Za trzy dni, 26 maja obchodzić będziemy Dzień Matki. Z tej okazji sklepowe półki uginają się pod ciężarem słodkich czekoladek i bukietów kwiatów. Witryny internetowe przeżywają oblężenie spowodowane najazdem synów i córek. Portale oferujące błyskotliwe pomysły na prezenty dla matek, przeżywają prawdziwe żniwa. Słowo „mama” pokazuje nam się ze wszystkich stron, odmienione przez wszystkie przypadki. I choć Dzień Matki nie może równać się ze świętami Bożego Narodzenia, to niewątpliwie w jego przededniu można dostrzec małą gorączkę wśród dzieci swoich matek.
26 maja – Dzień Matki.
Dzień Matki jest bardzo pięknym świętem. Pięknym ze względu na datę, bo 26 maja daje nam zapewnienie tętniącej życiem wiosny, która zachęca do oddechu. W tym roku cudownym również ze względu na niedzielę, w którą wypada. Święto w święcie. Dzień wolny pracy i wszelkich obowiązków. Dzień Matki tylko dla niej, bo to właśnie mama sprawia, że ta data napawa optymizmem i wywołuje uśmiech na twarzy. To mama jest w tym dniu najważniejsza.
Nie byłbym sobą, gdybym nie poczuł w tym momencie nutki goryczy.
Żałuję, że tylko w Dzień Matki nasza rodzicielka jest najważniejsza. Natomiast przez resztę roku zazwyczaj pomijana…
Kim jest mama?
Nie łatwo jest udzielić odpowiedzi na tytułowe pytanie. Dla jednych mama to koleżanka, którą można widywać przy okazji życia. Dla drugich to ktoś, bez kogo nie potrafimy wytrzymać dłużej niż dwa dni. Jedni widzą w niej osobę, która gdzieś sobie żyje, ale nie bardzo robi im różnicę gdzie. Dla tych drugich mama jest istotą, która zawsze jest obok nich. Jedni widzą w niej diabła. Drudzy anioła. Są tacy, dla których jej widok to świętość, a słowa to skarb, ale są też inni, którzy łączą ją z bredniami i bzdurami. Jedni widzą ją na zielonej łące uśmiechającej się od ucha do ucha, a inni w czarnych barwach z grymasem na twarzy i złością wykrzywiającą wargi.
Mama – jak każdy człowiek – nie jest idealna. Ma swoje chwile słabości, okresy rezygnacji oraz frustracji. Ale pomyślcie sobie i zastanówcie się, co czujecie, gdy myślicie sobie o niej. O swojej rodzicielce. Jak ją widzicie? Co czujecie? Uśmiechacie się, czy smucicie?
Dajcie sobie chwilę, aby to przemyśleć.
Miłość w każdym calu.
Mama jest kobietą, która nas narodziła. Wydała nas na ten świat, a potem przelała całą swoją miłość, abyśmy mieli wszystko. Nie przesadzę, jeśli powiem, że dała nam siebie. Oddała nam swoją wolność, swoje siły i cały swój świat, bo odkąd ujrzeliśmy światło dzienne, to my byliśmy dla niej światem. To nas ukochała najmocniej. To w nas zobaczyła odbicie rzeczywistości. W naszych oczach dostrzegła życie, które stworzyła i które pokochała mocniej niż wszystko inne.
Idylla? Sielanka? Utopia?
Nie. Wierzę w to, co piszę. Wierzę, że każda mama kocha swoje dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Nie ważne jaka jest i co robi. Naturalnie zdarzają się wyjątki, które w swej skrajności zapierają dech, ale zostawmy je i nie psujmy nimi tego wpisu. Bo ten tekst dotyczy wszystkich mam. Cudownych istot, które 26 maja obchodzą swoje święto i które zasługują na nie, jak mało kto. Dzień Matki nie jest dla mnie kolejnym komercyjnym wymysłem, powstałym na bazie nudzącej się społeczności. Dzień Matki to hołd dla naszych rodzicielek, które bardzo często w pocie czoła walczyły o każdy najmniejszy kawałek naszej rzeczywistości i przyszłości.
Mama to…
… osoba, która walczy za Ciebie do samego końca, choćby miała zginąć.
… człowiek, który nie spocznie, dopóki nie upewni się, że jesteś bezpieczny.
… dusza, która bez względu na to, czy będziesz tego chciał, czy nie – zawsze przy Tobie będzie.
… istota, która się o Ciebie martwi, gdy zimą nie ubierzesz czapki. Nawet jeśli już dawno skończyłeś osiemnaście lat.
… ogień, który krzyknie, gdy zrobisz coś złego, a potem przepłacze pół nocy, troszcząc się o Ciebie.
… miłość, która śmieje się z Twoich żartów, nawet jeśli są najgorsze na świecie.
… kobieta, która zadzwoni do Ciebie o północy tylko dlatego, aby powiedzieć, żebyś się jutro cieplej ubrał, bo właśnie usłyszała w pogodzie, że nadciąga ochłodzenie.
Mama to ta postać, która dała nam życie i tego życia nas nauczyła. Dlatego Dzień Matki jest dla mnie tak bardzo ważnym świętem.
Dlaczego świętujemy Dzień Matki tak krótko?
Gdy zbliża się Dzień Matki zawsze mam dość ambiwalentne uczucia. Z jednej strony jestem przeszczęśliwy, że ludzie wyrażają miłość i dbają o swoje rodzicielki, ale z drugiej odczuwam straszny dyskomfort wywołany myślą, że robimy to wszystko wyłącznie z powodu daty w kalendarzu. Równocześnie pojawia się pytanie, dlaczego nie możemy sprawić, aby nasza mama czuła, że każdy dzień jest jej świętem?
Czuję z tego powodu niedosyt. Cieszę się, że ten dzień należy do matek, ale w moim odczuciu to za mało. Uważam, że ktoś taki jak mama zasługuje na większą uwagę, aniżeli tylko 26 maja. Doskonale zdaję sobie sprawę, że bój, który toczę z samym sobą i to, co próbuję Wam przekazać zakrawa o utopijną wizję świata, ale czasami jedyne, co nam pozostaje to wyobraźnia.
Więc zróbmy z niej użytek…
Gdzie jest mama, jeśli nie w sercu?
Dzień jak co dzień z mamą w głębokim tle.
Budzisz się rano. Przecierasz sklejone snem oczy, przeciągasz się z cichym stęknięciem i mlaszczesz zadowolony, nie odczuwając zmęczenia. Sięgasz po telefon, na którym zegarek wskazuje kilka minut po ósmej. Jest połowa lipca, więc słońce od dawna góruje nad światem. Niespiesznie podnosisz się z łóżka, spuszczasz nogi i stajesz. Zaczynasz nowy dzień pełen wyzwań.
Toaleta, spacer, zakupy w sklepie, śniadanie, Internet, Facebook, Instagram, praca, znajomi, szef, muzyka, samochód… Zatapiasz się w nowym dniu. Chłoniesz go z każdej możliwej strony. Tylko nie z tego poziomu, z którego powinieneś.
Już rano ujrzałeś, że dzwoniła do Ciebie. Mama. Ale zignorowałeś jej połączenie. Jesteś już przecież dorosły i choć wciąż potrafisz zachowywać się jak duże dziecko, to przy niej zawsze udajesz twardziela, którego nic nie może wzruszyć. Drugi raz dzwoniła, gdy przeglądałeś tablicę na Instagramie. Tylko przez chwilę się wahałeś. Ostatecznie kiwając głową, dokonałeś wyboru. I tym razem Twoja mama przegrała nierówną walkę z długimi nogami amerykańskiej celebrytki. Szybko zapomniałeś o tym zdarzeniu, toteż gdy wchodząc do pracy poczułeś wibrację, z nadzieją w sercu wyciągnęłaś Smartfona.
Szybko zgasła. Bo zamiast ujrzeć na ekranie imię kobiety, w której się skrycie zakochałeś, dostrzegłeś tylko tą, która jawnie kochała Ciebie. Ponad wszystko.
– Jezu. – mruknąłeś pod nosem. – Później oddzwonię. – dodałeś z zacięciem w głosie, wchodząc do budynku.
Bezrefleksyjny Dzień Matki.
Dzień pracy upłynął szybko i spokojnie. Byłeś jak na autopilocie. Zupełnie tak samo, jak 26 maja, kiedy po raz ostatni widziałeś swoją matkę. A jaki byłeś z siebie dumny, gdy przypomniałeś sobie o jej święcie późną nocą dzień wcześniej! Gdzieś na przydrożnej stacji kupiłeś czekoladki, które bezrefleksyjnie zgarnąłeś z półki. Były z alkoholem w środku, którego Twoja mama nienawidzi. Mimo to jadła je ze smakiem, ale ty tego nie dostrzegłeś. Duma rozpierała Cię tak bardzo, że zapomniałeś, iż to jest Dzień Matki, a nie Dzień Spędzania Czasu na Instagramie w Domu Matki. Spędziłeś u niej trzy upojne godziny z telefonem w dłoni, mrucząc od czasu do czasu i potakując głową, gdy Ona opowiadała Ci najważniejsze historie swojego i Twojego życia.
Nie dostrzegłeś, wyjeżdżając, jak jej oczy się szklą. Nie było jej smutno, że ją ignorowałeś. Było jej smutno, że już musisz odchodzić.
Zabawa, alkohol i przyjemność ponad miłością.
Wychodząc z pracy pierwsze, co zrobiłeś, to spojrzałeś na telefon. Byłeś go spragniony tak bardzo, że o mały włos, wpadłbyś pod pędzącego rowerzystę. Coś krzyknął, ale ty wystawiłeś mu tylko wysoko środkowy palec.
– Idiota. – powiedziałeś do siebie. Szkoda, że nie na siebie.
Kolejne dwa nieodebrane połączenia od matki. Urywały się jednak tuż po trzynastej, co oznaczało, że od pięciu godzin przestała do Ciebie telefonować. Chwytając za klamkę swojego czarnego Mercedesa, uśmiechnąłeś się zadowolony, że wreszcie dała Ci spokój, a Ty możesz odetchnąć po całym dniu pracy. Kierując się w stronę swojego mieszkania na przedmieściach, do którego posiadania dołożyła się Twoja mama, snułeś plany na wieczór. Myślałeś o kobiecie, która tak bardzo zawirowała Ci w głowie na zeszłotygodniowej imprezie, ale ostatecznie uznałeś, że to nieco za wcześnie. Zanim przekręciłeś zamek w drzwiach mieszkania, już uzyskałeś potwierdzenie od czterech kolegów. Zjawią się o dwudziestej. Wezmą alkohol. Nie mówiłeś im, że niepotrzebnie, bo masz go pod dostatkiem w barku. Zawsze hołdowałeś zasadzie, że im więcej tym lepiej. Alkoholu oczywiście, bo na pewno nie miłości.
Dzwonek do drzwi, głośne powitania, potem śmiechy i brzęk szkła oraz syk otwieranych puszek. Głos komentatora płynący z telewizji i Wasze okrzyki zawodu oraz ekstaza po strzelonej bramce przez ulubioną drużynę.
– Idę po piwo. Chłodzi się w lodówce. – rzucasz w pewnym momencie ku aprobacie kolegów i odkładasz telefon na stolik. Nie zdążasz nawet otworzyć białych drzwiczek, gdy dobiega Cię z pokoju obok prześmiewczy głos kolegi.
– Do kogoś tu chyba dzwoni mamusia!
Doskonale wiesz, o kim mówi. Zaciskasz pięści z nerwów, a złość wywołuje gorąco na ciele. Mocno zaciskasz szczęki i ciężko oddychając odwracasz się na pięcie, sztywno wracając do pokoju. Nawet koledzy są zdziwieni, że nie złościsz się na nich.
– Daj mi ją. – rzucasz oschle, wyciągając rękę. To ją obwiniasz.
Urażona duma.
Dostajesz to, czego chcesz. Zaciskasz o wiele za mocno dłoń na telefonie, jak na spokojnego człowieka. Nie oglądając się za siebie, wychodzisz z nim do kuchni, ale już po drodze z siłą wbijasz palec w ekran i przeciągasz na nim zieloną słuchawkę. Jesteś zły.
Chcesz dać jej nauczkę.
– O co Ci chodzi? – warczysz na powitanie. – Po co tyle razy dzwonisz? Jestem zajęty. Oddzwoniłbym wieczorem. Raz wystarczy. Nie musisz ciągle mnie nękać! – teraz już przemawia przez Ciebie bezsilność, bo wiesz, że w głębi siebie wciąż jesteś dzieckiem. Jej dzieckiem, któremu nie pozwalasz wyjść, budując dookoła siebie skalistą powłokę.
Przez dłuższy moment nic nie słyszysz. Tylko cichy świst.
Spoglądasz na ekran, ale widzisz, że połączenie nie zostało przerwane. Wszystko jest w porządku. Wciąż jest na nim napisane: „Mama”. Przytykasz telefon do ucha i kiedy już masz ochotę zaserwować kolejną porcję jadu i żółci prosto z trzewi, słyszysz.
Szept. Cichy głos, niknący i rwący się jak delikatna tkanina szarpana wiatrem. Przyciskasz mocniej telefon i wciskasz się w kąt kuchni, skąd nie dobiegają donośne głosy kolegów z pokoju obok.
– Możesz mówić głośniej? – wciąż warczysz.
Problem w tym, że nie może.
– Synku… – słyszysz. – Tak się cieszę, że Cię słyszę. – gdzieś w głębi Ciebie odzywa się niepokojący głos. Dawno zapomniane uczucie.
Troska i strach o najbliższych.
– Czy Ty… Czy mógłbyś do mnie przyjechać? – pyta nieśmiało i bardzo cicho.
Zasysasz ze świstem powietrze do płuc. Znowu zaczyna, myślisz.
– Mamo, nie bardzo mogę. Jestem zajęty.
– Proszę. – przemawia przez nią zgaszona determinacja. – To może być ostatnia szansa. – mówi, a potem słyszysz już wyłącznie jej płacz.
Nie chcesz tego robić. Pragniesz jedynie po raz kolejny zignorować ją, opuścić, zapomnieć i na powrót wrócić do swojego idealnego świata, ale zanim się zorientujesz, do głosu dochodzi to, co dawno zostało zapomniane.
– Coś się stało? – pytasz, samemu będąc zaskoczonym, że przeszło Ci to przez gardło.
Chcesz to cofnąć. Jakoś naprawić, ale wiesz, że już nie możesz. Wiesz, że zaraz usłyszysz prawdę, której nie chcesz znać. Wolisz żyć w swoim kłamstwie, przekonując siebie, że jest dobrze, bo to mniej bolesne. Nie chcesz wiedzieć, co mówi mama, ale maszyna ruszyła.
Świadomość, która pojawiła się późno.
Po dwudziestu minutach płaczesz razem z nią. Siedzisz skulony w kuchennym kącie z kolanami pod brodą. Wciąż żyje, próbujesz siebie usprawiedliwiać, ale wiesz, że to na nic. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że gdybyś chociaż raz dał jej tyle samo uwagi, co sobie samemu, wiedziałbyś już dawno, że od półtora miesiąca zmaga się ze złośliwym nowotworem tarczycy.
Może dowiedziałbyś się o tym wcześniej od kogoś innego, ale problem w tym, że zostawiłeś ją samą. Miała tylko Ciebie, a ty ją zawiodłeś…
– Jadę, mamo. – mówisz tylko zdławionym głosem, ocierasz wierzchem dłoni łzy i wyrzucając z mieszkania kolegów, wsiadasz do auta, z myślą, że spędzisz z nią każdą chwilę życia.
Żałujesz równocześnie, że tych chwil zostało już tak niewiele…
Daj siebie mamie nie tylko w Dzień Matki.
Bliska osoba nie jest wieczna. Wykorzystaj dany Ci czas. Pamiętacie?
Mama nie będzie żyła w nieskończoność. Zadbajmy o nasze mamy. Nie tylko w Dzień Matki, ale każdego innego dnia również. Wcale nie uważam, że musimy zasypywać je prezentami. Myślę, że one wcale tego nie potrzebują. O wiele bardziej pragną po prostu naszej obecności, czasu i uwagi. Ich serce rośnie o wiele bardziej wtedy, gdy nas słuchają i na nas patrzą. Gdy mogą spędzić z nami czas!
Dajmy więc im go.
Nawet jeśli nie możecie odwiedzać swoich matek zbyt często, to pamiętajcie o nich. Napiszcie czasami miłą wiadomość, która nie sprowadza się do żądania. Zadzwońcie i zapytajcie, co słychać i czy wszystko u nich w porządku. Niech mama wie, że pomimo tego, iż nie ma Ciebie obok niej fizycznie, to Ty wciąż przy niej trwasz. Nawet jeśli już dawno skończyłeś osiemnaście lat, bo bycie dzieckiem nie oznacza bycia dziecinnym i niedojrzałym. Bycie dzieckiem to dar, oznaczający, że wciąż możemy w Dzień Matki i o każdej innej porze, powiedzieć: „Kocham Cię” do naszej rodzicielki, a nie do zimnej i ciemnej nagrobkowej płyty.