Jak zmienić swoje życie w piekło poprzez złe planowanie? | worldmaster.pl
#

Planowanie i wyznaczanie celów jest czynnością nieodzowną. Niestety często źle wszystko rozumiemy. W efekcie tworzymy sobie życie, które wygląda jak piekło. Szczęście gdzieś się ulatnia, a my zamiast cieszyć się z możliwości spełniania marzeń, dostrzegamy wyłącznie same trudności.  Kilkukrotnie z naciskiem podkreślałem fakt, iż osoby, które potrafią odpowiednio programować swój dzień, tydzień, a w konsekwencji życie, są zdecydowanie predysponowani do osiągnięcia swoich sukcesów i zrealizowania wytyczonych marzeń. Tym więc tekstem rozwinę ten temat jeszcze głębiej i postaram się przekonać Was, że planowanie jest świetne, ale nie warto poświęcać mu więcej uwagi, niż to jest konieczne. O wiele lepsze jest skupienie się na tym, co ma swoje miejsce tu i teraz.


Życie jest zjawiskiem z jednej strony niesamowicie złożonym, ale z drugiej równie prostym. Tak naprawdę wszyscy dążymy do tego, aby być szczęśliwymi i spełnionymi. Wszystkie pozostałe wartości, zostają gdzieś z tyłu, co nie oznacza, że są one mniej ważne. Jednak to właśnie dążenie do szczęścia jest rzeczą, która nastręcza nam pewne trudności. Mogłoby się wydawać, że nie ma prostszego zadania do wykonania niż uszczęśliwianie siebie, czyli osoby, którą zna się najlepiej. Myślę, że to właśnie poznanie siebie w tak dużym stopniu prowadzi do tego, że ciężko jest nam osiągnąć ten radosny stan i zachować go do końca życia.

Zagłębienie się w istotę tego uczucia, jego pojmowania oraz drogi, jak i przeszkód na niej występującej, mogłoby pochłonąć niejednego z nas. Jak wszystko, co nas dotyczy, jest to pasjonujące zjawisko, którego odpowiednie zaobserwowanie, może dać nam wiele satysfakcji i odpowiedzi na nurtujące pytania. Do czego gorąco zachęcam wszystkich, aby to uczynili we własnym zakresie, w domowym zaciszu podczas, chociażby medytacji lub spaceru!

Co daje odpowiednie wyznaczanie celów?

Programowanie swojego życia i jego poszczególnych etapów, pozwala nam mieć jasny wgląd w to, czego pragniemy i to do czego dążymy. Wprowadza to w nasze życie niejako pewne zhierarchizowanie wykonywanych czynności i idealnie pokazuje nasze priorytety, którymi powinniśmy się zawsze kierować. Ułatwia nam to nie tylko działanie, które dzięki temu okazuje się jaśniejsze (ale nie prostsze, bo stopień jego trudności nie zmienia się), ale także oszczędza nam to niepotrzebnych frustracji i złości, wynikających z parania się nieprzybliżającymi nas do celu zajęciami.

planowanie

W tym momencie chcę oświadczyć, że nie jestem przeciwnikiem planowania. Idąc o krok dalej, mogę z dwustuprocentową pewnością rzec, że jestem ogromnym zwolennikiem wyznaczania sobie zadań oraz celów, do których uparcie powinniśmy dążyć. W tym czynniku upatruję szansy dla wielu osób, które albo nie wiedzą, od czego powinny zacząć swoje działania, albo czują się sfrustrowane, bo ich wielkie marzenie się do nich nie przybliża. Zresztą… Nie jestem w tym stanowisku odosobniony.

„Mistrzowski plan działania to umowa między osobą, którą jesteś dzisiaj (mając powyżej uszu ciągłych problemów i porażek), a osobą, którą chcesz się stać (zdrową, bogatą, szczęśliwą i mądrą wersją ciebie).” – Micheal Masterson, „Obietnica Sukcesu”

Jak wskazuje autor powyższych słów w swojej książce, plan również może być zły, dlatego tak ważne jest, aby był on odpowiedni i w pełni do nas dopasowany. Myślę, że to właśnie planowanie do pewnego stopnia pozwoliło osiągnąć status tych, którzy są dziś podziwiani na całym świecie. Oczywiście, że na nic zda się nawet najlepsze planowanie bez odpowiedniego działania (natychmiastowego!), ale stworzenie listy zadań i określenie swoich celów, to ten pierwszy krok ku nowej przygodzie. A nie da się ukryć, że to często te pierwsze metry są tymi najtrudniejszymi…

Jednak plany też mają swoje mroczne strony, które wynikają z niewłaściwego zachowania ich właścicieli.

Zauważyłem z autopsji, że wcale nie tak trudno jest, dać się pochłonąć swojej liście marzeń. Te kilka zdań kuszą nas niesamowicie i z łatwością przyciągają nas do siebie. Snujemy wtedy wizje, zatapiamy się w nich coraz bardziej, nasze myśli gdzieś nieustannie błądzą i pomimo tego, że możemy ciężko na sukces pracować, to czujemy, że coś nam nieustannie umyka.

Tym czymś jest życie.

„Carpe Diem” – Horacy

Jak to możliwe, że prawdę, do której tak często nie potrafimy się stosować, odkryto przed tysiącami lat? – Chwytaj dzień – powiedział Horacy i to nie tylko jedno z najpopularniejszych powiedzeń, ale także jedno z najmądrzejszych. Wydawać się może, że nijak ma się ono do naszych dzisiejszych rozważań w ten dzień. Jednak zastanówmy się nad tym troszkę dłużej.

Cele, do których dążymy to najlepsze, co może nas spotkać. Jednak warto sobie uświadomić, że nie można w nich trwać cały czas. Nie chodzi tu o marnowanie czasu lub nierealizowanie zadań. Mam na myśli fakt, niebycia obecnym w danej chwili, snucia wizji na temat „jutra” i „tego, co będzie”, a tym samym – zalewania się wiecznymi problemami i przeszkodami, których nawet nie ujrzeliśmy na oczy. Wszystko dlatego, że znajdują się one tylko w naszej głowie. To jedna z charakterystycznych cech ludzi – nawet tych, którzy nigdy nic w swoim życiu świadomie nie planowali. Sami wymyślamy sobie ewentualne trudności, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego. W efekcie boimy się, frustrujemy i po upływie określonego czasu – poddajemy się z kuriozalnego powodu, wynikającego z naszego nieszczęścia i chęci jego odzyskania.

Tak naprawdę szczęście możemy mieć tu i teraz. Możemy także uniknąć (do pewnego stopnia) zniechęcenia, frustracji oraz strachu. Wystarczy przestać skupiać się na tym, co będzie i jak będzie wyglądał nasz cel za miesiąc, dwa lub trzy. Zamiast tego trzeba skupić się na tym, jak wygląda on dziś. W czasie, w którym mamy ogromne szczęście żyć.

Planowanie, a snucie wizji.

Bardzo często nasze cele wydają nam się nierealne do zrealizowania tylko dlatego, że zbyt mocno się nad nimi skupiamy. Wizualizujemy w głowie drogę do ich osiągnięcia, która przedstawia się w samych czarnych barwach. W rzeczywistości nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca, ale My i tak boimy się, frustrujemy i przestajemy w siebie wierzyć, co kończy się zwyczajnym odpuszczeniem i niezrealizowanymi marzeniami. Nie twierdzę, że nie możemy skupiać się na zadaniach, które nas czekają!

wyznaczanie celów

Być może nie jestem przykładem, z którego chcecie i macie ochotę czerpać wzorce, ale możecie mi zaufać, że nie ma dnia, abym nie przejrzał swoich list, na których znajdują się moje cele dzienne, tygodniowe, roczne oraz pięcio lub siedmioletnie. To nie jest obsesja, ale zwyczajne przypominanie sobie, że to, co robię, powinno prowadzić mnie do tego, co sobie sam świadomie wyznaczyłem.

Pamiętajmy jednak o jednej rzeczy, o której mi także zdarzało się zapominać w przeszłości. Kontroluj swoje zadania, cele czy marzenia, ale nie snuj wiecznych wizji na ich temat. Nie zastanawiaj się, co będzie jutro, za tydzień czy za rok. Czy nadal będzie tak miło i przyjemnie, czy może źle i potwornie? I choć powiedzenie, że nie powinno Cię to interesować, nie jest do końca jasne, to jednak nie powinna być to rzecz, do której powinieneś przykładać całą swoją uwagę. Lubię mówić, że powinniśmy uczyć się na przeszłości, pamiętać o przyszłości, ale żyć przede wszystkim w teraźniejszości. Myślę, że to jest bardzo zdrowe podejście nie tylko w kwestii planowania, ale także całego życia.

Skup się na celu, a nie na wymyślonych trudnościach.

Posługując się przykładem z własnego życia, chcę Wam to lepiej zobrazować. Mam za sobą dość bujną przeszłość dietetyczną, z której nie jestem dumny i zadowolony, ale która wiele mnie nauczyła. Niestety jej skutki odczuwam do dziś. W związku z tym wiele moich działań mających na celu kształtowanie sylwetki było i jest utrudnionych. Niemniej jednak kilkanaście tygodni temu, zacząłem wpadać w sidła nieodpowiedniego stosunku do wyznaczonych celów. Swój odległy sylwetkowy cel, zacząłem traktować w kategoriach nieustannej katorgi, wiecznej męki i innych, wyimaginowanych przeze mnie trudności.

Snułem wizje, w których zastanawiałem się, co będzie za tydzień, dwa lub za miesiąc i jak to wszystko będzie wyglądać. W rezultacie zalewania swoich myśli takimi idiotyzmami, doszedłem do punktu, w którym zdrowe nawyki żywieniowe, stawały się dla mnie śmiesznym żartem po średnio kilku dniach. Można tylko sobie wyobrazić mój poziom frustracji i zwykłego smutku. Jednak potem coś się we mnie przestawiło. I nie myślcie sobie, że wyglądało to jak pstryknięcie palcami, bo zdradzając Wam ciekawą tajemnicę, chcę Wam powiedzieć, że jeśli ktoś twierdzi, że zmienił się diametralnie „od razu” i „w mgnieniu oka”, to jest zwyczajnym kłamcą.

Zacząłem uświadamiać sobie (i nadal to robię), że tak naprawdę to, co nie nazywa się „dziś”, nie powinno interesować mnie bardziej od tego, co jest teraz. „Wczoraj” i „Jutro” podczas planowania i całego życia, zawsze powinno stać za plecami „Dziś”. W rezultacie, od kilku tygodni z powodzeniem stosuję swój plan żywieniowy oraz treningowy, który prowadzi mnie do spełniania moich celów. Zadań, które sobie codziennie przypominam. Marzeń, które sobie sam wyznaczyłem, ale które nie pochłaniają mnie tak bardzo, bo nadal pamiętam o dniu dzisiejszym.

Hemingway wie, co pisał!

Hemingway

Źródło: www.time.com

„Każdy dzień jest nowym dniem” – Ernest Hemingway, „Stary człowiek i morze”.

Powyższe słowa mawiał Santiago z kultowego hitu Hemingwaya. Starzec – bohater tego opowiadania, był naprawdę pechowym rybakiem, ale mimo to, każdego dnia wypływał na połów z nadzieją, że zrobi to, co chciał osiągnąć. Interesowało go tylko „dziś”. Ten jeden, jedyny połów, tego konkretnego dnia.

Myślę, że tak samo my wszyscy powinniśmy traktować drogę do marzeń, którą świadomie wyznaczyliśmy. Każdy kolejny poranek to nowy dzień. Oznacza to nowe życie, nowe dwadzieścia cztery godziny prowadzące do realizacji celów. Wczoraj to przeszłość. Jutrzejszy to przyszłość. Liczy się tylko to, co jest tu i teraz. To jest teraźniejszość, w której powinniśmy wystarczająco ciężko pracować, aby móc na zakończenie dnia z czystym sercem rzec, że znajdujemy się o jeden dzień bliżej realizacji marzeń. To tylko jeden dzień, który w obliczu tygodni, miesięcy i lat, oznacza zupełnie nowe, lepsze życie.

Liczy się tylko aktualna chwila.

Świadome i właściwe planowanie jest rzeczą, o którą powinien zadbać każdy, kto tylko aspiruje do miana spełnionego człowieka sukcesu. Nie jest tajemnicą, że ta czynność stanowi często punkt wyjścia dla wszelkich zjawisk, które pojawią się w przyszłości, a które będą stanowiły podwaliny pod zrealizowane marzenia. Jednak nawet wyznaczanie celów nastręcza nam pewne trudności, które sami sobie tworzymy. Zupełnie niepotrzebnie zadręczamy się wyimaginowanymi problemami. Skupiamy się na tym, co znajduje się tylko w naszej głowie o lata świetlne od rzeczywistości, zamiast przyłożyć całą swoją uwagę do tego, co dzieje się w chwili obecnej. W efekcie poddajemy się, osnuci lepkimi od strachu mackami przyszłości, która zazwyczaj układa się zupełnie inaczej, niż się tego spodziewaliśmy.

szczęście

Zamiast tego destrukcyjnego zachowania z całą odpowiedzialnością, pragnę polecić skupienie się na tym, co jest tu i teraz. Na danym dniu. Na tych dwudziestu czterech godzinach, podarowanym nam przez siłę wyższą. Na wykorzystaniu ich najlepiej, jak potrafimy i tym samym – przybliżeniu swoich odległych marzeń do krainy rzeczywistości. To nie tylko zapewni nam większe poczucie komfortu oraz szczęścia, wynikającego z bycia na ścieżce do szczytu istnienia. To także możliwość odczucia życia teraźniejszego, które nigdy więcej nie nadejdzie. Czasu, który przemija bezpowrotnie, a który możemy wykorzystać już teraz. Musimy tylko oderwać się od tego, co było i będzie, a zacząć trwać w tym, co jest.

 „Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy”.

 

 Wisława Szymborska, „Nic dwa razy”

Jeden dzień. Od rana do nocy. Tylko tyle się liczy. Nic więcej… Do dzieła!

Zapewne wielu z Was, chociaż raz otarło się o słynne i niemalże legendarne powiedzenie: „Ora et labora”, które oznacza: „Módl się i pracuj”. Jego Twórcą jest św. Benedykt z Nursji, jeden z ojców Kościoła oraz założyciel zakonu benedyktynów. Choć poruszanie tematu religii może nie być najlepszą opcją, to jednak motto stworzone przez świętego można z powodzeniem stosować w naszych wysoce rozwiniętych i technologicznych czasach. Zwłaszcza jeśli zależy nam na spełnionym życiu i spokojnej duszy.

Módl się i pracuj po benedyktyńsku.

Ora et labora, zostało przyjęte za motto tzw. reguł benedyktyńskich, stworzonych przez św. Benedykta z Nursji, który zmarł 21 marca 547 roku. Zawsze fascynowało mnie, jak coś pochodzącego z tak odległych czasów, może być nadal aktualne oraz znane w czasach dzisiejszych. Przecież twórca owej maksymy nie żyje już od prawie 1500 lat, a jego motto – „Módl się i pracuj” – nadal jest przekazywane i znane w naszym dzisiejszym świecie. Jak wielką moc muszą mieć słowa oraz ludzie, którzy je wypowiadają, skoro potrafią one przetrwać w naszej pamięci tak długi czas. Ponadto, nie chodzi tylko o przetrwanie, ale o korzystanie z nich i wprowadzanie w życie.

Pomimo tego, że słynne „Ora et labora” dotyczyło czasów średniowiecznych i pierwotnie zakładało oddanie się Bogu, i służenie mu poprzez ciężką pracę oraz modlitwę, to dziś nadal możemy czerpać z tego korzyści. Wcale nie musimy ślubować posłuszeństwa, stałości oraz ubóstwa, jak robili to mnisi. Możemy postąpić zgoła inaczej i nadal czerpać odpowiednie korzyści z mocy, płynącej ze słów św. Benedykta z Nursji.

Bez znaczenia czy jesteś osobą wierzącą, czy nie. Abstrahuje od konkretnego wyznania i zagadnień religijnych. Chciałbym skupić się przede wszystkim na tym, jak można tę krótką sentencję zrozumieć w dzisiejszych rozpędzonych czasach i jak można ją wprowadzić do swojego życia, czyniąc go tym samym lepszym i pełniejszym.

ora et labora

„Módl się i pracuj” nie jest mottem wcale tak trudnym i zawiłym do zrozumienia. Z drugiej jednak strony nie jest to sentencja łatwa. Szczególnie jeśli mówimy o niej nie w kontekście pojęcia swoim umysłem, ale wprowadzenia w życie. Jak już wspominałem – nie musimy wyzbywać się bogactw i żyć pustelnicze życie niczym autor omawianych w tym tekście słów. Nie żyjemy w średniowieczu tylko w wysoce rozwiniętych czasach. Dlatego też i te słowa, powinniśmy odpowiednio dostosować do obecnie panującej sytuacji.

Módl się, jeśli wierzysz.

Nie chciałbym wysuwać w swoich stwierdzeniach, jednoznacznych wniosków, ani brzmieć niczym religijny fanatyk, nawołujący do nawrócenia. Jednak słowa „módl się” można zrozumieć zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Osoby wierzące, do których także należę, niejednokrotnie podkreślają o mocy, jaką czerpią z modlitwy. Dodaje ona im sił, napełnia otuchą i zaprowadza w ich duszy spokój oraz pewność, że poradzą sobie z czekającymi je problemami. Jest to czas tylko dla nich, kiedy to mogą zawierzyć swoje problemy wyższej istocie, która nad nimi czuwa i nie pozwoli upaść. Modlitwa oznacza rozmowę z Bogiem i zbliżanie się ku niemu. Przekazywanie części swoich trudności życiowych bytowi, górującego i opiekującym się nami. Napawa nas spokojem, bo w ciągłym pędzie, tak często zapominamy, że ktoś nad nami nieustanne czuwa, opiekuje się nami i nie pozwala zanadto zbłądzić.

Z drugiej jednak strony mamy osoby niewierzące lub odrzucające całą dziedzinę nauki, jaką jest teologia. Nie oznacza to jednak, że to nieocenione motto ma ich nie dotyczyć i nie mogą czerpać z niego należytych profitów. Modlitwa jest czasem głębokiego skupienia w ciszy. To czas tylko dla nas, poświęcony na rozmowę z Bogiem. Można rzec, że modlitwa jest medytacją i próbą uregulowania wszystkich niejasnych kwestii, rozgrywających się w umyśle człowieka. Dlatego słowa „Módl się”, w dzisiejszych czasach można także zrozumieć jako wyrwanie się z nieustannego pędu i ucisku rozpędzonego świata. To poświęcenie kilku chwil na zastanowienie się nad swoim życiem oraz być może jego przewartościowaniem. Takie dogłębne zanurzenie się w odmęty własnego umysłu, jasne ukazanie własnych problemów oraz szczera rozmowa z samym sobą, może dać zadowalające rezultaty. Efekty, prowadzące do zachowania spokoju ducha i ponownego wkroczenia na ścieżkę, prowadzącą do marzeń.

Medytuj, jeśli tak Ci wygodniej.

Chodzi o ochłonięcie, baczne rozejrzenie się wokół i zastanowienie się nad swoim życiem oraz jego sensem. Nie chodzi mi o medytację w stylu buddyjskich mnichów, ale o zwykłe i jakże proste pójście na spacer wyłącznie z własnymi myślami, najlepiej z dala od miejskiego gwaru.

modlitwa

Przede wszystkim, chodzi o czas tylko dla siebie. Żyjemy szybko i wielokrotnie chcemy uszczęśliwiać innych, poprzez wykonywanie dla nich zadań. Pracujemy dla szefa, szykujemy śniadanie dla dzieci, prasujemy koszulę dla męża, wychodzimy na zewnątrz dla psa, który domaga się ruchu. Wiele razy zapominamy, że my także jesteśmy ważni i nam także, należy się choćby odrobina czasu na głęboką refleksję i dokonanie swoistego „rachunku sumienia”. Nie tylko własnego zachowania, ale także poglądów, myśli i przyszłych planów. Nie muszą być to godziny przeznaczone na rozmyślanie i snucie wyimaginowanych wizji. Wystarczy choćby piętnaście minut. Czas nie odgrywa w tej materii tak wielkiej roli, jak szczerość, na którą musimy się zdobyć w rozmowie ze sobą. Tylko wtedy możemy dojść do sedna dręczących nas problemów oraz poznać źródło naszych nieszczęść.

Nie ważne czy wierzysz, czy nie. Chodzi o fakt poznania i zrozumienia własnego życia. O samoświadomość w działaniach i stawanie się lepszym oraz spełnionym człowiekiem. Może to być także dzielenie się swoimi problemami z zaufaną osobą, którą dla wierzących jest Bóg, ale może to być także mama, tata, brat, czy siostra. Bardzo często samo wypowiedzenie na głos męczących problemów, może pozwolić nam, znaleźć rozwiązania lub się ich całkowicie pozbyć. Zdarza się nierzadko, że dany problem wydaje się ogromną przeszkodą w naszym umyśle, ale w rzeczywistości – po jego zdefiniowaniu, okazuje się niewart więcej, niż garść piasku.

Praca uszlachetnia.

Z drugą częścią motta – „Ora et labora” jest na pewno łatwiej. Nie musisz być wierzący, aby pracować. Chyba że jesteś niesamowicie leniwy i szukasz każdej, nadarzającej się wymówki do tego, aby unikać jakiegokolwiek wysiłku. Pierwotnie, chodziło o pracę zbliżającą do Boga, która jest mu nad wyraz miła. Trudno się temu dziwić, skoro słowa te dotyczyły zakonu mnichów. My nimi nie jesteśmy, dlatego i „pracę”, powinniśmy dostosować do naszego własnego życia. Niepodważalny jest fakt, że praca popłaca. Kompletnie chciałbym się odciąć od kwestii finansowych i innych materialnych spraw. Chodzi mi o czynność pracy oraz jej wpływ na nasze myśli, umysł i postrzeganie świata.

Zastanówmy się i przywołajmy w swojej pamięci, najbardziej satysfakcjonujące momenty w naszym życiu. W większości przypadków pojawiły się one zapewne w wyniku dobrze wykonanej pracy. Świetnie zrealizowany projekt do pracy i tym samym pochwała od szefa, nauka na test z matematyki i w rezultacie rewelacyjne ocena. To wszystko jest następstwem dobrze wykonanej pracy. Wysiłek – zarówno intelektualny, jak i fizyczny, nadaje w naszym życiu pewien kierunek. To, co łatwe i dające szybkie rezultaty, zazwyczaj jest postrzegane jako mało wartościowe. Natomiast to, co kosztuje wiele czasu oraz wielu sił, rysuje się jako prawdziwa cenna rzecz lub wartość.

Rób to, co kochasz.

Praca pozwala nam zapomnieć o problemach. Całkowicie oddanie się danej czynności, wprowadza nas w stan transu, w którym tkwimy niczym w odosobnionym świecie. W wymyślonej bańce, stworzonej przez nasz umysł, w której liczy się tylko to, co robimy w tym momencie. Dlatego tak ważne jest, aby w swoim życiu zawsze dążyć do tego, aby robić to, co się nad wyraz kocha. Tylko taka czynność pozwoli nam zapomnieć o trudnościach i zatopić się w piękny świat, realizowania pasji.

praca

Odpowiednio ukierunkowana oraz dobrana praca, pozwala wyzbyć się zmartwień. Wiedział o tym już Dale Carnegie, który w swojej książce pt. „Jak przestać się martwić i zacząć żyć”, pisze:

„Jeśli nie zajmiemy się czymś, ty i ja, jeśli będziemy – siedząc bezczynnie – rozmyślać, wysiedzimy jedynie całe stado złośliwych karłów, trolli, które wydrążą nasz umysł i zniszczą nas, pozbawią siły do działania i woli”.

Te słowa są kwintesencją rozważań dotyczących drugiej części motta – „Ora et labora”. Pracuj na swój sukces. Znajdź czynność, która będzie sprawiała Ci maksymalnie wiele frajdy, satysfakcji oraz radości. Zatop się w niej. Zanurz się w niej nie po kolana, ale po samą szyję. Tylko wtedy, podczas jej wykonywania, będziesz w stanie zapomnieć o problemach, które do tej pory drążyły Twój umysł niczym trolle, wskazanego przez autora zacytowanych słów.

Niech modlitwa będzie szczera, a praca pasjonująca.

Ora et labora, czyli módl się i pracuj, to wciąż aktualne motto, którym możemy posługiwać się w życiu codziennym. Bez znaczenia pozostaje, w co i czy w ogóle wierzysz. Wszystko rozgrywa się w Tobie i zależy od Ciebie. Dzięki odpowiedniemu zrozumieniu omawianych słów, możesz w pełni świadomie wprowadzić je do swojego życia i cieszyć się z możliwości ich stosowania. Pamiętaj, proszę drogi czytelniku, że „modlitwa” ma być czasem dla Ciebie i chwilą na uporządkowanie własnych myśli. Zrewidowanie własnych poglądów oraz odpowiednie przewartościowanie swojego życia, jeśli zajdzie taka konieczność. Musisz być ze sobą lub z Bogiem, do którego się zwracasz, niewiarygodnie szczery. To nie jest czas na oszustwa i ludzkie fałszywe gierki. Zrzuć maskę i pokaż swoją prawdziwą twarz. Przynajmniej w tym jednym momencie, w którym oddajesz się „modlitwie” lub modlitwie.

Praca natomiast musi Cię pochłaniać. Przybliżać z każdym kolejnym dniem i wykonaniem zadania, do Twojego wielkiego celu, Boga lub czegokolwiek, co sobie tylko wyznaczysz. Dlatego więc tak ważne jest, aby była ona nie tylko sensowna, ale także w pełni do Ciebie dostosowana. Nie możliwym jest oddanie się czemuś w pełni, jeśli się tego nie lubi. Tylko prawdziwa pasja, skrycie zakorzeniona w naszym sercu, może sprawić, że oddamy się jej w zupełności. Tym samym, będziemy mogli zanurzyć się w radosnej bańce własnej rzeczywistości i przestać się nieustannie zamartwiać, nierzadko nic nieznaczącymi błahostkami.

Ora et labora, czyli nieśmiertelna maksyma.

Słowa – „Módl się i pracuj”, wypowiedziane przez św. Benedykta, są wciąż aktualne. Po niemal 1500 latach nadal możemy z radością i niezachwianą pewnością kierować się nimi w życiu i czerpać benefity. To zadziwiające, jaką moc mają one w sobie, że potrafiły przetrwać tak długi okres w dziejach świata, usiany licznymi wojnami, klęskami i katastrofami. Pomimo że zostały wypowiedziane w średniowieczu, to odpowiednie ich zrozumienie, pozwala wykorzystać je również w czasach obecnych. Żywię ogromną nadzieję, że od dziś, od momentu przeczytania tego tekstu, w osobistych słownikach wielu z Was, na stałe zagości: „Ora et labora” i zaprowadzi Was do miejsca, w którym zawsze chcieliście się znaleźć.

Jak brzmią te wszystkie niesamowicie motywujące hasła? „Work hard, dream big”? A może „No pain, no gain”? Nie obraźcie się. Naprawdę nie jestem przeciwnikiem tego typu motywacji! Jednak niektóre z nich mogą uzyskać odwrotny efekt. W końcu, czy kiedykolwiek spotkaliście się, aby jakiekolwiek „ponętne” hasło wskazywało na odpoczynek lub relaks? Nie? No właśnie… 

Z niemal każdej strony jesteśmy zalewani falami informacji, haseł i wskazówek głoszących, że trzeba pracować mocniej, częściej i lepiej. Wielu trenerów, mentorów i przedsiębiorców, jak mantrę powtarza, że tylko ciężka praca może w konsekwencji zaprowadzić Cię do Twojego wymarzonego sukcesu. Na każdym  kroku spotykamy komunikaty, nawołujące każdego z nas do przesuwana limitów swojej wytrzymałości i pokonywania kolejnych barier swojego życia.

Jeśli w tym momencie Twoja leniwa i wygodna część duszy zaciera dłonie z radości i po cichu liczy, że w tym tekście stanę w opozycji do słów tak często wygłaszanych przez ludzi sukcesu to przykro mi, ale muszę Cię rozczarować. Niewątpliwie każdy, kto twierdzi, że ciężka praca i pokonywanie własnych słabości jest nierozłączne z podążaniem na szczyt, ma absolutną rację. Jakakolwiek polemika nie wchodzi tutaj w grę. Oczywiście, że można byłoby się spierać o samą definicję sukcesu w odczuciu każdej osoby, jednak nie zmienia to faktu, że ciężka praca jest nierozerwalnie złączona ze spełnianiem swoich marzeń.

Presja sukcesu. Bolączka XXI wieku.

Żyjemy w czasach, w których czujemy na sobie nieustanną presję ze strony otoczenia. Obojętnie, czy są to nasi wyimaginowani mentorzy w postaci popularnych innowatorów, nasza rodzina czy koledzy z pracy. Każda osoba z naszego środowiska, w mniejszym lub większym stopniu oddziałuje i wywiera na nas presję. Bardzo często czujemy się więc zobowiązani do pracowania na swój sukces za wszelką cenę. Nawet jeśli znajdujemy się na skraju fizycznych i psychicznych możliwości swojego ciała. W końcu chodzi o przesuwanie granic, prawda?

praca

Trudno się nie zgodzić, że wielcy tego świata osiągnęli tak wiele dlatego, że pracowali wtedy, kiedy nie mieli na to ochoty. Warto jednak w swoich działaniach odróżnić zwykłe uczucie lenistwa, które przekonuje nas do zaniechania swoich planów, od wyczerpania sygnalizującego zły stan naszego zdrowia. O temacie dzisiejszego tekstu rzadko kto mówi. Nie jest to aspekt wywołujący motywacyjny przepływ energii w odbiorcach, dlatego możliwe, że ze względu na słabość „sprzedawania się” owego hasła, nie jest ono zbyt często praktykowane.

Odpoczynek i relaks.

W świecie ciągłego pędu i pogoni za marzeniami – tak często pomijany aspekt działań. Każdego dnia nastawiamy się na ciężką pracę, przesuwamy swoje granicy, poznajemy limity i wspinamy się na szczyty swoich możliwości. Zapominamy jednak, że nieustanne trwanie w stanie gotowości do pracy i ciągłe myślenie o czekających zadaniach potrafi siać realne spustoszenie w naszej głowie i naszym ciele. Dlatego tak istotne jest, uwzględnianie w swój plan działania także okresów, w których całkowicie oderwiemy się od realizowanych zadań i skupimy się na odpoczynku oraz kompletnym oczyszczeniu swojego umysłu.

Nie podam idealnej recepty, jak to zrobić i w jakich proporcjach. Jednej osobie wystarczy zaledwie dzień wolnego, a inną czekać będzie konieczna tygodniowa przerwa. Również sama czynność relaksowania się nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Wcale nie musi być to leżenie, spanie i nic nierobienie. Wręcz przeciwnie! Dla wielu z Was najlepszą formą odpoczynku może być paradoksalnie wycieczka rowerowa, wspinaczka górska, bieganie czy zbieranie grzybów. Jak można się domyślić, nie chodzi o zregenerowanie swojego ciała, które w świetnej większości przypadków nie ma się po czym regenerować, ale o oderwanie się swoimi myślami od codziennych obowiązków. O oczyszczenie głowy z planów, trosk i zadań, które tak sumiennie do tej pory wykonywaliśmy.

Jako zwolennik szeroko pojętej aktywności fizycznej, mogę z całym przekonaniem rzec, że nic nie potrafi tak skutecznie oderwać myśli od pracy, jak ruch i ćwiczenia. W dość naturalny sposób przestajemy raz po raz wracać i rozpamiętywać, co zrobimy w pracy lub jakie dokumenty na nas czekają. Całą swoją uwagę przekierowujemy na wyzwanie nas czekające tu i teraz. Może być to wspinaczka na Giewont, bieg na 10 kilometrów lub cokolwiek innego, co skutecznie zajmie nasze myśli.

Podstawowa zasada!

Aby odpoczynek był skuteczny, nie powinien on przypominać swoistego rozdwojenia jaźni. Unikałbym relaksu polegającego na robieniu mechanicznie jednej czynności, ale byciu pogrążonym nadal w swojej zwykłej codzienności. Jeśli tak ma wyglądać nasz ewentualny odpoczynek, to faktycznie będzie lepiej, gdy całkowicie zajmiemy się pracą. Postępując w ten sposób ani nie wypoczywamy, ani nie pracujemy. Dlatego warto wybrać jedno i oddać mu się w zupełności. W przeciwnym razie zwyczajnie marnujemy swój czas i potencjał danej czynności.

odpoczynek

Przestrzegałbym wszystkich przed złudnym myśleniem, iż relaks jest trwonieniem cennego czasu. Rzeczywiście może nim być, gdy całe nasze życie lub jego większość, przypomina nieustanny odpoczynek i leniuchowanie. Należy odróżnić i rozgraniczyć ludzi, którym relaks jest niesamowicie potrzebny od tych, którzy mają go każdego dnia. Osoby pracujące na etacie przez 40 godzin tygodniowo, nawet w przypadku zajmowania się domem prawdopodobnie relaksują się codziennie. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku osób, których grafik dosłownie pęka w szwach.

Pracuj ciężko, ale rozsądnie.

Relaks nie powinien być postrzegany jako marnowanie czasu, bo pozwala zregenerować nam nasze siły do zadań czekających nas w nadchodzących dniach. Niemożliwym jest ciągłe pracowanie po 16 godzin każdego dnia bez chwili wytchnienia. Jeśli nikogo to nie przekonuje, to pragnę zwrócić uwagę, że paradoksalnie stosowanie odpowiednich przerw, dni wolnych lub chwil tylko dla siebie, może spowodować o wiele bardziej wydajny czas pracy. Złapanie chwili oddechu, potoczne naładowanie akumulatorów i nabranie świeżości nie jest mitem powtarzanym przez wątpliwej jakości guru, ale życiowym faktem.

Ciężko jest podać uniwersalne rozwiązanie stosowania chwil odpoczynku. Szczególnie biorąc pod uwagę, że pokonywanie wewnętrznego lenistwa i wychodzenie ze strefy komfortu jest całkowicie związane z dążeniem do sukcesu. Bardzo często właśnie to te symptomy wiążemy z chęcią zrobienia sobie wolnego. W rzeczywistości jest to tylko mała bariera, której pokonanie przybliża nas do marzeń i którą musimy przejść, aby myśleć o ich zdobyciu. Przerywanie wykonywanej czynności i odpoczywanie za każdym razem, gdy tylko poczujemy się zmęczeni, nigdy nie pozwoli nam nawet ujrzeć szczytu, którego tak mocno pragniemy.

Ludzie bardzo często dzielą się na dwie skrajności. Tych, którzy są leniwymi z natury i nie przybliżyli się nigdy do prawdziwej ścieżki swoich marzeń oraz na tych, którzy pracują każdego dnia, wykraczając poza granice zdrowego rozsądku. Nie twierdzę, że pierwsza grupa nie potrzebuje odpoczynku, ale to jednostki mające „szczęście” być w grupie drugiej, na pewno na ten relaks zasługują.

Relaks to część planu. Wyluzuj!

Cokolwiek robimy i jakkolwiek działamy, uwzględnienie w swój plan działania okresów wolnego i odpoczynku jest działaniem wysoce pożądanym i niemalże koniecznym do zachowania dobrego zdrowia, harmonii życiowej, a także osiągania wielkich, życiowych sukcesów. Wielcy tego świata podziwiani przez miliony też odpoczywają. Pracują więcej i ciężej niż całe rodziny razem wzięte, ale ich działania także obejmują chwile wytchnienia. Niemożliwym jest nieustanne pracowanie na najwyższych obrotach przez długi czas. Działając w ten sposób prędzej czy później nasz organizm odmówi nam posłuszeństwa i ten odpoczynek, i tak na nas wymusi. Zrobi to jednak w dość radykalny sposób, przykuwając nas do łóżka lub uzależniając nas od lekarzy i szpitali. Dlatego lepiej jest zapobiegać ewentualnym chorobom związanym z notorycznie wysokim poziomem zmęczenia, poprzez stosowanie zaplanowanych okresów odpoczynku. Długość ich trwania, częstotliwość, a także formę, każdy z nas powinien dostosować do siebie. Pamiętajmy proszę, aby w czasie relaksu kompletnie odciąć się od codziennych obowiązków, nie myśleć o nich i cieszyć się chwilą wytchnienia, którą przecież tak rzadko możemy kosztować. 

relaks

Jeśli planujesz osiągnąć w życiu coś naprawdę wielkiego, to zdaj sobie sprawę, że ewentualne okresy wolnego lub całkowitego wytchnienia, nie będą zbyt często powtarzającymi się zjawiskami. Decydując się na wielkie rzeczy, przyjmujesz też na siebie wielkie zobowiązania. Nie zapominaj o tym, gdy każdego dnia z tak wielką uciechą oddajesz się kolejnym, długim godzinom oglądania serialu z ponętną myślą: „Należy mi się”. Prawdopodobnie zasłużyłeś na ten odcinek, jednak jestem przekonany, że takie działanie nie przybliża Cię do czekającego na Ciebie sukcesu.

Miejmy na uwadze, że na chwilę relaksu również trzeba zasłużyć. Nie zwykłym spacerowaniem po ścieżce rozwoju, ale mozolnym wspinaniem się i pokonywaniem wielu przeszkód czekających na naszej drodze. Odpoczynek powinien być odskocznią od ciężkiej pracy.

Problem w tym, że tylko niewielu z nas tak naprawdę ją wykonuje…  

W głowach wielu entuzjastów kształtowania sylwetki oraz aktywnego trybu życia zapanowało bardzo destrukcyjne przekonanie. Płytka myśl, prowadząca ich do wysuwania uwłaczających wniosków. W ich przypadku szacunek oraz pokora stały się wartościami należącymi do przeszłości. Bardzo niesłusznie…

Problem początkujących.

Odnoszę coraz większe wrażenie, że w umyśle zwłaszcza początkujących adeptów treningu siłowego, dzieje się bardzo dużo złego. Postrzegają oni siebie jako prawdziwych panów tego świata. Uważają siebie oraz swoje życie, za wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Błędnie zakładają, że dzięki treningowi i być może również dzięki swojej wypracowanej sylwetce, mogą mieć wszystko i wszystkich. Całą swoją wartość i każde zachowanie, opierają wyłącznie na swoim ciele.

Jakby tego było mało i ich wywyższający sposób bycia nie był wystarczający, postrzegają oni swoje zajęcie i swoją drogę, jako jedyną właściwą. Tym samym odnoszą się bez jakiegokolwiek szacunku dla osób reprezentujących swoją osobą inną dziedzinę życia. Nie dopuszczają oni do siebie myśli, że życie nie opiera się wyłącznie na trenowaniu, diecie i ciągłym liczeniu kalorii. Zrozumienie, że dbanie o sylwetkę jest świetnym zjawiskiem, ale uzależnianie od niej całego swojego życia jest dość nierozsądne, wykracza poza ich granice rozumowania.

pokora

Najciekawsze jest, że zaobserwowane zjawisko, które można śmiało określić mianem braku pokory oraz poszanowania pozostałych osób i ich życia, dotyczy przede wszystkim początkujących. Zabawne, że Ci doświadczeni, którzy faktycznie w pewnym stopniu mogliby obnosić się ze swoimi osiągnięciami i sukcesami, które nierzadko posiadają, oraz prezentować lata swojej ciężkiej pracy – nie robią tego. Doskonale wiedzą, że to zachowanie jest niewłaściwe i prowadzi ich donikąd. Zamiast tego wolą pomóc innym w sylwetkowej przygodzie. Natomiast osoby, które swój staż liczą w miesiącach, a nie długich latach, są najczęściej tymi najgłośniej krzyczącymi. Ludźmi kłócącymi się i z wyższością prezentującymi swoje jakże wielkie, wyimaginowane sukcesy. To swoisty efekt Krugera-Dunninga, którego znaczenie tłumaczyłem już w innym tekście. Prawdziwi eksperci nie zabierają głosu a robią to ci, którzy powinni zamilknąć i zająć się słuchaniem.

Pokora – zapomniana wartość.

Coraz częściej takie zachowania nie pozostają tylko w środowisku treningu siłowego. Skupiam się głównie na nim, gdyż to ze względu na szeroko pojęty „kult ciała” panujący w tej dziedzinie, to tam najczęściej spotyka się omawianych w tym tekście delikwentów. Prawdą jest, że osoba początkująca wygląda dość mizernie, szczególnie w porównaniu do osób zajmujących się tym sportem od kilku lat. Być może to własne ego lub chęć zaprezentowania wszystkim swojej „wyższości”, prowadzi do przeniesienia swoich trywialnych pragnień poza „fitnessową” społeczność. Na tle prawdziwych kulturystów, zuchwały adept treningu siłowego wygląda przeciętnie. Jednak w porównaniu do nietrenujących osób, jego sylwetka rysuje się już o wiele lepiej. To właśnie chęć dowartościowania się i problemy leżące w naturze niewłaściwej samooceny, powodują częste chełpienie się swoją sylwetką przed nietrenującą częścią społeczeństwa.

Niejednokrotnie byłem świadkiem sytuacji, gdzie osoba o mocno przeciętnej budowie ciała, niewyróżniająca się niczym szczególnym, prężyła się i próbowała zaimponować swoją muskulaturą kolegom i koleżankom. Jak myślicie, skąd wzięło się zachowanie pseudo kulturystów, chodzących szerzej i rozkładających ręce bardziej, niż trzydrzwiowa szafa? Właśnie z chęci dowartościowania się i pokazania każdemu, swojej „wyjątkowości”.

Takie osoby bardzo często dyskryminują życie oraz pasje innych osób. Już sam ten fakt, może świadczyć o ich niewłaściwym podejściu do tego sportu i braku szans na zaistnienie w nim. Każdy, kto chce być w przyszłości mistrzem, powinien zachowywać się jak mistrz. Żaden z nich nie obraża i nie oczernia swoich przeciwników oraz innych ludzi, którzy mogliby stać się jego wiernymi fanami.

Przejrzyj na oczy i okaż szacunek!

Posiadanie klapek na oczach, które przysłaniają cały otaczający świat i widzenie tylko siebie, własnego treningu i własnej sylwetki, towarzyszy tym przechwalającym się przez cały czas. Nie potrafią uzmysłowić sobie, że poza treningiem też istnieje świat. Pełen pięknych barw, zapachów i miejsc. Swoim ograniczonym umysłem, nie potrafią zrozumieć, że są też inne miejsca, które nie nazywają się „siłownia” i „kuchnia”. Ich system myślenia oraz całe ich życie jest w ten sposób dość mocno ograniczone. Sprowadza się tylko do tak trywialnych i powierzchownych czynności, jak dbanie o sylwetkę.

Oczywiście opisane przypadki nie muszą dotyczyć tylko osób początkujących. Równie dobrze, może być to osoba zaawansowana z kilkuletnim stażem. Jestem daleki od uogólniania. Choć nie da się ukryć, że to właśnie Ci najbardziej „nieopierzeni” reprezentują swoją postawą brak szacunku dla starszych kolegów z branży i innych ludzi. Na szczęście z upływem treningowego stażu, przychodzi też pewne obycie oraz pokora. Dotychczasowa młodzieńcza  zuchwałość, powoli odchodzi w zapomnienie. Przemienia się w życiowe doświadczenie i zdrowy, sportowy głód zwycięstwa. Przynajmniej u większości osób…

szacunek

Nabierzmy proszę trochę ogłady. Nie jesteśmy mistrzami w tym, co robimy. Zawsze pojawi się na naszej drodze ktoś, kto będzie od nas lepszy. Nie ważne, co robimy i jaki poziom reprezentujemy. Gdzieś na świecie jest ktoś, kto jest doskonalszy i lepszy w dziedzinie, w której się specjalizujemy. To kwestia czasu, gdy poznamy prawdziwego mistrza i eksperta na swojej drodze. Uwierzcie, że nie ma w naszym życiu wielu gorszych uczuć niż upokorzenie. A jeśli nie zmienicie siebie i swojego zachowania to właśnie ono Was dotknie. Piekielne upokorzenie, wstyd i utarcie nosa, którego z tak wielką lubością zadzieraliście.

Kieruj się rozumem, a nie sylwetką.

Nie twierdzę, że macie być cichymi myszkami. Bądźcie odważni! Idźcie przed siebie z wysoko podniesioną głową. Jednak nigdy nie miejcie oporów jej schylić przed prawdziwym mistrzem, aby oddać mu należyty szacunek. Być może dzięki temu będziecie się w stanie czegoś od niego nauczyć, zamiast spoglądać na niego zazdrośnie z pogardą i wyzbytym z szacunku wzrokiem.

Nie chcę zostać źle zrozumiany. Wiele razy to podkreślam, że mam ogromny szacunek dla osób, które działają w kierunku zmian na lepsze. To świetna decyzja, za którą kiedyś będziecie sobie niesamowicie dziękować. Obiecuję Wam to. Jednak proszę Was, abyście nigdy nie wpadli w pułapkę płytkiego myślenia. Sylwetka jest świetna i warto o nią dbać. Oczywiście, że ona na również oddaje w pewnym stopniu naszą osobowość. Natomiast opieranie na niej całej wartości swojej i innych ludzi jest bardzo, ale to bardzo złe. Powiedziałbym, że nawet zwierzęce i pozbawione człowieczeństwa.

My – ludzie, nie zostaliśmy stworzeni do tego, aby oceniać innych po tym, czy mają wyrzeźbiony brzuch, czy nie. Dostaliśmy rozum po to, abyśmy mogli sugerować się wnętrzem i tym, co inni sobą reprezentują. Nie odbierajcie tego jako zachęty do porzucenia swoich sylwetkowych planów! Przestańcie szukać wymówek i działajcie! Jednak nie zapominajcie, że to co robicie, nie jest jedyną, właściwą czynnością na tym świecie. Nie każdy musi robić to samo, co Wy. Cokolwiek robicie i w jakimkolwiek stopniu Was to pochłania, zostawcie w sobie dość miejsca na obdarzenie innych osób odpowiednią dozą szacunku. To nie tylko miły i ludzki gest, ale pokrzepiające i zdrowe zachowanie.

Na szacunek mogą zasłużyć tylko osoby, które same potrafią go okazywać. 

Dość interesującym zajęciem jest móc obserwować, jak siłownia działa na kobiety. Unikają jej, przemykają obok niej niepostrzeżenie i chowają się, szukając miliona wymówek, byleby tylko ich własny trening siłowy, nie stał się faktem. Tym samym, nasze kochane i najdroższe Panie, same wyrządzają sobie krzywdę!

Panie i Panowie! Proszę o uwagę!

Drogie panie! Tekst ten jest skierowany przede wszystkim do Was. Przeczytajcie go tyle razy, ile tylko chcecie oraz zdołacie. Wracajcie do niego za każdym razem, kiedy w Waszej głowie, ponownie pojawi się ta fałszywa myśl, sprowadzająca Was z właściwie obranej ścieżki. Zaufajcie mi, spróbujcie i same się przekonajcie, że to o czym piszę, jest prawdziwie i skuteczne.

Drodzy panowie! Choć artykuł dedykuje wszystkim pięknym paniom (innych nie ma), to nie opuszczajcie tej strony w popłochu, obawiając się o treść, jaka może ukazać się Waszym oczom. Zostańcie, zapoznajcie się z tekstem i być może Wy również, wyniesiecie z niego coś dla siebie. Możliwe, że dzięki temu będziecie mogli skutecznie przekonać swoją ukochaną połówkę, do wspólnego treningu na siłowni.

Nieformalny treningowy podział.

Istnieje pewna niepisana reguła, o której niewiele osób mówi i nie każdy zwraca na nią uwagę. Otóż kobiety zazwyczaj wybierają treningi wytrzymałościowe, typu bieganie lub jazda na rowerze. Wszelki trening dodatkowy, ukierunkowany na modelowanie sylwetki, ogranicza się do wykonywania go przed telewizorem z ulubioną Panią „trenującą miliony Polek”. Natomiast mężczyźni – jak przystało na prawdziwych samców alfa, wolą wziąć do ręki sztangę, nałożyć na nią dużo żelastwa i wraz z niebezpiecznie pojawiającymi się żyłkami na czole – podnieść ją.  Oczywiście są wyjątki, jednak musicie przyznać, że to zazwyczaj panie czują się bardziej komfortowo, ćwicząc w domowym zaciszu, aniżeli w kipiącym testosteronem miejscu, zwanym siłownią lub istną wylęgarnią samców.

siłownia

Niestety kobiety na widok siłowni, zazwyczaj odwracają z obrzydzeniem wzrok. Podczas rozmowy z przyjaciółkami, zgodnie dochodzą do wniosku, że trening siłowy nie jest dla nich, bo przecież nie chcą wyglądać jak facet w sukience. Na dodatek pojawia się jeszcze wcześniej przytaczany problem, dotyczący braku komfortu w środowisku spoconych mężczyzn. Nie wiedzą jednak, że taki proces myślowy jest dla nich krzywdzący. Świadomie pozbawiają się najlepszej metody kształtowania sylwetki.

Trening siłowy, to do tej pory najlepszy i najskuteczniejszy sposób modelowania sylwetki. Nie neguje wyborów kobiet, trenujących z „Panią z telewizora”. Nie twierdzę, że takie treningi nie są skuteczne. Nie uważam, że musicie je porzucać, jeśli osiągacie zadowalające efekty. Jednak próbuje zwrócić tylko Waszą uwagę, że trening siłowy też jest świetny i zdecydowanie efektywniejszy.

Przyczyna nieuzasadnionej niechęci kobiet do siłowni.

Awersja płci pięknej do treningu siłowego wzięła się przede wszystkim z obawy o nadmierny rozwój muskulatury. Do ich świadomości dotarły zapewne zdjęcia naszprycowanych sterydami kulturystek, którym faktycznie bliżej jest do mężczyzn, aniżeli kobiet. Jednak jak już zostało powiedziane – swój odbiegający od standardów wygląd, zawdzięczają głównie zbyt wysokiemu  poziomowi testosteronu. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze ciężki trening i wzorowo trzymana dieta, ale za niecodzienny wygląd, odpowiadają niedozwolone środki. Kobiety trenujące dla siebie w sposób rekreacyjny, nie stosują przecież „zewnętrznego wspomagania”. Dlatego nie powinny się one obawiać o muskulaturę mężczyzny, gdyż mają naturalnie niższy poziom testosteronu niż Panowie!

Wasze obawy są więc zupełnie nieuzasadnione drogie Panie! Nie ma fizycznej możliwości, aby bez podania środków z zewnątrz, Wasze ciało przemieniło się w sylwetkę osobnika płci męskiej.  

Walka z brakiem komfortu może być trudniejsza. Tutaj dochodzi ważny czynnik psychologiczny i fakt uświadomienia sobie, że warto pokonać tę chwilową trudność, bo zaprocentuje ona późniejszą radością i szczęściem. Panie, które zamierzają trenować na siłowni obawiają się, że wszyscy dookoła będą się im przyglądać, zwracać na nie uwagę i robić to, co faceci mogą robić w obecności kobiet. W rzeczywistości takie obrazy podsuwa Wam tylko Wasza bujna wyobraźnia. Znam to środowisko na tyle dobrze, aby niemal z całkowitą pewnością rzec, że jest to głównie społeczność narcyzów zbyt mocno zapatrzonych w siebie i swoje odbicie w lustrze. Ciężko jest sprawić, aby ktokolwiek mógł przykuć ich uwagę na dłuższą chwilę. Nawet piękna kobieta.

panie

Proponuje, aby obrócić swój tok myślenia o 180 stopni. Wiele kobiet widząc wzrok innego mężczyzny na sobie, czuje skrępowanie. Zupełnie niepotrzebnie! To dla Was największy komplement! Przypatrujący się Wam dżentelmen, nierzadko próbujący robić to z ukrycia, to Wasz pierwszy fan! Wierny kibic, któremu podoba się Wasza sylwetka i to, jak trenujecie. Doceńcie to, obdarzcie takiego delikwenta szerokim uśmiechem i dalej róbcie swoje, racząc go swoimi przemyślanymi ruchami. Myślę, że po ujrzeniu Waszych onieśmielająco pięknych białych zębów, nie odważy się już więcej na Was spojrzeć. Nawet z ukrycia.

Nie krzywdźcie siebie drogie Panie! Trening siłowy jest świetny!

Przede wszystkim, pragnę zwrócić Waszą uwagę, że trening siłowy jest dla Was i wykonujecie go dla siebie. Nie powinno Was interesować to, co ktoś sobie pomyśli, jak się na Was spojrzy i czy w ogóle coś zrobi. Od momentu wejścia na salę treningową liczy się trening i na nim się skupiajcie. Koncentracja powinna być na tyle duża, że nie powinnyście dostrzegać całego tła, które dzieje się gdzieś za Waszymi plecami. Dobrym rozwiązaniem mogą być słuchawki z ulubioną muzyką, płynąca wprost do Waszego ucha, jednak nie jest to rozwiązanie konieczne. Skupienie się na celu, pełna koncentracja i świadomość, że trenujecie dla siebie to fundament zbudowania swojej niezachwianej pewności siebie na siłowni.

Wiele kobiet obawia się, że idąc na swój pierwszy trening siłowy, zrobią z siebie ofiarę losu, niepotrafiącą ćwiczyć. Zwróćcie uwagę, że nauczenie się poprawnej techniki wykonywania danego ćwiczenia, nigdy nie nadejdzie, skoro nie postanowicie spróbować. Rozumiecie ten paradoks? Nie pójdziecie na siłownie, bo kompletnie nie wiecie jak wykonać dane ćwiczenie, ale tylko pójście na nią, może rozwiązać Wasz problem. Musicie spróbować! Co z tego, że na pierwszych treningach Wasze ruchy będą dość niezgrabne i nieidealnie dopracowane? Problem może zostać rozwiązany, gdy skorzystacie z pomocy bliskiej osoby, posiadającej odpowiednią wiedzę lub trenera personalnego, którego możecie znaleźć na siłowni. Kompetencja takich osób to niestety często dyskusyjna kwestia i temat na inny artykuł, jednak nie zmienia to faktu, iż trenerzy personalni są od tego, aby służyć Wam pomocą.

Najlepsza metoda kształtowania sylwetki.

Nie ma lepszej i skuteczniejszej formy modelowania sylwetki od treningu siłowego. Bieganie może poprawić Wasza kondycję i pomóc w spalaniu tkanki tłuszczowej. Trening w warunkach domowych przed telewizorem może stanowić świetne źródło zabawy, spalania kalorii i do pewnego stopnia, modelowania sylwetki. Jednak prędzej czy później, Wasz proces rozwoju ciała zatrzyma się. To nie jest mój wymysł, ale czysta fizjologia człowieka. Aby mięśnie mogły się rozwijać (do pięknego, kobiecego rozmiaru – większe Wam nie grożą!) potrzebne są im nowe bodźce. Skacząc przez kilkadziesiąt minut przed telewizorem, na początku wyślecie solidny impuls swoim mięśniom, jednak z biegiem czasu przystosują się one do uprawianej aktywności i proces zostanie zatrzymany.

trening siłowy

Trening siłowy ma tę przewagę, że zawiera w sobie nieskończoną możliwość progresji, a tym samym dostarczania ciału nowych bodźców – poprzez zwiększanie ciężaru, liczby powtórzeń, serii czy zmniejszaniu przerw między nimi lub ich łączeniu. Cała gama kombinacji i szans rozwoju sylwetki stoi przed Wami otworem. Wystarczy po nie sięgnąć!

Dostosuj działania do własnych ambicji.

Jeszcze raz to podkreślę, iż nie jestem przeciwnikiem innej formy treningu niż trening siłowy. Ja również zaczynałem od treningów w domu przed telewizorem i jestem z tego bardzo dumny! To świetna aktywność, sposób na pozbycie się niechcianych kilogramów i do pewnego stopnia, także metoda kształtowania sylwetki. Jeśli jesteś zadowolona z efektów i cieszy Cię uprawiana aktywność, to rób to dalej i nie myśl o jakiejkolwiek zmianie. Nie potrzebujesz jej! Jeżeli Twoją sylwetką marzeń jest ciało pani, z którą ćwiczysz we własnym domu, to jesteś na dobrej drodze. Sukcesywną pracą, odpowiednim żywieniem i trenowaniem, zapewne z biegiem czasu ją osiągniesz.

Natomiast jeśli marzysz o wspaniałych, kobiecych kształtach Kai Soboń, Kai Rybickiej, Kasi Dziurskiej, Sylwii Szostak czy Ani Karcz, to nie obejdzie się bez treningu siłowego. To naturalne, że chęć posiadania sylwetki swojej idolki, sprowadza się w przeważającej części do stosowania rodzaju treningu, który ona wykonuje.  Niemożliwe jest osiągnięcie sylwetek wyżej wymienionych Pań, trenując z osobą, której sylwetka odbiega od ich ciał. To zupełnie tak, jakby młody chłopiec próbował zostać następcą Roberta Lewandowskiego i całe życie trenował ze swoim starszym bratem, nieustannie broniąc jego strzały, stojąc na bramce…  Do pewnego stopnia, czegoś się nauczy i rozwinie swoje umiejętności, ale prędzej czy później proces zostanie zahamowany. Zabraknie bodźca.

Jeśli jedyną przeszkodą, która uniemożliwia Ci skorzystanie z treningu siłowego, są Twoje własne błędne przekonania i myśli to mam nadzieję, że tym tekstem właśnie je rozwiałem, a Ty pakujesz już torbę na swój pierwszy trening. Nie bój się! Jesteś piękna, odważna i zaradna. Oczyść swoją głowę z niechcianych i destrukcyjnych myśli. Skup się na swoim celu. Wcale nie mówię, że przełamanie się będzie łatwe lub sam trening taki będzie. Jestem jednak pewien, że Twoja odwaga i zaradność zaprocentuje w przyszłości świetnymi efektami i szczęściem.

Obiecuję, że będzie warto.

#kolejne artykuły