Kalorie z jednej strony pomagają, ale z drugiej potrafią zatruwać życie. Szczęście natomiast działa tylko na naszą korzyść. Jestem pewien, że gdybyś musiał wybierać, bez wątpienia wskazałbyś szczęście, drogi czytelniku! Dlaczego więc na co dzień, kiedy przyświeca Ci wizja szczuplejszego (lub po prostu jędrniejszego) ciała, nieustannie kontrolujesz kalorie, a zapominasz o własnym dobrostanie?
Licz na siebie, nie na kalorie.
Temat jest dość kontrowersyjny, ale wcale nie taki niejasny, jak mogłoby się wydawać. Dam już sobie spokój z omawianiem pojęć i tłumaczeniem zasady bilansu kalorycznego czy makroskładników. Napisałem się już o tym całkiem sporo. Tak więc – jak już wiecie (lub nie – wasza strata!) – kalorie w procesie kształtowania sylwetki są równie ważne, co bieganie w treningu biegacza. Absolutna podstawa! Odchudzanie przy dodatnim bilansie energetycznym jest niemożliwe. Tak samo jak tycie, przy ujemnym. Zakładając, że mówimy o osobie w pełni zdrowej.
Idąc dalej tym tropem wiele osób, stawiając na kształtowanie sylwetki, zaczyna od… Liczenia! Ile zjadłem na śniadanie, ile spożyłam na obiad i ile z dobowej puli zostało mi na kolacje. Całkiem proste, prawda? Oczywiście, że tak! Jeśli spojrzymy na ten proces wyłącznie z jednej perspektywy. Tej, która dotyczy idealnego świata bez porażek, ortoreksji i zaburzeń odżywiania…
Wróg, czy przyjaciel?
Kalorie to takie małe sprytne zwierzątko, które bardzo pomoże Ci osiągnąć lepsze ciało, ale jeśli podejdziesz do niego z nieodpowiedniej strony – zniszczy Twoje życie. Powiało grozą… Stephen King byłby dumny i zapewne dodałby do tego jeszcze jakąś czeluść piekieł, burzowe grzmoty, silny wiatr i złowrogi szum trawy…
Wracając!
Liczenie kalorii wydaje się bardzo rozsądną opcją. Z drugiej jednak strony wcale nie trzeba tego robić, aby cieszyć się efektami, o czym pisałem w TYM TEKŚCIE (miłego czytania!). W idealnym świecie kalorie grają z nami do tej samej bramki. W rzeczywistości jednak, kiedy nadmiernie się do nich przywiązujemy, może się okazać, że stajemy się ich niewolnikami.
Co mam na myśli?
Ważenie ziarenek ryżu, co do grama, aby kalorie przewidziane na obiad były idealnie dopasowane. Lęk przed zjedzeniem nadprogramowego jabłka, które nie mieści się w dziennym zapotrzebowaniu energetycznym. Niechęć przed jedzeniem na mieście i tym samym wychodzeniem z domu z braku wiedzy na temat spożywanych produktów. Brzmi znajomo? Mam nadzieję, że nie!
Efektem powyższych sytuacji mogą być zaburzenia odżywiania. W skrócie – coś, co skutecznie może zniszczyć Wam życie.
Zapomniane uczucia.
Będę się powtarzał, ale wiedzcie, że nie polecam Wam czegoś, czego sam nie stosuję… Podcasty są niesamowite. A dlaczego mówię o nich w tekście o kaloriach i szczęściu? Bo inspiracja do tego artykułu narodziła się, podczas ich słuchania. W podcaście Matta D’Avelli, którego gościem był Jordan Syatt (polecam obu Panów, bo przekazują dużo rzetelnej wiedzy!), padło stwierdzenie, że wszyscy śledzą kalorie, ale nikt nie śledzi szczęścia.
I coś w tym jest, prawda?
Gdy pochłania nas kształtowanie sylwetki, fiksujemy się tak bardzo na efekcie i cyferkach, że szczęście gdzieś ulatuje. W ogóle nie zwracamy na nie uwagi. Za to często popadamy w skrajności dotyczące kalorii. Nie zastanawiamy się, jak się czujemy albo dokładniej – co czujemy. W naszej głowie krąży tylko temat tego, ile zjedliśmy, co zjedliśmy, ile zostało nam kalorii i co możemy jeszcze zjeść.
Paranoja? Dla wielu rzeczywistość.
Szczęście zostaje zepchnięte na bok i uznane za czynnik, który przecież:
„Nie ma znaczenia w kontekście kształtowania sylwetki!”.
Tak sądzicie? W takim razie polecam robić cokolwiek przez dłuższy czas, będąc w beznadziejnym nastroju do działania. Kwestia pójścia na trening lub trzymania się żywieniowych założeń już nie będzie taka prosta!
Dlaczego szczęście jest pomijane?
Szczęście jest czynnikiem, którego mierzalność jest w zasadzie niemożliwa. To zapewne jeden z powodów, dla których mało kto zwraca na niego uwagę. O wiele łatwiej jest śledzić kalorie w aplikacji na telefon, gdzie podane są wszystkie potrzebne dane. Drugi powód dotyczy panujących trendów, odnoszących się do zagadnień motywacji. Żyjemy w świecie gloryfikującym drogę do sukcesu, która opiewa męką i cierpieniem. Im ciężej nam jest – tym lepiej, więc szczęście i dobrostan psychiczny jest postrzegany za „słabość”. Trzeci powód to nasza ludzka skłonność do pomijania emocji w toku życia. Ile razy w ciągu dnia, pytacie siebie: „Co czuję?”. A jak często zastanawiacie się, co zjecie na następny posiłek?
Widzicie? Tak to właśnie wygląda.
Wcale nie uważam, że kalorie i ich kontrola jest czymś niewłaściwym. Jak już wspominałem – nie musisz ich liczyć, aby osiągać efekty, ale liczenie spożywanej energii nie zawsze przecież musi prowadzić do czegoś złego! Wszystko zależy od Twojego podejścia. Niemniej jednak nie możemy dać się temu pochłonąć. Zapominanie o naszym samopoczuciu i nastroju, jaki odczuwamy w procesie kształtowania sylwetki, jest skrajną nieodpowiedzialnością. Jak chcecie osiągnąć ciało marzeń, jeśli działacie w sposób, jakby w życiu liczyły się wyłącznie kalorie?
Emocje i uczucia są równie ważne. Rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę, jak ogromną rolę odgrywają one w naszym życiu i jak bardzo determinują nasze zachowanie. Zapytaj sam siebie, dlaczego czytasz właśnie teraz ten tekst? Co spowodowało, że postanowiłeś akurat w tym momencie przeczytać moje słowa?
Kształtowanie sylwetki to coś więcej niż kilka cyferek.
Kontrola szczęścia nie jest łatwa, ale możliwa! Wystarczy nieco większa doza świadomości i działania w kontekście kształtowania sylwetki. Pytajcie siebie regularnie, JAK się czujecie i CO czujecie w danej chwili. Odczytujcie i zwracajcie uwagę na wszelkie sygnały, jakie wysyła Wam organizm. Jeśli zawsze budzicie się rano bez problemu z uśmiechem na ustach, a nagle przychodzi dzień, w którym ledwo możecie otworzyć oczy i od samego patrzenia na rzeczywistość, macie ochotę komuś przyłożyć, to warto się zastanowić, co się dzieje i co zrobić, aby temu zaradzić. Będąc w temacie kalorii, mogę powiedzieć, że trzymanie tego dnia głębokiego deficytu kalorycznego, może nie być najlepszym pomysłem. Także dla Waszych bliskich…
Nie bądźcie bezemocjonalnymi robotami, bo nie po to dano nam takie możliwości, abyśmy teraz wykorzystywali je wyłącznie do wklepywania paru wyrazów w aplikacje kontroli żywienia. Nie jedzcie mechanicznie. Pytajcie siebie, na co macie ochotę, a do czego musicie się zmuszać. Obserwujcie, jaki rodzaj ćwiczeń daje Wam szczęście, a co wywołuje odruch wymiotny. Możecie nawet oceniać swoje samopoczucie w skali od 1 do 10, jeśli już tak bardzo lubicie cyferki (ja lubię!). Wszystko jest kwestią preferencji.
Tym tekstem chcę Wam tylko pokazać, że kształtowanie sylwetki to coś więcej niż kalorie i parę cyferek. Pewnych rzeczy nie można przeskoczyć i jeśli wkurzył Was (delikatnie mówiąc!) chłopak, to choćby się waliło i paliło, to i tak zjecie tę pizzę, bo zwyczajnie tak jest urządzony ten świat!
Jakkolwiek teraz trochę sobie żartuję, nie zmienia to jednak faktu, że w naszym życiu jest wiele sytuacji, w których kalorie są tematem pobocznym! Myślmy więc i bądźmy świadomi swych stanów, jakie przeżywamy.
Śledź szczęście!
Można kontrolować zarówno szczęście, jak i kalorie – droga wolna. Nie zapominaj jednak, że kalorie to obusieczny miecz, a szczęście zawsze działa na Twoją korzyść. Fakt – czasami może zaślepiać, ale wtedy to raczej pochodna innych uczuć.
I teraz uwaga, bo wreszcie napiszę coś mądrego! Przynajmniej taką mam nadzieję!
Rezultat Twojej pracy nie zależy wcale od kalorii, ale od samopoczucia, którym będziesz dysponować podczas działania.
Tym przyjemnym akcentem zamykam ten tekst. Dziękuję za odwiedziny i poświęcony czas.
I pamiętajcie! Od dziś kontrolujemy szczęście!