Gdy moi rówieśnicy kończą studia, chwaląc się zdjęciami z pracą magisterską, ja kończę kolejny projekt i udostępniam go klientowi. I choć nigdy nie żałowałem, i nadal nie żałuję porzucenia studiów, w takich chwilach odzywa się we mnie szept sentymentalisty, niosący ze sobą powiew tego, czego nie wybrałem. Ten szept ma zapach przedłużonej beztroskości, woń mniejszej odpowiedzialności i zaduch ogromnych nadziei, jeszcze niezweryfikowanych przez rzeczywistość.
Gdybym został, byłbym psychologiem
Jestem częścią Facebookowego i Instagramowego życia. Niezbyt interesuje mnie, co robią inni, ale czasami dotrze do mnie zdjęcie z życia moich znajomych. Jest 2022 rok, a to oznacza, że moi rówieśnicy – rocznik 98 – zostali „nominowani przez system” do kończenia studiów, bronienia prac magisterskich i dumnych zapowiedzi podbijania rynku pracy. Dlatego dość często widzę zdjęcia, które mówią: „Skończone! Jestem magistrem”.
Zwykle mam w głowie gratulacje, kierowane pod adresem moich wytrwałych znajomych. Mnie się nie udało strawić polskiej myśli edukacyjnej, dlatego mam duży szacunek dla wszystkich, którzy świadomie przeszli przez studia. Czasami natomiast słyszę szept sentymentalisty: „Gdybyś nie robił przerwy po liceum i nie odszedł po pierwszym roku studiów, byłbyś teraz magistrem, byłbyś psychologiem”.
Byłbym…
Ale myślę, że byłbym również sfrustrowanym i zagubionym człowiekiem.
Naprzeciw nieznanemu i niepewnemu
Jestem szczęśliwy. Nie będę rozwodził się nad życiem prywatnym (bo jest prywatne…), ale mam wszystko, czego potrzebuję. Włącznie z pracą, którą lubię. O ile teraz czuję się pewnie z tym, co wybrałem i co robię, to podjęcie tej decyzji nie było łatwe.
Myśl o odejściu ze studiów pojawiła się po pierwszym semestrze. Na koniec pierwszego roku byłem już zdecydowany, ale przestraszony, dlatego wątpiłem w swój wybór. Ostatecznie poszedłem na roczny urlop dziekański, przedłużając sobie możliwość podjęcia decyzji. Gdy po roku wybił termin, w którym musiałem dokonać nieodwołalnego wyboru, nadal się wahałem: między „pewnymi” studiami i „niepewną” ścieżką copywritera/pisarza.
Z pomocą psychologa i najbliższych wybrałem tę „niepewną” drogę.
Na ten moment mogę powiedzieć, że ta „niepewność” drogi nie jest prawdziwa, tylko zaaplikowana przez system edukacji, w który zostaliśmy wrzuceni od najmłodszych lat. Wielu chce, abyśmy wierzyli, że „pewne jest to, co przebiega pod dyktando systemu”. To nieprawda, a jedyną opcją do prawdziwego zweryfikowania jakiejkolwiek drogi jest pójście nią i zobaczenie, co znajduje się za zakrętem i górką…
Idę i sprawdzam, badam, doświadczam…
To nie miejsce, ani czas na rozpisywanie się na temat drogi, którą przeszedłem. Moja podróż trwa, więc pisanie o niej byłoby tak samo zasadne, jak tworzenie biografii sportowców, którzy nadal są czynnymi zawodnikami (nigdy nie rozumiałem motywacji autorów, poza chęcią zarabiania pieniędzy).
Nie ma jednego sposobu na życie i jednej drogi do tego, czego pragniemy. Wiele osób – przez te wszystkie lata edukacji – wmawiało mi i pokazywało, że jedynymi słusznymi opcjami na „życie” i „pracę” są dobre szkoły, ukończenie studiów, zdobycie wykształcenia… Przez lata żyłem w przeświadczeniu, że tak trzeba, mimo że czułem, że to Matrix – coś nierealnego, w co jestem wpychany.
Wybrałem inaczej, ale Ty nie musisz.
Wrzucony w pralkę rzeczywistości
Każda decyzja niesie konsekwencje. Świadomie pozbawiłem się czterech lat studiowania, podczas których mógłbym poznać wiele świetnych osób, dużo się nauczyć, poszerzyć swoje horyzonty, nawiązać cenne kontakty, rozwinąć zainteresowania albo wyjechać za granicę. Nie mogę dziś pochwalić się, że jestem magistrem i psychologiem. Nie mogę usłyszeć gratulacji od znajomych, przyjaciół lub rodziny. Nie mogę doznać tej mieszanki satysfakcji, ekscytacji i nostalgii, wynikającej z tego, że to koniec – pora na nowy etap.
Mam takie poczucie, że studiowanie to brama do dorosłości. Przechodząc przez nią, przygotowujesz się do tego, co czeka Cię w rzeczywistości bez wykładów, ćwiczeń, zaliczeń, egzaminów. Mam wrażenie, że studiowanie jest nie tylko po to, abyśmy zdobyli wykształcenie, ale abyśmy nauczyli się żyć w świecie poza murami uczelni. Nie wiem, czy się zgodzisz, ale studiowanie przypomina mi przedłużenie beztroskości z poprzednich lat edukacji, która jest połączona z samodzielnością i niezależnością dorosłości.
Gdy myślę o tym w ten sposób, wiem, co straciłem. Czasami dyskutuję z szeptem w moim głowie, który sugeruje, że: „zrezygnowałem z młodości”. Momentami ciężko mi tego słuchać, ale tylko dlatego, że skurczybyk ma trochę racji, co nie? Z drugiej strony jest mi dobrze. Nie żałuję swojej decyzji. Jestem wdzięczny za to, co mnie spotkało, mimo że na początku czułem się oszołomiony życiem poza „systemową edukacją”. Miałem wrażenie, że moja rzeczywistość jest gigantyczną pralką, która kręci się szybciej, niż powinna.
Dziś nic się nie kręci. Mam stabilne podłoże pod stopami. Czasami zawieje wiatr. Czasami się przewrócę, ale wtedy korzystam z okazji i po prostu leżę. Czuję wolność, której nie czułem podczas studiowania. Ceną tej wolności jest natomiast… Wolność. Wybaczcie, ale nie będę tego tłumaczył. Sami poszukajcie w tym znaczenia dla siebie.
Szept sentymentalisty
Szept sentymentalisty towarzyszy mi przez całe życie. Czasami się śmiejemy, czasami płaczemy, a czasami sprzeczamy się o drobiazgi. Lubię go jednak, bo przynosi mi refleksję i świadomość konsekwencji moich decyzji. Poza tym jest całkiem mądry, wrażliwy i ma trafne przemyślenia.
Studiowanie, pracowanie, prowadzenie własnej firmy i jakikolwiek wybór nie jest na zawsze. Czasu cofnąć nie możemy, ale zawsze możemy zdecydować inaczej. Każdy wybór to jednak konsekwencje, za które trzeba wziąć odpowiedzialność. To nie ten etap, w którym możemy schować się za mamą albo zastawić się tatą.
Nie telepmy się jak ryba, której brakuje tlenu – nie zmieniajmy, co pięć minut decyzji, miotając się między kilkoma ścieżkami. Dajmy sobie czas, aby poznać drogę, którą idziemy. Nie ignorujmy drogowskazów, które pojawiają się zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Bądźmy wytrwali, ale jednocześnie czujni i gotowi na konsekwencje – na tyle, na ile to możliwe.
Życzę tego zarówno tym z Was, którzy wybrali studia i właśnie je kończą lub zaczynają, jak i tym z Was, którzy zrezygnowali ze studiowania i poszli inną ścieżką.
Na koniec chcę powiedzieć coś, co myślę, że jest najważniejsze: bez względu na wszystko – wierzcie w siebie.