Bezpieczna forma prawna dla tradera - jaka spółka? | worldmaster.pl
#

Na tak postawione pytanie odpowiada sobie po dogłębnej analizie jedynie wąskie grono traderów. Dlaczego? Bo większość koncentruje się na tym, co najważniejsze: kopaniu, śledzeniu trendów i newsów, obserwacji kursów i w końcu handlu. Nie podważając istoty biznesu kryptowalutowego warto jednak zwrócić uwagę na element mocno lekceważony, czyli forma prawna działalności. Zwłaszcza w aktualnych okolicznościach prawnych i podatkowych powinien on zostać zauważony i uwzględniony przez środowisko.

Na czym polega problem?

Chyba nikomu, kto chociaż trochę śledzi aktualne doniesienia prasowe nie trzeba udowadniać, że polskie państwo stoi przed ogromnym wyzwaniem właściwego uregulowania obrotu kryptowalutami, zwłaszcza w sferze podatkowej. Wystarczy przypomnieć ostatnie zamieszanie w obszarze opodatkowania PCC. Refleksja ze strony Ministerstwa Finansów „dzieląca” traderów na takich, którzy powinni zapłacić podatek (jeżeli dokonywali niewielu transakcji) i takich, którzy podatku płacić nie muszą (jeżeli przeprowadzali setki lub tysiące transakcji) była przynajmniej zaskakująca. Logika w zakresie tego typu poglądów wydaje się każdemu rozsądnie myślącemu obywatelowi zdecydowanie pokrętna. W sferze nauki prawa z kolei jest kompletnie sprzeczna z zasadą powszechności opodatkowania, a więc jednym z fundamentów prawodawstwa podatkowego.

Jaki zatem będzie finał tych rozstrzygnięć i jak będzie wyglądać opodatkowanie handlu kryptowalutami? Nie wiadomo. I chyba to stanowi największy problem – brak przewidywalności w zakresie kierunku wprowadzanych rozstrzygnięć. Wszystko potęguje niepewność prawa powodowana jego ciągłymi zmianami oraz rozmaitość poglądów ze strony organów podatkowych. W konsekwencji handlujący kryptowalutami powinni rozważyć co mogą zrobić, aby owa niepewność nie odcisnęła swojego piętna bezpośrednio na ich prywatnych majątkach.

Bezpieczna forma prawna dla tradera – jaka spółka?

Co zrobić, aby zabezpieczyć się przed „niespodziewanym” opodatkowaniem?

Przede wszystkim założyć spółkę. Jej forma, w zależności od potrzeba i wielkości biznesu może być różna. Coraz więcej mówi się także o planowanych zmianach w podatkach dochodowych od początku stycznia 2019 r. (kolejny rok to rok wyborczy, a więc możemy spodziewać się obietnicy kolejnych „prezentów” finansowanych z kieszeni podatników). W efekcie trudno jednoznacznie wskazać, czy najkorzystniejszą z perspektywy efektywnej stawki podatkowej formą będzie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, spółka jawna/komandytowa czy też popularna obecnie fuzja spółki komandytowej ze spółką z o.o. Niemniej na chwilę obecną, ostatnie rozwiązanie wydaje się być optymalne a co najistotniejsze – bezpieczne.

Warto pamiętać, że spółka komandytowa ze spółką z o.o. posiada swój majątek odrębny od wspólników. Ponadto, co istotne, odpowiedzialność za zobowiązania podatkowe spółki (np. PCC, VAT) może zostać rozciągnięta wyłącznie na komplementariusza, którym najczęściej jest spółka z ograniczoną odpowiedzialnością nie posiadająca znacznego majątku. Innymi słowy, gdyby jednak organy podatkowe zdecydowały dziś, że traderzy mają zapłacić 1% PCC od każdej dokonanej transakcji, wówczas opisana konstrukcja ochroniłaby w 100% majątek prywatny przed egzekucją podatku przez organy. Warto zatem, w dzisiejszych warunkach „ograniczonego zaufania” do administracji podatkowej przygotować się na tego typu wariant i zmienić aktualną formę prawną prowadzonej działalności.

European Startup Days towarzyszyło Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu,  jednej z największych imprez biznesowych w Europie. EKG jak co roku zgromadził ogromną rzeszę krajowych jak i zagranicznych polityków.  Z kolei część startup-owa stanowiła mieszankę najprężniejszych, młodych, polskich firm.

Wschodzące startupy – przyszli „czempioni międzynarodowi”?

Trzeba przyznać, że większość obecnych na imprezie startupów to często już całkiem sprawnie działające i posiadające międzynarodowe ambicje firmy. W trakcie wydarzenia miał miejsce konkurs dla młodych biznesów, a wśród zwycięzców w poszczególnych kategoriach znalazły się m. in.:

– Sense Monitoring (monitoring konstrukcji dachu, który umożliwia weryfikację ciężaru np. spowodowanego zalegającym śniegiem),

– Health and Biotechnology („kieszonkowe” laboratorium, zdolne do badania DNA lub RNA pod kątem mutacji genetycznych, bakterii i grzybów),

– ShelfWise (weryfikacja stanu i prezentacji produktów na półkach sklepowych),

– Abyss Glass (interaktywne lustra, umożliwiające „wirtualne” dobranie odpowiednich dodatków do wybranych ubrań).

Powyżej znajduje się wyłącznie lista samych laureatów, natomiast podczas eventu można było odwiedzić również stoiska takich firm jak:

– Clubber (aplikacja do promocji eventów muzycznych, analizy ruchu, sprzedaży oraz randkowania),

– ZweryfikujFirmę.pl (automatyczna weryfikacja bieżącej sytuacji finansowej kontrahenta na podstawie plików JPK),

– Mergebit (aplikacja do analityki internetowej),

– Pergamin (portal do automatyzacji tworzenia umów),

– Wirared (oprogramowania do trwałego usuwania danych z pamięci – podobno po każdej reinstalacji i fragmentacji można spokojnie odzyskać Wasze pliki…),

– Ignico (system do automatyzacji nagród i bonusów dla sprzedawców i ambasadorów).

Zachęcam Was do wizytowania ich stron internetowych i śledzenia dalszych losów w mediach społecznościowych. Mocno trzymam kciuki, aby już niedługo było o nich głośno nie tylko na rodzimym „podwórku”.

Wystąpienie Premiera Morawieckiego vs. przeniesienie na Maltę BitBay?

W trakcie ESD miało miejsce kilkunastominutowe wystąpienie Mateusza Morawieckiego. Premier przypomniał o działaniach podejmowanych przez stronę rządową w celu poprawy otoczenia gospodarczego i prawa dla lepszego rozwoju przedsiębiorczości, w tym startupów. Abstrahując od osobistych, politycznych poglądów nie sposób nie dostrzec pewnej sprzeczności pomiędzy wystąpieniem przedstawiciela rządu, a aktualną dyskusją w zakresie relokacji z Polski jednego z najważniejszych graczy kryptowalutowej sceny na świecie – BitBaya. Warto przypomnieć, że Sylwester Suszek, założyciel firmy podjął niedawno decyzję na temat przeniesienia działalności na Maltę z uwagi m.in. na niesprzyjające uregulowania prawne i wysoką niepewność (w tym podatkową) przedsiębiorców operujących w obszarze kryptowalut. W tym kontekście, zapewnienia Premiera Morawieckiego o budowaniu dobrego środowiska dla innowacyjnych technologii wydaje się mało wiarygodne. Ta dziedzina ciągle pozostaje bowiem w sferze dużej niedookreśloności, a wszystkim, którzy koncentrują swoją uwagę na handlu kryptowalutami zalecam ostrożność, rozumianą chociażby jako przygotowanie się na niespodziewaną daninę (link do artkułu).

Pozostałe refleksje

W ramach imprezy działo się naprawdę wiele. Z uwagi jednak na mnogość paneli, startupów i brak możliwości rozdwojenia się jestem zmuszony ograniczyć się wyłącznie do kilku najważniejszych przemyśleń:

  1. Jeżeli prowadzisz startup/jesteś startupem, na takich imprezach warto bywać. Nawet w przypadku, gdy nie chcesz inwestować we własne stoisko lub pitchować, poświęć dwa dni aby poznać ludzi, usłyszeć z jakimi problemami się borykają na początku lub jak rozmawiać z funduszem venture. To bezcenne i może oszczędzić Ci wielu błędów, a relacja z YT nie zastąpi prawdziwej, ludzkiej interakcji. Jeżeli to Cię nie przekonuje, to na wieczornym koncercie była mega energia i….darmowy browar.
  2. Wiele firm na etapie kształtowania strategii rynkowej kompletnie pomija Chiny, idealizując Stany Zjednoczone, dolinę krzemową oraz Zachodnią Europę. Rynek chiński jest na ogromnej fali wznoszącej, bardzo chętnie przyjmuje nowe, innowacyjne pomysły i stoją zanim potężne liczby, również te związane z środkami na wsparcie biznesowych inicjatyw.
  3. Skromność, konsekwencja i ciężka praca prowadzą do sukcesu, nie ma drogi na skróty. To część inspiracji zaczerpniętej z wystąpienia Michała Sadowskiego, założyciela Brand24 i człowieka, którego nie da się nie lubić.
  4. Jeśli myślisz o startupie fintechowym, to dobra informacja jest taka, że niektóre banki przestały myśleć o sobie jako o monopolistach najlepszych rozwiązań. Świetne wystąpienie i panel dyskusyjny, w którym brał udział Benoit Legrand, CIO grupy ING są na to najlepszym dowodem. Wydaje się, że sektor bankowy bardzo poważnie rozumie potrzebę współpracy ze startupami i posiada znaczne zasoby, aby osiągnąć pożądany efekt synergii.
  5. Jeśli jeszcze o tym nie wiesz, to PARP wspiera bardzo dużo inicjatyw biznesowych, oferując ogromne wsparcie nie tylko finansowe ale co nawet ważniejsze, mentoringowe i warsztatowe. Rozmawiałem z chłopakami z Pergamin, którzy są jednymi z beneficjentów programu (akcelerował ich Huge Thing) i ich zdaniem żadne studia czy pieniądze nie dałyby im takiej dawki praktycznej, biznesowej wiedzy i umiejętności, jak udział w programie Scale Up. Uderzajcie więc śmiało i śledźcie informacje na portalu, najbliższy nabór już na przełomie maja/czerwca. https://poir.parp.gov.pl/scaleup/scaleup

Wybaczcie, jeśli kogokolwiek urażę tym postem. Być może jest on zbyt zgryźliwy. Jednak obserwując po raz milionowy w social mediach, jak Ci wszyscy męczennicy i pseudo kulturyści, wykonują swój trening w ogromnych bólach istnienia, pokazując swoją jakże trudną drogę, moja cierpliwość zostaje wystawiony na ciężką próbę.

Ironia? Skądże!

Jakże ciężkie życie muszą mieć ci, którzy codziennie odbywają dwugodzinny trening na siłowni! Jakie męki, muszę oni przechodzić w kwestii doboru odpowiednich pokarmów, spełniających ich potrzeby! Jacy są oni biedni, gdy ze łzami w oczach muszą jeść swojego suchego kurczaka, zatopionego w delikatnych równie suchych, jak drewniane wióry, kawałkach ryżu! Jakimi męczennikami oni są, gdy każdego dnia muszą stawiać czoła procesowi kształtowania swojej sylwetki! Czy katusze, jakie przeżywają istni męczennicy XXI wieku, mogą równać się z czymkolwiek innym? 

Życie nie ustaje w zadziwianiu nas ironią– Andrzej Sapkowski

Męczennicy treningowej sali.

To zabawne, móc obserwować tych wszystkich ludzi tak bardzo idealizujących swój proces kształtowania sylwetki. Na każdym kroku dostrzegam w ludziach skłonność, do robienia z samych siebie męczenników obecnych czasów. Co drugie zdjęcie w mediach społecznościowych, to znak dający upust swojemu jakże ciężkiemu życiu. Wszędzie pojawiają się teksty motywacyjne, wciskane nam bardziej, niż rzeczy z telemarketu. Od samego początku jest nam wpajane, że tylko ciężki trening popłaca i nie powinno być w nim miejsca na jakąkolwiek radość. Tym samym podążamy szlakiem cierpienia, zaciskamy zęby i pokazujemy wszystkim wszem i wobec, jak bardzo mamy ciężko, gdy musimy wstać o siódmej rano i zrobić godzinny trening…

Biję się w pierś, bo kiedyś i dla mnie było to normalnością. Potem patrzyłem na rozwijający się ten proces z niemałym przestrachem, pytając samego siebie, dokąd to zmierza. Teraz z wielkim rozbawieniem obserwuje zdjęcia wszystkich „fitnessiaków”, napinających swoje mięśnie do brudnego lustra na siłowni, okraszonych jakże unikatowym i wyjątkowym opisem: „Never give up!” lub „Nigdy się nie poddawaj!”. My wiemy, że oba te wyrażenia znaczą to samo, ale nie wszyscy są aż tak rezolutni, aby posiąść tak wyspecjalizowaną wiedzę. Nie dziwmy się proszę, że osoby o dużej muskulaturze są często brzydko nazywani półgłówkami, skoro grupa ta posiada silne przedstawicielstwo zwierząt, a nie ludzi. 

Nie jesteś pępkiem świata!

Jak my wszyscy kochamy idealizować to, co robimy! Oczekujemy nieustannego wsparcia, pochylania się nad nami z czuło wypowiadanymi słówkami: „Wszystko w porządku?” i zainteresowania ciężką drogą, z jaką musimy mierzyć się każdego dnia. W rzeczywistości nie mamy nawet pojęcia, czym są prawdziwe trudności, a obok ciężkiej drogi nawet nie spacerowaliśmy. Za wszelką cenę, próbujemy zwrócić światła reflektorów na własną osobę. Chcemy, aby cała możliwa uwaga wszystkich ludzi, została skupiona na nas i naszym jakże niebotycznym osiągnięciem, jakim jest trwanie w procesie kształtowania sylwetki. Czy to nie jest absurdalne?

Stanowczo zbyt często przypisujemy swoim działaniom i swojej osobie, zasługi i osiągnięcia, które nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość. Czym jest dźwiganie dużych ciężarów na treningu w porównaniu do życia? To zabrzmi dość brutalnie, ale prawdą jest, że oprócz Ciebie i Twoich kolegów pasjonatów, nikogo innego nie interesuje Twój wynik w martwym ciągu czy przysiadzie. Nawet Twoi bliscy, którzy mogą okazywać Ci niepohamowane wsparcie, są zapewne bardziej skupieni na sobie, niż na Tobie. Zapomną o Twoim chwalebnym wyczynie, zapewne w ciągu kilku godzin od momentu, gdy im to uroczyście oznajmisz.

Naturą ludzką jest dbać przede wszystkim o siebie. Dale Carnegie w swoim ponadczasowym dziele „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” trafnie zauważył, pisząc:

„Bardziej [Ludzie] przejęliby się niewielkim bólem głowy niż wiadomością o mojej czy twojej śmierci”.

męczennicy

Ze świecą szukać altruistów troszczących się przede wszystkim o innych, ascetów wyrzekających się dóbr cywilizacyjnych czy prawdziwych męczenników, cierpiących za ludzi. Wszyscy pseudo kulturyści oraz pseudo motywatorzy treningowej sali, na pewno do nich nie należą. Czym się zasłużyli? Poświęceniem swoich dwóch godzin życia na trening, który wykonują z własnej, nieprzymuszonej woli? Czy może odmówieniem ukochanej babci porcji sernika, z obawy o nagły i magiczny przyrost tkanki tłuszczowej?

Pseudo kulturyści i ich makabrycznie trudna droga…

Nie jesteśmy męczennikami, greckimi herosami, ani bohaterami światowych legend! Proszę więc, abyśmy nie próbowali się tak zachowywać! To dość poniżające i uwłaczające tym, którzy bardziej zasługują na to miano, przerysowane oraz przede wszystkim śmieszne dla pozostałej części społeczeństwa. Grupy, która to wszystko obserwuje, a potem wysuwa jednoznaczne wnioski na temat wszystkich, którzy kiedykolwiek dotknęli sztangi. Choćby byli najinteligentniejszymi istotami na ziemi i najbardziej rozwiniętymi, to i tak zostanie im przypisana łatka nieinteligentnych osobników – bardzo delikatnie rzecz ujmując…

Przestańmy więc gloryfikować to, co robimy dla samych siebie. Nie twierdzę, że Wasz trening lub logistyka z nim związania jest lekka. Jednak jestem całkowicie przekonany, że co najmniej 90% ludzi boryka się każdego dnia z problemami o wiele trudniejszymi, niż Wasz jadłospis czy sesja treningowa. Każdego dnia giną setki ludzi w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Uważacie, że macie ciężej pogodzić swój trening z pracą, niż owdowiała kobieta całe pozostałe, samotne życie bez ukochanej osoby? W każdej minucie ktoś na ziemi dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory. Otrzymuje wyrok śmierci. Czym są Wasze przerzucone kilogramy żelastwa, w porównaniu z siłami rozdającymi karty w grze, o nazwie życie? Co ma powiedzieć samotny ojciec, wychowujący czwórkę dzieci po tym, jak jego żona zmarła na nowotwór? Jak zareaguje na Twoją przeżywaną „katorgę”, gdy musisz wstać rano na sesje biegania?

kulturyści

Czy to wszystko nie jest śmieszne? Jak bardzo potrafimy chwalić swoje czyny pod niebiosa i czynić z nich istny panteon wielkich osiągnięć, okupionych krwią, łzami i kroplami potu? Jesteśmy święcie przekonani, że napotkaliśmy na swojej drodze wszystkie możliwe przeszkody. W rzeczywistości nawet nie ujrzeliśmy ich na oczy. Napinamy się, pozujemy, zaciskamy zęby i idealizujemy swój zwykły, normalny i mało znaczący trening. Myślimy, że to jest coś wielkiego. Tak naprawdę, nie robimy nic wyjątkowego. Większość ludzi nie jest w stanie nawet zrozumieć połowy rzeczy, o których my piszemy lub próbujemy gloryfikować. Trwamy w takim stanie do pewnego momentu – do pojawienia się prawdziwych, życiowych trudności. Nie życzę tego nikomu, ale może to być poważna choroba, utrata pracy i źródła dochodu, lub nagła śmierć kogoś bliskiego. Wtedy dopiero uświadamiamy sobie, jak niewiele znaczą nasze codzienne, mityzowane czynności.

Trening jest pasją. Męczeństwo, zostawmy realnym bohaterom.

Pasja jest niesamowitym narzędziem. Potrafi rozchmurzyć nawet najczarniejsze niebo. Zmienić najgorszy dzień, w najlepszą chwilę naszego życia. Prowadzi nas za rękę po ścieżce i nie pozwala się od niej zanadto oddalić. To piękne doświadczenie, móc ją odnaleźć w swoim życiu. Dlatego nie chcę, aby ktokolwiek kto trenuje, ćwiczy lub kształtuje swoją sylwetkę pomyślał, że jestem jego przeciwnikiem. Jestem ogromnym zwolennikiem jakichkolwiek zmian, prowadzących ku dobremu. Szanuje każdego, kto pragnie zmiany na lepsze i podejmuje w tym kierunku jakiekolwiek kroki! Jednak zanim zaczniemy spoglądać tylko na siebie i pozwolimy dojść do głosu wyłącznie własnemu ego polecam, abyśmy umiejscowili to, co robimy, w szerszym kontekście.

Nie uważam, że macie lekko. Nie myślę, że każdy Wasz dzień to sielanka. Niemniej jednak jestem pewien, że macie w swoim życiu więcej szczęścia niż wiele żyjących dookoła Was osób. Macie na pewno mniej problemów, niż gros ludzi, których mijacie na ulicy każdego dnia. Doceńcie to.

trening

Nie musicie przestawać pokazywać swojego życia. Róbcie to nadal, ale wlejcie w to trochę więcej zdrowego rozsądku. Ciągłe pozowanie i przedstawianie swojego życia jako ciężkiego, w którym jedyną trudnością jest korek w drodze na siłownię, jest trochę nieodpowiednie i bezmyślne. Myślenie w takich kategoriach jest pozbawione sensu, bo to, co uważacie za największą trudność, zależy od Was. To Wy zdecydowaliście się trenować i w każdej chwili możecie to przerwać. W przeciwieństwie do tych, którzy śmiertelnie chorują, stracili bliską osobę lub głodują z powodu ubóstwa. To są prawdziwe problemy, prawdziwych ludzi. Ich powinniśmy podziwiać, za ich podejście do życia. Za to, że pomimo ogromnych trudności, pod których ciężarem załamałby się każdy z nas, oni nadal potrafią żyć, funkcjonować i czerpać radość z każdego oddechu, bo wiedzą, że oznacza on możliwość istnienia na tym cudownym świecie.

To są prawdziwi bohaterowie, którzy nawet na nich nie pozują. Nie pseudo fitnessowe gwiazdy, pokazujący swoje ciężkie życie, leżąc na Malediwach. Nie pseudo kulturyści, którzy musieli pożyczać pieniądze od bliskich na karnet, na siłownie. Nie My wszyscy, którzy mamy więcej niż jesteśmy w stanie zrozumieć. To oni, Ci prawdziwie dotknięci przez życie, zasługują na idealizacje oraz gloryfikacje. Zasługują na miano męczenników…

Szczęśliwszych i radośniejszych od nas wszystkich.

Czy inwestowanie w oldtimery jest opłacalne?

Na klasyczne oldtimery spoglądamy z nostalgią za dawnymi latami. Nikt nie patrzył wówczas na spalanie auta oraz wpływ użytkowania na środowisko. Liczyło się piękno wykonania modelu, moc koni mechanicznych oraz niepowtarzalny pomruk silnika.

klasyczne-auto-inwestycja-w-samochody-zabytkowe

Dziś okazuje się, że dobrze zachowane kolekcjonerskie auta są jednymi z najbardziej fascynujących, alternatywnych klas aktywów na rynku.

Wybierając tego typu inwestycje należy liczyć się z tym, że niektóre modele samochodów trzeba będzie poddać gruntownej renowacji. Poważnym problemem może okazać się skompletowanie części zamiennych. Nie każdy mechanik będzie kompetentny aby poskładać naszego „dziadka oldtimera”.

Zanim wybierzemy model, w który chcielibyśmy zainwestować swoje pieniądze, powinniśmy zaznajomić się z klasyfikacją, jakiej poddawane są „stare samochody” oraz poważnie zastanowić się nad wyborem odpowiedniego modelu auta.

Klasyfikacja samochodów kolekcjonerskich

Istnieją trzy kategorie starych i kolekcjonerskich samochodów: klasyczne, vintage oraz auta weteranów. Odpowiadają one różnym epokom produkcji i różnią się znacznie pod względem technologii oraz elementów konstrukcyjnych.

Z definicji samochody weteranów, są to modele, które zostały wyprodukowane przed pierwszą wojną światową.

W Wielkiej Brytanii, niektórzy uznają samochody weteranów, tylko te wyprodukowane do 1904 roku. Ma to związek ze starym prawem, o nazwie ’’Ustawa o czerwonej fladze’’. Były to czasy, gdy żaden pojazd nie mógł być prowadzony bez obecności mężczyzny idącego przed nim z czerwoną flagą, który ostrzegał pieszych o przejeździe.

Samochody vintage, to modele aut, powstałe pomiędzy rokiem 1903 a 1930. Były to konstrukcje zabudowane z silnikiem montowanym z przodu pojazdu, jak na przykład Ford Model A lub Austin 7.

Klasyczne auta to te, które wyprodukowano po roku 1930, np. Ford Mustang, Jaguar E-Type, czy Citroen Traction Avant.

Z każdym rokiem przybywa również  nieco młodszych samochodów, w które warto inwestować, tzw. youngtimerów

Youngtimer

Tak określa się stosunkowo młode auta kolekcjonerskie, wyprodukowane po 80 roku, XX wieku, które są utrzymane w swoim oryginalnym stylu. Wyróżniamy również samochody, które nie są jeszcze zabytkami, ale wkrótce nimi zostaną. Będą to samochody wyprodukowane w latach 1981-1990.

Tak naprawdę można spotkać się z wieloma definicjami, które kategoryzują wybrane auta, bowiem każdy kraj ma inne przepisy i prawo rejestracji pojazdów. W Polsce zgodnie z obowiązującymi przepisami (prawie o ruchu drogowym oraz ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych OC) istnieją tylko dwie kategorie, czyli pojazdy zabytkowe oraz pojazdy historyczne.

 

Pojazd zabytkowy to taki, który został wpisany do rejestru zabytków ruchomych. Znajduje się w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Zgodnie z polskimi przepisami jest wpisany do inwentarza muzealiów.

Pojazd historyczny musi spełnić jeden z poniższych warunków:

  • jest pojazdem zabytkowym,
  • został wyprodukowany 40 lat temu,
  • został wyprodukowany co najmniej 25 lat temu (posiada 75% oryginalnych części oraz został wycofany z produkcji od przynajmniej 15 lat),
  • jest uznany przez uprawnionego rzeczoznawcę za pojazd unikatowy.

Inwestowanie w oldtimery się opłaca!

Bez względu na to, jaki model samochodu kolekcjonerskiego wybierzemy za cel naszej inwestycji: klasyczny, vintage, veteran albo też youngtimera z lat 90-tych. Czy będzie to pojazd historyczny lub zabytkowy. W przypadku takiej inwestycji możemy spodziewać się rentowności na wysokim poziomie. Jest tak, ponieważ w dzisiejszych czasach samochody kolekcjonerskie zapewniają wyższy zwrot, niż inne tradycyjne klasy aktywów.

Według rankingu luksusowych inwestycji Knight Frank:

  • inwestycje w wina dają  inwestorom 3% zwrotu w okresie 12 miesięcy,

  • zegarki, zapewniają zwrot na poziomie 4 %,

  • monety 10 %,

  • oldtimery natomiast dają inwestorom 28% zwrotu w ciągu jednego roku.

inwestowanie w oldtimery jest opłacalne

Następnym razem, gdy będziemy mijać na drodze „dziadka” oldtimera, pomyślmy o nim może w kategorii doskonałej lokaty kapitału, a nie złomu i zawalidrogi.

Źródło: GQ / RainsfordsCollectableCars/ Dz.U.z2012 r.Nr.poz.1137

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

Petro

Po tygodniu funkcjonowania prezydent Nicolas Maduro powiedział, że “Petro” tj. narodowa kryptowaluta Wenezueli zebrała 3 miliardy dolarów. Kwota ta wpłyneła ze 171,015 certyfikowanych transakcji od inwestorów z 127 krajów.

Rząd wenezuelski ogłosił 20 lutego początek przedsprzedaży dla swojej krajowej kryptowaluty. Maduro twierdził, że w pierwszym dniu zebrało 735 milionów dolarów.

Minister edukacji, nauki i technologii, Hugbel Roa, wyjaśnił, że przedsprzedaż potrwa 30 dni. “Po wstępnej sprzedaży nastąpi wyprzedaż aktywów cyfrowych, które potrwają 15 dni” – opisał. ” Po 45 dniach, które przetrwają te dwa procesy, zaczniemy z wielką siłą, aby skonsolidować cały podsystem wymiany waluty.”

Według państwowego radia Radio Mundial, Prezydent Maduro stwierdził, że “ponad 3 miliardy dolarów odnotowano po sprzedaży i transakcjach związanych z wenezuelską krypto-walutą, petro”.

Informacje potwierdzono na stronie internetowej wenezuelskiego Ministerstwa Komunikacji i Informacji, które przytoczyły słowa Maduro: „Przez pierwsze siedem dni, od premiery kryptowaluty, państwo otrzymało 3 miliardy dolarów, które zostaną wykorzystane na pokrycie potrzeb finansowych kraju.”

thecryptorex

#kolejne artykuły