Śmierć jest stanem, nad którym nie mamy kontroli. Życie jest tym, co zostało nam dane niezależnie od nas. Obie siły były na długo przed nami. Będą również jeszcze długo po nas. Dlaczego więc na morderstwo, chcemy usilnie odpowiadać tym samym, roszcząc sobie prawo do decydowania o tym, kto ma prawo chodzić po tym świecie? Czy nie posuwamy się za daleko?
Trochę martwi mnie to, co ostatnio do mnie dociera. Nie sposób nie określić naszego narodu, jako ludności buńczucznej, bojowej i chętnie broniącej swoich wartości. To bardzo dobrze i jestem wdzięczny, że mogę żyć w tym kraju. W Państwie, które zniknęło na 123 lata z mapy Europy, ale naród wciąż pozostawał niewzruszony.
Martwi mnie jednak coś innego. W swojej bojowości, która często objawia się w impulsywnym zachowaniu, czasami zapominamy, że jesteśmy ludźmi. A być ludźmi, znaczy reprezentować sobą pewien poziom.
Pytam się więc…
Jakim prawem, uzurpujemy sobie prawo do wydawania wyroków śmierci?
Życie i Śmierć.
Życie jest przepięknym darem, którego nikt nie chce lub nie powinien chcieć sobie zabierać. Jak wygląda rzeczywistość – każdy z nas wie. Wystarczy włączyć pierwszy lepszy serwis informacyjny, aby usłyszeć o samobójcach, o terrorystach, czy wreszcie o mordercach. Ci ostatni stanowią przedziwną grupę. Na ogół są to normalni ludzie, którzy pod wpływem bodźca lub impulsu, niesieni falą emocji, dopuszczają się czynu, o którym wcześniej nawet nie pomyśleli. Są też oczywiście tacy, którzy psychopatami stawali się od dłuższego czasu i z premedytacją planowali swoje zamiary.
Mordercy są wysłannikami śmierci ponieważ zabierają życie żonom, dzieciom, rodzicom… Kierują nimi siły, których nie sposób opisać. Patrząc na to z perspektywy chłodnego dystansu, można stwierdzić, że dają sobie oni przyzwolenie, aby to śmierć słuchała ich. Strasznie jest myśleć, o zatrważających przypadkach, kiedy ktoś odbiera życie komuś innemu. Jakim prawem dokonuje się takich rzeczy?
Poznanie przyczyn jeszcze mocniej potęguje strach. Dzieje się tak dlatego, bo są one niesamowicie banalne. Żona trzasnęła drzwiami, syn wrócił zbyt późno, sąsiad przekroczył granicę wyznaczonej działki… Te wszystkie zdarzenia przelewają jednak tylko czarę goryczy, która zbiera się już od dłuższego czasu. W efekcie normalny człowiek, chwyta za nóż, łapie za siekierę lub bierze do ręki pistolet i wymierza sprawiedliwość.
Myśli, że On to Śmierć. Sądzi, że ma prawo zakończyć czyjeś życie przedwcześnie…
Morderstwo na oczach milionów.
14 stycznia 2019 roku zmarł prezydent Gdańska – Paweł Adamowicz. Nie mam zamiaru rozdrapywać starych ran. Chcę tylko zwrócić uwagę, że zginął wtedy zupełnie niewinny człowiek. Mężczyzna, który miał rodzinę… Osoba, która miała swoje plany, marzenia i cele… Człowiek, który miał w sobie życie… To była istota z duszą, czująca ból, odczuwająca emocje, przeżywająca każdą minutę swojego życia…
Żył 54 lata. Zapewne liczba ta wydłużałyby się jeszcze znacznie, gdyby nie człowiek, który uznał, że śmierć jest w jego rękach. Czy w to wierzymy, czy nie, ale to się dzieje na naszych oczach. Upadek wszelkich wartości. Upadek pojmowanego do tej pory bezpieczeństwa i wolności. O ile w Polsce tego jeszcze tak nie widać, to wystarczy spojrzeć nieco bardziej na Zachód, aby przekonać się, jak rysuje się nasza przyszłość. Niewątpliwie nasza zaborczość chroni nas przed wpływami, ale nie myślcie, że bezkrytycznie ją pochwalam, ponieważ rodzi również wiele problemów oraz konfliktów.
Trudno się o tym pisze nawet z perspektywy trzech miesięcy, ale tamtego dnia zginął człowiek. Jego życie zostało odebrane przez innego człowieka, który chciał tego dokonać. Zrobił to z premedytacją i zimną krwią. Można sobie zadać pytanie, dlaczego tego dokonał, ale muszę powiedzieć, że nawet mnie to nie interesuje. Choćby uważał, że Paweł Adamowicz to diabeł wcielony, jakim prawem dopuścił się takiego czynu?
Quo Vadis?
To wciąż nie jest problem, który martwi mnie najbardziej. Morderstwo zawsze przysparza mi gęsiej skórki, bo ofiara nie znajduje się tylko po jednej stronie barykady. Ofiarą jest także ten, kto kieruje ruchem swojej dłoni… Ofiara to człowiek, który wymierza decydujący cios. Bez względu na to, w co wierzymy, wbijmy sobie wreszcie do głowy, że to człowiek nie został stworzony do odbierania życia drugiemu człowiekowi!
A co się dzieje na świecie?
Mamy wojny. Prześladowania. Ataki terrorystyczne. Morderstwo na każdym kroku. Zabójstwa na tle rasowym i kulturowym. Ograniczenia wolności i swobody wypowiedzi. Pozbawienia praw nadanych człowiekowi.
W takich chwilach aż ciśnie się na usta:
Dokąd zmierzasz, świecie?!
W istocie żyjemy w lepszych czasach, niż chociażby nasi przodkowie podczas drugiej wojny światowej, ale pragnę zwrócić uwagę na jeden szczegół. Teraz również – jak pokazują wydarzenia na świecie – nie możemy czuć się bezpiecznie. Powiem więcej. Dzięki nieustannie postępującej globalizacji oraz rozwoju technologii, mordercy, którzy siedemdziesiąt lat temu, mogli „jedynie” pomarzyć o działaniach na duża skalę, w naszych czasach, mają wszystko, aby to robić, często nie wychodząc nawet z domu. Dostępne są nowe bronie i nowe możliwości… Dodajmy jeszcze do tego lęk przed ludźmi, po których można spodziewać się wszystkiego, a otrzymujemy strach przed wejściem do galerii handlowej, dworca, czy lotniska…
Myślimy, że jesteśmy bezpieczni, dopóki nie otrzymamy naocznego sygnału, że wszystko jest iluzją. Możemy czekać na samolot, marząc o wakacjach marzeń, kiedy w okolicy pojawi się ktoś, roszczący sobie prawo do naszego życia…
Ognia nie gasi się ogniem!
Śmierć boli wszystkich i wywołuje wiele skrajnych emocji. Nie dziwię się więc, że po kolejnym zamachu lub odebraniu czyjegoś życia, pojawiają się często dość drastyczne komentarze. Wiele z nich opiewa komunikatem tego typu:
„Kara śmierci! Zróbmy mu to samo! Niech poczuje, co to znaczy umierać w męczarniach!”
Naprawdę staram się rozumieć te słowa. Staram się, bo pojąć ich nie mogę.
Wiecie już więc, co mnie martwi?
Że my – jako obserwatorzy i naoczni świadkowi tych brutalnych zdarzeń – pragniemy stać się dokładnie tacy sami, jak Ci, którzy są dla nas odrażający. Czym będziemy różnić się od mordercy, zabijającego z zimną krwią, kiedy pozbawimy go życia? Czym będziemy się różnić od terrorystów, kiedy zaczniemy walczyć z nimi ich bronią?
Niczym.
Staniemy się tacy jak oni. W imię obrony swoich praw, będziemy kultywować śmierć. Czy o to nam właśnie chodzi? Aby powielać błędy dokonane przez morderców, łajdaków i ludzi pozbawionych skrupułów? Naprawdę chcemy za cenę zaspokojenia własnych żądz, wystawiać na szali własne wartości oraz życie?
Nie będzie żadnej różnicy. ŻADNEJ. Nikt mi nie wmówi, że nasze pobudki będą „zacniejsze” lub „moralniejsze”. W obu przypadkach uzurpujemy sobie prawo do życia drugiego człowieka. Chcemy rozsiewać śmierć, nad którą nikt nie ma kontroli, a którą tak często chcemy widzieć w naszych rękach. Po co?
Czy naprawdę tak bardzo brakuje nam władzy, że chcemy roztaczać ją nawet na życie drugiej istoty?
Nie bądźmy mordercami…
Proszę, opanujmy się nieco.
Boli mnie, gdy słyszę, że mordercy powinni być zabici w ten sam sposób, w jaki oni mordowali. Co to jednak zmieni? Agresja rodzi jeszcze większą agresję. Jaki przykład damy swoją postawą następnym pokoleniom? Że ogień, gasi się… Ogniem? Chcemy zwalczyć jedno morderstwo, drugim morderstwem? Czy my siebie w ogóle słyszymy?
To do niczego nie prowadzi…
Przykro jest słuchać, kiedy te komentarze płyną z ust wykształconych osób. Kiedy wypowiadają je matki, ojcowie, szanowani ludzie, młodzież… Boli, gdy mówią je ludzie świadomi swoich słów i w pełni zdrowi. Ludzie, którzy przecież powinni wiedzieć, że morderstwo – które sami potępiają – jest złe…