Ot i Slender na ekranie
No i jest! Ekranizacja “Slenderman”, na którą prawdopodobnie wiele osób czekało, czy się udała? Gra była rewelacyjna, choć na krótki czas, to zapewniała sporo zabawy i emocji. Z racji tego, że każdy ma inne poczucie wartości przeleję chętnie moje odczucia z tego dzieła… tak więc, zaczynajmy!
Na co fabuła, jak już postać da hit
Film opowiada o grupie przyjaciółek, które na spotkaniu w domu jednej z nich postanawiają się zabawić w przywoływanie wysokiego porywacza dzieci bez twarzy przez… obejrzenie filmiku na jakiejś stronie. Nic banalniejszego twórcy najwidoczniej nie mogli wymyślić. W dobie cyfryzacji i tego, że dzieciaki się coraz rzadziej ruszają sprzed ekranów, prawdopodobnie uznali iż to najlepsza metoda na wywołanie ducha w dzisiejszych czasach… Czy “The Ring” nie miał czegoś takiego? Ano miał. Twórcy polecieli po najmniejszej linii oporu, bo po co wymyślać jakiś ciekawy rytuał, np. wymagający krwi dziewicy, to czasochłonne, a poza tym występuje na świecie deficyt dziewic i jest to gatunek zagrożony. Aż szkoda, że jeszcze na youtube’a tego tak pieczołowicie przygotowanego filmiku nie umieścili. Fabuła jest prosta jak budowa cepa, ot przywołali Slender’a i teraz trzeba przeżyć.
Groza i klimat, po co to?
Budowanie napięcia, czy też strachu powinno być nieodzownym elementem każdego filmu grozy, niestety jest coraz częściej zanika. O ile sceny w lesie miały swój urok i klimat, tak w innych lokacjach zostały go zupełnie pozbawione. Przy tym dźwięki spróchniałych drzew nie pomagał go przywrócić. Co więcej z ów jegomościa zrobiono jakiegoś enta, którego każde pojawienie cechował wyżej wymieniony dźwięk. Dosłownie na palcach jednej ręki można zliczyć ile Slender miał klimatycznych i przyjaznych wejść. Sama muzyka była dobra ale to za mało by dodać grozy, czemuś co nie ma odpowiednio dobrze zrealizowanych scen.
Postacie filmowe
Zaczynając od samego jegomościa bez twarzy, jego design wypadł naprawdę całkiem dobrze. Bez robienia z niego drzewnego ludka byłoby rewelacyjnie (gdyby sam film opisywał go człowiekiem cieniem, a nie drzewem). Cóż, trzeba było jakoś zwiastować jego przybycie czy ruchy kończynami, bo bez tego nie dopadnie Cię trwoga. Na każdym zdjęciu w poszukiwaniach jego osoby jest widoczny jak walec na środku drogi.
…
Julia Goldani Telles, wcielająca się w rolę “Hallie”, będąc główną bohaterką tej opowieści, zwyczajnie przechodziła sobie cały film. Ot była bo była, całkowicie bezbarwna, a relacje z jej siostrą wołały o pomstę do nieba (kocham Cię i uwielbiam siostro, ale nie gadam z Tobą i mam w dupie naszą relację), mogłoby jej nie być, a film by na tym nie stracił.
…
Joey King, która grała “Wren” wypadła całkiem nieźle. Jako jedyna chciała zwalczyć gościa, który mącił im w głowach i starał się skrócić życie. Niestety reszta mimo halucynacji z niewymiarowym człowiekiem i zakrzywieniem czasoprzestrzeni miała to gdzieś. O dwóch pozostałych uczestniczkach tego zwariowanego procesu przywołania lepiej się nie wypowiadam bo Jaz Sinclar “Chloe” i Annalise Basso “Piper” najwidoczniej przyjęły swoje role by jak najmniej się narobić i coś zarobić i filmowe postacie całkowicie nie istniały. Rodzice Hallie to dosłownie króciutkie epizody zupełnie jak z siostrą, ich gry nie ma co oceniać ponieważ za mało razy się pojawiali i nic nie wnosili.
…
Taylor Richardson jako “Lizzie” wypadła całkiem ok. Młodsza siostra szuka kontaktów ze starszą, która z biegiem czasu się odsuwa i coraz mniej rozmawiają. Całkiem ciekawie udała opętanie przez Slender’a, lecz to niestety za mało. Równie dobrze postacie z filmu mogły by się nazywać 1, 2 ,3, gdyż i tak nie są warci zapamiętania.
Taniec nie będzie wiecznie czekał, kończmy to!
Zakończenie tego filmu było okropnie przewidywalne i nie miało sensu, było wiele lepszych momentów na ukończenie, a wybrali najgorszy z możliwych. Podsumujmy więc: odczucie klimatu znikome, grozy całkowicie brak, postacie bezbarwne, muzyka dobra, sama postać Slend’iego przyzwoita (bez dźwięku byłoby lepiej), “Moda na sukces” ma więcej głębi jak fabuła tego filmu, charakterne postacie są jak duchy, nie widać ich tu. W sumie dwie w miarę dobre rzeczy to zdecydowanie za mało by ten film stał się hitem jak gra, ode mnie 2/10.