Wielozadaniowość - zabójca efektywności w pracy | worldmaster.pl
#

Wielozadaniowość silnie utrwaliła się w stylu działania pracowników współczesnych organizacji. Dzięki niej mają przekonanie, że wykonują więcej zadań w jednostce czasu. Badania jednak wyraźnie pokazują, że nasze  mózgi nie są przygotowane do wykonywania wielu czynności jednocześnie i jeśli ludzie wykonują dwa zadania umysłowe w tym samym czasie, to ich zdolności poznawcze spadają z poziomu absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego do poziomu ośmiolatka.

Badacze przeprowadzili wiele eksperymentów pokazujących, jaki efekt daje nieustanne rozpraszanie uwagi, przerywanie zadań przez telefony, maile, zebrania, zapytania od kolegów, szefów, czy komunikatory. W jednym z eksperymentów poproszono studentów, aby przeczytali fragment tekstu. Jedna grupa mogła korzystać z komunikatorów, druga nie. Okazało się, że grupie, która tylko czytała zajęło to 25% mniej czasu[1]. Kolejnym przykładem jest eksperyment przeprowadzony przez firmę Microsoft, która przez dwa tygodnie monitorowała pracę swoich 27 pracowników. Okazuje się, że odpowiadanie na każdą wiadomość trwa średnio około 10 minut i może być pretekstem do przeglądania innych aplikacji, co pochłaniało kolejne 10-15 minut. Podliczenie wszystkich rozproszeń w ciągu dnia doprowadziło firmę Microsoft do sumy kilku godzin. Inne badania pokazują, że powrót do zadania, które zostało nam przerwane zajmuje około 20 minut[2]. Z tego punktu widzenia, wielozadaniowość oraz praca w bombardowanym wieloma bodźcami środowisku, jest zupełnie nieefektywna.

Mało która organizacja zdaje siebie sprawę z czynników, które mają bezpośredni wpływ na obniżanie efektywności jej pracowników. Jeśli pracownik nieustannie przełącza się między zadaniami to traci za każdym razem od 10 do 25 minut – tyle bowiem mózg potrzebuje, aby na nowo skupić się w pełni na poprzednio wykonywanym zadaniu. Może to oznaczać, że w ciągu jednego dnia, w którym zadania są przerywane, np. 10 razy, pracownik traci minimum dwie godziny!

Kultura wielozadaniowości i rozproszenia

Jeśli kultura organizacyjna wymaga, aby być nieustannie pod mailem i telefonem, w firmie nie stosuje się rozwiązań umożliwiających np. odświeżanie poczty w określonym czasie, kilka razy w ciągu dnia, to pracownicy otrzymują wynagrodzenie w dużej mierze nie za efektywnie wykonaną pracę, ale za bycie w stanie ciągłego rozproszenia. Można policzyć ile dziennie kosztuje w danym zespole nieustanne dzielenie uwagi między różnymi zadaniami. Jeśli menedżer zarządza 6-osobowym zespołem i każdy z pracowników ma w ciągu dnia 10 rozproszeń, to firma traci minimum 12 godzin. Warto przemnożyć uzyskany wynik przez średnią stawkę godzinową pracowników… Jeśli organizacja chce pracować na wysokim poziomie efektywności, powinna całkowicie zrezygnować z multizadaniowości i kultury wspierającej nieustanne przerywanie zadań.

Wykonywanie równocześnie kilku czynności umysłowych jest fizycznie możliwe, ale szybko spada efektywność i dokładność ich wykonania (dobrym przykładem jest tutaj jazda samochodem w obcym mieście i prowadzenie rozmowy przez telefon – dialog po chwili zaczyna się rwać, ponieważ ciężko skupić uwagę na dwóch wymagających czynnościach w tym samym czasie). Wyjątkiem są sytuacje, kiedy jedna z czynności jest automatyczna, jak np. chodzenie, czy powrót do domu dobrze znaną drogą i np. wymyślanie rozwiązania jakiegoś problemu. W każdym innym przypadku ludzki mózg obsługuje bardzo skomplikowane procesy, operując miliardami obwodów neuronalnych.

Najważniejsze jest zatem, aby zakończyć jedną operację zanim przejdzie się do następnej. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ każda operacja umysłowa pochłania niewiarygodne ilości energii, a wiele z nich wykorzystuje te same obwody neuronalne – nietrudno wiec o konkurencję miedzy nimi. To zawsze spowalnia pracę.

To tak jak z kalkulatorem – nie możemy jednocześnie mnożyć i dzielić

Kiedy mózg jest zaangażowany w jakieś świadome czynności pracuje w określonym porządku: jeden proces umysłowy musi następować po drugim. Wniosek jest zatem oczywisty: gdy trzeba być dokładnym, skup się na jednym zadaniu!

Co zrobić, aby zmienić utrwalone nawyki?

Przede wszystkim konieczne jest uświadomienie powyższego problemu, zarówno pracownikom jak i zarządom oraz menedżerom. W momencie, gdy kwestia ta zostanie przez organizację zauważona, warto dokonać odpowiednich zmian organizacyjnych. Często firmy decydują się sięgać po dodatkowe, zewnętrzne wsparcie takich firm jak Human Power. To pierwsza w Polsce firma specjalizująca się w zwiększaniu efektywności w pracy i życiu poprzez lepsze zarządzanie własną energią. W oparciu o jej badanie “Praca, moc, energia w polskich firmach” stworzono liczne rekomendacje dla budowania lepszych, bardziej wspierających miejsc pracy.

O Human Power:

Human Power to multidyscyplinarny zespół ekspertów – lekarzy, neurobiologów, dietetyków, psychologów, nauczycieli yogi, mindfulness, rehabilitantów, trenerów personalnych – specjalizujących się w zarządzaniu energią człowieka. Organizacja prowadzi badania, jak skutecznie zwiększać efektywność działania ludzi, wykorzystując ich naturalny, biologiczny potencjał. Programy szkoleń oraz kampanie edukacyjne z zakresu podnoszenia efektywności dobowej oparte są o najnowsze, światowe wyniki badań z obszaru neurobiologii, psychologii behawioralnej, medycyny sportowej oraz dietetyki.

Więcej informacji na stronie: www.humanpower.pl.

[1]Bowman L. L., Levine L. E., Waitea B. M., Gendron M. 2010,  Can students really multitask? An experimental study of instant messaging while reading, Computers & Education, Volume 54, Issue 4.

[2]Szwartz T. 2012, Taka praca nie ma sensu! Cztery zapomniane potrzeby, które dodają energii do osiągania wspaniałych wyników, MT Biznes.

Samotnie czy z przyjacielem motywacyjnym?  To pytanie zadaje sobie wiele osób, zanim zaczną uprawiać jakąkolwiek formę aktywności fizycznej.

Wcale nie jest łatwo zmobilizować się i iść na siłownię.  Pracować nad sobą, gdy wiesz, że trzeba być systematycznym i ćwiczyć.

Nie każdy jest w stanie w samotności kontynuować treningi. Są jednak osoby, którym taka aktywność fizyczna odpowiada i widzą w niej wiele korzyści.

aktywnosc-fizyczna

Kiedy jesteś tylko ty, wykonujesz ćwiczenia, ścigając się z maszyną lub czasem. Nie ma trenera ani kolegów, którzy oceniają Twoją wydajność. Gdy osiągasz cel odczuwasz satysfakcję oraz spełnienie.

Samotnie czy z przyjacielem motywacyjnym?

Dzięki treningom uczysz się samodyscypliny. Pozytywne nawyki z siłowni przenoszą się na życie osobiste a Twoja aktywność fizyczna sprawia, że jesteś w stanie bardziej skupić się na innych czynnościach.

Organizacja czasu

Ćwicząc samotnie łatwiej organizować sobie czas. Próba koordynacji ze znajomymi może być kłopotliwa. Często zdarza się, że ludzie się spóźniają. Wówczas aktywność fizyczna jest krótsza, trening jest przekładany albo nie odbywa się wcale.

Samodzielność w ćwiczeniach oraz dobra organizacja czasu daje więcej sposobności do realizacji treningu.

Czas na autorefleksję

Ćwicząc fizycznie możesz przeanalizować wszystkie swoje osobiste problemy. Od egzystencjalnych po mikroskopijne. Gdy ciało jest zajęte ćwiczeniami jest czas na refleksję i przemyślenia.

Nadrabianie zaległości kulturalnych

Trening z partnerem prowokuje do rozmowy. Kiedy jesteś sam możesz założyć słuchawki i nadrobić zaległości muzyczne. Dzięki temu trening mija szybciej. Niektóre urządzenia do ćwiczeń cardio, sprzyjają oglądaniu telewizji.

Możesz wybrać trening, który naprawdę jest dla Ciebie

Samotne treningi ułatwiają kontrolę nad swoim ciałem. Ty decydujesz czy przyspieszyć, czy odpuścić ze względu na kontuzję lub gorszy dzień. Nikt nie narzuca Ci tempa, ani nie oczekuje od Ciebie niepożądanych form aktywności.

Trening z przyjacielem

Gdy idziesz na trening z przyjacielem, starasz się nie odstawać z ćwiczeniami. Nie myślisz o swojej dyspozycji fizycznej oraz psychicznej. Podczas samotnych ćwiczeń dostosowujesz ćwiczenia do planu treningu.

Aktywność fizyczna polega na tym, aby Twoje ciało i umysł znalazły się w lepszym miejscu. Koncentrujesz się na sobie. Ty i Twoje plany treningowe są najważniejsze.

Samotnie, czy z partnerem motywacyjnym?

Gdy jednak następnym razem poczujesz, że Twoja motywacja spada, pomyśl o opcji: trening z przyjacielem.  Niech dołączy do Ciebie na siłowni lub podczas innej formy aktywności.

Trening-z-partnerem

Trening z partnerem to jeden z najlepszych sposobów, aby aktywność fizyczna była pełniejsza, wysiłek cięższy a spalanie kalorii większe i szybsze.

Badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Zurychu wykazały, że osoby, które uprawiały trening z partnerem, częściej trafiały na salę gimnastyczną, niż te, które były same. Więc zwerbuj przyjaciela o podobnym harmonogramie i wspierajcie się wzajemnie. Bardziej prawdopodobne, że wstaniesz o 6 rano na biegi lub pływanie, jeśli wiesz, że ktoś na Ciebie czeka.

Wybierajcie taki rodzaj aktywności, który sprawi Wam frajdę. Zajęcia, które są zarówno zabawne jak i wciągające. Nawet jeśli nie jesteście w tej dyscyplinie ekspertami.

Organizacja czasu zajęć sportowych oraz dobra zabawa sprawiają, że wyczerpujący trening staje się przyjemny i mija szybciej.

Trening z partnerem

Jeśli kiedykolwiek chciałeś pracować z osobistym trenerem, zwerbowanie przyjaciela lub dwóch jest bardziej opłacalnym sposobem. Wielu trenerów oraz siłownie oferują obniżone stawki dla grup. Można uzyskać spersonalizowaną uwagę trenera oszczędzając przy tym pieniądze.

organizacja-czasu

Decydując się na trening z partnerem masz mniejsze szanse wpaść w rutynę. Stajesz się bardziej kreatywny i zaangażowany. Nic tak nie motywuje, jak mały zakład, np. o dobrze zmrożoną butelkę ”pustych kalorii’’ lub małą kawę po wspólnym treningu.

Samotnie, czy z przyjacielem motywacyjnym?

Czy będzie to samodzielna walka z samym sobą, czy trening z przyjacielem- ważne, aby aktywność fizyczna była wykonywana. Forma treningu może zmieniać się w zależności od naszych potrzeb i preferencji.

Dla własnego zdrowia i lepszego samopoczucia, warto też rozpocząć odpowiednio spersonalizowaną dietę.

Źródło: theguardian / spoonuniversity

 

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

Są niepowodzenia mniejsze i większe. Czasami cicho się skradają, niczym złodziej, ograbiając nas z nadziei i szans na sukces. Niektóre są brutalne, inne łagodniejsze. Porażki są z nami od zawsze i będą z nami nadal. Nie próbujmy z nimi walczyć, ale musimy się od nich uczyć. Porażka nie jest karą, ale prawdziwym darem.

Jeśli należysz do grona osób,  które w całym swoim życiu, nigdy nie doświadczyły porażki, to możesz bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia pominąć ten tekst. Mam jednak ogromną nadzieję, że nie należysz do tej grupy. Być może właśnie w tym momencie zastanawiasz się, co zrobić po kompletnie zepsutym dniu, który przecież miał być jednym z kolejnych, w drodze do Twojego wielkiego celu. Nie wiesz, co powinieneś zrobić, a negatywne uczucia, już wyciągają swe macki, w celu dosięgnięcia Twoich nieskalanych do tej pory myśli. Nie obawiaj się! Spieszę z pomocą!

Uniknięcie niepowodzenia – Mission Impossible.

W życiu każdego z nas przychodzi moment, kiedy rzetelnie realizowany do tej pory plan, zostaje dość brutalny spartaczony. Nie ma znaczenia, o jakiej dziedzinie życia mówimy. Nieistotne, czy jest to praca na etacie, bycie przykładem oraz wzorem dla swoich dzieci, czy droga do lepszej sylwetki. Nieuniknioną częścią każdego możliwego aspektu naszego życia są porażki.

porażka

Niepowodzenia są wpisane w proces działania. Powinniśmy uświadomić sobie ten fakt już na początku naszej drogi. Nie próbujmy nawet udawać, że wszystko będziemy realizowali wręcz idealnie. Przewidzenie każdego kolejnego dnia naszego życia, podczas którego realizujemy założony na samym początku plan, jest misją niemożliwą do wykonania. Nawet przez samego Toma Cruise’a.  Tak więc stawianie odważnej tezy, jakoby mielibyśmy dotrzeć do swojego celu, bez choćby najmniejszego szwanku jest dość odważnym posunięciem. Wręcz ocierającym się o szaleństwo oraz fikcje.

Na nasze nieszczęście, zdecydowanie zbyt często kojarzymy słowo „porażka” tylko i wyłącznie z negatywnymi emocjami oraz wydarzeniami. Wbrew temu wszystkiemu, to zjawisko w świetnej większości przypadków, powoduje więcej dobrego, niż inne pozytywne wydarzenie. Aby jednak do tego doszło, muszą zajść dwie bardzo ważne rzeczy. Musi upłynąć odpowiedni długi czas oraz My sami musimy wyciągnąć z niepowodzenia należyte wnioski i sumiennie pracować, nad nie dopuszczeniem do jego ponownego ukazania się.

Wszakże, na początku swojej przygody ze zmianą sylwetki, ciągłe powtarzanie sobie, że czeka na nas niejedna porażka, może nastręczać pewne trudności i poczucie dyskomfortu, to jednak klarowne uświadomienie sobie niemożności ich uniknięcia, pozwala zapobiec późniejszemu szokowi.

Porażka i jej historia, czyli dzień życia każdego z nas.

Gdy rozpoczynamy swój przepiękny proces kształtowania sylwetki, naturalne jest, że raczej nie myślimy o porażkach. Idealizujemy swoje przyszłe działania oraz swój cel, do którego mamy zamiar z uporem dążyć. O wiele łatwiej jest nam wyobrazić sobie odległe marzenie, niż porażkę czekającą tuż na najbliższym zakręcie. Całkiem normalną i do pewnego stopnia właściwą rzeczą jest, chwytanie się tego, co pozytywne, a unikanie tego, co negatywne. O ile nie zakłamuje nam to naszej rzeczywistości.

Uwzględniamy w swoim planie wszystko w najdrobniejszych szczegółach: dietę, treningi, aktywność, planowanie posiłków czy spontaniczne spotkania ze znajomymi. Zatracamy się w pięknych aspektach działania. Zapominamy, że nie bez powodu mawia się, iż droga do sukcesu okupiona jest łzami i hektolitrami wylanego potu. Nie twierdzę, że powinno się nieustannie myśleć o trudnościach. Jednak posiadanie tej wiedzy, choćby w najgłębszym zakamarku umysłu, do którego mamy szybki dostęp, może być działaniem pożądanym i właściwym.

W końcu przychodzi czas na nasze działanie. Pierwsze dni, a być może i tygodnie upływają w sielankowej atmosferze. Zdajemy sobie sprawę, że treningi kosztują nas sporo sił, a przygotowywanie posiłków i planowanie, zabiera nam trochę czasu, jednak są to tylko drobne trudności. Problemy i drobne niepowodzenia, których akurat się spodziewaliśmy i byliśmy na nie w pełni przygotowani. Nabieramy pewnej dozy elastyczności, potrafimy zmobilizować się do cięższego treningu i wykrzesać z siebie chociaż trochę energii na niewykorzystanie samochodu, ale własnych nóg. W głowach zuchwalszych osób może pojawić się nawet jakże odważna i pozbawiona szacunku myśl, do swoich starszych kolegów z „branży”, opiewająca komunikatem: „To nie jest takie trudne! Co oni za głupoty opowiadają!?”. Nierzadko pojawią się tam również barwne przerywniki o różnym stopniu nacechowania emocjonalnego, z których słynie nasz naród, a które jak żaden inny wyraz potrafią zastąpić szeroką gamę słów.

Dzień porażki.

porażki

Kłótnia z żoną, nagana od szefa, nieplanowane nadgodziny, niezrealizowany projekt czy niespodziewane wezwanie do szkoły w sprawie swojego niegrzecznego potomka. Chwila, kiedy dieta, trening i kształtowanie sylwetki jest ostatnią rzeczą, o której mamy ochotę myśleć. Moment, w którym wydaje nam się to nierealnym działaniem i surrealistycznym marzeniem, oderwanym od naszej codziennej rzeczywistości. W jednej chwili przestajemy być zuchwałymi adeptami. Przemieniamy się w skruszałych ludzi, muszącymi radzić sobie z trudnościami, jakie stawia przed nami życie. Tracimy ochotę na jeszcze jedno wyzwanie, jakim jest realizowanie swojego sylwetkowego planu. Tłumaczymy sobie, że nie mamy na nie sił, ochoty i czasu. Perswadujemy sobie, iż musimy skupić się na ważniejszych problemach, a emocje nami targające skutecznie potwierdzają nasze własne myśli.

Najpierw opuszczamy trening. Nie mamy sił ani dość jasnego umysłu, aby móc się na nim skupić. Prawdziwa emocjonalna burza, która targa naszym wnętrzem powoduje, że zjedzenie kilku kostek czekolady, uwzględnionej w plan, staję się dla nas nieśmiesznym żartem. Chwytamy za całą tabliczkę, delektując się smakiem jej oraz całego, upływającego dnia, który nagle…

Przestaje być idealny.

W końcu, na koniec dnia uświadamiamy sobie, że kompletnie zrujnowaliśmy sobie swój dzień w drodze do lepszej sylwetki. Nie zrobiliśmy treningu, nie spacerowaliśmy jak to robiliśmy do tej pory, a dotychczasową sałatkę jajeczną z awokado, zastąpiła tabliczka czekolady, pudełko lodów i szybkie danie, z dość niepewnie wyglądającego stoiska w jednej z uliczek. W takim momencie najczęściej pojawia się chwila refleksji, która niestety nie naprawi już naszych błędów. Zastanawiamy się, co poszło nie tak i dlaczego dopuściliśmy do tak wielkiego niepowodzenia, psując swój dzień kształtowania sylwetki. Osoby w pełni zdrowe, z dobrym i odpowiednim podejściem do tego procesu oraz funkcji, jaką pełni jedzenie, zapewne nie będą reagowały zbyt emocjonalnie na tego typu przypadek. Jest to zachowanie jak najbardziej pożądane. Grupa po drugiej stronie bariery powiąże z tym wydarzeniem wszystkie swoje negatywne emocje. W konsekwencji może prowadzić to, do poważnych problemów zdrowotnych.

Wielka Pani Porażka – i co dalej?

Nieistotne, w jakim natężeniu emocjonalnym zareagujemy na bądź co bądź – swoją dietetyczną porażkę. Zawsze towarzyszy nam pytanie, pojawiające się w naszej głowie, niczym pulsujący neon nad drzwiami nocnego klubu: „Co teraz? Co mam zrobić!?”. Odpowiedź jest zatrważająco prosta i uniemożliwiająca jakikolwiek sprzeciw.

NIC. Porażki się zdarzają.

Zawsze pojawią się dni, w których gorsze samopoczucie przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść, a chęć ominięcia planu weźmie górę. Choć prawdopodobnie nie przeczytacie o tym w zbyt wielu książkach, to musicie uświadomić sobie, że każdy człowiek miewa gorsze chwile. Nie mówię tu o spektakularnych niepowodzeniach, które z tak wielką lubością są opisywane w życiorysie każdego człowieka sukcesu. Chodzi mi o zwyczajny słaby dzień, brak humoru, nastroju i niezrealizowanie zadań czekających na wypełnienie danego dnia. Każdy ma chwilę słabości. Zarówno pan Kowalski, jak i Zuckerberg, Musk, Vaynerchuk, Buffett i ktokolwiek, kto jest postrzegany za „człowieka sukcesu”. Jedyną skromną i z pozoru błahą różnicą, jest reakcja na zaistniałe niepowodzenie.

O ile czasu nie można cofnąć (jeszcze!), o tyle możemy mieć wpływ na nasze zachowanie w stosunku do pojawiającej się porażki, nastręczającej nam tylu trudności. Spoglądając na to zjawisko przez pryzmat kształtowania sylwetki, mogę z całą odpowiedzialnością za swoje słowa rzec, iż kombinowanie i usilna chęć wprowadzenia zmian, może przynieść więcej szkód niż jakiegokolwiek pożytku. W świetnej większości przypadków przyczyna chwilowej porażki nie leży w planie lub niewłaściwym działaniu, a po prostu w samej wspaniałości cudu, jakim jest życie. Ono jest zaskakująco nieprzewidywalne i czasami, to ono panuje nad nami, a nie My nad nim. Zrozummy to, zaakceptujmy i przejdźmy z tym faktem do porządku dziennego.

niepowodzenia

Wróćmy do naszego dotychczasowego planu, realizujmy go tak samo, jak do tej pory i nie zaprzątajmy sobie głowy tym jednym dniem niepowodzenia. Skupmy się na tygodniach, poprzedzających to wydarzenie, które były dla nas tak owocnym żniwem naszej ciężkiej i wytrwałej pracy. Utożsamianie swoich działań od jednego dnia jest działaniem wielce nierozsądnym, a nawet idiotycznym. Nie ważne czy dotyczy to dnia spektakularnego sukcesu, czy ogromnej porażki. To tylko jeden dzień. Dwadzieścia cztery godziny w prawdziwym morzu, setek tysięcy pozostałych godzin naszego istnienia.

Porażki nie możesz uniknąć, ale możesz się na niej uczyć.

Jakkolwiek czasu oraz swoich decyzji cofnąć nie zdołamy, to jest rzecz, którą zrobić powinniśmy. Wyciągajmy wnioski z niepowodzeń. Jeśli pamięć nie bawi się ze mną w ciuciubabkę, to Anthony Robbins rzekł, iż po przeanalizowaniu swojej porażki i wystosowaniu z niej odpowiednich wniosków, powinniśmy o niej natychmiast zapomnieć. Po co mielibyśmy zajmować nią swoje myśli, skoro zrobiliśmy już wszystko, co tylko mogliśmy uczynić?

Niepodważalny pozostaje fakt, że to właśnie wszelkie nasze niepowodzenia uczą nas najmocniej. Thomas Alva Edison nigdy nie udoskonaliłby żarówki i wprowadził jej tym samym do codziennego użytku, gdyby na swojej drodze nie napotkał szeregu porażek. Momentów, które nakierowały go na właściwą odpowiedź. Choć przypisywanie temu amerykańskiemu wynalazcy słów: „Nie odniosłem porażki. Po prostu odkryłem 10 000 błędnych rozwiązań”, może być całkowicie wyssane z palce, to jednak zawiera w sobie pewne ziarenko prawdy.

Dar czy przekleństwo? Wszystko zależy od Ciebie.

Porażki nie są niepowodzeniem, jeśli potrafimy się do nich odpowiednio odnieść. Na pewno jednak takimi będą i na zawsze pozostaną takie w naszej głowie, gdy nie wyciągniemy z nich odpowiednich lekcji. Kluczem do radosnego oraz nierzadko spektakularnego życia, jest posiadanie umiejętności wyciągania wniosków i uczenia się na własnych błędach.

Odwołując się do kształtowania sylwetki, być może wyciągniętym wnioskiem, będzie fakt spożywania zbyt małej ilości kalorii lub nadmierna i niedostosowana do naszej osoby, aktywność fizyczna. Czyli dwa aspekty, które w dłuższej perspektywie czasu, mogą prowadzić do naszych frustracji oraz niepowodzeń. Nie zmienienie swojego sposobu działania w tym przypadku, oznacza nieustanne powracanie do punktu wyjścia. Dni, w których porażka staną się nie ciekawym doświadczeniem, ale brutalną codziennością.

Marcus Tullius Cicero, znany szerzej jako Cyceron, miał rzec:

„Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać. Żyć – to myśleć”.

Dlatego zachęcam, abyśmy my również myśleli. Przestali traktować porażki jako źródło naszego wszelkiego i niepojętego nieszczęścia. Zaprzestali przypisywać je do kategorii plag, a rozpoczęli pojmować jako nowe wyzwanie. Porażka to cenna lekcja od życia, którą daje nam zupełnie za darmo i wyłączanie dla nas. To o wiele lepsze niż jakakolwiek książka, tekst, film czy porada od bliskiej osoby. Tylko tak mocne doświadczenie, które możemy odczuć na własnej skórze, może wywołać w nas prawdziwie silną reakcję. Odpowiedź mogącą umożliwić nam przejście na wyższy poziom wtajemniczenia dziedziny, w której się poruszamy lub sensu naszej egzystencji. Tylko od nas samych zależy czy się na to zdecydujemy, czy przejdziemy obok tego fascynującego zjawiska ze spuszczoną głową, głośno lamentując o niebotycznej otaczającej nas niesprawiedliwości.

Wybór należy do Nas.

Tak często daje się słyszeć niewinne głosy, tłumaczące własne porażki, które brzmią: „Bo moja silna wola nie istnieje i dlatego mi się nie udaje!”. Dla wielu to sensowna argumentacja, ale dla mnie jest to tylko kolejna wymówka. Co, jeśli powiedziałbym Ci, że Twoja siła woli jest niewyczerpalna i nieograniczona? Co wtedy zrobisz? Poszukasz kolejnej wymówki czy w końcu zaczniesz szukać prawdziwych przyczyn, własnych niepowodzeń?

Panie i Panowie! Mityczna i legendarna – silna wola.

Każdy o niej słyszał, ale nikt jej jeszcze nie widział. Każdy z nas jej doświadczył, ale nikt nie zachował jej na zawsze. Czasami się pojawia i przepełnia nas do granic możliwości, a momentami znika i pozostawia nam bezbronnymi, niczym stado owiec bez pasterza. To nie jest wstęp, zapowiadający tajemniczą istotę, rodem z powieści Stephena Kinga. To nie fantastyka, ale nasze codzienne, realne życie.

Dogłębne zrozumienie omawianego zjawiska, wymagałoby gruntownego przewertowania takich działów nauki jak metafizyka czy psychoanaliza. Wbrew pozorom, siła woli nie jest do końca jasna oraz zunifikowana. Swoim znaczeniem i poprawnym zinterpretowaniem, budzi o wiele więcej kontrowersji, aniżeli zgodnych twierdzeń. Wszechstronne zmierzenie się z tym zagadnieniem, byłoby nie lada wyzwaniem oraz ekscytującym doświadczeniem, na które na pewno sobie pozwolę w przyszłości. Tymczasem dziś, siła woli występuje w trochę innej roli. Na pewno bardziej przystępnej, łatwiejszej do przyswojenia i prostszej do zobrazowania.

Silna wola sprawia, że nawet najsłabsi mają w sobie wielką siłę. – Kate Morton

silna wola

Australijka pisarka, która jest autorką zacytowanych słów, pochodzących z jednej z jej powieści, dość trafnie oddała całą ideę odnoszącą się do siły woli. Zazwyczaj właśnie w podobny sposób ją definiujemy. Określamy jako umiejętność do przezwyciężania codziennych trudności i cechę, dzięki której nieustannie potrafimy trzymać się wyznaczonego wcześniej kursu. Wolna wola to możliwość decydowania i bycie odpowiedzialnym za przedsięwzięte kroki w sposób świadomy. Nie jest ona uzależniona od tego, jak wyglądamy czy jak dobrzy jesteśmy w wykonywaniu określonej czynności. Niewątpliwym fenomenem jest, że jej siła bierze się z naszego wnętrza. Z tego więc powodu każdy, kto tylko potrafi o nią dbać i odpowiednio rozwijać, jest w stanie realizować swoje mniejsze lub większe postanowienia. Bez znaczenia skąd pochodzi, jak wygląda i co posiada.

Siła woli to nie wymówka!

Można rzec, że siła woli nie dyskryminuje nikogo. Zależy wyłącznie od nas samych, bo to my decydujemy o jej odpowiednim natężeniu. Ma na nią wpływ wiele innych, pośrednich czynników, ale wszystkie sprowadzają się do naszej osoby i naszego wewnętrznego „ja”.

Pomimo jej olbrzymiego znaczenia w codziennym życiu, często podlega niepotrzebnej idealizacji. Zawierzamy jej wszelkie nasze działania, nie bacząc na inne okoliczności, które również mają wpływ na to, co robimy. Stosujemy ją jako pretekst w odniesionych porażkach i jako źródło ewentualnych sukcesów. Sami tak do końca nie potrafimy określić, czym ona jest i jaki ma wpływ na nasze życie. Jednak nie hamuje nas to w ciągłym mówieniu o tym zjawisku. Myślę, że uzależnianie od niej całego naszego działania, może być tak samo destrukcyjne, jak jej zupełne pomijanie. Opieranie swoich poczynań tylko na jednym filarze, nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Tym bardziej, jeśli to nasz nierzadko zmienny i kapryśny umysł, sprawuje nad nim kontrolę.

Dbałość i opieka.

Każdy z nas, zdaje sobie sprawę z występowanie w naszym życiu zjawiska siły woli, ale rzadko pamiętamy o tym, że o nią również należy dbać. Tak jak wszystko w naszym życiu, nawet tak abstrakcyjne pojęcie musi być poddawane ciągłej trosce. Niemożliwe jest, aby nieustannie trwać w stanie gotowości i pełnym oczekiwania napięciu, w maksymalnie zgromadzonej w nas samych, sile woli. Prędzej czy później doprowadzi to do przeciążenia lub krótkotrwałego rozkojarzenia. Skoro zależy ona głównie od naszego umysłu, to próbując przez cały czas trwać w jej całkowitym skondensowaniu, wykonywałby on ciągłą pracę, a przecież i on potrzebuje przerwy na regenerację.

Dwie płaszczyzny pielęgnacji.

  • Biologiczna, która sprowadza się do spożywania odpowiednio zdrowych i zbilansowanych pokarmów, co prowadzi do lepszego zdrowia, samopoczucia, większej koncentracji oraz zaangażowania w dane działanie, a w konsekwencji do zwiększania siły woli. Również dbałość o odpowiednio długi oraz jakościowy sen, sprzyja regeneracji naszego umysłu. Rezultatem takiego działania jest jego gotowość do wytężonej pracy dnia następnego. Tak jak wspominałem, nieustanne tkwienie w maksymalnym skupieniu podczas wykonywanych obowiązków, prowadzi do przemęczenia. Dlatego tak ważne jest pamiętanie o stosowaniu przerw, podczas których kompletnie odłączymy się od dotychczas wykonywanej czynności, wymagającej od nas nie lada koncentracji i zaangażowania.

siła woli

  • Psychiczna, czyli to, jak postrzegamy samych siebie i swoje działania, ma często ogromny wpływ na to, jak kreuje się moc naszej woli. Sam fakt stawiania sobie celów determinuje naszą chęć do ich wykonywania. Jeśli będą one zbyt duże, to nie będziemy umieć zmobilizować się do ich wykonania. Zbyt małe natomiast, mogą wydawać nam się niewarte naszej uwagi. Kluczem jest umiejętne podzielenie tych większych, na mniejsze etapy. Tak, aby nasz mózg mógł czerpać ciągłą satysfakcję z realizowanych zadań. Dzięki temu może wzrosnąć również nasza pewność siebie, która w pewnym stopniu, także odpowiada za poziom naszej woli. Gdy będziemy mieli konkretne doświadczenie, w którym już poradziliśmy sobie z trudną sytuacją lub rozwiązaliśmy niełatwe zadanie, to będzie nam zdecydowanie prościej dokonać tego po raz drugi w przyszłości. Przeświadczenie to bierze się z poczucia pewności siebie oraz sprawowania kontroli nad swoim działaniem. Raz sprawnie i dogłębnie poruszona siła woli może dawać swoje efekty wielokrotnie, w późniejszych etapach życia. W tym punkcie objawia się silna korelacja pomiędzy siłą woli a doświadczeniem życiowym.

Nasza wola nie ma ograniczeń. Sami je tworzymy!

Choć pojęcia afirmacji, autosugestii czy wizualizacji budzą wiele kontrowersji, to nie podlega dyskusji fakt, że nasze myśli wykorzystywane w odpowiedni sposób, potrafią zdziałać istne cuda. Moc przekazu w połączeniu z naszym umysłem jest nieograniczonym zjawiskiem. Siła woli również taka jest. Nie jest limitowana przez żaden organ naszego ciała. Nie jest dozowana niczym insulina przez trzustkę czy ograniczające genetyczne uwarunkowania każdego z nas. Twierdzenie jakoby miałaby nam się ona wyczerpać lub zanikać na przestrzeni danego czasu, jest kompletną bzdurą! Przynajmniej w ujęciu dosłownym.

Realnym zjawiskiem jest, że nawet w ciągu dnia o różnych jego porach, wydawać nam się może, że nasza silna wola występuje w różnym natężeniu.

Rano nie zawsze jest nam łatwo wstać i przemóc się, aby wykonać zadania na nas czekające. Gdy już to zrobimy z niemałym trudem, nagle odkrywamy w sobie „ukryte” pokłady wewnętrznej siły i realizujemy swoje cele z prędkością światła. Po ich wykonaniu, gdy słońce na niebie wskazuje na późne popołudnie, ponownie wchodzimy w etap ogólnego przytłoczenia i kolokwialnie mówiąc – „zmęczenia materiału”. Błędnie zakładamy, że nasza silna wola jest już na wyczerpaniu i nic nie będziemy w stanie już zrobić. Wystarczy jednak telefon od bliskiej osoby, oferującej wyjście na miasto i nagle ni stąd, ni zowąd, odnajdujemy w sobie wystarczające pokłady samozaparcia, aby dokończyć wyznaczone zadania i spokojnie móc przetańczyć całą noc. Czy to nie dziwne, skoro siła woli jest rzekomo limitowana?

W rzeczywistości, to my sami ją ograniczamy. Naszymi błędnymi i niewłaściwymi myślami oraz niejako zaklinaniem rzeczywistości. Sami wprowadzamy się w mylny nastrój zmęczenia, wyczerpania i zagubienia. Im dłużej nasz umysł porusza się w takim świecie, tym mniejszą ilością silnej woli dysponujemy. Zamiast przeświadczenia, jakoby najwięcej byłoby jej rano, a najmniej wieczorem, polecam zacząć myśleć o niej w kategoriach nieskończoności oraz dbać o jej pielęgnacje.

Fizyczne zmęczenie i własne lenistwo to nie brak silnej woli.

Nie da się ukryć,  że to zazwyczaj po wyjściu z pracy, najczęściej wpadamy w pułapkę zaniechania swoich planów i łamania wyznaczonych standardów. To wtedy jest nam najłatwiej machnąć ręką i wyrzec mityczne: „Zacznę od jutra!”. Myślę, że to właśnie stąd wziął się pogląd, głoszący o skończoności siły woli. Faktem jednak jest, że to nie nasza wola determinuje naszą małą porażkę, ale ogólne zmęczenie po całym dniu pracy. W takich sytuacjach może sprawdzić się krótka drzemka, kilkunastominutowy spacer na świeżym powietrzu czy zimny, orzeźwiający prysznic! Problem nie leży w naszym samozaparciu, motywacji czy czymkolwiek innym, tylko w naszym ogólnym postrzeganiu własnego, faktycznego stanu.

Szerokie grono osób, które ma ogromny problem z wczesnym wstawaniem, czuje się jak nowo narodzone po porannym rozruchu w postaci biegania czy jazdy na rowerze. Gdyby silna wola była limitowana, to nigdy nie byliby w stanie odczuć nowej dawki pozytywnej energii i prawdziwego zastrzyku motywacji na dalszą część dnia. Skoro jej wyeksploatowanie jest realne, to jak to możliwe, że o szóstej rano najchętniej spędzilibyśmy cały dzień w łóżku, a o ósmej po zakończonym treningu czujemy, że cały świat należy do nas?

silna wola

Siła woli jest w nas w takiej samej ilości.

Bez względu na porę dnia, roku czy wykonywane zajęcie – ona zawsze dysponuje takim samym poziomem mocy. To my sami często zupełnie nieświadomie, ją sobie limitujemy. Ograniczamy się fałszywymi twierdzeniami. Nasze fizyczne zmęczenie utożsamiamy z naszym wnętrzem, które zazwyczaj jest tak samo rześkie oraz świeże, jak na początku dnia, po cudownie przespanej nocy. Uzmysłowienie sobie tego zjawiska, może ułatwić nam wiele rzeczy w życiu. Nagle stracimy wymówkę, do nietrenowania po pracy. „Dietetyczne grzeszki” przestaną mieć dotychczasową argumentację, opierającą się o rzekomym zmęczeniu psychicznym. Nie twierdzę, że ono nie występuje. To zjawisko często spotykane, ale tylko w przypadku osób, nie umiejących pielęgnować swojego wnętrza i dbać o to, aby własna wola była traktowana z ogromną troską.

Pomimo jej nieograniczonego potencjału, raczej nigdy nie może występować sama. Aby nasza wola była skuteczna, zawsze wraz z nią musi iść działanie oraz niezachwiana pewność siebie, połączona z odpowiednią motywacją. Właśnie w takim połączeniu tkwi jej największa siła. Dlatego samodzielne idealizowanie tego zjawiska jest małym niedopatrzeniem. Pomimo najszczerszych chęci, największego samozaparcia, ale nie popartego odpowiednim działaniem i zaangażowaniem… Nadal jesteśmy w tym samym miejscu. W takim przypadku nawet fenomen silnej woli nie jest w stanie samemu nic zdziałać.

Silna wola to potężne narzędzie, w dłoniach każdego z nas.

Wytłumaczenie tego zjawiska jest zadaniem niewątpliwie trudnym. Żywię głęboką nadzieję, że słowa przeze mnie napisane zostanę dobrze zrozumiane, a ich sens zostanie właściwie odczytany przez każdego z Was. Silna wola to potężne narzędzie w drodze do osiągnięcia sukcesu. To kolosalna oraz sprawiedliwa broń w głowie każdego z nas. Jest nieograniczona. Tylko my jesteśmy odpowiedzialni za jej odpowiednie dozowanie. Posiadanie umiejętności odpowiedniego nią zarządzania może przynieść nam wiele dobrego. Jednak nawet niesamowite jej rozwinięcie może okazać się niczym, jeśli nie będziemy w stanie połączyć tego ze skutecznym działaniem.

Samozaparcie, umiejętność przezwyciężania napotkanych trudności, realizowanie wyznaczonych zadań pomimo fizycznego zmęczenia, pokonywanie wewnętrznego lenistwa.  Jakkolwiek byśmy nie określili tego zjawiska, to nie ulega wątpliwości, że jest to niezbędny czynnik, biorący udział w procesie osiągania sukcesu. Niejedyny, ani nielwystępujący samodzielnie, ale na pewno o ogromnej sile i potężnym znaczeniu.

W naszą ludzką naturę wpisane jest czekanie. Zakorzeniona wartość, przekazywana z pokolenia na pokolenie i wpajana nam od najmłodszych lat. Pielęgnowana niczym rajski ogród i nietykalna jak zakazany owoc. Nie ważne, na jakim etapie naszego życia jesteśmy i dokąd dążymy. Czekanie jest zawsze obok nas. 

Gdy chodzimy do szkoły, nieustannie wyczekujemy wakacji. Podczas obowiązków zawodowych, z upragnieniem czekamy na urlop lub weekend, podczas którego można odetchnąć i wyrwać się z nieprzyjemnych zadań. Będąc w szczęśliwym związku, czekamy na ślub. Kiedy już się odbędzie, wyczekujemy dziecka.

To błędne koło wiecznego czekania.

Zbyt daleko posuniętym wnioskiem byłoby stwierdzenie, że to w pełni złe zachowanie i zupełnie niepotrzebne. Czekanie na coś, ustala niejako wartość naszego życia. Sprawia, że dążymy do czegoś, a upływający czas nie jest dla nas taki straszny. W końcu każda kolejna minuta przybliża nas do naszego obiektu oczekiwań. Jednak powinniśmy bacznie przyglądać się temu, jak wygląda nasz stan czekania. Jest zasadnicza różnica między czekaniem biernym i nierobieniem niczego konkretnego a czekaniem czynnym. Również oczekiwanie w radosnym podnieceniu jest inne od ponurego wyczekiwania tego, co ma nadejść.

nuda

Abstrahuje od oczekiwania efektów, bez włożonego odpowiedniego wysiłku. Dziś, chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę na sam akt czekania w kontekście całego naszego życia. Zdarza się, że trwanie w tym stanie, tak bardzo nas oplata swoimi mackami snutych wizji, że rozprasza nasze działania w teraźniejszości. Zakłamuje to, jak wygląda nasze „dziś”. Nie jest tajemnicą, że nadzieja wynikająca z oczekiwania konkretnego terminu, daty lub wydarzenia sprawia, że każdego kolejnego dnia, przekonujemy samych siebie, że…

„Jakoś to będzie. Wytrwam”.

Ale czy naprawdę warto? Czy cokolwiek, co ma nadejść, ma w sobie taką siłę i moc, abyśmy musieli się dla tego poświęcać i być męczennikami? To, na co czekamy, nie może zasnuwać naszej rzeczywistości mgiełką niewiedzy, fałszu i zakłamania. Nie powinniśmy tłumaczyć sobie, swojej aktualnej, złej sytuacji towarzyskiej, emocjonalnej czy zawodowej faktem wynikającym z naszego czekania na coś.

Czekanie nie wyzwala działania.

Jestem w stanie zrozumieć ten radosny stan. Każdy z nas na coś czeka. Na wakacje, urlop, weekend, rodzinne spotkanie czy finał piłkarskiej ligi mistrzów. To nic złego, że to odczuwamy i zupełnie podświadomie do tego dążymy. To jest nasz cel i to określa niejako nasze życie oraz jego wartość. Jednak spójrzmy na to z perspektywy bardziej praktycznej. Czy to na co czekamy, jest istotnie tak silne, że ciągle się temu oddajemy w naszych myślach do tego stopnia, iż nie możemy skupić się na niczym innym? Przecież czynność czekania sama w sobie jest zajęciem biernym. W większości przypadków nie mamy wpływu na przyspieszenie wyczekiwanego terminu czy wydarzenia. Nie przyspieszymy weekendu, daty porodu potomka czy urlopu przykazanego nam przez szefa. Dlaczego więc coś, co nie kosztuje nas jakiejkolwiek energii i włożonego wysiłku, ma dać nam coś trwałego i silnego, potrafiącego zmienić nasze życie?

Zdecydowanie przeceniamy to, na co czekamy. Podniecamy się wydarzeniami, które mają nadejść. Oddajemy się im w całości, zupełnie tak jakby mogły zmienić nasze życie i wywindować nas na wyższy poziom. Być może, czasami i tak jest. Oczekiwanie na wycieczkę do Afryki, aby pomóc biednym dzieciom czy bardzo ważne spotkanie ze sponsorami to faktycznie coś, co może zmienić istotnie naszą teraźniejszość. Jednak w takich sytuacjach nawet to pozorne czekanie, nie jest nim w rzeczywistości.

Posługując się poprzednim przykładem, zwróćmy uwagę, że coś musiało zapoczątkować czekanie na wycieczkę do Afryki w ramach akcji humanitarnej. Nasze wcześniejsze działanie, angażowanie się w wolontariat i pomoc potrzebującym. Może okazać się, że coś, co nazywamy czekaniem, które zmieni nasze życie, jest ostatnim etapem wypełniania naszego celu, do którego tak skrupulatnie dążyliśmy przez poprzednie lata. Odróżnijmy dążenie do celu i realizowanie go każdego dnia poprzez systematyczną pracę, od zwykłego oczekiwania na coś, co ma nadejść bez naszej ingerencji.

„Nienawidzę poniedziałków!”

Czekanie to bardzo popularna praktyka wśród osób niezadowolonych swoim życiem. Dlaczego uczniowie czekają na weekend, święta, wakacje czy choćby dzień wolnego? Bo nienawidzą szkoły. Nie lubią jej. Nie chcą wstawać codziennie rano, aby uczyć się czegoś, czego zapomną w kolejnych latach swojego życia. To całkiem normalny ludzki odruch, że wzbraniamy się przed tym, co nieprzyjemne i chwytamy się myślą tego, co radosne. Choćby było to od nas oddalone o całe lata świetlne.

Dlatego tak często powtarzamy sobie, że „Jakoś to będzie” i „Wytrwam.” Zakłamujemy swoją własną rzeczywistość, a nasze bierne czekanie na coś, mylnie wprawia nas w stan poczucia kontroli nad własnym życiem i odczuwania „jeszcze nie tak zupełnego przytłoczenia, aby coś zmienić”.

Nienawidzimy poniedziałków, a kochamy piątki. Ten pierwszy to zwiastun powrotu do pracy, do naszej rzeczywistości i naszego „dziś”. Ten drugi to zapowiedź obiektu naszych westchnień, którym jest weekend. Nie chciałbym uogólniać, że każdy kto czeka na weekend, nie lubi swojej pracy, ale to spostrzeżenie ma w sobie wiele prawdy. Rozczarowanie z wykonywanej pracy i brak uczucia do niej, rekompensuje nam czekanie na weekend. W ten sposób żyją miliony ludzi na całym świecie! Czy to nie jest zatrważające i przykre?

Nie czekaj. Żyj!

czekanie

Nie zmieniamy swojej rzeczywistości, bo czekanie ją zakłamuje. Oczekiwanie lepszego odrzuca naszą myśl o przełomie, który mógłby sprawić, że czekanie nie byłoby konieczne. Każdy nasz dzień, każda chwila naszego życia byłaby radosna sama w sobie. Nie potrzebne byłoby wyczekiwanie czegokolwiek. Nasze „dziś” byłoby tak niesamowitą i ekscytującą przygodą, że nic, co mogłoby nadejść, nie byłoby lepsze od tego.

Gary Vaynerchuk powiedział, że jeśli z utęsknieniem wyczekujesz weekendu i z całych sił nienawidzisz poniedziałków, to najwyższa pora, aby mocno zrewidować swoje poglądy i życiowe wybory. Coś musi być nie w porządku z naszym życiem i wykonywaniem w nim czynności oraz zadań, skoro tak mocno wyczekujemy wolności. Może to właśnie wolność jest tutaj kluczem? Dusimy się w swojej obecnej pracy i chcemy zacząć żyć, tak jak chcemy?

Dlaczego, wiec tego nie robimy? Czy ktoś nam tego zakazuje?

Wolimy czekać na wolność i na to, co sprawia nam radość. Zamiast zmienić swoje życie teraz i odczuwać to każdego dnia. Czekanie nie może zakłamywać naszej rzeczywistości i odciągać nas od zmian, które musimy dokonać, aby w końcu zacząć żyć tak, jak chcemy.

Czekając nieustannie na nadejście czegoś, zaniedbujemy teraźniejszość. Rzeczywistość, która jest tak istotna w celu budowania lepszej przyszłości. Czasów, na które przecież tak czekamy. Perspektywy, którą moglibyśmy zmienić sami, zamiast biernie jej oczekując.

#kolejne artykuły