelacyjnym wyborem – szczególnie dla osób niespożywających odpowiedniej ilości tłustych ryb czy tłuszczów. Być może również suplementacja magnezem, może rozwiązać nasze problemy z częstymi skurczami, choć w tym przypadku problem może być bardziej złożony i dotyczyć na przykład gospodarki wodno-elektrolitowej organizmu. Monohydrat kreatyny oraz preparaty białkowe to także dwa produkty, które stosunkowo bez problemów mogą znaleźć się w naszym planie.

Bądź rozsądny i nie ulegaj emocjom.

Zawsze przed zakupem jakiegokolwiek produktu, warto odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy rzeczywiście tego potrzebuję i jakie mogę odnieść korzyści z jego stosowania?”. Szczera odpowiedź powinna uniemożliwić nam kupowanie czegokolwiek pod wpływem emocji lub panującej mody.

Jeśli trenujesz rekreacyjnie, jesz w przeważającej części zdrowo i różnorodnie, pamiętasz o podstawach żywienia oraz poprzednich stopniach piramidy, a Twoim celem jest poprawa swojej sylwetki, to tak naprawdę nie potrzebujesz żadnego suplementu diety. Być może jest to szok dla Wielu z was, ale właśnie tak wygląda rzeczywistość.

Twój pokarm jest Twoim najlepszym lekarstwem i suplementem. Nie potrzebujesz niczego innego, jeśli masz przy sobie odpowiednio zbilansowany plan żywieniowy. Właśnie to jest podstawą Twojego działania. Nie suplementy, nie – cudowne preparaty i żadne pigułki. Tylko żywność.

Nawet w przypadku suplementacji, która odpowiednio na Ciebie działa, jest to tylko niewielki procent końcowego i ewentualnego sukcesu. Pomóc nam może tylko niewielka grupa produktów znajdujących się na rynku. Jednak i w tym przypadku, ich skuteczność może być mocno podważona oraz zachwiana, gdy nie zadbamy w pierwszej kolejności o nasz jadłospis. Stosowanie suplementacji, nawet tej najlepszej, bez odpowiedniej i zbilansowanej diety, można porównać do próby wzniesienia piętra domu, bez parteru… Można próbować i mieć najlepsze intencje, ale nie dość, że jest to niewykonalne, to na dodatek pozbawionego jakiegokolwiek sensu.

Najpopularniejszym stwierdzeniem, kojarzącym się szerokiemu gronu osób ze zdrowym żywieniem, są częste posiłki spożywane w mniejszych porcjach. Nie ma w takim myśleniu niczego złego. Częstotliwość posiłków to jeden z czynników, odpowiadających za powodzenie naszych dietetycznych zmagań, ale na pewno nie ich podstawa.

Wokół popularnie nazywanego „timingu” jedzenia posiłków narosło wiele mitów oraz przesłanek, niemających swojego uzasadnienia w nauce. Od wielu lat wpajano nam do głów, że należy jeść częściej, ale mniej. Odpowiednio dużą częstotliwość posiłków, przedstawiano jako absolutną podstawę wszelkiego działania i czynnik niezbędny, do osiągnięcia rewelacyjnej sylwetki oraz niesamowitego zdrowia.

Częstotliwość posiłków – ważne, ale nie najważniejsze.

Ilość spożywanych posiłków w ciągu dnia to następny stopień piramidy stworzonej przez Erica Helms’a. Ten aspekt ma swoje znaczenie oraz zdecydowanie powinniśmy uwzględnić go w swoich działaniach, ale opieranie na nim, całego planu jest rozwiązaniem dość nierozsądnym. Dla naszej sylwetki nie będzie miało większego znaczenia, czy przyjmiemy tę samą ilość kalorii w trzech, czy sześciu posiłkach. Nasze ciało zareaguje identycznie. Albo schudniemy, albo przytyjemy, albo utrzymamy wagę.

częstotliwość posiłków

W doborze odpowiedniej ilości posiłków w ciągu dnia, powinniśmy kierować się przede wszystkim naszymi własnymi upodobaniami oraz możliwościami czasowymi. Jedzenie sześciu posiłków dziennie, będzie niemal niemożliwe do zrealizowania zapracowanej kobiecie, samotnie wychowującej dwójkę dzieci. Idąc tokiem myślenia entuzjastów mitycznych stwierdzeń, nie będzie ona w stanie nigdy poprawić swojej sylwetki.

Na podstawie wcześniejszych szczebli omawianej piramidy wiemy już, że to bilans energetyczny świadczy o tym, jak zachowuje się waga naszego ciała oraz wygląd sylwetki. Bez znaczenia pozostanie fakt, ile jemy posiłków w ciągu dnia, jeśli nie pilnujemy spożytej energii. Właśnie z tego powodu, tak absurdalne są słowa tych, którzy twierdzą, że odżywiają się zdrowo, a w rzeczywistości dbają tylko o częstotliwość posiłków. Zaczynają od szczegółów, zamiast skupić się na podstawach.

Dla zdecydowanej większości osób spożywanie od trzech do pięciu posiłków każdego dnia, będzie najlepszą oraz najrozsądniejszą opcją. Wszystko to, co znajduje się poniżej oraz powyżej tego przedziału, można uznać za pewne ekstremum. Jeśli jednak komukolwiek odpowiada spożywanie sześciu posiłków, to niech je spożywa, właśnie w takiej ilości. Podstawą jest tak zaplanować częstotliwość przyjmowania pokarmu, aby można było to utrzymać przez przynajmniej część swojego życia oraz móc normalnie funkcjonować. Nie jesteśmy zawodowcami, którzy muszą przestrzegać pór przyjmowanych pokarmów dość restrykcyjnie. Naszym głównym celem jest dostosowanie ilości posiłków, do naszego własnego rozkładu dnia.

Zbyt częste posiłki mogą być przyczyną Twoich niepowodzeń.

Słuchanie wszelkich internetowych mędrców, którzy skrupulatnie przedstawiają swój punkt widzenia, jako jedyny właściwy, może nieść za sobą pewne ryzyko. W pewnym stopniu jest to również przyczyna naszych niepowodzeń. Przeciętna kobieta potrzebuje około 2000 kalorii do utrzymania swojej wagi. W przypadku chęci jej zredukowania ta wartość będzie jeszcze niższa. Rozłożenie jej na sześć równych posiłków oznacza, że na każdy z nich przypadnie jej do spożycia około 300 kalorii! Dla porównania, sto gramów ryżu, to prawie 350 kalorii. Czy ktokolwiek z nas, wyobraża sobie, aby nasycić się tak nikłą ilością jedzenia!? To szaleństwo!

częste posiłki

W ten sposób, żaden posiłek nie wywoła u niej żadnej reakcji ze strony organizmu, świadczącej o uczuciu sytości. Nie tylko będzie nieustannie głodna, ale ciągłą myślą pojawiającą się w jej głowie będzie jedzenie. To kolejne ryzyko, które niesie za sobą nadmierna ilość posiłków. Wymaga to od nas nie lada planowania oraz organizacji. W takiej sytuacji, nasze myśli będą zaprzątnięte tym, co możemy zjeść na następny posiłek, zamiast na rzeczach istotnie ważnych.

Zwolennicy teorii częstych, ale małych posiłków, upatrują swojej szansy przeforsowania jej, w argumentacji opierającej się, o rzekomym przyspieszeniu metabolizmu. Podobno im częściej jemy, tym nieustannie „podkręcamy” pracę naszego organizmu do spalania tkanki tłuszczowej. Jednak proces ten, nigdy nie zajdzie, gdy nie będziemy przebywać w deficycie kalorycznym. Ponadto prawdą jest, że po każdym posiłku część przyjętej energii przeznaczona jest na potrzeby organizmu (efekt termiczny pożywienia, omawiany w pierwszej części ). Jednak wartość w ten sposób wydatkowanych kalorii, uzależniona jest od porcji spożytej energii. Im mniej zjemy, tym mniej kalorii wykorzysta nasz organizm. Im więcej kalorii przyjmiemy, tym większą porcję przygarnie do siebie nasze ciało, na własne potrzeby.

Zbyt częste posiłki, mogą również nie sprawdzić się u osób, które mają problemy związane ze zbyt wysokim poziomem cukru i insuliny we krwi oraz ich niewłaściwym zachowaniem po spożytym posiłku.

Regularność lepsza od częstotliwości.

Osoby chcące i próbujące zyskać masę mięśniową – trenujące siłowo, mogą odnieść największe korzyści, poprzez spożywanie wcześniej już wspomnianych, trzech, czterech lub pięciu posiłków. Ma to związek z regularnym przyjmowaniem porcji białka i tym samym, dostarczaniu podstawowego budulca do mięśni i ciągłym zwiększaniu syntezy protein w naszym ciele. Procesu, który jest jednym z podstawowych czynników odpowiadających za rozrost tkanki mięśniowej w sprzyjającym środowisku (trening siłowy, dodatni bilans kaloryczny).

Przede wszystkim należy zwrócić swoją uwagę  na ilość spożytej energii. Właśnie tam znajduje się źródło naszych sukcesów, jak i przyczyna porażek. Skupienie swojej uwagi, nie na częstotliwości przyjmowanych pokarmów, ale na ich regularności, może być lepszym rozwiązaniem. To właśnie w tym czynniku, upatrywałbym większych, potencjalnych korzyści. Rozkładanie swoich pokarmów w ciągu dnia tak, aby przerwa pomiędzy nimi była relatywnie równa i niepodjadanie między nimi to coś, czemu powinniśmy przyjrzeć się bardziej, aniżeli samej idei częstych posiłków.

Częstotliwość posiłków ma swoją istotną funkcję w planie żywieniowym. Nie da się ukryć, iż jest to czynnik ważny, który przy umiejętnym zastosowaniu, może okazać się naszym sprzymierzeńcem. Jednak idealizowanie go jest zachowaniem wysoce nierozsądnym. To nie on wpływa na wygląd naszej sylwetki, tylko bilans kaloryczny. Przynajmniej w sposób bezpośredni. Ilość spożywanych posiłków w ciągu dnia powinna być przede wszystkim dostosowana do naszych własnych potrzeb, uprawianej aktywności i wymagań, jakie stawia przed nami życie. Nie sztuką jest podążać za wątpliwymi ideologiami, ale sztuką jest dopasować to, co wiemy, do samych siebie i naszej własnej, pięknej rzeczywistości.

#kolejne artykuły