Wszyscy znamy to obezwładniające uczucie wyboru. Myśli kotłują się w naszej głowie, a my próbujemy rozpaczliwie poszukać tego jedynego wyjścia z sytuacji. Trwamy w tym stanie. Tkwimy w nim, nie mogąc rozstrzygnąć wewnętrznego sporu. Decyzja zostaje niepodjęta, a my popadamy w coraz większą frustrację. Rozpatrujemy wszystko pod przeróżnymi kątami i oczekujemy znalezienia najlepszego rozwiązania.
Zdradzić Wam maleńką tajemnicę?
Nie istnieje coś takiego jak najlepsze rozwiązanie. Zwyczajnie go nie ma.
Decydowanie – proste, czy trudne?
Decyzja jest obecna w naszym życiu zawsze. Podejmujemy ją częściej, niż myślimy. Robimy to świadomie lub podświadomie. Jeśli ktoś pyta nas, czy chcemy wyjść na miasto, wtedy nasza odpowiedź będzie świadomie podjętą decyzją. Może mniej lub bardziej trafna, ale coś ustaliliśmy. Natomiast, kiedy jesteśmy głodni, to jeśli mamy taką możliwość, po prostu jemy. Nie zastanawiamy się, czy jeść, czy nie jeść. Ewentualnie może pojawić się problem, co zjeść, ale raczej nie, czy w ogóle coś skonsumować. W tym przypadku – i w wielu innych – choć nasza decyzja skutkuje pewnymi działaniami, została ona podjęta w wyniku swoistego naturalnego odruchu, który swoje podłoże ma w czynnikach, czy to ewolucyjnym (muszę jeść, aby przekazać dalej swoje geny), czy to biologicznym (muszę jeść, bo tego wymaga mój organizm).
Jak już się pewnie trafnie domyśliliście i zauważyliście również z własnych obserwacji – jedna decyzja może być prostsza, a druga o wiele trudniejsza. Ta rozbieżność bierze się przede wszystkim ze złożoności następstw, jakie będzie implikował nasz wybór. Jeśli konsekwencjami decyzji, którą mamy zamiar podjąć, będzie zamówienie jedzenia w restauracji, które nie będzie nam smakowało, to raczej nie stracimy zbyt wiele. Co najwyżej zrazimy się do konkretnego produktu i utracimy pewną część gotówki. Natomiast, wyobraźcie sobie, że jesteście chirurgami, przeprowadzającymi ważną operację. Wybór, który się pojawił, jest trudniejszy, bo jego następstwem może być albo życie pacjenta, albo jego śmierć.
Rozumiecie tę subtelną różnicę?
- Im problem jest mniej złożony i rodzi mniej poważne konsekwencje, tym nasze decyzja powinna być prostsza, a już na pewno mniej znacząca.
Trudności rodzą się wtedy, kiedy nam zależy.
W rzeczywistości jednak wszyscy wiemy, jak to wygląda. Kobiety godzinami zastanawiają się, co na siebie włożyć, a panowie nie potrafią zdecydować się, które piwo powinni kupić. Jasno widać, że choć z pozoru decyzje te są proste, bo nie zależą od nich żadne wyższe wartości, to jednak bardzo często, trudno jest nam je podjąć. Właśnie one bardzo często otaczają nas każdego dnia. Spotykamy je w sklepie, w pracy, w domu, podczas biegania, czy bawienia się dzieckiem.
Co więc powoduje, że tak ciężko jest nam zadecydować i przedsięwziąć odpowiednie kroki?
Nasz stosunek do decyzji i nasze nastawienie do konsekwencji jej podjęcia.
Ta sama decyzja, ale różne skale przywiązania.
Myślę, że w przeważającej części, ta sytuacja powtarza się w każdym domu wielokrotnie. Zastanówmy się, ile razy staliśmy na rozstaju dróg i męczyła nas sprawa, która dla naszych bliskich była aż nader oczywista. Przykładem może być jakże błahy powód, doboru odpowiedniego ubioru. Nie ukrywam, że w tym aspekcie główny problem mają panie, choć uważam, że panowie z roku na rok, sukcesywnie je gonią. Zwróćmy uwagę, że kiedy żona skarży się mężowi, iż „nie wie, co na siebie włożyć”, wtedy mąż niemal od razu potrafi podjąć decyzję. Abstrahuję od sytuacji, kiedy robi to dla świętego spokoju. Jednak jest tak, że to, co dla kobiety wydaje się nierozwiązalnym problemem w tej sytuacji, dla faceta, jest tak samo proste, jak to, że po nocy mamy dzień.
Natomiast cała sytuacja może się odwrócić, kiedy przychodzi do kupna wiertarki. Mężczyzna może przez pół dnia chodzić po sklepie i szukać tego jedynego, najlepszego urządzenia. Kobieta w tej samej sytuacji nie zastanawiałaby się, tylko skonsultowała się z pracownikiem sklepu. Tym samym – natychmiast rozwiązałaby problem. Naturalnie, że w tego typu sytuacjach, do głosu może również dochodzić męska duma lub chęć zaimponowania swoją wiedzą na temat wiertarek. Jednak nie wyklucza to faktu, iż w tej sytuacji, wiertarka dla mężczyzny oznacza to samo, co dla kobiety odpowiedni ubiór w przykładzie poprzednim.
Tak więc kolejnym czynnikiem, który determinuje, jak wygląda skala trudności decyzji, jest nasz stosunek do tego, co będzie ona implikowała.
- Im bardziej nam na czymś zależy, tym prawdopodobnie bardziej będziemy chcieli, aby decyzja była jak najlepsza, bo wiemy, że konsekwencja jest dla nas ważna.
Im więcej wiesz, tym więcej masz wątpliwości.
Warto również wspomnieć, że decyzja zależy także od znajomości dziedziny, której ona dotyczy. Choć to nie reguła, ale zazwyczaj jest tak, iż im bardziej znamy dany temat i im bardziej zdajemy sobie sprawę z jego rozległości, tym bardziej decyzja będzie od nas wymagająca. Analogicznie, kiedy jesteśmy laikami, i nie mamy o czymś pojęcia, wtedy możemy wyjść do często niewłaściwego przekonania, że nasza decyzja jest prosta i mało znacząca w skutkach.
(Zahacza to w pewnym stopniu o efekt Dunninga-Krugera, o którym szerszej rozpisywałem się w TYM tekście).
Przepisywanie konkretnych lekarstw pacjentowi przez lekarza nieudolnego i niedokształconego, będzie dla niego zapewne mało ważną decyzją, jeśli nie będzie świadom ich potencjalnych skutków ubocznych. Natomiast w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze specjalistą wykwalifikowanym w swoim zawodzie, decyzja ta będzie na pewno trudniejsza, gdyż będzie on w pełni wiedział o tym, jakie następstwa może powodować jego decyzja.
Decyzja to odpowiedzialność.
W tym miejscu dochodzimy również do kwestii autorytetu w znanym nam świecie. Wielu błędnie postrzega za swój autorytet ludzi, których decyzje, rzutujące na życie oraz codzienność innych osób, przypominają przykład z niedokształconym lekarzem. Rzekome autorytety nie zdają sobie sprawy, jak wielką skalę mają ich zachowania. Zdarza się – i to dość często – że nie są świadomi władzy, jaką trzymają w dłoniach. Tym samym, decyzja przez nich podjęta w sposób nieprzemyślany i nieodpowiedzialny, ingeruje w życie wielu innych ludzi. Z czego oczywiście i oni, nie zdają sobie także sprawy.
Odwołując się tym przykładem do świata dietetyki, łatwo jest to zobrazować. W sytuacji, gdy osoba bardzo popularna z rzeszą fanów, ogłosi światu, iż olej kokosowy jest najlepszym możliwym rodzajem tłuszczu do smażenia, wtedy możemy się spodziewać, że Ci fani – a przynajmniej ich część – zacznie na umór spożywać właśnie ten rodzaju tłuszczu. Jednak ani oni, ani tym bardziej tak zwany autorytet, nie zdają sobie sprawy z długofalowych konsekwencji takiego zachowania. O ile od obserwatorów tego wymagać nie można, o tyle od autorytetu już tak. Nie zmienia to natomiast faktu, że każdy ma swój rozum i swój zdrowy rozsądek. Warto więc robić z niego użytek.
Czas sądzi wybór.
Na samym początku wspomniałem, że nie ma najlepszego rozwiązania. Swoje stanowisko wciąż podtrzymuję. Nam się może tylko wydawać, że decyzja, którą podjęliśmy, jest najznakomitsza. W rzeczywistości może być ona co najwyżej najtrafniejsza w danym przedziale czasu.
Najprostszym wyjaśnieniem moich słów jest zastanowienie się nad własną przeszłością. Ile decyzji w niej podjęliśmy, które istotnie rzutowały na naszą przyszłość? Zapewne wiele. A ile z nich byśmy zmienili i podjęli inny wybór, nawet jeśli wtedy wydawało nam się, iż wybieramy najlepszą opcję? Również wiele. Tego jestem pewien. W ten sposób dochodzimy do pewnego wniosku.
- Nie można podjąć najlepszej decyzji, którą będziemy postrzegali w ten sam sposób przez całe nasze życie.
Choćby z tego powodu, że nasz światopogląd i doświadczenia ulegają zmianie. Wszystko, co robimy w życiu, przesiewamy przez to, co już wiemy i wiedzieć chcemy.
Dlatego dziś możemy uważać, że decyzja o podjęciu studiów była najlepszą z możliwych. Jednak za dziesięć lat, równie dobrze możemy stwierdzić, że z perspektywy czasu, można było zrobić coś lepiej. To jest bardzo naturalna sytuacja.
Ponadto nie jesteśmy jasnowidzami. Nie wiemy więc, czy podjęta przez nas decyzja, była lepsza od tej, którą odrzuciliśmy. Nam może się tylko wydawać, że kupno Mercedesa było lepsze niż kupno BMW, jednak czy taka jest prawda? Skądże. Nawet gdybyśmy po roku, cofnęli się i zakupili również BMW, i tak nie wiedzielibyśmy, co było lepsze. Choćby z tego powodu, że minął rok, a więc znajdujemy się już w zupełnie innej sytuacji, z innymi doświadczeniami.
Czym jest FOMO?
Odnoszę nieodparte wrażenie, że nasza opieszałość i niemożność w dokonaniu wyboru bierze się właśnie z chęci niedoświadczenia stanu, w którym dotrze do nas, iż „mogliśmy zrobić coś lepiej”. Za wszelką cenę próbujemy bronić się przed niewłaściwie podjętą decyzją. Moje subiektywne odczucie podpowiada mi, że ta cecha została ugruntowana na fundamencie strachu przed porażką i lękiem przed utraceniem jakiejś możliwości.
W terminologii psychologicznej lub medycznej (ciężko w mojej ocenie jest przyporządkować to do jednej kategorii) określa się takie zachowanie, jako FOMO. W języku angielskim oznacza to: Fear of Missing Out. Natomiast po polsku to po prostu lęk przed tym, co nas omija. Nie chciałbym dziś zagłębiać się w wyjaśnianie tego zjawiska, które niewątpliwie jest interesujące. Może wyjaśnić, dlaczego obsesyjnie spoglądamy na telefon lub przeglądamy media społecznościowe.
- FOMO może być również wytłumaczeniem, dlaczego nie potrafimy podjąć decyzji.
Strach przed tym, co nas omija, obezwładnia nas. Myślimy o wyborze pracy, ale potem dociera do nas, że w ten sposób ograniczamy kontakty z rodziną. Czyli omija nas życie rodzinne. Możemy mieć trudności z decyzją dotyczącą wyjazdu na wakacje, bo zdajemy sobie sprawę, że wybierając Grecję, omija nas Hiszpania ze swoimi wspaniałościami. Od razu pragnę uprzedzić, że myślenie w kategoriach: „Wybiorę dwie możliwości” nie sprawdza się. Po pierwsze dlatego, że możliwość wyboru wszystkich opcji, wyklucza podejmowanie decyzji. Po drugie, wybór wszystkich opcji, może nastręczać kolejne trudności. Wtedy FOMO może dotyczyć kwestii pieniężnych i przejawiać się jako strach przed tym, co nas ominie, gdy już w lipcu wydamy wszystkie oszczędności przewidziane na cały rok.
Walka trwa całe życie.
W obliczu całego tekstu nasuwa się jedno, bardzo ważne pytanie.
Czy można z tym walczyć?
Można. Jak ze wszystkim. Jednak nie spodziewajmy się, iż będzie to proces skończony. Myślę, że jak wszystko, co dotyczy nas i naszego wnętrza, musi podlegać ścisłej kontroli przez całe życie. Tak samo, jak szczęścia nie można zachować na zawsze, tak również nie każda decyzja będzie dla nas łatwa. Nawet jeśli nauczymy się je podejmować.
W kuluarach mawia się, że pierwsza myśl jest najlepsza. Historia pokazuje wiele przypadków, które potwierdzają tę hipotezę. Jednak uważam, że jest także wiele opowieści, które jej zaprzeczają. Mamy tendencję do wybierania tych argumentów, które potwierdzają naszą tezę i odrzucania tych, które jej zaprzeczają. Stąd bierze się między innymi odmienne stanowisko w tej sprawie.
Ile opinii, tyle możliwych ścieżek.
Część osób uważa, że decyzja powinna być spontaniczna i wypływać z naszego „serca”. Natomiast inni są zwolennikami gruntownego przemyślenia konsekwencji, które nas czekają. I w tym aspekcie racja znajduje się po dwóch stronach. Z jednej strony, spontaniczność może okazać się trafna i tym samym uchroni nas od męczących rozmyślań. Jednak równie dobrze, możemy popełnić błąd, który będzie dla nas tym boleśniejszy, iż będzie on nieprzemyślany. Analogicznie im dłużej się nad czymś zastanawiamy, tym więcej niestworzonych scenariuszy tworzymy. Zdarza się, że koniec końców wracamy do punktu wyjścia i podejmujemy decyzję, o której myśleliśmy na samym początku. Jednak gruntowne rozmyślania, mogą wzbudzić w nas wnioski oraz wątpliwości, które w znacznym stopniu pomogą nam w podjęciu wyboru.
Można również dostrzec, że jedna grupa ludzi, woli rozstrzygać problemy w pojedynkę, a druga przy wsparciu osób trzecich. Nie zdziwię nikogo, gdy napiszę, że obie strategie są tak samo dobre, jak i niewłaściwe. Rozwiązywanie problemu w pojedynkę oznacza tylko nasz punkt widzenia. Ponadto powoduje, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny i nie pozwala spojrzeć na dany problem z dystansu. Po drugiej stronie mamy wybór, którego podjęcie konsultujemy z bliskimi. Choć na pierwszy rzut oka, wydaje się, że pomoc rodziny nie może zaszkodzić (chyba że decyzja dotyczy ich bezpośrednio), to jednak po głębszej analizie można dojść do pewnych wniosków. Czy w przypadku błędnej decyzji, będziemy winić siebie, czy innych? Odpowiednio – czy w przypadku dobrej decyzji, przypiszemy sobie zasługi, czy innym? I przede wszystkim, czy ktokolwiek oprócz nas, może być lepiej przystosowany do podjęcia decyzji, która nas dotyczy?
Decydujesz się, czy wciąż robisz uniki?
Problemów z podjęciem odpowiedniej decyzji jest mnóstwo. Potencjalnych rozwiązań i rzekomych technik – jeszcze więcej. Radziłbym zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Przeczytanie czegoś w Internecie, na pierwszym lepszym blogu, nie oznacza, iż jest to prawda objawiona. Przede wszystkim kierujmy się własnym rozumem. Połączmy to z sumieniem i własnymi przekonaniami.
Uważam, że do podjęcia decyzji, wcale nie potrzebujemy wielu treningów, nauki schematów lub uczestnictwa w szkoleniach. Wystarczy kompletne wyłączenie się od tego, co nie dotyczy bezpośrednio nas i implikacji decyzji, którą mamy zamiar podjąć. Jeśli więc stoimy przed wyborem pary butów, z sześciu możliwych, to nie myślmy o tym, co pomyśli sobie ktoś z naszego otoczenia, kiedy wybierzemy buty A, a co jeśli wybierzemy buty B. Zamiast tego, skupmy się na tym, co my będziemy o sobie sądzić i jakie następstwa będzie miał dla nas nasz wybór.
Włączmy w to wszystko jeszcze konsekwencję w działaniu. Uchroni nas ona przed wątpliwościami już po podjęciu decyzji. Nauczmy się również odpowiedzialności za to, co wybierzemy, a myślę, że i nasze życie będzie spokojniejsze. Nawet ze świadomością, że decyzja, którą podjęliśmy, wcale nie jest najlepsza, ale najtrafniejsza dla nas w danym czasie i przede wszystkim – jest ona nasza.
To nasz wybór i nasza decyzja. Nikt inny nie może za nas podjąć. Uciekanie się do wymówek i próba przeczekania na nic się nie przyda. Możliwości wyboru raczej nigdy nie połączą się w magiczny sposób, aby ułatwić nam decyzję. Tkwienie więc na rozstaju dróg i zbyt długie rozmyślanie, może paradoksalnie być gorszym rozwiązaniem, niż podjęcie decyzji błędnej lub nieodpowiedniej.
Jeśli miałbym do wyboru zmarnowanie sobie życia, próbując podjąć decyzję, a zmarnowanie sobie życie, błędną decyzją, to chyba wolałbym wybrać to drugie.
A Wy?