Pendleton Ward, to twórca animowanego hitu Cartoon Network „Pora na przygodę”. Gdy dowiedziałem się, że pracuje nad kolejnym serialem, tym razem dla Netflixa, byłem podekscytowany i zaciekawiony. Tym bardziej, że miała być to produkcja skierowana do dorosłych. Teraz, gdy jesteśmy już po premierze tego tytułu. Można śmiało powiedzieć, że jest to coś, czego do tej pory jeszcze na małym ekranie nie widziano.
The Midnight Gospel
Choć „Midnight Gospel”, to póki co tylko osiem odcinków (trwających od 20 do 35 minut), na ekranie cały czas coś się dzieje. Historia jest w ciągłym ruchu, pełna nieokiełznanej energii i niełatwych tematów.
Sama nazwa serialu, to również nazwa kosmicznego podcastu prowadzonego przez głównego bohatera, Clancy’ego. Przy użyciu symulatora wszechświatów przenosi się on do różnych rzeczywistości, w których spotyka kolorowe, zakręcone i oryginalne postacie. Następnie przeprowadza z nimi wywiady.
Rozmowy bohatera toczą się na przeróżne tematy. Od samotności, przez religię, przyjaźń, aż po śmierć, miłość, czy słuszność korzystania z narkotyków. Twórcy puszczają przy tym wodze swojej fantazji, a wyżej wspomniane dyskusje dzieją się, np. w trakcie apokalipsy zombie, walki z wiedźmą, czy wielokrotnego, zapętlonego przyglądania się śmierci pewnego więźnia.
„Pora na przygodę”
Jak zatem widzicie, „Midnight Gospel” oferuje przygody na zupełnie innym poziomie wtajemniczenia niż „Pora na przygodę”. Wśród podobieństw do tej produkcji można wymienić dwa elementy.
Pierwszym jest sama animacja, która jest piękna, wciąga głębią kolorów, swoją dynamiką, dziwnością i oryginalnością. Ta ostatnia przejawia się chociażby w różnych formach jakie przyjmuje Clancy przenosząc się do poszczególnych wszechświatów za pomocą swojego symulatora.
Drugim elementem stanowiącym podobieństwo do animacji „Adventure Time” jest z kolei nieprzewidywalność i nieustanna akcja, która wynika z niedającej się w pełni okiełznać energii serialu. W tle rozgrywają się bowiem szalone wydarzenia. Jak choćby walkę klaunów z rebeliantami czy niekończącą się ucieczkę z więzienia z wieloma scenariuszami.
To właśnie nieoczekiwane przeze mnie połączenie głębokich, filozoficznych przemyśleń i zwariowanych planet, postaci i zdarzeń najbardziej przekonały mnie do animacji. To jednak nie wszystko.
Mam wrażenie, że każdy widz, nieważne czy młody czy stary, mężczyzna czy kobieta, gej czy hetero, osoba po wielu przejściach czy bez żadnych problemów. Każdy oglądając „Midnight Gospel” dowie się czegoś o samym sobie. Serial jest bowiem swego rodzaju lustrem, które pokazuje nasze problemy i stara się rozwiązać je zwykłą rozmową.
„Midnight Gospel”, to jedyna w swoim rodzaju okazja by spojrzeć prawdzie w oczy w najbardziej nietypowy sposób. Ta kosmiczne podróż po filozofii całego wszechświata pokazuje siłę słowa i potrafi jednocześnie zaprosić widza do dyskusji na poważne tematy oraz go zrelaksować.
Ja nigdy wcześniej nie przeżyłem niczego podobnego jak w trakcie seansu tej animacji, więc z ręką na sercu polecam wam tę terapeutyczną przygodę z Clancym w roli głównej.