Rozwój osobisty niszczy Twoje kompetencje. Co zrobisz? | worldmaster.pl
#

Dlaczego się dziwimy, że „trener personalny” nie ma żadnych kompetencji, skoro zamiast podręczników o anatomii, czyta książki o rozwoju osobistym? Rozwój osobisty niszczy ślepych wyznawców, bo zabiera im czas. Zabawne, że copywriterzy, czy dietetycy czytają nawyki miliarderów… Ciekawe, czego się dowiadują na temat pisania tekstów albo układania jadłospisów?

pseudomotywacja

Rozwój osobisty: miejsce, gdzie zyskujesz pusty portfel.

Niech pochłoną mnie bramy piekieł taniego rozwoju osobistego! Kiedy ostatni raz odważyłem się powiedzieć złe słowo na ten temat, myślałem że zje mnie pół Internetu – ślepych wyznawców, którzy nawet nie przeczytali mojego tekstu. Wystarczyło tylko postawić tezę, że rozwój osobisty to broń dla leni i tchórzy

W Internecie nie brakuje mentorów, wokół których gromadzą się wyznawcy. Mentorów, którzy bazują na utartych frazesach, odmienianych przez wszystkie przypadki. Rozwój osobisty – pomimo mnóstwa pozytywnych cech, kojarzy się ze snobistycznym zajęciem. Kiedyś świadczył o prawdziwym nabywaniu wiedzy i doskonaleniu siebie. Dziś jest maszynką do zarabiania pieniędzy przez manipulatorów.

rozwój osobisty niszczy Twoje życie

Straszne, że mnóstwo ludzi wybiera puste hasła zamiast specjalizacji w swojej dziedzinie, która pozwala nieść pomoc potrzebującym. Potem dochodzi do sytuacji, gdy:

  • Dietetyk reklamuje głodówki.
  • Trener personalny woli dbać o markę osobistą.
  • Menadżer nie wie, jak zarządzać zespołem.
  • Copywriter nigdy nie słyszał o SEO.
  • Psycholog bazuje na nieaktualnej wiedzy.

Ale przecież kolejna książka o zaletach wczesnego wstawania, reklamowana przez Waszego guru, na pewno Wam pomoże, prawda?

książki o rozwoju osobistym

Zostań ekspertem w 5 minut: „ekspertem” od niczego.

Specyfika mojej pracy wymaga ode mnie korzystania z Facebooka, na którym każdego dnia spotykam reklamę, gwarantującą:

  • Zwiększenie sprzedaży!
  • Budowę marki osobistej!
  • Poprawę wizerunku!
  • Więcej fanów!
  • Więcej pieniędzy!

Potem widzę tę ekscytację wyznawców, gdy ich guru udziela im błogosławieństwa przez wymienienie ich w mediach społecznościowych!

Nastąpiło silne przewartościowanie. Ważniejsze od udzielania pomocy i dawania wartości w swojej branży, stała się reklama i zabieganie o uznanie „coachów”. Gdzie jest logika? Gdzie jest myślenie u tych, którzy przecież szczycą Cię ciągłym rozwojem osobistym i swoją światłością?

Światły był Budda, Jezus i każdy inny mędrzec, wskazany przez dane wyznanie. Jeśli czytasz książki o rozwoju osobistym i słuchasz swojego „coacha”, zamiast się specjalizować w swojej branży, nie jesteś światły, ale naiwny.

A Twój guru bardzo sprytny.

manipulacja

Książki o rozwoju osobistym zamykają umysły.

Wyobraź sobie, że specjalista od sztucznej inteligencji, zamiast zgłębiać tajniki informatyki, robotyki i logiki, poświęca swój czas na oglądanie filmików pseudo motywacyjnych.

A teraz skup całą swoją wolę na tym, aby sztuczna inteligencja przeniosła się do tego komputera! Dasz radę! Po prostu uwierz w siebie i zobaczysz, że wszystko jest możliwe!

Widzę, jak początkujący przedsiębiorcy, marketingowcy, czy redaktorzy chwalą się kolejnymi lekturami na temat „pozytywnego myślenia”. Obserwuję, jak kolejny trener personalny dzieli się „podnoszącym na duchu” filmem, a biznesmen uważa, że „sukces to kwestia wiary”…

Na tanim rozwoju osobistym zyskują głównie ci, którzy go głoszą.

Skoro to wszystko jest takie łatwe i oczywiste, dlaczego większość wyznawców, nadal tkwi w długach? Czemu wciąż nie schudła i nie odbyła podróży dookoła świata, o której tak wiele mówi?

Najbardziej zamknięte umysły mają ludzie, którzy bezrefleksyjnie pochłaniają kolejne filmy, szkolenia i książki o rozwoju osobistym, stając się ślepymi wyznawcami swojego guru.

Stolarz, Tłumacz, Lekarz, Dietetyk i każdy inny zawód wymaga specjalizacji oraz ciągłego aktualizowania wiedzy. Większość wybiera jednak czytanie kolejnej książki o rozwoju osobistym, która jest odgrzewanym kotletem w nowej panierce.

W ten sposób otrzymujemy snobów z papierkiem bez wiedzy i umiejętności.

Priorytety w rozwoju.

Kocham rozwój osobisty, ale ten prawdziwy i zrównoważony.

książki o rozwoju osobistym

Jeśli widzę copywritera, który reklamuje się jako „ekspert”, ale nie wie, na czym polega content marketing i pozycjonowanie treści, to coś tutaj nie pasuje. Jeśli widzę trenera personalnego, który woli książki o sprzedaży, zamiast podręczników dietetyki, to myślę, że jego intencje są jasne, prawda?

Cudownie jest czytać o relacjach międzyludzkich, czy efektywności, ale jeśli robisz to kosztem zdrowia odbiorców Twoich usług i produktów, to jesteś oszustem – nie ekspertem.

Rozwijaj się, ale ustal priorytety! Spójrz, co teraz robisz. Bardzo Ci dziękuję, że czytasz mój artykuł, ale upewnij się, czy nie kieruję go właśnie do Ciebie.

Dlaczego atakuję rozwój osobisty?

Nie atakuję rozwoju osobistego, jako czynności, ale jako branży, napędzanej przez Internet i naciągaczy. Więcej rozwoju nie oznacza większej mądrości. Zacznij myśleć, zamiast tylko przyswajać. Prawdziwy rozwój osobisty nie opiera się na wiedzy Influencerów z Instagrama, którzy widzą w Tobie kolejny banknot, lądujący w ich portfelu. Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej dla Ciebie.

Jeśli kogoś uraziłem, przepraszam, ale jak to trafnie ujął Jan Englert:

Wolę być szanowany niż lubiany.

rozwój osobisty w XXI wieku

Pośpiech to destrukcyjna siła, która zabija radość z życia i uniemożliwia dostrzeganie szerszej perspektywy. Jest przeciwieństwem spokoju, w którym stan naszego umysłu jest optymalny. Zarządzanie sobą w czasie przeciwdziała temu procesowi, ale im więcej spieszących się ludzi obserwuję, tym częściej sądzę, że pośpiech jest pewnym stanem postrzegania świata, a nie odzwierciedleniem rzeczywistości. Czas jest stały. Pośpiech go nie wydłuży.

pośpiech

Gdy inni biegną, ja spaceruję.

Poniedziałkowy poranek. Godzina 6:53.

Wracam z osiedlowego sklepu. Pod pachą trzymam swój dumny zakup: opakowanie serka wiejskiego i dwa pomidory. Niebo serwuje grubą zawiesinę chmur, ale za to jest przyjemnie rześko. Rozmyślam o kończącym się lecie, o treningu na siłowni, o relacjach z bliskimi, o czekającym mnie dniu…

Mój umysł dryfuje wolno, gdy nagle zauważam biegnącego chłopaka. Plecak podskakuje, jego oczy błyskawicznie omiatają przestrzeń, usta są jedną, wąską kreską, brawurowo pokonuje przejście dla pieszych i pędzi dalej… Kieruję wzrok nieco dalej i dostrzegam kobietę w średnim wieku, która zrywa się do niespodziewanego galopu. Jej rozpięty kardigan furkocze niczym peleryna Super-Woman, a idealnie ułożone włosy rozwiewają się na wietrze.

Bawię się z samym sobą, myśląc: „Przecież wczoraj był Maraton Wrocławski!”, bo przecież widziałem ten scenariusz już setki razy. Zmieniają się tylko aktorzy. Nie muszę więc nawet patrzeć na przejeżdżający przed moimi oczami żółty autobus, numer 110.

To nie maraton ani poranny jogging dla zdrowotności.

To pośpiech.

Czy pośpiech to epidemia XXI wieku?

Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz.

Spieszą się wszyscy. Nie ma znaczenia, czy pracujesz na etacie w korporacji, prowadzisz własną firmę ubezpieczeniową albo jesteś freelancerem, pracującym w przestrzeni coworkingowej. Pośpiech jest wpisany w nasze dwudziestopierwszowieczne DNA. Im więcej osób się spieszy, tym więcej ludzi przyspiesza. Wyścig z czasem jest zaraźliwy jak grypa przyniesiona przez dziecko w drugim tygodniu szkoły. Rozglądamy się dookoła, patrzymy, jak wszyscy chorują, aż pewnego dnia otwieramy oczy i…

Jesteśmy chorzy! Teraz to my dzierżymy w sobie „moc” zarażania innych swoją przypadłością. Nie musimy wiele robić. Wystarczy być obecnym, bo jak mówi teoria społecznego uczenia się Alberta Bandury: uczenie się zachodzi również poprzez obserwowanie zachowania innych ludzi.

życiowy pośpiech

Nie myślcie sobie, że ja się nie spieszę!

Wstępna historyjka wydarzyła się naprawdę, ale niech Wam nawet przez myśl nie przejdzie, że nigdy nie patrzyłem nerwowo na zegarek, nie zaciskałem dłoni na kierownicy, stojąc w korku na autostradzie albo nie zastanawiałem się:

Po co przyszedłem na ten wykład?

Z racji autorytetu (i wielu innych, których nie wymienię, żeby zachować resztki godności oraz przyzwoitej samooceny) nie jestem przykładem, którym możecie chcieć się sugerować. Dlatego zastanówcie się, czy taki Elon Musk – człowiek, który  zasadniczo robi wszystko, co mu się podoba, nigdy się nie spieszy, kiedy zajmuje się Teslą, SpaceX, czy SolarCity? Albo Steve Jobs, legenda, która zmieniła rynek technologiczny, nigdy nie wyszedł zirytowany z nudnego spotkania?

Wszyscy wiedzą, czym jest pośpiech. Ale nie wszystkim służy on do tego samego.

Często to ludzie służą jemu…

Zarządzanie sobą w czasie.

Zarządzania sobą w czasie każdy powinien się nauczyć. Im lepiej przyswoimy tę umiejętność, tym lepiej zorganizowane i spokojniejsze życie otrzymamy. Nad czasem samym w sobie panować się nie da, dlatego warto skupić się na sobie. Zarządzanie sobą w czasie znosi odpowiedzialność za efekty pracy z czynników zewnętrznych i przenosi je na nas. Rodzi to, co prawda, większą presję, ale pompuje w nasze żyły, ożywczą moc kreowana własnej rzeczywistości. Przestajemy być pędzlem w dłoni malarza i stajemy się twórcą.

zarządzanie sobą w czasie

Zarządzanie sobą w czasie obejmuje takie praktyczne zagadnienia, jak:

  • Alokacja czasu – planowanie działań w najbliższym czasie z myślą o efektach w dalekiej przyszłości.
  • Ustalanie celów – najpopularniejszą metodą jest technika SMART.
  • Określania priorytetów i kolejności wykonywania zadań – polecam fantastyczną „Macierz Eisenhowera”!
  • Zasada Pareta – najpopularniejsza, a zarazem ogólna teoria mówi, że 20% Twojej pracy, przynosi 80% efektów.
  • Elimacja negatywnych wzorców – kwestia prokrastynacji, braku motywacji oraz codziennych „rozpraszaczy”.
  • Zwiększanie efektywności pracy – przykładem może być prowadzenie kalendarza, dziennika lub wykonywanie czynności, ukierunkowanych na poprawę dobrostanu psychicznego.

Każdy z wyżej wymienionych podpunktów przepracowany w rzetelny sposób, przynosi efekty. W następnych tygodniach postaram się rozwinąć każde z powyższych zagadnień.

Zarządzanie sobą w czasie przyda się na pewno wszystkim, którzy o 16:34 zaczynają „małe scrollowanie Facebookowej tablicy”, a kończą o 19:42 na oglądaniu memów z kotami ze zlasowanym mózgiem i brakiem sił na „działanie”…

memy z kotami

Źródło: blasty.pl

Tyle kotów do oglądania, a tak mało czasu…

Ależ to życie jest ciężkie, no nie?

Czym jest pośpiech?

Pośpiech definiuję, jako niezdrową próbę oszczędności czasu. Wyróżniam jego dwa rodzaje:

  • Pierwszy to pośpiech „uzasadniony”. Dlaczego w cudzysłowie? Ponieważ uzasadnienie wcale nas nie usprawiedliwia. Powiedzmy sobie jasno. Jeśli za dziesięć minut masz randkę z dziewczyną dwie ulice dalej, a wciąż nieudolnie ślęczysz nad prasowaniem koszuli, to oprócz tego, że prawdopodobnie masz strasznie przechlapane, poniekąd masz prawo się spieszyć. Poniekąd! Pośpiech generuje duży i nagły stres. Kiedy stres przekroczy pewien „zdrowy” pułap, do którego potrafi nas jeszcze motywować, to niestety, ale nasz mózg staje się nieco upośledzony. Nie potrafimy racjonalnie myśleć, popadamy w panikę, pocimy się, jakbyśmy przed chwilą przebiegli dziesięć kilometrów, mamy ograniczoną perspektywę i cały świat widzimy w czarnych barwach. Wszystko wylatuje nam z drżących rąk, nie potrafimy sobie przypomnieć, gdzie położyliśmy klucze i zapominamy, że zbyt długo trzymamy włączone żelazko na naszej koszuli. Tydzień temu pisałem o tym, że tylko spokój może nas uratować i sądzę, że to jedna z tych sytuacji, w której trzydzieści sekund głębokiego oddychania, zadziała lepiej niż bieganie po domu jak kurczak w klatce.

tempo życia

Przestań wariować i odzyskaj czas wolny!

  • Drugi jest pośpiechem wykraczającym poza rozumowanie zdrowego człowieka. Są ludzie, którzy bez względu na to, czy jest poniedziałkowy poranek i jedyny autobus właśnie przejechał im przed nosem, czy leniwe niedzielne popołudnie, i tak się spieszą! Zobaczcie, co się dzieje z czytaniem książek! Przecież czytanie wydaje się klasyczną, odprężającą nas czynnością, która jest pozbawiona stresu i stanowi pewną „ucieczkę” przed rzeczywistością. A gdzie tam! Teraz jest trend na to, kto więcej przeczyta! Ile przeczyta! Co przeczyta! Najlepiej czytać osiem książek w tym samym momencie, żeby nie zostać w tyle! A jak czytasz jedną książkę miesięcznie? Jesteś słaby! Rozumiecie, co tu się dzieje? To smutne, że pośpiech i rywalizacja wkradła się nawet do naszego odpoczynku. Na początku lipca usłyszałem w filmie Andrzeja Tucholskiego, że czasami tak mocno usiłujemy wykorzystać czas wolny, zapychając go „relaksującymi czynnościami”, że zamiast odpocząć, tylko bardziej się męczymy, zarzucając sobie, że „nie dość dobrze wykorzystaliśmy swój czas”. Zalecam pracować nad konsekwencją również w kwestii odpoczynku, bo widzę, że wszyscy tak zawzięcie kochają mówić o „uporczywym” dążeniu przed siebie, ale kiedy przychodzi czas wolny, to nagle wszyscy dziwnie miękną i pojawia się: „No, ale to tylko jeden mail! Nic więcej!”. A budzisz się po czterech godzinach ze zranionymi uczuciami bliskich… Warto było?

pośpiech w pracy

Jedna mała uwaga.

Nie każdy szybko żyjący człowiek się spieszy, ale też nie każdy ślamazarny się nie spieszy. Pośpiech to pewien stan umysłu, który może rosnąć na fundamencie braku pewności siebie, niskiej samooceny, porównywania się do innych, czy niezaspokojonych ambicji.

Poszukaj w sobie odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego się spieszę?”, a dopiero potem przejdź dalej.

Gdzie Ty się spieszysz?

Mógłbym zapytać: Quo Vadis, ale już kiedyś użyłem tego sformułowania i nie chcę wyjść na snoba. Sami rozumiecie! 

Bywało tak, że wychodziłem na spacer („relaksujący”) i zapierniczałem na nim, jakby goniła mnie banda kiboli, nierozróżniających, że niebieska koszulka, którą ubrałem, nie reprezentuje żadnych barw klubowych. Byłem jak nakręcony robot! Pięć minut – nic. Piętnaście minut – nic. Dwadzieścia – wciąż nic. Mija pół godziny i pada podejrzliwe pytanie z mojej strony:

„Ej. Gdzie Ty się spieszysz? Jest niedziela. Masz wolny dzień, a to jest spacer”.

No właśnie drogi czytelniku. Gdzie Ty się spieszysz?

Był taki czas, gdy ciągle się spieszyłam. Na przykład jechałam tramwajem i chciałam, żeby on jechał jeszcze szybciej. Miałam ten pośpiech w sobie. I nagle pomyślałam: „Zaraz, dokąd ja się tak śpieszę? Przecież na końcu czeka na mnie trumna”.

Pozbądź się tego wewnętrznego biegu. Oglądaj świat, obserwuj, co się dookoła ciebie dzieje, bo życie mamy jedno, a przecież we wszystkim można znaleźć tyle piękna. Właściwie samo to, że się żyje, jest już czymś cudownym.

Danuta Szaflarska

Piękne, mądre i wzruszające, zwłaszcza gdy wiemy, że aktorka zmarła dwa lata temu, przeżywszy 98 lat…

danuta szaflarska aktorka

Źródło: filmweb.pl

Masz czas. Spokojnie!

Słuchajcie. Coś sobie wyjaśnijmy.

Ze mnie jest żaden ekspert. Przynajmniej nie widzę w sobie osoby, która mogłaby Wam dyktować, co macie robić. Jak każdy – ciągle się uczę i nigdy nie chciałbym przestać tego robić. Dzielę się z Wami własnymi przemyśleniami, obserwacjami i wyciągniętymi wnioskami. Podsuwam Wam pewne rozwiązania i perspektywy, których mogliście wcześniej nie dostrzegać. Przekazuję Wam wiedzę, którą sam przyswoiłem, bo chcę się nią dzielić! Wiem, że w ten sposób mogę komuś pomóc.

Ale przecież ja jestem Tomkiem Bruchem, a Ty Jankiem Kowalskim. Każdy z nas jest inny. Wszyscy mamy swoje  plany, marzenia i przeznaczenie, które czasami popchnie nas w stronę samotnie leżącej „stówki” na chodniku, a czasami w błoto po kolana.

odpowiedzialność za życie

Zwracam Wam tylko uwagę na pewne możliwości. Mam nadzieję, że chociaż dla niektórych z Was jestem tą maleńką iskierką, która może zaszczepić ogień pasji i pożądania. „Może”, bo ani ja, ani nikt inny, nie zrobi niczego za Was. To Wy decydujecie, czy pora przyspieszyć, czy zwolnić. Od Was zależy, czy wybierzecie odpoczynek i relaks, zamiast pracy.

Niespodziewany sprint do autobusu może zniknąć, jeśli wstaniecie piętnaście minut wcześniej. Nerwowe chrząkanie i tupanie nogą w kolejce do lekarza nie musi się wydarzyć, jeśli umówicie się na wizytę wcześniej zamiast „na ostatnią chwilę”. Życiowy fatalizm to wybór bierności, która nigdy nie jest dobra, ani tym bardziej uzasadniona. Fatalizm to zwykłe zrzeczenie się odpowiedzialności za życie, które się już nigdy więcej nie powtórzy.

Nerwy, stres, niepokój, wątpliwości, rozdrażnienie, frustracja i ostatecznie porażka… Tego wszystkiego można uniknąć poprzez lepsze zarządzanie sobą w czasie.

Pośpiech nie jest nikomu potrzebny!

Wiecie, co mówi doświadczony trener i psycholog Sławomir Prusakowski na temat stresu? Na kanale Uniwersytetu SWPS powiedział, że aby w pełni zregenerować się od stresorów, które bombardują nas podczas pracy, potrzeba trzech tygodni urlopu…

Trzech tygodni! Nie dni!

stresowy czas w pracy

Jak mawia klasyk: „Spiesz się powoli”.

Przyglądajcie się sobie.

Zadawajcie sobie pytania: „Po co się spieszę?”. A dalej: „Dokąd się spieszę?”. Czasami nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, bo pośpiech stał się częścią nas. Wyrzućmy go z siebie, a przynajmniej się postarajmy! Zadbajmy o odpowiednie zarządzanie sobą w czasie i przede wszystkim zachowajmy spokój.

Pośpiech zabija cząstkę radości z życia. Ciągle z głową w dół. Ciągle szybkim krokiem. Nieustannie ze wzrokiem wbitym w kolejne zadanie, w kolejne cele, w kolejne bliżej nieokreślone „coś”…

czas wolny

Nie skoncentrujecie się na tym tekście. Myślami jesteście bardzo daleko. Przy kolejnym projekcie w pracy i przy trudnej rozmowie z bliskimi. Zawsze w przeszłości lub w przyszłości. Wasz system działania nie istnieje, wiele spraw siedzi Wam w głowie i wbija w Was szpilki. Jedna niczego nie zmieni. Dwie także. Ale dwadzieścia – owszem. Kiedy wszyscy przyspieszają, dochodzę do wniosku, że tylko spokój może nas uratować.

I nic innego.

„Gdzie spokój, harmonia i natury zew…”

tylko spokój może nas uratować

Jestem taki sam jak Wy. Najpierw nałożę sobie na głowę milion spraw i zobowiązań, a potem zastanawiam się, jak je wszystkie wykonam. Niejednokrotnie wpadałem w tak straszną paradoksalną niemoc, że ogrom pracy powodował dosłowny bezruch. Było tego tyle, że nie wiedziałem, od czego zacząć, za co się zabrać, co zrobić teraz, a co później… A czas tykał i doprowadzał mnie do szału. Bo jak to możliwe, że od godziny usiłuję coś zrobić, ale jeszcze niczego nie zacząłem?

To jedno z gorszych uczuć, którego doświadczyłem. Chaos, pochłaniający życiową energię. Wątpliwości, stres i brak wiary w swoje umiejętności… Czułem się wtedy, jakbym popadł w czarną rozpacz.

I wiecie, co?

Tak było, dopóki nie przeanalizowałem okresów, w których wykonuję kolejne projekty jak z automatu. Zrozumiałem, że dzieje się tak wyłącznie pod jednym warunkiem – kiedy opanowanie zastępuje chaos. Tak odkryłem, że tylko spokój może nas uratować.

Co daje nam spokój?

Kiedy jesteśmy spokojni, nasze ciało jest w optymalnym stanie. Nie rozprasza nas kłótnia z szefem ani wizja rwania ósemki u dentysty. Przeszłość znika, a przyszłości jeszcze nie ma. Zostajemy w teraźniejszości i skupiamy się na kolejnych zadaniach. Ciężko jest całkowicie odciąć się od tego, co było i będzie, dlatego nie próbujcie tego nawet robić. Nie uda Wam się.

Wyjątkiem jest niezwykły do zrelacjonowania stan flow, ale osiągnięcie go nie jest wcale takie oczywiste.

Spokój jest wtedy, gdy rzeczywistość zwycięża nad przeszłością i przyszłością. Wraz ze spokojem pojawia się koncentracja oraz niezwykłe ukierunkowanie na realizację celów. Wypełnianie ich – jeden po drugim – dodaje nam dodatkowego wiatru w żagle. Jeszcze mocniej utwierdza nas to w przekonaniu, że stan, w którym się znajdujemy, jest dla nas najlepszy, a w konsekwencji tylko spokój może nas uratować!

Ten spokój, który już w nas jest.

Jak odnaleźć w sobie spokój?

jak odnaleźć w sobie spokój?

Dla mnie to wciąż trudne do opisania zjawisko. Bo jak wytłumaczyć, że od godziny próbuję uporać się z podjęciem próby zrobienia czegokolwiek, a po upływie kilkunastu minut znika chaos, a ja zaczynam działać, jak nakręcona maszyna?

Co się dzieje przez te kilkanaście minut?

Odpowiedź na to pytanie jest również moją odpowiedzią na to, jak odnaleźć w sobie spokój.

1. Przerwij dopływ informacji, które powodują chaos.

Musisz odciąć się od pracy, która na Ciebie czeka. Taki mały paradoks. Myślisz, że nie możesz tego teraz rzucić, bo masz zbyt dużo obowiązków?

Możesz. Wszystko możesz.

Odejdź od komputera, wstań od biurka. Wyjdź z pokoju i idź na spacer albo usiądź na trawie pod drzewem. Byle żebyś był poza miejscem swojej pracy. To pierwszy krok.

2. Poszukaj ciszy.

Drugim krokiem jest poszukiwanie ciszy. Kiedy nie ma w nas spokoju, myśli biegną we wszystkich kierunkach. Wiele nie jest racjonalnych i zalewają nas kaskadami. Jedna prowadzi do drugiej, a druga zrzuca osiem następnych. Większość myśli jest negatywna i w czarnych barwach widzi naszą przyszłość.

Znajdź takie miejsce, w którym nikt i nic nie będzie Ci przeszkadzało. To ważne, abyś został sam ze swoim chaosem. Wszelkie rozpraszacze będą odciągały Twoją uwagę od myśli, w które musisz się wsłuchać. Odetnij się od zewnętrznych bodźców.

odpocznij na łonie natury

Po co?

Żeby uciszyć wszystkie niepokorne głosy w Twojej głowie.

Jak?

Rozmawiając.

3. Podejmij rozmowę z myślami!

Krok trzeci to rozmowa z myślami.

Jak pisałem: myśli, które zalewają nas kaskadą, nie są w większości racjonalne. Po krótkiej analizie można je skutecznie zwalczyć twardymi argumentami. Właśnie to musicie zrobić!

Podam przykład.

W Waszej głowie pojawia się myśl: „Jak nie napiszę  dziś tego sprawozdania, to na pewno szef mnie wywali, nigdy nie znajdę pracy, dzieci nie będą miały za co żyć, żona mnie zostawi…” I myśli płyną dalej. Zatrzymajcie to logiczną i chłodną analizą sytuacji.

Pomyślcie: „No dobrze. Nie napiszę dziś sprawozdania, ale czy na pewno szef mnie wyrzuci? Przecież pracuje tu od ponad pięciu lat, szef mnie nigdy nie skrytykował, zawsze robię wszystko na czas i wydaję mi się, że… Szef mnie lubi. No i to sprawozdanie… Ono przecież nie jest takie bardzo pilne…”

Widzicie? Logika i chłodna analiza bez emocji jest tym, czego potrzebujecie, żeby odnaleźć w sobie spokój. Chaos jest równoznaczny z emocjami – najczęściej skrajnymi. Wtedy znika rozsądek, który jest nieoceniony podczas kolejnego kroku.

4. Opracuj system działania!

Krok czwarty to wypracowanie planu działania. Możecie się śmiać, ale jeszcze, kiedy chodziłem do liceum, zrozumiałem, że odpowiedni system działania jest kluczem do sukcesu. To musi być jednak Wasz system, który znajdziecie metodą prób i błędów. Podpatrujcie, ćwiczcie, praktykujcie, ale uwierzcie na słowo, że ostatecznie i tak musicie wypracować coś swojego. Coś, co przyjdzie niespodziewanie – pojawi się pod wpływem cennego doświadczenia. Zaufaj, że bez systemu trzy wcześniejsze kroki tracą znaczenie. Co z tego, że ochłoniesz z dala od pracy? Co z tego, że przekonasz siebie, że wszystko jest w porządku? Po co Ci to wszystko, skoro za trzydzieści minut wrócisz do pracy, a chaos znów zaleje Cię od czubka głowy po mały palec u stopy?

system działania

System działania nie musi być wyrafinowany. Ponownie skup się na chłodnej analizie i logice. Zastanów się, co jest najważniejsze. Co jest Twoim priorytetem? Może koleżanka czeka na Twoją wiadomość już od trzech dni, mimo że miałaś oddzwonić po kilku godzinach? Może miałeś pomóc dziecku w przygotowaniach do arcyważnego testu z matematyki? Ustal kolejność wykonywania kolejnych zadań. Skoro termin oddania pracy z języka polskiego mija jutro, a klasówka z biologii za cztery dni, to chyba warto wybrać to pierwsze, prawda? A jeśli czekają Cię dwie rozmowy, z których jedna dotyczy Twojej przyszłości w pracy, a druga wyboru szynki na kolację, to wybór jest jasny, tak? Multitasking nie działa! Obiecaj więc sobie, że nie rozgrzebiesz kolejnego zadania, zanim nie wykonasz obecnego. Szukaj rozwiązań. Może się okazać, że wystarczy jeden telefon do szefa, aby przedłużyć termin wcześniej wspomnianego sprawozdania.

System działania ma jeszcze jedną, ogromną korzyść. Opracowanie planu przenosi Twoją uwagę w tryb działania. Czujesz, że „coś robisz”, zamiast gonić swój ogon.

Ale „coś robić” nie wystarczy, żeby odnaleźć w sobie spokój…

5. Odzyskałeś spokój. Działaj!

Teraz jest czas na działanie. Masz wszystko, co potrzebne, aby ze spokojem w sercu wrócić do przerwanej pracy. Bez chaosu w głowie, z uporządkowanymi myślami i komfortem, że wreszcie działasz. Nie ma znaczenia, czy robisz to wolno, czy szybko. Najważniejsze, że posuwasz się do przodu. To Cię uskrzydla i tylko utwierdza w przekonaniu, że podążasz odpowiednią ścieżką.

System działania zmienił moje życie.

O systemie działania napiszę na pewno kiedyś więcej. Naprawdę bardzo mocno wierzę, że odpowiedni system jest kluczem do spokoju i sukcesu. Rozwiązuje wiele problemów i chroni przed niepotrzebną troską. Widzę to po swoim życiu.

plan działania

Kiedy dziewięć miesięcy temu uczyłem się do pierwszej sesji w życiu, uwierzcie, że nie wiedziałem gdzie mam włożyć dłonie. Tyle było pracy! Stos podręczników stał się integralną częścią wystroju pokoju. Otwierałem je, szukałem, starałem się czytać, ale tak naprawdę na niczym nie potrafiłem się skupić. Było we mnie ogromnie paraliżujące poczucie, że kręcę się w kółko…

Miałem świadomość, że godziny niebezpiecznie uciekają mi przez ręce. Dlatego tak szybko chciałem nauczyć się materiału, że było mi szkoda czasu na opracowanie planu działania. To ogromny błąd! O wiele lepiej jest poświęcić nawet cały dzień na system działania niż od razu rzucać się w wir obowiązków bez konkretnej strategii i planu. Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Sprawny system działania powoduje, że nagle – jakby za pomocą magii – praca, która nas czeka, wydaje się dziwnie mniejsza… Cud?!

Nie!

Plan działania!

Tylko spokój może nas uratować.

Na moje szczęście wreszcie przypomniałem sobie to, co powtarzam:

„Tomasz, tylko spokój może Cię uratować”

gdzie szukać spokoju?

Potem – automatycznie, pojawiła się świadomość organizacji pracy.

  • Zanim otworzyłem jakikolwiek podręcznik, przejrzałem dokładnie harmonogram sesji.
  • Wiedziałem już, kiedy i o której mam konkretny egzamin. Wiedziałem, ile dni pozostało mi na przygotowania.
  • Następnie określiłem wielkość materiału do przyswojenia, poziom wiedzy, jakim dysponuje oraz moje własne preferencje, dotyczące konkretnych przedmiotów.
  • Na końcu, racjonalnie (uspokajając swoje emocje) rozpisałem system działania. Od czego zacząć naukę, kiedy rozpoczać przygotowania do kolejnego egzaminu, aby spokojnie zdążyć, co trochę bardziej odpuścić, a nad czym mocniej popracować.

Nie lubię się chwalić, ale skoro macie mi wierzyć, potrzebujecie potwierdzenia.

Zakończyłem pierwszy semestr studiów ze średnią ocen 4,57.

I zaufajcie, że nie spędzałem całych dni nad książkami. A tym bardziej nie uważam się za geniusza psychologii.

Jestem przekonany, że gdyby nie system działania, do dziś otwierałbym i przeglądał podręczniki, ucząc się na kolejne poprawki.

Zachowaj stoicki spokój.

tylko spokój może nas uratować

Pisałem głównie o pracy oraz nauce, ale spokój ratuje w każdej sytuacji życia.

Kiedy zmęczeni prowadzimy auto i nagle ktoś wtargnie nam na pasy, a my mamy ochotę wyskoczyć z samochodu i wytłumaczyć nieuważnemu delikwentowi, jak się chodzi… Kiedy ktoś przypadkowo szturcha nas w autobusie, a telefon wylatuje nam z rąk na twardą podłogę… Gdy denerwują nas rodzice swoją troską i już chcemy powiedzieć coś, czego będziemy żałować…

Spokój, kochani, spokój… 

Mam ogromne przeczucie, że gdyby w ludziach było więcej spokoju i dystansu do spraw doczesnych, świat byłby na pewno bezpieczniejszy, piękniejszy i weselszy. Dokładniejsze odpowiedzenie na pytanie, jak odnaleźć w sobie spokój, wymaga innego wpisu. Mogę jednak już teraz napisać, że u mnie sprawdza się przede wszystkim większa świadomość emocjonalna, więcej empatii i nutka filozofii.

W moim przypadku jest to stoicyzm.

Usuń wyobrażenie, a usunie się i poczucie krzywdy, usuń poczucie krzywdy, a usunie się i krzywda.

Marek Aureliusz

Prawda, że trafne?

A teraz do dzieła kochani. Tylko spokój może nas uratować.

I nikt nie osiągnie go za nas.

zachód słońca

Efekt Krugera-Dunninga to łagodne określenie zjawiska, w którym eksperci zaniżają swoje umiejętności, a absolutni nowicjusze sądzą, że zjedli wszystkie rozumy. Co to oznacza w praktyce? Więcej smutku niż sądzisz.

A na początku był… Sok z cytryny.

sok z cytryny

Efekt Krugera-Dunninga został odkryty przez dwóch Panów. Justin Kruger i David Dunning dwadzieścia lat temu przyjrzeli się bliżej historii pewnego rabusia. Ów złodziej był pewien, że wysmarowanie twarzy sokiem z cytryny spowoduje niezarejestrowanie jej na kamerach. Jak doszedł do tak błyskotliwego wniosku? Przeprowadził eksperyment! Wykonał selfie w maseczce z cytryny i co odkrył? Zdjęcie było rozmazane!

Nie pomyślał jednak, że zamazane było nie zdjęcie, ale obraz w jego oczach.

Zabawne? Poniekąd. Rabuś był jednak przekonany o swojej racji. Nie mógł uwierzyć, gdy policja odszukała go w mgnieniu oka. I właśnie ta tragiczna dla złodzieja (a śmieszna dla widzów) historia, przyczyniła się do zdefiniowania efektu, który obserwujemy na co dzień.

Znasz kogoś, kto zaledwie poznał jakiś temat, a już zachowuje się jak ekspert? No właśnie…

Efekt Krugera-Dunninga: nie wiem, ale się wypowiem!

eksperci

Zacznijmy od pierwszej strony medalu.

Efekt Krugera-Dunninga opisuje zjawisko, w którym „przeciętniak” myśli, że jest geniuszem. Taki delikwent tak słabo zna temat, że nawet nie wie, iż… Czegoś nie wie! Trudno jest mu w takiej sytuacji zarzucać ignorancję. Skoro nie ma pojęcia, że zaledwie polizał słodycz wiedzy, to jak może sięgać po więcej?

Zaczynając działać w nowej branży, ciężko jest określić, jak długo czeka nas droga. Pokonywanie kolejnych stopni odkrywa niezbadane dotąd tereny. To dzieje się wszędzie! Gdziekolwiek nie pójdziemy i czegokolwiek nie przeczytamy, ostatecznie i tak musimy przekonać się osobiście, ile pracy i ile wiedzy czeka na nasze przyswojenie.

Zanim jednak do tego dojdzie, gdzieś na samym początku sądzimy, że wiemy już wszystko. I oprócz tego, że bywa to dla takich delikwentów ograniczające to dodatkowo…

Jakże mocno nas oni irytują!

Ekspert Janek! Na pewno go znasz.

Poznajcie Janka.

Janek ma dziewiętnaście lat. Jest rozgarniętym młodym mężczyzną. Postanowił wybrać się na studia prawnicze. Od zawsze go pasjonowały, a rodzice powtarzali mu, że z tego będzie chleb. Pierwszy semestr zaczął się rewelacyjnie. Było trudno, ale ciężką pracą przewertował kilka książek i przebrnął przez Prawo Rzymskie, będące chrztem bojowym przyszłych prawników. Drugi semestr był jeszcze lepszy. Efektem była wysoka średnia i… Ogromna wiedza Janka. W jego mniemaniu.

efekt krugera-dunninga w praktyce

Po pierwszym roku studiów czuł się jak sędzia Sądu Najwyższego z czterdziestoletnim stażem zawodowym. Na spotkaniach rodzinnych głosił annały i cmokał z dezaprobatą, gdy ojciec przejawiał nieznajomość prawa.

– To szkodzi! – rzucał z wyższością, sącząc swój jabłkowy sok.

Przestał czytać i zdobywać wiedzę. Jak mógł tego dokonać, skoro uważał, że wie już wszystko? Zamiast tego skupił się na bezpłatnym doszkalaniu swoich bliskich. Każda rozmowa w jego wykonaniu zamieniała się w profesorskie wykłady na tematy, o których tylko sądził, że ma pojęcie. Swoim zachowaniem coraz bardziej nużył rozmówców. A gdy zwracano mu uwagę… Fukał obrażony, że nikt go nie rozumie.

Gdy jego ambitni rówieśnicy przygotowywali się do drugiego roku, Janek popadł w efekt Krugera-Dunninga. Stał się arogancki i mylnie określił poziom swojej wiedzy. Gdy nastał październik i drugi rok studiów, chłopak przystąpił do niego z pewnością, że niczego więcej już nie może się nauczyć. Rozważał nawet ich rzucenie! Jakie było jego zdziwienie, gdy został dość brutalnie wyprowadzony z błędu!

Jego zachowanie spowodowało, że z rewelacyjnego studenta stał się zaledwie przeciętny. Do tego z uszczuplonym gronem znajomych, którzy nie mieli ochoty przebywać z „wyniosłym geniuszem”. Wtedy zrozumiał, jak wielki błąd popełnił i jak maleńki skrawek prawodawstwa poznał. Cóż… Lepiej późno niż wcale.

Masz takiego Janka w swoim życiu? Lepiej szybko wyprowadź go z błędu. Dla jego (i swojego) dobra.

Jak efekt Krugera-Dunninga zabija wiedzę i mądrość?

A teraz pora na drugą stronę medalu. Tę, która jest o wiele smutniejsza.

Świat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie był. To się już nie zmieni. Brzydka prawda. Roi się w nim od idiotów z parciem na szkło, którzy bzdurami zdobywają serca milionów. Tłumy pustych atencjuszy bez wartości zapychają umysły swoimi durnowatymi wygłupami.

Panuje moda na słuchanie tych, którzy powinni milczeć i milczenie tych, którzy powinni mówić.

Efekt Krugera-Dunninga definiuje również zaniżanie umiejętności przez prawdziwych ekspertów. Przez ludzi, którzy mają pełne prawo do perorowania wyroków, głoszenia opinii i sądów. Przez tych, którzy powinni być słuchani, podziwiani i za którymi powinniśmy podążać.

jak uczy ekspert?

Dlaczego więc jest ich tak mało? Czemu wszędzie widzimy idiotów, a nie geniuszy?

  • Po pierwsze osoby wykwalifikowane w swojej dziedzinie są pokorne. Wiedzą doskonale, ile jeszcze nie wiedzą. Nawet świadomość posiadanej wiedzy nie niweluje refleksji, dotyczącej niezbadanego oceanu nauki.
  • Po drugie sądzą, że zadania, które wykonują, są bardzo łatwe. Nic bardziej mylnego. Skala trudności bierze się z umiejętności, którymi dysponują. Skoro są one u nich na wysokim poziomie, wiele zachowań przychodzi im bez trudu. Nie dostrzegają, że dla innych są one piekielnie trudne. W rezultacie sądzą, że nie robią nic specjalnego…

Smutne. Prawie jak historia o biednym kopciuszku. W tym jednak wypadku nie musi być mowy o szczęśliwym zakończeniu.

Wyjątkowo słuchaj innych.

Niedoceniający siebie eksperci  mogą żyć całe życie w przeświadczeniu, że są… Idiotami. Jest to niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Skupianie się na tym, jak długa jest droga przed nami, zamiast na przebytej trasie, rodzi wiele komplikacji i nieszczęścia.

efekt Krugera-Dunninga

Do wszystkich odchudzających się z pozytywnym skutkiem! Gdzie byście teraz byli, gdybyście wiecznie myśleli, ile jeszcze kilogramów pozostało do zgubienia, zamiast ile już straciliście? Dokładnie! W wyjątkowo ciemnym miejscu. Takim na cztery litery.

W takich sytuacjach warto zdać się na osąd innych. Ale z należytą ostrożnością. Nie ufajcie ślepo pojedynczym komentarzom, ale jeśli dziesiąta osoba w ciągu jednego dnia sugeruje, że jesteście mistrzami w swojej branży, to może warto porzucić pustelnicze życie na kasie w supermarkecie i zacząć działać w swojej prawdziwej branży marzeń?

Jak potoczyłyby się losy naszego dziewiętnastoletniego Janka, gdyby od dziecka uczył się prawodawstwa, ale w chwili wyboru studiów, odrzucił kierunek prawniczy, sądząc, że jest na niego zbyt głupi?

Mam ogromne przypuszczenie, że Efekt Krugera-Dunninga w tym wydaniu to nic innego, jak smutna historia wielu zmarnowanych talentów…

Samoocena, a efekt Krugera-Dunninga.

A co z samooceną? Jak sądzicie, który osobnik będzie miał ją na wyższym poziomie:

Nowicjusz, uważający się za eksperta, czy ekspert, sądzący, że jest przeciętniakiem?

wiedza

Odpowiedź jest prosta, dlatego jej nie udzielę, bo istnieją o wiele trafniejsze pytania:

Czy warto mieć samoocenę na wysokim poziomie, ale całkowicie nieuzasadnioną w praktyce? Czy lepsza jest może samoocena niska, która jest zrodzona z niedoceniania własnych (wielkich) umiejętności?

Tak naprawdę jest to wybór między życiem w szczęśliwym kłamstwie a życiem w smutnym kłamstwie, które przy zmianie perspektywy może przeobrazić się w szczerze spełniony żywot. Dość trudne i zawoalowane, ale nim odpowiecie, postawcie się w tej sytuacji.

Co byście wybrali?

Ekspert patrzy, jak amatorzy niszczą świat…

Nie sądźcie, że efekt Krugera-Dunninga to wyłącznie anegdotyczny wymysł. Został on potwierdzony licznymi badaniami, do których odsyłam Was TUTAJ oraz TUTAJ.

Pomijając wszelkie kwestie metodologiczne, efekt Krugera-Dunninga został udowodniony, chociażby w badaniach, dotyczących lotnictwa. Pokazały one, że ponad 70% najsłabszych studentów twierdziło, że są zdecydowanie lepsi. Z kolei Ci najlepsi, myśleli, że są o wiele gorsi. Efektem było stwierdzenie:

Nadmierna pewność siebie stanowi jedną z przyczyn katastrof.

Wiecie… To coś w rodzaju: Daj to mi. Znam się na tym doskonale. A po pięciu minutach: Eee… Chyba coś zepsułem. A wszystkiemu przygląda się ekspert, który nie reaguje wyłącznie z braku pewności co do własnych umiejętności…

efekt Krugera-Dunninga w lotnictwie

Naszą ludzką skłonnością jest sądzić, że jesteśmy lepsi od przeciętnej. Zapytajcie o iloraz inteligencji osoby w Waszym otoczeniu. Raczej nikt nie odpowie, że jest on bardzo wysoki. Tak samo, jak bardzo niski. Zdecydowana większość uzna, że jest raczej normalny. Ale (co jest bardzo ważne!) praktycznie wszyscy zastrzegą, że jest on trochę wyższy od przeciętnej.

Logiczne. Kto chciałby być przeciętniakiem, skoro można być ponadprzeciętny? Przynajmniej we własnym mniemaniu?
Błoga nieświadomość błędu nie powoduje jednak, że błąd znika.

Uważaj, za kim podążasz.

Efekt Krugera-Dunninga ma dwie twarze. Jedna to szczęśliwa twarz głupca. Druga to zatroskana twarz geniusza. Pierwszy sądzi, że wie wszystko i nie wie, ile pracy jeszcze go czeka. Drugi wie bardzo wiele, ale wizja niezdobytej wiedzy, przyćmiewa potencjalną radość ze spełnienia. Przekleństwo wiedzy w najlepszym wydaniu.

Choć piszę te słowa na czystej, białej kartce, przed oczami mam wiele sytuacji, w których efekt Krugera-Dunninga objawił się w moim życiu. Rozejrzyjcie się wokoło. Spójrzcie na serwisy informacyjne. Ilu z wypowiadających się to eksperci? Garstka. Nie uważam, że tylko oni powinni mieć prawo głosu. Jest rzesza ludzi, która otwarcie mówi, ile im brakuje do geniuszu. To gest, który rozumiem. Świadomość własnej niewiedzy jest pierwszym krokiem do jej zdobycia.

jak zostać ekspertem w kilka dni?

Niestety słuchamy propagowanych w mediach nowicjuszy, którzy nie mają pojęcia o branży, na której temat zabierają głos. Z reguły mają oni większą siłę przebicia. Znacie krowę, która duża ryczy, ale mleka daje parę kropelek?

Otóż to.

Nieświadomi swoich braków zakrzyczą nieświadomych swoich wielkich kompetencji.

Milczenie Cię krępuje. Dyskusja – nawet ta durnowata – daje złudne poczucie komfortu. Dokładnie w ten sposób myślą tysiące osób, unikając ciszy jak ognia. Stąd biorą się błahe tematy rozmów o pogodzie i nic niewnoszące do dyskusji zdania. Rozmowa bez celu wcale nie buduje relacji, ale ją niszczy.

Jak rozmawiać, żeby być lubianym?

jak rozmawiać, żeby być lubianym?

Prowadzenie rozmowy wcale nie jest łatwe. Rozmowa jest nie tylko naprzemiennym (lub patrząc na polityczną scenę – równoczesnym) mówieniem. Piekielnie ważną umiejętnością jest, chociażby słuchanie. Wysoce rozwinięta inteligencja emocjonalna przyczynia się do lepszego rozumienia rozmówcy oraz jego życiowej sytuacji. Uwzględnianie postaw, ograniczeń oraz poglądów drugiej osoby, daje nam więcej narzędzi do umiejętnego dyskutowania. Rozmowa nie jest więc tylko mówieniem. To szereg wielu czynników, które należy uwzględnić, jeśli pragniemy znaleźć odpowiedź na tytułowe pytanie.

Rozmowa służy komunikacji. Pamiętajmy, że każdemu słowu powinien przyświecać cel. Gdy go brakuje, nasza mowa jest pusta, a cała rozmowa zupełnie bez wyrazu. Czy kiedykolwiek próbowaliście gotowych dań w słoiczkach dla małych dzieci? Przyznajcie, że są niezwykle jałowe! Dokładnie tak „smakuje” dyskusja, gdy mówimy, dla samego mówienia.

Jeśli zastanawiacie się, jak rozmawiać, żeby być lubianym, proponuję zapamiętać dwie, podstawowe zasady:

1) Każda osoba lubi, gdy poświęca się JEJ uwagę.

2) Wszyscy lubią interesujące ICH tematy.

Poświęć uwagę swojemu rozmówcy. Przestań skupiać się na sobie. Myślenie o prezentowaniu się z jak najlepszej strony zabija nawiązywanie relacji. Wybieraj takie tematy, które interesują nie tylko Ciebie, ale również Twojego rozmówcę!

Błędy, które popełniamy.

Rozmawiać nie potrafimy. Wydaje nam się, że umiemy to robić, gdy w rzeczywistości rozmową nazywamy forsowanie za wszelką cenę swojego zdania. Trzy główne grzechy, które popełniamy to:

  • Brak słuchania.
  • Brak empatii.
  • Zbyt dużo oceniania.

Dyskusja służy nam wyłącznie w celu zaprezentowania siebie. „Jesteśmy aktorami w Teatrze Życia”, pamiętacie?

gadulstwo

Wątpię, czy nastąpi jakakolwiek poprawa. Ludzie stają się coraz bardziej zamknięci, pomimo coraz mocniej deklarowanej otwartości. Technologia zmienia oblicze komunikowania się. Potrafimy świetnie pisać, ale na pytanie: Jak rozmawiać?, już mało kto zna odpowiedź…

Dlaczego nasza rozmowa jest bez sensu?

Dyskusja musi mieć cel. Nie ma niczego bardziej męczącego niż rozmowa „o niczym”.

Nie jest trudno strzelać słowami bez większego sensu. Tę „umiejętność” przejawia mnóstwo ludzi. Zajrzyjmy do telewizji. W pięć minut znajdziemy kilka przykładów, potwierdzających tę tezę. Co kieruje takim zachowaniem?

  • Strach.
  • Autoprezentacja.
  • Brak zrozumienia.
  • Manipulacja.

dyskusja

Skłonności, które zabijają milczenie.

Paplemy ze strachu przed ciszą. Milczenie jest dla nas oznaką skrępowania i dyskomfortu. Utarło się, że milczą ci, którzy nie mają tematów do rozmów. Ten obraz jest silnie obecny w popkulturze. Wszyscy znamy wizerunek życiowego niedojdy, który na randce z dziewczyną poci się, stresuje i wpada w panikę, gdy cisza niebezpiecznie się przedłuża.

Naturalną skłonnością ludzi jest prezentowanie się z jak najlepszej strony. Nie znam nikogo, komu na tym nie zależy. Każdy chce być odbierany, „w jakiś” sposób. Za pomocą bezcelowej rozmowy mamy ku temu wszelką sposobność. Poprzez potok słów możemy zalać słuchacza wszystkim, co tylko zbuduje nasz pożądany wizerunek.

rozmowa przez telefon

O empatii i jej braku już rozmawialiśmy. Niedostatek tego czynnika wpędza nas w poważne tarapaty! Gdy nie potrafimy zrozumieć drugiej osoby, mijamy się z nią gdzieś po drodze. Zrozumienie pozwala opracować wspólny cel dyskusji i odłożyć na bok własne interesy, na rzecz obopólnej korzyści.

Manipulowanie za pomocą słów nikogo już nie powinno dziwić. O wiele łatwiej jest wpływać na drugiego człowieka za pomocą mowy niż milczenia. Przyjrzyjcie się wszystkim „krzykaczom” w swoim otoczeniu. Ludziom, którzy za pomocą „wrzasku” forsują swoją rację. Zauważcie, jak zawzięcie potrafią mówić. Jaka pozorna „pasja” przez nich przemawia. Uważajcie. Bardzo często to tylko fasada, która znika po pierwszym, celnym pytaniu.

Każdy z wymienionych wyżej czynników jest równie ważny. Odbyłem w swoim życiu naprawdę wiele rozmów, które od początku zmierzały donikąd. Na moje szczęście coraz częściej praktykuje mówienie „nie” takim konwersacjom. Niewiele rzeczy męczy mnie bardziej niż rozmowa pozbawiona sensu. Jak inaczej można wytłumaczyć powtarzania tego samego? Albo idiotyczne dyskusje, które zabierają tylko czas i energię?

Co więc zamiast tego?

Milczenie.

milczenie

Później podziękujecie.

Nie tylko rozmowa…

Jestem introwertykiem. Potrzebuję czasu do namysłu. Lubię więc sobie pomilczeć. Uwielbiam osoby, które potrafią to uszanować. Kocham natomiast tych, którzy także to robią. Wtedy milczymy sobie we dwoje. I z ręką na sercu, mówię wam, że nic tak nie zbliża, jak milczenie dwójki osób, które widzą w tym wartość.

Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.

Taki banał, a i tak o nim zapominamy.

Bez mowy trudno o komunikację. Wystarczy popatrzeć na osoby posługujące się językiem migowym, aby stwierdzić, jak wielce mają one utrudnione życie w społeczeństwie. Język jest podstawową formą porozumiewania się. Spróbujcie zrobić zakupy w niesamoobsługowym sklepie w kraju, którego języka nie znacie! Nie bez powodu mamy setki różnych dialektów! Dążenie społeczeństw – nawet tych prymitywnych – do wytwarzania własnej mowy jest naturalną skłonnością rasy ludzkiej.

Jednak paplanie bez przerwy i celu zabija to, co w relacji jest najpiękniejsze:

Twój rozmówca.

Milczenie we dwoje.

Gdy milczysz, poznajesz drugiego człowieka. Wsłuchujesz się w jego rytm zachowania. Poznajesz ten unikalny nurt życia. Wysłuchujesz również własnego wnętrza i słyszysz, co podpowiada. Milcząc, dajesz sobie przyzwolenie na zaczerpnięcie oddechu. Na przemyślenie, na spokój i ciszę.

milczenie w związku

Milczenie pozwala znaleźć dalsze tematy do rozmów.

Rozumiem w zupełności, że możemy trafić na kogoś, kto tego nie zrozumie. Jeśli taka relacja pozbawia Cię przyjemności i wywołuje znużenie, warto się zastanowić, czy chcesz w ogóle ją podtrzymywać. Dość brutalne, ale po co marnować energię na idiotyczne dyskusje? W takiej sytuacji, zamiast pytać: „Jak rozmawiać”, lepiej pomyśleć: Jak mówić nie.

Ale jest też druga strona medalu. Ta lepsza. Przyjemniejsza!

Kiedy znajdziecie człowieka, który nie będzie obawiał się przebywania z wami w ciszy, to możecie być pewni, że trafiliście na właściwą duszę. Milczenie jest bowiem czymś niezwykłym. To test dla naszego umysłu. Gdy zapada cisza, odruchowo pragniemy ją przerwać. Zwalczmy ten nawyk! Zamiast tego poczekajmy i wsłuchajmy się w bezgłos. Zaskakujące, ale można w nim wiele usłyszeć.

Co silniej buduje głębokie relacje? Gadanie o bzdurach, czy wymowne i znaczące milczenie? Wiedzieliście, że ono może być zmysłowe?

Siedzicie z wybranką swojego serca na drugiej randce. Kiedy poczujecie przyjemniejsze trzepotanie motyli w brzuchu? Wtedy, gdy prawicie o promocji na pomidory w Biedronce, czy gdy w ciszy patrzycie sobie w oczy i pozwalacie, aby wasze zmysły mówiły za was?

intymna rozmowa

Jeśli rozmowa to tylko z sensem!

Rozmowa nie jest łatwą częścią życia. Jedni w niej brylują i są inicjatorami, a inni przejawiają większe wycofanie oraz dystans. Jednak zawsze warto zadbać, aby dyskusja miała cel. Rzucenie zdania wyrwanego z kontekstu po to, aby tylko coś powiedzieć, jest naprawdę złym pomysłem.

Milczenie dodaje rozwagi i wzmaga aurę tajemniczości. Oczywiście należy umiejętnie rozporządzać ciszą. Nie odpowiadanie na postawione pytania to brak kultury i wyczucia, a nie: „sposób na to, jak rozmawiać”. Pamiętajcie, że rozmowa, w której występują okresy milczenia, wcale nie traci na wartości. Gdy więc zapada cisza, nie wijcie się jak ryba na suchym lądzie, tylko delektujcie się bezgłosem. Słowa nie są jedyną formą komunikacji!

Zawsze mówcie z myślą o rozmówcy. Prezentować mogą się kandydaci na prezydenta. Im zależy na wygraniu w wyborach. Natomiast wygraną w rozmowie jest nawiązanie głębokiej i szczerej relacji. Nie przerywajcie i słuchajcie z uwagą. A gdy już przyjdzie wasza kolej na mówienie – róbcie to z sensem.

Miłych rozmów!

#kolejne artykuły