Życie w bezpiecznej bańce szczęścia i wiecznego komfortu jest na pewno miłe i aż nazbyt przyjemne. Byłoby to wielce pożądane zachowanie, gdyby nie jeden, mały szczegół. W ten sposób nie da się żyć, nie mówiąc już o jakimkolwiek dużym sukcesie. Na tej właściwej drodze, nie raz znajdzie się ona – brutalna rzeczywistość.
Teraźniejszość istotnie bywa okrutna. Niejednokrotnie karci nas swą ojcowską ręką, którą sprawuje pieczę nad naszym życiem. Jej okrucieństwo objawia się zazwyczaj w najmniej spodziewanych dla nas momentach. W okresach, w których wydaje nam się, że możemy wszystko, a droga do osiągnięcia celu jest łatwiejsza niż nigdy dotąd. Być może właśnie dlatego jesteśmy przez nią karani. Za zbytnią zuchwałość we własnych poczynaniach i niemalże bezczelność w procesie postrzegania wspinaczki na szczyt.
Szczególnie brutalnym jest nasz pierwszy kontakt ze strofującą nas dłonią rzeczywistości. Pomijając nikłe i delikatne spotkania z nią w dzieciństwie, kiedy to okazało się, że mama jednak nie kupi nam wszystkiego, czego sobie tylko zapragniemy lub koleżanka (przecież nie dziewczyna! „Wszystkie dziewczynki są fuj!”) z piaskownicy nie odda nam swoich zabawek, pierwszy kontakt z czyhająca na nas rzeczywistością, często pojawia się po ukończeniu szkoły średniej.
Październik… Koniec sielanki. Pora na rzeczywistość.
To był istny, gorący czas dla wszystkich tegorocznych maturzystów. Dla jednych maj kojarzy się z pięknie budzącą się do życia naturą. Osobiście zawsze wiąże go ze swoimi urodzinami a każdego roku, tysiące dziewiętnastolatków, najchętniej wyrzuciłoby go z kalendarza. Najczęściej jednak rzeczywistość ukazuje swoją przewrotność w tym aspekcie. Staje się dla nas łagodna niczym potulny baranek. Okazuje się, że nasz ogromny stres i nieprzespane noce, nie znalazły swojego uzasadnienia w teraźniejszości. Dni egzaminów przebiegły sprawnie i bez większych komplikacji. Rzeczywistość po raz kolejny, sprytnie zwiodła tysiące młodych ludzi.
Po otrzymanych wynikach, radościach lub rozczarowaniach, łzach szczęścia lub smutku, nadchodzi okres gorączkowych rozmyślań i ważnych wyborów. Toczenie długich debat i burzliwych rozmów na temat wyboru uczelni z bliskimi i przyjaciółmi, staje się chlebem powszednim w wielu domach. Nieumiejętność zadecydowania spędza nam sen z powiek a od pytań zadawanych na forach czujemy, że jesteśmy bliscy obłędu. W końcu po wielu godzinach przemyśleń podejmujemy decyzje. Wybieramy „tę jedyną, wyjątkową” uczelnię. Oczywiście znajdującą się w innym mieście. Niemal skaczemy z podekscytowania, nie mogąc doczekać się października i spełniania swoich marzeń!
Wolność! Samodzielność! Tak!

Pakujemy torby ze swoimi rzeczami, mama otrzymuje od nas niemal wymuszonego całusa i już siedzimy w aucie – prawdziwym wehikule mającym nas zanieść w inne, lepsze czasy. Docieramy na miejsce dwa dni przed rozpoczęciem zajęć. Małe mieszkanie w starym bloku. Tata pomaga nam się rozpakować, daje w rękę trochę gotówki, ściska nam dłoń (ach, ta męska twardość!) i wychodzi, zostawiając nas samych, mogących rozkoszować się wolnością i samodzielnością.
Mija dzień, drugi, zaczynamy studiować, poznajemy nowych ludzi i czujemy się świetnie. Jednak po tygodniu, dwóch, a może po miesiącu, w końcu przychodzi spotkanie oko w oko, ze skrywanym do tej pory obliczem rzeczywistości. Wyrasta przed nami niczym niewidzialny blok betonu z kpiąco rozciągniętymi ustami, niemal pytającymi: „Nie spodziewałeś się mnie, prawda?” a my jesteśmy przerażeni, nie wiedząc co czynić i jak się zachować. W końcu to nasze pierwsze spotkanie a obok nie ma mamy ani taty, którzy mogliby nam pomóc. Jesteśmy zdani wyłączni na siebie.
Wolność… Samodzielność… Nie…

Czym więc jest owa brutalna rzeczywistość i jak się objawia?
Obrazowo mówiąc jest to punkt, w którym uświadamiamy sobie, że życie nie jest tylko kolorowe, sprawiedliwie i pozbawione wszelkich problemów. Czytając wiele moich tekstów, można odnieść wrażenie, że życie to istna sielanka pełna radości, szczęścia i wiecznego spełnienia. Wydawać by się mogło, że wystarczy czegoś chcieć i uparcie dążyć do celu, aby go osiągnąć. A wesołe i roześmiane ptaszki, zabiorą nas na swoich skrzydłach do wiecznej krainy szczęścia…
Właśnie jakoś tak nie do końca to wszystko wygląda, prawda?
Cóż. Życie nie jest lekkie. Rzeczywistość wielokrotnie zaskakuje nas swoją brutalnością i sprowadza nas na ziemię szybciej, niżbyśmy mogli się tego spodziewać. Najczęściej jej potępiającą dłoń oglądamy w momentach, kiedy wszystko zdaje się toczyć niemal idealnie. Wtedy ni stąd, ni zowąd wyrasta przed nami całe morze problemów, a my zaczynamy zastanawiać się, skąd się to wszystko wzięło.
Młodzi skazani na karcącą dłoń?
Wbrew pozorom, ale to wcale nie tylko młodzi są nią zagrożeni. Może spotkać każdego z nas, w każdym momencie. Przykład młodych ludzi pasuje tutaj idealnie, ponieważ zazwyczaj żyją oni w bezpiecznej bańce bezpieczeństwa, nieskalaną dotykiem prawdziwego świata. Dopiero gdy kończą szkołę średnią, – co dla mnie osobiście oznacza realny, dorosły wiek – i decydują się na upragnioną wolność, zderzają się ze ścianą o nazwie brutalna rzeczywistość. Mama nie wypierze, nie posprząta i nie ugotuje. Tata nie podwiezie na uczelnie ani z niej nie odbierze. Nagle okazuje się, że nauka przestała być jedynym obowiązkiem. Dochodzi do tego jeszcze dbałość o mieszkanie i nierzadko – chęć zarobienia gotówki. Z dnia na dzień trzeba połączyć naukę z pracą i domowymi obowiązkami.

Raz po raz wyrastają przed nami nowe trudności, a my coraz częściej czujemy się jak na torze przeszkód, w którym ktoś niewątpliwie z nas nieustannie kpi. Zaczynamy tęsknić za dawnym życiem, marzymy, aby do niego powrócić. Rezolutniejsi prędzej czy później nauczą się swojej nowej rzeczywistości, przystosują się do niej, a w końcu zaczną posuwać się naprzód, starając się przewidzieć, gdzie pojawi się następna przeszkoda. To ci, którzy osiągną sukces. Inni, będą nieustannie przygniatani wielką, szorstką dłonią rzeczywistości i wciskani w błoto, razem ze swoimi niezrealizowanymi marzeniami. To ci, których sukces na zawsze pozostanie tylko w ich głowie.
Rzeczywistość jest okrutna, czy to My jesteśmy ślepi?
Pomimo tego, że życie nie jest lekkie, a rzeczywistość w istocie ma swoją brutalną twarz to zauważmy, że czasami to my odpowiadamy za wszelkie niespodziewane trudności. Często nie chcemy zauważać czyhających na nas problemów, czających się gdzieś w mroku przyszłości. Wolimy błędnie przekonywać siebie, że wszystko jest i będzie idealnie, zamiast zacząć dostrzegać świat takim, jakim jest. Im prędzej dostrzeżemy problem i trudność, jakie niesie ze sobą prawdziwe życie, tym lepiej będziemy mogli się do tego przygotowywać. Nie myślenie o problemie, nie spowoduje jego zniknięcia.
Żyjemy w wyimaginowanym świecie, wyidealizowanych ludzi. Błędnie zakładamy, że wszystko nam się należy i wszystko możemy zdobyć. Odnosząc się do przykładu maturzystów – żyjąc w bezpiecznej i komfortowej strefie szkolnej, wydaje im się, że świat poza nią też jest równie kolorowy i jedynym problemem na nich czekającym, jest niezaliczenie egzaminu. Wtedy przychodzi pierwszy kontakt z rzeczywistością i uświadomienie sobie, że życie jednak potrafi być bardziej brutalne niż dotychczasowa „jedynka” z matematyki.
Życie nie jest sielanką. Rzeczywistość nie zawsze jest miła i przyjemna, ale warto walczyć o to, żeby taka była. Swoim nastawieniem, zachowaniem i pracowaniem na swój sukces. Pomimo swej bezwzględności i surowości, życie jest piękne. Ze wszystkimi swymi urokami. Nie każdy musi akceptować taki stan rzeczy, jednak bardzo dobrze radzę to sobie uświadomić i się z tym pogodzić. Bo brutalna rzeczywistość nie dopuszcza do siebie lamentowania i skarg.
To kolejna lekcja, jaką daje nam życie – zadbaj o siebie, bo nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Nawet Twoja mama.
Nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi jak unikać karcącej dłoni życia. Nawet ludzie, którzy już ją spotkali, nieustannie na nią wpadają – czasami każdego dnia. Również ci podziwiani na całym świecie, ciągle lawirują między kłodami, rzucanymi im pod nogami. Czasami się przewrócą, ale zawsze otrzepują kolana i biegną dalej zważając, aby ponownie nie popełnić tego samego błędu. Śmiem twierdzić, że wielcy tego świata cieszą się z możliwości ujrzenia po raz kolejny, drapieżnej dłoni życia. Oni doskonale wiedzą, że upadek, który może ich spotkać, wcale nie jest taki zły, jak wydaje się to pozostałej części społeczeństwa. Rozumieją, że jeden upadek może nauczyć ich więcej, niż przejście tysiąca kroków bez żadnego szwanku.
Im częściej brutalna strona rzeczywistości Cię napotka, tym więcej będziesz o niej wiedział, a to znaczy, że będziesz mógł się lepiej przygotować na jej spotkanie. Nie da się jej uniknąć. Pamiętasz szkolne lekcje? To jest właśnie Twój sprawdzian. Prawdziwy test życia. Radzę Ci się na niego przygotować i nie zapominać materiału. Poprawki może już nie być, bo życie nie zatrzyma się, nie pochyli nad Tobą i nie zapyta, jak się czujesz. Ono zawsze pobiegnie dalej, śmiejąc się w głos. Do Ciebie należy decyzja, czy za nim popędzisz, czy poddasz się, zostając w tyle.
Posłuchaj kolego! Jesteś szczęściarzem!
Jednak nawet zważywszy na niezależność i bezwzględność życia, to jest ono piękne. Choćbyśmy mieli to szczęście sami sobie z niego wyrwać własnymi rękoma, to warto to zrobić. Za wszelką cenę. Nie ważne, czy czasami nas przygniata i przytłacza, czy codzienność wydaje nam się szara. Życie i rzeczywistość jest dokładnie taka, jaką chcemy ją widzieć. I choć brzmię jak wątpliwej jakości kaznodzieja, to proszę zrozummy, że życie jest niesamowicie pięknym darem. Rozjaśnijmy uśmiechem każdy napotkany problem. W każdej przeszkodzie dostrzeżmy promyk słońca i podążajmy za nim, czyniąc z niego nasze poczucie ciepła w trudnych, życiowych chwilach. Nośmy z dumą i radością w sercu brzemię, jakim nas obarcza. Pokażmy życiu, że je doceniamy, kochamy i nie ugniemy się pod jego ciężarem.

A ty młody kolego, który tak samo jak ja, masz to niesamowite szczęście życia, pozbawionego obciążającego bagażu – wykorzystaj je! Pomimo zderzenia się z prawdziwą rzeczywistością, nikt nie powinien być bardziej szczęśliwy niż Ty, który właśnie dziś, skończyłeś szkołę lub uczelnię i…
Jesteś wolny, nieobarczony niczym, poza własnymi przekonaniami. Zrozum, że ja i Ty, jesteśmy w najpiękniejszym wieku naszego życia.
Nie mamy żadnych zobowiązań. Dzieci i kredyty są nam zupełnie obce. Nikomu nie przysięgaliśmy wierności. Możemy żyć tak, jak chcemy. Ten czas to chwila na realizacje swoich marzeń. Na rozpoczęcie przedsięwzięcia, o którym zawsze marzyłeś. Zrobienie rzeczy, która do tej pory wydawała się surrealistyczną wizją. Działaj. Zrób teraz albo nie zrobisz tego nigdy. Uwierz, że nigdy później nie będzie to łatwiejsze.
Rzeczywistość i tak dopadnie Cię w swoje krwiste, twarde szpony. Dlatego może lepiej, żebyśmy spotkali ją podczas spełniania swoich marzeń, aniżeli pragnień swoich rodziców, prawda?