Sprawozdanie Wariata. Nadzieja, która ratuje życie. | worldmaster.pl
#

Wiecie, kiedy przegrywamy? Nie wtedy, gdy po raz kolejny ryjemy w błocie – połamani. Przegrywamy wtedy, gdy tracimy nadzieję – złamani. I właśnie o tym będę pisał. O nadziei, której nam brakuje. A to jest Sprawozdanie Wariata. Czyli moje.

Sprawozdanie Wariata. Nadzieja w kilku słowach.

„Sprawozdanie wariata”. Tak nazwałem tekst, który teraz czytacie. Uznałem, że to całkiem niezła nazwa, no i… Zostało. Jestem więc wariatem, bo któż nim nie jest? Wszyscy mamy w sobie coś, co odróżnia nas od tła, w którym się poruszamy. Jesteśmy wyjątkowi i zwyczajni zarazem. Oryginalni, ale też podobni do innych. Chcemy wierzyć, że jesteśmy „Inni”, ale Sorry Winnetou! Nie jesteśmy! Zostawmy to jednak. Miało być o nadziei, więc będzie.

Nie uchwycisz jej w obiektywie aparatu. Nie leży sobie na sklepowej półce i nie czeka, aż po nią przyjdziesz i kupisz jak worek ziemniaków. Nadzieja jest… No właśnie. Czym?

nadzieja chroni przed śmiercią

Czym jest nadzieja?

Każdemu kojarzy się z czymś innym.

Nadzieja jest wtedy, gdy patrzymy na umierającą matkę i jesteśmy w stanie planować wraz z nią przyszłoroczne wakacje. Mimo że jej czas życia liczy się w dniach, a nie latach. Nadzieja to promyk słońca, który czujemy na skórze pomimo deszczowego i pochmurnego dnia. Nadzieja to porzucenie bezpiecznych studiów na rzecz odległych marzeń. Celów, do których nie ma mapy. Nadzieja jest intensywnym oczekiwaniem z szybkim biciem serca, czy tym razem powołaliśmy do istnienia nowe życie, mimo że specjaliści w białych fartuchach nie pozostawili nam żadnych złudzeń. Nadzieja jest wtedy, gdy potrafimy po śmierci bliskiej osoby zastanawiać się, czy jest jej wygodnie i dobrze.

To siła spajająca świat, podtrzymująca więzi i utrzymująca nas przy życiu. Pozbywając się jej, przegrywamy – fizycznie, duchowo. Pod każdym możliwym względem.

modlitwa

Nauka zabija wiarę.

Nadzieja jest czekoladą w PRL-owskich sklepach XXI wieku. Towar deficytowy, który sami sobie dozujemy, nie zauważając, że tuż obok stoi ogromny supermarket, w którym możemy przebierać w różnorodności produktów.

Ograniczamy siebie i swój sposób patrzenia na świat, bo brakuje nam wiary, które jest nierozłącznie z nadzieją związana. Wierzyć, że coś jest możliwe, to mieć nadzieję, że to coś się wydarzy. Poszliśmy mocno w teoretyczną i naukową ścieżkę rozumowania. Patrzymy w statystyki, a kolorowe słupki przebijają naszą świadomość jak zuchwałe przebiśniegi śnieżną powłokę.  Koła podzielone cyframi i kolorami wirują nam przed oczami jak parasole nad polskim morzem. Oglądamy tabelki z kolumnami cyfr, które tańczą dla nas smutną lambadę.

Przygnębiające jest życie, gdy porzucamy nadzieję na rzecz prawdopodobieństwa, statystyk i możliwości. Przestajemy wierzyć w wyzdrowienie ojca, któremu podarowano 0.1% szans na przeżycie, bo to przecież tak mało i to przecież niemożliwe, aby się udało. Niemożliwe? Myślę, że świat widział już nie takie rzeczy. Nasza nadzieja jest jak mydlana bańka. Pęka przy napotkaniu pierwszej, lepszej przeszkody. Wystarczy, że usłyszymy „nie dasz rady”, „jesteś do dupy” albo „nie ma szans” i… Siuuuup! Równia pochyła. Lecisz w dół. Szkoda.

Uzależniamy nadzieję od zewnętrznych czynników, które mogą być tak samo prawdziwe, jak fałszywe. A przecież nadzieje jest w nas. Tak samo, jak serce, żołądek, wątroba… Tylko ona nie jest fizyczna. Nie można dać dwustu złotych za jej zbadanie i uzyskać pewność, że jesteśmy zdrowi. Nikt nie powie: „Ooo Panie Tomaszu, Pana nadzieja jest zdrowa. Może Pan spać spokojnie, a gdyby pojawiły się problemy, niech Pan zażyje tabletkę dwuwiarotrinadziejomonoprzywracacza. Tak wie Pan: rano i wieczorem!”

Mimo to nadzieja w nas żyje i podtrzymuje przy życiu. Sądzę, że bardziej niż fizyczne organy organizmu. 

Gdzie szukać nadziei? Chwyć ją za rękę.

Ciągle myślę „Sprawozdaniu Wariata” i zastanawiam się, dlaczego akurat ten tytuł. Musiało coś do tego doprowadzić, ale najwidoczniej tego nie uchwyciłem. Cóż, zdarza się! Wariacki był jednak na pewno ostatni czas w moim życiu, gdzie nadzieja wyciągnęła do mnie dłoń wtedy, gdy okropnie jej potrzebowałem.

nadzieja ratuje życie

Chwyciłem ją kochani i nie mam zamiaru puszczać!

Nie powiem Wam, jak odzyskać nadzieję. Z tym nie pójdziecie do lekarza, który wypisze Wam receptę na syropek, który będziecie sobie pić przed snem i poczujecie się lepiej. Musicie nad tym popracować. Pewnie, że specjaliści Wam pomogą, ale poprzez wskazanie kierunku. Psycholog może obudzić w Was świadomość, zapalić iskierkę, ale nie zrobi za Was „brudnej roboty”. To Wy gracie tutaj główną rolę na deskach teatru życia, w którym scenografia zmienia się wraz z tykaniem zegara.

Zegara śmierci rzecz jasna, bo innego na tym świecie nie ma. Wszystkie pozostałe to tylko ludzki wymysł i próba obłaskawienia czegoś, co jest totalnie poza naszą kontrolą i człowieczymi możliwościami. Nam się tylko wydaje, że panujemy nad czasem. Ba! W ogóle nam się wydaje, że panujemy nad czymkolwiek! Zabawne myślenie… Bo przecież mamy problem nawet w zapanowaniu nad sobą i swoim życiem, no nie?

No, ale wracajmy. Nadzieja! To o niej tutaj mowa.

Szukajcie jej w sobie, ale nie tak jak szukacie pięćdziesięciu złotych, które wpadły Wam przez nieuwagę do kosza na śmieci i paluszkami próbujecie je wygrzebać, byleby nie pobrudzić wykremowanych rączek. Nadziei szukajcie całym ciałem i duszą. Wywleczcie wszystko (dosłownie – WSZYSTKO), co w sobie macie, nawet jeśli jest to piekielnie ciężkie i nieporęczne, rozejrzycie się po pustce, którą zrobiliście, a potem zacznijcie układać na nowo. Wiecie… Książki na regały, a nie na podłogę. Ubrania do komody, a nie na telewizor. Koszule na wieszaki, a nie na klamki od drzwi. Rozumiecie, o czym mówię?

W końcu ją odnajdziecie, choć może się okazać, że była w tym zakurzonym, zniszczonym i brzydkim pudle, po które sięgnęliście na samym końcu…

Nadzieja smakuje lepiej z innymi.

Jeśli macie taką możliwość, zaproście kogoś, żeby pomógł Wam w szukaniu. We dwóch zawsze raźniej, no nie? A nuż czasem ta osoba się do Was uśmiechnie, spojrzy na Was ciepło, może chwyci za dłoń albo nawet przytuli, a Wy w dziwnym i zaskakującym przypływie uniesienia, obejmiecie ją, wtulicie się w jej ciało i powiecie: „Dziękuję”.

przytulanie

Bo to jest właśnie sedno problemu. Miejsce, którego szukacie. We dwójkę szuka się nadziei szybciej. Samemu można ryć twarzą w błocie do śmierci i nigdy nie zobaczyć niczego poza śmierdzącą mazią, ale z kimś… Z kimś bliskim to się nawet przyjemnie płacze. Prawda?

Nie zamykajcie się więc na samotne poszukiwania i porządki. Wiem, że jesteśmy takimi wielkimi indywidualistami, że wołanie o pomoc nam nie przystoi… Wzdycham teraz ciężko i delikatnie kręcę głową, bo nie tędy droga. Nie bójcie się zaprosić do siebie kogoś, kogo kochacie. Zamykanie drzwi przed nosem jest bardzo niegrzeczne, a nie proszenie o pomoc wtedy, gdy jej najbardziej potrzebujemy, to zwyczajna głupota. Nie ma niczego chwalebnego w zgrywaniu chojraka. To pusta duma, która kończy się w momencie, gdy znikamy innym z oczu.

Nadzieja matką głupich, czy umiera ostatnia?

W nadziei zawiera się życie. Nawet jeśli komuś je odebrano. Komuś, kogo kochaliśmy… Kogo szanowaliśmy… Kto był dla nas cudownym człowiekiem. Bez nadziei jesteśmy chodzącymi trupami z tanich filmów o zombie. W zasadzie to nawet gorzej, bo one już niczego nie czują. A my tak: ból, rozpacz, cierpienie, krzywdę, żal, poczucie straty…

Mieć nadzieję to znaczy żyć.

nadzieja umiera ostatnia

Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Może… Wolę być więc głupi i mieć nadzieję, niż mądry i zdychać od środka z rozrywającym bólem straty i istnienia. Sądzę, że wiem, co autor miał na myśli.

Wierzyć, że będziemy dumnymi ojcami czwórki dzieci z cudowną żoną u boku, ale nie robiąc nic w tym kierunku – to jest głupota. Ale przecież i takie głupoty okazywały się niczym wobec potęgi, mocy i niezwykłego poczucia humoru Stwórcy, prawda? Bo „przypadkowo” w sobotni poranek natrafiliśmy w piekarni na kobietę, której pomogliśmy zbierać rozsypane po całym pomieszczeniu bułki, które nieopatrznie wypuściła ze swoich gładkich rąk. I równie „przypadkowo” nasze dłonie złapały za to samo pieczywo, a potem nasze oczy spotkały się i „niespodzianie” wymieniliśmy się numerami telefonów, potem „jakoś tak wyszło”, że zaprosiliśmy się na Facebooku i „nieoczekiwanie” spotkaliśmy się na wieczornej kolacji. Pierwszej od pięciu lat…

Kto tu jest więc głupi?

Wszyscy po trochu, bo przecież nie wszystko musi kończyć się szczęśliwie. Nasza mama może umrzeć, chłopak nas rzucić, a praca okazać się wyjątkowo gównianą robotą, której nienawidzimy z całego serca, a szef prostakiem bez godności. Ale jest nadzieja… I dlatego wierzymy, że to nie okaże się prawdą, a przyszłość będzie lepsza.

Zginiesz, czy przetrwasz?

Widzisz czytelniku… Nadzieję można posmakować, dotknąć, zobaczyć, usłyszeć i zwłaszcza – poczuć. Zwariowałem? W takim razie tajemnica naszego tytułu została rozwiązana! A skoro osiągnęliśmy tak wiele, nie zatrzymujmy się. Idźmy dalej.

Nadzieję możesz zobaczyć na uśmiechniętych twarzach, które pomimo bólu, cierpienia i ogromnej krzywdy wciąż wierzą. Jest czułym głosem ukochanej, który przebija się przez Twój szloch. Nadzieja to dotyk, który dodaje otuchy w najczarniejszych momentach życia. To zapach mroźnego powietrza w słoneczny, zimowy poranek, który jest dla nas dowodem, że jednak jeszcze żyjemy…

czy nadzieja jest matką głupich?

Jest niematerialna, ale wcale nie nieuchwytna.

Bywa, że trudno jest po nią sięgnąć. Toniemy w ciemności, łykamy łzy, serce boli nas z rozpaczy, a obok nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc. Zajęci swoimi problemami, zamknięci w swoich światach, nie dostrzegają, że potrzebujemy pomocy. Nie obwiniajmy ich, bo każdy ma swoje życie, w którym są inne problemy, inne troski, inne decyzje i wybory.

Jest nam ciężko i nie czujemy najmniejszego promyka na twarzy. Powtarzamy sobie, że to koniec, że nie ma żadnego wyjścia… I tak mija dzień pierwszy.

W drugim budzimy się z tym samym bólem. Cierpimy, tłuczemy się od ściany do ściany, nie mogąc normalnie funkcjonować. To amok rozpaczy. Tak mija dzień drugi.

W trzecim wstajemy z łóżka, siadamy przy stole i sięgamy po kromkę chleba, którą żujemy beznamiętnie i bezrefleksyjnie, rozpamiętując wszystkie błędy i krzywdy. Tak mija dzień trzeci.

Po nim nastąpi dzień czwarty, ósmy, siedemnasty i czterdziesty czwarty.

I wiecie, co?

To wcale nie musi minąć. Przykro mi, bo pewnie spodziewaliście się, że napiszę, iż ból zelżał, cierpienie ustało… Może. Kto to wie? Równie dobrze historia może kończyć się na wytrzymałym pasku od spodni, przewieszonym przez równie mocny żyrandol w salonie. Brutalne, ale brak nadziei pozbawia chęci do życia. Bo po co żyć, skoro nie widzi się światełka w tunelu, nawet jeśli są to reflektory zbliżającego się pociągu? 

Pomyśleliście, że zawsze można do niego (a nie pod niego) wskoczyć?

Nie porzucaj nadziei!

Miejmy nadzieję, że wyzdrowiejemy. Wierzmy, że wyjdziemy z tego cało, nawet jeśli teraz jest tak piekielnie źle. Miejmy nadzieję, że odbudujemy relację z mamą. Że po śmierci zobaczymy naszego ukochanego dziadka, ukochaną babcię, ukochanych ludzi, którzy odeszli… Wierzmy, że możemy spełnić swoje marzenia i nigdy nie porzucajmy nadziei, że pomimo osaczającego nas zła, za nim zawsze znajduje się promyk dobra.

Tak jak ponad gęsto zbitymi chmurami w wyjątkowo deszczowy dzień, zawsze znajduje się słońce.

Nie porzucaj nadzieje,

Jakoć sie kolwiek dzieje:

Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,

A po złej chwili piękny dzień przychodzi.

Napisał to człowiek, który stracił swoje ukochane dziecko. Swoją ukochaną Urszulkę Kochanowską…

Nie porzucaj nadziei człowieku. Jest źle, ale może być lepiej. Uwierz, wstań i idź dalej.

To wcale nie jest koniec…

wiara

Mówisz, że chcesz być szczęśliwy, ale żyjesz na zaciągniętym ręcznym hamulcu? Pożądasz przygód, ale boisz się ciężaru plecaka? Pragniesz spełniać marzenia, ale brzydzisz się potu? Zabawne… Nie uważasz, że to śmieszne? Żyjesz asekuracyjnie. Ciągle się boisz! A odwaga? Co z nią? Podejmij ryzyko!

Gdzie Twoja odwaga, Człowieku?

Dziwi mnie ludzka (w tym także moja) skłonność do komfortu i życia według ustalonych dogmatów. Zachowujemy się, jakbyśmy byli nieśmiertelni. Zapominamy, że teoretycznie mamy przed sobą około siedemdziesięciu lat.

Dużo? Mało?

Co za różnica, skoro nie potrafimy tego wykorzystać?

Ciągle się boimy. Kieruje nami strach. Najmniejszy przejaw „inności” powoduje, że nasze serce przyspiesza, na czole perli się pot, a nasze nogi miękną. Ryzyko jest nam obce!  Wybieramy nijakość, którą reprezentujemy sobą na co dzień. Jesteśmy szarą masą bez wyrazistości.

odwaga

Zakładamy kajdanki na nadgarstki, przykuwamy się do ściany, a potem płaczemy, że nie możemy się ruszyć! To tak, jakby zamknąć oczy i narzekać, że jest ciemno! Człowieku, myśl! Podejmij ryzyko!

Ale wiesz, że nie jesteś wieczny, prawda?

Wchodzicie do lasu. Byliście w nim tylko jeden raz – z rodzicami. Świeci słońce, a jakaś niesforna pszczoła brzęczy Wam obok ucha. Nagle zatrzymujecie się. Widzicie dwie drogi. Obie bardzo do siebie podobne. Jedną już jednak szliście. Wtedy – z rodzicami. Druga jest Wam obca. Pozostaje nieodkryta i tajemnicza. Którą drogą pójdziecie? Gdzie postawicie pierwszy krok?

mroczny las

Rozumiecie tę analogię? Nie ryzykujemy, bo wolimy tkwić w swoim małym świecie bez perspektyw. Ten świat przynajmniej znamy.

Życie to podróż. Każdy wie, kiedy się narodził, ale nikt nie wie, kiedy umrze. Wyobrażacie sobie, znać datę swojej śmierci? Ależ to by niszczyło całą zabawę! Bo co to za frajda, skoro wiesz, że jutro umrzesz na udar mózgu? Po co się więc starać, jeśli i tak zgaśnie światło, i… Koniec! Nie ma Cię!

Nikt nie wie, jak długa jest jego droga i dokąd ona prowadzi! To jest właśnie najciekawsze. Rodząc się, stajemy na nieznanej ścieżce. Z biegiem lat poznajemy ją coraz lepiej. Tylko od nas zależy, czy będziemy szli naprzód, eksplorując teren, czy wciąż będziemy dreptać po swoich śladach.

Podejmij ryzyko! Zaryzykuj! Zrób coś… Innego. Coś, co wprawi w zdumienie Ciebie samego! I proszę, niech to nie będzie zmiana smaku dżemu na śniadaniowej kanapce…

Podjąłem ryzyko i… zostałem orangutanem?!

Ponad rok temu nadszedł dzień, w którym zaryzykowałem. Serce waliło jak młotem, a stres wylewał mi się uszami. Słyszałem, jak wielka część mnie krzyczy, abym przestał, ale powiedziałem sobie:

Tomasz, spróbuj. Jedynie spotkasz się z krytyką. Jedynie nie podołasz. Co możesz stracić?

W tym miejscu wymieniłem parę czynników.

Następnie zapytałem siebie:

A co możesz zyskać?

Podziałało.

W ten sposób jestem tutaj i piszę dla Was tekst numer 131. Bez ryzyka, które podjąłem ponad rok temu, nie byłbym w tym miejscu. Bez ryzyka innych osób nie miałbym nawet szans na podjęcie decyzji.

Rozumiecie znaczenie tego wszystkiego?

Gdyby nie ryzyko, być może nigdy nie wydałbym książki. Gdyby nie to ryzyko, prawdopodobnie wiedziałbym w tym momencie o połowę mniej i wciąż kręcił się wokół własnego ogona, sądząc, że odkrywam siebie. Ryzyko pozwoliło mi wyjść z klatki. Dotrzeć na rozległą, leśną polanę, z której roztaczają się dziesiątki dróg – każda jest inna i jeszcze przeze mnie nieodkryta.

Co jednak najważniejsze, to ryzyko pozwoliło mi uwierzyć w siebie. Jeśli wciąż uważacie, że uprawiam tani coaching, to przyjmuję to wszystko z wdzięcznością. Dopóki widzę, że się rozwijam, otaczam się wartościowymi ludźmi i kieruję się dobrymi wartościami, możecie nazywać mnie nawet orangutanem Bobo.

Nie jesteś gorszy! Zaryzykuj i kreuj świat.

Przeceniamy straty, które możemy ponieść. Wyolbrzymiamy każdą klęskę, nie doceniając przy tym potencjalnych zysków. Jesteśmy czarnowidzami! Porażka wydaje nam się o wiele bardziej prawdopodobna niż zwycięstwo, nawet jeśli szanse wynoszą pół na pół. Skąd wiesz, że ryzyko podjęte dziś, nie spowoduje ogromnego sukcesu i niezwykłej przygody w Twoim życiu za pięć lat? Skoro zakładasz porażkę, czemu nie możesz założyć zwycięstwa?

Steve Jobs, w nagraniu, które otwiera oczy, rzekł:

Everything around you that you call life, was made up by people that were no smarter than you.

Idziesz smętnie swoją ścieżką i patrzysz wyłącznie pod nogi. Buty szeleszczą na opadłych, jesiennych liściach. Są żółte, czerwone, ale dominują te brunatne. Jest cicho. Tylko delikatny szelest… Powoli zapada zmrok. Wszystko gaśnie. I nagle dociera do Ciebie, że wcale nie jesteś gorszy!

Stajesz z wrażenia, rozglądasz się i zaczynasz rozumieć! Po upływie dziesięciu sekund już biegniesz. Pędzisz wprost w nieznane, bo rozumiesz, że to właśnie jest sensem życia.

droga w nieznane

Jesteś swoim więźniem.

Nie możesz wszystkiego, ale możesz więcej, niż sądzisz. Powiedz Nickowi Vujicicowi, że nie może pływać, prowadzić spotkań z dziesiątkami tysięcy ludzi i pisać książek. Powiedz Isaiahowi Thomasowi, że nie może być jednym z najbardziej rozpoznawalnych koszykarzy NBA. Idź i powiedz Elonowi Muskowi, że nie może zmieniać naszego spojrzenia na wszechświat, kolonizując Marsa.

Idź. Zrób to!  Zobaczysz, że każdy – nie tylko wyżej wskazani – uśmiechnie się dobrotliwie pod nosem i szepnie:

Nie mogę? Kto tak twierdzi? A zresztą… Po prostu patrz.

Wszystko, co nas ogranicza, to my sami. Dogmaty, które zostały nam wpojone przez otoczenie: rodzinę, szkołę, nauczycieli, kolegów. Chłoniemy rzeczywistość naszych bliskich, nie zastanawiając się, co tak naprawdę jest prawdą!

Zobaczcie, w jakim ciemnogrodzie umysłowym żyjemy! Skupiamy się wyłącznie na maleńkim pyłku możliwości.

Naszym całym światem jest dom, w którym żyjemy, budynek, w którym pracujemy, sklep, w którym kupujemy i droga, po której jeździmy!

To gorsza ciemnota niż w średniowieczu. Tam przynajmniej zwracano uwagę na nieuchronnie, zbliżającą się śmierć, a my zachowujemy się jak nieśmiertelni ignoranci!

Przepraszam. Nie piję. Wolę Rio!

Mamy do dyspozycji cały świat. Cały! Sądzicie, że nie możecie go zdobywać? Dokładnie.

Tylko tak sądzicie.

Parę dni temu rozmawiałem z moim przyjacielem. Jak zawsze była to głęboka, ożywiona i w żaden sposób nieograniczająca rozmowa.

Od słowa do słowa ustaliliśmy jedną, bardzo ważną rzecz.

Jeśli każdego dnia schowasz do skarbonki dziesięć złotych, co jest zapewne odpowiednikiem kawy w Starbucksie, to za osiemnaście miesięcy będziesz w stanie spędzić cały miesiąc w Rio de Janeiro.

Tak. W tym Rio. W Brazylii.

pomnik Chrystusa w Rio de Janeiro

Naprawdę nadal twierdzisz, że się nie da? Że nie możesz poznawać nowych dróg w swoim życiowym lesie, bo nie masz na to pieniędzy? Przestań kupować tę butelkę pepsi każdego dnia. Za rok spędzisz co najmniej tydzień w dowolnym miejscu w Europie.

Wszystko jest kwestią perspektywy. Nie widzimy okazji, bo nie myślimy. Jesteśmy głupcami, którzy stają na ścieżce i idą do punktu, w którym droga się urywa. Baterie się wyczerpują i w ostatnim przebłysku świadomości, zaczynamy rozumieć, że to koniec i nie będzie dalszego ciągu.

Nie ma Happy Endu.

Bzdurą jest, że spróbujesz następnym razem, bo teraz nie czujesz się najlepiej. To największe kłamstwo, jakie słyszałem. Nigdy nie będzie idealnego momentu! Nie ma czegoś takiego jak perfekcyjny czas na zrobienie czegoś. Zawsze może nam się wydawać, że mogliśmy zrobić coś lepiej, ale przecież równie dobrze, mogliśmy zrobić coś gorzej. Myślisz o tym?

Koloseum w Rzymie

Podejmij ryzyko i przeżyj przygodę.

Zaryzykuj nie tylko dla zysków, ale dla samej ekscytacji z podróży. Wiesz, jakie to niesamowite, gdy wchodzisz w nową drogę i widzisz, że tutaj wszystko jest inaczej?

Idziesz i dostrzegasz, że drzewa są inne. Nigdy takich nie widziałeś! Rozłożyste konary, ogromne liście i kora miękka w dotyku. Patrzysz w dół, a tam fioletowe kwiaty. Mają płatki w kształcie serca! Chcesz je dotknąć, ale nim je muśniesz, uderza Cię ich wspaniały zapach, którego nigdy w życiu nie czułeś! Dociera do Ciebie, że to jest to. Poznawanie jest sensem życia. Doświadczanie, a nie pieniądze. Przeżywanie, a nie stabilność!

piękna natura

Stateczność jest dobra, ale dla osób, które lubią kręcić się w kółko. Daje bezpieczeństwo i komfort, ale co poza tym?

Mieszkanie na kredyt, samochód na raty, praca na etat, życie na przetrwanie…

Czy tak ma wyglądać nasz koniec? Czy naprawdę tego pragniecie? Stabilności w wieku, w którym wciąż możecie dosłownie zdobywać szczyty?

Proszę Was.

Nie mówcie mi, że nie ryzykujecie, bo tak lubicie, kiedy wszystko w Waszym wnętrzu krzyczy i rwie się do działania. Wiem doskonale, że istnieje garstka, która lubi tę stagnację i wcale jej nie przeszkadza gniecenie trawy na polanie życia, którą spacerują od dziesiątek lat. Super! Ale co z resztą? Co z nami wszystkimi, którzy pragną wejść w ciemny las bez działającej nawigacji i z rozładowanym telefonem? Co z nami, którzy chcą, ale się boją?

Odważ się żyć, bo na razie wyłącznie śnisz.

Ryzyko nie jest łatwe, ale kogo to obchodzi?

Wszystko bardzo prosto brzmi, ale wierzcie mi, że naprawdę wiem, jak ciężko jest tego dokonać.

Stajecie przed drogą. To próba numer sześćdziesiąt osiem. Serce wali Wam jak oszalałe. Zaraz wyskoczy z piersi. W głowie huczy krew. Patrzycie wprost w nieznane. Gdzieś daleko na drodze majaczą ślepia. Kogo? Dzikiego zwierzęcia? Potwora? A może to tylko zwidy? Czujecie ucisk w żołądku i niesamowitą sztywność wszystkich mięśni. Teraz – myślicie. – Zrobię to! Bierzecie głęboki wdech. Z wrażenia zatyka Wam płuca. Nie słyszycie niczego poza własnym, ciężkim rytmem serca. Odliczacie. Od trzech.

Dwa.

Jeden.

podejmij ryzyko

I już macie robić ten pierwszy, najważniejszy krok, gdy nagle… Coś Was powstrzymuje. To Wy. Wasz lęk. Czujecie potworną niemoc. Opadacie z sił, spada adrenalina, wiotczeją mięśnie. Pojawiają się łzy i gorycz porażki. Kolejny raz zawiodła odwaga. Stchórzyłeś. Zamiast zwycięstwa, ponowie wydeptujesz tę samą ścieżkę…

Pierwszy Krok można nazwać różnie.

To może być naciśnięcie klawisza Enter w wiadomości do dziewczyny, która Wam się podoba. Może być to szybki ruch kostkami palców w drzwi, na których napisano: Prezes Firmy, Jan Kowalski. Możliwe, że jest nim zwykłe Przepraszam, powiedziane w odpowiednim czasie do właściwej osoby.

Nie ważne, czym jest dla Ciebie Pierwszy Krok. Zaryzykuj. Jeśli przegrasz – będzie bolało. Jeśli nie zrobisz niczego – będzie bolało jeszcze mocniej. Natomiast jeśli wygrasz – ból zniknie.

Co więc możesz stracić, skoro najgorsze, czego możesz dokonać to brak decyzji i bierność?

Odważ się żyć!

zaryzykuj

Uświadom sobie, ile przygód możesz przeżyć, gdy tylko sobie na to pozwolisz! Nie mówię tu o światowych wojażach, ale o codziennych sytuacjach! Zobacz, ile możesz zyskać, uśmiechając się do starszej Pani w tramwaju. Ile możesz zyskać, odzywając się do kobiety, która Ci się podoba. Nie musisz podbijać całego świata!

Sami siebie ograniczamy. Nikt nie zakłada nam kajdan na dłonie. Nikt nie każe nam błądzić w kółko i wydeptywać wąskiej ścieżki na polanie dorosłości. To zabawne, że tak bardzo siebie ranimy. W jakim celu? W imię komfortu? To śmieszne, bo właśnie poprzez ten komfort i nadmierne przywiązanie do niego, wyrządzamy sobie wyłącznie ból i cierpienie.

Życie z klapkami na oczach nie jest prawdziwym życiem. To jak patrzenie na świat przez dziurkę od klucza. Niby coś widać, ale obraz jest tylko częścią szerszej perspektywy.

Gdzie się podziała Twoja odwaga? Gdzie ta brawura, która w dzieciństwie nakazała Ci wstać i iść o własnych siłach? Zaryzykuj. Nie pukaj, ale chwyć za klamkę i wtargnij do środka. Masz do tego prawo, bo to Twoje życie! Dopóki oddychasz, możesz to zrobić. Pospiesz się jednak, bo ścieżka, którą podążasz, lada chwila może się urwać.

Podejmij ryzyko i z niej zejdź. Prosto w nieznane.

Doświadczenie jest rzeczą nieuchwytną. Nie można go zmierzyć, zważyć, policzyć, ani nawet zobaczyć gołym okiem. W czasach, w których liczy się to, co widać, jest ono więc spychane na drogę, którą nikt nie chodzi. To przykre, ale też zastanawiające, jak bardzo materializm wkradł się w nasze serca i pozbawił nas pamięci, jak istotne jest życiowe doświadczenie.

Praca – pieniądze, czy doświadczenie?

Podejmując decyzje, rzadko myślimy, czego możemy się nauczyć. O wiele częściej pytamy, ile możemy na tym zyskać. Efektem takiego postępowania jest gonitwa za pieniędzmi, luksusowymi samochodami i prestiżem, który jest tylko marną imitacją prawdziwej, ludzkiej sympatii. Rzeczy materialne przemawiają do nas o wiele głośniej. Dzieje się tak, choćby poprzez ich namacalność. Gdyby w ogłoszeniu o pracę zamiast wynagrodzenia widniała informacja, ile dzięki pełnionym obowiązkom się nauczymy, ile osób poznamy i jak cenne doświadczenie zbierzemy, to prawdopodobnie brakowałoby pracowników…

życie

Nie oszukujmy się. Zdecydowana większość ludzi podczas wyboru pracy sugeruje się płacą. Jestem pewien, że gdy zapytacie dwadzieścia osób, czy lubi swoją pracę, to około piętnastu odpowie, że nie do końca i chętnie by ją zmieniło… O czym to świadczy? Nie robimy tego, co naprawdę chcemy. Przedkładamy rzeczy materialne nad własne marzenia oraz cele. Przede wszystkim jednak pomijamy życiowe doświadczenie, łaknąc tego, co proste, łatwe, szybkie i na dodatek – wartościowe z kapitalistycznego punktu widzenia. Doskonale rozumiem, że możecie czuć się oburzeni, że dwudziestojednolatek próbuje Was pouczać. Zdaję sobie również sprawę, że pieniądze to delikatna sprawa, która w obliczu posiadania rodziny i zobowiązań, jest bardzo ciężka. Niemniej jednak wciąż jestem zdania, aby podczas wyboru pracy brać pod uwagę również Wasze preferencje. Nie wyobrażam sobie poświęcania połowy swojego życia na robienie czegoś, co w ogóle nie ma dla mnie sensu.

Doświadczenie – składnik osobowości.

Doświadczenie jest faktorem, który steruje naszym życiem.

Człowiek jest sumą doświadczeń

Rzecz jasna geny również mają swe znaczenie, ale nie istnieje człowiek, którego nie można byłoby zmienić pod wpływem środowiska, w którym żyje. Wróćcie do czasów, gdy byliście nastolatkami. Ile rzeczy robiliście tylko dlatego, żeby przypodobać się rówieśnikom? Jak często pod wpływem koleżanek lub kolegów robiliście z siebie głupków, byleby tylko im zaimponować?

Wszystko, co przeżywamy, składa się na to, jacy jesteśmy. Czasami możemy nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wydarzenia, których doświadczyliśmy przed laty, mogą determinować nasze obecne wybory. Świetnym – aczkolwiek brutalnym i nieetycznym – przykładem na to, jak można wręcz zaprogramować człowieka, jest eksperyment Johna Watsona wykonany prawie sto lat temu. Prezentował on kilkumiesięcznemu chłopcu białego szczura, którego dziecko się nie obawiało. Jednak każdej prezentacji zwierzęcia, towarzyszył nieprzyjemny dźwięk uderzania młotkiem o pręty. Efektem takiego zabiegu było uwarunkowanie chłopca i wzbudzenie w nim lęku przed szczurami, a dalej również przed podobnymi obiektami, jak króliki, a nawet broda eksperymentatora.

Z obiegowych opinii wynika, że chłopiec zmarł na wodogłowie. Wyobraźmy sobie jednak, co by się stało, gdyby dożył sędziwego wieku? Prawdopodobnie do końca życia miałby awersję przed szczurami!

Ktoś może w tym momencie powiedzieć, że cała procedura odbywała się w warunkach laboratoryjnych, ale przecież w podobny sposób wygląda nasze doświadczenie w wielu sytuacjach! Tylko pomyślcie! Jeśli ktoś nas zawiedzie, zdradzając powierzony sekret, to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że już tej osobie nie zaufamy. Co więcej – możemy mieć awersję do dzielenia się tajemnicami z kimkolwiek innym! Również, kiedy ktoś jest wobec nas gburem, jest duża szansa, że raczej nie będziemy spędzać z tą osobą czasu.

Życiowe doświadczenie determinuje więc nasze zachowanie!

szczery uśmiech

Radio Wrocław na przełamanie.

Parę dni temu po raz pierwszy w swoim życiu udzieliłem wywiadu w Radiu Wrocław Kultura, gdzie rozmawialiśmy o mojej debiutanckiej powieści. Było bardzo miło, przyjemnie i profesjonalnie. Zanim jednak się tam wybrałem, miałem w głowie przez krótki moment pewne wątpliwości, wynikające z nowości sytuacji, w jakiej się znalazłem.

Nie trwało to długo. Raptem trzydzieści minut. Rozwiązanie przyszło samo.

Uświadomiłem sobie, że cokolwiek się tam wydarzy i jakkolwiek wypadnę przed mikrofonem, to już na zawsze zostanie we mnie zapisane. Tego doświadczenia nikt mi już nie zabierze, a ja będę mógł się z niego uczyć. Myśląc o tym, znacznie się uspokoiłem i uświadomiłem sobie, że wcale nie chodzi o to, aby być idealnym i perfekcyjnym. Wręcz przeciwnie. Życie jest na tyle nieprzewidywalne, że nie da się być doskonałym. Można jednak za to poprawiać się i zmieniać na lepsze. Właśnie temu służy doświadczenie, które wzbogaca człowieka. Powoduje, że możemy rozkwitać i poszerzać swoje horyzonty. Uczyć się i poznawać świat skryty za welonem niewiedzy.

Myślicie, że gdybym odmówił wywiadu w radio, to byłbym z siebie zadowolony? Oczywiście, że nie! Przez pierwsze trzydzieści minut być może czułbym ulgę, ale to ulga z krótkim terminem ważności. Jest ona wytworzona przez mój umysł, łaknący spokoju, komfortu i braku zmian. Odmowa zrodzona z lęku przed niewiadomym bardzo często zabiera nam możliwość nauki. Wyrzucilibyście książkę do kosza zupełnie bez powodu? Wątpię! Czemu więc odmawiamy sobie na co dzień zdobywania cennej wiedzy, poprzez czerpanie doświadczenia?

Warto przełamywać siebie i stawiać się w nieco trudniejszych sytuacjach. Jeśli się boicie, przestańcie myśleć o tym, co się stanie. To tylko wasze domysły. Zamiast zatruwających sugestii skupcie się na benefitach. Pomyślcie, ile bezcennej wiedzy wyniesiecie z czynności, której pragniecie się podjąć, nawet jeśli poniesiecie klęskę!

Życiowe doświadczenie ponad materializmem.

Aby móc w pełni docenić potęgę zdobywania życiowego doświadczenia, należy wyzbyć się chęci posiadania rzeczy materialnych. Doświadczenie i materializm często nie idą ze sobą w parze. Rzekłbym, że rzeczy materialne zabijają czerpanie profitów z przeżyć, które nas dotykają. Oczywiście, że nie jest to żadną regułą, a idealną sytuacją jest możliwość zarabiania pieniędzy na czynności, która nas w pełni pochłania i powoduje świadome doznawanie. Niemniej jednak w większości przypadków obieranie pieniędzy za nasz główny cel rozwoju, przysłania prawdziwą wartość, która jest na wyciągnięcie ręki.

przygoda

Jestem pewien, że niejednokrotnie mieliście w życiu sytuacje, w których musieliście wybrać między pewnym i stałym zarobkiem a niepewnością pod względem finansowym i świadomością, że przeżyjecie świetną i cenną przygodę.

Nie pytam, co wybraliście. Wybór zawsze należy do Was.

Chcę jedynie zwrócić Waszą uwagę, że życiowe doświadczenie jest ważniejsze, niż się może wydawać.

Co możemy zyskać?

Doświadczenie czyni nas mądrzejszymi, rozważniejszymi i wytrwalszymi ludźmi. Doświadczając, uczymy się życia, przez co stajemy się spokojniejsi. Mniej rzeczy oraz osób jest w stanie wyprowadzić nas z równowagi. Niedogodności traktujemy w kategoriach wyzwania. Wiemy, że nawet sromotna klęska może nas czegoś nauczyć. Poznajemy w ten sposób siebie, a to iście bezcenna wiedza, której nie sposób zastąpić.

Wszelkie rzeczy materialne, którymi kierujemy się na co dzień, uczą nas co najwyżej jak pracować, aby zarabiać pieniądze. To wszystko. Nie uczą nas, jak pomnażać gotówkę, jak budować przedsiębiorstwo, czy jak być dobrym managerem lub pracownikiem. Wszystko, co otrzymujemy z zewnątrz jest zaliczane do grupy „motywacji zewnętrznej”, która różni się od „motywacji wewnętrznej” przede wszystkim tym, że jest o wiele mniej efektywna. Ludzie kierujący się wyłącznie tą pierwszą są, chociażby mniej wytrwali w wykonywanych zadaniach i mniej zadowoleni z pełnionych obowiązków.

Życiowe doświadczenie to nieoceniony dar, którego nikt nie może nam zabrać. Pieniądze możemy stracić. Samochód możemy zniszczyć. Doświadczenie natomiast już zawsze w nas będzie – bez względu na to, ile będziemy mieć lat. Myślę, że bardzo mało osób zdaje sobie z tego sprawę. To podobna sytuacja do pojęcia czasu, którego notabene całkiem sprawnie marnujemy. Wydaję nam się, że za czas nie można niczego kupić. Zgadzam się! Ale dzięki dodatkowym minutom w ciągu dnia, zaoszczędzonym przykładowo na YouTube, można znaleźć sposób na zarabianie pieniędzy. Tak samo wygląda sprawa z doświadczeniem.

Im więcej go jest, tym lepiej można go wykorzystać do realizacji własnych marzeń.

doświadczenie z dzieciństwa

Wszyscy się bowiem uczymy. Nikt nie urodził się zwycięzcą. Zanim przyszedł pierwszy tryumf, wielu mistrzów odniosło setki porażek. To właśnie jest owo doświadczenie, które pomijamy w codziennej egzystencji. Śmiem twierdzić, że to właśnie porażki ukształtowały wiele charakterów, które teraz możemy podziwiać.

Sukces mimo porażki.

Doświadczenie wyniesione z parania się różnych czynności może przynieść określony skutek. Jednak aby tak się stało, musimy wyciągać z niego wnioski. Wracając do mojego przykładu z wywiadem udzielonym w Radiu Wrocław, mogę powiedzieć, że byłoby to przeżycie wręcz bezcelowe, gdybym nie był świadomy oraz otwarty na rzeczy, które działy się dookoła mnie. Co więcej – byłby to wywiad o wiele mniej wartościowy, gdybym nie przemyślał po jego zakończeniu, co mogłem zrobić lepiej.

Zastosowanie powyższych sugestii prowadzi do dość przyjemnego wniosku, że bez względu na to, jak wypadłem i jak zostałem oceniony – i tak odniosłem sukces. Dostąpiłem możliwości sprawdzenia siebie w nowym środowisku i poznania czegoś zupełnie nowego. To jest dla mnie prawdziwe zwycięstwo. To jest właśnie życiowe doświadczenie, którego nikt nie jest mi w stanie odebrać.

Moim zdaniem przeżywanie nie jest równoznaczne z rozwojem. Można codziennie doświadczać czegoś wspaniałego, a nadal być tym samym zgorzkniałym człowiekiem, goniącym swój własny ogon i zastanawiającym się, dlaczego nic nie zmienia się na lepsze. Właśnie z tego powodu tak często nawołuję w swoich tekstach do świadomego życia i myślenia nad własnym postępowaniem.

życiowe doświadczenie

Życiowego doświadczenia nie wpiszesz do CV!

Nie mylcie proszę jednak terminów. Doświadczenie, które wpisujecie w CV nijak ma się do zjawiska, któremu poświęciłem ten tekst. W CV umieszczamy przede wszystkim pracę, którą podejmowaliśmy za pieniądze, w czym oczywiście nie ma nic złego! Mnie natomiast chodzi o życiowe doświadczenie, które spotykamy każdego dnia i którego zwyczajnie nie można zaklasyfikować w ten sposób. Wyobrażacie sobie umieszczanie w CV takich stwierdzień jak: „Wywołanie uśmiechu na twarzy żony, której przygotowałem śniadanie”?

Rozmowa z panią z warzywniaka, szukanie odpowiedniego przystanku autobusowego w dużym, obcym mieście, udzielanie wskazówek na ulicy anglojęzycznemu turyście… To wszystko jest pięknym przykładem rozwoju siebie poprzez doświadczenie, które codziennie nabywamy!

Przestrzegam jednak, aby nie doświadczać za wszelką cenę. Nie odhaczać własnych doznań na liście zadań i nie starać się ich za wszelką cenę szufladkować. Gdy tak się dzieje, znika to, co najpiękniejsze – czynnik spontanicznej lekcji, jaką wyciągamy z nieprzewidywalnych wydarzeń.

Zamiast szukać, lepiej się skupmy, bo wszystko, co potrzebne jest w nas!

Przeżyj przygodę.

Wbrew pozorom życiowe doświadczenie nie jest łatwe do nabywania. Może się okazać, że w ten sposób stracimy trochę gotówki lub nasze życie będzie mniej komfortowe. Możemy też spotkać się z niedowierzaniem. Wybór podytkowany chęcią doświadczania często może powodować samotność, wyalienowanie, czy nawet wrogość wynikającą z niezrozumienia. Idąc tą ścieżką, możemy mieć poczucie nieustannego wędrowania pod górę bez informacji o położeniu szczytu.

życiowe doświadczenie

To normalne.

Przywołajcie sobie w głowie obraz podróżnika, który decyduje się rzucić pracę i wyjeżdża w samotną podróż dookoła świata. Jak myślicie? Co kieruje taką osobą?

Przygoda.

Nie zachęcam Was do podejmowania tak radykalnych kroków. Wierzę, że można doświadczać bez drastycznych zmian w życiu. Zacznijmy od czegoś małego jak wybór spaceru o wschodzie słońca raz w tygodniu zamiast przerzucanie się na drugi bok w łóżku. Sprawdźmy, co z tego możemy wynieść i jak zebrane w ten sposób życiowe doświadczenie wpływa nas nasze postępowanie oraz postawę.

Myślę, że każdy powinien dążyć do przeżywania życia, a nie jego konsumowania. 

Jestem zaś pewien, że przeżycia, które skolekcjonujemy w toku pełnej ciekawych doświadczeń egzystencji, zapewnią nam zjawiskową i spokojną starość, podczas której będziemy mogli dzielić się nabytą i praktyczną wiedzą z własnymi potomkami.

Myślę, że na temat samotności mógłbym napisać wiele stron tekstu, a i tak nie byłbym w stanie wyczerpać tematu, ani oddać tego, co siedzi w mojej głowie. Dlatego dziś chciałbym się skupić na tym, dlaczego rozmowa ze sobą jest tak ważna, czemu można ją osiągnąć w pełni tylko poprzez samotność, która właśnie z tego powodu bywa tak ciężka i jaki udział w tym procesie ma świadoma refleksja?

samotność w górach

Samotność nie dla każdego jest taka sama.

Przyjęło się, że samotność to negatywne zjawisko. Ilekroć o niej słyszymy, przed oczami pojawia nam się obraz kogoś smutnego, zatroskanego, ze łzami w oczach i bez bliskiej duszy przy sobie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że samotność może być świadomym wyborem. Nie jako ucieczka przed światem, ale jako strefa, w której poczucie bezpieczeństwa jest największe.

Należy odróżnić samotność, wynikającą z chęci przebywania ze sobą, od samotności wywołanej brakiem bliskiej osoby przy boku (zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym). Ta druga musi być czymś niewyobrażalnie strasznym i nie życzę, aby ktokolwiek jej doświadczył.

Wystarczy rozejrzeć się wokoło. Każdy z nas zna ludzi, którzy najlepiej czują się pośród ciszy i spokoju, gdzie nie ma zbyt wielu rozpraszających bodźców, ale znamy też osobników, którzy potrafią odnaleźć siebie wyłącznie pośród innych ludzi. Tych pierwszych bardzo często nazywamy introwertykami, a tych drugich – ekstrawertykami.

Przestrzegam jednak przed przyklejaniem etykiet. Każdy bowiem – bez względu na cechy osobowości, które posiada – powinien pamiętać, że rozmowa ze sobą jest równie ważna, co rozmowa z innymi ludźmi.

Refleksja towarem deficytowym.

Samotność nie jest zła. Nie uważam też, aby była dobra. Wartościowanie należy odstawić na bok i zrozumieć, że najważniejszą rolę w zrozumieniu tego zjawiska odgrywa kontekst. Przecież absurdalnym pomysłem wydaje się wmawianie uratowanemu rozbitkowi, dryfującemu w samotności na oceanie przez trzydzieści dni, że oto miał ogromne szczęście, bo mógł ze sobą porozmawiać! Z drugiej jednak strony w dzisiejszym świecie, który pędzi na złamanie karku, refleksja i szczera rozmowa ze sobą, wydaje się jedną z ostatnich desek ratunku dla wielu istnień.

rozmowa ze sobą

W czasach, w których żyjemy raczej nie ma miejsca na świadome zaglądanie do swojego wnętrza. Osoby, które to robią, nie bywają z tego powodu gloryfikowane ani chwalone. O wiele częściej ich czynność jest postrzegana w kategoriach marnotrawienia czasu, aniżeli rozwoju. Bo przecież rozwój osobisty to tylko czytanie książek, kolejne kursy, szkolenia, oglądanie trenerów mentalnych, słuchanie coachów… Od poniedziałku do piątku praca, po godzinach rozwijanie drugiego biznesu, w międzyczasie czytanie książek, słuchanie podcastów i rozmowy telefoniczne, w weekendy studia podyplomowe i kursy, a wakacje tylko tam, gdzie można wziąc udział w kolejnej konferencji z amerykańskim guru… A wszystko w imię końcowego sukcesu, który w ten sposób i tak nas nie zadowoli.

Dziwne, że w świecie tych wszystkich oświeconych mądrością ludzi, tak mało mówi się, że aby to wszystko odniosło zamierzony efekt, trzeba najpierw dojść do ładu z samym sobą…

Zmianę zaczynamy od siebie.

Cieszę się więc bardzo, że szeroko pojęta „medytacja” jest coraz powszechniejsza. Niemniej jednak wejrzenie w głąb siebie, kojarzy nam się niechybnie z typowo romantycznym bohaterem utworów literackich, który przez całe swoje życie poszukuje siebie, a na końcu oddaje swój żywot, nie mogąc znieść cierpienia, którego dostąpił.

Otoczeni jesteśmy masą ludzi. Tłumami, które przewijają się przez nasze życie. Jesteśmy bombardowani informacjami, sloganami i hasłami, które w każdej sekundzie walczą o naszą uwagę. Powiadomienia z aplikacji, przychodzące maile i banalne small talki zabijają w nas umiejętność refleksji.

Na co dzień nie zwracamy nawet uwagi, że czegoś nam brakuje. Nie zabiegamy o to, przyzwyczajeni do świata, który mamy, nie przejawiając żadnej inicjatywy, aby czynić go lepszym miejscem. Szczerze wierzę, że aby zmieniać świat na lepsze, należy zacząć od siebie. Czasami to w zupełności wystarczy. Rozwiązanie nie znajduje się w książkach, sympozjach, szkoleniach, czy nudnych wykładach. Żeby to zrobić, wcale nie ma potrzeby odnosić ogromnych sukcesów i dysponować walizkami wypełnionymi dolarami.

Trzeba zrozumieć siebie i swoje potrzeby. Dojść do porozumienia ze swoimi myślami, okiełznać emocje i zaprowadzić w sobie harmonię. Potem wystarczy po prostu być. Wcale nie trzeba pouczać, aby wywierać wpływ, ale już swoją postawą można dawać przykład! Jak tego wszystkiego dokonać? Jak sprawić, aby budzić się z wdzięcznością w sercu i zasypiać ze spokojem?

samotna podróż

Chyba już znacie odpowiedź.

Dlaczego samotność jest taka ważna?

Samotność oznacza, że jest wyłącznie Ja. Nie ma My, Ty, ani Wy. Nie ma Messengera, Instagrama, WhatsApp’a i innych komunikatorów. Jesteśmy sami ze sobą. Nie ma obok nas osoby, do której moglibyśmy się zwrócić. Dajemy sobie prawo do tego, aby być wyłącznie w swoim towarzystwie. W takich chwilach nie ma już ucieczki. Na co dzień możemy wymykać się swoim myślom poprzez angażowanie się w kontakt z drugim człowiekiem. Kiedy jednak znajdujemy się sami – czy to dosłownie, czy w ujęciu metaforycznym – to wszystko znika. Nie pozostaje nic oprócz nas.

I naszych myśli.

Wtedy nagle zaczynamy rozumieć, że nie ma przed nimi ucieczki i wreszcie trzeba się z nimi mierzyć. Możecie się śmiać i pytać:

„Zmierzyć, z czym? Z samym sobą?!”  

A i owszem.

W samotności mierzymy się z własnymi ograniczeniami oraz największymi lękami. Staramy się je przezwyciężać poprzez poznawanie i perswadowanie sobie pewnych racji. Samotność to również miejsce na analizę własnego postępowania oraz postawy, którą prezentujemy na co dzień. Nie ma nikogo wokół nas, więc możemy szczerze uderzyć się w pierś i zapytać:

„Co robiłem źle, a co dobrze? Dlaczego tak postąpiłem? Czy mogę być z siebie dumny? Co wyrażam swoją postawą?”

Samotność to również nasze pragnienia i oczekiwania. Gdy jesteśmy między ludźmi często skrywamy swoje intencje oraz marzenia. Czasami się wstydzimy, ale o wiele częściej boimy się wyśmiania. W efekcie nie do końca jesteśmy sobą. Uzależniamy swoją postawę od przewidywania, co pomyślą inni.

W samotności jest inaczej… Nie ma nikogo, kto by nam powiedział, że nam się nie uda. Nie ma człowieka, który by nas wyśmiał i w nas zwątpił.

Jest tylko Ja – największe zagrożenie dla naszego dobrostanu psychicznego, które po okiełznaniu sprawi, że nic i nikt nas nie powstrzyma.

samotność

Nasz umysł nie zawsze chce współpracować.

Nasze Ja jest bardzo podstępne. Kopie pod nami dołki, sprzeciwia nam się, oszukuje, kłamie, podsuwa nierealistyczne wizje, chowa się za pozorną rzeczywistością i robi wszystko, aby przypadkiem nie zaszła w nas żadna zmiana. Pamiętacie tę ostatnią próbę przejścia na dietę, która zakończyła się klęską i oblężeniem lodówki? A pomysł na otwarcie nowego biznesu, który nigdy nie doszedł do skutku? Albo rozmowa z piękną koleżanką z pracy, którą zamierzacie zaprosić na kawę od trzech lat, mimo iż już dawno znalazła sobie narzeczonego?

Otóż to.

Określiłbym to jako „testowanie” naszych możliwości i naszej woli. Każdego dnia zagłuszamy nasze Ja bodźcami z zewnątrz, bojąc się konfrontacji. W samotności natomiast nie mamy takiego wyboru.

Wtedy okazuje się, że musimy się z tym wszystkim zmierzyć: ze strachem, lękiem, pragnieniami, oczekiwaniami, aspiracjami, nierealnymi marzeniami, ograniczeniami, problemami… Właśnie dlatego samotność jest ciężka. Trzeba to bowiem wszystko przepracować. Rozmowa ze sobą jest nieunikniona! Naturalnie można uciec od samotności, ale to zwykłe tchórzostwo oraz przejaw braku odpowiedzialności za swoje życie. Jeśli boimy się zmierzyć ze swoim wnętrzem i spotkać prawdziwego siebie, to…

Kim tak naprawdę jesteśmy?

Rozmowa ze sobą jest więc dla nas wszystkich szansą na poprawę siebie, a w konsekwencji (być może) także i całego świata. Już teraz mogę Wam to nawet obiecać, że taka szczera rozmowa ze sobą nie jest łatwa. Ba… Jest piekielnie trudna, męcząca, a nie rzadko całkowicie modelująca na nowo światopogląd. Mogliśmy widzieć siebie, jako altruistów, a samotność i rozmowa pokazuje, że bliżej nam do egoistów… Boimy się tej chwili ze sobą, bo wtedy nasze plany, dążenia oraz aspiracje mogą ulec przewartościowaniu.

A przecież człowiek zmian nie lubi, bo to oznacza trud, wysiłek i ciężką pracę. Nawet jeśli dają one nadzieję na lepsze życie – nie tylko jego.

Samotność to rozmowa ze sobą.

Rozmowa ze sobą sama w sobie znaczy niewiele, ale to, co dzieje się z człowiekiem w czasie jej trwania może istotnie zmieniać życie. Refleksja jest tutaj kluczem do poznania prawdy. Wielu ludzi robi w życiu coś, czego nie chce i nawet nie wie, że potrzebuje zmiany. Często to dopiero samotność pozwala się otrząsnąć, a szczere pytanie: „Czy ja lubię to, co robię? Czy chcę to robić do końca życia?” – sprzyja myśleniu nad sensem aktualnego sposobu życia.

refleksja

To straszne, że potrafimy przeżyć swoje życie tak zupełnie bezrefleksyjnie. Jakbyśmy byli zdalnie sterowani i ktoś tylko klikał odpowiednie przyciski odpowiedzialne za wykonywane przez nas czynności. Szczycimy się, że sztuczna inteligencja nigdy nas nie prześcignie, bo brakuje jej emocji i ludzkich odruchów, a przecież my również cierpimy na deficyt człowieczeństwa!

Wstajemy rano, jemy śniadanie, jedziemy do pracy, stoimy w korku, pracujemy, wracamy i znowu tkwimy w korku, jemy obiad w domu, oglądamy telewizję, przeglądamy media społecznościowe, jemy, bierzemy kąpiel i idziemy spać.

Czy to jest dla Was refleksyjne życie, które powtarza się dokładnie w tym samym schemacie, z tymi samymi błędami przez czterdzieści lat? Spójrzmy na siebie! Wielu z nas każdego dnia chodzi tą samą ulicą, wokół tej samej okolicy, a nagle po trzydziestu latach odkrywa, że na drzewie znajduje się karmnik dla ptaków. I spostrzega to zupełnie przypadkowo, gdy podczas mróźnej zimy przewraca się na oblodzonym chodniku i jest zmuszonym spojrzeć wyżej niż czubek własnego nosa…

Samotność to wybór.

Ochłońmy, proszę. Spędzajmy czas wyłącznie ze sobą. Samotność nie jest lekka. Jeśli taka Wam się wydaje, to moim skromnym zdaniem – wcale nią nie jest, a już na pewno nie jest w pełni świadoma. Chodzi bowiem o celowość tego zjawiska. Starajcie się każdego dnia, być wyłącznie ze sobą, chociaż przez piętnaście minut. Odetnijcie się od Internetu i ludzi. Jeśli macie możliwość, wyjdźcie na łono natury w jakieś ustronne miejsce i po prostu ze sobą bądźcie.

Myśli, które będą spływały do Waszej głowy, początkowo będą ogromnym chaosem, ale nie walczcie z tym. Pozwólcie, żeby się pojawiały. Nie próbujcie ich zmieniać i udawać, że wszystko jest w porządku. Porozmawiajcie ze sobą. Zadawajcie sobie pytania, ale nie oczekujcie, że zawsze znajdziecie odpowiedź. Wsłuchujcie się w siebie, bo jak to zgrabnie ujął Osho:

„Odpowiedzią jesteś Ty bez pytań”

Nie szukajcie niczego na zewnątrz, bo wszystko, co jest Wam potrzebne, znajduje się wewnątrz Was!

To nie będzie prosty proces, ale wart swojej ceny. Ze sobą musicie być szczerzy. Nie możecie udawać, że świeci słoneczko, kiedy tak naprawdę jesteście uczestnikami burzy z piorunami… Nie oszukuj siebie, aby spełniać wymagania innych.

Czy zawsze chcesz grać tak, jak Ci zagrają? Czy zachodzi potrzeba, aby żyć życiem innych osób?

Dajcie sobie chwilę dla siebie. Niech samotność będzie wpisana na stałe w Wasz plan dnia. Nie spodziewajcie się od razu cudownego uzdrowienia. Z czasem zrozumiecie, że rozmowa ze sobą bywa zarazem najbardziej pasjonującą, ale też najtrudniejszą konwersacją, jaka może spotkać człowieka. Przecież tylko Wy znacie swoje słabe i mocne strony. Zalety i wady. Lęki i aspiracje. Pragnienia i obawy. Tylko Wy wiecie, co jest w Was prawdziwe, a co fałszywe…

Odpowiedź na każde pytanie jest zawsze w tym samym miejscu.

odpowiedź

Wdzięczność… Ona nie jest trudna, ale wyrażanie jej przychodzi nam z tak wielkim oporem. Skupiamy się na tym, co niewłaściwe. Ciągle chcemy „czegoś więcej”, nie doceniając tego, co już posiadamy. Pęd i chęć bycia najlepszym zaślepia nas. Budzimy się rano w bojowym nastawieniu, jakby cały Świat był przeciwko nam. Zasypiamy natychmiast z myślą, że „wygraliśmy”, zapominając, że w życiu nie ma wygranych ani przegranych. Żyjemy z dnia na dzień, w ogóle nie zauważając, jak wiele dostajemy każdego dnia! Od Świata, od Boga, od Ludzi!

wdzięczność

Wdzięczność.

Jestem wdzięczny za wszelkie wydarzenia, które mnie dotknęły.

Nie mam na myśli wyłącznie tych cudownych i opiewających przesłodzonym lukrem chwil. Wdzięczność za to, co dobre, jest jak najbardziej ważna, ale o wiele zbyt prosta. Dziękuję za to, co mnie w życiu spotkało. Za każdą porażkę i za każdy niesmak pozostawiony względem drugiej osoby. Dziękuję za moje potknięcia, niewłaściwe słowa i problemy, które mnie dotykały.

Kiedyś otrzymałem pytanie, czy gdybym mógł, to zmieniłbym coś w swojej przeszłości. Odpowiedziałem, że nie. Wcale nie dlatego, że jest ona idealna. Żadna przeszłość taka nie jest. Każdy z nas przeżył wiele mroku. Nie chcę nic zmieniać w swojej krótkiej historii życia, bo wiem, że to, co się wydarzyło, ukształtowało mnie jako człowieka i kształtować będzie dalej. Choć to ciężkie to odczuwam wdzięczność za to, że popełniałem błędy w relacjach z drugim człowiekiem. Jestem wdzięczny, że niejednokrotnie moja urażona „duma” zaprowadzała mnie na manowce. Dziękuję za to, że parokrotnie moje zachowanie doprowadziło do mocnych komentarzy skierowanych do mnie.

Nie zmieniłbym niczego, mimo że czasami to wszystko bardzo bolało. Wtedy wydawało się, że to najgorsze, co może mnie spotkać, ale teraz… Teraz widzę, że wcale tak nie było. Odczuwam wdzięczność względem każdego wydarzenia, które pojawiło się w moim życiu, nawet jeśli czasami ta wdzięczność skąpana jest w goryczy, nutce złości i rozrzewnienia z powodu niewykorzystanych szans.

I oczywiście – nie każda porażka musi czegoś uczyć. Nie tylko dlatego, że nie wyciągnie się z niej wniosków. Także dlatego, że niektóre mogą zabijać…

Jestem wdzięczny za ludzi.

Wydarzenia to jednak nie wszystko.

Trudno jest wyrazić słowami, jak ogromną wdzięczność czuję względem bliskich mi osób. Chwilami zastanawiam się, czy ja na to wszystko zasłużyłem? I jeśli tak, to czym? Po prostu jest mi ciężko uwierzyć, że jedna osoba może doświadczyć tyle miłości, uznania oraz docenienia!

Przed ponad tygodniem miała miejsce premiera mojej książki. „Wrota Mordoru” wtargnęły na rynek literacki. W momencie, kiedy podałem informację o tym, że wydaję własną książkę, zadziała się prawdziwa magia… Liczne komentarze, wiadomości, telefony, rozmowy w cztery oczy. Często odpowiadałem, że „to bardzo miłe”, ale to było coś o wiele większego. Było i wciąż jest!

Zaufajcie mi, proszę, że wsparcie jakie otrzymałem, przechodzi ludzkie pojęcie. To niesamowite żyć ze świadomością, że ma się wokół siebie ludzi, którzy Cię doceniają, kochają i traktują jak normalnego człowieka.

rodzina

Sukces – nieważne jaki – nigdy nie jest bowiem sprawą indywidualną. To zawsze sport drużynowy. Choćbyś dokonał wszystkiego sam, to nie zapominaj, że to, kim jesteś, wynika z tego, z kim żyjesz. Istniejesz, dzięki rodzicom. Twoje myśli mogą być odzwierciedleniem wspólnego dzieciństwa z rodzeństwem i kuzynostwem. Światopogląd, którzy przejawiasz, może wynikać ze wspólnie spędzonych wakacji z ciocią i wujem, którzy udostępniali Ci Świat, będący poza Twoim zasięgiem. To, kim jesteś, nie jest wyłącznie Twoją zasługą. Więc i to, co osiągasz, nie jest tylko Twoim sukcesem.

Właśnie z tego powodu czuję ogromną wdzięczność. Dla ludzi, którzy na przestrzeni mojego dwudziestojednoletniego życia oddziaływali na mnie i kształtowali mnie. Poprzez rozmowy, wspólnie spędzony czas, sugestie, wzajemne interakcje, pomoc… Naprawdę żyję na tym świecie bardzo krótko, ale mam wrażenie, że otrzymałem już w swoim życiu aż zanadto dobroci.

Samotność, ale nie osamotnienie.

Nieważne, co osiągasz i nieważne, do czego dążysz, nie bądź w tym sam. Możesz być samotnikiem jak ja. Możesz być introwertykiem, również jak ja. Ale nie zamykaj się tylko w swoim świecie. Nie uciekaj przed bliskimi, którzy dają Ci swoje serce. Bądź sobą, ale z ludźmi. Z bliskimi. Z tymi, których kochasz. Podziękuj za to, co od nich otrzymujesz i sam także staraj się dawać coś od siebie. Spójrz, ile Twoi ukochani od Tobie dają. Poczuj wdzięczność. Podziękuj im za to. Przytul się. Nie dlatego, że „tak wypada”, ale dlatego, że tak czujesz!

wdzięczność

A jeśli nie czujesz? To tego nie rób. Nie oszukuj. Bądź szczery!

Zmierzam jednak do tego, że sukces smakuje o wiele lepiej, gdy możesz się nim dzielić. Co Ci z tych wszystkich milionów i drogich samochodów, kiedy nie możesz nawet zabrać nikogo na przejażdżkę? Po co Ci sława i władza, kiedy w blasku reflektorów zawsze stajesz sam jak palec? Tak samo jest ze szczęściem, które zawsze odczuwa się w większym stopniu, gdy można się nim dzielić. Doświadczyłem tego, podczas mojego dwutygodniowego, samotnego pobytu w Zakopanem, gdzie odizolowałem się od świata. Kiedyś napiszę na ten temat więcej, ale uwierzcie mi na słowo, że samotność jest świetna wtedy, gdy dokonujesz jej z wyboru i masz w niej umiar. Bycie samotnym na zawsze bez bliskiej osoby obok jest przerażającą wizją przyszłości, która mam nadzieję, że nigdy nie nadejdzie.

Wdzięczność przede wszystkim!

Doceniajcie to, co macie! Wdzięczność jest niepohamowanym czynnikiem, wyzwalającym w ludziach ogromne pokłady dobra. Jeśli czujesz to w sobie, to prawdopodobnie towarzyszy temu silna potrzeba odwzajemnienia się. To bardzo dobrze! Dzięki temu łańcuch dobra wędruje przez świat i cząstka pozytywnej energii jest przesyłana dalej. Od człowieka do człowieka!

dziękuję

Nie chodzi o to, żeby tworzyć „cukierkowe” grono wielbicieli. To nie jest tak, że po pochwale usłyszanej od kogoś, musisz natychmiast się zrewanżować czymś równie dobrym. Nie! To ma być naturalne. Wypływać z Ciebie szczerze! Nawet nie musisz o tym pamiętać. Po prostu to poczuj. Całym sobą. Poczuj tę niezwykłą energię, jaką daje miłe słowa, dobry czyn, uśmiech drugiego człowieka, wszystko, co spotyka Cię w życiu i przekuj to na wdzięczność!

Drzemie w Tobie ogromna siła!

Ostatnimi czasy otrzymałem bardzo wiele. Tak jak już pisałem, czasami zastanawiam się, czy ja na to zasługuję? Chwilami czuję się jak złodziej, który kogoś okrada z jego pokładów dobrej energii. Potem jednak przychodzi głęboka refleksja i zamiast zadręczania się poczuciem winy, uśmiecham się sam do siebie i myślę:

„Mam wspaniałe życie. Mam cudownych ludzi wokół mnie. Posiadam bliskich, którzy mnie wspierają i których uczucia względem mnie są szczere! Kocham ich za to, że przy mnie są!”

Wiecie, jak wiele dobra wprowadza do człowieka taka myśl? Jak wiele dobroci wywołuje wdzięczność? Nagle można sobie uświadomić, że problemy, które nami targają, są przejściowe. Czym one są w perspektywie siły miłości i dobroci? Prawdopodobnie niczym. Przejmujemy się, że coś się wydarzy, że coś stracimy, że przegramy! Ale idąc za filozofią stoicyzmu możemy zadać sobie pytanie:

Co z tego? To się stanie, ale co dalej?

Zazwyczaj odpowiedź brzmi:

„No… Nic. Życie wciąż będzie się toczyło”.

I taka jest właśnie prawda! Przypomnij sobie, ile porażek w życiu doświadczyłeś. Ile odrzuceń ze strony Świata i Człowieka Cię spotkało. Mnóstwo, prawda? A teraz wróć do tamtych czasów i przypomnij sobie, ile razy – gdy to Cię dotknęło – myślałeś, że to już koniec? Że nie ma żadnego wyjścia?

A spójrz. Ty wciąż tutaj jesteś. Żyjesz. Nadal możesz eksplorować świat, uśmiechać się do ludzi i mówić im, że ich kochasz. To niesamowite – dokładnie takie jest życie. Może nam się wydawać, że zabrnęliśmy w ślepy zaułek. Nie ma wyjścia poza rozpaczą i mrokiem, a potem mija jeden dzień, i następny, i kolejny… A my stopniowo i wręcz niezauważenie, zaczynamy wracać. Zaczynamy jaśnieć.

wolność

Wdzięczność, czyli…

Wiecie, czym jest dla mnie wdzięczność?

To uczucie, które pokazuje mi, że na czymś lub na kimś mi zależy. To coś, co przypomina mi, że mam w życiu więcej, niż kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć. Wdzięczność nie polega wyłącznie na powiedzeniu: „Dziękuję” i sztucznym uśmiechu. Ona przeszywa ciało na wskroś. Emanuje niezwykłym blaskiem, objawiającym się w czułym sercu i dobrym postępowaniu. Nie sposób czynić źle, kiedy pamiętamy, jak wiele posiadamy.

Obecnie czuję się przepełniony wdzięcznością. Względem świata za to, że zesłał mi wszystko, co posiadam. Za to, że przede wszystkim postawił na mojej drodze ludzi, którzy są dla mnie pięknymi towarzyszami życiowej podróży.

Dziękuję za to, co mam. Dziękuję za to, kogo mam.


A Ty? Jesteś wdzięczny?

#kolejne artykuły