Konsekwencja w działaniu. Kolejny, życiowy klucz. | worldmaster.pl
#

Następny, życiowy klucz do kolekcji! Systematyczność, regularność, konsekwencja. Trzy nazwy, ale jedno, tak samo ważne znaczenie. Jesteś gotowy się z nim zapoznać?


Kiedy rozpoczynamy świadome dążenie do celu, zazwyczaj jesteśmy silnie zmotywowani. Nasze ruchy są pełne zaangażowania oraz pasji. Chce nam się działać. Mamy w sobie wiele sił, a pokłady niczym niezmąconej silnej woli, zdają się niewyczerpalne. Oczywiście ten stan nie może trwać cały czas. Rzeczą normalną jest, iż nie zawsze jest łatwo, prosto i przyjemnie. Czasami jest z górki, a czasami pod górkę. Raz wydaje nam się, że przemieszczamy się na rowerze, a drugi raz w super szybkim bolidzie formuły 1. Wszystko zależy od obecnego, życiowego etapu oraz naszego własnego postrzegania rzeczywistości.

W takich właśnie chwilach ujawniają się te wszystkie cechy, które odróżniają późniejszych zwycięzców od tych, którym zwyczajnie nie udaje się osiągnąć celu. Pasja, zaangażowanie, ciężka praca, poświęcenie – to tylko niektóre z nich. Nie jestem w stanie wskazać, która cecha jest najistotniejsza. Myślę, że nikt nie jest w stanie tego zrobić. Każda na swój sposób jest bardzo ważna i każda powinna mieć swój udział w naszych działaniach. Mogę się więc posunąć do wysnucia teorii, że brak jednej z nich może oznaczać nasze niepowodzenie. Nieważne, czy to w realizacji wielkiego, śmiałego marzenia, czy w życiu rodzinnym lub zawodowym.

Jest jednak jedna cecha, która myślę, że jest szczególnie pożądana przez ludzi, pragnących sukcesu. Wiele się o niej mówi i różnie się ją nazywa, jednak ostatecznie zawsze sprowadza się do tego samego.

Konsekwencja. Systematyczność. Regularność.

Jakkolwiek byśmy jej nie nazwali, nie podlega absolutnie żadnej dyskusji fakt, iż to właśnie systematyczność w działaniu jest czynnikiem niezbędnym do realizacji jakichkolwiek planów. Nawet tych najmniejszych i najskromniejszych. Wyobraźmy sobie Pana Kowalskiego i Panią Jadzię, którzy chcą zrzucić 15 kilogramów nadwagi. Jak myślicie, który z nich osiągnie swój cel? Pan Kowalski, który co trzeci dzień zapomina o swoich postanowieniach i z lubością konsumuje dodatkowe kalorie, czy Pani Jadzia, która systematycznie realizuje swój plan? Oczywiście, że Pani Jadzia! Nawet jeśli Pan Kowalski w dni „realizacji planu” dawałby z siebie trzysta procent, to i tak nie byłby w swoim działaniu tak skuteczny, jak rozsądna Pani Jadzia. Wszystko przez jego niewłaściwą regularność wykonywania zadań.

systematyczność

Konsekwencja jest kluczem. Wiem, że na przestrzeni kilkudziesięciu moich tekstów, tych kluczy zebrało się pewnie co najmniej kilka, ale nie uważam, aby było w tym coś złego. W końcu nikt nie powiedział, że jest tylko jeden klucz do szczęśliwego i spełnionego życia, prawda? Dlatego więc z czystym sercem oraz wielkim przekonaniem, mogę napisać, iż systematyczność jest działaniem, którego pożądać powinni wszyscy, którzy pragną osiągnąć swój własny cel.

Bardzo mnie to zaskakuje. Nieustanie trąbi się w Internecie i w innych środkach masowego przekazu, że regularność jest bardzo ważna. Trzeba systematycznie trenować. Trzeba konsekwentnie się uczyć. Wszędzie się o tym mówi! Jednak my nadal szukamy dziwnego, złotego środka, zapominając, że prawdziwy Święty Graal mamy na wyciągnięcie ręki. Powiem więcej! My nawet tej ręki nie musimy wyciągać. Wystarczy zajrzeć w głąb siebie, w końcu się w sobie zebrać i wbić sobie do głowy, że choćbyśmy mieli idealny plan i najłatwiejszą drogę pod słońcem, to tylko systematyczność może nas zaprowadzić do jej końca.

Czy to naprawdę jest takie łatwe?

Z pozoru wszystko wydaje się proste. Powiedziałbym, że nawet zbyt proste. W końcu wystarczy tylko codziennie wypełniać swoje zadania i wszystko będzie pięknie! Coś tu jednak nie gra. Gdyby tak było, to nikt nie czytałby teraz mojego tekstu. A jednak to robisz… Dlaczego tak się dzieje?

Wszystko sprowadza się do tego, że konsekwencja w działaniu nie zawsze jest taka prosta, jakby mogło nam się wydawać. Ta cecha sama w sobie jest bardzo łatwa do pojęcia i przyswojenia. Jak już pisałem – każdego dnia skrupulatnie realizujemy kolejny krok w drodze do marzeń. Prościzna! Trudności zaczynają się wtedy, kiedy uświadomimy sobie, że regularność pociąga za sobą pewne problemy. Komplikacje, które mogą wchodzić w sprzeczny związek z pozostałą częścią naszego życia.

regularność

Nagle może okazać się, że systematyczność w trenowaniu, zupełnie kłóci się, z co weekendowym spotkaniem na piwie ze znajomymi. Granie w gry wideo może zupełnie nie pasować do regularności w pisaniu książki. A konsekwencja w nauce nowego języka, może wymagać od nas ciszy, dlatego słuchanie głośnej, ulubionej muzyki, może zejść na dalszy plan. W ten sposób wiele osób porzuca swoje marzenia. Robią to, bo nie są konsekwentni albo nawet nie próbują tacy być. Nie mogą porzucić swoich dotychczasowych nawyków, bo tak naprawdę – nie chcą zmian. Chcą dalej żyć wygodnie, a pragnienie realizacji marzeń nie jest w nich aż tak silne, jak mogliby przypuszczać. Nie uważam, że to złe. Taki jest po prostu ich wybór. Pragnę jednak wskazać, że żałowanie w takich sytuacjach niespełnionego celu jest pozbawione sensu. Sami dokonujemy wyboru. Ten wybór rozgrywa się pomiędzy systematycznością w realizacji marzeń a prowadzeniem życia dalej w ten sam, niezmienny sposób.

Sukces wymaga ofiary.

Nasze końcowe marzenie potrzebuje ofiary. Jej skala rośnie wprost proporcjonalnie do wielkości marzenia. To od nas zależy, czy zdecydujemy się ją złożyć, czy nie. Uważam, że to właśnie konsekwencja, systematyczność, regularność, czy jakkolwiek nazwiemy tę cechę, jest niejako narzędziem, które tę ofiarę pobiera. Ofiarą mogą być dotychczasowe spotkania ze znajomymi, pudełko lodów, wolne wieczory, wolne weekendy, stres, zmęczenie… Cokolwiek! Najważniejszym faktem jest, że systematyczność kosztuje nas pewnego wysiłku. To jest ta praca, którą musimy wykonać nie co tydzień, nie co miesiąc, ale każdego dnia, dlatego może się okazać, że na inne rzeczy nie będziemy mieli już czasu, siły ani ochoty.

konsekwencja

Nie chcę zanadto idealizować. Naprawdę jest wiele cech pożądanych, aby odnieść swój mniejszy lub większy sukces. Dlatego moim celem nie jest faworyzowanie jednej z nich. Chcę tylko Wam przekazać, że cokolwiek robicie i dokądkolwiek zmierzacie, nie osiągnięcie tego bez odpowiedniego zaangażowania. A odpowiednie zaangażowanie to regularność działań, które przybliżają Was do końcowego celu. Bez znaczenia, co to jest. Nie ważne, czy chcesz skończyć czytać książkę, czy zbudować firmę od podstaw. Nie ma to absolutnie żadnego znaczenia! Na uwagę jednak zasługuje fakt, że nie dokonacie tego, jeśli konsekwencja nie zagości w waszych progach.

Przemyślcie to.

Przyczyna Twojej porażki może tkwić właśnie tutaj.

Zastanówcie się nad odniesionymi porażkami w życiu. Przeszukajcie swoje myśli i zwróćcie uwagę, czy fiasko, jakie ponieśliście, nie sprowadzało się do tego, że raz mówiliście: „Dzisiaj mi się nie chce”, a drugi raz „Jak odpuszczę jeden dzień to nic się nie stanie”. Jasne, że gdyby skończyło się na jednym dniu, to wszystko byłoby w porządku. Jednak zazwyczaj to nie są tylko dwadzieścia cztery godziny. Za kilka dni nadmierne pobłażanie sobie, pojawi się znowu i znowu, i znowu… Aż do końca.

Końca czego? Niezrealizowanego marzenia, które zrodzi wiele pytań, niemało frustracji i podkopania własnej pewności siebie. Na porażkę może składać się masa innych czynników i nie zawsze musi być to wina niesystematyczności, ale i ta cecha jest często powodem naszego niepowodzenia.

Gdybym był specjalistą od marketingu i specjalizował się w krótkich, chwytliwych hasłach, a nie opasłych akapitach, składających się na morze tekstu, to zapewne stworzyłbym slogan, którzy brzmiałby:

Pragniesz sukcesu? Bądź systematyczny!

Cóż… Jak widać, może to i dobrze, że moją rolą jest tworzenie tekstów, a nie krótkich haseł. Mam jednak nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi! Realizacja marzenia to regularność w działaniach, do niego zmierzających. Tu nie ma żadnych kombinacji ani wykwintnych obliczeń rodem z matematycznej sali. Oceńcie sami, czy jest to proste, czy nie, i nie zależy mi na wystawianiu temu oceny. Chcę Wam pokazać, że konsekwencja jest nieodłącznym elementem zrealizowanego celu.

Oczywiste? Chyba nie do końca.

Dlaczego próbuję na nowo wynaleźć koło i piszę o czymś, co wydaje się oczywiste?

Bo dalej nie potrafimy tego robić. Dalej brniemy w przedziwne kombinacje, a jak przychodzi, co do czego, to łapiemy się za głowę, bo zupełnie przypadkowo zapomnieliśmy o podstawach! I w ten sposób otrzymujemy osobę na diecie, która dziwi się, że nie chudnie, a przecież tylko w weekendy pozwala sobie na ogromną pizzę, dwie tabliczki czekolady i cztery piwa. Mamy młodą osobę, pragnącą muzycznej kariery, która ze łzami w oczach obserwuje brak jakiegokolwiek postępu. To na pewno nie skutek braku regularnych treningów!

Takich przykładów jest mnóstwo! Spójrzmy dookoła. Każdy z nas, zna kogoś, kto tylko mówi, ale niewiele działa. A jeśli już działa, to strasznie nieregularnie. Ba! Spójrzmy na siebie! Z teraźniejszości albo z przeszłości. Jestem pewien, że i na swoim przykładzie możecie podać idealny obraz niekonsekwencji. Uczmy się więc na błędach. Wyciągnijmy wnioski i… do przodu! Jazda przed siebie!

Kolejny życiowy klucz do kolekcji.

życiowy klucz

Systematyczność jest bardzo ważna. Bez niej nasze plany mogą legnąć w gruzach. W zdecydowanej większości przypadków – tak się właśnie dzieje. Niemożliwa jest realizacja większego marzenia, jeśli będziemy do niej podchodzić bardzo zdawkowo i zawsze traktować jako coś „pobocznego”. Nikomu nie chcę nic narzucać, ale moim zdaniem, regularność musi być obecna w naszych działaniach, jeśli chcemy dotrzeć do końca naszej wymarzonej drogi. Na nic zda się wylewanie siódmych potów na treningach i dawanie z siebie absolutnego maksimum, skoro nie będzie to powtarzalne. Jestem przekonany, że o wiele lepsze rezultaty odniesie osoba, która będzie wykorzystywała swoje możliwości w 80%, ale codziennie i regularnie, niż człowiek, który będzie to robił na 150%, ale niesystematycznie.

Regularność jest kluczem i nie boję się tego słowa. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że ma w sobie naprawdę dużą siłą. Dzięki niej można uwierzyć, że stać nas na więcej niż sami przypuszczaliśmy. Realizujemy postawione sobie zadania nawet pomimo przeciwności losu i to nas wzmacnia. Buduje nasz charakter, czyli coś, co jest niezmiernie ważne w całej wędrówce przez życie.

Zauważcie, że konsekwencja jest wszędzie. Nawet kiedy piszę ten tekst, ona mi towarzyszy. Mam swoje plany i swoje marzenia, ale do ich realizacji niezbędne jest wykonanie odpowiedniej pracy. Tylko systematyczność pozwala mi ją spokojnie realizować i stopniowo przybliżać się do swojego celu. Tak to właśnie wygląda w całym naszym życiu.

Nie wymyślam sloganów, ale tworzę teksty. Dlatego nie będę ich dziś układał. Niech cały tekst przemówi za siebie.

A jeśli tego nie zrobił – przeczytaj go raz jeszcze.

Pieniądze, błyskotki, nowe zabawki i wszelkie rzeczy materialne. Lubimy je. Kochamy. Ubóstwiamy! Szkoda tylko, że tej miłości brakuje nam na cenne wartości… Poruszę dziś drażliwy temat. Dla wielu może nawet zbyt drażliwy, ale jestem zdecydowany to zrobić. Przygotowałem się mentalnie na opór, jaki mogę spotkać ze strony czytelników i jestem gotowy stawić mu czoła. W końcu nie zawsze można bezczynnie przejść obok realnego problemu z zamkniętymi oczami, udając, że go nie ma, prawda? Jeśli mam możliwość pisania i dzielenia się z Wami spostrzeżeniami, które mogą realnie wpłynąć na życie Wasze, moje i wszystkich ludzi, to będę to robił. Nawet za cenę narażania się na krytykę, bo przecież nie chodzi o to, żeby zawsze było miło i przyjemnie, ale szczerze i dosadnie.

Ludzka słabość.

Kochamy rzeczy materialne. Kochamy być nimi obdarowywani. Kochamy pochwały, gratyfikacje i wszelkie nagrody. Uzależniamy się od nich. Im więcej ich mamy, tym więcej ich pragniemy. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie chcę wyciągać jednoznacznych wniosków. Pieniądze i wszystkie inne rzeczy materialne są bardzo ważne! Bez nich nie da się żyć! To one zapewniają nam godny byt, jednak jest pewne, wcale nie takie małe „ale”.

Jeśli uzależniamy od nich swój własny los, to nie dziwmy się, że te rzeczy materialne prowadzą nas do zguby. Naprawdę bardzo destrukcyjnym zjawiskiem, jest podążanie tylko za pieniędzmi lub czymkolwiek podobnym. To bardzo łatwo można zaobserwować w dzisiejszych czasach. Wielu ludzi robi coś, co im się nie podoba. Robią to, bo mają z tego pieniądze. Prawdopodobnie większe, aniżeli mieliby podczas wykonywania zajęcia, które naprawdę kochają. Rodzi się w tym momencie jednak pewne pytanie.

Czy warto poświęcać swoje życie w pogoni za czymś, co koniec końców i tak nie będzie miało żadnego znaczenia?

Przecież nie zabierzecie pieniędzy do grobu. Na łożu śmierci nie będzie miało większej wagi to, czy macie na koncie w banku milion, miliard, czy tysiąc złotych. Staniecie przed obliczem swojego życia. Życia, które właśnie dobiega końca. Właśnie wtedy będziecie musieli stawić czoła temu, jak żyliście i jakimi ludźmi byliście. Nie, ile zarobiliście. Nie, ile zdobyliście. Nie, ile rzeczy zgromadziliście. Będzie się liczyło tylko to, co przeżyliście i robiliście. To będzie najważniejsze. Nic innego.

Dlaczego tak bardzo kochamy to, co namacalne?

Zdaję sobie sprawę, że brzmię jak kaznodzieja wątpliwej jakości, ale zastanówmy się nad tym poważnie. Odrzućmy na bok wszelkie przekonania. Prawdą jest, że pieniądze i inne tego rodzaju rzeczy są nam potrzebne. Z tym faktem nie da się kłócić. Prawdą jest także, że pieniądze to czynnik motywujący nas bardzo często do pracy. To również nie musi wcale taki zły objaw. Kolejną rzecz, która jest realna, można opisać w paru barwnych i zabawnych słowach:

„Pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej jest płakać w mercedesie, niż na rowerze.”

Są to fakty, które nie podlegają dyskusji. Rzeczy materialne są w naszym życiu potrzebne!

rzeczy materialne

Jednak spójrzmy teraz na drugą stronę medalu. Zazwyczaj nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie, ile tych pieniędzy potrzebujemy. Nawet jeśli jesteśmy w stanie to zrobić, to na ogół… Nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Bardzo mocno identyfikuję się ze słowami Jima Carreya, który powiedział:

„Chciałbym, żeby każdy człowiek miał szansę kiedyś stać się sławnym i bogatym oraz żeby kupił wszystko, o czym marzył – bo tylko w ten sposób zrozumie, że nie taki jest cel życia.”

Jestem pewien, że niewielu z Was uświadomi sobie powagę tych słów. Jestem przekonany, że im nie uwierzycie. Nadal będziecie widzieli tylko swój przyszły obraz siebie, w którym jesteście skąpani w złocie, pieniądzach i wszechogarniającym Was przepychu oraz luksusie. Ten widok przesłoni Wam cały świat. Wszystko to, co tak naprawdę powinno być na pierwszy miejscu naszego istnienia, zostanie zepchnięte na dalszy plan.

Dokąd zmierzasz?

Miłość, prawdziwe uczucia, przyjaźń, drugi człowiek, pasja… To są tylko niektóre rzeczy, które powinny dominować nad pieniędzmi i innymi rzeczami, które są materialne, a których pragniemy. W ich skład, w obecnych czasach możemy śmiało zakwalifikować także żądze zyskiwania obserwatorów, czy „lajków” w social mediach.

Przykro się patrzy na ludzi, którzy sprzeniewierzają się swoim wartościom za rzeczy materialne. Przepraszam, jeśli zabrzmię brutalnie, ale w moim odczuciu, tacy ludzie najzwyczajniej w świecie się sprzedają. Zaprzedają swoje własne życie. Swoje własne marzenia, pasje i wewnętrzne reguły. Nie myślą o tym, co będzie kiedyś. Są bardzo płytcy w swoim rozumowaniu. Skupiają się tylko na tym, ile mogą zyskać i ile mogą rzeczy nabyć.

Dokąd to prowadzi? Dokąd zmierzamy w swoim zachowaniu?!

  • Małżeństwa młodych kobiet z obrzydliwie bogatymi starcami? Z miłości oczywiście. Jakżeby inaczej.
  • Chodzenie do dobrze płatnej pracy, której nienawidzisz? Z wyboru rzecz jasna. Przecież nie dla pieniędzy.
  • Zadawanie się tylko z bogatymi i dobrze usytuowanymi? Kwestia gustu ma się rozumieć! Inni mnie nie interesują!

Wyśmiewanie innych za nie posiadanie „markowych” rzeczy? Realizacja marzeń, które mają nam przynieść wielkie pieniądze, a nie samozadowolenie? Robienie czegoś tylko dla pieniędzy? Zakłamywanie rzeczywistości w celu nabycia materialnych korzyści?

Jak daleko się posuniemy? Gdzie jest ta granica naszego zachowania, której przekroczenie wywoła w nas falę obrzydzenia do samych siebie?

Możesz być bogaty, a zarazem spełniony.

Posłuchajcie, proszę. Nie linczujcie mnie za to, co napiszę. Jeszcze raz podkreślę – pieniądze nie są złe. Zły natomiast jest nasz stosunek do nich i wszelkich innych rzeczy materialnych. Powyższe przykłady, jak małżeństwa, w których różnica wieku sięga kilkudziesięciu lub więcej lat, również mogą być zawierane z miłości. Nie mówię, że tak nie jest, ale proszę Was. Patrzmy na to wszystkie realnie. Zastanówmy się nad przez chwilę. Ocknijmy się wreszcie!

Gdzie skończy się ta nasza wieczna pogoń za pieniędzmi? Za tym, co namacalne i materialne?

W szpitalu? Na odwyku? W więzieniu?

A może w opływającym luksusem domu, z dziesięcioma samochodami w garażu?

Drugi przykład brzmi kusząco, ale co z tego, skoro ten dom będzie pusty. Co z tego, skoro w tym domu nie zaznamy szczęścia, ani miłości tych, których straciliśmy i zaprzedaliśmy dla pustych wartości?

strefa vip

Ten scenariusz nie musi być aż tak brutalny. Jestem przekonany, że można być bogatym, sławnym i mieć dosłownie wszystko, otaczając się przy tym ludźmi, którzy szczerze kochają nas, a my ich. Jednak aby tego dokonać, trzeba przestać stawiać na piedestale tylko i wyłącznie pieniądze. Skończmy z tym! Jeśli nas motywują, to dobrze, niech tak będzie, ale jeśli jest to jedyny czynnik, który nakazuje nam robić coś, czego szczerze nie lubimy, to rzućmy to wszystko jak najdalej od siebie! Czy naprawdę pragniemy smutnego życia, sfrustrowanego człowieka, tylko dlatego, aby móc zarabiać trochę więcej? Czy naprawdę jesteśmy w stanie poświecić swoje istnienie, dla kilku papierków i poczucia „luksusu”, z którego i tak nie będziemy się w stanie cieszyć?! Czy naprawdę myślicie, że pieniądze rozwiążą wszystkie Wasze problemy łącznie z tymi, mającymi swoje miejsce w Was samych i Waszych relacjach z innymi?

Rzeczy materialne nigdy nas nie zaspokoją.

Jest w tym tekście zdecydowanie wiele pytań. Nie udzielę Wam na nie odpowiedzi. Wiele z nich jest retorycznych. Duża część oczekuje odpowiedzi nie mojej, ale Waszej. Szczerej i rzetelnej. Takiej, która pozwoli Wam obrać właściwy kurs. Ten prawdziwy, który zaprowadzi Was nie do pieniędzy, ale do prawdziwie spełnionego życia, którego pragniecie. Być może pieniądze także tam będą. Być może będzie tam luksus, sława i inne tego typu rzeczy. Jednak nigdy nie będą to czynniki dominujące, które będą stały powyżej prawdziwie cennych wartości.

Jestem zdania, że własnego dziedzictwa nie zbuduje się na pieniądzach. Jeśli chcemy pozostawić po sobie coś, za co zostaniemy zapamiętani – nawet wśród najbliższych – to na pewno nie uczynimy tego poprzez pieniądze lub jakiekolwiek rzeczy materialne. Pewien jestem, że nawet gdybyśmy na łożu śmierci rozdali cały swój majątek, to koniec końców i tak zostaniemy opluci przez niezadowolonego potomka, który otrzymał rzekomo zbyt mało.

pieniądze

Ludzi nie można zaspokoić pieniędzmi. My także nigdy nie będziemy umieć, uznać się za spełnionych, jeśli czynnikiem determinującym nasze podążanie za marzeniami będą rzeczy materialne. W tym momencie może nam się wydawać, że milion złotych to dużo. Wystarczyłoby nam! Jednak myślę, że gdybyśmy już go otrzymali, to nagle zapragnęlibyśmy jeszcze kolejnego. Potem następnego i następnego… I tak w kółko. Nie można zaspokoić ludzkich ambicji czymś materialnym. Bo rzeczy materialne są nieskończone. Będziemy pragnęli kolejnego samochodu, następnego jachtu i jeszcze jednego apartamentu. Nie tędy droga. Naprawdę…

Niech pieniądze nie będą najcenniejszą wartością w życiu.

Nie moim zadaniem jest oceniać Wasze ambicje, dlatego zwyczajnie Was proszę. Błagam wręcz, bo nie mogę patrzeć, jak wielu ludzi zaprzedaje siebie i swoją tożsamość za durnowate rzeczy lub kupkę pozornie wartościowego papieru… Przewartościujmy swój sposób postępowania w życiu. Skupmy się na tym, co jest istotnie ważne. Podejmijmy się zadań, których wykonanie nie będzie podyktowane chęcią zysku, ale ochotą samorealizacji i spełniania własnych marzeń.

Bądźcie w tym spokojni i opanowani. Jestem pewien, że szczera realizacja własnych marzeń i kierowanie się wyższymi wartościami, te pieniądze i tak nam ześle. Jeśli będziemy dobrzy w tym, co robimy to te pieniądze i tak mieć będziemy. Jedyną różnicą będzie nasz stosunek emocjonalny do nich. Będą dla nas częścią życia. Przyjemną i miłą, ale tylko jedną z dróg. Nie jego całością. Taki zdrowy stosunek do nich, zapewni nam nie tylko jeszcze większy rozwój, nieuzależniony od rzeczy materialnych, ale także szczęśliwszy byt.

Nie każdy musi go lubić, nie każdy musi go podziwiać, ale każdy powinien oddać mu szacunek za to, co robi. Robert Gryn – bo o nim tutaj mowa – to jeden z najmłodszych polskich milionerów. Wiecie, co powiedział w tekście, w którym opisywał swoją historię dojścia do obecnego punktu w życiu?

„Kiedy dojrzewasz i uświadamiasz sobie, że pieniądze nie są tak istotne, jak kiedyś myślałeś, zdajesz sobie sprawę, że sukces to nie ilość pieniędzy, jaką zarabiasz, ani sława, jaką osiągasz, a proces robienia i budowania czegoś, co jest dla ciebie pasją — czegoś większego niż Ty sam.”

Mnie wierzyć nie musicie. W końcu jestem tylko 20-letnim, zwykłym chłopakiem, który sukces nadal ma tylko przed sobą, a nie za sobą. Jednak proszę. Posłuchajcie chociaż człowieka, który jako nieliczny nie bał się żyć według własnych reguł i własnych marzeń.

Pieniądze potrafią zniewolić.

Przed nami ostatnie akapity tego tekstu. Proszę, posłuchajcie.

Pieniądze powinny mieć miejsce w naszym życiu. Rzeczy materialne również. Jednak stawianie ich na pierwszym miejscu to gruba pomyłka. Oczywiście, że one są fajne i wprawiają nas w radosne uniesienie, ale w dłuższej perspektywie czasu, nie zapewnią nam prawdziwie fundamentalnie odczuwalnego szczęścia. Takie doznania możemy odczuć tylko wtedy, kiedy będziemy żyli według własnych zasad. Reguł, których nie zaprzedamy za nową parę butów czy mały plik stuzłotowych banknotów. Jestem przekonany, że bezgraniczne podążanie za rzeczami materialnymi, w ogólnym rozrachunku spowolni Wasz rozwój. Będziecie zbyt mocno emocjonalnie do nich przywiązani, więc będziecie obawiali się je stracić. A każdy obecny milioner i wizjoner powie Wam, że ryzyko wpisane jest w ten zawód. Ponadto, nigdy nie zaznacie prawdziwego szczęścia. Zawsze będzie Wam czegoś brakować. Zawsze będziecie widzieli potencjalne zagrożenie. W takiej sytuacji to pieniądze będą rządziły Wami, a nie Wy nimi.

bogactwo

Dlaczego się sprzedajesz?

Smutne jest, kiedy obserwuję młode osoby szczycące się nowymi ubraniami, rzeczami i drogimi zabawkami. Nie mnie oceniać jest ich moralność. Naprawdę. To jest ich życie i ich sprawa, ale nie mogę przechodzić obok tego problemu obojętnie. Jak napisałem na początku – zamykanie oczy na problem, nie sprawi, że sam się rozwiąże. Takie „bajery” są w pewnym stopniu w porządku, ale tylko wtedy, kiedy są częścią naszego życia, a nie jego całością. Tylko wtedy, kiedy nie dyktują nam tego, co mamy robić. Niestety w dzisiejszych czasach wysoce rozwiniętych mediów społecznościowych, mam wrażenie, że co drugi „influencer” sprzedałby się za paczkę chińskich laczków, byleby tylko je dostać i móc się nimi „pochwalić”…

Wybaczcie szczerość, ale czy właśnie tak nie wygląda brudna rzeczywistość?

Dążmy do swoich marzeń. Pieniądze wcale nie odbierają nam szczęścia. To my sami je sobie zabieramy. Rzeczy materialne nie są złe, tylko my mamy zły stosunek do nich. Nie przywiązujmy się do nich emocjonalnie. Zawsze na pierwszym miejscu stawiajmy swoje własne, skrzętnie budowane dziedzictwo. Podążajmy za pasją. Za własnymi zasadami i regułami. Nie sprzeniewierzajmy ich. Nie traćmy własnej tożsamości, dla chwilowych zysków. Nie warto. Naprawdę.

Czymś nierealnym może nam się wydawać rezygnacja z marzeń. Jednak czasami to zwykłe poddanie się, może oznaczać dla nas wielki krok naprzód. Choć pozornie to zjawisko może rysować się jako przejaw słabości (w istocie, w większości przypadków tak jest), to są chwile, kiedy może nam ono uratować szansę na spełnione życie.

Dążenie do spełniania marzeń ma (zazwyczaj) ogromny sens!

marzenie

Przychodzi w życiu każdego człowieka taki moment, kiedy nagle zaczynamy się zastanawiać, czy to, co robimy, ma większy sens. Od razu mogę powiedzieć, że w zdecydowanej większości przypadków to wszystko ma znaczenie. Zazwyczaj powinniśmy kontynuować to, co robimy z prostego powodu. Na ogół jesteśmy niecierpliwi i wyczekujemy efektów zdecydowanie zbyt szybko. Dlatego nasze wątpliwości bardzo często nie biorą się ze złej sytuacji lub naszego niewłaściwego działania, tylko z braku wytrwałości w dążeniu do swojego celu. Łakniemy komfortu, a realizacja marzeń na ogół go nam zabiera. Dlatego nasz umysł stosuje liczne podstępy, aby tylko móc go odzyskać. Na pierwszej napotkanej przeszkodzie zaczynamy lamentować, na drugiej płakać, a na trzeciej rezygnujemy. Tak nie powinna wyglądać droga do spełnienia marzeń.

Powinna się ona cechować wytrwałością, cierpliwością i odpowiednio dużym zaangażowaniem. Wątpliwości pojawią się zawsze, ale sztuką jest umieć je przezwyciężać. Bo tak, jak już pisałem – zazwyczaj rezygnujemy ze swojego wymarzonego życia bez podjęcia walki. Skupiamy się nie na drodze do celu, tylko na końcowym osiągnięciu. Oczekujemy natychmiastowych korzyści. Jednak zapominamy, że zanim do nich dojdzie, musimy pokonać szereg przeszkód i problemów.

Jednak wszystko to, co napisałem powyżej, można spiąć jedną, dużą klamrą i zamieścić obok niej stwierdzenie – „Zazwyczaj”.

Dobrowolnie zrezygnować z marzeń?!

Są chwile w naszym pięknym życiu, kiedy problemy, trudności i zwątpienie zaczyna przygniatać nas całym swym ciężarem. Coraz częściej zaczynamy wątpić w to, co robimy, a w naszej głowie pojawia się ta jedyna, niepowtarzalna myśl:

Zrezygnuj tu i teraz. Skończ to!

rezygnacja

Nie podlega dyskusji, że trzeba walczyć z takimi destrukcyjnymi myślami. Jednak czasami to, co szczególnie na początku i w większości przypadków postrzegamy, jako coś odwodzące nas od naszych marzeń, tak w późniejszej fazie naszego rozwoju, może być głosem rozsądku. Od razu zaznaczę, że piekielnie trudno jest móc jednoznacznie powiedzieć, kiedy poddanie się jest tylko tchórzliwą ucieczką, a kiedy najlepszym, możliwym rozwiązaniem. Dlatego podjęcie decyzji w tego typu aspekcie nigdy nie było, nie jest i nie może być łatwe. Wymaga to od nas nie lada przemyśleń i niemałego ryzyka.

Rezygnacja z realizacji swoich marzeń nie może być łatwa, bo czyniąc ją, od razu przyznajemy się do tego, że popełniliśmy błąd. Nieodpowiednio obraliśmy swój cel. Przeceniliśmy swoje możliwości lub nie przewidzieliśmy okoliczności niezależnych od nas. Jakkolwiek by tego nie ująć – rezygnacja to przyznanie się błędu. Jednak przestrzegałbym przed traktowaniem rezygnacji tylko w formach porażki. Myślę, że ten akt w wielu przypadkach może być porównywalny do zwycięstwa, bo pozwala nam zaoszczędzić siły, czas oraz zdrowie. Jestem przekonany, że czasami odpuszczenie pewnych kwestii może być prawdziwym zwycięstwem, zamiast usiłowanie za wszelką cenę doprowadzić je do końca.

Satysfakcja wskazuje, czy należy zrezygnować.

Zdarza się, że zwyczajnie chcemy próbować nowych rzeczy. Zapisujemy się na zajęcia taneczne, idziemy na kurs masażu lub rozpoczynamy pracę w zupełne nowym miejscu. Nie wiemy, czy to się nam spodoba, ale chcemy spróbować. W takich sytuacjach rezygnacja może być bardzo pomocna. Nadal uważam, że nie powinniśmy rezygnować od razu, kiedy tylko poczujemy zniechęcenie. Jednak, jeśli po dłuższym czasie będziemy wiecznie zmuszali się do wykonywania określonego zajęcia i nie odczuwali z tego powodu żadnej satysfakcji, ani podobnych profitów, wtedy powinniśmy definitywnie pomyśleć nad naszą rezygnacją i zajęciem się czymś innym.

zadowolenie

Jak wynika z moich wcześniejszych słów, myślę, że to właśnie satysfakcja może stanowić ciekawy wyznacznik tego, kiedy rezygnacja z marzeń jest potrzebna, a kiedy nie. Szczęście może być ulotne. Na dodatek może być mylone ze zwykłym uśmiechaniem się, zamiast wewnętrznym i głębokim postrzeganiem tego uczucia. Satysfakcja jest czymś więcej i jestem przekonany, że pomimo bólu, wysiłku i dyskomfortu, powinna pojawić się zawsze, przynajmniej co jakiś czas, na drodze do marzeń.

Podjęcie decyzji o rezygnacji z czegoś, nigdy nie jest łatwe. Tym bardziej że czasami wstydzimy się przed sobą przyznać, że zamierzamy to zrobić. Boimy się opinii innych. Nie chcemy zostać ocenieni i przyznać się do pozornej porażki. Poza tym, na każdym kroku widzimy motywacyjne cytaty i słowa, które przecież tak pięknie nawołują nas do niepoddawania się. I bardzo dobrze, że to robią! Jednak nie można im ślepo ufać. Nie można biec ze złamaną nogą i wmawiać sobie, że poddanie się jest porażką. A mam wrażenie, że dokładnie to czasami wszyscy robimy. Trzymamy się obranego wcześniej kursu i pomimo tego, że przestaliśmy się nim cieszyć i dostrzegać w nim coś więcej, to nadal boimy się zrezygnować. Oczywiście, że odpuszczenie samo w sobie nie jest aktem godnym pochwały, ale czasami zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Trzeba wybrać mniejsze zło, otrzepać kolana, wyciągnąć wnioski i wziąć się za życie.

Albo wierzysz w to, co robisz, albo odpuść.

Historia sławnych ludzi nauczyła nas, że nie wolno się poddawać. Jestem pewien, że gdyby nie ich upór, dziś nie słyszelibyśmy o wielu znanych nazwiskach oraz wynalazkach, które stworzyli. Jednak zwróćcie, proszę uwagę, że Ci wszyscy wielcy ludzie, którzy się nie poddali, choć mogli to zrobić, gorąco wierzyli w to, co robią. I myślę, że to jest kolejny wyznacznik tego, kiedy rezygnacja może stać się konieczna. Bo jeśli robimy coś od dłuższego czasu, nie odczuwamy z tego tytułu satysfakcji i sami przestajemy wierzyć w sens swojego działania, to być może lepiej będzie, kiedy faktycznie zmienimy swoją życiową ścieżkę.

Dwa przykłady z codzienności.

W naszym życiu bardzo często wygląda to w ten sposób.

Tkwimy w jednej pracy, której jakoś szczególnie nie ubóstwiamy. Zajmujemy to samo stanowisko od trzech lat i od trzech lat skrycie marzymy o awansie. Angażujemy się, walczymy o nie, ale… Nie udaje nam się go osiągnąć. Zamiast motywacji i satysfakcji z wykonywanych zadań, czujemy tylko frustrację i zniechęcenie. Zaczynamy wątpić w swoje działania i przestajemy wierzyć w firmę, w której pracujemy.

poddanie się

Myślę, że w tym momencie logicznym rozwiązaniem jest rezygnacja i podjęcie się nowego zajęcia, po uprzednim mocnym zrewidowaniu swoich poglądów. Niestety w większości przypadków, tkwimy w tego typu sytuacji, stosując liczne wymówki, powstrzymujące nas przed odpuszczeniem.

Innym podobnym, bardzo często spotykanym przykładem, jest niedocenienie rzeczywistości.

Młody idealista nagle zaczyna marzyć o czymś dużym. Zainteresował się piłką nożną i chce być w niej najlepszy. Snuje wizje, marzy i w końcu postanawia działać. Duży cel, jakim jest gra w pierwszej lidze hiszpańskiej, nakręca go do działania i napawa przesadnym optymizmem. Trenuje ciężko. Mija tydzień, miesiąc, rok… A on nadal gra w podrzędnej B-klasie (jedna z ostatnich polskich lig) na ojczystym podwórku, gdzie boiska przypominają nierzadko pastwiska do wypasu bydła. Poświęca na treningi pół swojego życia, ale widzi, że powoli przestaje sprawiać mu to satysfakcję. Nie dlatego, że nie jest tam, gdzie chciałby być, ale dlatego, że zaczyna dostrzegać pewne trudności. Brak czasu na inne zajęcia, zmęczenie i duży wysiłek.

W takim przypadku, nawet jeśli ten młody chłopak kocha piłkę nożną, to powinien świadomie przed sobą przyznać, czy naprawdę ma szansę osiągnąć swój wielki sukces. Nie twierdzę, że powinien zrezygnować z tego zajęcia, ale być może, chwila refleksji i poświęcenie większej ilości czasu na coś innego (np. trenowanie innych lub stwarzanie nowego klubu) będzie rozsądniejszym wyjściem.

Poddanie się, nie zawsze musi być całkowite.

Rezygnacja nie musi zawsze oznaczać kompletnego porzucenia wykonywanego zajęcia. Jak widać na powyższym przykładzie, może być ograniczeniem czasu, jaki poświęcamy na jego realizację. Jeśli mamy do utrzymania rodzinę, a nasza dotychczasowa praca przytłacza nas i nie sprawia nam żadnej radości, to nie musimy przecież od razu z niej rezygnować. Przejdźmy na niższy etat (jeśli to możliwe), a z zaoszczędzonego czasu, zacznijmy tworzyć coś, o czym naprawdę marzymy.

To dość przewrotne, co teraz napiszę, ale uważam, że w niektórych przypadkach rezygnacja jest przejawem dojrzałości i rozsądku. Jestem zdania, że tylko odpowiednio świadomy swojego życia człowiek, może podjąć tak trudną decyzję, jaką jest poddanie się w realizacji marzenia. Tym bardziej, jeśli każdemu dookoła może wydawać się ona nierozsądna i nielogiczna. To bardzo często spotykane zjawisko u osób, które z zewnątrz wydają się mieć wszystko – pieniądze, sławę i świetnie prosperujący biznes. Rezygnacja to ostatnia rzecz, którą każdy brałby w takim momencie pod uwagę. Jednak nikt nie wie, co dzieje się we wnętrzu człowieka, który za tym wszystkim stoi.

Rezygnacja zawsze ma głębsze podłoże i bierze się zazwyczaj z naszego wnętrza oraz emocji, które nami targają. Jestem pewien, że choćbyśmy zarabiali milion złotych miesięcznie, ale byli przy tym piekielnie nieszczęśliwi, to odpuszczenie byłoby najlepszym z możliwych rozwiązań. Problem w tym, że nie każdy potrafi się na to zdobyć. W rezultacie otrzymujemy sfrustrowanych ludzi, którzy snują się z przygnębiającym wyrazem twarzy po ulicach…

Rozwój poprzez rezygnację.

Poza tym jestem święcie przekonany, że rezygnacja może być oznaką rozwoju. Naturalne jest, że jeśli coś sobie odpuszczamy, to robimy to w jakimś celu. Prawdopodobnie, mamy już w głowie kolejne marzenie i kolejny cel, który chcemy realizować. Aby się rozwijać, trzeba próbować nowych rzeczy. Smakować je, testować, sprawiać, żeby stały się naszą rzeczywistością. Jednak to nie tajemnica, że zanim znajdziemy tę jedną, jedyną, która będzie z nami na całe życie, spotkamy po drodze wiele błędnych i fałszywych rzeczy. Wtedy rezygnacja potrafi wyrwać nas z sideł tego, czego nie kochamy. Pozwala nam opuścić „destrukcyjny związek” i zaangażować się w kompletnie nowy. I tak do skutku, zanim nie odnajdziemy tego, co prawdziwie będziemy ubóstwiać.

satysfakcja

Dlaczego rezygnacja z marzeń może być dobra?

Odpowiadając na powyższe pytanie, które niejako samo nam się narzuca, jestem przekonany, że czasami warto zwyczajnie z czegoś zrezygnować, bo w ten sposób mamy szansę osiągnąć prawdziwy sukces i prawdziwe zwycięstwo. Rezygnacja nigdy nie będzie łatwa. To zawsze wymaga nierzadko nieprzespanych nocy. Jednak jestem Wam w stanie zagwarantować, że ma ona w sobie prawdziwie oczyszczającą moc. Myślę, że będziecie w stanie rozpoznać po swoich uczuciach oraz emocjach, czy podjęliście dobrą, czy złą decyzję. Zrezygnować z czegoś, co było do tej pory naszym marzeniem, ale przestało sprawiać nam satysfakcję, nie może być proste. Jednak w dłuższej perspektywie czasu, tylko dzięki temu, możemy odnaleźć to, co naprawdę kochamy.

Nie możemy tkwić w jednym miejscu, pośród wiecznego bólu, niezadowolenia i braku jakichkolwiek – nawet tych najmniejszych – efektów, tylko dlatego, że „tak postanowiliśmy”. Powinniśmy być dynamiczni i umieć dostosowywać się do tego, co czujemy i jak postrzegamy świat. Oczywiście, że nie możemy poddawać się zbyt szybko. Jednak jestem przekonany, że zbyt długie tkwienie w tym samym miejscu i strach przed rezygnacją, może być tak samo destrukcyjne, jak porażka bez podjęcia walki.

Dlatego drogi czytelniku napiszę Ci coś, co mam nadzieję, że dobrze zrozumiesz. Szczególnie po przeczytaniu tego tekstu.

Zrezygnuj ze swoich marzeń, jeśli czujesz, że jest to odpowiednia decyzja. To jest Twoje życie i Twoje marzenia. Nie patrz na innych, tylko zajrzyj w głąb siebie. Jeśli twierdzisz, że rezygnacja da Ci wolność i możliwość zajęcia się realizacją prawdziwego, nowego marzenia, to nie wahaj się.

Zrób to.

Tytułowa umiejętność to coś więcej niż puste słowa. Aktywne słuchanie innych pozwala nam sprawić, że nasz rozmówca staje się i czuje się ważny. Obdarowujemy go w ten sposób swoją uwagą, której każdy z nas w dość naturalny sposób łaknie. Jednak nawet i w tym aspekcie są pewne meandry, które poznać zwyczajnie musimy. Właśnie tego wszystkiego dowiecie się z poniższego tekstu.


Jeśli powiedziałbym Wam teraz, że znalazłem metodę, dzięki której staniecie się lubiani oraz postrzegani jako świetni rozmówcy, to czy mi uwierzycie? Nie będę krzyczał Eureka jak Archimedes, bo nie ma ku temu potrzeby. To nie żadna rewolucyjna technika, którą mam wrażenie, że z tak wielką zaciętością poszukujemy. W końcu nie da się ukryć, że każdy z nas pragnie po prostu uwagi, prawda?

Odnoszę wrażenie, że trochę utrudniamy sobie życie w kontaktach z innymi ludźmi. Mówimy czułe słówka, głosimy pochwały (całe szczęście, jeśli są one szczere!), przypochlebiamy się i kupujemy prezenty. Co gorliwsi, kupują podręczniki, dzięki którym mają zamiar rozgryźć mowę ciała swojego rozmówcy oraz wręcz uczą się pożądanych regułek i fraz w kontaktach z innymi. Każda z tych rzeczy ma swoje miejsce w relacji (może z wyjątkiem uczenia się utartych frazesów na pamięć), jednak żadna z nich nie jest w stanie zastąpić tego, co jest faktycznie najbardziej pożądane.

Prawda, która pozwoli otworzyć Ci oczy.

Prawdą jest, że każdy z nas najmocniej interesuje się samym sobą. I proszę, aby wszelcy altruiści wstrzymali się ze swoimi burzliwymi wnioskami i przemyśleli gruntownie tę sprawę. Pod tym względem jesteśmy egoistami i nie widzę w tym nic złego. Jestem zdania, że dopóki nie zadbamy o siebie i swoje szczęście to nie możemy go w odpowiedni sposób, nieść drugiemu człowiekowi. Oczywiście są wyjątki, ale rzadko się to zdarza. Z tego więc powodu chcąc tego, czy nie, ale kochamy mówić o sobie. Nie zawsze i nie w każdej sytuacji (introwertycy i osoby nieśmiałe wiedzą, o czym mówię!), jednak o wiele łatwiej dyskutuje nam się o swoich osiągnięciach – szczególnie tych dobrych – niż o sukcesach kogoś innego.

słuchanie innych

Znacie to ze swojego życia, kiedy spotykają się dwie młode mamy wesołych 10-latków i wręcz przekrzykują się w tym, który z ich synów jest lepszy? No właśnie. One także traktują swoich synów i ich osiągnięcia, jako swoje własne i z wielkim upodobaniem chwalą się ich życiem. Robią to dość naturalnie i jestem pewien, że w ich zamiarach nie ma żadnej złośliwości. Po prostu taka jest nasza natura, która pragnie być zawsze przed innymi.

„Ludzie, którzy myślą tylko o sobie są beznadziejnie niewykształceni. Są niewykształceni bez względu na to, jak długo chodzili do szkół”.- Nicholas Murray Butler

Ten amerykański filozof oraz laureat pokojowej nagrody Nobla, który umarł przed ponad 70 laty, nie mógł się mylić. Albo inaczej. Mógł się mylić, ale w tym wypadku tego nie zrobił. O ile bycie egoistą jest do pewnego stopnia normalne, a nawet dobre, o tyle ciągłe myślenie o sobie nigdy nie zapewni nam szacunku oraz miłości innych. A choćbyśmy podążali twardo swoim własnym szlakiem, to bez dobrych relacji z kimkolwiek, daleko nie dojdziemy.

Słuchanie – klucz do serca ludzi.

Każdy z nas chce być lubiany i kochany. Pragniemy nawiązywać nowe relacje i stawać się dobrymi ludźmi, którzy są cenieni przez innych. Człowiek pragnie uznania i najprostszą drogą do jego pozyskania, jest obdarowywanie nim innych. Pytacie więc teraz, jak tego dokonać? Och! Bardzo prosto!

Słuchanie to umiejętność, której powinien nauczyć się każdy z nas. Bez znaczenia kim jesteś i kim pragniesz się stać. Nie ma tutaj żadnego podziału na to, jakie stanowisko piastujesz i o czyje względy zabiegasz. Słuchanie jest wartością, która w każdym możliwym momencie Twojego życia może zabrać Cię w nowe i lepsze miejsce. Co więcej! Będziesz tam nie sam, ale wraz z grupą oddanych Ci ludzi, którzy będą widzieli w Tobie prawdziwego i szczerego przyjaciela.

Słuchanie innych i fenomen tego zjawiska w obliczu tego, co zostało napisane do tej pory, wydaje się dość prosty. Pragniemy uwagi, a poprzez słuchanie, obdarowujemy ją drugiego człowieka. Wtedy nasz rozmówca czuje się ważny i ma świadomość, że to, co mówi, jest przez nas doceniane. Zauważcie sami, że o wiele łatwiej rozmawia nam się z tymi, którzy nie przerywają nam w połowie zdania lub są skupieni tylko na konwersacji z nami. Każdy wie, jak piekielnie trudny może być dialog z osobą, która oprócz rozmowy, pochłonięta jest także innymi sprawami. Słuchanie innych pozwala obdarować rozmówcę ważnością. Człowiek, który opowiada nam pasjonującą historię, odczuwa wyraźną chęć mówienia i sympatię do nas, kiedy jesteśmy szczerze zainteresowani tym, co nam przekazuje. Rozmowa przebiega wtedy płynniej i w przyjemnej atmosferze. Mówiący jest szczęśliwy, że znalazł słuchacza, a słuchający jest zadowolony, że może słuchać mówiącego. Każdy wynosi z takiego układu pewną korzyść.

Jednak słuchanie, aby było dobre, powinno spełniać także pewne kryteria, dzięki któremu będzie odpowiednio odbierane.

„Uważna słuchanie jest bowiem najlepszym komplementem dla mówiącego”. – Dale Carnegie

Najważniejsza zasada.

Przede wszystkim, podstawową zasadą jest, że powinniśmy, a nawet musimy być w tym szczerzy! Słuchanie innych powinno być zgodne z tym, co sami czujemy. Jeśli tylko udajemy zainteresowanie i robimy to w celu uzyskania jawnych korzyści, to prędzej, czy później, ale nasza fałszywość wyjdzie na jaw i zamiast pozyskania przyjaciela, narobimy sobie tylko wrogów. Poza tym, będziemy się frustrowali, słuchając czegoś, czego słuchać kompletnie nie mamy ochoty. Zaufajcie mi proszę, że to widać, kiedy ktoś zupełnie udaje swoje zainteresowanie, a w rzeczywistości liczy na potencjalne zyski ze swojego kłamliwego zachowania.

Aktywne słuchanie objawia się także pełną akceptacją naszego rozmówcy i poszanowaniem jego praw oraz emocji. Dopóki tego nie zrobimy, nasza rozmowa nie może przebiegać pomyślnie. Dlaczego? Bo zwyczajnie nasz umysł będzie płatał nam figle i podsuwał nam wiecznie negatywne obrazy naszego rozmówcy. W ten sposób będziemy pałali do niego niewłaściwymi emocjami i nasze zachowanie – a także słuchanie – nie będzie ani właściwe, ani odpowiednie do pozyskania jego sympatii.

aktywne słuchanie

Ten rodzaj słuchania zapewnia nam sympatię drugiego człowieka i jestem pewien, że w zdecydowanej większości przypadków tak właśnie będzie. Jeśli tylko wyrazicie komuś szczere uznanie oraz zainteresowanie, połączone z poszanowaniem jego praw i emocji, to zawsze będziecie jawili się jako dobrzy rozmówcy, a może także i świetni przyjaciele. Proszę, zauważacie sami, że nawet podświadomie w swoich kontaktach towarzyskich lgniemy bardziej do tych osób, które poświęcają nam więcej uwagi, prawda?

Dobry przyjaciel to ktoś, kto umie słuchać.

Zwróćcie także uwagę, że jedną z najbardziej pożądanych cech dobrego przyjaciela, jest umiejętność „wysłuchiwania problemów” i przyjmowania „zwierzeń”. Przyjaciel to osoba, która zawsze Cię wysłucha i wesprze w Twoich życiowych trudnościach. Osobiście nie wyobrażam sobie mieć przyjaciela, który w momencie mówienia mu o swoich problemach przerywałby mi, zajmowałby się czymś innym lub zwyczajnie, sprawiał wrażenie niezainteresowanego. Właśnie dlatego słuchanie innych ludzi jest tak bardzo pożądaną cechą w kontaktach międzyludzkich. Jednak nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o samo słuchanie, ale o aktywną formę tej umiejętności!

Relacje międzyludzkie powinny być naturalne.

Bardzo długo zastanawiałem się, czy dodać ten rozdział w tym tekście. Nadal nie jestem pewien swojej decyzji, ale uznałem, że tak będzie lepiej. Chyba. Mój problem wziął się z tego, że akt słuchania innych i okazywania im zainteresowania, postrzegam jako umiejętność, którą każdy z nas powinien odnaleźć w sobie w sposób naturalny. Nie poprzez czytanie książkowych regułek i wskazówek. Nie poprzez wysłuchiwanie rad psychologów i speców od rozwoju osobistego. W ogóle jestem zdania, że wszystko, co dotyczy drugiego człowieka, powinno brać się z nas samych, a nie z podręczników, czy blogów. Tylko w ten sposób możemy być z innymi w pełni szczerzy i oddani.

relacje międzyludzkie

Choć to jest dość przewrotne spojrzenie na relacje międzyludzkie, to uważam, że jest to pogląd bardzo zdrowy. Oczywiście, że warto sugerować się tym, co mają do powiedzenia mądrzejsi i bardziej doświadczeni od nas. Jednak „sugerować się” to nie to samo, co „ślepo ufać”. A właśnie mam nieodparte wrażenie, że dla wielu, kontakt z innymi ludźmi to nic innego, jak tylko kolejny test i próba. Oczywiście, że powinniśmy wprowadzać w życie to, czego się dowiemy, ale w relacjach z innymi, stosowanie takiej „książkowej wiedzy” bez żadnego zastanowienia i refleksji, będzie po prostu sztuczne.

Niemniej jednak mam nadzieję, że wyciągnięcie z tego rozdziału odpowiednie wnioski i sugerując się nim, zmienicie swoje postępowanie względem drugiego człowieka w sposób szczery i prawdziwy.

Jak powinno wyglądać aktywne słuchanie innych?

Aktywne słuchanie rozmówcy powinno objawiać się przede wszystkim poniższymi zachowaniami:

  • Zachęcaj do mówienia – powinniśmy robić to w sposób delikatny i taktowny. Pod żadnym pozorem nasza zachęta nie może być nachalna. Powinniśmy wyrazić troskę i szczere zainteresowanie zagadnieniem, o którym mówi nasz rozmówca. W ten sposób poczuje on się realnie zobowiązany do kontynuowania swojej wypowiedzi i tym samym – pogłębiania z nami wspólnych relacji.
  • Nie przerywaj i powstrzymuj się od opinii – bądź cierpliwy w swoim słuchaniu. Trzymaj swoje popędy do mówienia na wodzy i pohamuj swoje wielkie ambicje do wygłaszania rad oraz wskazówek. Rozmówca nie zawsze musi ich pragnąć, a jeśli będzie ich potrzebował, to sam Cię o tym poinformuje. Po prostu bądź przy nim. Słuchaj go ze szczerym zainteresowaniem i pokaż mu, że jesteś tutaj tylko dla niego i to na nim skupiasz całą swoją uwagę.
  • Pamiętaj o kontakcie niewerbalnym – w skład tego podpunktu wchodzi wszystko to, co nie jest słowami. Kontakt wzrokowy, uśmiech, gestykulacja, potakiwanie, a nawet sposób siedzenia. To wszystko może mieć znaczenie i nie powinno się o tych rzeczach zapominać. Szczególnie naciskałbym na kontakt wzrokowy, który potrafi otworzyć wiele zamkniętych w sobie dusz.

Jak widzicie, słuchanie innych jest prawdziwym majstersztykiem, którego zrozumienie, potrafi otworzyć nam wiele furtek do serc i umysłów, ludzi, których pragniemy i kochamy. Choć może zabrzmieć to płytko i dość rzeczowo, to dzięki okazywaniu zainteresowania innym, możemy zbudować sobie drogę do sławy i lepszego życia. Zdecydowanie zbyt często skupiamy się tylko na sobie. Egoizm jest w pewnym zakresie potrzebny, ale jeśli kierujemy się nim w kontaktach z innymi ludźmi, to nie wróżę nikomu wielu przyjaciół oraz zyskania sympatii innych.

Jak zyskać szacunek rozmówcy? Skup się na nim!

Proszę jednak, żebyśmy nie byli w tym wszystkim tak bardzo rzeczowi i „książkowi”. Relacje międzyludzkie charakteryzuje duża doza spontaniczności. Aby były one trwałe i prawdziwe, musi objawiać się w nich szczerość. Jak już wspominałem, to widać, kiedy ktoś interesuje się nami w celu pozyskania dla siebie korzyści. W tym miejscu chcę Wam udzielić moją małą radę, którą możecie kierować się podczas kontaktów z kimkolwiek. Podczas rozmowy, nie myślcie o żadnych korzyściach lub próbie uzyskania czegoś. Skupcie się tylko na swoim rozmówcy i na tym, co ma on Wam do przekazania. Tylko w taki sposób możecie uzyskać szczery szacunek innych ludzi. A przecież o to nam właśnie chodzi.

słuchanie

Milcz i słuchaj.

Aktywne słuchanie innych ludzi to umiejętność, która pozwala pozyskać nam sympatię wielu. Dzięki niej stajemy się lepszymi ludźmi. Zostajemy postrzegani, jako ludzie prawdziwie interesujący i powszechnie lubiani. I naprawdę nie potrzeba do tego ogromnej filozofii oraz kombinacji. Wydawać by się mogło, że z pozoru coś tak bardzo banalnego, nie może pozwolić nam stać się dobrym rozmówcą. W końcu, aby nim być, trzeba mówić, tak? No właśnie nie do końca.

Szczere zainteresowanie drugim człowiekiem stawia nas na piedestale w jego oczach. Urastamy do rangi jego przyjaciela, o którym nigdy nie zapomni. Dlatego, zamiast wiecznie mówić i wyrażać swoje opinie, zamilknijmy na moment. Zamieńmy się w słuch. Skupmy się na tym, co mówi drugi człowiek i oddajmy mu należyty szacunek, poprzez aktywne słuchanie.

Chcesz być lubiany i szanowany? Słuchaj innych!

Jedno kłamstwo wobec bliskich tu. Jedno kłamstwo wobec siebie tam. Oszukiwanie dziś, okłamywanie jutro… Ciągły fałsz, ciągła obłuda, a potem płacz… Płaczemy, bo zostajemy sami. Łkamy, bo nie możemy osiągnąć swoich marzeń. Brutalna prawda? Och! Wcale nie! To rzeczywistość tych, którzy nie potrafią zdobyć się na szczerość!

okłamywanie siebie

Jesteśmy kłamcami. Wszyscy. Wybacz drogi czytelniku, jeśli w tym momencie uraziłem Twoje uczucia, jednak proszę, zachowaj swoje pochopne i emocjonalne działania na później. Teraz zajmij się myśleniem i chwilą refleksji nad swoim własnym życiem. Zastanów się, czy to, co właśnie przed chwilą zakomunikowałem, nie jest prawdą. Jestem niemal pewien, że teraz nie jesteś już tak bardzo przekonany, co do swojego zdania, mam rację? Tak myślałem…

Jesteśmy oszustami. Kłamiemy każdego dnia. Robimy to w mniej lub bardziej świadomy sposób, ale drobne oszustwa, które w naszych oczach zazwyczaj nie znaczą więcej, niż cichy dźwięk muchy przelatując tuż obok naszego nosa, są z nami cały czas. Mówimy nieprawdę, bo oczekujemy własnych korzyści. Okłamujemy szefa lub nauczyciela w szkole, bo pragniemy wolnego dnia od pracy lub edukacji. Oszukujemy rodziców, bo nasza niespokojna młodzieńcza dusza rwie się do wolności i skosztowania „dorosłego” życia. Łżemy, bo boimy się odpowiedzialności za swoje czyny. Zmyślamy, aby przypodobać się innym i wkupić się w łaski otoczenia, do którego normalnie nie mielibyśmy szans się dostać. Opowiadamy bajki, aby zainteresować swoją potencjalną drugą połówkę, tak skrzętnie wypatrzoną z tłumu innych osób. Nawet robienie nieustannych zmyłek przed nachalnymi telefonami, próbującymi wbrew naszemu zdaniu, coś nam sprzedać jest…

Nie, nie, nie. Nie przesadzajmy. Takie uciekanie się kłamstw, można akurat zrozumieć. Jednak wracając do tematu!

Nie zmierzam do tego, aby pokazać wszem wobec brzydką naturę człowieka, która paradoksalnie to człowieczeństwo podkreśla. W gwoli ścisłości kłamstwo jest zjawiskiem ambiwalentnym i może mieć też swoją dobrą stronę. Objawia się, chociażby przy kłamaniu, które nie ma na celu szkodzenia drugiej osobie, a wręcz przeciwnie – ma za zadanie chronić ją i jej uczucia. Określamy je jako tzw. białe kłamstwo, które definitywnie nie jest tematem dzisiejszego tekstu.

Wbrew pozorom, istnieje coś gorszego i straszniejszego od przytoczonych przeze mnie sytuacji, w których tak ochoczo oddajemy się łganiu wobec innych.

Czarna strona życia. Kłamstwo wobec siebie.

Od oszukiwania innych, o wiele bardziej destrukcyjnym zjawiskiem jest oszukiwanie siebie. Choć brzmi to dość kuriozalnie, to w rzeczywistości jest bardzo często spotykane. Wydawać by się mogło, że przecież okłamywanie samego siebie nie jest możliwe, prawda? Bo przecież jak można oszukać kogoś, kto zna nasze myśli i jest z nami nieustannie? Jak widać – można. I to głównie za sprawą wpajania sobie fałszywych przekonań, myśli i tym samym – nieustannego oszukiwania swojej własnej głowy. W końcu, czego to My – ludzie, nie wymyślimy, aby tylko uciec od odpowiedzialności przed sobą, czy przed czekającą nas pracą?

O ile okłamywanie innych możemy nazwać aktem niegodnym lub niemoralnym, o tyle okłamywanie siebie, można nazwać już zachowaniem destrukcyjnym. Nie zamierzam używać tutaj słowa „głupim” lub „idiotycznym”, bo nie chcę wyjść na osobę, karcącą innych za nie życie w zgodzie ze sobą. Przecież każdy z nas posiada własną moralność oraz świadomość życia, więc nie mnie jest oceniać postępowania innych ludzi.

Tak naprawdę poprzez oszukiwanie siebie można stracić i to bardzo wiele. Każdy doskonale wie, jak kończy się okłamywanie przyjaciół, rodziny, czy bliskich. Zazwyczaj oznacza to wrogość, złość i w najgorszym wypadku – zerwany kontakt. Zastanówmy się więc wszyscy, jak może wyglądać nasze życie, kiedy oszukiwanie człowieka, na którego jesteśmy wiecznie zdani stanie się ponurą codziennością? Mówię to oczywiście o nas samych.

Oszukiwanie siebie stoi na drodze do spełnionego życia.

Zrobienie w życiu czegokolwiek bez pokochania siebie i zaakceptowania swojego aktualnego życia, graniczy z cudem. A niewątpliwie kłamstwo stosowane wielokrotnie wobec swojej osoby nie sprawi, że nagle tą miłością do siebie zapałamy. Wręcz przeciwnie. O wiele szybciej uzyskamy frustracją, smutek i niechęć, a odraza odczuwana do siebie jest już piekielnym zjawiskiem, które rzadko kiedy kończy się dobrze.

Nie możemy okłamywać siebie. Poprzez takie działanie tworzymy wokół siebie fikcyjny świat, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W ten sposób otrzymujemy fałszywe uczucia, fałszywych ludzi, fałszywe nagrody i fałszywe sukcesy. Kłamstwo użyte raz może pociągnąć za sobą lawinę zdarzeń, w którym prawdziwych zjawisk może nie być zbyt wiele. Zwróćcie uwagę, że nie da się osiągnąć sukcesu, czy po prostu godnie żyć, kiedy wiecznie nie mówimy sobie prawdy. To jest po prostu nie do wytrzymania! Aby cokolwiek w swoim życiu zrobić, cokolwiek osiągnąć i stać się dobrym człowiekiem, musimy żyć w świecie takim, jakim jest. A co nam pozostanie po rzeczywistości zakłamanej przez nasze własne słowa i fałszywe przekonania?

kłamstwo

Fikcja czy rzeczywistość? Co jest prawdą, a co kłamstwem?

Dlaczego kłamiemy?

Kłamstwo w zdecydowanej większości przypadków jest złe. Nieważne, czy używamy go wobec matki, przyjaciela, czy siebie. Ta niewinna z pozoru rzecz – ta maleńka fałszywość w przekazywanych informacjach – pociąga za sobą konsekwencje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Doskonale rozumiem sam mechanizm tego czynu i powody, które nami kierują, kiedy go używamy. Zwyczajnie tak nam jest wygodniej. Kłamstwo oznacza ucieczkę przed odpowiedzialnością i zazwyczaj podyktowane jest albo strachem, albo lenistwem. Boimy się wyrzec komuś prawdę, bo nie wiemy, jak zareaguje. Okłamujemy innych, bo nie chce nam się czegoś zrobić, a zastosowanie kolejnej fałszywej wymówki jest zwyczajnie wygodniejsze. Oszukujemy siebie, bo czujemy trwogę przed zaakceptowaniem pewnych faktów, które być może – nie są zbyt korzystne. Nie żyjemy tak, jak chcemy, bo boimy się ryzyka. Robimy to, bo wolimy żyć komfortowo w swoim własnym świecie i nie wychodzić poza to, co znane i bezpieczne.

Nie chcę napisać, że to całkiem naturalne zjawisko, bo wtedy zabrzmi to, jak akceptacja takiego stanu rzeczy, a zgadzać się na kłamstwo nie powinniśmy. Dlatego podkreślę tylko, że niestety, ale kłamstwo stało się obecnie zdecydowanie zbyt mocno powszechne. Kłamiemy na każdym kroku i oszukujemy niestety nie tylko innych, ale także siebie. A jeśli tworzymy wokół siebie fałszywą rzeczywistość, to wtedy i my sami stajemy się fałszywi wobec innych. Błędne koło – jeden sznurek pociąga za kolejny.

Paradoks kłamstwa.

Prawdopodobnie, początkowo kłamstwo oszczędzi nam wielu nerwów i utraty sił. Jednak nasze życie nie trwa jeden dzień czy tydzień. Jest ono na całe szczęście zazwyczaj rozciągnięte mocno w czasie i właśnie tak samo powinniśmy spoglądać na wszelkie działania, jakich się podejmujemy. To zabawne, że ciągle mówi się o cierpliwości i wytrwałości, ale nikt nie wspomina, że kłamstwo jest idealną oznaką braku tychże dwóch wartości. Oszukiwanie to przejaw braku cierpliwości i patrzenia na siebie tylko przez pryzmat krótkoterminowy. Bo w istocie mówienie nieprawdy chroni nas przed negatywnymi emocjami, ale tylko w wymiarze małego wycinka czasu.

Jednak w dłuższej perspektywie, zapewni nam to tyle niechcianej rozrywki, że prędzej nabawimy się wrzodów żołądka, depresji i permanentnego stresu, niż uśmiechu i ulgi. Choć prawda w niektórych przypadkach może boleć i jej użycie może wywoływać niemały stres, to myślę, że całkiem logicznym rozwiązaniem jest, przełamać się w danej chwili i odczuć wszystko, co stresujące, przez kilka minut, niż pójść na skróty, nie wychodzić ze swojego komfortu, okłamać, a potem męczyć się przez wiele długich dni, prawda?

Okłamywanie siebie potrafi być skrzętnie skrywane.

Wszystko sprowadza się do odwagi i odpowiedzialności. Nie uważam, że każdy musi taki być, ale wiem, że każdy z Was ma w sobie cząstkę tych dwóch cnót. Proszę. Bądźmy odważni i realnie spoglądajmy na swoje działania. Nie zakłamujmy swojej własnej rzeczywistości tylko dlatego, że się czegoś boimy. Nasz umysł jest bardzo sprytny i czasami tak kieruje naszymi myślami, że stosuje różne fortele w postaci kuszących wymówek, czy wyjaśnień, które w rzeczywistości – nie są zgodne z prawdą. Dlatego poddawajcie wątpliwościom wszystkie niepewne swoje myśli. Zastanawiajcie się, czy to, co robicie, faktycznie jest dobre i w istocie współgra z Waszym życiem oraz planami.

oszukiwanie

Jeśli chcecie być światowej sławy pisarzami, ale wiecznie tylko czytacie książki i nie piszecie, bo ktoś Wam kiedyś powiedział, że dobry pisarz wiele czyta (w istocie dobry pisarz czyta bardzo dużo, co jest rewelacyjne, ale nigdy nie będzie pisarzem, kiedy w końcu nie zacznie pisać), to coś jest nie w porządku, prawda? Właśnie w ten sposób także oszukujecie swój umysł i to w dość przewrotny sposób. Z pozoru robicie coś dobrego i pożytecznego, ale tak naprawdę, stosujecie tylko kolejne kłamstwo wobec siebie, które jest przejawem Waszego braku odwagi i lenistwa. Nie działacie i tym samym nie zbliżacie się do swoich marzeń, ale żyjecie w bańce nieświadomości, bo przecież – „czytacie”. Ale, czy aby na pewno jest to rzecz, której powinniście oddawać się w zupełności?

Jak widzicie – nasz umysł ma wiele zakamarków, w których może ukryć prawdę. Czasami robi to tak sprytnie, że dopiero po długim czasie udaje nam się ją znaleźć, a wtedy jesteśmy zszokowani, że mogliśmy być aż tak bardzo ślepi. Nie przejmujcie się tym. Po prostu starajcie się jak najszybciej usunąć kłamstwo ze swojego życia i żyć w zgodzie z prawdą, którą przecież sami kreujecie.

Kiedy jesteśmy zmuszani do kłamstwa…

Czasami okłamujemy siebie świadomie i to jest już o wiele bardziej przykre. Zasypujemy się komunikatami, że „musimy” coś zrobić, mimo że tego nie chcemy. Pragniemy zmian, ale tkwimy dalej w jednym miejscu, bo „tak trzeba”. Właśnie szkopuł w tym, że nic nie musicie i nic nie trzeba.

Rozumiem, że zmiana pracy przy utrzymywaniu całej rodziny może być ryzykiem, ale czy uważacie, że bycie sfrustrowanym człowiekiem, okłamującym samego siebie poprzez twierdzenie, że „jakoś wytrwam”, odbija się korzystnie na Waszych bliskich? Czy nie woleliby oni, żebyście zarabiali troszkę mniej, ale byli za to częściej uśmiechnięci i szczęśliwi? To jest kolejny problem, który dotyczy wciskania sobie bajek – to zawsze odbija się także na otoczeniu. Dzieje się to w dość prosty sposób. Kłamstwo wobec siebie oznacza zawsze frustrację i nieszczęście. Potem wszelkie negatywne uczucia potrzebują ujścia i zazwyczaj je znajdują – w kontaktach z innymi osobami. Wtedy nie jesteśmy już tylko kłamcami, ale stajemy się także gburami, złośliwcami i osobami, z którymi nikt nie chce utrzymywać kontaktu.

Obiecuję, że już powoli kończę! Wytrzymajcie jeszcze chwilkę! 

Kłamstwo to nie życie. To fałszywy świat.

Słuchajcie. Nie możecie żyć w wiecznym kłamstwie, bo to nie jest prawdziwe życie. To jest fikcja, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Okłamywanie siebie jest aktem niegodnym człowieka, którym mamy przyjemność się nazywać. Rozumiem, że czasami kierują nami dobre intencje, ale są to wyjątki potwierdzające regułę. Spróbuj otrzymany od mamy prezent na swoje urodziny zniszczyć na jej oczach i wyrzucić do kosza. Nie zrobisz tego, prawda? Dlaczego więc okłamujesz siebie i niszczysz swoje życie, które otrzymałeś w prezencie? To jest tak bardzo nielogiczne i głupie, że nie wiem, jak mam dalej próbować przekonywać Was, żebyście tego nie robili. Nie piętnuje nikogo, kto to robi, ale zwyczajnie proszę, żebyście przestali tego dokonywać.

prawda

Zacznijcie żyć, tak jak chcecie Wy sami. Koniec z kłamstwami dotyczącymi pracy, której nie znosicie. Koniec z łganiem odnośnie własnych uczuć i emocji. Skończcie z oszukiwaniem siebie, że robicie to, co kochacie, a w rzeczywistości jesteście wiecznie smutni i sfrustrowani. Przestańcie okłamywać swój własny umysł, że zbliżacie się do marzeń, skoro nawet nie podjęliście próby dojścia do nich. Skończcie z gierkami, kłamstwami i oszukiwaniem.

Siebie nie możecie oszukać, bo niby kto ma na tym skorzystać? Okłamujący, czy okłamywany? Jesteście jedną osobą, z którą spędzicie wszystkie dni, aż do swojej śmierci, więc nauczcie się żyć w zgodzie z sobą, bo jeśli Wy tego nie osiągnięcie, to nikt inny za Was tego nie zrobi.

#kolejne artykuły