Roboty, sztuczna inteligencja i... technologiczna zagłada? | worldmaster.pl
#

Kiedyś roboty stanowiły surrealistyczne wizje niepoprawnych romantyków. Sztuczna inteligencja znana była tylko z kinowych ekranów. Nikt nie przypuszczał, że technologia rozwinie się tak, że teraźniejszość będzie odzwierciedlała filmową akcję. Pozorną fikcję, w której technologiczna zagłada staje się realnym faktem.

„Technologia to same plusy!”. Czy aby na pewno?

W dobie gdzie szeroko pojęta technologia jest gloryfikowana, a wszystko jest skomputeryzowane i zmechanizowane, możemy tak naprawdę mieć ciągły kontakt ze światem, nie wychodząc z domu lub nie odrywając wzroku od swojego telefonu. Bezproblemowe okazuje się w ten sposób zarządzanie firmą czy nawet edukacja szkolna. Okazuje się, że technologia umożliwia nam zarabianie pieniędzy, uczenie się i rozwój, bez opuszczania naszych czterech ścian.

To jest świetna wiadomość dla nas wszystkich. Żyjemy w czasach, w których mamy tak wiele możliwości, jak nigdy wcześniej dotąd. Daje nam to szerokie spektrum szans, na których możemy oprzeć swoją przyszłość. Możemy spodziewać się, że w kolejnych latach naszego istnienia, będą powstawały rzeczy, o których nie śniło się naszym przodkom albo nawet nam samym, jeszcze parę lat wcześniej.

Do niedawna, sztuczna inteligencja w ciele człowieka, mogła być podziwiana tylko i wyłącznie z perspektywy widza. Człowieka, spoczywającego w swoim wygodnym fotelu i rozkoszującego się kolejną częścią „Terminatora” lub równie przerażającego filmu – „Ja, robot”. Produkcji, która ukazała makabryczne skutki igrania z rzeczami, które nie do końca poznaliśmy.

Abstrahuje od technicznej strony tego przedsięwzięcia. Nie interesuje mnie, jak to coś powstaje, jak funkcjonuje i ile kosztuje. Nurtuje mnie wyłącznie jedno pytanie, które przyprawia mnie jeszcze w tym momencie, o tylko delikatną gęsią skórkę.

„Kiedy sztuczna inteligencja nas zastąpi?”

Być może snuje czarne wizje niepoprawnego romantyka dzisiejszych rozpędzonych i wysoce technologicznych czasów. Jednak zwróćcie uwagę w jakim stopniu obraz ukazany w wymienionych przeze mnie kultowych filmach, może stać się naszą rzeczywistością w przyszłości? Nie wkładam tych myśli w ramy czasowe mieszczące się w kolejnych pięćdziesięciu, ani nawet stu latach. Jednak nawet jeśli nie będzie nas na tym świecie, to ktoś po nas przejmie tę schedę.  Będzie kontynuował to, co my rozpoczęliśmy, doprowadzając cały świat, nie do miejsca ludzi, ale strefy zamieszkałej przez roboty i twory naszych własnych, ludzkich rąk… O ironio!

Rozumiem entuzjazm wynikający z aktualnych doniesień, głoszących kolejne spektakularne osiągnięcia oraz przewidywania odnośnie do sztucznej inteligencji, w których główną rolę odgrywa nieustannie postępująca technologia. W pewnym stopniu podzielam tę radość, bo przesuwa to granice naszego rozwoju i pozwala nam wkroczyć na tereny dotąd niepoznane. Jednak linia między pojęciami: „idealnie”, a „przesada” jest bardzo cienka i niewiele potrzeba, aby ją złamać bez możliwości powrotu. W tym przypadku może oznaczać to zjawisko, które będzie określane przez resztki żyjących ludzi, jako tytułowa „technologiczna zagłada.

sztuczna inteligencja

Zastanówmy się, proszę, co się stanie, gdy w końcu ktoś stworzy precedensową sytuację, w której zwykłego Pana Kowalskiego w pracy, zastąpią roboty? Przecież zapewne będą one perfekcyjne. Pozbawione wad i skaz. Idealne wykonujące swoją czynność, zaprogramowaną im przez właściciela.

W takich sytuacjach zastanawia mnie, jak bardzo jesteśmy w stanie kontrolować to, co sami tworzymy?

Przecież sztuczna inteligencja będzie mądrzejsza od nas. Tego nie da się ukryć. To będzie niczym chodząca, wielka jednostka komputerowa, zdolna do niewiarygodnych obliczeń i kalkulacji. Jak długo zajmie jej wykształcenie własnego toku rozumowania, przystosowania się i przechytrzenia ludzi?

Jestem fanem literatury fantastycznej i być może to, o czym piszę, to tylko moja bujna wyobraźnia. A może jednak jest to nasza przyszłość? Oddalona od nas o setki lat, ale nadal to, co nastąpi? Co, jeśli kluczowym pytaniem nie jest wcale: „Czy nastąpi technologiczna zagłada?”, a „Kiedy to się stanie?”.  

Roboty wymagają kontroli. Ludzkiego nadzoru!

Nie twierdzę, że tego procesu tworzenia trzeba zaprzestać. Technologia i jej rozwój to dział, który pozwala przesuwać granice ludzkiego poznania. Zaniechanie tego procesu byłoby wielkim marnotrawstwem naszego potencjału. Uważam jednak, że ktoś powinien sprawować nad tym ścisłą kontrolę. Nie komputer, nie kolejna maszyna, ale sztab ludzi-wybranych przez ludzi.

Roboty, sztuczna inteligencja czy inne „twory” jakkolwiek nazywane, powinny być wykorzystywane tylko w określonych działach naszego życia. Dodatkowo regulowane przez jasne wskazówki, określające zasady ich stosowania. Wszystko dlatego, aby nikt nigdy nie mógł dojść do wniosku, aby gdziekolwiek lub kiedykolwiek roboty, mogły zastąpić człowieka.

roboty

Roboty nie mogą wyciągać dłoni po to, co ludzkie!

Dlaczego to coś stworzone przez nas, ma być perfekcyjne? Dlaczego nie może mieć wad tak jak człowiek?  Skoro ma wyglądać tak jak my, to dlaczego ma nie być takie jak my – ludzie. Nikt z nas nie jest perfekcyjny. Ba! To właśnie nasza nie perfekcja jest naszą perfekcją, która czyni nas człowiekiem i dobitnie odróżnia nas od maszyn. Jeśli wzorujemy coś na człowieku, to niech to w maksymalnym stopniu go przypomina. Nie tylko pod kątem cech fizycznych, ale również osobowościowych oraz emocjonalnych.

Technologiczna zagłada karą za bluźnierstwo?

Czy my naprawdę chcemy bawić się w stwórcę i wskrzesiciela, tworząc chodzących bogów? Kiedy do tego dojdzie, nikt i nic nie będzie w stanie mnie przekonać, że ktokolwiek lub cokolwiek nad tym panuje. Pamiętacie słynne powiedzenie, dotyczące najpopularniejszego statku na świecie, z samego początku ponadczasowego filmu pt.: „Titanic”?

„Nawet sam Bóg go nie zatopi”.

Bóg nie był tam nawet potrzebny. Uczyniła to zwykła i prosta góra lodowa, z którą tak doskonały statek-jak go wtedy określano, nie mógł sobie poradzić.

Obawiam się, że jeśli sztuczna inteligencja obleczona ludzką skórą, wejdzie do powszechnego użytku i stanie się częścią życia naszych kolejnych z kolei prawnucząt, wtedy na horyzoncie również pojawi się taka „góra” przyszłych czasów. Przeszkoda, która zatopi niezatapialne.

technologiczna zagłada

Surrealistyczna wizja czy przyszłość świata?

Technologiczna zagłada może stać się faktem. Karą za nasze bluźnierstwo przeciwko wyższym wartościom, poprzez zachowanie pozbawione człowieczeństwa. Wtedy bieg historii zostanie zmieniony na zawsze. Nie odpowiedzą za to nasi potomkowie, ale MY. Bo to, co może stać się przyszłością, jest tworzone w naszej teraźniejszości i to właśnie MY jesteśmy za to odpowiedzialni. Nawet jeśli nie będziemy brali w tym bezpośredniego udziału w przyszłości.

Historia osądzi nasze decyzje oraz wybory. Oby tylko mogło o niej usłyszeć ludzkie ucho…  

Od wieków, wiara kojarzy nam się wyłącznie z Kościołami i szeroko pojętym życiem religijnym. Na myśl przychodzą nam duchowni, pieśni i modlitwy. Jednak tak naprawdę, wierzenia nie muszą wcale dotyczyć religii. Ich moc może zostać wykorzystana w życiu każdego z nas. Wystarczy znaleźć rzecz, której bezgranicznie zaufamy.

Czy jesteś osobą wierząca? Nie muszę znać odpowiedzi na to pytanie, aby być pewnym Twojej odpowiedzi. Nawet jeśli Ty sam temu zaprzeczyłeś. Daj mi szansę, aby udowodnić Ci, że mam rację. Poświęć kilka chwil, na zapoznanie się z tekstem poniżej. Być może właśnie dziś odkryjesz, że przez te wszystkie lata swojego istnienia żyłeś w błędzie. Mylnie sądząc, że nie wierzysz w nic, a tak naprawdę wierzysz mocniej, niż ktokolwiek inny.

Każdy z nas w coś wierzy. Dla jednych jest to Allach, a dla drugich Bóg. Dla pozostałych brak Boga. Jednak my wszyscy wierzymy w „coś”. Nie możemy z chirurgiczną precyzją ani matematyczną dokładnością stwierdzić, że coś jest lub czegoś nie ma. Wszystko opiera się na naszej wierze. Kieruje się ona w jedną ze stron, w zależności od naszych zapatrywań, upodobań lub światopoglądu. Jednak cały czas występuje i scala nas – ludzi. Bez wyjątku kim jesteśmy, skąd pochodzimy i w co wierzymy.

Wiara nas umacnia. Czyni nas silniejszymi. Abstrahuje od doznań znajdujących się poza obszarem ludzkich możliwości uzasadniania. Nie ulega wątpliwości, że sam punkt zaczepienia w naszym życiu, w którym w coś wierzymy sprawia, że czujemy się silniejsi. Pewniejsi w swoich dokonaniach i wyborach. Czujemy, że sens naszego istnienia jest pewien, bo w to wierzymy. Dążymy do niego, a swoją pewność opieramy na wierze.

Wiara w codziennym życiu.

W życiu niereligijnym, kierujemy się tymi samymi zasadami. W każdej chwili naszego istnienia jest z nami wiara. W tej sytuacji cel naszego uczucia również będzie inny – w zależności od własnych zapatrywań oraz upodobań, ale zawsze będzie występował. Jedni swoją wiarę upatrują w drugim człowieku. Dla innych będzie to wiara w postęp i technologie. Pierwsi z lubością oddadzą się konwersacji z ludźmi, pomocy im i sprawieniu, aby żyło się im lepiej, a Ci drudzy będą za wszelką cenę próbowali stworzyć coś ponadczasowego i dotychczas nieznanego. Coś, co być może również będzie służyło ludziom. Jednak w obu tych przypadkach, głównym faktorem kierującym jest to, w co wierzmy. Tak też powinno wyglądać życie każdego z nas.

Dlaczego żyjemy tak daleko od własnego punktu wierzenia? Dlaczego nie potrafimy wyzbyć się własnych wygód, strefy komfortu i wszelkich korzyści? W jakim celu prowadzimy życie pozbawione czynnika, tak bardzo determinującego nasze człowieczeństwo?

Życiowa asekuracja.

Bezpieczniej jest uciszyć własne wierzenia, zepchnąć je na dalszy plan i zapomnieć o nich, aniżeli pójść za nimi do samego końca. Tłumaczymy to przed samymi sobą, że nie mamy wyjścia. Rzekomo musimy robić coś wbrew sobie, aby utrzymać rodzinę czy zachować kontakty towarzyskie. Jednak czym jesteśmy, skoro sprzeniewierzamy się własnym wierzeniom? Co pozostaje nam więcej w życiu, jeśli występujemy przeciwko temu, w co wierzmy? Kim się wtedy stajemy?

Wiara czyni cuda

Człowiekiem umarłym za życia. Gnijącym od środka. Pustym wewnątrz. Poruszającym się i czekającym na koniec…

Jesteśmy ludźmi wewnętrznie rozdartymi. Gubimy swoją osobowość i swoja własne „ja”, jeśli sprzeciwiamy się własnym wierzeniom. Tracimy własną tożsamość, która to właśnie czyni nas innymi od tych, którzy umierają za życia. Tych, którzy są zagubieni we własnej wierze.

Kochamy podróżować, wierzymy w moc zbierania doświadczeń i obcowania na łonie natury, poznając nowe miejsca i nowych ludzi na świecie. Jednak od kilku lat, całymi dniami przesiadujemy w biurze, wypełniając bzdurne dokumenty, mając za towarzystwo jedynie komputer, biurko i białą ścianę naprzeciwko. Czy to nie jest jawne pogwałcenie własnych wierzeń?

Nie narzuca nam ich kultura, środowisko, kraj czy ustrój. My sami jesteśmy odpowiedzialni za ich wybór! Więc jak to możliwe, że się im sprzeciwiamy? Gardzimy nimi, nie korzystając z nich?

Znajdź swoje wierzenia i podążaj za nimi.

Oddanie się „czemuś” to pierwszy, bardzo ważny krok na drodze ku osiągnięciu prawdziwej wolności duchowej i życiowej. Wyznaczenie sobie punktu zaczepienia, którego będziemy się łapać, w każdej trudnej chwili sprawia, że inne rzeczy wydają się łatwiejsze. Jednak wiara bez praktyki i odpowiedniej realizacji jest niczym.

Tak samo, jak wszyscy deklarujący się i wierzący katolicy, którzy zabijają swoje żony lub dzieci, w nagłym przypływie amoku, tak samo i my, wierzący w swoją własną ideę, ale nie postępujący zgodnie z nią, jesteśmy tacy sami.

Mówimy, ale nie robimy. Marzymy, ale nie działamy. Wierzymy, ale nie praktykujemy.

O wiele ważniejszą częścią jest krok drugi, w którym to wychodzimy naprzeciw naszym wierzeniom. Realizujemy to, za czym podążamy. Postępujemy zgodnie z własnym uczuciem. Z własną ideologią. Nie boimy się, bo jak można się bać czegoś, co tak oddanie i zawzięcie definiuje nasza wiara? Jeśli w coś wierzysz prawdziwie, to zawsze będziesz za to walczył do samego końca. Bez względu czy będzie to dla Ciebie korzystne, czy nie. Sama moc tego zjawiska spowoduje, że nie ulękniesz się niczego, ani nikogo, kto stanie na Twojej drodze.

wierzenia

Wszyscy ludzie sukcesu, którzy zapisali się na kartach historii, wierzyli w coś, co wywindowało ich pod niebiosa. Nawet jeśli nikt inny poza nimi tego nie robił, to oni nadal ufali we własne przekonania. Bez znaczenia pozostawał fakt, że byli odrzucani i wyśmiewani, a porażek doznawali na każdym kroku. Mieli swój punkt oparcia, co sprawiło, że osiągnęli szczyty.

Sportowcy wierzą w siebie i dlatego osiągają sukcesy. Phil Knight wierzył w swoje buty do biegania i dlatego dziś, możemy nosić Nike. Elon Musk wierzy w moc technologii i postępu, dlatego realizuje projekty, o których nie śniło się innym osobom. Nick Vujicic wierzył, że może żyć jak normalny człowiek, pomimo braku rąk i nóg, i cały czas tak właśnie żyje. Pomimo swojej dysfunkcji, przeżywa życie w jego pełni. O wiele lepiej niż w pełni sprawny człowiek.

Niezachwiana i pewna wiara niesie ze sobą ogromną moc. Mogą nas o tym dobitnie przekonać przypadki ludzi, dotkniętych hipochondrią. Przypadłością, w której to kompletnie zdrowy człowiek, sam siebie przekonuje, że jest chory. Robi to, dzięki swojej niezachwianej, silnej i w tym przypadku, niepoprawnej wierze. Również efekt placebo, którego działanie nie zostało jeszcze dokładnie wyjaśnione, wskazuje na dużą rolę czynnika wiary w naszym życiu.

Róbmy to, w co wierzymy.

Uwierzcie, że dzięki temu jest łatwiej. Dzięki temu odczuwasz szczere i naturalne emocje, kiedy znajdujesz się na drodze razem z przedmiotem własnej wiary. Nie sprzeniewierzajmy się wierze dla niższych wartości jak pieniądze, sława czy rozgłos. Zaufajcie, że jeśli poświęcicie wystarczająco dużo czasu i trudu, to wartości te i tak zdobędziecie. Z tą jednak różnicą, że zrobicie to, wierząc w coś, co sami sobie wyznaczyliście.

Także i wierzenia, mogą być nie do końca poprawne i korzystne. Dlatego warto spojrzeć na swoje poczynania z szerszej perspektywy. Czasami ochłonąć. Przemyśleć kilka kwestii i zastanowić się, czy to, co robimy, nie niszczy nikomu życia. Zadajmy sobie pytanie, czy przedmiot naszych wierzeń nie wyrządza komukolwiek krzywdy.

Musimy w coś wierzyć. Musimy podążać za wiarą, aby zrealizować swój cel. Będzie ciężko. Będziemy bici, opluwani i kopani. Mieszani z błotem i zrównani z ziemią nie jeden, ale wiele razy. To będzie istna próba naszego wierzenia. Tylko nieliczni ją przetrwają. Wtedy właśnie wychodzi na jaw, jak mocno ugruntowana jest w nas, nasza wiara. Jak silna i niezachwiana ona jest i jak mocni my sami w niej jesteśmy.

 

Czy zmiana nastawienia do świata oraz zjawisk w nim zachodzących, naprawdę oznacza przeobrażenie naszego życia na takie, o którym zawsze marzyliśmy? Zanurz się w świat moich myśli i znajdź odpowiedź na to pytanie. Zdradzę Ci jednak już teraz drogi czytelniku, że zmiana życia zawsze ma swój początek w naszym wnętrzu.

Deszcz – szczęście czy smutek? Zmiana nastawienia do świata ma swój początek w małych rzeczach.

Zmiana nastawienia do świata

Od bardzo długiego czasu, nurtowało mnie pytanie związane z bieganiem. Nie dotyczyło ono żadnej wyspecjalizowanej wiedzy w tej dziedzinie, a do uzyskania na nie odpowiedzi, nie mogłem zgłosić się do eksperta tego sportu. Doskonale wiedziałem, że gdy tylko się z nim uporam, to otrzymam odpowiedź nie tylko na powracające raz po raz pytanie. Zdawałem sobie sprawę, że rozwiązanie tego problemu sprawi, że wiele innych faktów, ukaże się dla mnie w innym, lepszym świetle.

Nie myliłem się.

Mój długotrwały problem dotyczył pytania, które brzmiało: „Dlaczego, gdy pada deszcz, Ty nie tracisz otuchy i wychodzisz biegać na zewnątrz mimo to, a inni narzekają, lamentują i rezygnują z przebieżki na świeżym powietrzu?”.

Choć w pierwszym momencie, odpowiedź wydaje się banalna, to nie satysfakcjonowała mnie ona w zupełności. Mogłem sobie odpowiedzieć, że bierze się to z silnej woli, większej motywacji czy samego uczucia do wykonywania danej czynności. Jednak to wydawało mi się zbyt proste. Wraz z rzekomym rozwiązaniem, przyszło jeszcze więcej pytań, które brzmiały: „A co w przypadku osób tak samo silnych, o tym samym poziomie motywacji i miłości do tego sportu?”. Dlaczego nadal, jedna z nich na widok obficie padającego deszczu, machnie lekceważąco ręką i z uśmiechem na ustach zacznie swój trening, a inna zaszyje się w ciepłym kącie, odganiając natarczywą myśl o wyjściu na zewnątrz?

Problem był bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać. Choć w tym momencie zapewne myślicie, że tekst ten Was nie dotyczy, to jednak zapewniam, że jak wszystkie moje artykuły– nie jest on jednoznaczny. Każdy może wynieść z każdego mojego tekstu, coś wartościowego. Tak też jest i w tym przypadku. Nie sugeruj się bieganiem. To nawet nie jest tekst o tej aktywności!

Świadoma zmiana życia rozgrywa się w naszym wnętrzu.

Wstępna anegdota miała za zadanie wprowadzić Was do tematu dzisiejszego tekstu. Na pozór błahy problem, stał się dla mnie źródłem poznania wielu zjawisk oraz rzeczy, zachodzących w naszym postrzeganiu świata. W końcu znalazłem odpowiedź na swoje pytanie. Dokonałem tego za pomocą książki Anthonego Robbinsa „Obudź w sobie olbrzyma”. Jest ona istnym światowym bestsellerem, odkąd ujrzała światło dzienne. 

Odpowiedź przyszła nagle i po jej usłyszeniu we własnym wnętrzu, uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie jej prostotę, a zarazem nieziemski geniusz.

To, jak postrzegamy dane zjawisko, zależy tylko i wyłącznie od nas samych. To my decydujemy, co będziemy odczuwać i jak zareagujemy. Zmiana życia polega na przeobrażeniu sposobu swojego myślenia. A inna forma myślenia, to zmiana nastawienia do świata i wszystkiego, co się w nim rozgrywa.

zmiana życia

Bardzo proste, prawda? Dlaczego więc, na co dzień, nie zdajemy sobie z tego sprawy i zapominamy o tak banalnej rzeczy? Cokolwiek się dzieje na świecie każdego dnia, nie ma na nas bezpośredniego wpływu. To nie konkretne wydarzenie determinuje nasze uczucia, emocje czy zachowanie. Żadne zjawisko na nas nie oddziałuje w sposób jasny i konkretny. My sami to robimy.

Taka sama sytuacja, ale różne reakcje.

Nasze własne odczucia, wartości oraz reguły, jakimi kierujemy się w życiu precyzują, jak zareagujemy na daną okoliczność i co będziemy czuć w związku z nią. To dlatego jedni reagują gromkim śmiechem na sprośny żart, a inni z dezaprobatą kręcą głową. Nie ma znaczenia fakt, że obie osoby dysponują niesamowitym poczuciem humoru. Jedna z nich, dopuszcza do siebie tego rodzaju dowcipy, a reguły i zasady innej, nie pozwalają jej się z nich cieszyć. Również nasza reakcja na korek w drodze do pracy jest zgoła inna i pochodzi wyłącznie z naszego wnętrza. Dwie osoby, jadące do tej samej pracy, zajmujące te same stanowiska, mogą reagować zgoła różnie na wieść o przymusowym, godzinnym postoju. Jedna zbulwersuje się i rozpocznie istną tyradę skierowaną do tylko jej znanej istoty. Druga włączy swoją ulubioną muzykę i zacznie delektować się chwilą dla siebie, której tak bardzo jej brakuje.

Z tego też powodu, naszego szczęścia nie determinują rzeczy materialne. Dlatego wiele majętnych osób jest nieszczęśliwych i smutnych. Dziwimy się, dlaczego Ci, którzy na pozór mają wszystko, kończą swoje życie zdecydowanie przedwcześnie. Zaskakuje nas fakt, że Ci, którzy nie mają nic, są tymi, którzy dzielą się swoją radością z całym światem, a ich uśmiech zaraża każdego dookoła.

Uczucia nie należą do świata zewnętrznego, tylko do nas.

Szczęście i jakiekolwiek inne uczucie bierze się z nas samych. Z naszego wnętrza. Nie z ilości posiadanych rzeczy, osiągnięć, sukcesów czy tytułów, ale zawsze z naszego własnego postrzegania rzeczywistości i nastawienia do zjawisk w niej zachodzących. To dlatego nasze życie jest tak niesamowite i każdy człowiek różni się od innego. Nie możliwe jest znalezienie dwóch identycznych osób, bo nasze zachowania oraz okazywane emocje, nie determinuje świat zewnętrzny, ale to, co znajduje się wewnątrz nas. A w tym, każdy człowiek jest unikalny i jedyny w swoim rodzaju.

Stąd właśnie, biorą się różne definicje uczuć, emocji czy ludzkich zachowań. Dla jednych szczęściem będzie uśmiech bliskiej osoby, dla drugich miły uczynek, a jeszcze dla innych – bogactwo i luksusowy samochód. Nie neguje żadnych odczuć, jakiejkolwiek osoby. Nie w mojej mocy leży wyciąganie opinii na temat kogokolwiek. To świetnie, że potrafimy postrzegać świat i każde zjawisko w różnych barwach. Dzięki temu możemy określać się mianem człowieka i z dumą żyć na tym świecie!

To prosta, ale zarazem wielka tajemnica poznania. Prawda, umiejąca otworzyć wiele, zamkniętych do tej pory drzwi. Uświadomienie jej sobie i przypominanie sobie o niej każdego dnia, w każdej chwili swojego życia, pozwoli nam nad nim zapanować. Problematyczne do tej pory sytuacje, nagle przestaną takie być. Zmiana nastawienia do świata spowoduje, że rzeczy, które nas do tej pory denerwowały, zaczną nas cieszyć. A zjawiska, które były dla nas do tej pory obojętne, zaczną być dostrzegalne i doceniane.

Zapamiętajmy, że choć możemy nie mieć wpływu na dane zjawisko, to zawsze mamy wpływ na to, jak zareagujemy. Tylko od nas zależy, jakie w nas uczucie ono wywoła i jaki wpływ wywrze na naszym życiu. Zacznijmy sprawować kontrolę nad sobą, a dzięki temu zapanujemy nad swoim życiem. 

Jeśli jesteś amatorem kulturystyki, treningu siłowego lub dietetyki, albo po prostu chcesz zacząć swoją przygodę z kształtowaniem sylwetki, to trafiłeś w odpowiednie miejsce. Bilans kaloryczny i jego omówienie oszczędzi Twój cenny czas, który straciłbyś na słuchanie fałszywych informacji od „Internetowych znawców”. Posłuchaj, co mam Ci do przekazania, zamiast szukać wiadomości w gąszczu dietetycznej dżungli.  Podaruj mi kilka minut teraz i oszczędź kilka godzin, które spędziłbyś na wysłuchiwaniu istnego, żywieniowego bełkotu.

To, co pasuje do pana Nowaka, nijak ma się do Pana Kowalskiego, a tym bardziej do Pani Jadzi z warzywniaka. Bierze się to z faktu, że każdy z nas jest inny i to samo możemy powiedzieć o każdej innej dziedzinie naszego życia. Nie ma jedynej, uniwersalnej prawdy.

Jednak tak jak wszędzie, są pewne zasady i reguły, które są niezmienne i stanowią podstawę wszelkiego działania bez względu, o jakim kręgu tematycznym mówimy. W dietetyce, a dokładnie w kształtowaniu sylwetki, też takowe występują. Absolutna podstawa, bez której zrozumienia, niemal niemożliwym staję się poprawne i odpowiednie rozpoczęcie swojej podróży ku lepszemu ciału.

Dlatego wychodzę naprzeciw Waszym oczekiwaniom i chciałbym w jednym, prostym i zrozumiałym tekście, omówić zasadę, której przyswojenie, da Wam odpowiedzieć na wiele nurtujących Was pytań. Również dzięki niej, rozwiejecie kilka mitów żywieniowych, które zakorzeniły się wśród szerokiego grona bywalców siłowni oraz entuzjastów zdrowego żywienia.

Bilans kaloryczny – wyjaśnienie.

W budżecie domowym niejednokrotnie robiliście zestawienie, prezentujące Wasze przychody oraz wydatki. Dzięki temu otrzymywaliście swoisty bilans i mieliście pełne rozeznanie tego, czy dobrze zarządzacie swoim majątkiem, czy musicie coś w swoim działaniu zmienić, aby uzyskać pożądany efekt. Identyczny bilans i zestawienie obowiązuje w Waszej diecie. W tym przypadku zamiast pieniędzmi operuje się kaloriami.

bilans kaloryczny

Bilans kaloryczny dotyczy kalorii przyjmowanych pod postacią pożywienia oraz kalorii wydatkowanych w ciągu dnia przez nasz organizm, określanych poprzez dobowe zapotrzebowanie kaloryczne. To są dwa podstawowe zjawiska, które wpływają na to, czy nasza waga spada, rośnie czy niezmiennie pokazuje tę samą wartość.

  • Jeśli dostarczysz swojemu organizmowi więcej energii, niż ten jest w stanie wydatkować – twoja waga wzrośnie.
  • Jeśli ilość energii przyjęta z zewnątrz, będzie mniejsza niż ta wykorzystywana przez nasze ciało – twoja waga spadnie.

Im większa różnica, tym większą zmianę będzie pokazywała waga. Miejmy jednak na uwadze fakt, że wszelkie drastyczne i szybkie skoki wagi, niezależne w którą ze stron, nigdy nie są zdrowe ani korzystne dla naszego ciała. Dlatego zadbajmy o to, aby różnica wynikająca z zasady bilansu kalorycznego zawsze była niewielka i rozsądna. Nie powinniśmy nawet rozważać wszelkich diet przypominających głodowanie.

Dzięki poznaniu i uświadomieniu sobie tej jednej, prostej zasady, można z łatwością rozwiązać inne mityczne oraz nieprawdziwe stwierdzenia. Wiele osób wierzy, że istnieją produkty, które mają wyjątkowe i niemal magiczne właściwości, powodujące tycie. Wśród tych nieszczęśników, bardzo często wymieniane są ziemniaki czy produkty z mąki pszennej. Nie wspominając już o słodyczach, fast-foodach i szeroko pojętym „niezdrowym jedzeniu”.

Gdyby te produkty były ludźmi, zapewne otrzymalibyście wezwanie do sądu za oszczerstwa oraz pomówienia. Nie wygralibyście! 

Eksperyment nauczyciela. Jedz fast-foody i chudnij!

Zawsze jako udowodnienie mojej tezy, a przy tym urzeczywistnienie jej, podaje eksperyment, którego dokonał nauczyciel ze Stanów Zjednoczonych – John Cisna. Przez trzy miesiące, stołował się tylko i wyłącznie w restauracji, której specjalnością są „szybkie dania”. Produkty należące do tej grupy zostały przez wielu, zgodnie przyjęte jako główny czynnik powodujący nadwagę i problemy z sylwetką. Spożywanie ich, zdecydowanie prowadzi do problemów zdrowotnych, ale nie do pogorszenia stanu naszego wyglądu zewnętrznego. Przynajmniej niebezpośrednio.

Po ukończeniu swojego doświadczenia, nauczyciel z radością oznajmił światu, że nie przybrał na wadze, ani jednego kilograma. Co więcej! Waga wskazała mniej niż przed rozpoczęciem eksperymentu. Dla większości był to ogromny szok. Dla Was jednak taka sytuacja nie będzie stanowiła zaskoczenia. Wiecie już, że za sprawą tej potencjalnie rewolucyjnej metody działania, stał nie kto inny, jak nasz niezawodny bilans kaloryczny. Jadł mniej, niż jego organizm potrzebował. W ten sposób tracił kilogramy na wadze.

Nie zachęcam nikogo do powtórzenia tego wyczynu, który wbrew pozorom był dość niebezpieczny. Rozpatrujemy ten przykład pod kątem sylwetki i utraty wagi, ale nie zapomnijmy, że zdrowie jest o wiele ważniejsze. A to, w przypadku tego pana, było mocno zachwiane oraz w nie najlepszym stanie.

Mam nadzieję, że poprzez poznanie omówionej w tym tekście zasady, jesteście w stanie bez problemu rozwiązać problem, dotyczący określenia danego produktu jako tuczącego. Nie ma możliwości, aby cokolwiek spowodowało wzrost naszej wagi, jeśli nie przekroczmy swojego dobowego zapotrzebowania kalorycznego, a w konsekwencji – nasz bilans kaloryczny nie będzie dodatni.

Dopóki przebywamy w deficycie kalorycznym, nie ma fizycznej możliwości, aby wskazówka naszej wagi drgnęła ku górze.

Pamiętajmy jednak, że przypadki te, dotyczą osób zdrowych. W swoich rozważaniach abstrahuje od ludzi dotkniętych chorobami tarczycy, zaburzeniami  metabolicznymi, insulinoopornością czy chorobami autoimmunologicznymi. W przypadku osób cierpiących na którąkolwiek z tych przypadłości zalecam natychmiastowe skontaktowanie się ze specjalistą i dostosowanie swojego planu żywieniowego do potrzeb i ograniczeń organizmu.

Wyżej zebrane informacje to tylko niewielka część istnej dżungli pytań i problemów, z którymi borykają się początkujący. Wierzę jednak, że tym o to artykułem rozwiązałem przynajmniej część waszych wątpliwości i rzuciłem jasne światło na nurtujące Was sprawy. Nie zapominajcie proszę, że jakiekolwiek zasady i wskazówki są niczym, jeśli nie są one dostosowane do naszego życiaNajważniejszym czynnikiem diety jest możliwość jej utrzymania przez całe nasze istnienie, a nie przez określony czas w przyszłości. Prawdziwa dieta nie ma ram czasowych. To zmiana nawyków żywieniowych, do końca naszego pięknego istnienia.  

Zachowujemy się bardzo nielogicznie. Świadomie dozujemy sobie wartości, które występują w naszym życiu w ilości nieograniczonej! Dodatkowo zależą one, wyłącznie od nas samych. Mówimy na nie szczęście i radość. Są one najwspanialszym darem, który możemy posiąść już dzisiaj.

Bądź szczęśliwy dziś, a nie jutro. Żyjesz, więc to doceń.

W świecie, w którym nie mamy wiele czasu na delektowanie się słowem pisanym, coraz większą rolę zaczyna odgrywać głos płynący wprost do naszego ucha. Doceniając i respektując tę formę zapoznawania się z otaczającym nas światem, stałem się zagorzałym zwolennikiem słuchania podcastów. To właśnie podczas słuchania jednego z nich usłyszałem znamienne słowa. Na bardzo długo, odcisnęły one swoje piętno na mojej psychice i zmieniły moje postrzeganie uczucia, jakim jest szczęście. Mam nadzieję, że twoja perspektywiczna dusza, pozwoli Ci na zapoznanie się z moimi słowami. Nie mówionymi, lecz pisanymi.

„If You aren’t happy now, you will never be happy”

Na pozór są te słowa, które większość zbyłaby w ciągu kilku sekund. Usłyszałaby i natychmiast wypuściła ze swojego umysłu, dając im ulecieć w przestrzeń, niczym utracona idea lub niezrealizowane marzenia. Nie bez przyczyny większość, którą wskazałem wyżej, tworzą zazwyczaj Ci najbardziej niespełnieni, rozczarowani życiem i równocześnie – najgłośniej krzyczący o niesprawiedliwości otaczającego świata.

Kiedy słowa te rozbrzmiały w moich uszach podczas niedzielnego spaceru, który staje się już powoli moim rytuałem i stanowi moje własne, małe szczęście, stanąłem z wrażenia. Zatrzymałem się, wyciągnąłem telefon z kieszeni swoich czarnych, sportowych spodenek, wcisnąłem pauzę i przesunąłem cały epizod o piętnaście sekund wstecz. Chciałem to usłyszeć raz jeszcze, tym razem będąc w pełni skupionym.

To stwierdzenie natychmiast zapisałem  w swoim notatniku, zdając sobie doskonale sprawę z ulotności ludzkiej pamięci. To zabawne jak słowa potrafią na nas różnie działać, w zależności od tego, jaki mamy do nich stosunek. Na jednych, działają jak nic nieznaczące komunikaty, wypowiadane niczym w niezrozumiałym języku. Z kolei na drugich, potrafią odbić swe piętno tak mocno, że Ci nie potrafią się ich pozbyć. Nawet gdyby mocno tego pragnęli.

Walcz o swoje szczęście. Teraz!

Zastanowiłem się głęboko nad tym jednym, prostym zdaniem i uderzyła mnie zarówno jego prostota, jak i niesamowita mądrość.

„Jeśli nie jesteś szczęśliwy teraz, nigdy taki nie będziesz”

radość

Czy to nie jest remedium na nasze problemy? Czy rozwiązanie tej zagadki, nie da nam odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Czy w końcu dzięki uświadomieniu sobie tego stwierdzenia, nie zaczniemy być szczęśliwi „dziś”, a nie „jutro”, które może nigdy nie nadejść?

Wielokrotnie w swoim krótkim życiu słyszałem tęskne komunikaty rzucane ni to w przestrzeń, ni to do drugiego człowieka. Brzmiały one: „Gdybym tylko miał więcej pieniędzy, na pewno odczuwałbym większe szczęście” lub „Gdy tylko dostanę awans, zacznę się cieszyć i czerpać z życia garściami. Zacznę podróżować!”.

Jeśli nie potrafimy być szczęśliwi w położeniu, w którym znajdujemy się obecnie, nigdy nie będziemy zdolni, aby czuć radość w przyszłości. Bez znaczenia czy będziemy biedakami, czy milionerami. Ludźmi o przeciętnych zdolnościach, czy ludźmi sukcesu o wyjątkowej inteligencji. Zawsze będziemy odczuwali pewną pustkę w życiu. Pewien niedostatek o jakże prostej, ale magicznej nazwie – szczęście. Jego brak, zawsze będzie dominował nad tym, co osiągnęliśmy. Będziemy potrzebowali więcej, tłumacząc sobie po raz kolejny, że to doprowadzi nas do prawdziwego odczuwania tego uczucia i doceniania życia w jego pełni takim, jakim jest. Nie potrzebujemy bogactw, aby poczuć smak naszego istnienia. Zbędne są nam rzeczy materialne poza podstawowymi, aby radość na stałe zagościła w naszym życiu.

Dlaczego ludzie, którzy mają wiele, są wiecznie zdenerwowani, a osoby, które nie mają nic, są tymi najczęściej się uśmiechającymi?

To oni zrozumieli potęgę życia. Doceniania go i cieszenia się z niego w takiej postaci, jakiej jest. Sam fakt istnienia na tym świecie – życia na nim, jest niepodważalnym dowodem cudu, jaki dzieje się na naszych oczach. Cudu, którego tak często nie chcemy zauważyć. Zjawiska, obok którego przechodzimy zbyt mocno zajęci gonitwą za szczęściem, które w ten sposób nigdy nie nadejdzie.

Ludzie, którzy osiągnęli prawdziwy sukces, realizując się zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej. Osoby sterujące i zarządzające największymi koncernami świata. Wielcy sportowcy, których nazwiska zna każdy, bez znaczenia czy interesuje się daną dyscypliną. Oni wszyscy zrozumieli, że szczęście ma słodki smak. Nie w momencie, kiedy byli na szczycie i osiągnęli sukces, ale już na samym początku. Na starcie swojej przygody ku wielkości. Nie ważne czy rzucali szkołę w wieku 16 lat jak Richard Branson i byli bardziej niepewni swojej przyszłości, niż my jutrzejszej pogody, czy opuszczali targany wojną kraj jak Mo Farah i zostawiali w nim wszystko, co znali i kochali. Oni wszyscy bez względu na to, czy posiadali bogactwa i sukcesy, czy puste portfele i brak klarownych perspektyw – czuli w sobie radość, bo wiedzieli, że to doprowadzi ich wyżej, niż mogliby przypuszczać.

Bądźmy jak wielcy tego świata.

Wcale nie musimy dążyć do ogromnej fortuny. Każdy z nas ma swoje małe, często skrywane przed światem marzenia. Wierzymy, że doprowadzą nas one na rozległe pola szczęścia, na których będziemy beztrosko skakać z radości. To się nigdy nie wydarzy, jeśli pragnieniem będzie tylko zrealizowanie celu, a nie cieszenie się z każdej możliwości bycia na drodze do niego. Uczestniczenia każdym możliwym receptorem naszego ciała, we wspaniałej rozgrywce, jaką jest życie.

Zacznijmy doceniać piękną różę rosnącą tuż pod oknem naszego domu, zamiast marzyć o rozległym polu tego cudownego kwiatu gdzieś w oddali. Pokażmy swoją radość!

szczęście

Snujmy marzenia, rozwijajmy się, pragnijmy więcej, próbujmy zajść dalej niż ktokolwiek przed nami, dążmy do spełnienia, ale nie zatraćmy się w tym. Cieszmy się z tego, co posiadamy już teraz. Zaakceptujmy rzeczywistość i każdego dnia dążmy do jej lepszej wersji.

Przezwyciężajmy słabsze chwile.

Zatwierdźmy fakt, że każdy z nas ma gorsze dni, które mogą nastrajać nas negatywnie do tego, co robimy. To zupełnie normalne, że nie jesteśmy w stanie przez cały czas być w takim samym stanie emocjonalnym. Taka jest nasza piękna, ludzka natura. Niejednokrotnie przyjdą chwile zwątpienia, samotny, cichy szloch w ciemnym pokoju z dala od ludzkiego oka lub stres wynikający z oczekiwań w nas pokładanych. Jesteśmy to jednak w stanie przezwyciężyć. Codziennym docenieniem i cieszeniem się z tego, co mamy teraz i radością z przebywania na drodze do własnego spełnienia.

W każdej takiej sytuacji powinniśmy odczuwać silną, wewnętrzną potrzebę zmiany i ponownego skoordynowania naszego kursu, ku szczęściu. W ten sposób, bez względu na to, co posiadamy i w jakiej ilości – szczęście zawsze będzie w nas. Właśnie stamtąd się ono bierze. Nie ze stanu dóbr materialnych, ale z pięknej, otaczającej nas rzeczywistości, cudu życia i naszego własnego stosunku do nich.

Paradoksalnie, to właśnie  Ci, którzy najmocniej obawiają się o swoje bogactwa, są tymi nieszczęśliwymi, którym daleko jest do osób, będących synonimem sukcesu i spełnienia.

Jeśli jakakolwiek wartość determinuje Twoje szczęście, to wiedz, że zawsze będziesz pragnął jej więcej. Bez względu na to, w jakim stopniu ją posiądziesz. Tym samym radość wynikająca z życia, nigdy nie pozwoli Ci poznać swojego prawdziwego smaku. Niech nie to o czym marzymy jutro, wyznacza nasze szczęście, ale to ile posiadamy dziś i do czego dążymy w swoim pełnym przygód życiu.   

#kolejne artykuły