Jeden z najbardziej przecenianych czynników, biorących udział w naszym żywieniowym działaniu. Zasadniczo… On nawet nie jest tam potrzebny! Oszukany posiłek, czyli jakże popularny i równie mocno gloryfikowany cheat meal, wcale nie jest tak cudowny, jak mogłoby się wydawać.
Bardzo częstym zabiegiem osób stających na starcie przygody z kształtowaniem sylwetki, nie jest wcale planowanie jadłospisu, treningu czy budowanie w sobie odpowiedniego nastawienia. Tak wyglądałaby rzeczywistość w świecie idealnym, pozbawionym problemów. Ogromnym nieporozumieniem i wysoce szkodliwym zachowaniem jest rozpoczynanie swojej sylwetkowej przygody od planowania cheat meal’a…
Cheat meal? Oszukujemy czy jesteśmy oszukiwani?
Średnio raz na tydzień wszelkiej maści fitnessowe konta w mediach społecznościowych, zalewa fala zdjęć ich roześmianych twarzy w otoczeniu pizzy, czekolady, pączków czy batoników. Jest to powtarzająca się czynność niemalże regularnie niczym powracające „To” w przerażającej powieści Stephena Kinga. W tym jednak przypadku nie jest to istota żerująca na Twoim życiu, ale nisko wartościowy pokarm, czyhający na Twoją sylwetkę.
Cheat meal to w szeroko pojętym rozumieniu nic innego jak oszukany posiłek. Czyli danie, w którym możemy zjeść to, na co tylko mamy ochotę i na co nie możemy sobie pozwolić w pozostałe dni dietetycznych działań. Zazwyczaj występuje on u osób odchudzających się przez określony czas, które spragnione są kawałka czekolady niczym zagubiony wędrowiec na pustyni, wody. Inną odmianą oszukanego posiłku jest oszukany dzień, czyli cheat day. Jak sama nazwa wskazuje, w takim przypadku można rzec: „Hulaj dusza, piekła nie ma!”. Czyli całkowita wolność w doborze zjadanych produktów oraz ich ilości.
Zwolennicy teorii oszukanych posiłków upatrują w takim zabiegu potencjalnych korzyści metabolicznych oraz hormonalnych. Twierdzą oni, że jeden posiłek lub nawet jeden dzień o zwiększonej kaloryczności, spowoduje „przyspieszenie metabolizmu” oraz podniesienie hormonów regulujących nasz apetyt. Związków, które podczas odchudzania są ona na naturalnie niższym niż zwykle poziomie.
Dobry zabieg dla głowy, ale nie dla ciała.
Niestety, muszę wszystkich rozczarować. Cheat meal, cheat day czy jakakolwiek odmiana „oszukiwania”, nie ma udokumentowanych korzyści w odniesieniu do aspektów metabolicznych naszego ciała. Również wskazywanie jakoby nasz układ hormonalny na tym korzystał, jest bardzo wątpliwym argumentem.
Oszukany posiłek to przede wszystkim świetny zabieg psychologiczny i tylko w tym aspekcie powinniśmy doszukiwać się jego potencjalnych korzyści. Po kilkunastodniowym ścisłym trzymaniu się wyznaczonego planu naturalne jest, że może brakować nam ulubionego dania lub kawałka ukochanego batonika. W celu poprawy własnego komfortu życia, polepszenia stanu jakości naszej psychiki i samopoczucia, oszukany posiłek może przynieść zamierzone rezultaty.
Wymyślone korzyści…
W odniesieniu do potencjalnych korzyści metabolicznych nie ma on żadnego uzasadnienia. Dopiero trzydniowe zaplanowane zwiększenie spożywanych kalorii, może przynieść wymierne rezultaty w ujęciu metabolicznym oraz hormonalnym. Dlatego o wiele lepszą opcją może okazać się tzw. „Refeed” lub „Diet Break”. Również upatrywanie zalet oszukanego posiłku w polepszaniu poziomu hormonów regulujących apetyt jest dość wątpliwe. Odwołując się do przypadków z życia zastanówmy się, jak często zdarza się i jak niewiele potrzeba, aby jeden mały cheat meal, przerodził się w cheat day, a następnie w jedno, wielkie szaleństwo jedzenia. To nie przypadek, że w wielu przypadkach osoby po skonsumowaniu dodatkowej, nieograniczonej ilości pokarmu, mają ogromne problemy z powrotem do swoich zdrowych nawyków żywieniowych.
Właśnie z tego powodu jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek odmiany „oszukiwania”, w którą z taką lubością zapatrzone jest całe środowisko fitness. Zazwyczaj występowanie oszukanego posiłku, rodzi naprawdę spore problemy w odpowiednim postrzeganiu żywności. Budzi to niezdrowe relacje z przyjmowanym pokarmem i buduje niewłaściwy podział produktów na „dobry” i „zły”. Sama jego nazwa – „cheat” wskazuje, że oszukujemy i nagle przestajemy trzymać się planu. To kolejny problem, który przestawia w naszej głowie zapadkę myślenia na dzielenie swoich poczynań na kategorie: „trzymam się planu” i „nie trzymam się planu”.
Rozpoczynanie swojej sylwetkowej przygody od planowania ewentualnego odstępstwa od diety, jasno wskazuje na niewłaściwe postrzeganie tego słowa. Rozpatrujemy je w kategoriach „koniec przyjemności i początek katorgi” zamiast „nowe, zdrowe nawyki na całe życie”.
Cheat meal = cheat day? Oszukany posiłek nie dla każdego!
Zabieg w postaci odstępstwa od diety, nie sprawdzi się u każdej osoby. Śmiem twierdzić, że tylko niewielu z nas wyciągnie z niego potencjalne korzyści w postaci uspokojonej psychiki i lepszego samopoczucia. Nawet w przypadku, gdy prawidłowo zaplanujemy przyszłe odstępstwo i będziemy odpowiednio realizować swój plan, może zdarzyć się, że poczucie smaku w ustach ulubionego batonika, którego nie spożywaliśmy przez ostatni miesiąc, spowoduje prawdziwą lawiną obżarstwa. Tylko osoby po długotrwałym pozbawianiu się ukochanej przekąski wiedzą, jak dobrze może ona smakować po takiej przerwie. Potrafi być tak dobra, że nie potrafimy się od niej oderwać nie przez jeden posiłek czy jeden dzień, ale cały weekend, tydzień, miesiąc…
Coś, co miało być miłą odskocznią od codziennego żywienia, staje się naszym przekleństwem, przez które wszystkie nasze plany legły w gruzach. Chcę zwrócić Waszą uwagę, że stosowanie jakiejkolwiek formy „oszukiwania”, będzie ogromnym błędem w przypadku osób nieumiejących kontrolować swojego apetytu, mających niezdrowe relacje z żywieniem lub błędnie postrzegającymi żywność, jaką spożywają.
Dlatego więc potencjalnie niegroźny cheat meal, na którego z tak wielką lubością czekamy, może być dla nas większym zagrożeniem, niżbyśmy mogli się tego spodziewać. W przypadku, gdy nagle zaczynamy zjadać, a nierzadko i opychać się wysoko przetworzoną żywnością, nasza głowa zaczyna pracować w zupełnie innym środowisku. Osoby o niezdrowych relacjach z żywieniem, czują się niemal jak narkomani, którzy ponownie posmakowali swojego „smakołyku”. Wtedy nasze prawidłowe i fizyczne odczuwanie głodu wyłącza się, a do głosu dochodzi nasza psychika, która nieustannie woła: „Jeszcze! Zjedz jeszcze jednego batonika. Jeszcze jeden kawałek pizzy! Jeszcze!”.
Przyczyna braku Twoich efektów.
Warto również uświadomić sobie, że z pozoru jeden, błahy oszukany posiłek, może skutecznie zniweczyć nasz tygodniowy, dietetyczny trud. Choć matematyk ze mnie kiepski, to pozwolę się posłużyć liczbami. Wyobraźmy sobie, że Pan Kowalski przez 6 dni w tygodniu, znajduje się w ujemnym bilansie kalorycznym, rzędu 250 kalorii. Po sześciu dniach wynik ten wynosi 1500 kalorii. Jednak w niedzielę, po ciężkim tygodniu, pan Kowalski macha lekceważąco ręka i zamawia pizzę, mówiąc:
„A co! Należy mi się!”.
Na szczęście nie ma on błędnego postrzegania żywności i nie powoduje to u niego niekontrolowanych napadów głodu, objawiającego się zjadaniem wszystkiego w zasięgu wzroku. Nie zmienia to jednak faktu, że średniej wielkości pizza niesie ze sobą około 2500 kalorii! Pan Kowalski czuł się bardzo zmęczony i bardzo chciał docenić swój tygodniowy trud. Docenił go tak bardzo, że aż go zniweczył! Paradoksalnie z jego tygodnia redukcji masy ciała wyszło jej nieświadome budowanie – dzięki spożyciu około tysiąca nadprogramowych kalorii.
Pragnę zwrócić Waszą uwagę, że nawet w przypadku jednostek mogących pozwolić sobie na odstępstwo od diety w sposób niekontrolowany, bez bezpośrednich, negatywnych następstw tego działania, może to nie być najlepszy pomysł. W przypadku nieumiejętnego zastosowania tego zabiegu i braku sprawowania kontroli nad przyjętym pokarmem może okazać się, że Wasz ukochany oszukany posiłek pozbawi Was efektów, na które tak ciężko pracowaliście.
Jeśli nie cheat meal, to co?
Z moich słów mogłoby wynikać, że w takim przypadku większość ludzi skazana jest na wieczną dietę i pozbawiania się jakichkolwiek przyjemności. Nic bardziej mylnego! Jestem przeciwnikiem stosowania oszukanych posiłków, nawet w przypadku osób mogących sobie na to pozwolić i tych, które faktycznie sobie na niego „zasłużyły” z jednego, prostego powodu.
Jest lepsza metoda!
- A co jeśli powiedziałbym, że możesz jeść słodycze każdego dnia?
- A co jeśli pokazałbym, że takie działanie nie przyniesie Ci negatywnych następstw? Ba! Będziesz mógł cieszyć się pojawiającymi się efektami!
Nie jestem odkrywcą, który właśnie dokonał przełomowego objawienia. IIFYM to model żywieniowy, o którym rozwodziłem się szerszej w innym artykule. W dużym skrócie – zakłada on możliwość wliczanie w swoje dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, również produktów rekreacyjnych, które z takim umiłowaniem pochłaniamy podczas oszukanego posiłku.
Wszystko sprowadza się do kwestii pilnowania spożywanych kalorii oraz podaży makroskładników. Naturalnie, należy w takim działaniu zachować umiar oraz zdrowy rozsądek, kierując się właściwymi proporcjami między produktami wartościowymi, a niskoodżywczymi. Nie zmienia to jednak faktu, że posługując się tą metodą, masz nieustanny komfort działania. Na każdą małą zachciankę w postaci batonika, możesz zareagować twierdząco. Twoim jedynym zadaniem jest uwzględnienie go w swój dzienny bilans kaloryczny i pilnowanie, aby go nie przekroczyć. To bardzo przyjemne!
Codzienne uwzględnianie w swoim planie produktów, na które mamy ochotę, ma również jedną, zdecydowaną przewagę nad stosowaniem oszukanego posiłku. Nie rodzi to żadnych i niepotrzebnych niezdrowych relacji z żywieniem. Nagle okazuje się, że wcale nie musimy pozbawiać się czegoś, co kochamy. Wystarczy, że dostosujemy porcję danego produktu do naszej diety i nadal możemy cieszyć się jego smakiem. Pozbawia to więc nas możliwości wpychania w siebie niekontrolowanych ilości jedzenia, a tym samym znacznego przekraczania zapotrzebowania kalorycznego i niwelowania potencjalnych efektów w procesie kształtowania sylwetki.
To nie jest zdrowe!
Jestem daleki od stwierdzenia, że cheat meal to wróg numer jeden, którego trzeba zlikwidować. Jednak z całą odpowiedzialnością za swoje słowa, mogę stwierdzić, że nie sprawdzi się on w przypadku większości osób. Natomiast korzystniejszą formą działania będzie uwzględnianie małych dietetycznych „grzeszków” w swój codzienny bilans kaloryczny. Tym samym produkty rekreacyjne przestaną być traktowane w postaci „zła”, a zaczną w odpowiednich proporcjach stanowić część naszego planu – prawdziwie zdrowego. Uważam, że każdy plan żywieniowy powinien zawierać w sobie określoną pulę kalorii, możliwą do wykorzystania na produkty mniej wartościowe o większej gęstości kalorycznej, a także smakowitości. Wbrew pozorom, ale to właśnie takie działanie buduje zdrowe relacje z żywieniem.
Patrząc na zjawisko cheat meal’a z logicznego punktu widzenia, kieruję do Was pytanie. Czy według Was, zdrowym zachowaniem, którym tak często szczycą się wszelkiego rodzaju „fitnessowe gwiazdy”, jest opychanie się, co kilka dni wysoko przetworzoną żywnością i silne wiązanie swoich emocji z tą czynnością? W którym momencie zachowanie to jest zdrowe? A może znajdujące się po przeciwnej skali ortoreksyjne działanie, objawiające się spożywaniem wyłącznie produktów wysoko wartościowych jest odpowiednie? Pozostawiam to do Waszej własnej oceny i liczę na Wasz zdrowy rozsądek oraz ludzkie podejście do tematu, podczas wyciągania niezbędnych wniosków.
Cheat meal? Cheat day? Cheat life?
Nieważne jak to nazwiemy, zawsze oznacza to nadprogramowo spożywane kalorie, a nie rzadko obżarstwo i opychanie się jedzeniem. Często rodzi również niezdrowe podejście w kwestii kształtowania sylwetki. Nie widzę żadnego logicznego uzasadnienia w stosowaniu tych zabiegów, skoro istnieje inna, prostsza w swej naturze metoda działania. Bieżące uwzględnianie w swój żywieniowy plan produktów rekreacyjnych jest zachowaniem o wiele bardziej pożądanym i zdrowszym. Nie tylko przestajemy postrzegać swoje działania w kategoriach braku przyjemności. Także nasza silna wola nie zostaje wystawiana na wieczną próbę walki z pokusami. Ponadto, w ten sposób całkowicie niwelujemy ryzyko, że potencjalnie nieszkodliwy oszukany posiłek, przerodzi się w zaniechanie swoich zdrowych żywieniowych nawyków na dłuższy czas. Szerokie grono entuzjastów kształtowania sylwetki właśnie w ten sposób, poprzez słuchanie Internetowych Mędrców, kompletnie zniszczyło własne marzenia o zdrowym, pięknym ciele.
Zapomnijmy o opychaniu się mało wartościowym jedzeniem! Skupmy się na budowaniu trwałych i zdrowych relacji z żywieniem. Starajmy się za wszelką cenę jeść i żyć tak, aby jakiekolwiek duże odstępstwo od naszego planu, nie było nam wcale potrzebne.