Film "Bohemian Rhapsody" nie jest warty wizyty w kinie. | worldmaster.pl
#

Cały projekt pod nazwą “Bohemian Rhapsody” rodził się w wielkich bólach. Zmieniał się aktor grający Freddiego, zmieniał się reżyser i zmieniał się scenarzysta. Dodatkowo żyjący i aktywni członkowie zespołu Queen, Roger Taylor i Brian May, byli obecni na planie i zadbali, by nic zbyt kontrowersyjnego nie pojawiło się na ekranie.

Jeśli podejdziemy do tej produkcji jako do przydługiego teledysku, to możemy się dobrze bawić przez większość seansu. Finałowa scena koncertu na Live Aid jest pięknie zrealizowana i wręcz wzruszająca. Jednak nie jest to w żadnym stopniu zasługa filmu. Jestem pewny, że ktoś całkowicie nieobeznany z historią zespołu, nie odczuje tego tak emocjonalnie. Scenariusz bowiem jest rozciągnięty na wiele lat i ledwie dotyka najważniejszych spraw. “Bohemian Rhapsody” zaczyna się kiedy Freddie nie zna jeszcze zespołu i pędzi pokazując jedynie wybrane wycinki z historii grupy, aż do koncertu Live Aid. Moim zdaniem brakło zaczepienia się o konkretny okres z życia chłopaków, by bardziej wyczerpać temat.

bohemian rhapsody, członkowie zespołu

consequenceofsound.net

Najdziwniejsze jest jednak dla mnie, że mimo iż w produkcji “Bohemian Rhapsody” uczestniczyli członkowie zespołu, to po krótkim research’u w internecie okazuje się, że połowa przedstawionych faktów się nie zgadza.

W filmie, przed koncertem Live Aid, Freddie przyznaje się kolegom z zespołu do choroby. Jednak Jim Hutton, jego partner z tamtego okresu, w swojej książce napisał, że wokalista dowiedział się o zakażeniu wirusem HIV w 87′ roku. Słynny występ na Wembley odbył się w 85′. Nie zgadza się również zawód wykonywany przez Jima oraz czas i okoliczności ich zapoznania. Te przykłady to tylko czubek góry lodowej. Gdyby scenariusz był jakoś niesamowicie interesujący, można by było wybaczyć nieścisłości. Niestety nie dość, że “Bohemian Rhapsody” przynudza za każdym razem, gdy tylko w tle nie słyszymy muzyki, to dodatkowo sprzedaje nam fałszywe informacje.

Mimo tych wszystkich problemów i ogólnej przeciętności “Bohemian Rhapsody” ogląda się nieźle. Głównie jest to jednak zasługa genialnych utworów, które powstały na wiele lat przed tym filmem.

Zamiast wydawać kasę, by obejrzeć jak paru aktorów udaje zespół Queen, proponuję obejrzeć prawdziwy koncert. Wisi cały na YouTube’ie. Ewentualnie w internecie znajdziecie pełno faktów ciekawostek i plotek. Na pewno da Wam to lepszy obraz wydarzeń z tamtych lat, niż ta produkcja. Zaoszczędzone pieniądze możecie wydać na butelkę czegoś dobrego, by uczcić pamięć wokalisty. Freddie na pewno doradziłby wam to samo.

 

Przy okazji “Venoma” ludzie starający się na siłę bronić jakości tej produkcji, podnoszą argumenty które niesamowicie mnie irytują. “Przecież to postać z kreskówki, nie wszystko musi mieć sens”. “Nie możemy wymagać wielkiego scenariusza, to ma być przede wszystkim rozrywka”. Wpadłem ostatnio przypadkowo na film “Człowiek, który gapił się na kozy” i jest to świetny przykład, jak przy nawet najbardziej absurdalnej historii, można przemycić ciekawy scenariusz i spójny świat, w którym nic nam nie zgrzyta podczas oglądania.

Film ma świetną obsadę i aktorzy mają duże pole do popisu. Nie są to jakieś powalające występy ale wszyscy trzymają dobry poziom. Wybija się na pewno Kevin Spacey, mimo że ma niewiele czasu, kradnie show kiedy tylko pojawia się na ekranie. Zamiast jakiejś brutalnej ekspozycji dostajemy retrospekcje w których narracje prowadzi nasz główny bohater. Dzięki temu prostemu zabiegowi tempo w filmie nie siada ani na chwilę. Jeśli umiecie i lubicie czytać między wierszami to “Człowiek, który gapił się na kozy” jest dla was. Jak to w ogóle ma się do Venoma??

Człowiek, który gapił się na kozy Venoma

www.telemagazyn.pl

“Przecież to postać z kreskówki, nie wszystko musi mieć sens”

Twórcy ze studia Sony, nie wykazali żadnej konsekwencji w tworzeniu świata. W laboratorium symbionty powodują śmierć nosicieli, jeden z nich nawet sam przez to umiera. Z drugiej srony dostajemy Venoma, który skacze sobie z Eddiego na jego dziewczynę i psa bez żadnych konsekwencji. A na dodatek w Malezji, Riot spędza 6 miesięcy w rannej, starszej kobiecie idąc na lotnisko. Ciężko mi też uwierzyć, że korporacja wysyłająca promy w kosmos nie ma monitoringu !? Pomijając już fakt tej gafy z linią czasową, to nic tu się nie trzyma kupy. Za to “Człowiek, który gapił się na kozy”, mimo że proponuje świat pełen absurdu i rzeczy niemożliwych z naszego punktu widzenia, to robi to w sposób tak spójny, że po paru minutach wiemy czego możemy się spodziewać. Reżyser nie wciska co chwilę wydarzeń, zaprzeczających poprzedniej scenie. Nie każdy świat stworzony na potrzeby filmu musi mieć sens z perspektywy naszego, ale brak konsekwencji w jego budowaniu, może przeszkadzać w oglądaniu.

“Nie możemy wymagać wielkiego scenariusza, to ma być przede wszystkim rozrywka”

Mówcie co chcecie, ale “Venom” to film o niczym. Próbuje się nam sprzedać Eddiego Brocka, jako bohatera skrzywdzonego przez złą korporacje. Jednak on sam jest wszystkiemu winny, więc ciężko się z nim utożsamiać. Jego relacje z symbiontem też nie są na tyle zarysowane, by nieść w sobie jakiś morał.  Motywacje antagonisty również nie mają sensu. Po prostu jeden wielki burdel. “Człowiek, który gapił się na kozy” mimo dużo luźniejszego klimatu, niesie w sobie kilka ciekawych motywów. Mamy dziennikarza po rozwodzie, próbującego udowodnić ex-małżonce swoją wartość. Żołnierza, który zaprzedał swe ideały i poszukuje odkupienia i czarny charakter napędzany zazdrością. Proste i uniwersalne historie, jednak sprawiające że film nas angażuje.

Jeśli podobał Ci się “Venom”, to nie mam zamiaru Cię przekonywać że nie masz racji. Chcę tylko pokazać, że nawet przy najbardziej absurdalnej konwencji można, a nawet trzeba, opowiedzieć ciekawą historię i stworzyć spójny świat.

 

Mimo fatalnej prasy, najnowsze dziecko Sony Pictures zarabia bardzo dobre pieniądze. Dość powiedzieć, że film ustanowił nowy rekord zarobków weekendu otwarcia w październiku. Venom cierpi jednak na wiele chorób kina super bohaterskiego minionej epoki. Wysokimi wpływami z biletów fani dają producentom drugą szanse.

Sony po raz kolejny zawodzi. Moje odczucia po seansie najlepiej opiszę parafrazując cytat z trailera. Ten film nie ma rąk, nie ma nóg, nie ma twarzy i turla się jak g***o na wietrze. Tom Hardy spytany o ulubione sceny, powiedział że jest to 30 minut wyciętego materiału relacji jego bohatera z symbiontem. Siedząc w kinie czułem to jak cholera. Historia ma ogromną dziurę zamiast próby nadania charakteru stosunkom, jakie mają Venom i Eddie Brock.

venom sony

ew.com

To największa wada, ale nie jedyna. Cały scenariusz jest naiwny i nie wyjaśnia podstawowych zagadnień. Dziś, od podobnych produkcji, wymaga się więcej, niż prostej historyjki prowadzącej do końcowej konfrontacji. Osadzenie finałowej walki w nocy, to ewidentnie próba ukrycia słabych efektów specjalnych. Sony zazwyczaj nie miało z nimi problemów, więc najprawdopodobniej to budżet nie pozwolił na więcej. Jednowymiarowy, zły do szpiku kości złoczyńca też już nie wystarczy, szczególnie jeśli się mierzy w pierwszą ligę. Cały wątek miłosny jest do wyrzucenia, a twórcy jak na złość oparli o niego sporą cześć filmu.

Mimo tych wszystkich wad, Sony Pictures będzie miało szansę się zrewanżować. Jeśli Venom utrzyma takie zarobki, kolejne produkcje z nim związane, dostaną zielone światło do realizacji.

Jeśli ludzie odpowiedzialni za to uniwersum, wsłuchają się w głosy krytyków i fanów, widzę spore szansę na sprawne kontynuowanie tego przedsięwzięcia. Venom to zły film, ale jest w nim dużo serducha i dzięki temu da się go oglądać. Nie jest to szkodliwa produkcja, a i takie się zdarzały w historii Sony. Zwyczajnie kilka rzeczy się nie udało, jest jednak nad czym pracować i studio nie zamknęło sobie drogi do realizacji dalszych planów. MCU wysoko stawia poprzeczkę wielkim uniwersom, FOX zaś udowodnia, że można robić mniejsze i tańsze produkcje, tylko trzeba mieć pomysł. Tutaj brakło decyzji w którą stronę idziemy. Mocno trzymam kciuki za kolejne projekty Sony, ponieważ tylko konkurencja może wywindować kino super hero na jeszcze wyższy poziom.

Smarzowski oszukał nas wszystkich! Zarówno z trailera jak i z wypowiedzi wynikało, że film to będzie lincz. Przyznaję, że sam dałem się zwariować i właśnie z takim przeświadczeniem szedłem na “Kler”. Nadal nie uważam, żeby to był jakiś niesamowicie ważny film. Jednak na pewno bardziej stara się zachęcić do dialogu, niż popychać w stronę walki z Kościołem.

Jestem pewien, że cała afera była nakręcona specjalnie, na potrzeby kampanii reklamowej. Przyniosło to wymierny skutek, bo w pierwszy weekend Kler obejrzało milion osób. Produkcja przedstawia Kościół jako złą korporację, gdzie to zgniły system psuje porządnych ludzi. Księża nie są przedstawieni jako zwyrodnialcy przesiąknięci do szpiku kości pedofilią i pijaństwem. Reżyser pokazuje ich raczej jako ofiary organizacji, w której od wielu lat przymyka się oczy na patologię. Smarzowski przemycił oczywiście kilka swoich przesadzonych scen. Jednak przy tak zbilansowanej esencji filmu, jestem w stanie to wybaczyć.

smarzowski kler

www.spidersweb.pl

Scenariusz “Kleru” daje mnóstwo miejsca na popisy aktorskie i muszę przyznać, że odtwórcy głównych ról nie biorą jeńców. Jest tu wiele scen niemych konfrontacji, samotnej zadumy i kilka emocjonalnych wybuchów. Jest to idealne pole, by utalentowani artyści mogli pokazać pełnię swoich możliwości.

Jednak trzeba przyznać Smarzowskiemu, że to on stworzył środowisko sprzyjające aktorom. Niejednemu reżyserowi udało się zmarnować gwiazdorską obsadę. Wielu ludzi twierdzi, że wątek Więckiewicza dzieje się na uboczu i jest trochę zbędny. Dla mnie świetnie tonuje i dopełnia fajerwerki z przeplatającej się historii Jakubika i Braciaka. Bo właśnie ta jest główną osią filmu. W pewnym momencie podsuwa nam fałszywe tropy, ale końcowy twist i status quo, jaki po sobie pozostawia naprawdę daje do myślenia. Gdyby wszystkie trzy wątki spleść na tym poziomie i wyrzucić tych kilka przegięć, tak charakterystycznych dla Smarzowskiego, można by uznać scenariusz Kleru za naprawdę świetny.

Jestem zaskoczony bardziej niż Wy, ale polecam  wybrać się do kina!! “Kler” nie szokuje, a pcha w stronę racjonalnej dyskusji na temat uzdrowienia Kościoła. Smarzowski trzyma na smyczy swoje zacięcie do skandalu i stara się pokazać ludzkie twarze nawet negatywnych postaci.

Jeśli miałbym na siłę się czegoś czepić, to zdecydowanie nie podszedł mi montaż. Sama porwana stylistyka mnie nie przekonuje. Do tego widziałem co najmniej jeden potężny kiks, który bardziej pasowałby na youtube, niż do kina. Symbolika rzucana mocno w twarz to też nie mój klimat, wolę dyskretniejsze odniesienia, niż ostatnia wieczerza pokazywana w materiałach promocyjnych, a to wierzchołek góry lodowej. Nie ma też tak mocnego wydźwięku jak “Spotlight“, choć bardzo się stara. Mimo wszystko Kler, to dla mnie największe pozytywne zaskoczenie tego roku.

Sprawdźcie też dlaczego to nie jest ważny film oraz bardziej poetyckie omówienie p. Dominiki 

Przyznaje że nie jestem znawcą, ani fanem polskiej kinematografii, w tym i Pana Smarzowskiego. Wiem jednak, że zazwyczaj wokół jego filmów narasta sporo emocji. Na ile to zasługa umiejętności reżysera, a na ile dobierania podatnych na to tematów? Nie mnie to oceniać. “Kler” nie tu jest wyjątkiem i wywołuje mnóstwo kontrowersji.

Jedną z szeroko komentowanych spraw jest dofinansowania filmu “Kler” z funduszy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski, za pośrednictwem mediów społecznościowych, spytał wicepremiera Piotra Glińskiego, dlaczego pieniądze podatników są przeznaczane na antykatolicki projekt. W odpowiedzi czytamy, że nie zdążył jeszcze zwolnić pani Dyrektor Instytutu mianowaną przez poprzednią władzę i to ona przyznała dotacje. Jest to piękny przykład na nepotyzm i kolesiostwo, oraz wykorzystywanie państwowych środków na cele konkretnej grupy osób. Jeśli już widziałbym jakiś sens w funkcjonowaniu PISF to byłoby to raczej wspieranie i promowanie młodych twórców. Tymczasem jest to dawanie kasy na realizacje wizji Pana Smarzowskiego, wpisującej się w światopogląd decyzyjnych osób. Z drugiej strony postawa księdza zieje hipokryzją. Żyjemy w kraju w którym kościół nie jest opodatkowany, a pieniądze z budżetu płyną do niego milionami.

kler smarzowskiego

Filmozercy.com

“Nasz film (“Kler”) to wizja artystyczna oparta na wielu prawdziwych wydarzeniach, sytuacjach, które miały miejsce gdzieś i kiedyś. To niezwykle poruszająca, ale równocześnie prawdziwa historia.” (cytat)

To są te same bzdury, które słyszałem przy “Drogówce”, “Botoksie”, czy innych “Kobietach Mafii“. Pan Smarzowski twierdzi również, że “Kler” to “ważny” film, bo chodzą między nami księża pedofile. Owszem chodzą i jest to godne potępienia, jednak na tej podstawie można by uznać “Bękarty Wojny” za “ważną” produkcje, bo po świecie chodzą neonaziści. Jeśli pan reżyser kiedyś chciałby rzeczywiście coś zmienić, albo zwrócić uwagę na poważny temat, odsyłam do obejrzenia “Spotlight”. Tam ktoś zadał sobie trud zbadania prawdziwej historii, prawdziwych ludzi i ubrania wszystkiego w poruszający scenariusz, nagłaśniając realną walkę z patologią. Pan Smarzowski, czy pan Vega sprzedają swoje podkolorowane wizje kontrowersyjnych tematów i karzą nam wierzyć, że robią to w imię sprawy, a nie dla kasy i szumu medialnego.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie bronię kościoła, a “Kler” może się okazać świetnym filmem.

Denerwuje mnie jedynie, dopisywanie większego znaczenia produkcjom skrojonym na zarobienie kasy, poprzez dotykanie zagadnień powodujących silne emocje społeczeństwa. Poważne tematy można i trzeba poruszać w kinie, ale po prostu nie w ten sposób.

#kolejne artykuły