Cokolwiek robisz, znajdź w tym radość i spełnienie | worldmaster.pl
#

Pędzimy, biegamy i uciekamy, nie wiedząc przed czym. Ciągły pośpiech i gonitwa za wielkimi ambicjami, notorycznie przysłania nam to, co w życiu jest najpiękniejsze. Na moment stań się ponownie dzieckiem. Poczuj w sobie nieograniczoną, dziecięcą radość i pozwól sobie odczuć głębokie, wewnętrzne spełnienie.

Cokolwiek planujemy w naszym życiu, zawsze staramy się, aby było to jak najlepsze i jak najbardziej dopracowane. Każdy szczegół musi ze sobą współgrać i znajdować się na swoim miejscu, żebyśmy poczuli się odpowiednio pewnie. Oczekujemy perfekcji w swoim działaniu. Nieistotne, czy jest to proces kształtowania sylwetki, czy wspinanie się na szczeblach kariery zawodowej. Zawsze chcemy wygrywać, zawsze chcemy wykonywać wszystko najlepiej i mieć wszystko, co najlepsze. Spodziewamy się rewelacyjnych rezultatów, które u niektórych się pojawiają, a u innych nie. Dlaczego?

W swoim dążeniu do upragnionej sylwetki, awansu w pracy czy posiadania dużej rodziny, zapominamy o ważnym czynniku.

O cieszeniu się z możliwości wykonywania danej czynności!

radość

Cały ten pośpiech i nienaturalna pogoń za marzeniami powoduje, że zatracamy się w tym coraz bardziej. Stajemy się zbyt poważni i zbyt zdyscyplinowani. Każdy małe odstępstwo od naszej planowanej drogi, wywołuje u nas wzburzenie i złość. Chcemy być perfekcyjni, ale zapominamy, że coś takiego w ogóle nie istnieje.

Nie ma czegoś takiego jak perfekcja w odniesieniu do rasy ludzkiej. Nikt nie jest perfekcyjny i Ty również nie próbuj taki być. Niech Twój plan żywieniowy również nie będzie idealny. Niech Twój trening od czasu do czasu będzie spontaniczny zamiast zaplanowany, co do minuty. Twoja podróż do pracy, czas w pracy, cokolwiek to jest – niech sprawia Ci radość! Zrób coś, co sprawi, że poczujesz głębokie szczęście i satysfakcje z wykonywania danej czynności.

Tak często obserwuje ludzi, którzy otrzymują niemal idealny plan, który ma ich zaprowadzić do wymarzonego ciała. W zdecydowanej większości przypadków nigdy im się to nie udaje. Zapominają o tak prostej do wykonania rzeczy, jaką jest radość z wykonywanej pracy. W efekcie próbują przed samymi sobą udowodnić, że są kimś innym. Zaciskają zęby, z ust cieknie im ślina, a ich wyraz twarzy przypomina oblicze mordercy.

Można inaczej. Lepiej!

Uśmiechnijcie się, zaciśnijcie zęby z wysiłku, ale czujcie w sobie wewnętrzną radość. Poszukujcie jej za wszelką cenę. Odnajdźcie w sobie wewnętrzne spełnienie. Bojowe i agresywne nastawienie przed treningiem też ma swoje miejsce, ale nie zawsze i nie cały czas! Przed trudnymi sesjami, przed ciężkimi dniami w pracy, przed konkretnymi wyzwaniami ma to jak najbardziej swoje uzasadnienie, ale nie na co dzień. Robimy z siebie męczenników, którzy muszą pokonywać każdego dnia wiele trudności. W rezultacie sprawiamy osoby wiecznie niezadowolone, smutne i rozzłoszczone na cały świat. Obarczamy za to winą naszą aktywność. Nasz styl życia.

Codzienność, którą przecież sami sobie wybraliśmy.

Dlaczego mamy robić coś, co nie sprawia nam radości? Jeśli nie czujesz jej w żadnej minucie swojego działania i nie poczułeś jej nigdy, pomimo że kontynuujesz swoje dzieło od dłuższego czasu, to warto zrewidować swoje poglądy i plany.

Wewnętrzne spełnienie to wyznacznik dobrze obranej ścieżki.

Nie zawsze będzie łatwo i życie nie polega na robieniu tego, co przyjemne i proste. Wielokrotnie spotkamy się z sytuacjami, które będą dla nas maksymalnie niekomfortowe i niekorzystne, ale mimo to, będziemy musieli sobie z nimi poradzić. Śmiem twierdzić, że to właśnie takie chwile rozwijają nas najbardziej. Jednak to są pojedyncze epizody. Momenty w naszym życiu sprawdzające nas, czy potrafimy dać sobie radę. Nawet w takich chwilach, zawsze powinno pojawić się głębokie uczucie satysfakcji po wykonaniu zadania.

spełnienie

Nie ważne, co robimy i dokąd zmierzamy. Zadbajmy o to, aby w każdej chwili wykonywania zadania, czuć radość i spełnienie. Zachować pogodę ducha i wewnętrzne szczęście, nawet pomimo trudności i sytuacji, wymagających od nas głębokiej koncentracji. Niech nasze życie nie będzie sztywne, smutne i ponure czy sztampowe do granic możliwości. Posiadanie najlepszego planu jest rewelacyjne, jeśli w ogóle takowy istnieje, ale o wiele lepsze jest wykonywanie planu trochę mniej perfekcyjnego, ale za to systematycznie z uśmiechem na ustach. Ważne jest robienie czynności i dążenie do czegoś, co sprawia nam radość i daje spełnienie, zamiast złości i rozdrażnienia.

Wielokrotnie na sali treningowej widziałem twarze ludzi, którzy nie wyglądali na miłych i zadowolonych z siebie. Ponura mina, zwężone oczy, zaciśnięte zęby i głębokie zamknięcie się w sobie. Nie neguje tego ani nie podważam tej taktyki zachowania na treningu, jednak chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że zapewne te same osoby w życiu codziennym uśmiechają się i cieszą. Dlaczego więc nie robią tego również na treningu? Podczas czynności, którą sami sobie wybrali i którą robią dla siebie?

Rób to, co sprawia Ci radość. Ucz się od dzieci!

dziecięca radość

Jeśli czegoś nie lubimy, to starajmy się tego unikać. Szkoda naszego istnienia, na poświęcanie swojej uwagi na rzeczy nieistotne. Jeśli sprawia nam to satysfakcję i radość… Pokażmy to! Podzielmy się tym, z całym światem! To nie jest trudne.

Nie zawsze będzie łatwo, ale niech zawsze będzie radośnie!

Uśmiechnijmy się do pani ekspedientki w sklepie. Idźmy ulicą tanecznym krokiem, słuchając swojej ulubionej piosenki. Okażmy swoją wdzięczność. Dzielmy się radością!

Bawmy się tym! Redukcja masy ciała, budowanie masy mięśniowe, trening, praca, sprzątanie – sprawmy, że każda z czynności, którą wykonujemy, zajaśnieje dla nas w innych, lepszych barwach. Zamieńmy szarą masę, którą wykonujemy każdego dnia, na prawdziwą tęczę kolorów! Bierzmy przykład z dzieci, które nawet w najprostszym działaniu odnajdują powód do radości. Niech czynność, która jest dla nas prawdziwym utrapieniem, będzie przyczyną naszego uśmiechu. Okażmy tę radość. Przeżyjmy najlepszą przygodę, jaką tylko możemy sobie sami zafundować!

 Z uśmiechem na ustach! 🙂

Uczniowie, studenci, młodzież i wszyscy młodzi ludzie. My wszyscy – rzekoma sól tej ziemi, jesteśmy w większości niepoprawnymi idealistami. Wychowała nas szkoła lub zrobiły to studia. Uważamy, że przeszliśmy prawdziwy życiowy test i w zamian za to… Należy nam się wszystko! Ciekawe tylko, jak zareaguje na to życie…

Jeśli nie jesteś uczniem lub studentem, to nie odwracaj swojego wzroku i nie kieruj się dalej. Pomimo tego, że tekst ten kieruje głównie do tej grupy osób, to uważam, że każdy może wynieść z niego coś dla siebie. Nawet jeśli burzliwe czasy swojego kształcenia masz już dawno za sobą, a szkoła lub studia, to dla Ciebie istna prehistoria. Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś frustrację, wynikającą z nieotrzymania tego, co Ci się rzekomo należy, to znalazłeś się w odpowiednim miejscu. W strefie, w większości zamieszkałej przez młodzież.

studia

Uczniowie i studenci! Pora się obudzić!

Od dłuższego czasu obserwuje pewien trend. Jego zagorzałymi propagatorami są główne uczniowie oraz studenci. Jestem niemal pewien, że nie zdają sobie z tego nawet sprawy. Zauważyłem, że my ciągle żądamy czegoś od świata. Uważamy, że należy nam się wszystko. Najlepsze uczelnie w kraju, wysoka pensja, podziw i sława. To przeświadczenie opieramy na swojej edukacji. Błędnie myślimy, że potencjalni pracodawcy, będą do nas biegli z wyciągniętymi rękoma i całowali nas po dłoniach za to, abyśmy zechcieli dla nich pracować. Spodziewamy się, że świat czeka tylko na nas. Stoi przed nas otworem i po ukończeniu kolejnej z kolei szkoły, wezwie nas do siebie, abyśmy mogli zasiąść na jego szczycie.

Snujemy takie wizje, wcale nie tak dla nas nierealne i ogłupiamy samych siebie. Uważamy, że za nasze wyjątkowo piękne oceny, za które chwalił nas nauczyciel od języka polskiego lub miła pani od angielskiego, wszyscy będą nam się kłaniali i padali do nóg. Zalewamy swoją głowę idiotycznymi i abstrakcyjnymi myślami, w których widzimy siebie odbierających laury, nagrody i zaszczyty.

Czy my naprawdę uważamy, że po zakończeniu edukacji, cokolwiek nam się należy? Czy dla potencjalnego pracodawcy, mają znaczenie nasze „szóstki” z matematyki? Czy myślicie, że kilka cyferek na pomiętej kartce papieru lub brudnym ekranie komputera, ma jakiekolwiek znaczenie, poza świetną pamiątką dla potomnych?

uczniowie

Przepraszam, że być może w ten sposób zniszczę wiele romantycznych wizji i oczekiwań, ale…

Nic nam się nie należy. Nam – uczniom, studentom. Komukolwiek!

Zabawne są sytuacje, gdy uczniowie głośno lamentują, że osiągnęli tak wiele w szkole, a nikt nie potrafi ich docenić poza nią. Tu nie ma miejsca na oklaski, poklepywanie po plecach i szeptanie czułych słówek do naszego młodzieńczego ucha. Uświadomcie sobie proszę, że szkoła, studia czy nasz cały czas, który poświęcamy na edukację, to zamknięty krąg. Wewnętrzna struktura, w której oceniają Cię za rzeczy, które w świetnej większości, nigdy nie przydadzą Ci się w życiu. Jak Twój przyszły szef, może oceniać Twoje kompetencje na podstawie czegoś tak surrealistycznego, jak ocena za dobrą odpowiedź z historii?

Drodzy uczniowie! Zrozumcie proszę, że jeśli sami nie zadbacie o swój własny rozwój w czasie trwania Waszego ustawicznej kształcenia, to żadna instytucja nie zrobi tego za Was. Kierując się tylko mało znaczącymi ocenami, sami wyrządzacie sobie krzywdę. Dostosowujecie się do wadliwego systemu, który nijak ma się do życia.

Kiedy młodzież, staje się dorosłymi…

studenci

Jestem jednym z Was. Młodym chłopakiem. Niepoprawnym idealistą, który w ostatniej klasie liceum oczekiwał, że należy mu się wszystko od świata. Świetna praca, idealne studia, ludzie wychwalający wniebogłosy moje osiągnięcia. Marzyłem i śniłem, a potem… Obudziłem się. Zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osiemnaście lat to wiek powszechnie przyjęty jako granica, od której przekroczenia, chłopiec staje się mężczyzną, a dziewczyna kobietą. Młodzież przeistacza się w dorosłych. Jednak moim zdaniem, linia ta powinna być przesunięta przynajmniej do momentu ukończenia szkoły średniej. To wtedy nagle uświadamiasz sobie, że nikt nie zatroszczy się o Ciebie, jeśli sam tego nie zrobisz. Nikogo nie będzie interesowało to, czy jesteś chory, jakie oceny otrzymujesz, czy masz na coś ochotę, czy nie. Jesteś zdany tylko na siebie.

Nikt nie zrealizuje za Ciebie Twoich marzeń i nikt na nie za Ciebie nie zapracuje. Wybacz, ale to już nie czas, aby mama napisała Ci zwolnienie z kolejnego dnia pracy, prowadzącego do osiągnięcia Twojego wyznaczonego celu. To czas, w którym Ty sam decydujesz o swoim życiu. Jeśli na coś wystarczająco mocno nie zapracujesz, to tego nie zdobędziesz.

Nagle odkrywasz też, że coś, co było sensem Twojego życia od kilkunastu lat, zniknęło. Szkoła, studia, całe ustawiczne kształcenie – odeszło. Pomimo tego, że mogłeś nienawidzić tego miejsca, zaczynasz odczuwać pustkę i kompletnie zdezorientowanie, bo spodziewałeś się, że świat będzie należał do Ciebie. W rzeczywistości stajesz niemal na początku swojej drogi. Rodzisz się na nowo. Ponownie musisz nauczyć się, dostosować do warunków panujących w nowym dla Ciebie świecie. W rzeczywistości, w której nie ma nauczycieli obawiających się zmieszać Cię z błotem za nie wykonanie zadania. Kolegów przekrzykujących się nawzajem. Koleżanek, którym imponuje Twoje zachowanie. Systemu, wynagradzającego cwaniactwo i ślepe posłuszeństwo, zamiast kreatywności i umiejętności wyznaczania własnych ścieżek. Ku swojemu zdziwieniu, zaczynasz tęsknić za bezpiecznym kątem w lekcyjnej sali, lecz nie ma już odwrotu.

Szkoła życia.

Nadszedł czas na prawdziwe, dorosłe życie. Nieobejmujące ocen, skali zachowań czy frekwencji. Tutaj liczą się Twoje zdolności. Prawdziwe umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach, Twój charakter, wyjątkowe predyspozycje i sprawność w przezwyciężaniu trudności. Koniec z testami, klasówkami i odpytywaniem przez nieznośnego nauczyciela.

Przyszła pora na prawdziwy sprawdzian, którego rozwiązań nie znajdziesz w Internecie.

szkoła życia

Im wcześniej uświadomicie sobie, że po edukacji, świat nie padnie Wam do stóp, tym lepiej. Młodzież i uczniowie naprawdę potrafią być bezczelni, zachowując się jak prawdziwi władcy. W rezultacie przeżywają oni jeszcze większy szok w prawdziwym życiu. Świat nie jest nam nic winien. Ludzie nie będą Cię czule poklepywać po plecach za pierwsze miejsce w konkursie poetyckim. Kogo to interesuje oprócz Ciebie!? Prawdopodobnie nawet Twoja własna mama, zapomniała o tym po kilku godzinach od momentu, kiedy jej to uroczyście oświadczyłeś. To brutalna rzeczywistość i nierzadko brudna gra.

Jednak pomimo tej całej hardości otaczającego nas świata i jego niezależności jest coś, z czego szczególnie My –  młodzi, powinniśmy się cieszyć i skakać z radości. Właśnie – jesteśmy młodzi. Całe życie jest przed nami. Wszystko o czym tylko marzymy, powinno mieć swój początek dokładnie w tym okresie. W czasie, kiedy szkoła lub studia, pozostają tylko wspomnieniem, a Ty jesteś wolny. Nie masz dzieci (prawdopodobnie!), nikomu nie przysięgałeś wierności, nie ogranicza Cię kredyt, jakakolwiek instytucja i jakikolwiek człowiek. Choć zabrzmi to niczym tania motywacja sprzedawana w Internecie na pęczki, to naprawdę możesz wszystko. Prawdopodobnie przeżyjesz szok. Zderzysz się z rzeczywistości i odbijesz się od niej z ogromnym siniakiem na czole, ale dzięki temu nauczysz się poprawnego działania. Każdy Twój upadek, dno które osiągniesz i porażki są niczym w porównaniu z jednym, bardzo ważnym faktem:

ŻYJESZ! Masz przed sobą całe życie. Jesteś wolny i możesz przystąpić do realizacji tego, o czym zawsze marzyłeś.

Działaj. 

Od wieków, wiara kojarzy nam się wyłącznie z Kościołami i szeroko pojętym życiem religijnym. Na myśl przychodzą nam duchowni, pieśni i modlitwy. Jednak tak naprawdę, wierzenia nie muszą wcale dotyczyć religii. Ich moc może zostać wykorzystana w życiu każdego z nas. Wystarczy znaleźć rzecz, której bezgranicznie zaufamy.

Czy jesteś osobą wierząca? Nie muszę znać odpowiedzi na to pytanie, aby być pewnym Twojej odpowiedzi. Nawet jeśli Ty sam temu zaprzeczyłeś. Daj mi szansę, aby udowodnić Ci, że mam rację. Poświęć kilka chwil, na zapoznanie się z tekstem poniżej. Być może właśnie dziś odkryjesz, że przez te wszystkie lata swojego istnienia żyłeś w błędzie. Mylnie sądząc, że nie wierzysz w nic, a tak naprawdę wierzysz mocniej, niż ktokolwiek inny.

Każdy z nas w coś wierzy. Dla jednych jest to Allach, a dla drugich Bóg. Dla pozostałych brak Boga. Jednak my wszyscy wierzymy w „coś”. Nie możemy z chirurgiczną precyzją ani matematyczną dokładnością stwierdzić, że coś jest lub czegoś nie ma. Wszystko opiera się na naszej wierze. Kieruje się ona w jedną ze stron, w zależności od naszych zapatrywań, upodobań lub światopoglądu. Jednak cały czas występuje i scala nas – ludzi. Bez wyjątku kim jesteśmy, skąd pochodzimy i w co wierzymy.

Wiara nas umacnia. Czyni nas silniejszymi. Abstrahuje od doznań znajdujących się poza obszarem ludzkich możliwości uzasadniania. Nie ulega wątpliwości, że sam punkt zaczepienia w naszym życiu, w którym w coś wierzymy sprawia, że czujemy się silniejsi. Pewniejsi w swoich dokonaniach i wyborach. Czujemy, że sens naszego istnienia jest pewien, bo w to wierzymy. Dążymy do niego, a swoją pewność opieramy na wierze.

Wiara w codziennym życiu.

W życiu niereligijnym, kierujemy się tymi samymi zasadami. W każdej chwili naszego istnienia jest z nami wiara. W tej sytuacji cel naszego uczucia również będzie inny – w zależności od własnych zapatrywań oraz upodobań, ale zawsze będzie występował. Jedni swoją wiarę upatrują w drugim człowieku. Dla innych będzie to wiara w postęp i technologie. Pierwsi z lubością oddadzą się konwersacji z ludźmi, pomocy im i sprawieniu, aby żyło się im lepiej, a Ci drudzy będą za wszelką cenę próbowali stworzyć coś ponadczasowego i dotychczas nieznanego. Coś, co być może również będzie służyło ludziom. Jednak w obu tych przypadkach, głównym faktorem kierującym jest to, w co wierzmy. Tak też powinno wyglądać życie każdego z nas.

Dlaczego żyjemy tak daleko od własnego punktu wierzenia? Dlaczego nie potrafimy wyzbyć się własnych wygód, strefy komfortu i wszelkich korzyści? W jakim celu prowadzimy życie pozbawione czynnika, tak bardzo determinującego nasze człowieczeństwo?

Życiowa asekuracja.

Bezpieczniej jest uciszyć własne wierzenia, zepchnąć je na dalszy plan i zapomnieć o nich, aniżeli pójść za nimi do samego końca. Tłumaczymy to przed samymi sobą, że nie mamy wyjścia. Rzekomo musimy robić coś wbrew sobie, aby utrzymać rodzinę czy zachować kontakty towarzyskie. Jednak czym jesteśmy, skoro sprzeniewierzamy się własnym wierzeniom? Co pozostaje nam więcej w życiu, jeśli występujemy przeciwko temu, w co wierzmy? Kim się wtedy stajemy?

Wiara czyni cuda

Człowiekiem umarłym za życia. Gnijącym od środka. Pustym wewnątrz. Poruszającym się i czekającym na koniec…

Jesteśmy ludźmi wewnętrznie rozdartymi. Gubimy swoją osobowość i swoja własne „ja”, jeśli sprzeciwiamy się własnym wierzeniom. Tracimy własną tożsamość, która to właśnie czyni nas innymi od tych, którzy umierają za życia. Tych, którzy są zagubieni we własnej wierze.

Kochamy podróżować, wierzymy w moc zbierania doświadczeń i obcowania na łonie natury, poznając nowe miejsca i nowych ludzi na świecie. Jednak od kilku lat, całymi dniami przesiadujemy w biurze, wypełniając bzdurne dokumenty, mając za towarzystwo jedynie komputer, biurko i białą ścianę naprzeciwko. Czy to nie jest jawne pogwałcenie własnych wierzeń?

Nie narzuca nam ich kultura, środowisko, kraj czy ustrój. My sami jesteśmy odpowiedzialni za ich wybór! Więc jak to możliwe, że się im sprzeciwiamy? Gardzimy nimi, nie korzystając z nich?

Znajdź swoje wierzenia i podążaj za nimi.

Oddanie się „czemuś” to pierwszy, bardzo ważny krok na drodze ku osiągnięciu prawdziwej wolności duchowej i życiowej. Wyznaczenie sobie punktu zaczepienia, którego będziemy się łapać, w każdej trudnej chwili sprawia, że inne rzeczy wydają się łatwiejsze. Jednak wiara bez praktyki i odpowiedniej realizacji jest niczym.

Tak samo, jak wszyscy deklarujący się i wierzący katolicy, którzy zabijają swoje żony lub dzieci, w nagłym przypływie amoku, tak samo i my, wierzący w swoją własną ideę, ale nie postępujący zgodnie z nią, jesteśmy tacy sami.

Mówimy, ale nie robimy. Marzymy, ale nie działamy. Wierzymy, ale nie praktykujemy.

O wiele ważniejszą częścią jest krok drugi, w którym to wychodzimy naprzeciw naszym wierzeniom. Realizujemy to, za czym podążamy. Postępujemy zgodnie z własnym uczuciem. Z własną ideologią. Nie boimy się, bo jak można się bać czegoś, co tak oddanie i zawzięcie definiuje nasza wiara? Jeśli w coś wierzysz prawdziwie, to zawsze będziesz za to walczył do samego końca. Bez względu czy będzie to dla Ciebie korzystne, czy nie. Sama moc tego zjawiska spowoduje, że nie ulękniesz się niczego, ani nikogo, kto stanie na Twojej drodze.

wierzenia

Wszyscy ludzie sukcesu, którzy zapisali się na kartach historii, wierzyli w coś, co wywindowało ich pod niebiosa. Nawet jeśli nikt inny poza nimi tego nie robił, to oni nadal ufali we własne przekonania. Bez znaczenia pozostawał fakt, że byli odrzucani i wyśmiewani, a porażek doznawali na każdym kroku. Mieli swój punkt oparcia, co sprawiło, że osiągnęli szczyty.

Sportowcy wierzą w siebie i dlatego osiągają sukcesy. Phil Knight wierzył w swoje buty do biegania i dlatego dziś, możemy nosić Nike. Elon Musk wierzy w moc technologii i postępu, dlatego realizuje projekty, o których nie śniło się innym osobom. Nick Vujicic wierzył, że może żyć jak normalny człowiek, pomimo braku rąk i nóg, i cały czas tak właśnie żyje. Pomimo swojej dysfunkcji, przeżywa życie w jego pełni. O wiele lepiej niż w pełni sprawny człowiek.

Niezachwiana i pewna wiara niesie ze sobą ogromną moc. Mogą nas o tym dobitnie przekonać przypadki ludzi, dotkniętych hipochondrią. Przypadłością, w której to kompletnie zdrowy człowiek, sam siebie przekonuje, że jest chory. Robi to, dzięki swojej niezachwianej, silnej i w tym przypadku, niepoprawnej wierze. Również efekt placebo, którego działanie nie zostało jeszcze dokładnie wyjaśnione, wskazuje na dużą rolę czynnika wiary w naszym życiu.

Róbmy to, w co wierzymy.

Uwierzcie, że dzięki temu jest łatwiej. Dzięki temu odczuwasz szczere i naturalne emocje, kiedy znajdujesz się na drodze razem z przedmiotem własnej wiary. Nie sprzeniewierzajmy się wierze dla niższych wartości jak pieniądze, sława czy rozgłos. Zaufajcie, że jeśli poświęcicie wystarczająco dużo czasu i trudu, to wartości te i tak zdobędziecie. Z tą jednak różnicą, że zrobicie to, wierząc w coś, co sami sobie wyznaczyliście.

Także i wierzenia, mogą być nie do końca poprawne i korzystne. Dlatego warto spojrzeć na swoje poczynania z szerszej perspektywy. Czasami ochłonąć. Przemyśleć kilka kwestii i zastanowić się, czy to, co robimy, nie niszczy nikomu życia. Zadajmy sobie pytanie, czy przedmiot naszych wierzeń nie wyrządza komukolwiek krzywdy.

Musimy w coś wierzyć. Musimy podążać za wiarą, aby zrealizować swój cel. Będzie ciężko. Będziemy bici, opluwani i kopani. Mieszani z błotem i zrównani z ziemią nie jeden, ale wiele razy. To będzie istna próba naszego wierzenia. Tylko nieliczni ją przetrwają. Wtedy właśnie wychodzi na jaw, jak mocno ugruntowana jest w nas, nasza wiara. Jak silna i niezachwiana ona jest i jak mocni my sami w niej jesteśmy.

 

Wielu uważa, że pieniądze rządzą światem. Decydują, kto zasiada na szczycie i dyktuje pozostałym, co mają czynić. Zapewne te same osoby twierdzą także, że pieniądze to wyznacznik sukcesu i prestiżu. Jednak media społecznościowe skutecznie podważają sens tytułowego pytania: czy pieniądze to wartość rządząca światem? 

W pewnym stopniu – na pewno. Wystarczy przypomnieć sobie i przywołać wiele nagłówków gazet z przeszłości, grzmiących z odległości kilkudziesięciu metrów w lokalnych kioskach i zaczynających się na ogół od słów –„Łapówka” lub „Korupcja”. Nie da się ukryć, że mając pieniądze, można zdziałać wiele, osiągnąć naprawdę dużo, a do tego pławić się w luksusach. Jednak obserwując obecne trendy panujące w świecie i zmieniające się wzory kreowanych gwiazd, które z tak wielkim uwielbieniem obserwuje głównie młode pokolenie, dochodzę do wniosku, że czas pieniędzy jako wyznacznika sukcesu powoli przemija.

Nadal są istotną wartością, bez której nie da się ani przeżyć, ani godnie żyć, ani niestety – nie oszukujmy się – załatwić czegoś „ponadustawowo”. Szczególnie jeśli nie mamy silnie rozwiniętej elokwencji, daru przekonywania i umiejętności interpersonalnych. Czy jednak pieniądze dominują tak jak w poprzednich latach? Czy nadal są jedyną i niepodważalną wartością w życiu każdego, która decyduje o naszym statusie? Czy pieniądze to wartość rządząca światem? Robiąca to nieprzerwanie od wielu wieków? 

Moim zdaniem – nie.

Nie mam pojęcia czy powinniśmy się z tego cieszyć, zacierać ręce z radości czy raczej płakać i oczekiwać czegoś gorszego. Jestem za to święcie przekonany, że obecnych idoli, którzy naprawdę rządzą nami, naszymi bliskimi oraz w szczególności młodym pokoleniem, nie wybiera się poprzez pieniądze znajdujące się na ich kontach bankowych. Wybieramy ich na podstawie liczb, jakie osiągają w swoich social mediach.

media społecznościowe

Media społecznościowe nową siłą.

„Lajki”, „Followersi” i Subskrybenci. To jest obecna siła, która faktycznie rozdaje karty i determinuje układ sił na różnych płaszczyznach naszego życia. Wystarczy spojrzeć na wzory do naśladowania dla młodych ludzi. Próżno szukać w nich osób, które nie posiadają konta w serwisach społecznościowych i dysponują liczbą obserwatorów nierzadko przyprawiającą o zawrót głowy.

Na nasze nieszczęście ta wartość tak samo, jak pieniądze, potrafi być niesamowicie złudna i zupełnie fałszować rzeczywistość. Niejednokrotnie spotkałem się z kontami w social mediach, które miały ogromny wskaźnik oglądalności, a wartość jaką przekazywały, była co najmniej wątpliwa. Śmiało można byłoby wdać się w dyskusję, czy treść przekazywana przez takie osoby jest na pewno stosowna do widowni i publiczności, która to wszystko śledzi.

Dziś coraz rzadziej słyszy się pragnienia młodego pokolenia, brzmiące: „Chcę być bogaty/bogata”. O wiele częściej, w naszych uszach rozbrzmią słowa: „Chcę mieć dużo obserwujących na Instagramie. Chcę być gwiazdą Instagrama!”. Nie neguje tego ani nie chce kreować się na przeciwnika social mediów, bo paradoksalnie jestem ich wielkim zwolennikiem i dostrzegam w nich wiele dobrego. Ponadto, za dużymi liczbami stoi nie rzadko wiele poświęconego czasu oraz włożonej w to pracy. Jednak tak samo, jak każdy medal, tak i media społecznościowe, mają dwie strony. Te dobre i te złe.

Zagrożenia.

Nawet piękna róża, która raczy nas swoim wspaniałym widokiem, rozlewającej się czerwieni, ma ostre i niebezpieczne kolce. Tak samo i media społecznościowe, z pozoru piękne i nieskazitelne, skrywają nierzadko swoje prawdziwe, ciemne oblicze.

Obecnie media społecznościowe i liczby nimi rządzące, to siła z której nie zdajemy sobie nawet do końca sprawy. Nie usprawiedliwia to jednak naszych wyborów. W naszej gestii leży rozważne selekcjonowanie osób, kont oraz stron, które obserwujemy i na których się wzorujemy. Możemy spotkać tam naszych przyszłych, wiernych przyjaciół, kochające żony oraz oddanych współpracowników. Jednak o wiele łatwiej, możemy doświadczyć otwartej wrogości, braku moralności i zepsutych ideałów.

Powinniśmy przede wszystkim pamiętać, że tak samo jak pieniądze nie określają tego jakimi jesteśmy ludźmi, tak samo te kilka cyfr, określających nasze media społecznościowe nie mogą oddać tego, jak wygląda nasze życie, co w nim znaczymy i jaką rolę w nim odgrywamy. Każdy zasługuje na szacunek. Zarówno osoba z milionem fanów, jak i z setką kibicujących ludzi.

Ogromna moc stoi za każdym z tym serwisów. Dziś, młodzi ludzie robią oszałamiającą karierę właśnie dzięki tym platformom. To one są nadzieją i szansą dla wielu z Nas. Dla ludzi, próbujących osiągnąć w życiu coś więcej niż codzienne wstawanie do znienawidzonej pracy, w której spotkamy znienawidzonego szefa i swoje znienawidzone biurko, przy którym spędzamy znienawidzone osiem godzin. Jednak zanim do tego dojdzie, musimy kierować się odpowiednimi wzorcami, które z kolei posiadają właściwi ludzie sukcesu. Niekoniecznie Ci, którzy górują w rankingach oglądalności, ale zdecydowanie Ci, którzy pragną przekazać nam coś więcej, aniżeli tylko puste słowa, wulgaryzmy i brak jakichkolwiek zasad, co odzwierciedla idealnie ich własne życie.

Popularność to także odpowiedzialność.

Nie mnie jest oceniać moralność oraz samoświadomość każdej z tych osób. Chciałbym tylko, aby każda osoba, która jest na tyle ważną personą w świecie mediów społecznościowych, że ma za sobą rzeszę fanów, widowni i ludzi, którzy śledzą każdy ich ruch, pamiętała o odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach. Bo bycie na siłę zabawnym lub kreowanie się na kogoś, z kim nie ma się nic wspólnego, nie jest trudne. Szczególnie jeśli jest to robione przez wirtualny świat. To jednak próba pokazania szczególnie młodej publiczności prawdziwych, życiowych wartości, do zadań łatwych na pewno nie należy.

Dość przykro patrzy się na obecnych idoli młodego pokolenia do którego sam należę. Trudno w to uwierzyć, ale czasami jest mi wstyd, że jestem określany tak samo jak Ci, którzy za wzory uznali osoby wykreowane na kłamstwie. Tak samo jak nie powinniśmy wrzucać do jednego worka tych, którzy istnieją w social mediach, tak i również nie powinno się kategoryzować ludzi na podstawie ich wieku. Bo wiek, pieniądze, liczby i wszelkie inne zmienne wartości nie potrafią oddać tego, kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy.

Niech obecne gwiazdy mediów społecznościowych wezmą odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Niech podejmą proces świadomego myślenia, że każdy ich krok mogą naśladować tłumy.

Ludzie, którzy już niedługo, staną się przyszłością naszego kraju, naszego świata i całego naszego istnienia.

W naszą ludzką naturę wpisane jest czekanie. Zakorzeniona wartość, przekazywana z pokolenia na pokolenie i wpajana nam od najmłodszych lat. Pielęgnowana niczym rajski ogród i nietykalna jak zakazany owoc. Nie ważne, na jakim etapie naszego życia jesteśmy i dokąd dążymy. Czekanie jest zawsze obok nas. 

Gdy chodzimy do szkoły, nieustannie wyczekujemy wakacji. Podczas obowiązków zawodowych, z upragnieniem czekamy na urlop lub weekend, podczas którego można odetchnąć i wyrwać się z nieprzyjemnych zadań. Będąc w szczęśliwym związku, czekamy na ślub. Kiedy już się odbędzie, wyczekujemy dziecka.

To błędne koło wiecznego czekania.

Zbyt daleko posuniętym wnioskiem byłoby stwierdzenie, że to w pełni złe zachowanie i zupełnie niepotrzebne. Czekanie na coś, ustala niejako wartość naszego życia. Sprawia, że dążymy do czegoś, a upływający czas nie jest dla nas taki straszny. W końcu każda kolejna minuta przybliża nas do naszego obiektu oczekiwań. Jednak powinniśmy bacznie przyglądać się temu, jak wygląda nasz stan czekania. Jest zasadnicza różnica między czekaniem biernym i nierobieniem niczego konkretnego a czekaniem czynnym. Również oczekiwanie w radosnym podnieceniu jest inne od ponurego wyczekiwania tego, co ma nadejść.

nuda

Abstrahuje od oczekiwania efektów, bez włożonego odpowiedniego wysiłku. Dziś, chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę na sam akt czekania w kontekście całego naszego życia. Zdarza się, że trwanie w tym stanie, tak bardzo nas oplata swoimi mackami snutych wizji, że rozprasza nasze działania w teraźniejszości. Zakłamuje to, jak wygląda nasze „dziś”. Nie jest tajemnicą, że nadzieja wynikająca z oczekiwania konkretnego terminu, daty lub wydarzenia sprawia, że każdego kolejnego dnia, przekonujemy samych siebie, że…

„Jakoś to będzie. Wytrwam”.

Ale czy naprawdę warto? Czy cokolwiek, co ma nadejść, ma w sobie taką siłę i moc, abyśmy musieli się dla tego poświęcać i być męczennikami? To, na co czekamy, nie może zasnuwać naszej rzeczywistości mgiełką niewiedzy, fałszu i zakłamania. Nie powinniśmy tłumaczyć sobie, swojej aktualnej, złej sytuacji towarzyskiej, emocjonalnej czy zawodowej faktem wynikającym z naszego czekania na coś.

Czekanie nie wyzwala działania.

Jestem w stanie zrozumieć ten radosny stan. Każdy z nas na coś czeka. Na wakacje, urlop, weekend, rodzinne spotkanie czy finał piłkarskiej ligi mistrzów. To nic złego, że to odczuwamy i zupełnie podświadomie do tego dążymy. To jest nasz cel i to określa niejako nasze życie oraz jego wartość. Jednak spójrzmy na to z perspektywy bardziej praktycznej. Czy to na co czekamy, jest istotnie tak silne, że ciągle się temu oddajemy w naszych myślach do tego stopnia, iż nie możemy skupić się na niczym innym? Przecież czynność czekania sama w sobie jest zajęciem biernym. W większości przypadków nie mamy wpływu na przyspieszenie wyczekiwanego terminu czy wydarzenia. Nie przyspieszymy weekendu, daty porodu potomka czy urlopu przykazanego nam przez szefa. Dlaczego więc coś, co nie kosztuje nas jakiejkolwiek energii i włożonego wysiłku, ma dać nam coś trwałego i silnego, potrafiącego zmienić nasze życie?

Zdecydowanie przeceniamy to, na co czekamy. Podniecamy się wydarzeniami, które mają nadejść. Oddajemy się im w całości, zupełnie tak jakby mogły zmienić nasze życie i wywindować nas na wyższy poziom. Być może, czasami i tak jest. Oczekiwanie na wycieczkę do Afryki, aby pomóc biednym dzieciom czy bardzo ważne spotkanie ze sponsorami to faktycznie coś, co może zmienić istotnie naszą teraźniejszość. Jednak w takich sytuacjach nawet to pozorne czekanie, nie jest nim w rzeczywistości.

Posługując się poprzednim przykładem, zwróćmy uwagę, że coś musiało zapoczątkować czekanie na wycieczkę do Afryki w ramach akcji humanitarnej. Nasze wcześniejsze działanie, angażowanie się w wolontariat i pomoc potrzebującym. Może okazać się, że coś, co nazywamy czekaniem, które zmieni nasze życie, jest ostatnim etapem wypełniania naszego celu, do którego tak skrupulatnie dążyliśmy przez poprzednie lata. Odróżnijmy dążenie do celu i realizowanie go każdego dnia poprzez systematyczną pracę, od zwykłego oczekiwania na coś, co ma nadejść bez naszej ingerencji.

„Nienawidzę poniedziałków!”

Czekanie to bardzo popularna praktyka wśród osób niezadowolonych swoim życiem. Dlaczego uczniowie czekają na weekend, święta, wakacje czy choćby dzień wolnego? Bo nienawidzą szkoły. Nie lubią jej. Nie chcą wstawać codziennie rano, aby uczyć się czegoś, czego zapomną w kolejnych latach swojego życia. To całkiem normalny ludzki odruch, że wzbraniamy się przed tym, co nieprzyjemne i chwytamy się myślą tego, co radosne. Choćby było to od nas oddalone o całe lata świetlne.

Dlatego tak często powtarzamy sobie, że „Jakoś to będzie” i „Wytrwam.” Zakłamujemy swoją własną rzeczywistość, a nasze bierne czekanie na coś, mylnie wprawia nas w stan poczucia kontroli nad własnym życiem i odczuwania „jeszcze nie tak zupełnego przytłoczenia, aby coś zmienić”.

Nienawidzimy poniedziałków, a kochamy piątki. Ten pierwszy to zwiastun powrotu do pracy, do naszej rzeczywistości i naszego „dziś”. Ten drugi to zapowiedź obiektu naszych westchnień, którym jest weekend. Nie chciałbym uogólniać, że każdy kto czeka na weekend, nie lubi swojej pracy, ale to spostrzeżenie ma w sobie wiele prawdy. Rozczarowanie z wykonywanej pracy i brak uczucia do niej, rekompensuje nam czekanie na weekend. W ten sposób żyją miliony ludzi na całym świecie! Czy to nie jest zatrważające i przykre?

Nie czekaj. Żyj!

czekanie

Nie zmieniamy swojej rzeczywistości, bo czekanie ją zakłamuje. Oczekiwanie lepszego odrzuca naszą myśl o przełomie, który mógłby sprawić, że czekanie nie byłoby konieczne. Każdy nasz dzień, każda chwila naszego życia byłaby radosna sama w sobie. Nie potrzebne byłoby wyczekiwanie czegokolwiek. Nasze „dziś” byłoby tak niesamowitą i ekscytującą przygodą, że nic, co mogłoby nadejść, nie byłoby lepsze od tego.

Gary Vaynerchuk powiedział, że jeśli z utęsknieniem wyczekujesz weekendu i z całych sił nienawidzisz poniedziałków, to najwyższa pora, aby mocno zrewidować swoje poglądy i życiowe wybory. Coś musi być nie w porządku z naszym życiem i wykonywaniem w nim czynności oraz zadań, skoro tak mocno wyczekujemy wolności. Może to właśnie wolność jest tutaj kluczem? Dusimy się w swojej obecnej pracy i chcemy zacząć żyć, tak jak chcemy?

Dlaczego, wiec tego nie robimy? Czy ktoś nam tego zakazuje?

Wolimy czekać na wolność i na to, co sprawia nam radość. Zamiast zmienić swoje życie teraz i odczuwać to każdego dnia. Czekanie nie może zakłamywać naszej rzeczywistości i odciągać nas od zmian, które musimy dokonać, aby w końcu zacząć żyć tak, jak chcemy.

Czekając nieustannie na nadejście czegoś, zaniedbujemy teraźniejszość. Rzeczywistość, która jest tak istotna w celu budowania lepszej przyszłości. Czasów, na które przecież tak czekamy. Perspektywy, którą moglibyśmy zmienić sami, zamiast biernie jej oczekując.

#kolejne artykuły