Racjonalność czy emocjonalność? A czemu nie to i to? | worldmaster.pl
#

Lubimy postrzegać świat dychotomicznie: ALBO-ALBO. Emocje czy logika? Kreatywność czy analityka? Spontaniczność czy solidny plan? A czemu nie to i to? Racjonalność czy emocjonalność, czyli Apollo i Dionizos w każdym z nas.

Tak, więc przedstawiam Wam krótki materiał o naturalnej skłonności do postrzegania naszych zachowań przez pryzmat dwoistości ludzkiej natury. Nie musimy wybierać, kiedy z lepszym rezultatem możemy łączyć jedno z drugim.

Racjonalność czy emocjonalność? A czemu nie to i to?

Bartosz Filip Malinowski

Jestem strategiem, konsultantem i kreatywnym. Łączę kropki, które znikają ludziom z oczu. Założyłem agencję doradczą WeTheCrowd. Staram się także łączyć różne światy i dyscypliny oraz zachęcać do wyjścia ze swojej bańki na vlogu Bez/Schematu.

Racjonalność czy emocjonalność.Lubimy postrzegać świat dychotomicznie: ALBO-ALBO. Emocje czy logika? Kreatywność czy Racjonalność czy emocjonalność

4 lekcje twórczej strategii od Nine Inch Nails i Trenta Reznora. Kto inny, jeśli nie artysta, może sprawić, że marketing i strategia stanie się sztuką?

Crowdsourcing, user-generated content, model freemium, czy chociażby marketing doświadczeń… to tylko kilka koncepcji, które Trent Reznor w pionierski sposób połączył ze swoją twórczością. Oto 4 lekcje i strategie, które z powodzeniem może stosować każdy artysta, marketer, czy menedżer.

4 lekcje twórczej strategii od Nine Inch Nails i Trenta Reznora. Kto inny, jeśli nie artysta, może sprawić, że marketing i strategia stanie się sztuką?

Apofenia?

A co, gdybym powiedział Ci, że Twój umysł regularnie Cię oszukuje, a Ty jeszcze czerpiesz z tego przyjemność? I co, gdybym powiedział Ci, że sztuka wizualna nie byłaby tym samym, gdyby nie skłonność naszego mózgu do dostrzegania tego, czego w rzeczywistości nie ma? Czym jest Apofenia? Jest to zjawisko po raz pierwszy nazwane i opisane w 1958 r. przez niemieckiego neurologa i psychiatrę Klausa Conrada, jako:

nieuzasadnione dostrzeganie zależności i znaczeń

Wg Conrada były to urojenia i nadinterpretacje elementów rzeczywistości typowe na dla schizofreników na wczesnym etapie choroby. Szwajcarski psycholog Peter Brugger, który upowszechnił to pojęcie w języku angielskim, przedstawia je jednak jako błąd w naszym systemie poznawczym i naturalną tendencję do szukania wzorów w przypadkowych informacjach.

Nasze umysły w toku ewolucji zmieniły się w maszyny skutecznego rozpoznawania wzorów, aby dostrzegać to, co istotne w kaskadzie informacji – od zarysu sylwetki drapieżnika czyhającego w trawie, po długofalowe przewidywanie rezultatów naszych działań. Apofenia jest efektem ubocznym, który sprawia, że nasze mózgi często nie są w stanie odróżnić wzorów prawdziwych od urojonych.

Powszechnym przejawem apofenii jest tzw. pareidolia, czyli oparta na złudzeniu zniekształcona percepcja obrazów i dźwięków. Niektórzy dostrzegają twarz Jezusa na pizzy…

czym jest apofenia malinowski

…inni oko Boga w kosmicznej mgławicy.

czym jest apofenia malinowski

Psychologowie wykorzystują tzw. test Rorschacha w pracy z pacjentami, posługując się pozornie bezkształtnymi figurami graficznymi.

Bardziej złożoną formą apofenii jest znajdywanie związków przyczynowo-skutkowych tam, gdzie wcale ich nie ma, jak w przypadku tzw. paradoksu hazardzisty. Gracze są w stanie wmówić sobie, że określone żetony przynoszą szczęście albo że jeżeli przegrało się wiele razy pod rząd, to los musi się odwrócić na ich korzyść. Jednak wiadomo, że statystycznie możliwe jest przegrywanie w nieskończoność.

Czym jest apofenia – inna perspektywa

To także dostrzeganie sensu w przypadkowych sytuacjach, jak np. natrafienie przypadkiem na tę samą osobę dwa razy w ciągu dnia w różnych lokalizacjach (zrządzenie lub ręka losu), czy też błąd konfirmacji, czyli tendencja do preferowania informacji, które potwierdzają wcześniejsze oczekiwania i hipotezy, niezależnie od tego, czy te informacje są prawdziwe.

Chociaż apofenia uznawana jest za błąd w naszym systemie poznawczym i niekoniecznie potrzebną pozostałość ewolucyjną, warto spojrzeć na nią z nietypowej perspektywy. Zdaniem wspomnianego Petera Bruggera, granica między psychozą a twórczością jest bardzo cienka, a apofenia i kreatywność mogą być postrzegane jako dwie strony tej samej monety.

Popisy iluzjonistów, magia kina, podziwianie dzieł sztuki i dostrzeganie w nich głębi, o której nie pomyślał nawet autor. Jest to możliwe właśnie dlatego, że pozwalamy dać się oszukać naszemu umysłowi. Być może warto więc być świadomym naszej podatności na fałszywe wzory i związki, ale traktować je z przymrużeniem oka, kiedy daje nam to przyjemność? A może nawet wykorzystać zjawisko apofenii do tego, żeby twórczość nabrała dodatkowej głębi, której nadadzą już sami odbiorcy?

Dlatego pytania Bez/Schematu z jakimi Cię pozostawiam to:

  • jak apofenia wpływa na Twoją percepcję rzeczywistości i procesy myślowe?
  • ile razy apofenia wprowadziła Cię w błąd i skłoniła do złej decyzji?
  • czy nie może pogłębić Twojej wrażliwości i wyobraźni?
  • jak wykorzystać ją w Twojej działalności, aby pogłębić wrażenia dla odbiorców?

Bartosz Filip Malinowski

Jestem strategiem, konsultantem i kreatywnym. Łączę kropki, które znikają ludziom z oczu. Założyłem agencję rozwiązań społecznościowych WeTheCrowd. Staram się także łączyć różne światy i dyscypliny oraz zachęcać do wyjścia ze swojej bańki na vlogu Bez/Schematu.

Zwycięstwo wymaga poświęcenia. Choć czasami zdrowy rozsądek mówi nam, co innego, to momentami warto zepchnąć go na boczny tor. W końcu nierzadko te największe sukcesy, rodzą się w bólach szaleństwa i kompletnej dezaprobaty ze strony otoczenia. Tylko od nas zależy, jak się zachowamy i czy odważymy się zaryzykować. Bo ryzyko w istocie, często jest duże. Wielki sukces to wielka ofiara. Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa.


Chętnie pokuszę się o rozwinięcie słów w tytule i delikatnie je uzupełnię. Otóż uważam, że bez poświęcenia, nie ma ZNACZĄCEGO zwycięstwa. Już na samym początku pewne trudności może powodować sama definicja zwycięstwa. Tak, jak i w przypadku sukcesu, jest ona bardzo płynna i zmienia się w zależności od tego, kto ją stosuje. Dlatego zwycięstwo w dużej mierze zależy od danej osoby i jej postrzegania tego słowa. Zwycięstwem dla kogoś może być przeczytanie książki, a dla innej osoby, przebiegnięcie maratonu. Definicja tego słowa jest różna i zależy wyłącznie od nas.

Niemniej jednak na użytek tego tekstu, chciałbym słowo „zwycięstwo” dopasować do rzeczy większych. O wiele bardziej znaczących niż wyprowadzenie psa na zewnątrz, czy zarobienie pięciuset złotych. Nie dyskryminuje nikogo i nie chcę umniejszać żadnemu, codziennemu zwycięstwu, jakie odnosicie. Jednak, jak mówi sam tytuł, przyznajcie, że nie wymaga od Was wielkiego poświęcenia przebiegnięcie pięciu kilometrów, czy zjedzenie dużej pizzy w ramach zakładu z kolegą, prawda?

Uwaga! Czytasz na własną odpowiedzialność!

Wiele razy w pisanych przeze mnie tekstach jestem ostrożny. Nie nawołuję bezpośrednio i jednoznacznie do czynienia szalonych rzeczy. Myślę, że nie nakazuję Wam, wprowadzać rewolucję w życie. Oczywiście, że nie rzadko rzucam dość kontrowersyjne światło, na z pozoru błahe tematy, ale zawsze jest to tylko moje, subiektywne zdanie. Tak też jest i w tym wypadku. Dlatego drogi czytelniku. Zrozum mnie dobrze i to, co tutaj przeczytasz, dopasuj do własnej rzeczywistości. Nie ponoszę żadnych konsekwencji za to, jeśli Ci się nie uda i popełnisz błąd, ale jestem święcie przekonany, że to, co tutaj piszę, musi zrobić człowiek, który pragnie naprawdę wielkiego sukcesu.

Nie tylko w tekstach jestem ostrożny, ale także w codziennym życiu. Bardzo często mówię ludziom, aby kierowali się zdrowym rozsądkiem, słuchali własnego ciała i zasadniczo – nie przesadzali w żadną ze stron. Takie podejście jest na pewno jak najbardziej zdrowe i służy szczęśliwemu, i spełnionemu życiu. Jednak kluczowe pytanie brzmi, czy w ten sposób można osiągnąć ogromny sukces?

Wątpię. Śmiem nawet twierdzić, że nie.

Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa.

Te słowa to z pozoru kolejna motywacyjna gadanina, która niewiele wnosi do naszego codziennego życia. Zazwyczaj działa to w ten sposób, że czujemy się zmotywowani, ale przez pierwsze kilka minut. Potem wszystko ulatuje. W tym przypadku jest moim zdaniem inaczej, bo te słowa niosą ze sobą pewną mądrość.

Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa

Kiedy obieramy kurs na swoje marzenia, zazwyczaj postępujemy bardzo asekuracyjnie. Nie mnie jest oceniać to, czy jest to zachowanie dobre, czy też nie, bo zależy to od wielu czynników. W takich chwilach zawsze mamy w głowie swój odległy cel. Wiemy, że dotarcie do niego nie będzie łatwe i będzie kosztowało nas wielu wyrzeczeń. Poświęcenie na pewno będzie musiało zajść. Jednak jakoś tak ciężko jest nam się zebrać. Niby posuwamy się do przodu, widać pierwsze efekty, ale wszystko robimy strasznie ślamazarnie. Ciągle tłumaczymy sobie, że przecież kroczymy przed siebie, a takie osoby jak ja, tylko utwierdzają przekonaniu, że zdrowy rozsądek zawsze musi być górą i warto go słuchać.

W ten sposób otrzymujemy obraz człowieka, który ma wielkie marzenia, wielkie cele, dąży do nich, sumiennie na nie pracuje, ale zwyczajnie brakuje mu „tego czegoś”. Jest to czynnik, który w dużym skrócie można określić jako ryzykowny. Jest to podjęcie ryzyka, które w większości przypadków, moglibyśmy nazwać jako „głupie”, „nielogiczne” albo nawet „szalone”.

Szaleństwo w drodze do marzeń.

Nie bez powodu uważam, że ludzie, którzy osiągnęli wiele na skalę światową, są szaleni. Nadal nie wiem, czy to szaleństwo determinuje ich sukces, ale jestem przekonany, że to my określamy ich szaleńcami dlatego, że zachowują się inaczej, niż ilustruje to nasz bezpieczny schemat w głowie. Nie potrafimy pojąć, jak to jest możliwe, aby pracować kilkanaście godzin każdego dnia, włącznie z weekendami. Dla aspirujących biegaczy rzeczą nieprawdopodobną jest trenowanie po trzydzieści godzin tygodniowo. Młodzi przedsiębiorcy nie wyobrażają sobie, że przez następne kilka lat będą musieli w zupełności oddać się temu, do czego chcą dążyć kosztem własnego życia, jeśli chcą osiągnąć sukces na miarę Elona Muska, czy Billa Gatesa.

Każdy, kto odbiega od pewnych społecznych standardów „większości”, jest postrzegany za szaleńca, co jest dość zrozumiałe, bo znajduje się w mniejszości. W tej grupie, która na ogół realizuje to, co sobie założy.

zdrowy rozsądek

Czy mniejszość jest zła?

Niezwykli, zwykli ludzie.

Dla zwykłych ludzi (nie twierdzę, że bycie zwykłym lub przeciętnym jest złe) jest to rzecz niepojęta. Jednak pragnę tylko zwrócić uwagę, że to, co na ogół postrzegamy jako szalone, zazwyczaj jest zwyczajnym poświęceniem. Bo jak inaczej można nazwać pracującego po kilkanaście godzin dziennie, przez kilkanaście lat, Gary’ego Vaynerchuka, który zasadniczo w ogóle nie miał życia towarzyskiego? Jak można nazwać Elona Muska, tytana pracy, który potrafi pracować po około stu godzin tygodniowo i zarządzać tak wielkimi firmami, jak Tesla, czy SpaceX? W jaki sposób określimy wyczyn Roberta Karasia, który w czasie poniżej 31 godzin pokonał ponad 11 kilometrów płynąc, 540 kilometrów jadąc na rowerze i ponad 120 kilometrów biegnąc, zostając tym samym mistrzem świata?

Czy są na tego typu wyczyny inne określenia, od poświęcenia? Wątpię.

Każda z tych osób i każda inna, która ma na swoim koncie tak niewątpliwie duże osiągnięcia, musiała coś w życiu poświęcić. Tak wielkie zwycięstwo wymaga ofiar. I jakkolwiek to brutalnie brzmi, to w rzeczywistości właśnie tak jest. Zazwyczaj poświęcenie odbywa się kosztem życia towarzyskiego, komfortowego wylegiwania się na kanapie, ogólnej wygody, wiecznego spokoju i możliwości zaspokajania swoich bardziej przyziemnych potrzeb. Jak widać, niektóre rzeczy są ważne, a inne ważniejsze. W tym miejscu nasuwa się pewien wniosek. Im wyżej celujemy i im większe zwycięstwo chcemy odnieść, tym nasza ofiara na jego rzecz, będzie zapewne wyższa.

„Im krwawsza bitwa, tym słodsze zwycięstwo.” – Arystoteles

Lenistwo, czy zdrowy rozsądek?

Nie chcę wyjść na hipokrytę, bo jak już wspominałem – ja także zazwyczaj w swoich opiniach nie jestem zbyt mocno radykalny, ale bierze się to ze zwyczajnego faktu, iż nie chcę być odpowiedzialny za błędy przez kogoś popełnione. Pisząc teksty, mogę sobie pozwolić na pewną swobodę. Jednak już w bezpośrednich kontaktach z kimkolwiek, muszę uważać na to, co mówię. Nie chcę stać się później przyczyną porażki i źle podjętych działań. Dlatego jeszcze raz apeluję! Cokolwiek, od kogokolwiek przeczytacie lub usłyszycie, zawsze dostosowujcie to, do swojego życia. Tylko Wy wiecie, na co Was stać i ile jesteście w stanie, od siebie dać w ofierze, za późniejsze, wielkie zwycięstwo.

Jednak w gruncie rzeczy, zazwyczaj nasz brak poświęcenia nie bierze się z tego, że ktoś nakazuje nam kierować się zdrowym rozsądkiem. Myślę, że nie pomylę się, gdy napiszę, iż zwyczajnie jesteśmy leniwi i nie po drodze nam jest z wyrzeczeniem się swojego komfortowego i wygodnego życia. A właśnie tego wymaga od nas zwycięstwo. Porzucenie czegoś, na rzecz marzenia, do którego chcemy dążyć.

Zwycięstwo wymaga ofiary.

zwycięstwo

Ciekawym porównaniem może być tutaj odniesienie tego do biegania. Wyobraźmy sobie dwie osoby. Obie specjalizują się w biegach na 5 kilometrów. Obie chcą odnieść w nich duży sukces. Teraz wyszczególnijmy sobie dwa, podstawowe treningi. Spokojne rozbieganie, które pomimo pewnego zaangażowania nie kosztują nas zbyt wiele energii, sił i poświęcenia. Z drugiej strony mamy interwały. Ciężkie, mocne treningi, które kosztują nas wiele energii i mocnej psychiki oraz niemałego poświęcenia, aby nie tylko je wykonać, ale także zrealizować w założonym czasie. A teraz połączmy jedną osobę z jednym, z powyższych treningów.

Jak myślicie? Kto odniesie większy sukces? Osoba, która biega wiecznie w strefie własnego komfortu i poświęca się w minimalnym stopniu, czy ta, która daje z siebie na treningach absolutne maksimum i nie rzadko zahacza o granice umiaru oraz bezpieczeństwa? Oczywiście, że ta druga. Pierwsza zapewne też nieco poprawi swój końcowy czas na docelowych zawodach, ale to zwycięstwo będzie adekwatne do poświęcenia.

Rozumiecie teraz, co mam na myśli, pisząc, że zwycięstwo wymaga ofiary i poświęcenia, a im większe ono jest, tym więcej musimy od siebie dać?

Tylko drugi człowiek, który będzie przekraczał swoje granice, może liczyć na prawdziwie wielkie zwycięstwo. Sumiennie na to zapracował, codziennym poświęceniem. Być może nie tylko na treningach, ale także w życiu, gdzie wielokrotnie musiał odmawiać towarzyskich wyjść, ulubionych słodkości lub dokonywać wybory między telewizorem a chłodem panującym na zewnątrz.

Poświęcasz się, czy tylko udajesz?

Tak to właśnie wygląda, także w naszym codziennym życiu. Bez względu, o jakiej dziedzinie i sytuacji mówimy. Nie możemy spodziewać się ogromnego zwycięstwa, jeśli zwyczajnie mocno się temu nie poświęcimy. Wielkie zwycięstwo to także wielkie poświęcenie. Mam jednak wrażenie, że w całym procesie myślowym, jakoś nie chcemy tego pamiętać. Skupiamy się na tym, co piękne i łatwe, i przyziemne. W efekcie możemy myśleć, że się poświęcamy. W rzeczywistości tak może być, ale jestem przekonany, że w większości przypadków nasze poświęcenie w codziennym życiu, nie ma nic wspólnego z wielkim celem, jaki sobie założyliśmy.

poświęcenie

Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa. Nie może być ono wielkie, kiedy nasza ofiara jest zwyczajnie żartem. A myślę, że właśnie tak chcemy to wszystko zrobić. Jak najmniejszym kosztem, żeby tylko zanadto się nie zmęczyć, a już na pewno „skaleczyć”… W ten sposób otrzymujemy życiowych nieudaczników (przepraszam za słowo) i idiotów, którzy głoszą swoje wielkie wywody o wielkich sukcesach, ale jedyne, co potrafią zrobić to odmówić sobie kostki czekolady… To może być świetny punkt wyjścia i nie zrozumcie mnie źle, ale czy nie widzicie tej dysproporcji?

To tak samo, jakby w latach dorastania Elon Musk powiedział, że będzie najbogatszym człowiekiem na świecie, a przez następne dziesięć lat, pracował po osiem godzin dziennie i traktował to w kategoriach, swojego wielkiego poświęcenia…

„Prawdziwa odwaga polega na tym, by żyć i cierpieć za to, w co wierzysz.” – „Eragon”, Christopher Paolini

To, jakie zwycięstwo chcesz odnieść?

Zrozummy, proszę wszyscy, że jeśli chcemy wygrać swoje życie na ogromną skalę i spełnić swoje wielkie marzenia, to zwyczajnie musimy coś od siebie dać. I pisząc „coś”, nie mam myśli błahostek i mało wartych rzeczy w obliczu tego wielkiego celu. Chodzi mi o coś adekwatnego do tego, o czym marzymy. Jeśli marzysz o ogromnej fortunie, to pracuj, jak nigdy dotąd. Jak chcesz być piosenkarką, to ćwicz każdego dnia i ucz się, jak modulować swój głos. Skoro pragniesz zostać światowej klasy sportowcem, to weź się w końcu w garść. Może pora zacząć trenować codziennie, zamiast trzy razy w tygodniu?

Wiecie, o co mi chodzi?

Żebyśmy w końcu przestali żyć wygodnie i asekuracyjnie, jeśli mamy ogromne marzenia. Podkreślę to raz jeszcze, że nie ma nic złego w małych zwycięstwach i spokojnym życiu bez niebotycznych celów. Jednak na ogół pragniemy wiele, ale nie potrafimy się temu oddać i poświęcić. O to właśnie apeluję z całych swoich sił. Żebyśmy zaczęli myśleć logicznie i jasno określili, jakie zwycięstwo chcemy odnieść.

Ile z siebie dajesz?

Skończmy więc z ciągłymi wymówkami i płaczem, bo naprawdę czasami jest to strasznie śmieszne. Ten wieczny lament, że przecież „tak się staram!”. Czyżby? Czy aby na pewno dajesz z siebie tyle, ile wymaga tego to wielkie, końcowe marzenie?

Czy Twoje poświęcenie jest adekwatne do zwycięstwa, które chcesz odnieść?

sukces

Bądź ze sobą szczery. Czasami zwyczajnie trzeba wyłączyć zdrowy rozsądek. Przede wszystkim jednak, nie można go mylić z trwożliwym głosem rozumu, który domaga się komfortu. Realizacja wielkich marzeń nie jest komfortowa i wbijmy to sobie wszyscy do głowy. Zapomnijmy zwłaszcza o wszelkich normach „rozwagi”, które zostały przyjęte przez ogół społeczeństwa. One są dla ogółu, a skoro masz wielkie marzenia i chcesz je spełniać, to chyba nie możesz zaliczać się do tej grupy, prawda?

Szaleństwo nie wyznacza poświęcenia, ale bardzo często poświęcenie jest rozumiane w tych kategoriach. Bo jest ono dziwne. Niepojęte dla większości, która nie rozumie, jak można tak bardzo ofiarować się jakiemukolwiek marzeniu. Nie myślmy w ten sposób. Róbmy swoje. Bo w gruncie rzeczy to wszystko jest bardzo proste…

Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa.

„To zależy” jest stwierdzeniem, które śmiało możemy stosować w odpowiedzi na wiele pytań typu: „Co mam robić?!”. W końcu nasze życie jest naprawdę złożone. Pamiętajmy tylko, proszę, aby nie używać go w celu zatuszowania własnego braku wiedzy lub zwyczajnego lenistwa.

Często pytając kogoś o zdanie, zarówno w Internecie, jak i w normalnym świecie, oczekujemy jednoznacznej odpowiedzi. To dość naturalne, że takie są nasze pragnienia. W końcu, kto nie chciałby poznać klarownych słów, które rozwiałyby nasze wątpliwości? Jednak w rzeczywistości takie zadanie stojące przed osobą, udzielającą odpowiedzi, jest bardziej złożone, niż mogłoby się wydawać. Można rzec, iż w większości tego typu przypadków, odpowiedź może sprowadzać się do jakże prostego…

To zależy!

Nie myślcie, że mówiąc o udzielaniu odpowiedzi, mam na myśli zwykłe zapytania o to, czy jesteśmy głodni, lub czy mamy ochotę wyjść do kina. Wyobrażacie sobie, jak mama pyta syna – „Co chcesz zjeść na obiad”, a syn odpowiada „To zależy!”? I tak w kółko? Myślę, że prędzej, czy później, takie zachowanie spotkałoby się z agresją. Delikatnie rzecz ujmując!

Tekst ten dotyczy odpowiadania na pytania bardziej złożone. Dotyczące konkretnej dziedziny nauki. Mechanizmów, zachodzących w naszym życiu lub jakiegokolwiek innego problemu, który nie dotyczy nas bezpośrednio. Stwierdzenie „To zależy” jest bardzo często spotykane w dietetyce. Wielokrotnie spotkałem się na forach lub grupach dyskusyjnych z pytaniami, gdzie odpowiedź nie mogła być jednoznaczna. Budowanie wypowiedzi wokół słów – „Potrzebuję pomocy, bo chcę schudnąć, ale do tej pory mi to nie wychodzi.” stało się już niejako domeną największych, sylwetkowych społeczności. Rozumiem osoby zadające takie pytania, ale postawmy się w sytuacji osób, które chcą takim delikwentom pomóc. Co oni mogą zrobić? Jak mogą pomóc? W jaki sposób?

co mam zrobić

Odpowiedź nie może być jednoznaczna.

Po pierwsze dane podane przez proszącego o pomoc nie są wystarczające. Po drugie nie znamy osoby, która potrzebuje pomocy w takim stopniu, aby nasza odpowiedź mogła być w pełni dostosowana do jego potrzeb.

I to są właśnie dwa czynniki, które w głównej mierze uniemożliwiają jednoznaczną odpowiedź w wielu życiowych dziedzinach. Nie mam na myśli, tylko zagadnień naukowych lub pochodzących z konkretnej gałęzi nauki. To jest równie często spotykane w zwykłych relacjach międzyludzkich. Kiedy kolega mówi nam, że podoba mu się dziewczyna, ale nie wie, jak ma się jej pokazać, to nasza odpowiedź też nie będzie do końca jednoznaczna. Oczywiście, że możemy zasypać go gradem wskazówek, technik i przykładów z własnego doświadczenia. Jednak koniec końców, nadal nie będziemy w jego skórze i nie będziemy w stanie, w stu procentach wcielić się w jego rolę. Dlatego nasza odpowiedź też będzie opiewała tym klasycznym – „To zależy.”

Nie chodzi o odpowiadanie na każde zadane pytanie właśnie tym stwierdzeniem. Potraktujmy to jako swoistą przenośnię. Nawet jeśli udzielamy wyczerpującej odpowiedzi, to zauważmy, że pomimo iż jest ona konkretna, logiczna i naprawdę rzetelna, to bardzo często można byłoby ją podsumować krótkim, aczkolwiek treściwym – „To zależy”. Taka jest właśnie prawda.

Możemy udzielać rad. Wskazywać odpowiednią drogę rozwoju, pokazywać możliwość i alternatywy drogi do marzeń. Jednak w ostateczności to osoba potrzebująca pomocy, będzie musiała podjąć decyzję. To od niej będzie wszystko zależało. Dlatego w obliczu tego wszystkiego, nasze nawet najznakomitsze rady, zależą od czegoś, co nie musi być wcale do końca poznane.

Definicja.

„To zależy” może być naszymi wspomnieniami i uprzedzeniami. Stereotypami, jakimi się kierujemy. Regułami oraz zasadami, które opiewają nasze życie. Aktualnym stanem zdrowia i wszystkim, co dotyczy nas samych i naszego ciała. Zarówno zewnątrz, jak i wewnątrz. „To zależy” to także nasze stosunki z otoczeniem. Nasze relacje oraz postrzeganie problemu, w związku z którym potrzebujemy pomocy. Tak naprawdę w skład tego stwierdzenia może wejść wszystko i nic. To zwyczajnie stwierdzenie dotyczy masy czynników, które mogą mieć wpływ na poprawność odpowiedzi udzielanej przez osoby, chcących pomóc człowiekowi potrzebującemu.

W ten właśnie sposób dochodzi czasami do nieporozumień. Jak wspominałem w jednym z moich starszych tekstów – bardzo często szukamy odpowiedzi na naprawdę ważne pytania, dotyczące naszego zdrowia, w Internecie. Pomijając już całą otoczkę szamanizmu, chcę tylko wskazać, że nawet jeśli ktoś chce nam pomóc, to może nieświadomie wyrządzić nam krzywdę. W końcu nikt nie zna naszego ciała oraz życia i nigdy nie powinniśmy ślepo kierować się tym, co ktoś pisze. Tym bardziej ktoś, kto nas nie zna. Taka sama sytuacja dotyczy mnie i moich tekstów. Nikomu nie każę ślepo za nimi podążać. To, co piszę to mój punkt widzenia. Jednak, czy pasuje on do Waszego życia i Was samych? To zależy!

Inspiruj się, ale nie ufaj ślepo.

Aby nie zrobić sobie krzywdy, zalecam nie ufać bezrefleksyjnie niczemu, ale tylko lub aż – brać to pod uwagę, inspirować się i sugerować. Niech słowa pomocy, skierowane do nas – potrzebujących, wywołają w nas refleksję. Nie chodzi o to, że mamy je stosować w pełni. Pomoc może wywołać należyty efekt nie tylko wtedy, kiedy bezzwłocznie wprowadzimy ją w życie, ale także wtedy, kiedy dzięki niej uświadomimy oraz zrozumiemy pewne kwestie, które pomogą nam podjąć kroki w pełni dostosowane do naszego życia.

Zasugeruję się jednym z moich ostatnich tekstów o nieskrywaniu emocji. Ktoś, kto niewłaściwie podchodzi do tematu, mógłby teraz usiąść i płakać całymi dniami, bo przecież niejako tak tam właśnie napisałem. Jednak to tylko jedna strona tego tekstu. Ta, którą akurat dana osoba chce usłyszeć.

Życie jest złożone.

W jednej ze swoich książek o psychologii, autorzy – Zimbardo, Johnson oraz McCann, piszą:

„Większość zaburzeń zachowania lub problemów społecznych, które nas martwią, ma złożony charakter, a ich zrozumienie wymaga rozważania z wielu perspektyw.”

Co to ma wspólnego z tym tekstem? Otóż tak naprawdę wiele pytań dotyczących życia i bezpośrednio nas samych, nie może mieć jednoznacznych odpowiedzi, bo mają one zanadto złożony charakter. Charakter, który poznać i odnaleźć możemy tylko my sami. Czyli te osoby, które te pytania zadają. Bo właśnie ostatecznie do tego wszystko się sprowadza. To my podejmujemy decyzję i to na nas spoczywa odpowiedzialność za przedsięwzięte kroki. Dlatego cokolwiek przyjmujemy do świadomości, starajmy się filtrować przez własne życie.

„To zależy” jest stwierdzeniem bardzo uniwersalnym. Może ono dotyczyć każdej, złożonej dziedziny naszego życia, która wymaga od nas trochę głębszego zastanowienia. Dlatego jest tak często spotykane w dietetyce, bo ten dział nauki jest strasznie rozbieżny pod kątem dostosowania pewnych zagadnień do konkretnych jednostek. Oczywiście jak we wszystkim – są w niej pewne zasady i reguły, które pozostają niezmienne, ale wiele szczegółów i niuansów, wymaga dostosowania do potrzeb osoby pytającej. A jak wiadomo – nikt nie zna pytającego tak, jak on sam.

to zależy

Dlatego można udzielać wyczerpujących odpowiedzi, pisać setki artykułów oraz nagrywać miliony filmików, ale w ostatecznym rozrachunku wszystko sprowadza się do decyzji, którą musi podjąć główny zainteresowany. Osoba, potrzebująca pomocy. Ludzie, którzy tej odpowiedzi udzielają, mogą jedynie przekazać to, co sami wiedzą lub czego nauczyło ich życie. Mogą podzielić się swoją wiedzą i swoimi przemyśleniami. Jednak i tak zawsze wszystko sprowadzi się do prostego argumentu, omawianego w tym tekście.

„Jem mało i nie chudnę! Co mam zrobić?!”

Doskonałym przykładem może być niedoczynność tarczycy lub insulinooporność. Są to zaburzenia, które mniej lub bardziej bezpośrednio mogą wpływać na proces redukowania wagi. W takim więc wypadku może zupełnie stracić sens stwierdzenia – „Jedz mniej, niż potrzebujesz, aby schudnąć”. Dlaczego? Osoba niezdająca sobie sprawy z zaburzeń, jakie posiada, może skupić się tylko na tym, aby utrzymywać deficyt kaloryczny, ale w ogóle nie weźmie pod uwagę jakości spożywanego pokarmu lub faktu, iż jej metabolizm może być zaburzony poprzez nieprawidłowo funkcjonującą tarczycę. Jak widać, okazuje się, że nawet z pozoru tak bardzo pewna i podstawowa rzecz, może opiewać – „To zależy”.

Wniosek płynący z przykładu jest taki, że nigdy nie mamy pewności, co skrywa w sobie osoba potrzebująca pomocy. Dlatego nawet  najbardziej jednoznaczna odpowiedź, może w gruncie rzeczy zależeć od wielu czynników, które udzielającemu pomocy nie są one znane.

Wasze życie, Wasze decyzje.

„To zależy” to stwierdzenie często przewijające się w wielu wypowiedziach. Nie zawsze ukazuje się w tak prostej postaci. Bardzo często jest ono skrywane w odpowiedzi za murem słów i blokiem akapitów.

Biorąc pod uwagę wszystko, co zostało napisane powyżej, chcę tylko prosić Was wszystkich o jedną, bardzo ważną rzecz. Cokolwiek przeczytacie w moich tekstach. Cokolwiek zobaczycie w Internecie i cokolwiek usłyszycie od kogokolwiek. Zawsze te wszystkie rzeczy – teksty, słowa, filmy – choćby były najlepsze i najszczersze pod słońcem, dostosowujcie do samych siebie i swojego życia. Nie ufajcie im ślepo, tylko dlatego, że ktoś tak powiedział. Jeśli w McDonaldzie powiedziałby Wam ktoś, że nie wolno w nim jeść, bo to jest niezdrowe i w ogóle ohydne, a Wy nie jedlibyście kompletnie nic od dwóch dni, to byście go posłuchali? Rozumiecie absurdalność tej sytuacji?

Nie wszystko, pasuje do wszystkich. A to, co pasuje do wszystkich, prawdopodobnie nie pasuje od nikogo. Dlatego wszystko przesiewajcie przez sito, określane jako życie.

Wasz własny i indywidualny los.

#kolejne artykuły