Poświęcenie nie jest wcale łatwe. Wtedy musimy coś od siebie dać, ale według mnie to jedyny sposób, aby zrealizować swoje marzenia. Niech więc prośba ustąpi miejsca czynowi.
Podobno niektórzy ludzie lubią, kiedy mówi się do nich w sposób dosadny, prosty i bezpośredni. Pozostali wolą kręcenie się wokół głównego tematu i przyjmowanie możliwie najbardziej rozmytej prawdy. Wszystko ma swoje dobre, jak i złe strony.
Ja dziś jednak zastosuję sposób numer jeden.
–
Czasami myślę, że jesteśmy idiotami, którzy myślą, że dostaną wszystko, czego chcą tylko dlatego, że o to poproszą. Jestem pewien, że istnieje na świecie wystarczająco wielkie grono osób, które do końca swojego życia nie zrozumieją, że większość krzywd oraz „niesprawiedliwości”, które ich spotykają, nie wzięła się z powietrza, tylko z ich własnego działania. Albo raczej – braku działania.
Jesteśmy wygodni. Piekielnie komfortowi. Nie chce nam się myśleć, nie chce nam się działać, a na samą myśl o jakimkolwiek zadaniu, wpadamy w apatię i wolimy nie robić nic. Byle, żeby się tylko nie przemęczyć! Bo po co, skoro „jakoś to będzie”? Jeśli komuś to pasuje – świetnie! Teraz więc możesz zamknąć ten tekst i skupić się na swoim życiu. Powodzenia!
Całą resztę zapraszam dalej.
Bóg jak złota rybka.
Rozśmieszają mnie wszelkie roszczenia, jakie kierujemy do innych ludzi, instytucji, czy nawet istot wyższych. Jako człowiek wychowany w wierze oraz jako świadomy mężczyzna, praktykujący swoją wiarę, chwilami zastanawiam się, czy ludzie myślą tak naprawdę, czy tylko stroją sobie żarty z pozostałych… To normalne, że ludzie modlą się do Boga (obojętnie jakiego) i proszą go, aby ich prośba się spełniła. Nie ma w tym nic złego! Jednak, kiedy zapoznaję się ze „świadectwami” ludzi, którzy skarżą się, że prosili Istotę Wyższą o coś, a ta nie spełniła ich pobożnego życzenia, dosłownie otwiera mi się nóż w kieszeni.
Ja bardzo przepraszam, ale czy Ten ktoś, kto siedzi tam do góry i spogląda na nas, jest jakąś złotą rybką, spełniającą nasze życzenia? A może to taki wielki totalizator sportowy, w którym wygrywa jedna osoba na milion? Proszę, powiedzcie mi, że śmieszy to Was równie mocno, jak mnie, choć w moim przypadku jest to raczej śmiech przez grube łzy, bo jak można się cieszyć z tak idiotycznego toku myślenia?
Już w tym momencie, po prawie dwudziestu jeden latach życia, doświadczyłem wielokrotnie sytuacji, w których spotykałem ludzi z sianem, zamiast mózgu i kisielem zamiast serca, ale wciąż nie potrafię się nadziwić, jak bardzo wygodnymi jednostkami potrafimy być. Wygodni w świecie, w którym z jednej strony chcemy „być kimś”, ale z drugiej wolelibyśmy leżeć i zbyt mocno się nie wysilać. Nie widzę w tym za krzty logiki poza samym zrozumieniem istoty natury i organizmu ludzkiego, który zwyczajnie woli wygodę od wysiłku. Sęk w tym, żeby z tym walczyć!
–
To wielka dojrzałość przejąć kontrolę nad swoim życiem. Wielu ludzi nie osiąga tego stanu, mimo że żyją przez długie dziesięciolecia. Współczułbym, gdybym był pewien, że Ci ludzie zdają sobie z tego sprawę. Rzekłbym, że często nie są tego świadomi. Was jednak zachęcam do bycia Panem swojego losu. Nie zdawanie się na nic i na nikogo. Nie liczenia na to, że być może otrzymamy coś w darze. Odwieczny konflikt między talentem, a włożonym wysiłkiem trwa, ale nikt nie przekona mnie, że najlepszym połączeniem jest jedno z drugim. Tak samo jestem przekonany, że nawet największy talent w długo terminowym zmaganiu nigdy nie będzie miał szans z największym pracusiem.
Nie prośba. Działanie!
Wracając do relacji z Istotą Wyższą – prosimy, ale efektów nie ma. Więc może, zamiast prosić, lepszym rozwiązaniem byłoby wziąć się w garść i zapracowanie na to, co się chciałoby mieć? Czy nie tak byłoby lepiej? Naprawdę jestem w stanie zrozumieć, że to kosztuje, ale co w tym dziwnego? Nie mam pojęcia, czego oczekujecie od życia, ale cokolwiek by to nie było, to musicie coś od siebie dać. Tylko biorąc, nie można zajść daleko. Zawsze trzeba się w pewnym stopniu poświęcić. Czy to dla wyższej idei, czy to dla drugiego człowieka, czy to dla realizacji swoich marzeń.
Jeśli ktoś zna większą ilość moich tekstów, to zapewne wie, że jestem osobą, która dość regularnie nawołuje do dążenia do swoich celów. Z tego więc względu, wyznając taką, a nie inną ideologię na życie, naprawdę bardzo trudno jest mi zrozumieć tak bardzo nielogiczne zachowanie ludzi, którzy robią mało, a oczekują wiele. Proszą Boga o pomoc, ale samemu nie robią nic w tym kierunku. Narzekają, że dostali mało, kiedy tak naprawdę nic od siebie nie dali.
Poświęcenie jest nieuchronne.
Być może to ze mną jest coś w nie porządku, ale w świecie musi istnieć pewna równowaga. Skoro więc chcę być drugim Michaelem Jordanem, to muszę liczyć się z tym, że będę musiał pracować równie mocno albo nawet mocniej niż on. Chcę wziąć, więc daję. I jeśli teraz myślicie, że jesteście na to gotowi, to polecam spróbować. Nie ważne, czego to dotyczy. Z doświadczenie wiem, że wszelkie plany i marzenia najpiękniej wyglądają w momencie, kiedy się je zapisuje. Gdy przychodzi czas realizacji…
Cóż.
Wielu nawet nie zaczyna. Inni rezygnują po pierwszym dniu. Duża część przekonuje się, że nie jest gotowa na tak wielkie poświęcenie. A tylko garstka osiąga to, co chciała. Daleki jestem od stwierdzenia, że są to ludzie szczęśliwi, bo mogę się domyślać, że takie ogromne poświęcenie wymaga wielu ofiar. Nie rzadko w postaci rodziny, przyjaciół i wolnego czasu. Ale czy mnie to osądzać? Skoro ktoś obrał taki cel, to życzę powodzenia i trzymam kciuki. Najważniejszym jest być zgodnym z samym sobą.
Jak dzieci.
Przypominamy wszystkie małe szkraby, które w sklepie wołają tylko „Chcę, chcę, chcę”! Zapominamy, że od „chcę”, do „mam” jest cholernie długa droga. Zwłaszcza w sprawach bardziej złożonych i nieco ambitniejszych. Więc to, że coś chcemy, tak naprawdę nic nie zmienia. Pewnie, że uświadomienie sobie własnych preferencji i chęci to pierwszy bardzo ważny krok, ale będzie on zupełnie na nic, jeśli nie pociągnie za sobą działania. Bo to ono jest najważniejsze. To tak samo, jak w tekście o rozwoju osobistym. Wszelkie czytanie poradników jest przydatne, ale wtedy, kiedy wprowadzasz wyniesione z nich wiadomości w życie. Samo czytanie nic nie da. Tak samo, jak samo planowanie i myślenie.
Zrozummy wreszcie proszę, że wielki cel, to wielka ofiara i tego nie da się uniknąć. Jeśli twierdzicie, że jest inaczej, to polecam zainteresować się ludźmi, którzy widnieją na czołówkach gazet i nie mam tutaj na myśli polskich polityków zdobiących swoimi twarzami gazety codzienne. Polecam wejść w temat nieco głębiej. Może nawet wypożyczyć lub kupić parę książek dotyczących życia ludzi sukcesu i przekonać się, ile musiało ich kosztować osiągnięcie tego, co mają teraz.
Mierz siły na zamiary.
Bezczelne jest oczekiwanie czegoś dużego, kiedy włożyło się w to wyjątkowo mało pracy. Jeśli studiujesz i uczyłeś się na egzamin przez godzinę, to nie oczekuj piątki. Chyba że jesteś geniuszem, a egzamin był banalny. Tak samo nie spodziewaj się, że zwojujesz świat, jeśli jedyne, co robisz, to bawisz się, relaksujesz i tylko przez krótki okres w ciągu dnia, robisz coś produktywnego. Wszystko sprowadza się do tego, ile od siebie dajemy i czego oczekujemy. Jeśli mamy małe oczekiwania i zadowala nas życie normalnego człowieka, a nasze poświęcenie to praca przez osiem godzin dziennie, która oznacza zarabianie 2500 złotych miesięcznie, raz do roku wyjazd na wakacje nad polskie morze i spokojne spłacanie kredytu – pięknie. Nic mi do tego. Szanuję, akceptuję, rozumiem i gratuluję znalezienia własnej ścieżki.
Jeśli natomiast marzymy o przepięknym, białym Maserati, a nasze działania przypominają dwudziestoletniego Forda Escorta, to ja przepraszam bardzo, ale coś się tutaj nie zgadza.
Nie trzeba od razu pracować po sto dwadzieścia godzin dziennie, jak niegdyś Elon Musk, ale można pracować nieco więcej niż teraz, żeby być nieco bliżej celu, niż się było wczoraj. Pamiętając naturalnie o zdrowym rozsądku i umiarze, bo bycie drugim Elonem Muskiem – moim zdaniem – nie jest wcale tak bardzo ekscytujące, jak wielu oczekuje.
Puenta?
Spuentować ten wpis nie jest trudno.
Poświęcenie jest nieuchronne. Prośba to tylko prośba i bez działania jest niczym. Jeśli robisz mało – dostaniesz mało. Jeśli oczekujesz wiele, ale na to nie pracujesz, to nie dostaniesz nic. Aby coś otrzymać – musisz dać. Zwłaszcza na początku – cholernie dużo.
Odważnym życzę powodzenia.
Pozostałych równie mocno szanuję!